Marokańskie słońce - Adriana Rak - ebook + książka

Marokańskie słońce ebook

Adriana Rak

4,1

Opis

Dwudziestodwuletnia Marysia chce uciec przed trudną przeszłością. Właśnie zakończył się jej związek z Maćkiem, z którym związana była przez ostatnie sześć lat. Mężczyzna, będąc pod wpływem narkotyków wsiadł za kółko i potrącił staruszkę na pasach, która kilka dni później umarła, w konsekwencji czego mężczyzna trafił do więzienia. Dziewczyna jest napiętnowana przez lokalną społeczność. Ma dość i postanawia uciec. Z pomocą przychodzi jej ciocia mieszkająca w Hamburgu. W ciągu kilku dni załatwia Marysi pracę w barze. Młoda kobieta od razu decyduje się na wyjazd. Pragnie zmian i jest pełna nadziei na lepsze jutro.

Bilal to dwudziestoośmioletni mężczyzna,który kilka miesięcy wcześniej zakończył swój związek z Aminą. Pomimo upływu czasu nie jest gotowy na nową miłość. Całą swoją energię poświęca pracy, bez której nie wyobraża sobie swojego życia. Od kilku lat jest pilotem samolotu. Na co dzień mieszka z rodziną w Casablance. Jest muzułmaninem.

Ta dwójka nieszczęśników poznaje się na lotnisku w Gdańsku, gdzie oboje oczekują lotu do Hamburga. Magiczna i niewytłumaczalna siła przyciąga ich do siebie i od tego dnia splata losy w jedną całość. Zafascynowani sobą nawzajem szybko wplątują się w romans. Ta piękna historia nie może się jednak udać, o czym wkrótce będą musieli się brutalnie przekonać...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 196

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (56 ocen)
25
16
10
5
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Monika309

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
DecuMoWi

Całkiem niezła

Płytka, ale wzruszająca
00

Popularność




Copyright © by Adriana RakWydawnictwo WasPos, 2018All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja i korektaAneta GrabowskaWydawnictwo WasPos

Projekt okładkipixabay.com - bngdesingsWydawnictwo WasPos

Skład i łamanieWydawnictwo WasPos

Wydanie I

ISBN 978-83-66070-25-7

Wydawnictwo WasPosWarszawa, tel. 517-315-854,[email protected], www.waspos.p

Dla Ciebie, Witek,a także ze szczególną dedykacją dla moich teściówEwy i Stanisława Rakw podziękowaniu za to, że dzięki Wamistnieje ktoś tak wspaniały,jak, MÓJ MĄŻ.

1.MARYSIA

– Lot do Hamburga jest opóźniony o godzinę – powiedziała beznamiętnie staruszka do mężczyzny siedzącego obok mnie w gdańskiej poczekalni, który z pewnością był jej mężem. No świetnie!W takim tempie to ja na pewno nie zdążę na wieczorną zmianę do baru. Pierwszy dzień w nowej pracy i już spóźnienie. Ciotka mnie zabije –pomyślałam i pospiesznie wyciągnęłam z torebki telefon, aby napisać do niej SMS–a z informacją, że lot się opóźnia. Na pewno nie będzie zadowolona. Znam ją i wiem, co może teraz czuć. Tym bardziej, że z dnia na dzień musiała ratować mi tyłek i szukać pracy. I tak już kolejny raz. Moje życie bowiem od zawsze było pasmem samych udręk i problemów. Za kilka miesięcy skończę dwadzieścia dwa lata i jak dotąd nie byłam szczęśliwa. Czy to normalne? Nie wiem, bo nie mam pojęcia, co to znaczy normalność. Pochodzę z patologicznej rodziny, więc co ja tam mogę o tym wiedzieć. No właśnie. Nic.

Miałam siedem lat, kiedy moja własna matka postanowiła zostawić mnie swojej matce i wyjechać w nieznane, nie tłumacząc mi niczego. Dopiero będąc nastolatką, dowiedziałam się, jak było naprawdę. Co najlepsze, usłyszałam to przez przypadek. Akurat tamtego dnia wróciłam szybciej ze szkoły. Pamiętam, że padał deszcz, a ja nie miałam ani bluzy z kapturem, ani parasolki, więc biegłam przed siebie ile sił w nogach. Po kilku minutach wbiegłam do domu i usłyszałam coś, czego zapewne nigdy nie miałam usłyszeć.

– Ty nigdy nie powinnaś zostać matką! – grzmiała babcia, szlochając i patrząc wprost w oczy mojej matki, która stała naprzeciwko niej. – Po co ty w ogóle przyjeżdżasz? Tylko mącisz ciągle w głowie naszej Marysi i potem uciekasz! A ona zostaje sama! Ile razy już ją skrzywdziłaś? Mało ci? – krzyczała bez opamiętania, płacząc coraz mocniej. – Nigdy więcej tutaj nie przyjeżdżaj, skoro nie masz zamiaru nawet spotkać się z własną córką! Tylko faceci ci w głowie! Co nie przyjedziesz, to ciągle jakiś nowy! Ileż można, Magda? Czy ty nie rozumiesz, jakim jesteś pośmiewiskiem? Marysia jest coraz starsza i z pewnością dojdą do niej w końcu słuchy o tym, jak to zagranicą jej matka się prowadzi. Co kilka miesięcy inny facet! Jak tak można żyć? – łkała, ciskając w moją matkę szmatą, którą trzymała ciągle w rękach. – Jak ci nie wstyd przede mną i przed własną córką? Po co w ogóle teraz tu przyszłaś? Pochwalić się nowym facetem? A może znowu jesteś w ciąży i za kilka dni zadzwonisz szczęśliwa, że ją usunęłaś? Dobrze, że Marysi kiedyś nie usunęłaś! – dodała, po czym odwróciła się i spojrzała wprost na mnie. Sądząc po wyrazie jej twarzy, była zaskoczona moim widokiem.

– O, Marysia! – krzyknęła wyraźnie zdziwiona. – Już jesteś, dziecko! Siadaj tu szybko. Naleję ci zupy. Na pewno przemarzłaś. Tak strasznie dzisiaj pada.

– Mnie też chciałaś usunąć? – wrzasnęłam, patrząc wprost w oczy matki.

– No coś ty, Maryśka! – odpowiedziała nieco speszona, spuszczając wzrok. – Babcia gada głupoty. Zresztą to już przeszłość. Nie ma co do niej powracać. – Machnęła ręką i uśmiechnęła się sztucznie. – Nawet się ze mną nie przywitałaś! Witaj, córciu. Dawno cię nie widziałam – powiedziała, po czym zbliżyła się do mnie i przytuliła.

Odskoczyłam od razu. W kilka sekund mój świat legł w gruzach. Dotychczas myślałam, że matka, zmuszona sytuacją życiową, wyjechała za granicę jak miliony innych kobiet w tym kraju w celach zarobkowych. Babcia często przynosiła mi pieniądze, czasem nawet całkiem duże sumy, które rzekomo wysyłała mama. Stojąc tam, nie wiedziałam już sama, jaka jest prawda. Idealny obraz matki poświęcającej swoje szczęście dla córki legł w gruzach. Poczułam do niej ogromną niechęć i nie miałam zamiaru tego ukrywać.

– Odwal się ode mnie! – krzyknęłam po chwili. – I daj mi wreszcie święty spokój! Babcia ma rację, nie wiem, po co tutaj przyjechałaś. Nie potrzebuję cię – dodałam i nie czekając na jakąkolwiek reakcję, czym prędzej uciekłam w stronę swojego pokoju.

Po tym, co usłyszałam, nie chciałam jej znać. Nagle też wszystko zaczęło składać się w jedną całość. Tamtego dnia zaczęły przypominać mi się rzeczy, na które wcześniej nie zwracałam większej uwagi, a teraz nabrały one zupełnie innego wymiaru. Ilekroć matka wysyłała zdjęcia, zawsze była na nich z jakimś facetem. Początkowo, będąc jeszcze małą, naiwną dziewczynką, myślałam, że to zapewne kolejny jej kolega z pracy, z którym wyjechała na wycieczkę, kiedy miała dzień wolny od pracy. Zdjęcia przychodziły do nas co jakiś czas, czasem w odstępach rocznych, a czasami co kilka miesięcy, trudno zliczyć. Na żadnym z nich nie zobaczyłam jednak drugi czy kolejny raz tego samego mężczyzny. Tamtego dnia zrozumiałam dlaczego. Matka co rusz zmieniała facetów albo – co bardziej prawdopodobne – to oni zmieniali ją. Wcale bym się nie zdziwiła. Kto by z nią wytrzymał dłużej. Na pewno nie ja.

Czytając to, zastanawiacie się pewnie, gdzie w tym wszystkim był mój ojciec? No właśnie. Sama chciałabym wiedzieć. Nigdy nie dowiedziałam się ani od matki, ani od babci, ani od nikogo innego, kto jest moim ojcem. Tamtego dnia wpadło mi do głowy, że pewnie nawet moja matka nie wiedziała, z kim zaszła w ciążę i zaczęłam trzymać się tej myśli. To wydarzenie sprawiło, że mój – i tak znikomy – kontakt z własną rodzicielką zakończył się. Po kilku miesiącach bezsensownego pisania i dzwonienia do mnie, sama dała sobie spokój, ograniczając się jedynie do wysyłania mi życzeń na urodziny i święta, na które i tak nie miałam zamiaru jej odpisywać. Ta sytuacja trwa do teraz i nie sądzę, aby miało się to zmienić kiedykolwiek. Nie chcę jej znać. Nie jest mi do niczego potrzebna.

Jedyną osobą z rodziny, która zawsze – oprócz babci, rzecz jasna – pomagała mi, była młodsza siostra mojej nieszczęsnej matki – ciocia Halina. Od kilkunastu lat wiodła szczęśliwe życie ze swoim mężem u boku. Był on Niemcem i pomimo bariery językowej, jaką kiedyś miałam, gdy byłam dzieckiem, uwielbiałam spędzać z nim czas i tak zostało mi do dziś. Po latach myślę, że wypełnił on pustkę po ojcu, którego nigdy nie poznałam, dlatego już zawsze będę miała do niego słabość. Zresztą tak, jak do ciotki Haliny, która już niejednokrotnie ratowała mnie z tarapatów.

Tak było również tym razem. Musiałam uciec, a ona – bez zbędnego gadania i prawienia morałów – po prostu zaproponowała przyjazd do siebie. Na dodatek załatwiła mi pracę w jednym z barów znajdujących się w jej dzielnicy. I to tak z dnia na dzień. Kochana ciocia. Bez niej z pewnością nie dałabym sobie rady– pomyślałam i wysłałam jej SMS–a. Dobrze, że wzięłam ze sobą coś do czytania. – Wyciągnęłam z torebki mój niedawny zakup, jakim była książka Biedni ludzie Fiodora Dostojewskiego. Tak, lubiłam klasyki. A Fiodor to mój ulubiony pisarz i jeden z nielicznych, do których lubiłam często powracać. Będąc jeszcze w liceum, poznałam jego twórczość, zapewne jak większość młodych ludzi, czytając Zbrodnię i karę. Biorąc pod uwagę fakt, o czym jest ta książka, może to głupio zabrzmieć, ale kocham tę historię i bez dwóch zdań jest to najlepszy utwór, jaki kiedykolwiek przeczytałam.

Niejednokrotnie ludzie, którzy widzieli mnie z jego lub podobnymi książkami, zadawali mi pytania, czy na serio mi się podobają. Zawsze zastanawiałam się nad sensem ich gadania. Przecież klasyki – jak sama nazwa zresztą wskazuje – to klasyki, dzieła sztuki! Na miejscu takich osób byłoby mi wstyd w ogóle się odzywać i przyznawać, że nie przeczytałam chociaż jednej takiej książki, ale jak mawia moja babcia – choćbym nie wiem, jak bardzo chciała, świata nie zmienię. I niestety te słowa to prawda.

Z przemyśleń wyrwał mnie głos mężczyzny, który siadał właśnie obok mnie, na miejscu, które kilka chwil wcześniej opuścili poczciwi staruszkowie. Jego egzotyczny wygląd poruszył grupkę dziewczyn siedzących naprzeciwko, jednakże na mnie nie zrobił żadnego wrażenia. Z całego serca nienawidziłam mężczyzn. Od jednego z nich właśnie uciekałam, więc nie w głowie mi amory. On jednak miał chyba inne plany, bo odkąd usiadł obok mnie, co rusz zerkał w moją stronę. Udawałam, że w ogóle tego nie widzę i całą swoją uwagę skupiłam na lekturze, która – jak sami się pewnie domyślacie – jakoś mi nie szła. Widząc kolejny raz, jak mężczyzna patrzy na moje nogi, spojrzałam wprost w jego oczy, na co uśmiechnął się szczerze i powiedział:

– Przed chwilą czytałem, że w Hamburgu pada deszcz. Powinnaś lepiej się ubrać. – Po czym wyszczerzył swoje śnieżnobiałe zęby, patrząc w moje źrenice.

W pierwszej chwili nie do końca zrozumiałam, o czym on mówi. Powiedział to po angielsku, a że nigdy nie należałam do osób, które dobrze uczyły się w szkole, a już szczególnie, jeśli chodzi o języki obce, nie zrozumiałam dokładnie, o co mu chodzi. Widząc moje zmieszanie, z pewnością domyślił się, że nic nie zrozumiałam. Wyciągnął swój telefon, po czym mówiąc coś w niezrozumiałym dla mnie języku wprost do telefonu, ten po chwili powtórzył wszystko po polsku. Uśmiechnęłam się nieznacznie. Widząc roześmiane dziewczyny siedzące naprzeciwko, które z pewnością były świadkami tej sytuacji, było mi wstyd. Podziękowałam, mówiąc sztucznie: Thank you. Zapewne nawet to krótkie zdanie w moim wykonaniu nie brzmiało tak, jak powinno. Odwróciłam się w przeciwną stronę. Do odlotu zostało jeszcze kilka minut. Kilka cholernie długich minut. Aby odgonić od siebie złe myśli, skupiłam się ponownie na lekturze, ale po chwili dałam sobie spokój. Pierwszy raz w życiu nie umiałam skupić się na czytanym tekście. Przewracałam kolejno kartki i nie wiedziałam, co czytam. Wprost nieprawdopodobne!

Ciemnooki nieznajomy nadal siedział na krześle obok i co chwilę patrzył to na mnie, to na moje nogi, to w swój telefon, posyłając mi nieśmiałe uśmiechy. Kiedy kolejny raz skupił swoją uwagę na telefonie, tym razem nieco dłużej niż poprzednio, miałam w końcu okazję przyjrzeć mu się bardziej. Pierwsze, co zauważyłam, to fakt, iż ubrany był w jakiś bliżej nieokreślony, nieznany mi mundur. A przynajmniej tak mi się to skojarzyło. Dopiero po wylądowaniu w Hamburgu, widząc innych mężczyzn identycznie jak on ubranych, zrozumiałam, że miał na sobie strój pilota samolotu. Siedząc z nim wtedy, nie wiedziałam, że mam obok siebie taką osobę. A już z pewnością nie pomyślałam nawet przed sekundę, że ten ciemnooki mężczyzna z typowo arabską urodą w ciągu najbliższych miesięcy wywróci mój świat do góry nogami. Jaka byłam naiwna!

Z perspektywy czasu nie żałuję jednak niczego. Spisując te wspomnienia, nabrałam dystansu, wszak minęło już ponad siedem lat od tego pamiętnego dnia, w którym siedząc na lotnisku, poznałam miłość swojego życia. Człowieka, dzięki któremu w końcu byłam szczęśliwa. Mężczyznę, który pokochał mnie taką, jaka jestem i pokazał mi życie, a jednocześnie zranił mnie dotkliwie. Złamał moje serce. Zabrał moją duszę i nigdy jej nie oddał. Teraz oboje prowadzimy oddzielne życia. Ja jestem szczęśliwą żoną i matką, a on? Niedawno pochwalił się, że ma żonę, z którą bardzo chciałby mieć dziecko. No cóż… Jedyne, co mi zostało, to wspomnienia, które z pewnością zabiorę ze sobą do grobu.

Kolejny raz, nawet już nie wiem który, powracam do tego deszczowego dnia, od kiedy miało zmienić się moje życie. Po kilku minutach patrzenia na tego mężczyznę, niewątpliwie przystojnego, w końcu mogłam udać się do bramek i tam widziałam go ostatni raz na lotnisku. Wsiadając do samolotu i podczas samego lotu nie myślałam o nim. W głowie wciąż miałam niestety jedno, a raczej jednego – człowieka, od którego znowu uciekałam. Tym razem na dobre.

Z Maćkiem byłam w związku od ponad sześciu lat, zaczęliśmy ze sobą chodzić jeszcze w gimnazjum. Ach, jaka to była miłość! Wiadomo, że tej pierwszej się nie zapomina. Człowiek nie ma żadnego porównania i myśli, że zakochując się w niewątpliwie najprzystojniejszym chłopaku z klasy, złapał Pana Boga za nogi. Ja też tak wtedy myślałam. I jeszcze przez długie lata później. Wszystko było dobrze do momentu, w którym poszliśmy na studia. Ja na uniwerek, on na politechnikę. Przeprowadziliśmy się do Gdańska, ale za namową babci nie zamieszkaliśmy razem. Ja wraz z koleżanką wynajęłam małe mieszkanie na Oliwie, a on razem z dwoma innymi kolegami zamieszkał na Morenie. Dzielił nas kawałek drogi, ale początkowo nie stwarzało to żadnych problemów. Do czasu. Odkąd tylko sięgam pamięcią, Maciek był strasznie podatny na to, co mówią mu inni. Koledzy zajmowali w jego hierarchii zaszczytne pierwsze miejsce i choćbym miała stanąć na rzęsach, moja osoba z pewnością by tego nie zmieniła. To właśnie koledzy wprowadzili go w świat imprez, dyskotek, a później narkotyków. Tak, byłam dziewczyną ćpuna. I to nie byle jakiego, wszak mój ukochany potrafił mieszać kilka używek jednocześnie.

Od tego czasu zaczęły się nasze problemy. Moja pomoc była na nic. Tak samo, jak jego obietnice, które składał mi za każdym razem, gdy trafiał na odwyk. Ileż to razy słyszałam, że w końcu rzuci to gówno. Że mogę mu zaufać. Że mam go nie opuszczać, bo tak naprawdę ma tylko mnie. Że mnie kocha i nie wyobraża sobie życia beze mnie. Tak, początkowo w to wierzyłam. Miarka się jednak w końcu przebrała. Będąc pod wpływem narkotyków, Maciek wsiadł za kółko i potrącił Bogu ducha winną staruszkę na pasach, która pomimo starań wielu specjalistów umarła kilka dni po wypadku. Maciek od razu trafił do aresztu. Początkowo chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, co zrobił i co go czeka. Nigdy nie zapomnę jego pustego, otępiałego wzroku, jakim patrzył na mnie, gdy pierwszy raz odwiedziłam go w więzieniu. Nie wiem, co wtedy czuł i myślał, ale z pewnością nie był to mężczyzna, w którym się zakochałam. Nienawidziłam go z całego serca, kochając go jednocześnie. Tylko ja potrafię czuć tak skrajnie różne emocje w tym samym czasie.

W oczach wielu byłam skończona – tak samo, jak i on. Przecież byłam dziewczyną Maćka. Tego Maćka, który zabił człowieka. W dodatku staruszkę i to jeszcze pod wpływem narkotyków. Nie mogło być gorzej! Po wielu namowach mojej babci, której notabene załatwiłam wraz z ciocią Haliną miesięczny pobyt w sanatorium, postanowiłyśmy, że wyjadę. Zrobię sobie przerwę od studiów i całej reszty. Chciałam zapomnieć i odciąć się od tej chorej sytuacji. I tak właśnie trafiłam na lotnisko, oczekując, że ten wyjazd odmieni moje życie choć trochę. Nie sądziłam jednak, że zmieni je tak bardzo.

Będąc na lotnisku w Hamburgu, zauważyłam, że za wielkimi oknami naprawdę pada deszcz. Uśmiechnęłam się sama do siebie, myśląc o tym, jak jestem ubrana. Koszulka na ramiączkach i krótkie spodenki, a do tego baleriny na stopach – wręcz idealny zestaw na taką pogodę. Po kilku minutach kręcenia się wokół ujrzałam w końcu ciocię. Szła w moim kierunku ze swoim synem, Andreasem. Po chwili, witając się wcześniej, całą trójką udaliśmy się w stronę parkingu, gdzie mieliśmy zamiar złapać jakąś taksówkę. Wychodząc z budynku, zauważyłam w tłumie oczekujących na transport ludzi dobrze mi znaną sylwetkę. Tak, to z pewnością był ten facet, który próbował zagadać do mnie na lotnisku w Gdańsku. Uśmiechając się pod nosem, spuściłam wzrok, przypominając sobie, jak żenująco poczułam się, gdy do mnie mówił, a ja nawet nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Wtem ktoś idący z naprzeciwka szturchnął go w ramię, przez co wypadła mu z ręki teczka. I właśnie wtedy ciocia zaczęła mu pomagać zbierać dokumenty, które wysypały się z jej wnętrza, a on odwrócił twarz i spojrzał wprost w moje oczy, posyłając mi najszczerszy uśmiech, jaki widziałam w życiu i przy okazji znów powiedział coś, czego kompletnie nie byłam w stanie zrozumieć. Andreas, widząc moje zmieszanie, zaśmiał się i powiedział:

– On powiedział, że miło cię znowu widzieć i że mówił ci, że w Hamburgu pada deszcz.

– Aha – odpowiedziałam mocno zmieszana i wbiłam wzrok w bliżej nieokreślony punkt. Byłam na siebie strasznie zła i chciałam zapaść się pod ziemię. W głowie kłębiły mi się nie najlepsze myśli, bo też co taki facet mógł pomyśleć o mnie? Idiotka, która nic nie rozumie – taka zapewne byłam w jego oczach.

– Nic nie odpowiesz? – rzekł po krótkiej chwili wyraźnie rozbawiony Andreas.

– Daj mi spokój – odpowiedziałam zirytowana. – Powiedz mu, że dziękuję i tyle. Nie znam go przecież…

– Jasne – odpowiedział, po czym zaczął rozmawiać z nieznajomym.

Wiedząc, że i tak nic nie zrozumiem, oddaliłam się z ciocią u boku na najbliższy postój taksówek, który znajdował się kilka metrów dalej. Po kilku minutach dołączył do nas Andreas. Uśmiech nadal nie schodził mu z twarzy.

– Masz – powiedział do mnie, wyciągając dłoń, w której trzymał jakąś kartkę. – Tutaj jest jego numer telefonu.

– Czyś ty oszalał? – krzyknęłam. – Niby po co mi jego numer?

– Oj tam – odpowiedział przekornie. – Chciał, to dał, nie rób afery. Przecież to tylko numer telefonu, a nie prośba o oświadczyny. Już nie zgrywaj takiej niedostępnej.

Słysząc to, nie mogłam zrozumieć, w jakim celu to zrobił. Kartkę, którą właśnie dał mi do ręki mój kuzyn, wyrzuciłam do kosza stojącego obok, nawet na nią nie patrząc. Nie potrzebowałam facetów w swoim życiu. Chciałam odpocząć, zacząć życie od nowa – z dala od problemów. Zresztą i tak bym się z nim nie dogadała, więc po co mi taka znajomość? Chyba tylko po to, żeby nadal się ośmieszać. Mój nieszczęsny kuzynek miał chyba jednak nieco inne spojrzenie na tę sprawę, bowiem widząc, jak wyrzucam kartkę, powiedział wyraźnie rozbawiony:

– Dałem mu twój numer. – Po czym nie czekając na moją odpowiedź, wpakował się do taksówki, która właśnie nadjechała.

Byłam niesamowicie wściekła, ale postanowiłam, że jeszcze to na nim odbiję. Póki co strzeliłam focha, udając, że w ogóle nie słyszę, co Andreas do mnie mówi. Jadąc w stronę domu cioci, stwierdziłam, że ktoś taki jak tajemniczy nieznajomy z pewnością codziennie poznaje nowe dziewczyny, więc zapomni o mnie szybciej, niż myślę. Zresztą ja zapomniałam o nim równie szybko. Od razu po przyjeździe do domu ciotki Haliny odświeżyłam się, przebrałam i wyruszyłam w towarzystwie Andreasa do miejsca, w którym miałam pracować. Już na pierwszy ogień czekała mnie nocka za barem. No cóż… Cieszyłam się, że w tej dzielnicy mieszka tak wielu Polaków, których z pewnością będę obsługiwać tego wieczoru. Na szczęście jako barmanka jakoś sobie radziłam. Niemiecki rozumiałam jako tako, a że z natury jestem strasznie nieśmiałą osobą, nawet z moimi rodakami nie wdawałam się w dłuższe rozmowy, bo i po co? Moja praca polegała na robieniu drinków, nalewaniu alkoholi i późniejszym sprzątaniu stolików. Dniówka, jaką miałam otrzymywać, była dość wysoka, a już z pewnością taka, że w Polsce mogłabym o niej jedynie pomarzyć. To był wystarczający powód, abym pracowała tam tak długo, jak będzie to możliwe. Zresztą póki co i tak nie miałam gdzie wracać.

2.BILAL

Mój lot z Paryża do Gdańska właśnie dobiegł końca. Cieszyłem się, bo od przeszło dwóch tygodni byłem ciągle w biegu, nie mając ani chwili wytchnienia. Już od ponad miesiąca nie odwiedziłem domu w mojej rodzinnej Casablance, za którą po takim czasie zacząłem tęsknić, co zazwyczaj było mi obce. Perspektywa nadchodzącego wolnego tygodnia, który miałem zamiar spędzić wśród bliskich, była zatem całkiem kusząca. Czekał mnie tylko lot z przesiadką w Hamburgu i po kilku godzinach będę leżał już w swoim łóżku.

Po wyjściu z samolotu i zabraniu swojej walizki z taśmy bagażowej udałem się do poczekalni, w której miałem zamiar zaczekać na kolejny lot. Byłem tak zmęczony, że nie chciało mi się nawet przebierać. Zostałem w mundurze, który niemiłosiernie ciążył mi na ciele. Nie mogłem doczekać się chwili, w której w końcu ściągnę go na dłużej. Niby to tylko koszula, spodnie i marynarka, ale chodząc dzień w dzień ubranym w to samo, człowiek pragnie w końcu odpocząć. Po kilku minutach spaceru po lotnisku usiadłem w końcu obok jakiejś dziewczyny.

Przyjrzałem się jej nieco dokładniej. Była całkiem ładna, choć na jej twarzy wyraźnie rysował się smutek. Niewątpliwie coś ją trapiło, ale to i tak nie odbierało jej urody. Miała długie, brązowe włosy, które sięgały do połowy pleców, a grzywka niesfornie opadała jej na oczy, kiedy pochylała się i czytała jakąś książkę. Poza tym miała typowo słowiańską urodę – łagodne rysy twarzy, prosty nos i hipnotyzujące spojrzenie. No i zielone oczy, które zobaczyłem, kiedy spojrzała wprost na mnie. Jej wzrok wywołał we mnie bliżej nieokreślone ciepło w okolicach brzucha. Spojrzenie dziewczyny było niezwykle smutne, ale muszę przyznać, że tak pięknych oczu nie widziałem chyba nigdy wcześniej. Naprawdę. Było w nich coś, co sprawiało, że mógłbym w nie patrzeć bez końca.

Tak, ta jedna krótka chwila wystarczyła, bym przepadł. Nie wiedziałem jednak, co zrobić, więc palnąłem pierwsze, co przyszło mi do głowy. Chwilę wcześniej czytałem, że w Hamburgu pada deszcz. Musicie wiedzieć, że często czytam o pogodzie. To chyba moje zboczenie zawodowe. Niektórzy śledzą wiadomości z kraju czy ze świata, sprawdzają swoje poczty, a ja często wchodzę na telefon i szukam informacji o pogodzie. Dla kogoś może to być dziwne, ale pogoda to jeden z ważnych elementów mojej pracy, więc musicie to zrozumieć. Powiedziałem więc do nieznajomej dziewczyny, że w Hamburgu pada deszcz i że proponowałbym jej lepiej się ubrać. Słysząc mój głos, spojrzała na mnie i jej twarz zastygła w dziwnym grymasie. Niewątpliwie była spłoszona. Widząc jej pytające spojrzenie, zrozumiałem, że chyba nie do końca wie, o czym do niej mówię. Szybko wyciągnąłem telefon, włączyłem Tłumacza Google i pospiesznie powiedziałem kilka słów po arabsku, które program przetłumaczył na język polski.

I właśnie wtedy zobaczyłem, jak bardzo się zawstydziła. Nie chciałem zrobić nic złego. Pragnąłem po prostu wyjść jakoś z tej sytuacji, a pomysł z tłumaczem był jedynym, co wpadło mi do głowy. Po chwili odpowiedziała zdawkowym „dziękuję”, co zabrzmiało mniej więcej jak „odwal się”. Nie chciałem jej dłużej męczyć, więc dałem sobie spokój i pozwalałem sobie jedynie na krótkie spojrzenia kierowane w jej stronę.

Po kilku minutach byłem w samolocie i zasiadając w fotelu, od razu przysnąłem, mając przed sobą obraz pięknej nieznajomej, która czytała jakąś książkę. Po nieco ponad godzinie wylądowaliśmy i pospiesznie ruszyłem w stronę wyjścia. Miałem do załatwienia jeszcze jedną sprawę na mieście, które znałem w sumie dość dobrze, jednakże musiałem zdążyć na lot do Casablanki za trzy godziny. Pośpiech był zatem wskazany. Wychodziłem już z lotniska, gdy ktoś, najwyraźniej spieszący się bardziej niż ja, nie patrzył przed siebie, przez co prawie mnie staranował. Z ręki wypadła mi teczka, w której trzymałem wszelkie dokumenty związane z pracą. Szlag by to trafił! – pomyślałem, widząc, jak moja kartka, na której zapisywałem każdego dnia liczbę godzin spędzonych w pracy, wpada w kałużę. Starsza kobieta idąca za mną schyliła się i szybkimi ruchami zaczęła zbierać mokre dokumenty. Odwróciłem głowę w bok, by zebrać kilka leżących za mną kartek i wtem zobaczyłem przed swoimi oczami nogi, które spotkałem już na lotnisku w Gdańsku. Tak, bez dwóch zdań stała przede mną piękna Polka, którą widziałem na tamtejszym lotnisku. Oderwałem na chwilę swój wzrok od pięknych, smukłych nóg i spojrzałem wprost w oczy ich właścicielki, na twarzy której zobaczyłem lekkie zdziwienie. Posłałem jej najszczerszy uśmiech, na jaki było mnie wtedy stać i nie zastanawiając się zbyt długo, znowu się do niej odezwałem. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że ona i tak mnie nie zrozumie. Wzruszyłem ramionami, wstałem i podziękowałem starszej kobiecie za pomoc. Młody mężczyzna stojący obok niej zaczął coś mówić do dziewczyny o zielonych oczach, na co żywo zareagowała. Po chwili odeszła wraz z pomagającą mi kobietą w stronę postoju taksówek.

– Z nią to tak zawsze – powiedział chłopak, który patrzył, jak odprowadzam ją wzrokiem. – Ma teraz trudny okres w życiu. To moja kuzynka – dodał po chwili, patrząc mi prosto w oczy. – Ona jest nieśmiała z natury i nigdy sama do chłopaka nie zagada.

– Tak właśnie myślałem – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

– Dam ci jej numer – zaproponował i nie czekając na odpowiedź, wyciągnął mi z dłoni telefon, wpisując kilka cyfr oraz imię.

Marysia. – Zobaczyłem. – To chyba jakieś polskie imię. Dziwne, ale piękne– pomyślałem i spróbowałem wymówić słowo, którego dźwięk bardzo mi się podobał. W duchu pomyślałem również, że to imię bardzo do niej pasuje.

– Marysia to zdrobnienie – powiedział rozbawiony młodzieniec. – Ma na imię Maria.

– Maria – rzekłem i nie namyślając się długo, wyciągnąłem jedną z wystających z teczki kartek i czym prędzej zapisałem na niej swój numer telefonu z imieniem.

– Dzięki, Bilal. Miło było cię poznać – odparł młody mężczyzna. – Lecę, bo dziewczyny pojadą zaraz beze mnie. Do zobaczenia! Mam nadzieję! – krzyknął i pobiegł w stronę nadjeżdżającej taksówki.

Byłem oszołomiony. Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Nie chciałem, by w moim życiu na nowo pojawiła się jakaś kobieta. Nie po tym, co przeszedłem ostatnio z Aminą, której imię oznaczało godną zaufania, co było to prawdziwą ironią losu. Szybko zrozumiałem, że nie jest to kobieta dla mnie. Co prawda była muzułmanką – jak ja – jednakże dzieliły nas lata świetlne, jeśli chodzi o poglądy. Amina była kobietą wyzwoloną i od samego początku tłumaczyła mi, że z jej strony mogę liczyć na otwarty związek. Cieszyłem się na te słowa, choć po czasie stwierdzam, że chyba nie zdawałem sobie sprawy z ich powagi. Myślałem raczej, że ma na myśli to, że nie będzie strzelać ciągle fochów o byle co i że zrozumie to, że czasem po prostu muszę być sam. Była stewardessą, więc wydawało mi się, że doskonale rozumie moją pracę. Szybko jednak przekonałem się, że tak naprawdę to tylko moje marzenia, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Amina chciała mnie na wyłączność. Była zazdrosna nawet o moich kolegów z pracy. To śmieszne, biorąc pod uwagę fakt, że puszczała się na prawo i lewo z każdym pilotem, jakiego poznała. Niejednokrotnie byłem obiektem żartów innych pracowników linii lotniczej oraz ludzi, którzy znali mnie i moją dziewczynę, choć jeszcze wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. W końcu jednak znalazł się ktoś życzliwy, kto wysłał mi zdjęcia mojej ukochanej w ramionach innego mężczyzny. Amina była na nich naga i leżała na mężczyźnie w raczej jednoznacznej pozie. Od razu zwróciłem uwagę na jej prawą dłoń, na której zaledwie miesiąc wcześniej zrobiła sobie tatuaż. Był tam – małe serce przebite strzałą Amora. Jakie to niedorzeczne! Spędziłem długie miesiące na zapominaniu o niej i o wszystkim tym, co mi zrobiła. Na szczęście miała w sobie tyle godności, by przenieść się w inne miejsce i dzięki temu, że zaczęła pracę w odległym kraju, nie byłem narażony na to, że ją zobaczę. Po naszym burzliwym rozstaniu rzuciłem się w wir pracy, bo było to jedyne, co mogłem wtedy zrobić. I choć od tych wydarzeń minęło już kilka dobrych miesięcy, moje serce nadal nie zostało do końca wyleczone, dlatego nie w głowie były mi nowe znajomości.

Tamtego dnia, w którym poznałem piękną Polkę, po kilku godzinach w końcu byłem w domu. Ucieszyłem się nawet, gdy zobaczyłem psa mojej młodszej siostry, za którym nie przepadałem. Widok znajomych kątów i uśmiechnięte twarze moich bliskich zrobiły swoje. Czułem się fantastycznie. Zasypiając we własnym łóżku, w głowie miałem tylko jeden obraz. Piękna nieznajoma siedziała w poczekalni, czytając niemalże z zapartym tchem jakąś książkę. Tak, nie mogłem o niej zapomnieć i sam dziwiłem się sobie dlaczego. Coś sprawiło, że nie mogłem o niej zapomnieć. A może tak naprawdę nie chciałem, czując w głębi serca, że powinienem spróbować nawiązać z nią kontakt. Miałem przecież jej numer telefonu, więc wystarczyło napisać.

Tamtej nocy byłem potwornie zmęczony, ale nie mogłem zasnąć, analizując w głowie co rusz nowe scenariusze. Chciałem napisać, trzymałem już w rękach telefon, ale sam nie wiedziałem, co powinienem zrobić. W końcu jednak dopadł mnie sen i budząc się rano, miałem już plan, jak postąpię. Czułem, że muszę nawiązać z nią kontakt. I choć odwlekałem tę decyzję przez kilka kolejnych dni, doskonale zdawałem sobie sprawę, że właśnie to powinienem zrobić. Po paru dniach postanowiłem w końcu zaryzykować i z perspektywy czasu stwierdzam, że była to najlepsza decyzja, jaką mogłem podjąć. Dzięki temu zaczął się najpiękniejszy czas w moim życiu. Czas, o którym nigdy nie zapomnę i do którego wracam w swoich myślach niemalże każdego dnia…

3.ANDREAS

Odkąd tylko pamiętam, z Marysią zawsze były same problemy, ale kocham ją jak siostrę, której nigdy nie miałem. Moi rodzice także czuli do niej słabość. Matka powtarzała zresztą niejednokrotnie, że jest jej przykro z powodu siostry, która porzuciła dziecko dla własnych wygód. Kiedyś wkurzał mnie jej stosunek do Maryśki, bo myślałem, że wszystko, co robi względem niej, robi z litości, ale z biegiem lat zrozumiałem, jaka jest prawda. Moja rodzicielka pokochała tę szaloną dziewczynę jak własne dziecko. Przez kilka dobrych lat starała się wraz z moim ojcem, Richardem, o dziecko, ale czas mijał nieubłaganie, a oni wciąż byli sami. Nic więc dziwnego, że kiedy Marysia pojawiła się na świecie i kilka miesięcy później została porzucona przez własną matkę, moi rodzice poczuli nienawiść do ciotki Magdy i jednocześnie miłość do tej małej istotki, którą tak bardzo pragnęli mieć w swoim życiu. Długo błagali ciotkę, aby zrzekła się praw rodzicielskich do dziewczynki i pozwoliła im ją adoptować, jednakże ta – z niewiadomych powodów – nie chciała się na to zgodzić. Może się wstydziła? Może chciała to zrobić, ale bała się gadania rodziny? Tego nie wiem, ale mogę jedynie domyślać się, że z pewnością nie była to łatwa decyzja.

Kiedy Marysia skończyła pięć lat, moi rodzice odpuścili temat, bo okazało się, że w końcu, po tylu latach starań, moja ukochana mamusia zaszła w ciążę. Tak po prostu, bez żadnej pomocy ze strony lekarzy. Sentyment do siostrzenicy pozostał jednak niezmienny i tak oto za każdym razem moja mama – niczym lwica – broniła Marysi, kiedy ta popadała w kolejne tarapaty. Tym razem nie było inaczej.

Zaledwie cztery dni temu mama wpadła szczęśliwa do mojego pokoju, oznajmiając, że idzie do baru swojej przyjaciółki, który znajdował się nieopodal naszego domu, bo chce załatwić pracę Maryśce. Od kilku lat menedżerką tego lokalu była dobra znajoma mamy, która doskonale znała historię mojej kuzynki.

– To tylko kilka minut i wracam. Anka na pewno się zgodzi. Lato za pasem, więc zapewne potrzebują dodatkowych rąk do pracy, jak zresztą wszędzie – powiedziała, gdy oznajmiłem jej, że za godzinę mieliśmy iść razem do kina na premierę najnowszego filmu przygodowego, który bardzo chcieliśmy z ojcem zobaczyć. Widząc jej zatroskaną minę, wiedziałem, że i tak nic nie wskóram, więc machnąłem tylko ręką i powiedziałem, że za czterdzieści minut odjeżdża ostatni autobus w stronę kina. Matka wyszła pospiesznie, obiecując, że za niebawem wróci.

W głębi serca cieszyłem się, że moja kuzynka przyjedzie i sądząc po tym, że matka załatwia jej pracę, zostanie na dłużej. Lubiłem ją, nawet bardzo i uwielbiałem spędzać z nią czas. Marysia była jedyną dziewczyną, która mnie nie peszyła i z którą tak po prostu, bez żadnej spiny, potrafiłem rozmawiać. Na co dzień byłem strasznie nieśmiały, co coraz bardziej mnie frustrowało. Maryśka była bardzo pozytywną i otwartą osobą, a jej obecność dodawała mi pewności siebie, więc doprawdy cieszyłem się na jej przyjazd. Wiedziałem, że tak naprawdę ucieka przed bolesną przeszłością, ale cóż mogłem zrobić? Nie zasługiwała na to, co przeżyła z całym tym Maćkiem, którego zresztą nienawidziłem od chwili, gdy go poznałem. Był strasznie cyniczny, wyrachowany i cwany. Nie znosiłem takich gości i kiedy tylko go widywałem, zastanawiałem się, co Maryśka w nim widzi. Coś mi w tym typie nie pasowało i czas pokazał, że się nie myliłem. Był frajerem do kwadratu, egoistą pozbawionym uczuć, więc cieszyłem się, że moja ukochana kuzynka w końcu będzie miała od niego spokój. To jasne, że miała teraz milion problemów i z pewnością była na językach wielu ludzi, bo też nie codziennie twój chłopak potrąca pod wpływem narkotyków staruszkę przechodzącą przez pasy, ale minie trochę czasu i przestaną gadać, znajdując sobie nową pożywkę. Zresztą jej przyjazd tutaj na pewno sprawi, że wszystkie wścibskie języki szybciej zapomną o całej tej chorej sytuacji.

Z tych myśli wyrwała mnie w końcu mama, która rzeczywiście wróciła po kilku minutach z wiadomością, że jej przyjaciółka chętnie zatrudni Marysię i to od zaraz. I tak oto cztery dni później odebraliśmy ją z lotniska. Pomimo rysującego się na jej twarzy zmęczenia było widać, że odetchnęła, przyjeżdżając do nas. Znałem ją doskonale i wiedziałem, że niebawem wyluzuje. Potrzeba było jedynie trochę czasu.

Kiedy opuszczaliśmy teren lotniska, wydarzyła się całkiem zabawna historia. Ktoś idący z naprzeciwka przez przypadek szturchnął kolesia, który szedł przed nami, przez co z rąk wypadła mu teczka i wysypały się z niej wszystkie znajdujące się wewnątrz dokumenty. Moja mama czym prędzej postanowiła mu pomóc, schylając się po ubabrane w błocie kartki. Nieznajomy mężczyzna również zaczął je zbierać i po chwili odwrócił się w stronę stojącej tuż za nim Maryśki. Facet najpierw spojrzał na nogi mojej kuzynki, a później na jej twarz. Widząc ją, był niesamowicie uradowany i po kilku sekundach wgapiania się w moją siostrzyczkę – jak lubiłem ją czasem dla żartów nazywać – odezwał się do niej, mówiąc:

– A mówiłem, że w Hamburgu pada deszcz. – Po czym uśmiechnął się szczerze.

Nie wiedziałem, o czym i kiedy wcześniej ze sobą rozmawiali, ale sądząc po zdezorientowaniu Maryśki, zrozumiałem, że nie jest za bardzo zainteresowana tym kolesiem. Sam nie wiedziałem czemu, choć podejrzewałem, że to wszystko ma związek z Maćkiem.

Może jeszcze go kochała? A może przez niego znienawidziła facetów do tego stopnia, że nawet ze mną nie będzie chciała rozmawiać tak szczerze i otwarcie, jak dawniej?– Na samą myśl o tym wzdrygnąłem się, przybierając na twarz sztuczny uśmiech. Patrząc wprost na tego kolesia i widząc, jak on patrzy na Maryśkę, postanowiłem przejąć inicjatywę i kiedy tylko moja matka odeszła z Marysią w stronę stojących nieopodal taksówek, zagadałem do tajemniczego faceta. Wewnętrzny instynkt podpowiadał mi, żeby coś zrobić. Nie namyślając się długo, dałem temu gościowi numer telefonu Maryśki, modląc się w duchu, żebym nigdy nie musiał tego żałować. Ten numer to jedyne, co wpadło mi wtedy do głowy, a czułem, że ta dziwna znajomość nie może się tak skończyć. Ona musiała się dopiero zacząć i chciałem temu jakoś pomóc. I wiecie co? Nie myliłem się. Czas pokazał, że to było najlepsze, co mogłem wtedy zrobić. Pomogłem im tym jednym prostym gestem. Bilal okazał się być całkiem w porządku i już po kilku dniach, nie narzucając się zbytnio, napisał do Maryśki SMS–a, który stał się początkiem ich niezapomnianej miłości. I mimo tego, że od dawna nie są już razem, cieszę się, że maczałem w tym wszystkim palce i pomogłem przeżyć najpiękniejsze chwile w ich życiu.

4.MARYSIA

Pierwsze dni w Hamburgu minęły mi niespodziewanie szybko. Zaraz po przyjeździe udałam się do baru, gdzie pracowałam aż do rana – moim zadaniem było podpatrywanie innych barmanek. Musiałam też nauczyć się obsługiwania kasy fiskalnej, co wcale nie było takie łatwe. Na szczęście jedna z dziewczyn tam pracujących również była Polką i to dzięki niej już po trzech dniach ciągłej nauki ogarniałam maszynę na tyle, że sama potrafiłam bezbłędnie nabić niemalże każde zamówienie. I jak to zwykle bywa w takich miejscach, moja osoba wzbudzała pewne zainteresowanie. Jadąc do Niemiec, spodziewałam się, że nie będzie inaczej – wszak praca kelnerki czy barmanki nie była mi obca. Nie sądziłam natomiast, że będę miała aż takie powodzenie. Dość szybko jednak wszyscy napaleńcy dali sobie spokój, widząc moją niechęć i to, że praktycznie w ogóle z nimi nie rozmawiam, ograniczając się jedynie do zdań w stylu: „Co podać?”. Uznali najwyraźniej, że zadzieram nosa, co ogromnie mnie ucieszyło, choć tak naprawdę nosa nie zadzierałam. Nie miałam po prostu zamiaru wdawać się w kolejne romanse, a już na pewno nie z nawalonymi i napalonymi kolesiami. Przyjechałam odpocząć, zapomnieć o tym, co wydarzyło się w Gdańsku i tych planów zamierzałam się trzymać.