Balladyna. Tragedia w pięciu aktach - Juliusz Słowacki - ebook

Balladyna. Tragedia w pięciu aktach ebook

Juliusz Słowacki

3,5

Opis

Tragedia w pięciu aktach, napisana przez Juliusza Słowackiego w Genewie w 1834 r., a wydana w Paryżu w 1839 r. Autor poświęcił swój utwór Zygmuntowi Krasińskiemu, „autorowi «Irydiona»”.

Balladyna i Alina są siostrami. Mieszkające wraz z matką w ubogiej chacie w lesie. Goplana, królowa jeziora Gopła, jest zakochana w kochanku Balladyny – Grabcu. Przez swą zazdrość miesza się w ludzkie sprawy i gmatwa ich losy.

Pewnego dnia do chaty sióstr przyjeżdża bogaty książę Kirkor, wiedziony tam przez sługę Goplany, Skierkę. Goplana ma nadzieję, że Kirkor zakocha się w Balladynie, a wtedy Grabiec zostanie tylko dla niej. Jednak Skierka sprawia, że książę zakochuje się w obu siostrach.

Żeby zdobyć męża, dziewczęta współzawodniczą w zbieraniu malin. Ta z sióstr, która pierwsza zbierze pełny dzbanek, ma wziąć Kirkora za męża. Gdy okazuje się, że Alina wygrywa, Balladyna zabija ją nożem. Jedynym świadkiem tej zbrodni jest Grabiec...

„Balladyna” to opowieść o żądzy władzy i o dorastaniu do roli zbrodniarza.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 122

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (6 ocen)
1
2
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Juliusz Słowacki
Balladyna
Tragedia w pięciu aktach
Warszawa 2015
Od autora

KOCHANY POETO RUIN!

Pozwól, że pisząc do ciebie zacznę od apologu, który mi opowiedziano nad Salaminy zatoką.

Stary i ślepy harfiarz z wyspy Scio przyszedł nad brzegi Morza Egejskiego, a usłyszawszy z wielkim hukiem łamiące się fale; myślał, że szum ów pochodził od zgiełku ludzi, którzy się zbiegli pieśni rycerskich posłuchać. – Oparł się więc na harfie i śpiewał pustemu morza brzegowi: a kiedy skończył, zadziwił się, że żadnego ludzkiego głosu, żadnego westchnienia, żadnego pieśń nie zyskała oklasku. Rzucił więc harfę precz daleko od siebie, a te fale, które śpiewak mniemał tłumem ludzkim, odniosły złote pieśni narzędzie i położyły mu je przy stopach. I odszedł od harfy swojej smutny Greczyn nie wiedząc, że najpiękniejszy rapsod nie w sercach ludzi, ale w głębi fal Egejskiego Morza utonął.

Kochany Irydionie! ta powiastka o falach i harfiarzu zastąpi wszelką do Balladyny przemowę. Wychodzi na świat Balladyna z ariostycznym uśmiechem na twarzy, obdarzona wnętrzną siłą urągania się z tłumu ludzkiego, z porządku i z lądu, jakim się wszystko dzieje na świecie, z nieprzewidzianych owoców, które wydają drzewa ręką ludzi szczepione. Niech naprawiacz wszelkiego bezprawia Kirkor pada ofiarą swoich czystych zamiarów; niech Grabieć miłuje kuchnią Kirkora; niechaj powietrzna Goplana kocha się w rumianym chłopie, a sentymentalny Filon szuka umyślnie męczarni miłosnych i umarłej kochanki; niechaj tysiące anachronizmów przerazi śpiących w grobie historyków i kronikarzy: a jeżeli to wszystko ma wnętrzną siłę żywota, jeżeli stworzyło się w głowie poety podług praw boskich, jeżeli natchnienie nie było gorączką, ale skutkiem tej dziwnej władzy, która szepce do ucha nigdy wprzód niesłyszane wyrazy, a oczom pokazuje nigdy, we śnie nawet, niewidziane istoty; jeżeli instynkt poetyczny był lepszym od rozsądku, który nieraz tę lub ową rzecz potępił: to Balladyna wbrew rozwadze i historii zostanie królową polską – a piorun, który spadł na jej chwilowe panowanie, błyśnie i roztworzy mgłę dziejów przeszłości.

Uśmiechnij się teraz, Irydionie, bo oto naśladując francuskich poetów: powiem ci, że Balladyna jest tylko epizodem wielkiego poematu w rodzaju Ariosta, który ma się uwiązać z sześciu tragedii, czyli kronik dramatycznych. Cienił już różne ludzi niebyłych wyszły ze mgły przedstworzenia i otaczają mnie ciżbą gwarzącą: potrzeba tylko, aby się zebrały w oddzielne tłumy, ażeby czyny ich ułożyły się w postacie piramidalne wypadków, a jedną po drugiej garstkę na świat wypychać będę; i sprawdzą się może sny mego dzieciństwa. Bo ileż to razy patrząc na stary zamek, koronujący ruinami górę mego rodzinnego miasteczka, marzyłem, że kiedyś w ten wieniec wyszczerbionych murów nasypię widm, duchów, rycerzy; że odbuduję upadłe sale i oświecę je przez okna ogniem piorunowych nocy, a sklepieniom każę powtarzać dawne Sofoklesowskie „niestety!” A za to imię moje słyszane będzie w szumie płynącego pod górą potoku, a jakaś niby tęcza z myśli moich unosić się będzie nad ruinami zamku. – O! nie mów mi, że z dzwonków polnych większa ozdoba ruinom niż z tego wieńca myśli, w który je ubierze poeta: – bo choć róże rosnące na ruinach pałacu Nerona rozwidniały nam pięknie te gruzy: to jednak jaśniej mi je oświecił ów duch Irydiona, któregoś ty pod krzyżem w Kolosseum położył i nakrył złotymi skrzydłami anioła.

Tak więc, kiedy ty dawne posągowe Rzymian postacie napełniasz wulkaniczną duszą wieku naszego; ja z Polski dawnej tworzę fantastyczną legendę, z ciszy wiekowej wydobywam chóry prorockie – i na spotkanie twojej czarnej, piorunowej, dantejskiej chmury prowadzę lekkie, tęczowe i ariostyczne obłoki, pewny, że spotkanie się nasze w wyższej krainie nie będzie walką, ale tylko grą kolorów i cieni, z tym smutnym dla mnie końcem, że twoja chmura, większym wichrem gnana i pełniejsza piorunowego ognia, moje wietrzne i różnobarwne obłoki roztrąci i pochłonie.

Doniosły mi sylfy, żeś powędrował teraz odwiedzić Etnę czerwoną: posłałem natychmiast Skierkę, aby ci na drodze wszystkie pootwierał kwiaty i wszystkie gwiazdy nad tobą zapalił; za to przez wdzięczność, stanąwszy na szczycie wulkanu, spojrzyj na mórz rozległe błękity i pomyśl, że niedawnymi czasy przez te zwierciadła wędrował okręt mój, jak łabędź żaglami nakryty. Powiedz, czy nie dojrżysz jakiego rysu na fali, jakiego śladu po zniknionym okręcie? Księża wtenczas śpiewali hymn do Najświętszej Panny, a ja stałem z wlepionymi w ogień Etny oczyma, smutny, że mnie fala znów tylko do Europy odnosiła. Słuchaj w ciszy powietrznej, czy echo tego hymnu, który mi serce uciszał, nie drga dotąd w kryształowej atmosferze? Szukaj mojego śladu w powietrzu i na fali, a jeśli o mnie na fali i w powietrzu nie słychać, to znajdź mnie w sercu twoim i niech ja będę jeszcze z tobą przez jedną godzinę. Wszak darem to jest Boga, że my umiemy myślą latać do siebie w odwiedziny.

Rozpisałem się długo, a zamierzyłem był tylko napisać

Autorowi Irydiona

na pamiątkę

Balladynę

poświęca Juliusz Słowacki

Paryż, d. 9 lipca 1839 r.

Osoby

W Balladynie występują dwa typy postaci:

Bohaterowie prawdopodobni:

PUSTELNIK – Popiel III wygnany

KIRKOR – pan zamku

MATKA – wdowa

BALLADYNA, ALINA – jej córki

FILON – pasterz

GRABIEC – syn zakrystiana

FON KOSTRYN – naczelnik straży w zamku Kirkora

GRALON – rycerz Kirkora

KANCLERZ

WAWEL – dziejopis

PAŹ

Poseł ze stolicy Gnezna

Oskarżyciel sądowy

Lekarz koronny

Pany – rycerze – służba zamkowa – wieśniacy – dzieci

Bohaterowie fantastyczni:

GOPLANA – nimfa, królowa Gopła

CHOCHLIK

SKIERKA

Za czasów bajecznych, koło jeziora Gopła.

Akt pierwszy
Scena I

Las blisko jeziora Gopła – chata pustelnika ustrojona kwiatami i bluszczem. – KIRKOR wchodzi w karaceńskiej zbroi, bogato ubrany, z orlimi skrzydłami...

KIRKOR

sam

Rady zasięgnąć warto u człowieka,

Który się kryje w tej zaciszy leśnej;

Pobożny starzec – ma jednak w rozumie

Nieco szaleństwa: ilekroć mu prawisz

O zamkach, królach, o królewskich dworach,

To jak szalony od rozumu błądzi,

Miota przekleństwa, pieni się, narzeka;

Musiał od królów doznać wiele złego,

I z owąd został przyjacielem gminu.

Stuka do celi.

Puk! puk! puk!

GŁOS Z CELI

Kto tam?

KIRKOR

Kirkor.

PUSTELNIK

wychodząc z celi

Witaj, synu...

Czego chcesz?

KIRKOR

Rady.

PUSTELNIK

Zostań pustelnikiem.

KIRKOR

Gdybym podstarzał dziesiątym krzyżykiem,

Może bym w smutne schronił się dąbrowy;

Ale ja młody, pan czterowieżowy,

Przemyślałem dzisiaj, jak by się ożenić...

Poradź mi, starcze!

PUSTELNIK

Lat dwadzieścia z górą

Jak żyję w puszczy...

KIRKOR

Cóż stąd?

PUSTELNIK

Więc ocenić

Ludzi nie mogę – ani wskazać, którą

Weźmiesz dziewicę.

KIRKOR

Te, co rozkwitały

Z dzieciństwa pączków, gdyś ty żył na świecie,

Są dziś pannami... czerwony li biały

Pączek na róży, taka będzie róża...

Przypomnij niegdyś najpiękniejsze dziecię,

Białą, jak w ręku anielskiego stróża

Kwiat lilijowy – niech jej słowik śpiewny

Zazdrości głosu, a synogarlica

Wiernością zrówna... gdzie taka dziewica,

Wskaż mi, o starcze! Mówią, że królewny

Słyną wdziękami?

PUSTELNIK

Nieba! Ród to węża.

Żona zbrodniami podobna do męża,

Córki do ojca, a do matek syny.

Jak w jednym gnieździe skłębione gadziny.

O! Bogdaj piorun!...

KIRKOR

Nie przeklinaj.

PUSTELNIK

Młody,

Przeklinaj ze mną – oni klątwy warci.

Bogdaj doznali, co pomor i głody!

Bogdaj piorunem na poły pożarci,

Padając w ziemi paszczą rozdziawioną,

Proch mieli płaszczem, a węża koroną.

Bogdaj! – Klnąc zbójcę potargałem siły,

Wściekłem się jako brytan uwiązany.

Bo też ja kiedyś byłem pan nad pany,

Stutysięcznemu narodowi miły,

Żyłem w purpurze, dziś noszę łachmany;

Muszę przeklinać. Miałem dziatek troje,

Nocą do komnat weszli brata zboje,

Różyczki moje trzy z łodygi ścięto!

Dziecinki moje w kołyskach zarżnięto!

Aniołki moje!... wszystkie moje dzieci!

KIRKOR

Któż jesteś, starcze?

PUSTELNIK

Ja... Król Popiel trzeci...

KIRKOR

schyla kolano

Królu mój!

PUSTELNIK

Któż mię z żebraki rozezna?...

KIRKOR

Uzbrajam chamy i lecę do Gnezna

Mścić się za ciebie...

PUSTELNIK

Młodzieńcze, rozwagi!

KIRKOR

Bezprawie gorzej od Mojżesza plagi

Kala tę ziemię i prędzej się szerzy;

Popiel, skalany dzieci krwią niewinną,

Niegodny rządzić tłumowi rycerzy.

Niech więc się stanie, co się stać powinno,

Pod okiem Boga, na tej biednej ziemi.

PUSTELNIK

Czy ty skrzydłami anioła złotemi

Z nieba zleciałeś?

KIRKOR

Na barkach orlicy

Para tych białych skrzydeł wyrastała;

Gdy na rycerskiej są naramiennicy,

Będzież-li rycerz mniej niż owa biała

Ptaszyna ludziom użyteczny? – ma-li

Gadom przepuszczać rycerz uskrzydlony

Orła piórami?

PUSTELNIK

O mężu ze stali!

Ty jesteś z owych, którzy walą trony.

KIRKOR

Ty wiesz, jak nasza ziemia wszeteczeństwem

Króla skalana. Wiesz, jak Popiel krwawy

Pastwi się coraz nowym okrucieństwem...

Zaczerwienione krwią widziałem stawy:

Król żywi karpie ciałem niewolników.

Nieraz wybiera dziesiątego z szyków

I tnąc w kawały ulubionym rybom

Na żer wyrzuca; resztę ciał wymiata

Na dworskie pola i czerwonym skibom

Ziarno powierza. Sąsiad ziemię kata

Na pośmiewisko zwie Rusią Czerwoną.

Dotąd żyjącym pod Lecha koroną

Bóg dawał żniwo szczęścia niezasiane,

Lud żył szczęśliwy; dzisiaj niesłychane

Pomory, głody sypie Boża ręka.

Ziemia upałem wysuszona pęka;

Wiosenne runa złocą się, nim ziarno

Czoła pochyli, a wieśniacy garną

Sierpami próżne tylko włosy żyta.

Ta sama Polska, niegdyś tak obfita,

Staje się co rok szarańczy spichlerzem;

Niegdyś tak bitna, dziś bladym rycerzem

Z głodami walczy i z widmem zarazy.

PUSTELNIK

Ach, jam przeklęty! przeklęty! trzy razy

Przeklęty! winien jestem nieszczęść ludu.

KIRKOR

Jako, tyś winien?...

PUSTELNIK

Z rozlicznego cudu

Korona Lecha sławą niegdyś była,

W niej szczęścia ludu, w niej krainy siła

Cudem zamknięta... oto ja, wygnany,

Lud pozbawiłem korony.

KIRKOR

Starcze?...

PUSTELNIK

Korona brata mego jak liczmany

Fałszywa... moja pod spróchniałe karcze

Lasu wkopana... miałem ją do grobu

Ponieść za sobą.

KIRKOR

Skądże tej koronie

Cudowna władza?

PUSTELNIK

Ku ojczystej stronie

Wracali niegdyś od Betlejem żłobu

Święci królowie – dwóch Magów i Scyta.

Ów król północny zaszedł w nasze żyta,

Zabłądził w zbożu jak w lesie – bo zboże

Rosło wysokie jak las w kraju Lecha;

Więc zbłądziwszy rzekł: „Wyprowadź, Boże!”

Aż oto przed nim odkrywa się strzecha

Królewskiej chaty – bo Lech mięszkał w chacie. –

Wszedł do niej Scyta i rzekł: „Królu! bracie!

Idę z Betlejem, a gwiazda błękitna

Twoich bławatków ciągle szła przede mną,

Aż tu zawiodła”. – Lech rzekł: „Zostań ze mną!

Kraina moja szczęśliwa i bitna,

Jeśli chcesz, to się tą ziemicą z tobą

Dzielę na poły”. – Scyta rzekł: „Zostanę,

Lecz kraju nie chcę, bo ziemie złamane

Rozgraniczają się krwią i żałobą

Dzieci i matek”. Więc razem zostali;

Ale to długa powieść...

KIRKOR

Mów! mów dalej!

PUSTELNIK

Więc jako dawniej czynili mocarze,

Z Lechem się Scyta mieniał na obrączki;

A pokochawszy mocniej sercem, w darze

Dał mu koronę... stąd nasza korona.

Zbawiciel niegdyś wyciągając rączki

Szedł do niej z matki zadumanej łona;

I ku rubinom podawał się cały

Jako różyczka z liści wychylona,

I wołał: caca! i na brylant biały

Różanych ustek perełkami świecił.

KIRKOR

O biedny kwiatku! na cóż ty się kwiecił,

By cię na krzyżu ćwiekami przybito?

Czemuż nie było mnie tam na Golgocie,

Na czarnym koniu, z uzbrojoną świtą!

Zbawiłbym Zbawcę – lub wyrąbał krocie

Zbójców na zemstę umarłemu.

PUSTELNIK

Synu!

Bóg weźmie twoją pochopność do czynu

Za czyn spełniony. Wróćmy w nasze czasy.

Gdy mię brat wygnał, uniosłem w te lasy

Świętą koronę...

KIRKOR

Wróci ona! wróci!

Przysięgam tobie... Lecz...

PUSTELNIK

Co chcesz powiadać?

KIRKOR

Nim Kirkor w przepaść okropną się rzuci

Szukając zemsty – chcę – chciałbym cię badać,

Na jakim pieńku zaszczepić rodowe

Drzewo Kirkorów, aby kiedyś nowe

Plemię rycerzy tronu twego strzegło?

Kogo wprowadzić w podwoje zamkowe

Z żony imieniem?

PUSTELNIK

Tylu ludzi biegło

Z pierścionkiem ślubnym za marą wielkości,

A prawie wszyscy wzięli kość niezgody

Zamiast straconej z żebra swego kości.

Postąp inaczej – ty szlachetny, młody;

Niechaj ci pierwsza jaskółka pokaże,

Pod jaką belką gniazdo ulepiła;

Gdzie okienkami błysną dziewic twarze,

A dach słomiany, tam jest twoja miła.

Ani się wahaj, weź pannę ubogą,

Żeń się z prostotą, i niechaj ci błogo

I lepiej będzie, niżbyś miał z królewną...

KIRKOR

Tak radzisz, starcze?

PUSTELNIK

Idź, synu, na pewno

Do biednej chaty – niechaj żona karna,

Miła, niewinna...

KIRKOR

Jaskółeczko czarna!

Ptaszyno moja, gdzie mię zaprowadzisz?

PUSTELNIK

Słuchaj mię, synu...

KIRKOR

Starcze, dobrze radzisz...

Prowadź, jaskółko!

Odchodzi KIRKOR.

PUSTELNIK

sam

O! ci młodzi ludzie,

Odchodzą od nas i wołają głośno:

Idziemy szukać szczęścia. Więc my, starce,

Cośmy przebiegli po tej biednej ziemi,

A nigdy szczęścia w życiu nie spotkali –

Możeśmy tylko szukć nie umieli...

Idź! idź! idź, starcze, do pustelnej celi...

Chce wchodzić do celi – i zatrzymuje się na progu. Wchodzi FILON, pasterz. Zamyślony – fantastycznie we wstążki i kwiaty ubrany.

FILON

z egzaltacją

O! złote słońce! drzewa ukochane!

O! ty strumieniu, który po kamykach

Z płaczącym szumem toczysz fale śklane!

Rozmiłowane w jęczących słowikach

Róże wiosenne! z wami Filon skona!

Bo Filon marzył los Endymijona,

Marzył, że kiedyś po blasku miesiąca

Biała bogini, różami wieńczona,

Z niebios błękitnych przypłynie, i drżąca

Czoło pochyli, a koralowemi

Ustami usta moje rozpłomieni.

Ach! tak marzyłem! Ale na tej ziemi

Nie ma Dyjanny. Samotny uwiędnę

Jako fijołek – albo kwiat jesieni.

PUSTELNIK

Co znaczą owe narzekania zrzędne?

Młody szaleńcze, gdzie zimny rozsądek?

Wywracasz świata boskiego porządek,

A że ty chciwy Akteona wanien,

Czekasz na ziemi anielskiego bóstwa:

Dlatego tyle zestarzałych panien

Dotąd się mężów swych nie doczekały;

Szukaj kochanki na ziemi.

FILON

Świat cały

Na próżno zbiegłem przeglądając mnóstwa

Dziewic śmiertelnych. Nieraz wzrok łakomy

Śledził spod złotej kapelusza słomy

Żniwiarek twarze, podobne czerwienią

Makom zbożowym. Nieraz poglądałem

Na białe płótna, łąk jasną zielenią

Słońcu podane; rojąc serca szałem,

Że z bieli płócien jako z morskiej piany

Alabastrowa miłości bogini

Wyjdzie na słońce. Ach! tak oobłąkany,

Żyłem na świecie jako na pustyni;

Nienasycony, dumający, rzewny.

Byłem na dworach, widziałem królewny

Podobne gwiaździe Wenus, co wynika

Wieczorem z nieba różowego zorzą,

Zaczerwieniona, ale bez promyka.

Serca nie mają, a sercem się drożą

Więcej niż koron brylantami.

PUSTELNIK

Głupcze!

Niedoścignionych gwiazd szalony kupcze!

Ty, co na dworach szukałeś kochanki:

Precz! precz ode mnie, kwiecie beznasienny,

Studniom niezdatny jak stłuczone dzbanki,

Światowi jako słońca blask jesienny

Bezużyteczny. Skoro na tron wrócę,

Zamknę cię w szpitalu szalonych lub rzucę

Na bakalarską ławę między dzieci.

FILON

Mój dobry ojcze! niechaj ci Bóg świeci!

Musisz być chory, gadasz nieprzytomnie.

PUSTELNIK

Wszyscy szaleńcy zlatują się do mnie,

A wszyscy marzą o królewskich dworach;

Myślą o królach, a kryją się w borach,

I jęczą, jęczą jak oślepłe sowy.

FILON

Wsadź, starcze, głowę w strumień kryształowy,

Może ochłonie.

PUSTELNIK

Woda nie obmyje

Na moim czole czerwonego pasu.

Widzisz! czy widzisz, jak korona ryje?

Dwudziestoletnie życie w głębi lasu

Nie zagoiło rany. Pas na czole,

A drugi taki pas me serce płata;

Ten od korony,

pokazując na serce

ten od mieczów kata.

O! moje dzieci! o! sieroctwa bole!

O! moja przeszłość!

FILON

Nudzi mię ten stary,

W głowie ma jakieś bezcielesne mary,

Pewnie oszalał samotnością, postem.

PUSTELNIK

Cierpienie myśli jest kolącym ostem,

Lecz rzeczywistość... o! ta jak żelazo

Rani, zabija...

FILON

O tym inną razą

Mówić będzemy, a przekonam ciebie,

Że smutek serca...

PUSTELNIK

Niechaj cię pogrzebie,

Mdława istoto. Nic niech nic zabije;

A twój grobowiec zamknie nic.

FILON

O luba!

Nieznaleziony twój obraz

pokazując na serce

tu żyje!

Nieznalezienie gorsze niźli zguba;

Jam cię nie znalazł, a widzę przed sobą!

Idę do lasu, gdzie będę sam... z tobą...

Błogosławiony wyobraźni cudzie,

Ty mnie ocalasz!

Odchodzi w las.

PUSTELNIK

Jak szaleją ludzie!

Wchodzi do celi.

Scena II

Inna część lasu – widać jezioro Gopło. SKIERKA i CHOCHLIK wchodzą.

SKIERKA

Gdzie jest Goplana, nasza królowa?

CHOCHLIK

Śpi jeszcze w Gople.

SKIERKA

I woń sosnowa,

I woń wiosenna nie obudziła

Królowej naszej! woń taka miła!

Czyliż nie słyszy, jak skrzydełkami

Czarne jaskółki biją w jezioro

Tak, że się całe zwierciadło plami

W tysiące krążków?

CHOCHLIK

Zanadto skoro

Zbudzi się jędza i będzie

Do pracy nas zaprzęgać. To w puste żołędzie

Wkładać jaja motylic – to pomagać mrówkom

Budującym stolicę i drogi umiatać

Do mrównika wiodące... to majowym krówkom

Rozwiązywać pancerze, aby mogły latać;

To zwiedzać pszczele ule i z otwartej księgi

Czytać prawa ulowe lub rotę przysięgi

Na wierność matce pszczelnej od zrodzonej pszczółki;

To na trzcinę jeziora zwoływać jaskółki

I uczyć budownictwa pierworoczne matki.

Już zamykać stawiane na ptaszęta klatki,

Nim jaki biedny ptaszek uwięźnie w zapadni,

Na przekor ptasznikowi; już to pani sroce

Ciągle trąbić do ucha naukę: nie kradnij;

Albo wróblowi wmawiać, że pięknie świergoce,

Aby ciągle świergotał nad wieśniaczą chatą...

Pracuj jak koń pogański, pracuj całe lato,

A zimą śpij u chłopa za brudnym przypieckiem,

Między garnkami, babą szczerbatą i dzieckiem.

SKIERKA

Bo też ty jesteś leniwy, Chochliku!

Patrzy na jezioro.

Ach, patrz! na słońca promyku

Wytryska z wody Goplana;

Jak powiewny liść ajeru,

Lekko wiatrem kołysana;

Jak łabędż, kiedy rozwinie

Uśnieżony żagiel steru,

Kołysze się – waha – płynie.

I patrz! patrz! lekka i gibka,

Skoczyła z wody jak rybka,

Na nezabudek warkoczu

Wiesza się za białe rączki,

A stopą po fal przezroczu

Brylantowe iskry skrzesza.

Ach, czarowna! któż odgadnie,

Czy się trzyma z fal obrączki?

Czy się na powietrzu kładnie?

Czy dłonią na kwiatach się wiesza?

CHOCHLIK

Ona ma wianek na głowie...

Czy to kwiaty? czy sitowie?

SKIERKA

O nie... to na włosach wróżki

Uśpione leżą jaskółki.

Tak powiązane za nóżki

Kiedyś, w jesienny poranek,

Upadły na dno rzeczułki:

Rzeczułka rzuciła wianek,

Wianek czarny jak hebany

Na złote włosy Goplany.

CHOCHLIK

Radzę ci, uciekajmy, mój Skierko kochany,

Wiedźma gotowa zaraz nową pracę zadać.

Albo obracać młyny, skąd woda uciekła

Biednemu młynarzowi, lub każe spowiadać

Leniwego szerszenia, nim pójdzie do piekła

Za kradzież słodkich miodów... lub malować pawie.

SKIERKA

Więc uciekaj... ja się bawię...

Promienie słońca przenikły

Jaskółeczek mokre piórka...

Ożyły – pierżchły – i znikły

Jak spłoszonych wróbli chmurka.

Królowa nasza bez ducha,

Zadziwiona stoi, słucha;

Nie śmie wiązać i zaplatać

Kos rozwianych, nie wie, czemu

Wianeczkowi uwiędłemu

Przyszło ożyć? skąd mu latać?

Goplano! Goplano! Goplano!

Wchodzi GOPLANA.

GOPLANA

Narwij mi róż, Chochliku! poleciał mój wianek.

CHOCHLIK

Już się zaczyna praca.

CHOCHLIK odchodzi mrucząc.

GOPLANA

Czy to jeszcze rano?

SKIERKA

Pierwsza wiosny godzina.

GOPLANA

Ach! gdzież mój kochanek?

SKIERKA

Co mi rozkażesz, królowo?

Zadaj piękną jaką pracę.

Winąć tęczę kolorową,

Albo budować pałace,

Powojami wiązać dachy,

I opierać kwiatów gmachy

Na kolumnach malw i dzwonków

Lazurowych.

GOPLANA

zamyślona

Nie!

SKIERKA

Chcesz tronów

Z wypłakanych nieba chmurek?

Czy ci przynieść pereł sznurek?

Z owych pereł, które dają

Lep na ptaszki; ale mają

Takie blaski, takie wody,

Jak kałakuckie jagody.

Chcesz? lecę na trzęsawicę,

Dojrzę – dogonię – pochwycę –

Błędnego moczar ognika;

I zaraz w lilijkę białą

Oprawię jak do świecznika,

I nakryję białym dzwonkiem,

By ci świecił... Czy to mało?

Rozkaż, pani! Co pod słonkiem,

Co na ziemi, wszystko zniosę:

Drzewa, kwiaty, światło, rosę.

Co nad ziemią, w ziemi łonie:

Dźwięki, echa, barwy, wonie,

Wszystko, o czym kiedy śniły

Myśli twoje w jezior burzy

Kołysane.

GOPLANA

Skierko miły,

Ja się kocham.

SKIERKA

W czym? czy w róży

Bezcierniowej? czy w kalinie?

W czterolistnej koniczynie?

Może w kwiatku: „niech Bóg świeci”,

Który posadzi macocha

Na grobie mężowskich dzieci?

Może w Magdaleny nitce,

Co bez wiatru leci płocha?

Może w białej margieritce,

Co piątym listkiem: „nie kocha”

Zabiła młodą pasterkę?

W czym się kochasz? poszlij Skierkę,

A przyniesie ci kochanka,

I wplecie do twego wianka,

I będziesz go wiecznie miała,

Pieściła i całowała

Do przyszłej wiosny poranka,

Do drugiego kwiatów wieku.

GOPLANA

Ach! ja się kocham, kocham się w człowieku!

SKIERKA

To ludzkie czary.

GOPLANA

Tej zimy, gdym usnęła

Na skrysztalonym łożu. Światło mię jakieś

Z głuchego snu gwałtownie ocuciło.

Otwieram oczy – patrzę... płomień czerwony

Jako pożaru łuna bije przez lody

I słychać głuchy huk. Rybacy to rąbali

Przełomkę biednym rybkom zdradliwą... Nagle

Okropny krzyk – w przełomkę człowiek pada

Na moje upadł łoże; a czy to światło

Podobne barwie róż, które świeciło

W moim pałacu szklistym? Czy też prawdziwe

Róże na jego licach śmiercią mdlejące;

Ale się piękny wydał – ach! piękny tak, że chciałam

Zatrzymać go na wieki w zimnych pałacach,

I nie rozwiązać z wieńca ramion, i przykuć

Łańcuchem pocałunków. Wtem zaczął konać...

Musiałam wtenczas, ach! musiałam go wypuścić!

Gdybym przynajmniej mogła była go wynieść

Z wody na rękach moich, usta z ustami

Spoić i życie wlać w ostygłe jego piersi;

Ale ty wiesz, co to za męka dla nas,

Kiedy podobne kwiatom, musiemy składać

Rumieniec nasz i piękne barwy wiosny.

I do kamieni białych podobne leżeć

W głębiach jeziora. Taką ja wtenczas byłam.

Musiałam leżeć na dnie, ani się płocho

Na światło dnia wyrywać. Na pół martwego

Wyniosłam drżącą ręką i przez otwory

W lodzie wybite rzucam: sama boleśnie

Wracam na puste łoże, na zimne łoże;

A serce moje rozdarł okrzyk rybaków,

Którzy witali wtenczas, gdy ja żegnałam.

Jakżem czekała wiosny, przyszła nareszcie!

Z miłością w moim sercu budzę się... kwiaty

To nic przy jego licach – gwiazdy gasną

Przy jego jasnych oczach... Ach! kocham! kocham!

SKIERKA

Ktoś idzie tutaj lasem.

GOPLANA

To on! to on! mój miły.

Bądź niewidomym, Skierko.

SKIERKA odchodzi. Wchodzi na scenę GRABIEC – rumiany – w ubiorze wieśniaka.

GRABIEC

Ach, cóż to za panna?

Ma twarz, nogi, żołądek – lecz coś niby szklana.

Co za dziwne stworzenie z mgły i galarety!

Są ludzie, co smak czują do takiej kobiety;

Ja widzę coś rybiego w tej dziwnej osobie.

GOPLANA

Jak się nazywasz, piękny młodzieńcze?

GRABIEC

Nic sobie...

GOPLANA

Miły nic sobie!

GRABIEC

Jakżeś głupia, mościa pani –

Nic sobie, to się znaczy, że nic nie przygani

Mojej piękności... to jest, żem piękny. A zwę się

Grabiec.

GOPLANA

Cóż cię za anioł obłąkał w tym lesie?

GRABIEC

Proszę, co za ciekawość w tym wywiędłym schabku!

GOPLANA

Proszę cię, panie Grabiec!

GRABIEC

Wolno mówić: Grabku!

Panie Grabku!

GOPLANA

Któż jesteś?

GRABIEC

Aśćki panny sługa...

A pytasz, kto ja jestem?... to historia długa;

W naszym kościółku stały ogromne organy,

Mój tata grał na dudach; pięknie grywał pijany,

Ale kiedy na trzeźwo, okropnie rzępolił;

Do tego był balwierzem i wieś całą golił,

Golił i grał na dudach, bo golił w sobotę,

Na dudach grał w niedzielę; a miał taką cnotę,

Że nie pił, kiedy golił, a pił, kiedy grywał,

I wszystko szło jak z płatka. Wtem kogut zaśpiewał

I mój ojciec małżeństwem z żoną los zespolił.

Panna młoda wąs miała, ojciec wąs ogolił

I wszystko szło jak z płatka. Lecz tu nowe cuda!

Żona grała na dudach, a tatuś był duda;

Grała więc po tatusiu i dopóty grała,

Aż go na cmentarzyku wiejskim pogrzebała.

Ja zaś, pośmiertne dzieło pana organisty,

Jestem, jak mówią, ojca wizerunek czysty,

Bo lubię stary miodek i kocham gorzonnę,

I uciekam od matki...

GOPLANA

Słowa jego wonne

Przynosi wiatr wiosenny do mojego ucha...

O luby! ja cię kocham...

GRABIEC

Cóż to za dziewucha?

Obcesowo zaczyna. Wprawdzie to nie dziwy.

Ilekroć przez wieś idę, to serca jak śliwy

Lecą pod moje nogi... wołają dziewczęta:

Panie Grabku! Grabiątko, niech Grabiec pamięta,

Że jutro grabim siano – pomóż, Grabku, grabić.

A to znaczy, że za mnie dałyby się zabić,

I to, że się na sianie dadzą pocałować.

GOPLANA

Czy mię kochasz, mój miły?

GRABIEC

Ha?... trzeba skosztować...

Na przykład... daj całusa...

GOPLANA

Stój!... pocałowanie

To ślub dla czystych dziewic. Na dziewiczym wianie

Za każdym pocałunkiem jeden listek spada.

Nieraz dziewica czysta i smutkami blada

Dlatego, że spadł jeden liść u serca kwiatu,

Nie śmie kochać i daje pożegnanie światu,

I do mogiły idzie nigdy niekochana.

GRABIEC

Coś waćpanna jak mniszka.

GOPLANA

Raz pocałowana,

Będę twoją na wieki – i ty mój na wieki...

GRABIEC

Ha, pocałunek bliski, a ten „mój” daleki.

Całuje.

GOPLANA

O mój luby!...

GRABIEC

Dalibóg... pfu! pocałowałem

Niby w pachnącą różę... pfu... róża jest ciałem,

Ciało jest niby różą... niesmaczno!...

GOPLANA

Mój drogi!

Więc teraz co wieczora na leśne rozłogi

Musisz do mnie przychodzić. Będziemy błądzili,

Kiedy księżyc przyświeca, kiedy słowik kwili,

Nad falą szklistych jezior, pod wielkim modrzewiem

Będziemy razem marzyć przy księżycu...

GRABIEC

do siebie

Nie wiem,

Co powiedzieć babie...

GOPLANA

Ty smutny? Ty niemy?

O! my z tobą będziemy szczęśliwi!

GRABIEC

Będziemy,

Lecz nie wieczorem – i nie przy jeziorze...

GOPLANA

Czemu?

GRABIEC

Bo ja nie lubię wody jak wściekły.

GOPLANA

Mojemu

Kochankowi rwać będę poziomki, maliny.

GRABIEC

Lecz ja nie lubię malin... a kiedy dziewczyny

Niosą dzbanek na głowie, nieraz zrzucam dzbanek,

Ale to nie dla malin.

GOPLANA

Lecz ty mój kochanek,

Ty musisz lubić kwiaty. Więc przyjdź co wieczora...

GRABIEC

A to już tego nadto!... co za nudna zmora!

Nie przyjdę w żaden wieczór...

GOPLANA

Dlaczego?

GRABIEC

Za borem

Pewna dziewczyna czeka na Grabka wieczorem.

GOPLANA

Dziewczyna?

GRABIEC

Tak... dziewczyna...

GOPLANA

Czy piękna dziewczyna?

GRABIEC

Ha?... co pannie do tego?... zwie się Balladyna.

GOPLANA

Siostra Aliny?... córka wdowy?... ale ona

Złe ma serce.

GRABIEC

Waćpanna, widzę, coś szalona...

Nie wierzę w babskie dziwy, sądy i przestróżki.

Wszystkie dziewczęta, które mają małe nóżki,

To mają piękne usta i serca – a właśnie

Ona piękną ma nóżkę...

GOPLANA

zapalając się

Niech słońce zagaśnie,

Jeśli mi cię kto wydrze, kochanku.

Ty jesteś moim! moim! moim wiecznie!

Choćbyś miał księżyc za ślubny pirścionek,

Choćbyś miał księżyc, to ja go rozłamię,

Zagaszę księżyc, który cię prowadzi

Do pocałunków, do kochanki domu.

Ach, bądź mi wiernym! błagam cię! zaklinam!

Na twoje własne szczęście. Ach! zaklinam!

Bo zginiesz, luby... nie... razem zginiemy,

Ale ty zginiesz także, gdy ja zginę...

Więc nie chcę zginąć, abyś ty nie zginął.

Przynajmniej dzisiaj nie chodź tam wieczorem,

Przynajmniej dzisiaj nie chodź tam... ja każę...

GRABIEC

A któż ty jesteś, co każesz?

GOPLANA

Królowa!

Królowa fali, Goplana.

GRABIEC

Ej!... w nogi!

Jezus Maryja! a tom popadł w biedę,

Szatana żona chce być moją żoną.

GRABIEC ucieka.

GOPLANA

sama

Niech słońce gaśnie! Niechaj gwiazdy toną

W bezdrożne niebo! Niechaj róże więdną!

Co mi po słońcu, po gwiazdach, po kwiatach.

Wolę je stracić niż kochanka stracić.

Co mam potęgi, co nadprzyrodzonej

Siły nad światem, to obrócę na to,

Aby to serce podbić i mieć moim...

Skierko! Chochliku!

SKIERKA przybiega.

Czy słyszałeś, Skierko,

Moją rozmowę z kochankiem? aniołem?

SKIERKA

Nie karz... ciekawość... szczera moja skrucha,

Biały powoju kwiatek uszczknąłem

I końcem różka włożywszy do ucha,

Słyszałem... przez kwiat...

GOPLANA

Gdzie Chochlik?

SKIERKA

Leniwy

Ciągnie się z wiankiem.

Wchodzi CHOCHLIK z wiankiem.

GOPLANA

A wstydź się Chochliku!

Patrz, coś ty narwał chwastu i pokrzywy,

Brzydkich piołunów, koniczyn, trawniku.

SKIERKA

Pozwól mi, pani, niech, ja go wysiekę

Za taki wianek...

CHOCHLIK

Ej!... ja cię urzekę...

GOPLANA

Słuchajcie mię cicho, diabliki...

Oto, Chochło, polecisz za moim kochankiem;

Idź przy nim, przed nim, za nim, jak skoczne ogniki,

I błąkaj po murawach tak, by przed porankiem

Nie trafił do mięszkania, ani do tej chaty,

Gdzie mięszkają dwie piękne dziewczęta – dwa kwiaty,

Córki wdowy... rozumiesz... a o wschodzie słońca

Tu miłego przyprowadź.

CHOCHLIK

Będę go bez końca

Błąkał i sadzał w błocie... cha! cha! cha! cha! cha! cha!

Odchodzi CHOCHLIK.

GOPLANA

A ty, mój Skierko, leć na mały mostek,

Gdzie jest mogiła samobójcy stracha.

Ukryj się w łozy zarostek.

Za godzinę przez ten mostek

Będzie jechał pan bogaty,

Ustrojony w złote szaty,

Jak do ślubu – bez oręży,

I kareta złotem błyska,

I pięć rumaków w zaprzęży;

Cztery karych i klacz biała

Przodem lecąc iskry ciska.

A na mostku wypróchniała

Leży belka drżąca, śliska.

Czy rozumiesz?

SKIERKA

Wywrócić?

GOPLANA

skłaniając głowę

Lecz nie szkodzić żywym,

Ani ludziom, ni koniom.

SKIERKA

A potem?

GOPLANA

Tego pana w płaszczu złotym

Hymnem wiatru czułym, tkliwym

Zaprowadzić aż do chaty,

Gdzie mieszka uboga wdowa

I dwie młode córki chowa.

Uczyń tak, by pan bogaty

Wziął tam żonę i we dwoje

Odjechał złotą karetą.

Luby Skierko! dziecię moje!

SKIERKA

Dziewczyna będzie kobietą,

Nim dwa razy słońce zaśnie,

Nim dwa razy księżyc zgaśnie.

Odlatuje.

GOPLANA

sama

Więc rozesłałam sylfy; niechaj pracują

Na moje szczęście. Teraz nie idzie o to,

Aby wojskami kwiatów zdobywać niwy;

Nie kwiatów strzec mi teraz, nie tęczę winąć,

Ani słowiki uczyć piosenek, ani

Budzić jaskółki wodne... kocham!... ginę!...

A jeśli on mię kochać nie będzie? cała

W mgłę się rozpłynę białą, i spadnę łzami

Na jaki polny kwiat, i z nim uwiędnę.

Rozpływa się w powietrzu.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.