Litacja - Wiktor Osiatyński - ebook + książka

Litacja ebook

Wiktor Osiatyński

0,0
29,88 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Litacja to druga część historii zapoczątkowanej Rehabem. Autor opisuje, jak jego bohater uczy się żyć z innymi ludźmi, ze sobą i z własnymi emocjami bez alkoholu. I chociaż W. poznaje samego siebie, to okazuje się, że rehab i litacja to jeszcze nie jest pełna rehabilitacja.

„Człowiek z pokiereszowanym ego niemal na każdy bodziec reaguje niewłaściwie. Ale tylko niewielki procent tej reakcji dotyczy bezpośrednio aktualnego zdarzenia. Przeważającą część stanowi swego rodzaju rezonans zdarzeń z dzieciństwa. Ten, czyje reakcje są nieproporcjonalne do bodźca, powinien wpierw zastanowić się, co jest reakcją na to, co się przed chwilą zdarzyło. Może ona wynikać z braku umiejętności życiowych i nieradzenia sobie z emocjami. Z tym wystarczy pójść na mityng AA, OA albo jeszcze inny. Reszta jest najczęściej nieuświadamianym odzewem dramatycznych przeżyć z dzieciństwa. Na to mityng nie wystarczy, z tym należy pójść do terapii”.

Terapeuta Dawid z Sierra Tucson

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 242

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wiktor Osiatyński
Litacja
Dzień dwudziesty dziewiąty

We wtorek 11 października W. obudził się, jeszcze na Farmie, ze spokojem ducha i umysłu, z jakimś słabo mu znanym uczuciem. Już nie czuł szamotaniny i lęków, które targały nim w sobotę i w niedzielę. Nadszedł spokój. Niezwykła wdzięczność. I nadzieja.

Po śniadaniu pożegnał się z kilkoma osobami przy swoim stoliku. W oczach Holy zobaczył chęć, by się uściskać, ale nie mając czasu ściskać się ze wszystkimi, tylko powiedział „Do widzenia” i poszedł. Nie chciał się narzucać, ale nakaz serca kazał mu powiedzieć przez głośnik: „Tu W. Właśnie wyjeżdżam. Kocham was wszystkich. Niech Bóg ma was w swojej opiece”.

– Ładnie to powiedziałeś – skomentował Willy, wsiadając do samochodu, którym miał odwieźć W. do autobusu. Rozmawiali o Nowym Jorku. Willy powiedział, że lubi tam czasem pojechać, choćby na weekend. W. wspomniał piękny widok, gdy się dojeżdża do miasta.

– Tak, Empire State Building wygląda naprawdę imponująco – powiedział Willy. Ale W. wolał wieże World Trade Center.

– Tak, są piękne, bo nowe – przyznał Willy.

Na to W. wytłumaczył, że World Trade Center jest widoczne z daleka, podczas gdy Empire State Building kiedyś, owszem, był symbolem Nowego Jorku, ale dziś już go prawie nie widać pośród otaczających drapaczy chmur. Pożegnali się serdecznie.

W autobusie już po kilkudziesięciu kilometrach pojawił się niepokój. Nie o trzeźwość, ale o to, czy w kilka dni przed wyjazdem do Kalifornii zdąży pozałatwiać dziesiątki spraw. Wyciągnął kartki i notatki sprzed czterech tygodni, by uporządkować te sprawy. Szybko spostrzegł, że traci spokój i zaczyna się gonitwa myśli. Próbował ją zatrzymać, czytając teksty medytacyjne wypisane na małych kartonikach, które kupił przed wyjazdem z Farmy. Najbardziej podobały mu się Ślady na piasku. Po kwadransie, nieco uspokojony, wrócił do papierków i znów od razu stracił koncentrację. Uświadomił sobie, jak wiele pracy będzie go kosztował spokój nie tylko ducha, ale także myśli.

Po dłuższym czasie podniósł głowę znad kartek i zobaczył za oknem jesienny pejzaż, drzewa już częściowo nagie, ciemnoczerwonobrązowy dywan opadłych liści na ziemi. Przypomniał sobie podobny pejzaż widziany rok wcześniej w Nowej Anglii. Tamto i to dzisiejsze spostrzeżenie piękna natury były w życiu W. czymś wyjątkowym. Ale już po chwili gonitwa myśli odgoniła go od okna, powrócił do papierów i dopiero gdy je uporządkował, znów spojrzał w okno autobusu. Zobaczył Manhattan. I górujący nad nim Empire State Building. Majestatyczny, wyniosły, niczym nieotoczony. Wieże World Trade Center nikną gdzieś z boku w dole miasta, a Empire State Building wyrasta w samym jego środku. Teraz W. uświadomił sobie, że tego budynku nie widać z samego Manhattanu, bo tam rzeczywiście zasłaniają go inne wieżowce, ale z New Jersey widać go wspaniale. Po latach, kiedy kompleks World Trade Center zostanie wydarty na ofiarę straszliwym bogom, Empire State Building będzie niepodzielnie górować nad miastem, które jednak wyda się bez porównania mniejsze niż wtedy, gdy wieże wyznaczały odległy południowy koniec Manhattanu. Na razie W. postanowił nie budować teorii, bo w spostrzeżeniach można się pomylić albo je błędnie zapamiętać, a wszelkie teorie te pomyłki tylko utrwalają. O tym postanowieniu często będzie zapominać.

Pierwszy dzień (też wtorek 11 października)

Po przyjeździe do Nowego Jorku W. schował dziennik z Farmy na dno walizki, w której trzymał rzeczy do zabrania do Polski. Kupił dwustukartkowy zielony zeszyt w linie o wymiarach 15 na 24 centymetry. Miał to być dziennik trzeźwości, do jego prowadzenia zobowiązał się Danielowi przed wyjściem z Farmy. Każdego wieczora przed snem będzie w nim robić obrachunek moralny i listę wdzięczności.

Nowy dziennik pulsował własnym rytmem. Jedne dni były bogate w przeżycia i doświadczenia, inne powolniejsze; niekiedy pisał wiele stron, kiedy indziej tylko jedną. Zawsze jednak miał do zapisania coś, za co był wdzięczny. Nawet w najtrudniejszych dniach był wdzięczny za to, że tego dnia nie pił i zachował trzeźwość. Ale często lista wdzięczności była dłuższa.

Po latach dziennik ten pozwolił mu zrekonstruować drogę trzeźwości, na której mozolnie uczył się chodzić.

Po przyjeździe do znajomych, u których się zatrzymał, W. przejrzał listy, jakie do niego przyszły, załatwił kilka spraw przez telefon i pobiegł na południowy mityng AA. Spóźniony stanął przy ścianie, a potem usiadł na schodkach, ale podczas wypowiedzi głównego mówcy był całkowicie zdekoncentrowany. Dopiero podczas dyskusji, gdy część obecnych wyszła już z powrotem do pracy, W. przesiadł się do pierwszego rzędu, gdzie słyszał i rozumiał, co mówią. Susan, młoda dziewczyna, ma dziś urodziny. Lecz mówi o tym z płaczem. Jest już dwa lata w AA, ale niewiele jej to pomaga. Nie bardzo widzi, co jej dała trzeźwość.

Po zakończonym mityngu ludzie podchodzą do Susan, by ją pocieszyć, ktoś zaprasza ją na lunch. Do W., który na początku mityngu przedstawił się jako alkoholik z Polski, podchodzi spiker i ktoś jeszcze. Radzą mu, by poszedł do światowego biura AA, czyli GSO (General Service Office). Ktoś wręcza W. swoją wizytówkę, na której pisze, do kogo W. ma tam się zwrócić.

W. biegnie pod wskazany adres. AA poza granicami USA zajmuje się Susan, wysoka, szczupła blondynka. Ku zaskoczeniu W. natychmiast prowadzi go do Boba, dyrektora GSO. Susan i Bob mówią, że W. spadł im z nieba. Jest pierwszym alkoholikiem z Polski, który odwiedził nowojorskie biuro. Pokazują listy z Polski. AA tam dopiero powstaje, ale już przywódcy się wzajemnie wyrzucają, piszą do Nowego Jorku, z kim GSO powinno się kontaktować, a z kim nie. Susan i Bob mówią, żeby W. jechał do Polski i ich pogodził. Poza tym nikt jeszcze nie przetłumaczył Big Book na polski, więc może W. by to zrobił. Zapraszają na mityng w ich biurze w piątek w południe, przy okazji pokażą W. archiwa AA. Potem Susan prowadzi W. naprzeciw, do Al Anon, gdzie dostaje broszury po polsku. W piątek otrzyma kontakty AA i Al Anon w Europie Zachodniej.

W. wyszedł stamtąd przerażony. Dobra nowina, że w Warszawie są anonimowi alkoholicy, ginie w lęku o to, jaką on tam będzie miał grupę? A jeśli jeszcze wda się w konflikty, to na pewno zapije. Po wieczornym mityngu Joe doradzi W., żeby pod żadnym pozorem nie mieszał się w walki w polskim AA. Żeby jak najdłużej był w Ameryce i w Europie, zebrał jak najwięcej doświadczeń w AA i dopiero wtedy pojechał do Polski. W ostateczności lepiej trzeźwieć samemu, niż wdawać się w konflikty.

Po mityngu W. rzuca się w wir spraw. Ma uczucie, że znów jest w pędzie, przypomina mu się slogan z Farmy: „Spiesz się powoli”, ale ma tylko cztery dni do wyjazdu do Kalifornii i w tym czasie musi załatwić przedłużenie wizy amerykańskiej, bilet na statek do Europy, wizy do wielu krajów europejskich oraz swoje sprawy wydawnicze.

Od piątej do szóstej wieczorem W. próbował dodzwonić się do domu w Warszawie. Bez skutku. Serce mu waliło jak młotem. Przecież Ewa wiedziała, że W. wróci do Nowego Jorku i będzie telefonować.

Mimo zmęczenia W. pamiętał, by wieczorem zrobić obrachunek. Zaczął myśleć o zdarzeniach całego dnia. Przypomniał sobie, że w autobusie na wolnym siedzeniu obok siebie postawił torbę, z której wyciągnął papiery. Zawsze tak robił. Teraz uświadomił sobie, że tą torbą odgrodził się od ludzi, tak by obok nie usiadł ktoś, z kim trzeba by było rozmawiać. A przecież ten ktoś mógłby mu coś ciekawego powiedzieć. Żałował tego, ale ucieszył się, że to zauważył.

Nazajutrz rano podejrzliwość ustąpiła, w jej miejsce pojawił się niepokój. Zaraz też W. przypomniał sobie, ile razy sam zawiódł Ewę, i to w poważniejszych sytuacjach. Niekiedy było to bez jego winy. Pomyślał, że trzeba się liczyć z takimi przypadkami i godzić się z nimi bez złości. Zapisał: Pogoda ducha, choć nadal dokładnie nie wiem, co to znaczy.

Zazdrość minęła, gdy po kolacji w chińskiej restauracji dostał, jak zwykle, ciasteczko z przepowiednią, tym razem z tekstem: „Nie bądź podejrzliwy bez powodu”. Przypomniał sobie podobne przepowiednie z wiosny: raz dowiedział się, że będzie miał sukcesy w biznesie i po powrocie do domu znalazł w poczcie umowę od wydawcy. Inne ciasteczko przepowiedziało mu, że wkrótce będzie na „szczycie świata”. Najpierw sądził, że znów mowa o sukcesie, ale później ktoś mu wytłumaczył, że zwrot „on top of the world” może też oznaczać pogardę dla świata i wyobcowanie z niego; to było na kilka dni przed jego ostatnim ciągiem.

Później W. często mawiał, że te ciasteczka były jego pierwszą Siłą Wyższą.

Opracowanie graficzne: Andrzej Barecki

Korekta: Dobrosława Pańkowska

Copyright © by Iskry, Warszawa 2012 r.

Copyright © by Wiktor Osiatyński, Warszawa 2012 r.

ISBN 978-832-440-244-1

Wydanie elektroniczne 2013

Wydawnictwo Iskry

ul. Smolna 11

00-375 Warszawa

tel./faks: (22) 827-94-15

e-mail: [email protected]

www.iskry.com.pl

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej