Maria Stuart - Juliusz Słowacki - ebook

Maria Stuart ebook

Juliusz Słowacki

4,0

Opis

Maria Stuart” to dramat autorstwa Juliusza Słowackiego, obok Adama Mickiewicza uznawanego powszechnie za największego przedstawiciela polskiego romantyzmu.

Dramat ten uważany jest za najdojrzalszy utwór wczesnej, jeszcze warszawskiej, twórczości poety. Dzieło jest próbą ukazania własnego wyobrażenia osoby Marii Stuart, opierającego się na lekturze książek historycznych. Dotyczy wydarzeń przełomu lat 1566-1567, kiedy to Maria Stuart, po śmierci prywatnego sekretarza Rizzia, pomaga swojemu kochankowi zgładzić swego męża Darnleya. Po tym wydarzeniu oboje byli zmuszeni uciec ze Szkocji. Żądza władzy jest najsilniejszym motywem kierującym osobami dramatu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 67

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (2 oceny)
1
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Juliusz Słowacki

MARIA STUART

Wydawnictwo Avia Artis

2020

ISBN: 978-83-66362-73-4
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (http://write.streetlib.com).

Osoby

MARJA STUART, królowa Szkocyi. HENRYK DARNLEJ, mąż Marji Stuart. MORTON, kanclerz. RIZZIO. BOTWEL, kochanek Marji. DUGLAS. LINDSAJ. PAŹ, Marji Stuart. NICK, błazen Henryka. ASTROLOG.

Scena w pałacu Holy Rood.

AKT I

Scena I

Sala w pałacu Holy Rood.

MARJA STUART, RIZZIO, PAŹ.
PAŹ, wbiega prędko.

Smutne wieści przynoszę, posłuchaj królowo; Od dawna cię znieważa płochy lud stolicy; Dziś jeszcze byłem świadkiem, jak zniewagę nową Wyrządził twym pałacom, królewskiéj kaplicy. Dziś królowo nad rankiem, za ogrodu murem, Ujrzałem piękne maski, orszak Robinhoda, Tłum tancerzy z dzwonkami, Tuck z czarnym kapturem. Mały Janek i strzelce i Marjanna młoda, Biała jak kość słoniowa, wesoła dziewczyna. Szedłem zdala za tłumem, wtém zgraja wesoła Staje — ucichły dzwonki — tłoczy się dokoła. Jakiś człowiek nieznany grozi, napomina, A potém wszedł do domu na rogu ulicy. Wszyscy się uciszyli... Znów ten człowiek blady, Stanął w oknie i z okna jak na kazalnicy, Przeciwko tobie pani, lud budził do zdrady.

RIZZIO.

Poznałem z opisania, to był Knox królowo; Dzień i noc wiecznie z okna przemawia do ludu, Lud modli się i słucha, w każde wierzy słowo, I słuchając z ust Knoxa oczekuje cudu.

Ten człowiek chrześcijańskie podaje nauki, Raz wskazał na ten pałac i rzekł głosem gromu, Zburzcie! zburzcie to gniazdo, a odlecą kruki! Jak Papież klątwy rzuca na świat z okien domu. A lud się jak świętemu kłania obrazowi.

PAŹ.

Królowo! śmielsi z ludzi, do zbrodni gotowi, Wpadli do twéj kaplicy, z dzikiémi okrzyki: Gniazdo papistów krzyczą; obdziérają ściany, Niszczą obrazy, palą, unoszą świeczniki. Wtém patrzę, oto w szaty kościelne przybrany, Na ołtarzu stał trefniś Darnleja — i śmiele Jak xiądz zaczął kazanie w święconym kościele. Lud wesoło bluźnierczym odpowiadał śpiewem, A błazen skarby święte unosił bez braku. Dobyłem miecza, zdjęty rozpaczą i gniewem, Rzucam się, spadły dzwonki na błazna kołpaku. Może krew popłynęła? niewiém — lud się tłoczył, Okolił mnie orężem — o ścianę oparty Miałem ulec — wtém Botwel, z królewskiémi warty, Przybył — ocalił Pazia, kaplicę otoczył.

MARIA.

Rizzio! słyszałeś? Sama — sama więc na tronie, Opuszczona od wszystkich, lud mnie nienawidzi; Ów Knox śmiało urąga kobiécéj koronie, Takżem to nisko spadła? przeklina mię — szydzi, Rozdziérają to serce. Wszak dziś jeszcze rano, Dziś się za nich modliłam! czyliż moja wiara Tak różna od ich wiary? O Szkocjo!...

RIZZIO.

 Przestaną! Przestaną cię obrażać — zasłużona karaSpadnie na tych zbrodniarzy. Tak, pozwól królowo; Paziu pisz roskaz — niechaj schwytani na zbrodni, Opłacą przewinienie więzieniem lub głową.

Paź bierze pióro i siada nad kartą pargaminu.

Pisz rozkaz, przewinili, litości nie godni. Wszystkich bym jednym stosu ogarnął płomieniem.

MARJA.

Cały lud byś wytępił? jaka zemsta dzika! Lud mię zdradza.

PAŹ, pisząc.

 Królowo! czyliż z twém imieniem Połączę imię twego małżonka Henryka? I dam mu tytuł króla?

MARJA.

 Tak, wszak zawsze razem Pisałeś jego imię. Nie, czekaj — co czynię? Może lud działał zgodnie z Henryka roskazem, Wszak jego trefniś luby sam przéwodził w gminie? Nie pisz imienia króla — ja jestem królową! Rizzio! co myślisz? — niewiém — może się obrazi? Piérwszy czyn przeciw męża; opuszczone słowo Struje szczęście domowe, dni pogodę skazi. Ja mu dawałam tytuł króla w dni szczęśliwe, Nieraz koroną jego dotykałam czoła.

RIZZIO.

Królowo! ty masz lice i serce anioła! I czemuż siejesz kwiaty na tak dziką niwę? Widziałem słońce kiedy na obłoków tronie Tonące w Tybrze, patrzy na krzyż Rzymu złoty; Ty jesteś jak to słońce, twój tron w falach tonie, Lud cały już zatonął w obłędach ciemnoty; Ty jedna, wzniosłém czołem, widzisz światło wiary. Królowo! zbrodnia czeka zasłużonéj kary, A cnót przyćmionych kiedyś znajdą się obrońce, Kto jak słońce zagasa, wstanie jako słońce.

MARJA.

Wiara każe przebaczyć.

RIZZIO.

 Bóg ma kary w niebie, Jesteś na tronie, karać od Boga masz prawo. Obojętność twe imie okryje niesławą Obudź spiące uczucia, lud patrzy na ciebie

Jak na zgaszoną lampę, trzeba w lampy łonie Zapalić jasny świecznik, niech błyska i płonie.

Do pazia który skończył pisać i wstaje.

Skończyłeś Paziu? dobrze, zawołaj rycerza Który dziś straż odbywa.

Paź wychodzi.

 Wyrok swój usłyszą. Niech straszny piorun zemsty na zdrajców uderza. Jak pióra co na mojéj głowie się kołyszą, Zadrzą przed tobą, do nóg twoich się uchylą.

Scena II

MARJA, RIZZIO, DUGLAS, PAŹ.
MARJA.

Witam ciebie Duglasie, niedawno, przed chwilą, Widziałam tu Mortona w bramie pałacowéj. Nieś mu ten roskaz, trzeba pieczęci kanclerza.

Duglas odbiéra pismo z rąk królowy, przegląda je i czeka.

Cóż to? wszak posłuszeństwo jest cnotą rycerza, Śmiałżebyś w niém ubliżyć kobiécie? królowéj?

DUGLAS.

Królowéj? o nie, Duglas nie zna zdrady cienia. Lecz wybacz pani — oto na tym pargaminie, Pewnie skutkiem pośpiechu, w tak nagłéj godzinie, Braknie tytułu króla, Henryka imienia, Twego małżonka święta dla ludu osoba, Imie, z twoim imieniem zawsze było w parze; Wybacz śmiałości mojéj, może się podoba Sprostować błąd?

RIZZIO.

 Królowa nie błądzi gdy każe.

DUGLAS, ze wzgardą

Niech z samych ust królowy otrzymam odprawę, Czekam jéj odpowiedzi.

MARJA.

 Spełń rozkaz.

DUGLAS, zapalając się.

 Na Boga! Wstrzymaj pani! o! wstrzymaj te rozkazy krwawe! Królowo! chceszże aby krwią zalana droga Wiodła do twego tronu? do tronu kobiéty? I niezgody pochodnia na królewskim dworze, Niewiém kto ją zapalił? jakiś wróg ukryty, Albo ją wiatr francuzki roznieca przez morze. Słowa wyroku wzięte z Weneckiego śpiewu, Z barkarolli harfiarza? lub z hymnów Papieża. Więc aż w Szkocji je słychać — pragną krwi rozlewu! Ktoś umié radzić, może zastąpi kanclerza, Może zostanie...

MARJA.

 Dosyć! pamiętaj Duglasie! Mnie twoje płoche słowa obrazić nie mogą, Lecz pamiętaj, pobiegłeś nierycerską drogą, Możesz stracić ostrogi, lub ozdobę w pasie... A gdy pieczęć upuści dłoń Mortona drząca, Może ją weźmie ręka, co o stróny trąca. Jestem królową...

DUGLAS.

 Przebóg! ja stracę ostrogi? Zetrze się z nich pozłota — żelazo zostanie, Ani je podstępnémi zdobywałem drogi, Nie dała mi ich harfa — nie dało śpiéwanie, Nie wziąłem — nie znalazłem ich u stopni tronu, Gdziem je zyskał powiedzą pola Albijonu: Winienem je potyczkom i niespanym wartom, Szczycę się długim przodków szlachetnych poczetem: A wszyscy! — wszyscy! mieczem służyli Stuartom.

RIZZIO.

Pozwól — nieraz Stuartom służyli sztyletem...

DUGLAS.

O nędzny coś wymówił? co słyszałem? Boże! Ha! więc znasz jak Duglasy mścili swéj zniewagi? Mścili się na Stuartach, na królewskim dworze, Na kim że ja się zemszczę? — lalka — bez odwagi,

Oto trefione włosy i różane lice: Przystąp tu małe dziecko — rzucam rękawicę!

Rzuca rękawicę.

Podnieś — jeśli ją podnieść, dźwignąć jesteś w stanie.

RIZZIO, podnosząc.

Podnoszę... Z mojéj strony oto masz wyzwanie.

Bierze kwiaty leżące na stoliku przed królową, i rzuca je pod nogi Duglasowi.

Podnieś gdy lubisz kwiaty — ta broń nam przystoi Tu, w obliczu królowy...

MARJA, do Rizzia.

 Z mojego roskazu Odrzuć tę rękawicę...

RIZZIO.

 Rzucam, niémam zbroi, I nadto ciężka — dłoń ma nie sprzyja żelazu... Daj mi wachlarz królowo!...

DUGLAS, z wściekłością.

 Jeszcze raz znieważył, Odrzucił rękawicę... Królowo! królowo! Znajdę go, pod zasłoną znajdę go tronową, Już nie zaśnie pod dachem gdzie pożar rozżarzył. Przysięgam, ścigać będę... Nie zechce się bronić? Zostanę podłym zbójcą — pójdę za nim w ślady; Ścigając wiecznie, kiedyś zdołam go dogonić. Znajdzie mnie tu, w pałacu, gdzie śmiał szerzyć zdrady, Znajdzie mnie u podwoi — w ogrodach — w kościele, Znajdzie na dworze Francyi — przed tronem Papieża, Choćby mu się słał u nóg jak się teraz ściele Wyrwę go — tu przysięgam! przysięgą rycerza...

Zimno, ze wzgardą.

Kiedyś królowo — kiedy dworem okolona, Rzucisz na chwilę tronu ciężar i zgryzoty; Gdy się będziesz uśmiéchać — stanę pośród grona, A naśladując dworzan uśmiéch i zaloty, Podam ci ten kwiat — we krwi!...

MARJA.

 Rizzio! chodź z téj sali. Widzisz Duglasie! jestem ze Stuartów rodu, Umiém pogardzać.

Odchodzi. Rizzio idzie za nią, ale potém wraca.
RIZZIO.

 Jutro — w chłodnikach ogrodu Czekam ciebie Duglasie, i na ostrzu stali Znajdziesz śmierć, albo zemstę.

Odchodzi spiesznie za królową.

Scena III

DUGLAS, sam.

 Jutro — dzięki tobie! Zdjąłeś mi przecie z czoła, czarny srom zniewagi, Mam czekać jutra — jutro zaśniesz w cichym grobie...