20,49 zł
„Książka Grzech czy choroba po raz pierwszy została wydana w 1992 roku przez Instytut Psychiatrii i Neurologii. W pięć lat później opublikowało ją wydawnictwo Akuracik, prowadzone przez mego przyjaciela, nieodżałowanej pamięci Marka Adamika. Obydwa wydawnictwa miały stosunkowo wąski zasięg. Instytut Psychiatrii i Neurologii sprzedawał książki we własnym kiosku, a Akuracik rozprowadzał swoje publikacje przede wszystkim na spotkaniach wspólnot Anonimowych Alkoholików. Książka ta nie miała więc wielkich szans, by dotrzeć do ludzi nieuzależnionych ani do tych, którzy wciąż jeszcze nie przyjęli swego uzależnienia do wiadomości. […] Zmieniły się moje poglądy na temat alkoholizmu. Nadal uważam, że nie jest on grzechem, choć każdy uzależniony popełnia pod wpływem alkoholu grzeszne bądź naganne czyny. Ale mam coraz więcej wątpliwości co do tego, czy jest on zwykłą chorobą. Jeśli nawet uznamy, że jest, to bardzo osobliwą. Bo przecież dziesiątki tysięcy trzeźwych alkoholików dowodzą swoim życiem, że można być alkoholikiem, będąc zdrowym człowiekiem. Dziś zatem nie patrzę na alkoholizm przez pryzmat choroby, ale przede wszystkim widzę w uzależnieniu niedostatek pewnych umiejętności życiowych. A w wychodzeniu z niego przede wszystkim edukacyjny proces przełamywania destrukcyjnych nawyków i nabywania nowych umiejętności” – pisze we wstępie profesor Wiktor Osiatyński.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 183
Książka „Grzech czy choroba” po raz pierwszy została wydana w 1992 roku przez Instytut Psychiatrii i Neurologii. W pięć lat później opublikowało ją wydawnictwo „Akuracik”, prowadzone przez mego przyjaciela, nieodżałowanej pamięci Marka Adamika. Obydwa wydawnictwa miały stosunkowo wąski zasięg. Instytut Psychiatrii i Neurologii sprzedawał książki we własnym kiosku, a „Akuracik” rozprowadzał swoje publikacje przede wszystkim na spotkaniach wspólnot Anonimowych Alkoholików. Książka ta nie miała więc wielkich szans, by dotrzeć do ludzi nieuzależnionych ani do tych, którzy wciąż jeszcze nie przyjęli swego uzależnienia do wiadomości.
A jednocześnie żadna z napisanych przeze mnie książek nie dała mi równie wielkiej satysfakcji. Żadna nie pozwoliła mi dotknąć życia innych ludzi w taki sposób jak „Grzech czy choroba”. Jeszcze przed wydaniem książki zaczął samodzielnie funkcjonować artykuł „Alkoholizm: grzech czy choroba?”, który ukazał się w grudniu 1985 roku na łamach tygodnika „Polityka”. Był powielany w setkach egzemplarzy, a nawet, jak słyszałem, sprzedawany na bazarach. Przez wiele lat zdarzało się, że rozpoznawali mnie znajomi i nieznajomi, mówiąc, że po przeczytaniu tego artykułu – albo później książki – dostrzegli swój własny problem i niektórzy spontanicznie przestawali pić, a inni postanowili pójść do AA lub podjąć terapię. Trudno o większą satysfakcję dla autora. Toteż z wielką radością przyjąłem propozycję wydawnictwa „Iskry”, by książkę wznowić, dając możliwość zapoznania się z nią większemu gronu czytelników.
Zastanawiałem się, czy jej nie rozszerzyć. Sporo się bowiem zmieniło w świadomości społecznej na temat alkoholizmu. Dzisiaj nie ma już prawie żadnego konfliktu między nauką a Anonimowymi Alkoholikami. Specjaliści zajmujący się profesjonalnie leczeniem alkoholizmu coraz częściej znają granice swoich możliwości i wiedzą, co ich pacjentom może zaoferować wspólnota AA. W dawną rolę lekarzy wchodzą co prawda, od czasu do czasu, niektórzy psychologowie, niekiedy zniechęcający swych klientów do korzystania z AA. Ale to margines, chociaż niekiedy dość głośny. Najbardziej jednak zmieniło się samo postrzeganie alkoholizmu w społeczeństwie. Dzięki stałemu rozwojowi wspólnoty AA już bardzo wielu ludzi widzi wokół siebie trzeźwych alkoholików. Coraz więcej ludzi wie, że istnieje sposób, żeby nie pić i zmienić swoje życie.
Przez dwadzieścia lat, które upłynęły od napisania wspomnianego artykułu, zmieniły się również moje poglądy na temat alkoholizmu. Nadal uważam, że nie jest on grzechem, choć każdy uzależniony popełnia pod wpływem alkoholu grzeszne bądź naganne czyny. Ale mam coraz więcej wątpliwości co do tego, czy jest on zwykłą chorobą. Jeśli nawet uznamy, że jest, to bardzo osobliwą. Bo przecież dziesiątki tysięcy trzeźwych alkoholików dowodzą swoim życiem, że można być alkoholikiem, będąc zdrowym człowiekiem. Dziś zatem nie patrzę na alkoholizm przez pryzmat choroby, ale przede wszystkim widzę w uzależnieniu niedostatek pewnych umiejętności życiowych. A w wychodzeniu z niego przede wszystkim edukacyjny proces przełamywania destrukcyjnych nawyków i nabywania nowych umiejętności.
Ostatecznie postanowiłem jednak zachować publikację w oryginalnym kształcie, a problemom tu zasygnalizowanym poświęcić osobną książkę.
Zebrane w tej książce szkice i rozmowy powstały w latach 1985–1990. Łączy je wspólny temat: zdrowienie z alkoholizmu za pomocą metody Dwunastu Kroków, wypracowanej najpierw przez wspólnotę Anonimowych Alkoholików, a następnie zastosowanej w wielu profesjonalnych ośrodkach leczenia uzależnień. Właśnie wzajemne stosunki między profesjonalną służbą zdrowia a wspólnotą AA są drugim głównym tematem tej książki.
Anonimowi Alkoholicy zadziwili świat przede wszystkim skutecznością. Znaleźli sposób na beznadziejną i nieuleczalną chorobę. I chociaż dzięki AA alkoholizm nie stał się uleczalny, przestał być śmiertelną chorobą. Okazało się, że można z nią żyć, i to nawet szczęśliwie, pod warunkiem zaakceptowania własnej choroby oraz zmiany sposobu życia.
Anonimowi Alkoholicy odkryli, metodą prób i błędów, że alkoholizm nie jest grzechem ani chorobą woli. Przekonali się, że alkoholizm to nie tylko fizyczne uzależnienie od alkoholu, ale również choroba myślenia i uczuć, na którą mogą skutecznie pomagać metody edukacyjno-terapeutyczne i rozwój duchowy. Doszli do wniosku, że alkohol wcale nie jest głównym problemem alkoholika, toteż leczenie nie kończy się w momencie zaprzestania picia; wręcz przeciwnie, ono się wtedy dopiero zaczyna. Problemem każdego alkoholika jest niedojrzałość emocjonalna, nieumiejętność radzenia sobie z własnymi uczuciami, ze stosunkami z innymi ludźmi. Alkohol jest, skądinąd destrukcyjnym, środkiem do radzenia sobie z życiem. A ponieważ zaprzestanie picia samo przez się nie rozwiązuje żadnych problemów chorego, niemal nieuchronnie prowadzi ono do kolejnego zapicia.
Zdrowienie wymaga czegoś więcej niż samej abstynencji. Wymaga zmiany samego siebie, dojrzewania. Program takiej zmiany zawiera Dwanaście Kroków AA. Zmiana ta jest niemal niemożliwa w pojedynkę, stąd potrzeba wsparcia ze strony innych niepijących alkoholików. Zmiana ta jest przy tym bardzo powolna, gdyż obejmuje wszystkie sfery życia chorego, nie tylko zachowanie, ale również sposób myślenia i przede wszystkim reagowania na własne stany emocjonalne. W rezultacie po latach trzeźwienia alkoholik „jest dokładnie taki sam jak dawniej, ale zupełnie inny”, jak mówią przyjaciele o jednym z niepijących alkoholików.
Różnorodne aspekty choroby oraz procesu zdrowienia w interpretacji AA są szczegółowo opisane na kartach niniejszej książki. W tym miejscu warto jednak zauważyć, że interpretacja ta zasadniczo odbiega od wszystkiego, co miała do powiedzenia na temat alkoholizmu medycyna. Co więcej, może się ona nawet wydawać sprzeczna z samym paradygmatem medycyny naukowej. Tak bardzo sprzeczna, że powodowała liczne konflikty między środowiskami związanymi z AA a światem nauki. Sądzę, że konfliktów tych nie trzeba ukrywać. Przeciwnie, warto je ujawnić i zastanowić się nad ich źródłami, choćby po to, by dostrzegłszy to, co te dwa środowiska dzieli, rozbudowywać bez porównania ważniejsze cele i metody działania, które są im wspólne.
Z tytułu mojego zawodu przez kilkanaście lat zajmowałem się nauką i zasadami, na których opiera się działalność naukowa. Napisałem na ten temat wiele rozpraw oraz cztery tomy rozmów z wybitnymi uczonymi z całego świata. Kiedy więc w kilka lat później zetknąłem się z ruchem Anonimowych Alkoholików, nie mogłem oprzeć się zdumieniu, jak bardzo jego zasady odbiegają od paradygmatu nauki.
Pierwszym elementem tego paradygmatu jest kontrola. Nauka ma na celu opis rzeczywistości; nauki stosowane, a jedną z nich jest medycyna, korzystają z naukowego opisu po to, by rzeczywistość zmieniać stosownie do ludzkich potrzeb. Istotą nowoczesnej medycyny jest interwencja za pomocą lekarstwa lub skalpela, po to by usunąć ognisko lub źródło choroby. Medycyna musi więc ustalić źródła choroby, jej przebieg i sposób interwencji. Organizm pacjenta jest przedmiotem, na którym medycyna dokonuje zabiegu leczniczego.
Anonimowi Alkoholicy nie poszukują źródeł choroby, nie pytają, dlaczego ktoś pije, nie dokonują operacji, nie zalecają pigułek. Nie obiecują uleczenia chorego przez kogoś lub przez coś z zewnątrz. Dla nich chory jest podmiotem leczenia, to nie jego ma nareperować lekarz, lecz on sam ma zmienić siebie, a lekarz czy terapeuta mają mu w tym dopomóc.
Środki i metody medyczne są, oczywiście, niezbędne przy odtruciu. Dla lekarza zabieg ten bywa równoznaczny z leczeniem; właśnie odtruwanie jest głównym zajęciem na wielu oddziałach dla alkoholików. Dla Anonimowych Alkoholików odtruwanie, skądinąd niezbędne, nie ma jednak wiele wspólnego z leczeniem alkoholizmu; jest ono zaledwie usunięciem następstw zatrucia alkoholowego, które z kolei jest częstym skutkiem nieleczonego alkoholizmu. Oczywiście odtrucie jest potrzebne, ale jest ono etapem poprzedzającym właściwe leczenie odwykowe.
Innym zabiegiem medycznym jest podawanie anticolu lub implantacja esperalu, która nawet fizycznie przypomina operację. Lekarze, którzy stosują te środki, wierzą, że pomogą one choremu odzyskać „wolę niepicia”, a przez to kontrolę nad alkoholem. Podobne cele stawiają sobie hipnotyzerzy, specjaliści od nakłuwania nerwów lub ci lekarze i uczeni, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii, którzy poszukują cudownej pigułki lub innego sposobu wyuczenia alkoholika kontrolowanego picia. Tak aby mógł, jak inni, wypijać kilka kieliszków i nie upijać się.
Anonimowi Alkoholicy uważają, że kontroli nie sposób odzyskać. A sam anticol lub esperal nie może być skuteczny, bo przecież nie pomaga choremu zmienić siebie. Z własnego doświadczenia wiedzą, że o odzyskaniu kontroli marzy chory alkoholik. Warunkiem wyzdrowienia jest coś przeciwnego – uznanie, że kontroli odzyskać nie sposób. Dopiero po uznaniu braku kontroli można zacząć zdrowieć.
Drugim, oprócz kontroli, elementem paradygmatu naukowego jest teoria. Nauka musi stworzyć teoretyczny model choroby i zdrowienia. W tym celu powinna poznać związki przyczynowe. Poznaje je, nieustannie stawiając pytanie „dlaczego?”. Dla naukowej medycyny, a także psychologii, zasadniczą rolę w budowie teoretycznego modelu alkoholizmu odgrywają pytania: „dlaczego alkoholik pije?” lub „dlaczego niektórzy pijący zostają alkoholikami?”.
Anonimowi Alkoholicy odrzucają te pytania. Zadawali je sobie przez wiele lat i w odpowiedziach na nie wcale nie znajdowali lekarstwa, lecz najczęściej usprawiedliwienie kolejnego pijaństwa. Zamiast „dlaczego piję?” Anonimowi Alkoholicy zastanawiają się „co robić, żeby nie pić”. Ale te ich rady nie są uzasadnione jakąkolwiek teorią: w tak zwanej „Wielkiej Księdze” pierwsi niepijący alkoholicy podzielili się tym, co im samym pomagało zachować abstynencję. Po dziś dzień nowicjusze w AA uczą się przyjmować te rady bez dowodu, na wiarę. A naukowcy trudno godzą się z wiarą.
Trzeci element naukowego paradygmatu to potwierdzenie eksperymentalne. Po sformułowaniu hipotezy uczony dokonuje eksperymentów. Jeśli one się powiodą, hipoteza staje się teorią. Wówczas teorię weryfikuje się empirycznie: czy obejmuje ona wszystkie przypadki, czy działa zawsze. Jeśli tak, wówczas teoria staje się prawem, z którego można wyciągać dalsze wnioski. Można też na nim oprzeć praktyczne zastosowania nauki.
W dziedzinie alkoholizmu w wielu laboratoriach naukowych robi się bardzo skomplikowane eksperymenty. Bada się odporność różnych organizmów na alkohol i wyznacza śmiertelną dawkę dla poszczególnych gatunków zwierząt eksperymentalnych. Bada się uzależnienie i dziedziczenie uzależnienia – u myszy, szczurów i psów. Tworzy się bardzo skomplikowane maszyny, które mogą wykazać ponad wszelką wątpliwość, że ktoś pił alkohol i ile go wypił.
Anonimowi Alkoholicy nie przeprowadzają żadnych eksperymentów. Mówią, że po to, by alkoholik wytrzeźwiał, nie trzeba poświęcić ani jednego szczura. Nie trzeba też choremu udowadniać, czy i ile wypił, bo on sam o tym wie najlepiej, a przecież to właśnie od niego samego zależy jego wytrzeźwienie. Anonimowi Alkoholicy wiedzą, że AA działa, ale wiedzą to niejako przeżyciowo, bez potwierdzeń eksperymentalnych. A przy tym nie działa zawsze, jedni ludzie trzeźwieją, a inni nie, i nie ma żadnej teorii, która pozwalałaby dokładnie przewidzieć, komu się to uda. Badania skuteczności mają w najlepszym wypadku wyrywkowy charakter i budzą spore wątpliwości metodologiczne. Bo jakim w końcu dowodem naukowym jest jednoczesna obecność pięćdziesięciu tysięcy ozdrowieńców ze stu krajów na Stadionie Olimpijskim w Montrealu czy 10 tysięcy polskich „aowców” na zjeździe w gdańskiej Oliwii.
Słowem, Anonimowi Alkoholicy mają efekty, ale nie mają teorii. Ich sukcesy są łatwe do odrzucenia, jeżeli tylko ktoś chce je odrzucić. A chce je odrzucić każdy, kto czuje się zagrożony. W początkach swej działalności, w swego rodzaju „mesjanistycznej fazie” rozwoju, Anonimowi Alkoholicy wszędzie stwarzali dość duże poczucie zagrożenia. Znając na własnej skórze niepowodzenia oficjalnej medycyny, bywali zaczepni, a nawet aroganccy. Uważali, że tylko oni mogą pomóc alkoholikom, i to na wszystkie dolegliwości. Wytykali lekarzom, psychologom i psychiatrom brak zrozumienia oraz niekompetencję. Budzili niechęć uczonych twierdzeniem, że nauka w ogóle nie jest w tej dziedzinie potrzebna. Nic dziwnego, że uczeni i lekarze często w rewanżu odrzucali AA.
Mówili, że metoda AA nadaje się tylko dla niektórych alkoholików, takich, którzy chcą się rozwijać duchowo. A przecież są inni alkoholicy, którzy nie chcą się duchowo rozwijać. Zwolennicy AA odpowiadali na to, że istotnie niektórzy pacjenci nie chcą rozwoju duchowego, bo lekarze nie mówią im, że jest to konieczne do wyzdrowienia, a przecież to właśnie lekarz najczęściej jest dla chorego jedynym autorytetem.
Nawet jednak odrzucając czy krytykując AA, uczeni nie bardzo mieli co Anonimowym Alkoholikom przeciwstawić, bo sami też nie mieli efektów. Nie mogli ich mieć, bo alkoholizm jest chorobą chroniczną. A nowoczesna medycyna naukowa jest wyjątkowo mało skuteczna wobec wszelkich chorób, których nie można zlikwidować za pomocą interwencji chirurgicznej lub farmakologicznej i w których trzeba pomóc pacjentowi zaakceptować chorobę i żyć z nią lub pomimo niej. Ale własna bezradność paradoksalnie tylko powiększała poczucie zagrożenia i chęć odrzucenia tego, co zdawało się skutkować.
Stąd niemal nieuchronny konflikt między oficjalną medycyną a ruchem AA. Konflikt ten występował wszędzie, gdzie tylko pojawiali się Anonimowi Alkoholicy. I wszędzie też konflikt ten po jakimś czasie wygasał. Następowało to zazwyczaj wówczas, gdy AA było już na tyle uznane, by poczuć się bezpiecznie, a jednocześnie okazywało się, że ruch AA wcale nie stanowi zagrożenia dla lekarzy, psychiatrów i psychologów, że wręcz przeciwnie, sami alkoholicy też muszą uzyskiwać specjalne przeszkolenie, zanim zaczną profesjonalnie pomagać innym. A w pracy tej potrzebni im są lekarze, psychologowie i psychiatrzy. Okazało się, że w długotrwałym procesie powrotu do zdrowia jest właściwe miejsce dla każdego: dla lekarza podczas odtruwania, terapeuty alkoholika na początku trzeźwienia, dla doradcy duchowego pod koniec kuracji, a dla psychologa i niekiedy psychiatry w późniejszym okresie, gdy już niepijący alkoholik musi radzić sobie ze swymi problemami osobistymi. Dokładnie role te opisuje Stephanie Brown w rozmowie zamieszczonej w niniejszej książce.
Z czasem Anonimowi Alkoholicy zaczęli traktować lekarzy jako swych największych sojuszników i odwrotnie. Bo przecież nikt inny nie może tak dobrze jak lekarz rozpoznać choroby i skłonić pacjenta do leczenia. Wielu lekarzy zaczęło kierować swych pacjentów do AA oraz zapraszać Anonimowych Alkoholików do normalnych szpitali, by ci nieśli posłanie chorym, wśród których mogli znajdować się ludzie uzależnieni. Wkrótce okazało się, że w dziedzinie alkoholizmu istnieje jednak jakaś metoda jeszcze lepsza od ruchu AA. Jest nią współpraca AA z innymi profesjonalistami służby zdrowia: lekarzami, psychiatrami, psychologami, pielęgniarkami, pracownikami pogotowia i innych służb medycznych.
Współpraca ta jest najważniejszą cechą nowoczesnych ośrodków leczenia alkoholizmu na świecie. W ośrodkach tych przedstawiciele wielu specjalności zgodnie pracują, starając się dopomóc alkoholikowi w zmianie samego siebie. W ośrodkach tych nie ma już konfliktów między terapeutami z AA a lekarzami. Wciąż jednak zdarzają się jeszcze konflikty między całymi takimi ośrodkami z jednej strony a czysto akademickimi placówkami badawczymi – z drugiej. Być może dlatego, że Anonimowi Alkoholicy nadal zdają się ignorować potrzebę badań naukowych, a może dlatego, że praktyczne metody Anonimowych Alkoholików tak trudno pogodzić z wymaganiami paradygmatu naukowego.
Na szczęście konfliktu takiego do tej pory w Polsce prawie nie było, zresztą dzięki światłym i posiadającym wyjątkowo szerokie horyzonty uczonym lekarzom, kierującym Instytutem Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Tam to właśnie, w naukowym instytucie, powstał pierwszy w Polsce oddział konsekwentnie stosujący metodę Dwunastu Kroków. Oczywiście, nie obyło się bez trudności i nieporozumień, jakie powoduje każda zmiana, oraz oporów, jakie wiążą się z akceptacją każdej nowości. Faktem jest jednak to, że na Oddziale Odwykowym Instytutu od ponad pięciu lat zgodnie pracują ze sobą lekarze, psychiatrzy, duchowni, psychologowie i terapeuci alkoholicy. Co więcej, na oddziale tym lekarze prowadzą faktyczną terapię odwykową. Celem wspólnych działań nie jest bowiem tylko odtrucie lub chwilowa abstynencja, lecz trzeźwość, nad którą pacjent musi nauczyć się sam pracować.
Wierzę, że model połączenia profesjonalnej terapii z zasadami ruchu Anonimowych Alkoholików stanie się wzorem dla wszystkich ośrodków odwykowych w Polsce. Mam nadzieję, że zebrane w tej książce doświadczenia i przemyślenia przydadzą się pracownikom takich ośrodków i ich pacjentom.