Łaska Przebudzenia -  Jayem - ebook

Łaska Przebudzenia ebook

Jayem

0,0

Opis

Jestem tam, gdzie mój Ojciec prosi mnie, abym był. Nie skarżę się, nie osądzam, po prostu jest we mnie pokój. I w mych krokach jest lekkość, a w oczach mam radość niezależnie od tego, jaki jest stan mego konta w banku. Wiem, że żyję w nieograniczoności i jeśli nawet mam dziś jednego dolara, to jest to absolutnie w porządku, ponieważ, jeśli będę potrzebował jutro dziesięć tysięcy, będę je miał!

Jeszua, Łaska jako Rzeczywistość

Nie potrafię znaleźć słów w żadnym języku, które mogłyby wyrazić wam wdzięczność i miłość, którą czuję, radość, jaką odczuwam, kiedy na was patrzę. Nie chodzi o to, co robicie. Nie chodzi o to, co mówicie. Chodzi o to, kim jesteście. I poprzez całą wieczność jestem i pozostanę zachwycony zdumiewającym Światłem, którym jesteście. Dziękuję wam z głębi mego jestestwa. Dziękuję wam za Światło, które przynosicie stworzeniu.

Jeszua, Przebudzenie

Każdy z przekazów Jeszuy z Wczesnych lat jest niczym błysk leczącego Światła, niczym łyk wody, która przywraca pamięć Miłości, niczym środek uspokajający, który ogarnia błogim i namacalnym spokojem, niczym przypominajka o rzeczach już powiedzianych, już doświadczonych, ale odłożonych na półkę zapomnienia.

Chronologicznie przekazy te poprzedziły cykl przekazów trylogii Drogi Mistrzostwa, jednak pozostają one poza wszelką chronologią. Można do nich sięgać w dowolnym momencie. Dla mnie są one niczym źródło wody żywej, do której Jeszua nas prowadzi i którą możemy pić do woli. Czasami można tygodniami słuchać tego samego przekazu, a czasami wystarczy jeden łyk, jeden akapit, i przychodzi uzdrowienie. Wczesne lata to piękny dar Jeszuy, który w swej Miłości do nas oddał swe życie za przyjaciół i przychodzi nas prosić, byśmy zrobili to samo – oddali życie w oddzieleniu od Boga, aby Chrystus mógł w nas żyć, wypełniając nas Pokojem, który przekracza wszelkie pojmowanie, i abyśmy Życie mieli w obfitości.

Marek Konieczniak, Wydawnictwo Pokoju Chrystusa

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 435

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Ty­tuł ory­gi­na­łu:The Ear­ly Years
Co­py­ri­ght for the Po­lish trans­la­tion © 2020 by Ma­rek Ko­niecz­niak
Prze­kład Ra­dość I: Piotr Ko­niecz­niak
Re­dak­cja i ko­rek­ta:Ka­ri­na Ko­wa­lew­skaMa­rek Ko­niecz­niak
Skład i ła­ma­nie:www.pa­ge­graph.pl
Pro­jekt okład­ki:Te­re­sa Oj­da­na
© 1995–2013 Jay­em © for the Po­lish edi­tion by Wy­daw­nic­two Po­ko­ju Chry­stu­sawww.po­koj­chry­stu­sa.pl So­sno­wiec 2022
ISBN 978-83-96037-88-6
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.

Wstęp

Książ­ka, któ­rą trzy­masz w dło­niach, jest za­pi­sem prze­ka­zów da­nych przez Je­szuę pod­czas pu­blicz­nych spo­tkań we wcze­snych la­tach mo­jej pra­cy z Nim. Na­uki te, to ob­szer­ny zbiór mą­dro­ści Je­szuy, istot­na część Ścież­ki Dro­gi Mi­strzo­stwa, i te­raz są one po raz pierw­szy do­stęp­ne w for­mie książ­ki.

Tak jak opo­wia­da­łem w Li­stach Je­szuy, po moim pierw­szym oso­bi­stym po­łą­cze­niu z Je­szuą, dla mnie jako ucznia na­stą­pił nowy okres pra­cy z Nim, któ­ry przy­jął bar­dziej pu­blicz­ną for­mę.

Od roku 1988 aż do cza­su, gdy Je­szua roz­po­czął prze­ka­zy­wa­nie trzy­let­nie­go kur­su Dro­gi Mi­strzo­stwa: Try­lo­gii Chry­stu­so­we­go Umy­słu w roku 1994, pro­sił On, bym po­zo­stał Mu od­da­ny, co włą­cza­ło przy­ję­cie prze­ze mnie tej nie­co bar­dziej pu­blicz­nej roli słu­że­nia jako ka­nał prze­ka­zów Je­szuy dla grup. Było to dla mnie po­cząt­ko­wo bar­dzo nie­kom­for­to­we!

Nie­mniej jed­nak, gdy wieść o owych spo­tka­niach się roz­nio­sła, w moim domu w Ta­co­mie w sta­nie Wa­szyng­ton za­czę­ły gro­ma­dzić się co­raz więk­sze gru­py, po­ja­wia­ły się też za­pro­sze­nia do po­dró­ży w co­raz dal­sze miej­sca. Wszyst­ko to wy­ma­ga­ło ode mnie co­raz więk­sze­go pod­da­wa­nia się pro­ce­so­wi, któ­re­go w ogó­le nie ro­zu­mia­łem!

Wszyst­ko za­czę­ło się od pierw­sze­go spo­tka­nia gru­po­we­go, pod­czas któ­re­go Je­szua wy­niósł mnie z mego cia­ła (lub też z tego, co na­uczy­łem się po­strze­gać jako „cia­ło”), a na­stęp­nie sam w nie wszedł, by ko­mu­ni­ko­wać się z obec­ny­mi na spo­tka­niu słu­cha­cza­mi.

Okre­ślam ten etap jako po­czą­tek fazy słu­że­nia, jako ka­nał prze­ka­zów w mej pra­cy z Nim, choć dla czy­tel­ni­ka waż­ne jest, co ro­zu­mie­my pod tym po­ję­ciem. Oto, co zwy­kle się dzia­ło: za­my­ka­łem oczy i od­ma­wia­łem krót­ką mo­dli­twę, któ­rą po­dał mi Je­szua, a na­stęp­nie czu­łem, jak za­nu­rzam się w głę­bo­ką me­dy­ta­cyj­ną prze­strzeń. Na­stęp­nie roz­po­czy­na­ły się i wzma­ga­ły dziw­ne wi­bra­cje, i prze­no­szo­no mnie po­nad moje cia­ło – wi­dzia­łem je po­ni­żej, po­dob­nie jak zgro­ma­dzo­ną wo­kół gru­pę słu­cha­czy oraz ota­cza­ją­cy ją krąg istot świa­tła.

Do­świad­cze­nie to na­bie­ra­ło tem­pa, a ja do­świad­cza­łem gwał­tow­ne­go ru­chu po­przez wie­lo­ko­lo­ro­we świa­tło. Wi­dzia­łem gru­pę słu­cha­czy, po­tem dom, w któ­rym się znaj­do­wa­ła, a póź­niej da­lej i sze­rzej – wszyst­ko się zmniej­sza­ło i uka­zy­wa­ło jak­by przez te­le­skop – aż do chwi­li, gdy wi­dzia­łem samą pla­ne­tę Zie­mię, a na­stęp­nie na­gle zni­kał na­wet fi­zycz­ny wszech­świat, pod­czas gdy wzma­ga­ło się pul­so­wa­nie i wi­bro­wa­nie ko­lo­ro­we­go świa­tła!

Wte­dy wszyst­ko się za­trzy­my­wa­ło, a ja sta­wa­łem się świa­do­my tego, że te­raz je­stem z Je­szuą w polu Świa­tła, gdzie mnie na­uczał. A jed­nak gdy to wszyst­ko się dzia­ło, rów­no­cze­śnie prze­miesz­czał się do mego cia­ła i po­przez „moje cia­ło” na­uczał ze­bra­ną gru­pę!

W któ­rymś mo­men­cie Je­szua mó­wił mi: „Te­raz skoń­czy­li­śmy”. Za­czy­na­łem od­czu­wać pe­wien ro­dzaj wi­bra­cyj­nej zmia­ny i na­stę­po­wa­ło od­wró­ce­nie po­przed­niej po­dró­ży, do­pó­ki nie przy­bli­ży­łem się do Zie­mi i nie wy­lą­do­wa­łem – czę­sto w swe­go ro­dza­ju szo­ku – w cie­le. Czę­sto na­wet 30 mi­nut zaj­mo­wa­ło mi doj­ście do sta­nu, w któ­rym mógł­bym po­ru­szyć pal­cem lub wy­dać dźwięk, po­wo­li przy­sto­so­wu­jąc się do cia­ła.

Na­stęp­nie by­łem tak na­ła­do­wa­ny ener­gią, że czę­sto po­zo­sta­wa­łem na no­gach przez wie­le go­dzin – bę­dąc jed­nak w zmie­nio­nym sta­nie świa­do­mo­ści. Wszyst­ko mi­go­ta­ło w świe­tle i czę­sto wi­dzia­łem, że bu­dyn­ki, drze­wa, słu­py te­le­fo­nicz­ne czy inne obiek­ty były prze­zro­czy­ste. Mo­głem pa­trzeć przez nie na wy­lot.

Pew­ne­go dnia by­łem bar­dzo cho­ry, mia­łem go­rącz­kę i za­pa­le­nie gar­dła, i by­łem „pe­wien”, że wie­czor­ne spo­tka­nie po­win­no zo­stać od­wo­ła­ne. Je­szua za­pew­nił mnie, że nie bę­dzie żad­ne­go pro­ble­mu i – ku za­sko­cze­niu wszyst­kich – gdy ja „od­sze­dłem”, a On przy­był, jak po­wie­dzia­no mi po­tem – na­gle nie było ani śla­du mo­jej cho­ro­by!

Za­praw­dę, po po­wro­cie do­świad­czy­łem cia­ła pro­mie­nie­ją­ce­go ja­sno­ścią i do­sko­na­łym zdro­wiem, by po­tem stop­nio­wo od­czu­wać, jak jego stan się po­gar­sza, gdy po­wra­ca za­pa­le­nie gar­dła. Gdy za­py­ta­łem Je­szuę, co się sta­ło, od­po­wie­dział:

My­ślę, że jest to bar­dzo do­bre py­ta­nie, abyś je sam roz­wa­żył.

Dla­cze­go po­wró­ci­ło to, co na­zy­wasz „cho­ro­bą”?

To ro­dzaj py­ta­nia za­da­ne­go przez Nie­go z mi­ło­ścią, choć oczy­wi­ste jest, że kie­ro­wał On tu mą uwa­gę ku kon­tra­sto­wi: po cóż ktoś miał­by uży­wać cia­ła do cze­goś ta­kie­go, jak cho­ro­ba, któ­rej – naj­wy­raź­niej – On sam nie uży­wał, ko­rzy­sta­jąc z mego cia­ła!

Trans­kryp­ty spo­tkań uka­zu­ją­ce się pod ty­tu­łem: Mi­łość uzdra­wia wszyst­ko. Wcze­sne lata Dro­gi Mi­strzo­stwa, ory­gi­nal­nie na­gra­ne na żywo, uj­mu­ją to, cze­go Je­szua na­uczał nas wszyst­kich pod­czas tych pięk­nych zgro­ma­dzeń [obec­ne wy­da­nie za­wie­ra dzie­więć ko­lej­nych tek­stów – przyp. tłum.]. Ich mą­drość, prze­wod­nic­two i bły­sko­tli­wość są za­dzi­wia­ją­ce. Na kar­tach tej książ­ki, dro­gi czy­tel­ni­ku, za­war­te jest wie­le: po­mo­że ci to wzra­stać w ro­zu­mie­niu, wes­prze cię w uzdro­wie­niu i do­świad­cze­niu głęb­sze­go po­ko­ju, i dużo wię­cej!

Praw­do­po­dob­nie chciał­byś wie­dzieć jesz­cze o jed­nym. Je­szua po­wie­dział mi, że pod­czas gdy ta mi­stycz­na al­che­mia, przez któ­rą prze­cho­dzi­łem, była czę­ścią mej na­uki, była to rów­nież oka­zja dla Nie­go, by na­uczyć się, jak akli­ma­ty­zo­wać się do „mo­je­go” cia­ła, jak rów­nież, w jaki spo­sób zle­wać się z „umy­słem mó­zgu” i uczyć się uży­wać jego struk­tu­ry ję­zy­ko­wej.

Za­praw­dę w pierw­szych fa­zach tego okre­su Je­szua czę­sto ko­mu­ni­ko­wał się po­wol­nym, mo­no­ton­nym gło­sem, bez żad­ne­go ru­chu cia­ła. Stop­nio­wo, z cza­sem mógł On nim po­ru­szać i zda­wał się do­brze ba­wić, uży­wa­jąc mo­ich ame­ry­kań­skich idio­mów, do któ­rych zy­ski­wał do­stęp w tym pro­ce­sie!

Na­sze in­te­rak­cje były róż­no­rod­ne i za­baw­ne. Czę­sto od­czu­wa­łem Jego obec­ność, gdy na przy­kład oglą­da­łem te­le­wi­zję. Cza­sem ko­men­to­wał On pro­gra­my te­le­wi­zyj­ne, a na­wet re­kla­my. Po­wie­dział, że uczył się o moim świe­cie po­przez część mej du­szy sku­pio­nej na cie­le i ope­ru­ją­cej za po­śred­nic­twem cia­ła, tej drob­nej rze­czy, któ­rą na­dal omył­ko­wo uzna­wa­łem za „sie­bie”.

Wcze­sne lata peł­ne są od­wiecz­nej wie­dzy, bez­cza­so­wej Mi­ło­ści, a na­wet prze­po­wied­ni. W tym wstę­pie do za­dzi­wia­ją­ce­go skar­bu, ja­kim są owe ma­te­ria­ły od Je­szuy, ży­czę ci, byś ra­do­wał się klej­no­ta­mi, któ­re po­da­ro­wał On nam wszyst­kim!

Bło­go­sła­wień­stwa,

Jay­em, sty­czeń 2019 r. 

Po­sta­nów wi­dzieć

.

Te­raz za­czy­na­my.

I za­praw­dę po­now­nie wi­tam cię umi­ło­wa­ne i świę­te, i jed­no­po­czę­te dzie­cię Boga. Wsłu­chaj się do­brze w to po­wi­ta­nie. Wi­tam cię umi­ło­wa­ne i świę­te, i jed­no­po­czę­te dzie­cię Boga. To na­praw­dę jest praw­da o to­bie. To w rze­czy­wi­sto­ści jest wszyst­kim, czym mo­żesz być.

Al­bo­wiem za­nim pierw­sze gwiaz­dy zo­sta­ły umiesz­czo­ne na nie­bie, ty już trwa­łeś, bę­dąc taki, ja­kim twój Oj­ciec cię stwo­rzył. Nie, nie tak jak umysł chce ci po­ka­zy­wać cie­bie. Nie było cze­goś ta­kie­go, co znasz jako cia­ło. Nie było cze­goś ta­kie­go jak myśl do­cze­sno­ści. Nie było śla­du my­śli na­ro­dzin i dla­te­go też nie było żad­nej kon­cep­cji czy do­świad­cze­nia tego, co zwiesz śmier­cią. W tym od­wiecz­nym po­cząt­ku, za­nim na­stał czas, ty już by­łeś stwo­rzo­ny cały i w peł­ni, do­sko­na­le mi­łu­ją­ce sze­rze­nie się umy­słu Boga. A Bóg jest je­dy­nie Mi­ło­ścią. I ta praw­da jest za­wsze praw­dzi­wa. Nie ma ta­kiej chwi­li w cza­sie, w któ­rej cią­głość tej praw­dy jest prze­rwa­na. Nie ma ta­kiej chwi­li w do­wol­nym do­świad­cze­niu, przez ja­kie prze­cho­dzisz, w któ­rym rze­czy­wi­sty świat prze­sta­je ist­nieć.

Jak więc to moż­li­we, że po­zor­nie je­steś ogra­ni­cza­ny prze­strze­nią i ob­ję­to­ścią fi­zycz­ne­go cia­ła? Jest ono bar­dzo gę­ste i czę­sto dość twar­de. Jak to jest, że pa­trzysz swy­mi fi­zycz­ny­mi ocza­mi i je­steś tak pew­ny, że to, co ci po­ka­zu­ją jest rze­czy­wi­ste? I oczy­wi­ście mo­żesz to so­bie udo­wod­nić. Spró­buj tyl­ko przejść przez ścia­nę, a prze­ko­nasz się, że ta ścia­na jest w peł­ni rze­czy­wi­sta, że cia­ło jest tym, czym je­steś, że tak wła­śnie jest i nie moż­na tego zmie­nić. Przyj­mu­jąc tę kon­cep­cję w swój umysł, przyj­mu­jąc to po­strze­ga­nie jako do­wód praw­dy, na­uczasz sie­bie wy­pie­rać się ła­god­ne­go gło­su da­ne­go przez Boga Jego je­dy­ne­mu stwo­rze­niu, to­bie, gło­su zło­żo­ne­go z mi­ło­ścią w to­bie, za­nim na­stał czas.

Ten głos jest z tobą wciąż i za­wsze. Lecz je­śli chcesz go sły­szeć, wy­ma­ga on go­to­wo­ści, by pod­dać każ­de wy­obra­że­nie, w ja­kie kie­dy­kol­wiek wie­rzy­łeś na te­mat sie­bie czy na te­mat świa­ta, i ten wła­śnie akt od­bie­rasz jako kom­plet­ne sza­leń­stwo.

Co się ze mną sta­nie, je­śli zre­zy­gnu­ję z prze­ko­na­nia, że ta ścia­na jest rze­czy­wi­sta? Co się ze mną sta­nie, je­śli zre­zy­gnu­ję z wszyst­kich tych wy­obra­żeń, któ­re uzna­ję za nie­od­wra­cal­nie praw­dzi­we i któ­re mu­szą być pod­sta­wą mych dzia­łań po to, bym prze­trwał w tym świe­cie, któ­re­go z pew­no­ścią nie stwo­rzy­łem. Prze­cież zja­wi­łem się w nim przy­pad­ko­wo, zro­dzo­ny z na­mięt­no­ści mych ro­dzi­ców. Po pro­stu zna­la­złem się tu­taj i taki wła­śnie je­stem.

Zde­cy­do­wa­nie ab­sur­dem wy­da­je się być re­zy­gna­cja z tak głę­bo­ko za­ko­rze­nio­nych wy­obra­żeń, prze­ko­nań i do­świad­czeń – któ­re, jak wie­rzysz, po­ma­ga­ją ci prze­trwać – na rzecz tego, co wy­da­je się być czy­stym sza­leń­stwem.

Czę­sto mó­wi­łem i przez wie­le ka­na­łów, że świat, któ­ry po­strze­gasz jest dia­me­tral­nym prze­ci­wień­stwem rze­czy­wi­ste­go świa­ta. Jest do­kład­nym prze­ci­wień­stwem. Dla­te­go też je­śli chcesz po­znać rze­czy­wi­sty świat, pierw­szy krok, jaki jest wy­ma­ga­ny, to wy­ćwi­cze­nie umy­słu, aby chciał za­ak­cep­to­wać, że wszyst­kie rze­czy, któ­re we­dług cie­bie wi­dzisz, są je­dy­nie chwi­lo­wy­mi po­strze­że­nia­mi czy złu­dze­nia­mi; że oczy cia­ła ni­g­dy nie po­ka­zy­wa­ły ci rze­czy­wi­ste­go świa­ta; że twe idee i wy­obra­że­nia opar­te na da­nych do­star­cza­nych przez zmy­sły cia­ła – że te idee za­wsze były dia­me­tral­nie od­mien­ne od praw­dy rze­czy­wi­ste­go świa­ta.

Je­śli więc zro­dzi­ło się w to­bie we­zwa­nie, je­śli jest ta iskra w to­bie – to ozna­cza po pro­stu, że głos mó­wią­cy w imie­niu Boga osta­tecz­nie wszedł ukrad­kiem i za­czą­łeś sły­szeć. Je­śli jest coś w to­bie, co wzy­wa cię, byś po­znał rze­czy­wi­sty świat, je­śli jest coś w to­bie, co wzy­wa cię, byś po­znał po­kój Boga, je­śli jest coś w to­bie, co jest na­wet je­dy­nie drob­ną chę­cią, by pod­dać to, co trze­ba pod­dać, aby po­znać tę rze­czy­wi­stość Bo­że­go po­ko­ju i tę do­sko­na­łą mi­łość, któ­rą już je­steś, wów­czas mu­sisz pod­jąć de­cy­zję. A de­cy­zja ta jest na­stę­pu­ją­ca:

Je­śli do tej pory po­świę­ca­łem czas i do­świad­cza­łem go po to, by gro­ma­dzić do­wo­dy, że praw­dą jest to, cze­go sam sie­bie na­ucza­łem, wie­rząc w to, wów­czas, być może, mu­szę te­raz po­świę­cić czas na od­rzu­ce­nie tego, o czym wie­rzy­łem, że jest praw­dą.

Ta de­cy­zja jest wy­bo­rem, aby w peł­ni od­dać się po­zwo­le­niu, by do­świad­cze­nia cza­su, po­czy­na­jąc do­kład­nie od tego miej­sca, gdzie je­steś w swym co­dzien­nym ży­ciu, były po­now­nie ci wy­ja­śnia­ne przez głos w to­bie, ale nie cał­kiem twój głos. Przy­naj­mniej nie jesz­cze. Przyj­dzie taki dzień, że bę­dziesz jed­nym z tym gło­sem. Przyj­dzie dzień, że po­znasz praw­dę, że

Ja i mój Oj­ciec Jed­no je­ste­śmy.

Przyj­dzie taki dzień, że choć oczy fi­zycz­ne na­dal będą się wy­da­wa­ły funk­cjo­no­wać, ty bę­dziesz z mi­ło­ścią pa­trzył na świat, któ­ry na­ro­dził się z błę­du, na ten fi­zycz­ny wy­miar, to ogra­ni­cze­nie, któ­re po­strze­gasz w swym umy­śle, al­bo­wiem bę­dziesz pa­trzył we­wnętrz­nym okiem, aspek­tem twe­go je­ste­stwa, twej świa­do­mo­ści, któ­ra, oczy­wi­ście, ma pew­ne fi­zycz­ne od­po­wied­ni­ki. I tak, ty ak­ty­wu­jesz to we­wnętrz­ne oko i otwo­rzysz je, i bę­dziesz na wszyst­ko pa­trzył tym okiem. A dane pły­ną­ce do cie­bie ze zmy­słów, będą jak­by fil­tro­wa­ne czy prze­twa­rza­ne w taki spo­sób, że to, co bę­dziesz wi­dział, bę­dziesz oce­niał, nie na pod­sta­wie błęd­nie wy­kre­owa­nych prze­ko­nań oraz idei, lecz na pod­sta­wie tych po­strze­żeń, któ­re są oczysz­czo­ne przez świa­tło i mą­drość, jaka bę­dzie ja­śnia­ła przez to we­wnętrz­ne oko.

Kie­dyś, gdy sie­dzia­łem z mymi przy­ja­ciół­mi, któ­rych zwie­cie, jak sły­sza­łem, ucznia­mi, po­wie­dzia­łem im: „Kie­dy two­je oko bę­dzie po­je­dyn­cze, wów­czas wej­dziesz do kró­le­stwa”.[1] Co może ozna­czać tak dziw­ne stwier­dze­nie? Po pierw­sze, prze­ma­wia ono na wie­lu po­zio­mach do praw­dy, któ­ra może być je­dy­nie zro­zu­mia­na po­przez kon­cep­cje po­zio­mów. Kie­dy oko sta­nie się po­je­dyn­cze ozna­cza, że na­uczy­łeś się już re­zy­gno­wać ze swej ob­se­sji łą­cze­nia uwa­gi swe­go umy­słu je­dy­nie z fi­zycz­ny­mi zmy­sła­mi, a przez to z wszyst­ki­mi kon­cep­cja­mi i wy­obra­że­nia­mi, któ­re zbu­do­wa­łeś w opar­ciu o zmy­sło­we dane pły­ną­ce z cia­ła, a prze­su­ną­łeś uwa­gę tak, by się ze­środ­ko­wa­ła i osa­dzi­ła w we­wnętrz­nym oku, aby świa­tło świa­do­mo­ści oświe­tla­ją­ce twe do­świad­cze­nie ujaw­nia­ło od­bi­cie rze­czy­wi­ste­go świa­ta po­przez wszyst­ko, co wi­dzisz i cze­go do­świad­czasz.

Dru­gi po­ziom jest na­stę­pu­ją­cy: znaj­du­jesz się w kon­flik­cie, znaj­du­jesz się w świe­cie dwo­isto­ści. Nie ma w nim po­je­dyn­czych rze­czy. Za­wsze jest to i tam­to, góra i dół, świa­tło i ciem­ność, do­bro i zło, naj­lep­sza i naj­gor­sza war­tość, naj­lep­szy i naj­gor­szy wy­bór. Gdzie byś się nie zna­lazł w cią­gu dnia, za­wsze sto­isz przed po­trze­bą do­ko­na­nia wy­bo­ru. To lub tam­to. Cał­kiem szcze­rze jest to po pro­stu wy­bór po­mię­dzy mi­ło­ścią a lę­kiem. Lecz w two­im świe­cie ta dwo­istość prze­wa­ża i wła­śnie dla­te­go świat, w któ­rym się znaj­du­jesz, nie jest rze­czy­wi­stym świa­tem. Al­bo­wiem rze­czy­wi­sty świat jest je­den i cały, poza dwo­isto­ścią, i je­dy­nie Mi­łość w nim miesz­ka.

Te­raz, aby przejść do po­je­dyn­cze­go ży­cia, mu­sisz roz­wią­zać dy­le­mat ży­cia w dwo­isto­ści. Jak to zro­bić? Bo­wiem gdzie­kol­wiek je­steś, je­steś w fi­zycz­nym świe­cie do­pó­ki trwa cia­ło, a cia­ło bę­dzie trwa­ło tak dłu­go, jak ty, jako świa­do­ma isto­ta, bę­dziesz na­dal do­ko­ny­wał jego wy­bo­ru. Po­przez ćwi­cze­nie umy­słu, by wy­bie­rać je­dy­nie Mi­łość, po­przez ćwi­cze­nie umy­słu, by pod­da­wać każ­de wy­obra­że­nie, ja­kie kie­dy­kol­wiek mia­łeś na te­mat cze­go­kol­wiek lub ko­go­kol­wiek, przyj­dzie taki dzień, kie­dy fi­zycz­ne cia­ło już nie bę­dzie przez cie­bie wy­bie­ra­ne, choć jesz­cze je bę­dziesz miał.

Za­tem, jak to zro­bić? Jak osu­szyć skó­rę, cią­gle pły­wa­jąc w stru­mie­niu? Jak wy­ci­szyć ha­łas, gdy je­steś na kon­cer­cie ogłu­sza­ją­cej mu­zy­ki? Ucząc się, jak ćwi­czyć i prze­mie­niać umysł. Nie ma in­ne­go spo­so­bu.

Mó­wi­li­śmy ci już wcze­śniej, że nie wiesz, czym jest co­kol­wiek i cze­mu słu­ży, i to jest bar­dzo do­bry po­czą­tek pro­ce­su pra­cy nad prze­mia­ną umy­słu. Ce­lem więc jest, za­nim po­dej­miesz do­wol­ną de­cy­zję, do­tar­cie do ta­kie­go miej­sca świa­do­mo­ści, w któ­rym pa­mię­tasz praw­dę o tym, kim je­steś i że jesz­cze nie ży­jesz w rze­czy­wi­stym świe­cie, i że to, co wi­dzisz przed sobą jako wy­bór, któ­re­go, jak my­ślisz, mu­sisz do­ko­nać, jest złu­dze­niem opar­tym na do­świad­cze­niu z prze­szło­ści.

Kie­dy ćwi­czysz swą świa­do­mość, aby trwa­ła w ja­sno­ści po­je­dyn­cze­go sta­nu, któ­ry ist­nie­je tuż przed każ­dym wy­bo­rem sta­ją­cym przed tobą, wów­czas mo­żesz uczyć się tu i te­raz słu­cha­nia Gło­su Świę­te­go, któ­ry z two­im po­zwo­le­niem bę­dzie wy­bie­rał za cie­bie do mo­men­tu, gdy twa świa­do­mość na­uczy się, że Jego wy­bo­ry, wy­bo­ry Du­cha Świę­te­go, za­wsze są w stu pro­cen­tach traf­ne i słu­żą temu, co naj­wyż­sze w to­bie. Wów­czas przy­swa­jasz i przyj­mu­jesz, po­zwa­lasz so­bie na po­now­ne za­miesz­ka­nie w świa­do­mo­ści sa­me­go Du­cha Świę­te­go i ty sta­jesz się tym Gło­sem. Nie jest On już dłu­żej na ze­wnątrz cie­bie, nie jest już trud­no Go usły­szeć, al­bo­wiem pod­da­łeś wszyst­ko, co trzy­ma­ło twą toż­sa­mość złą­czo­ną z czymś in­nym niż ten Głos. Wów­czas w rze­czy­wi­sto­ści nie ma już wię­cej żad­nych wy­bo­rów, choć wy­da­jesz się miesz­kać w świe­cie. Ży­jesz wów­czas z po­zio­mu jed­ne­go oka, któ­re wi­dzi ja­sno od­bi­cie rze­czy­wi­ste­go świa­ta po­przez ilu­zo­rycz­ny świat, jaki nań na­ło­ży­łeś. W tym miej­scu, choć ży­jesz po­zor­nie jesz­cze w cie­le, po­znasz bez­po­śred­nio do­świad­cze­nie ży­cia bez wy­bo­rów. Dy­le­mat dwo­isto­ści jest roz­wią­za­ny, al­bo­wiem nie ma już dłu­żej lęku w twym umy­śle. Nie ma się cze­go trzy­mać, nie ma cze­go szu­kać, nic nie moż­na zy­skać, a co naj­waż­niej­sze, nic nie moż­na stra­cić. Al­bo­wiem lęk stra­ty jest tym, co za­wsze trzy­ma cię osa­dzo­nym w kon­flik­cie du­ali­zmu i po­je­dyn­cze oko po­zo­sta­je nie­zna­ne.

Ćwi­cze­nie umy­słu więc jest naj­wspa­nial­szym wy­ko­rzy­sta­niem cza­su, jaki masz przed sobą. Ża­den z kie­run­ków, któ­re jak są­dzisz ob­ra­łeś, ni­g­dy nie za­pro­wa­dzi cię do nie­ba, je­śli te kie­run­ki wy­ra­sta­ją ze spo­so­bu, w jaki na­uczy­łeś się do­ko­ny­wać wy­bo­rów. Po­zwól, że dam ci przy­kład:

Je­stem cia­łem. Mu­szę prze­trwać. Świat jest na ze­wnątrz mnie i wiem, że może być dość okrut­ny. Le­piej będę się trzy­mał pra­cy, któ­rą mam, po­nie­waż prze­trwa­nie jest dla mnie naj­więk­szą z war­to­ści. Dla­te­go też moim wy­bo­rem – a wie­rzę, że mam wol­ność wy­bo­ru – jest po­zo­sta­nie tam, gdzie ser­ce nie do­świad­cza po­ko­ju.

To nie jest wy­bór. To w ogó­le nie jest wy­bór. To jest sku­tek lęku i bra­ku od­po­wied­niej wie­dzy.

Wol­ność od wszyst­kich oko­licz­no­ści, wol­ność od kon­flik­tu i lęku, nie przy­cho­dzi w mo­men­cie, kie­dy cia­ło po­zor­nie umie­ra. Al­bo­wiem je­śli ko­niec kon­flik­tu nie przyj­dzie do twej świa­do­mo­ści, za­nim cia­ło umrze, bądź pe­wien, że zwy­czaj­nie po­now­nie znaj­dziesz się w cie­le i jako cia­ło bę­dziesz po­strze­gał świat, w któ­rym rzą­dzi kon­flikt i du­alizm.

Je­dy­ny wy­bór, jaki po­zo­sta­je, to obu­dzić się. A obu­dzić się ozna­cza, że po­rzu­casz wszyst­ko, co my­śla­łeś, że wiesz i po­zwa­lasz we­wnętrz­ne­mu gło­so­wi, by ćwi­czył wy­ko­rzy­sta­nie twe­go umy­słu, aż w koń­cu roz­po­znasz rze­czy­wi­sty świat i bę­dziesz trwał w po­ko­ju, któ­ry na za­wsze prze­kra­cza wszel­kie zro­zu­mie­nie.

Wie­lu w tym świe­cie nie roz­po­zna cię, kie­dy zo­sta­nie to speł­nio­ne, al­bo­wiem, wi­dzisz, nikt nie po­tra­fi roz­po­znać umy­słu, któ­ry się prze­bu­dził, o ile prze­bu­dze­nie, przy­naj­mniej do pew­ne­go stop­nia, nie za­szło rów­nież w nim. I to jest w po­rząd­ku. Al­bo­wiem do­pó­ki cia­ło trwa, je­steś wol­ny, by na­uczać je­dy­nie Mi­ło­ści. Lecz nie z per­spek­ty­wy prze­ko­na­nia, że wiesz, co to ozna­cza. Je­dy­nie Mi­łość wie, co to ozna­cza i je­dy­nie Mi­łość wie, co musi być da­wa­ne w każ­dym mo­men­cie. Dla­te­go też, gdy wy­da­jesz się jesz­cze żyć w tym świe­cie, to bę­dąc w tej po­je­dyn­czo­ści usta­no­wio­nej przez prze­mia­nę umy­słu i po­rzu­ce­nie lęku, bę­dąc w tym miej­scu, od­kry­jesz, że każ­dy swój od­dech po­prze­dzasz bez­u­stan­nym i pro­stym py­ta­niem:

Cze­mu słu­ży ta chwi­la? Co chcesz, abym w niej uczy­nił?

I za­czniesz sły­szeć głos Du­cha Świę­te­go, tak czy­tel­nie, tak wy­raź­nie, że cał­ko­wi­cie po­rzu­cisz wszel­kie zwąt­pie­nie, wszel­ki lęk, wszel­ki nie­po­kój. I od tego mo­men­tu za­praw­dę wej­dziesz do Kró­le­stwa, al­bo­wiem oko zo­sta­ło uczy­nio­ne po­je­dyn­czym. I bę­dziesz wów­czas ni­czym wiatr, nie wie­dząc skąd przy­cho­dzisz, ani do­kąd idziesz. Bę­dzie wów­czas je­dy­nie wiecz­ne te­raz, w któ­rym bę­dziesz wie­dział po­nad wszel­ką wąt­pli­wość, że je­steś nie­skoń­cze­nie wol­ny i pro­mien­ny na za­wsze, a tam, gdzie się aku­rat znaj­dziesz, tam jest obec­na je­dy­nie Mi­łość Boga. Mi­łość bę­dzie obec­na, kie­dy lęk odej­dzie.

Dla­te­go też ćwi­cząc umysł za­cznij od roz­po­zna­nia, że nie wiesz, cze­mu słu­ży ta chwi­la, czym­kol­wiek by ona nie była, gdy się po­ja­wia. Uznaj, że jest ktoś, komu mo­żesz ufać – Duch Świę­ty, na­uczy­ciel i prze­wod­nik dany na rów­ni wszyst­kim, aż wszy­scy wró­cą do rze­czy­wi­ste­go świa­ta.

Na­ucz się ufać temu, cze­go nie wi­dzisz. Na­ucz się słu­chać tego, co, jak się wy­da­je, nie zo­sta­ło gło­śno wy­po­wie­dzia­ne. Na­ucz się od­czu­wać to, co nie przy­cho­dzi po­przez zmy­sły, lecz wy­ła­nia się z ich wnę­trza i oświe­ca je. Na­ucz się pa­trzeć praw­dzi­wie na te miej­sca, gdzie za­do­mo­wił się lęk i gdy pa­trzysz na nie, patrz z mi­ło­ścią, al­bo­wiem na­uczy­łeś sam sie­bie bać się pa­trze­nia na swój lęk. A dla­cze­go? Po­nie­waż wie­rzysz, że je­steś tym lę­kiem, któ­ry się wy­ra­ża w for­mie ja­kie­goś wzor­ca w twej tak zwa­nej oso­bo­wo­ści. Po­nie­waż utoż­sa­miasz się z nim, two­im naj­głęb­szym lę­kiem jest to, że je­śli po­zwo­lisz, by pa­dło nań świa­tło, ten lęk roz­pu­ści się, a ty wraz z nim. Wła­śnie dla­te­go po­wie­dzia­łem wcze­śniej, że naj­głęb­szym lę­kiem jest lęk utra­ty sie­bie, któ­re­go ni­g­dy nie było.

Ćwi­cząc swój umysł po­przez po­ko­rę roz­po­zna­nia, że nie wiesz, cze­mu słu­ży co­kol­wiek, że twym je­dy­nym wy­bo­rem, ja­kie­go chcesz do­ko­nać, to po­znać po­kój, pa­mię­tać go i żyć w po­ko­ju Boga, to wów­czas struk­tu­ra twe­go umy­słu się zmie­ni, zo­sta­nie on oczysz­czo­ny, a ty bę­dziesz pa­trzył na prze­obra­żo­ny świat i zo­ba­czysz w nim ja­śnie­ją­ce od­bi­cie rze­czy­wi­ste­go świa­ta. Po­znasz, że je­steś nie­ustra­szo­ny, al­bo­wiem nie bę­dzie już dłu­żej tej oso­bo­wo­ści, któ­ra wy­ma­ga cią­głej ochro­ny przed wiel­ki­mi si­ła­mi, któ­re wy­da­ją się jej za­gra­żać. Al­bo­wiem nie może być żad­nej wiel­kiej siły, za­gra­ża­ją­cej praw­dzi­wej toż­sa­mo­ści, któ­ra ja­śnie­je peł­nym bla­skiem w to­bie, po­przez cie­bie i po­przez całe stwo­rze­nie. I ta toż­sa­mość jest rze­czy­wi­stym świa­tem.

Je­steś tym i lśnisz ja­sno, dużo ja­śniej niż dzie­sięć ty­się­cy słońc. I kie­dy spo­glą­dasz na bez­kres nie­ba, uświa­dom so­bie, że od­bi­ja ono za­le­d­wie odro­bi­nę tego świa­tła, z któ­re­go samo się wy­ło­ni­ło, a tym świa­tłem je­steś ty. Wszyst­kie świa­ty, wszyst­kie wy­mia­ry, wszyst­kie płasz­czy­zny ist­nie­nia, wszyst­ko po­wsta­je z wnę­trza twe­go Świę­te­go Umy­słu. Je­steś ogrom­nym bez­kre­sem, któ­ry za­wie­ra stwo­rze­nie na­wet te­raz. I na­wet te­raz miesz­kasz w rze­czy­wi­sto­ści i ży­jesz je­dy­nie w rze­czy­wi­stym świe­cie. A je­dy­ny dy­stans po­mię­dzy tobą w rze­czy­wi­stym świe­cie, a tym tobą, za któ­re­go się uwa­żasz w nie­rze­czy­wi­stym świe­cie, to od­le­głość sze­ro­ko­ści my­śli, przy my­śle­niu któ­rej się upie­rasz.

Ucz się więc ćwi­czyć umysł, by po­rzu­cał tę myśl, ile­kroć ona się po­ja­wia. Roz­po­znasz ją, choć przyj­mu­je wie­le form, al­bo­wiem za­wsze bę­dziesz się czuł ogra­ni­cza­ny, bę­dziesz się czuł od­dzie­lo­ny od twych bra­ci i sióstr, bę­dziesz czuł, że mi­łość wa­szej zie­mi jest od­le­gła od cie­bie, a po­ko­ju Boga ni­g­dzie nie moż­na zna­leźć. To jest znak, że po­sta­no­wi­łeś utoż­sa­mić i upie­rać się przy my­śli, któ­ra może je­dy­nie ro­dzić nie­rze­czy­wi­stość. Za­prze­stań prób bro­nie­nia jej. Prze­stań pró­bo­wać trosz­czyć się o nią, po­nie­waż my­ślisz, że ją wy­two­rzy­łeś i dla­te­go też mu­sisz ją za­cho­wać. Po pro­stu ją puść. Ty­siąc razy każ­de­go dnia pusz­czaj ją. I wy­bie­raj nową myśl, myśl pro­sto­ty:

Nie wiem, czym jest co­kol­wiek. Du­chu Świę­ty, na­ucz mnie od nowa.

I po­zwól, by czas stał się nie tym, cze­go uży­wasz do szu­ka­nia swo­ich wła­snych ce­lów, ale ra­czej tym, cze­go uży­wasz do przy­zwa­la­nia, by peł­na ko­rek­ta przy­szła do świę­to­ści twe­go Do­sko­na­łe­go i Pro­mien­ne­go Umy­słu.

Ale... ale ja mam wszyst­kie te pro­ble­my. Je­szua, co mam zro­bić z tymi wszyst­ki­mi pro­ble­ma­mi?

Po­rzuć je. One są złu­dze­niem. Wszyst­ko, co my­ślisz, że wi­dzisz jako pro­blem do roz­wią­za­nia, jest skut­kiem wy­bra­nia wpierw nie­po­czy­tal­nej my­śli. Po pro­stu wy­bierz po­now­nie, tak czę­sto jak po­trze­bu­jesz, aż w koń­cu wró­ci po­kój.

Obie­cu­ję ci na­stę­pu­ją­cą rzecz: Je­śli sta­niesz się w peł­ni od­da­ny prze­bu­dze­niu ze snu, któ­ry śnisz, od­kąd tyl­ko pierw­sze gwiaz­dy za­czę­ły się po­ja­wiać na nie­bie, a na­wet jesz­cze wcze­śniej, je­śli two­im jed­nym pra­gnie­niem jest by­cie je­dy­nie tym, co Bóg stwo­rzył, to złóż na oł­ta­rzu swe­go ser­ca, z każ­dym od­de­chem, wszyst­ko, co my­ślisz, że wiesz, wszyst­ko, o czym my­ślisz, że jest ci po­trzeb­ne i patrz z mi­ło­ścią na każ­de miej­sce, w któ­rym za­do­mo­wił się lęk w twym umy­śle, i po­zwól, aby przy­szła ko­rek­ta. Przyj­dzie. Nie­za­leż­nie do tego, jak jej bę­dziesz do­świad­czał, przyj­dzie.

I na­dej­dzie ten dzień i ta chwi­la, i cały ból i lęk, i cier­pie­nie znik­ną ni­czym wiatr, któ­ry zdmu­chu­je pia­nę z fali, ujaw­nia­jąc pod tobą przej­rzy­stość oce­anu. Po­czu­jesz do­słow­nie w ca­łym swym je­ste­stwie, że ni­g­dy nie było żad­ne­go snu. Nie­któ­re wspo­mnie­nia być może ci po­zo­sta­ną i bę­dziesz wie­dział, że gdzieś mu­sia­łeś śnić sen lub też za­sta­na­wia­łeś się jak­by to było, być ina­czej niż tak, jak stwo­rzył cię Bóg. Lecz bę­dzie to tak nie­wy­raź­ne echo, że nie po­zo­sta­wi na to­bie żad­ne­go śla­du. W swym ser­cu bę­dziesz się ła­god­nie uśmie­chał, nie­za­leż­nie od oko­licz­no­ści, w któ­rych się znaj­du­jesz. Spo­wi­jał cię bę­dzie po­kój od czub­ka gło­wy po ko­niusz­ki pal­ców u stóp, że tak to ujmę, i ten po­kój bę­dzie kro­czył przed tobą, gdzie­kol­wiek pój­dziesz. Wej­dzie on do po­miesz­cze­nia, za­nim ty doń wej­dziesz ze swym cia­łem, a ci, co­raz bar­dziej wraż­li­wi, będą się dzi­wi­li, kto to taki wszedł w ich pro­gi. A nie­któ­rzy na­wet po­wie­dzą: „Zo­bacz­cie, oto Chry­stus przy­szedł z nami wie­cze­rzać”. I ty bę­dziesz Nim, al­bo­wiem tym wła­śnie je­steś – wiecz­nym Chry­stu­sem.

Za­tem wejdź te­raz ze mną do tego miej­sca po­ko­ju. Ci z was, któ­rzy jesz­cze wie­rzą, że je­ste­ście je­dy­nie cia­łem, za­cznij­cie od tego. Za­cznij od po­zwo­le­nia cia­łu się zre­lak­so­wać i wiedz, że to nie jest coś, co mo­żesz się sta­rać uczy­nić. Wy­star­czy, że na to po­zwo­lisz. I w mia­rę jak cia­ło się roz­luź­nia, po­zwól two­jej uwa­dze wy­co­fać się z rze­czy, któ­re są, jak wie­rzysz, wo­kół cie­bie. Zre­zy­gnuj z po­trze­by bacz­nej ob­ser­wa­cji świa­ta. Zre­zy­gnuj z po­trze­by prze­ko­na­nia, że masz coś do osią­gnię­cia, że mu­sisz gdzieś pójść. Niech to wszyst­ko za­to­pi się w głę­bi twe­go wła­sne­go je­ste­stwa, nie pa­trząc na ze­wnątrz, lecz pod­da­jąc się. Niech od­dech pły­nie przez cia­ło, tak jak­by coś od­dy­cha­ło tobą. Zre­lak­suj na­wet ak­tyw­ność mó­zgu, jak­by był on ko­lej­nym mię­śniem, któ­re­mu po­zwa­lasz się roz­luź­nić. I gdy spo­czy­wasz i pod­da­jesz się temu nie­wy­tłu­ma­czal­ne­mu miej­scu by­cia, tej ta­jem­ni­cy twe­go ist­nie­nia da­le­ce poza tym, co cia­ło może kie­dy­kol­wiek do­tknąć i po­znać, da­le­ce poza tym, co ludz­kie emo­cje są w sta­nie za­wrzeć, da­le­ce poza każ­dą my­ślą i każ­dym prze­ko­na­niem, i każ­dym po­zna­nym do tej pory do­świad­cze­niem, tam wła­śnie spo­czy­wa lśnią­cy blask świa­tła twe­go je­ste­stwa. Trwaj w tym. Pod­daj się temu. Po­zna­waj je­dy­nie to.

I tam, w owym miej­scu, w wiel­kiej głę­bi twe­go wła­sne­go umy­słu i je­ste­stwa, tego dnia, do­ko­naj no­we­go wy­bo­ru.

Oj­cze, nie wiem, co uczy­ni­łem. Nie wiem, w jaki spo­sób śni­łem sen od­dzie­le­nia od Cie­bie, lecz po­rzu­cam go. Uzna­ję, że nie wiem, czym jest co­kol­wiek, ani cze­mu słu­ży. Nie znam mo­men­tu swo­je­go stwo­rze­nia i dla­te­go też pod­da­ję się bla­sko­wi i czy­sto­ści Twe­go Po­ko­ju i Twej Mi­ło­ści. Otwie­ram sie­bie, aby przy­jąć je­dy­nie Cie­bie. Je­dy­nie o to mnie pro­sisz i je­dy­nie to wy­bie­ram. Daj mi taką mą­drość i taką siłę, i taką pa­sję, z po­mo­cą któ­rych będę mógł się na­uczyć wy­ko­rzy­sty­wać czas kon­struk­tyw­nie, jako sa­kra­ment pod­da­nia wszyst­kie­go, co jest we mnie inne niż Mi­łość. Ty je­steś dro­gą, praw­dą i świa­tłem. A ja wra­cam do świę­te­go miej­sca na­sze­go po­łą­cze­nia. Po­zo­sta­ję taki, ja­kim mnie stwo­rzy­łeś, abym był.

Za­tem pa­mię­taj więc, że prze­bu­dzisz się na swe wła­sne we­zwa­nie. Czy­nisz to już na­wet te­raz. To, cze­go do­świad­czasz po dro­dze, jest w peł­ni i do­bro­wol­nie two­im wy­bo­rem. Ani odro­bi­na z tego nie była ko­niecz­na, jed­nak­że ża­den jej ślad nie gasi, ani nie ogra­ni­cza bla­sku tego, kim je­steś. Wszyst­ko spo­czy­wa w pro­sto­cie wy­bo­ru chwi­li. Niech więc czas sta­nie się twym dro­gim przy­ja­cie­lem aż do chwi­li, kie­dy czas już dłu­żej nie bę­dzie po­trzeb­ny i zo­sta­nie od­da­ny Du­cho­wi Świę­te­mu. Być może wów­czas jesz­cze znaj­dziesz się wie­lo­krot­nie w cza­sie, lecz nie bę­dziesz go do­świad­czał tak, jak na­uczył cię tego świat. Bę­dziesz go wi­dział je­dy­nie jako chwi­lo­wy ta­niec, w któ­rym twój udział wy­ma­ga­ny jest w wol­no­ści jako spo­sób, by Mi­łość Boga mo­gła zstą­pić ła­god­nie i do­tknąć nie­rze­czy­wi­ste­go świa­ta, roz­świe­tla­jąc go po­now­nie rze­czy­wi­sto­ścią i przy­no­sząc nie­rze­czy­wi­stość do rze­czy­wi­sto­ści, przy­no­sząc nie­bo na zie­mię.

Je­steś tym, w któ­rym Oj­ciec nie­ustan­nie ma wiecz­ne upodo­ba­nie. Je­steś tym, któ­re­mu zo­sta­ła zło­żo­na w dło­niach cała moc w nie­bie i na zie­mi. Al­bo­wiem moc nie­ba i zie­mi, bę­dąc dwo­isto­ścią, jest mocą wy­bo­ru, mocą świa­do­mo­ści, mocą przy­ję­cia ca­łym ser­cem od­po­wie­dzial­no­ści za wszyst­ko, co wi­dzisz, jako stwo­rzo­ne przez cie­bie, mocą od­da­nia tego temu Jed­ne­mu Gło­so­wi w to­bie, któ­ry je­dy­nie wie, jak prze­mie­nić i prze­ło­żyć każ­dą myśl, jaką kie­dy­kol­wiek mia­łeś, na to, co do­sko­na­le od­zwier­cie­dla blask tej Mi­ło­ści, któ­ra łą­czy cię z two­im Stwór­cą. W rze­czy­wi­sto­ści dro­ga jest ła­twa i bez wy­sił­ku, je­śli tyl­ko zo­sta­nie do­ko­na­ny ten wy­bór.

W tym miej­scu do­cho­dzi­my do koń­ca prze­ka­zu tej chwi­li, prze­ka­zu, któ­ry po­now­nie jest po­mo­stem łą­czą­cym nas z tym, co zo­sta­ło już wcze­śniej po­wie­dzia­ne. Użyj go do­brze, użyj go mą­drze i czę­sto go roz­wa­żaj, al­bo­wiem bę­dzie ci przy­po­mi­nał o ścież­ce, któ­rą kro­czysz. Praw­dę mó­wiąc, je­śli sły­szysz te sło­wa te­raz, to już do­ko­na­łeś wy­bo­ru, aby od­zy­skać rze­czy­wi­sty świat w so­bie.

Za­tem zro­bi­my so­bie te­raz krót­ką prze­rwę. A na­stęp­nie, je­śli ze­chce­cie dać mi jesz­cze tro­chę wa­sze­go cza­su, bę­dzie­my roz­wa­żać, ba­wiąc się przy tym, pew­ne py­ta­nia, któ­re po­ja­wi­ły się w umy­słach wa­szych bra­ci i sióstr. A wie­lu z was roz­po­zna, że py­ta­nia te są rów­nież wa­szy­mi py­ta­nia­mi.

Bądź­cie więc w po­ko­ju, umi­ło­wa­ni przy­ja­cie­le i wiedz­cie, że ja je­stem po pro­stu tu­taj, w rze­czy­wi­stym świe­cie, cze­ka­jąc na was, aby­ście roz­po­zna­li, że wy rów­nież tu­taj je­ste­ście i że już dłu­żej nie ży­wi­cie żad­ne­go pra­gnie­nia, aby być gdzieś in­dziej.

Amen

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Przy­pi­sy

[1] Mt 6,22-23 We wszyst­kich pol­skich tłu­ma­cze­niach nie ma sło­wa „po­je­dyn­cze”, na­to­miast jest „zdro­we” lub inny sy­no­nim, w jed­nym przy­pad­ku jest „pro­ste” (Brze­ska), „pro­sto­li­nij­ne” (prze­kład No­we­go Świa­ta) „pro­sto pa­trzą­ce” (To­ruń­ska, chy­ba naj­bliż­sze an­giel­skie­mu „sin­gle”) „szcze­re” (Gdań­ska; Wuj­ka). W an­giel­skich wer­sjach wy­stę­pu­ję „sin­gle” (King Ja­mes; We­bster) ale rów­nie czę­sto jest „so­und”, „good”, „per­fect”.

Wy­daw­nic­two Po­ko­ju Chry­stu­sapo­le­ca książ­kiDro­gi Mi­strzo­stwa

Li­sty Je­szuy

Do­świad­czy­łeś wie­lu aspek­tów Od­dzie­le­nia. Znasz do­brze ten świat. Czyż jego po­wab nie za­wiódł cię w oczy­wi­sty spo­sób? Kie­dy wy­bie­rasz ob­fi­tość Kró­le­stwa, ro­dzi się taki spo­sób ży­cia, któ­ry nie wy­ma­ga żad­ne­go pla­no­wa­nia, żad­nych osią­gnięć, żad­ne­go za­bez­pie­cza­nia swe­go prze­trwa­nia. Wszyst­ko jest przy­go­to­wa­ne dla cie­bie, któ­ry wpierw słu­żysz Ojcu bę­dą­ce­mu w To­bie.

Je­szua

Oto za­pro­sze­nie, ja­kie Je­szua (Je­zus) kie­ru­je do cie­bie w tym prze­pięk­nym dia­lo­gu z Jay­emem. Mą­drość, przej­rzy­stość i prak­tycz­ność Jego prze­wod­nic­twa jest głę­bo­ka i bez­spor­na.

Je­stem głę­bo­ko wdzięcz­ny za sło­wa Je­szuy, sło­wa wiel­kiej ła­god­no­ści, mą­dro­ści i ja­sno­ści za­war­te w Li­stach Je­szuy. Je­szua jest na­uczy­cie­lem o głę­bo­kim współ­czu­ciu, sile i bez­kom­pro­mi­so­wo­ści w od­róż­nia­niu nie­wo­lą­cych nas złu­dzeń od Rze­czy­wi­sto­ści, któ­ra nas uzdra­wia.

Alan Co­hen, au­tor książ­ki Kurs Cu­dów w prak­ty­ce

Nie ma żad­ne­go przy­pad­ku w tym, że książ­ka ta tra­fi­ła do Twych rąk w tym cza­sie i tym miej­scu Twej po­dró­ży, tak jak nie­przy­pad­ko­wo tra­fi­ła w na­sze dło­nie. Zwia­sto­wa­ła nam ona roz­po­czę­cie zu­peł­nie no­we­go eta­pu w na­szym ży­ciu i prze­mian, któ­re do­tknę­ły do­słow­nie każ­dej jego sfe­ry. Li­sty Je­szuy to po­ru­sza­ją­ce wpro­wa­dze­nie do prze­ka­za­nych nam przez Je­szuę głę­bo­kich i trans­for­mu­ją­cych nauk Dro­gi Mi­strzo­stwa. Opi­sa­na w książ­ce hi­sto­ria pod­ję­cia przez Jay­ema współ­pra­cy z Je­szuą to w pew­nym sen­sie opo­wieść każ­de­go z nas – opo­wieść o przej­ściu ze świa­do­mo­ści wła­snych lę­ków i opo­ru do prze­bu­dze­nia i pa­mię­ci na­szej praw­dzi­wej na­tu­ry – na­tu­ry Chry­stu­sa.

Ma­ria i Ra­fał We­re­żyń­scy, www.dro­ga­mi­strzo­stwa.pl

.

Dro­ga Słu­gi

Wiedz jed­no: nic, co umysł czło­wie­ka jest w sta­nie so­bie wy­obra­zić, nie może przy­nieść du­szy ta­kiej głę­bi po­ko­ju, tak wiel­kie­go speł­nie­nia, ta­kich wy­żyn nie­wy­ra­żal­nej ra­do­ści, jak po­tra­fi to uczy­nić służ­ba. Oświe­ce­nie, w peł­ni zre­ali­zo­wa­ne, ro­dzi słu­gę tak pew­nie, jak kwiat roz­kwi­ta na­gle swą peł­nią z do­brze za­sa­dzo­ne­go i pie­lę­gno­wa­ne­go na­sio­na.

Je­szua

Dro­ga Słu­gi jest waż­nym ogni­wem w tka­nym przez Je­szuę (Je­zu­sa) wspa­nia­łym go­be­li­nie du­cho­wej ścież­ki. Bu­dzi­my się na niej wszy­scy w obec­no­ści i Rze­czy­wi­sto­ści Mi­ło­ści, dzię­ki cze­mu mo­że­my po­wstać i po­łą­czyć się we współ­two­rze­niu Nie­ba na Zie­mi.

Po­czy­na­jąc od Kur­su Cu­dów, kon­ty­nu­ując przez try­lo­gię Dro­gi Mi­strzo­stwa (Dro­gę Ser­ca, Dro­gę Prze­mia­ny, Dro­gę Po­zna­nia) i Swo­je za­po­mnia­ne ara­mej­skie na­uki, Je­szua od­sła­nia nam głęb­sze po­zio­my praw­dzi­we­go du­cho­we­go oświe­ce­nia, co znaj­du­je swój osta­tecz­ny wy­raz w tym bez­cen­nym klej­no­cie mi­stycz­nych tek­stów świa­ta.

Uwiel­bia­my tę książ­kę, jej pro­sto­tę, bez­kom­pro­mi­so­wość oraz kry­ją­cą się za po­etyc­kim ję­zy­kiem moc jej prze­sła­nia. Ta nie­po­zor­na ksią­żecz­ka to praw­dzi­wa pe­reł­ka od­sła­nia­ją­ca isto­tę au­ten­tycz­nej ścież­ki oświe­ce­nia.

Ma­ria i Ra­fał We­re­żyń­scy www.dro­ga­mi­strzo­stwa.pl

Dro­ga Słu­gi jest od­de­chem Boga prze­ło­żo­nym na for­mę ję­zy­ka, tchnie­niem Mi­ło­ści. To prze­sła­nie ema­nu­je Mi­ło­ścią, bez­wa­run­ko­wą, ła­god­ną, tro­skli­wą, ale i bez­kom­pro­mi­so­wą dla na­szej po­wierz­chow­nej toż­sa­mo­ści ego.

Ma­rek Ko­niecz­niak, www.po­koj­chry­stu­sa.pl

.

Dro­ga Słu­gi – The Way of the Se­rvant

Wy­da­nie dwu­ję­zycz­ne, przej­rza­ne i po­pra­wio­ne

Dro­ga Sługi, ni­czym do­bry ob­raz, ujaw­nia swe skar­by, im dłu­żej się z nim ob­cu­je. Książ­ka ta tra­fia­ła w moje naj­głęb­sze czu­łe stru­ny, po­ka­zu­jąc mi, gdzie na­dal to­czą się moje wła­sne gier­ki ego, wy­ma­ga­ją­ce mo­jej uwa­gi. Sta­ła się za­wsze obec­nym przy­po­mnie­niem, że Je­szua jest za­wsze z nami wszyst­ki­mi, prze­peł­nio­ny Mi­ło­ścią, któ­rą po­sta­na­wia­my pa­mię­tać na tej pla­ne­cie. Ofia­ru­je­my tę książ­kę to­bie, tak jak zo­sta­ła ofia­ro­wa­na nam. Je­śli ze­chcesz, sta­nie się ona bło­go­sła­wień­stwem w twej po­dró­ży, sta­łym to­wa­rzy­szem ko­ry­gu­ją­cym twój kurs, je­śli kie­dy­kol­wiek, choć­by przez krót­ką chwi­lę, ku­si­ło­by cię, aby się dać roz­pro­szyć gło­sem świa­ta, któ­ry, jak się zda­je, za­do­mo­wił się w twym umy­śle. Tak jak ten dar Je­szuy po­mógł tak wie­lu, tak niech rów­nież słu­ży to­bie, byś na­kło­nił swe­go ucha na ła­god­ny Głos, któ­ry cią­gle żyje w nas wszyst­kich; Głos, któ­ry mówi je­dy­nie o Mi­ło­ści, o tym, czym ra­zem je­ste­śmy na za­wsze! Niech pły­ną po­to­ki ra­do­ści.

Jay­em

The Way of the Se­rvant, like a good pa­in­ting, re­ve­als its tre­asu­res to you the lon­ger you lin­ger with it. It has pu­shed my de­epest but­tons, sho­wing me whe­re my own ego ga­mes con­ti­nue, re­qu­iring my at­ten­tion. It has be­co­me an ever­pre­sent re­min­der that He is with all of us al­ways, over­flo­wing with the Love we are cho­osing to re­mem­ber on this pla­net. We of­fer it to you as it was of­fe­red to us. If you cho­ose, it will be­co­me a bles­sing on your jo­ur­ney, a con­stant com­pa­nion ri­gh­ting your co­ur­se whe­ne­ver, for a fle­eting mo­ment, you are temp­ted to be di­strac­ted by the vo­ice of the world that se­ems to have made a home in your mind. As this gift from Je­shua has done for so many, may it also se­rve to turn your ear to the gen­tle Vo­ice that yet li­ves wi­thin us all, the Vo­ice which spe­aks only of Love, of what we are to­ge­ther, fo­re­ver. Stre­ams of joy!

Jay­em

Trwa­jąc w owym po­ko­ju, któ­ry na za­wsze jest poza wszel­kim zro­zu­mie­niem, du­sza od­po­czy­wa. Ani nie pra­gnie ona rze­czy tego świa­ta, ani ich nie osą­dza. Uczy się wznio­słej sztu­ki tego, co zo­sta­ło na­zwa­ne „ocze­ki­wa­niem na Pana”. To zwy­czaj­nie ozna­cza, że du­sza po­ru­sza się w zgo­dzie z wolą Ojca i już dłu­żej nie jest w sta­nie brać pod uwa­gę in­ne­go spo­so­bu dzia­ła­nia. Du­sza odzie­wa się płasz­czem słu­gi.

Je­szua

Abi­ding in that pe­ace which fo­re­ver pas­ses un­der­stan­ding, the soul is at rest. It ne­ither de­si­res the things of the world nor jud­ges them. It le­arns the sub­li­me art of what has been cal­led “wa­iting on the Lord.” This me­re­ly me­ans that the soul mo­ves in ac­cor­dan­ce with the Fa­ther’s will, and can no lon­ger con­si­der do­ing other­wi­se. The soul dons the clo­ak of the se­rvant.

Je­shua

.

Try­lo­gia Dro­gi Mi­strzo­stwa:Dro­ga Ser­ca, Dro­ga Prze­mia­ny, Dro­ga Po­zna­nia

„Tej Mi­ło­ści, któ­rą jest Bóg, ni­g­dy się nie da zro­zu­mieć. Pro­mień sło­necz­ny ni­g­dy nie bę­dzie w sta­nie zro­zu­mieć Słoń­ca. Ja je­stem Pro­mie­niem tego Słoń­ca. Ty je­steś Pro­mie­niem tego Słoń­ca. Je­ste­śmy za­tem stwo­rze­ni z jed­nej Sub­stan­cji i je­dy­nie Ona utrzy­mu­je nas w wiecz­no­ści. I naj­więk­szą z ra­do­ści jest pod­da­nie się w peł­ni po­zwa­la­niu, aby To Świa­tło roz­świe­tla­ło ci bez­u­stan­nie dro­gę.” Je­szua, Dro­ga Ser­ca

Dro­ga Ser­ca, pierw­sza rocz­na se­ria na­uczań dana przez Je­szuę, roz­po­czę­ła się w 1995 roku. Po Dro­dze Ser­ca zo­sta­ła nam dana Dro­ga Prze­mia­ny w 1996 roku, a w 1997 roku Dro­ga Po­zna­nia.

Wkrót­ce po ukoń­cze­niu tej try­lo­gii Je­szua po­wie­dział, że for­mal­ny okres prze­ka­zów się za­koń­czył: „Na­sza wspól­na po­dróż zmie­ni te­raz swą for­mę, gdy bę­dzie­my kon­ty­nu­owa­li pro­wa­dze­nie cię ku dal­sze­mu uzdro­wie­niu, zro­zu­mie­niu i prze­isto­cze­niu. Ufaj na­dal wszyst­kie­mu, co bę­dzie się jesz­cze wy­da­rza­ło i wiedz, że My je­ste­śmy za­wsze z tobą!”

Tek­sty „Dro­gi” są istot­nym wspar­ciem dzie­ła, któ­re, jak Je­szua sam po­wie­dział, „roz­po­czął w Kur­sie Cu­dów”. Za­sa­dza się ono na przej­ściu od kon­cep­cji, idei i po­le­ga­niu na lo­gi­ce, do „ko­mu­nii na po­zio­mie od­czuć” i wpro­wa­dze­niu Od­de­chu wraz z całą jego praw­dą. „Dro­ga” wspie­ra za­rów­no zro­zu­mie­nie jak i me­to­do­lo­gię Prze­ba­cza­nia.

Je­szua dzie­li się po­nad­to wie­lo­ma oso­bi­sty­mi do­świad­cze­nia­mi, po­da­jąc przy­kła­dy ze Swe­go wła­sne­go ży­cia, by ujaw­nić bo­gac­twa roz­wo­ju każ­dej du­szy, któ­ra prze­cho­dzi przez bar­dzo kon­kret­ne eta­py wzro­stu. Na­stęp­nie daje nam za­ska­ku­ją­co pre­cy­zyj­ne opi­sy kon­kret­nych war­to­ści, ja­kie się wy­ła­nia­ją ni­czym dro­go­wska­zy, by za­świad­czyć, że nasz roz­wój w Umy­śle Chry­stu­sa na­praw­dę po­stę­pu­je.

Ciesz się bez­cen­nym da­rem tych do­sko­na­łych Nauk. Po­zwól im „za­przy­jaź­nić się z twą du­szą” i do­świad­czaj w swym wła­snym ży­ciu roz­kwi­tu Du­szy.

Mi­łość uzdra­wia wszyst­ko

Mi­łość. Jest to je­dy­na moc, któ­ra ist­nie­je w Stwo­rze­niu. A ty, do­kład­nie tam, gdzie się znaj­du­jesz, mo­żesz pod­jąć pro­stą de­cy­zję, by spro­wa­dzić Mi­łość do swe­go śro­do­wi­ska. Mo­żesz być ka­na­łem prze­ka­zu. Twój kie­lich może być prze­ob­fi­ty. Wła­śnie ty mo­żesz pod­jąć pro­stą de­cy­zję, aby po­zwo­lić na uzdro­wie­nie.

Je­szua, Mi­łość uzdra­wia wszyst­ko

Dro­ga Mi­strzo­stwa na­ro­dzi­ła się w 1987 roku z re­la­cji Je­szuy (Je­zu­sa) i Jay­ema. Jest ścież­ką prze­bu­dze­nia pro­wa­dzą­cą do urze­czy­wist­nie­nia w nas Chry­stu­so­wej Świa­do­mo­ści. Wcze­sne lata zaś to zbiór prze­ka­zów Je­szuy da­nych za po­śred­nic­twem Jay­ema pod­czas pu­blicz­nych zgro­ma­dzeń w po­cząt­ko­wych la­tach ich kon­tak­tów, jesz­cze przed po­ja­wie­niem się try­lo­gii Dro­gi (Dro­gi Ser­ca, Dro­gi Prze­mia­ny i Dro­gi Po­zna­nia). Po­ru­sza­ją one sze­ro­kie spek­trum te­ma­tów i za­wie­ra­ją spo­ro cen­nych i bar­dzo po­moc­nych prak­tyk du­cho­wych.

Każ­dy z prze­ka­zów Je­szuy z Wcze­snych lat jest ni­czym błysk le­czą­ce­go Świa­tła, ni­czym łyk wody, któ­ra przy­wra­ca pa­mięć Mi­ło­ści, ni­czym śro­dek uspo­ka­ja­ją­cy, któ­ry ogar­nia bło­gim i na­ma­cal­nym spo­ko­jem, ni­czym przy­po­mi­naj­ka o rze­czach już po­wie­dzia­nych, już do­świad­czo­nych, ale odło­żo­nych na pół­kę za­po­mnie­nia. Chro­no­lo­gicz­nie prze­ka­zy te po­prze­dzi­ły cykl prze­ka­zów try­lo­gii Dro­gi Mi­strzo­stwa, jed­nak po­zo­sta­ją one poza wszel­ką chro­no­lo­gią. Moż­na do nich się­gać w do­wol­nym mo­men­cie. Dla mnie są one ni­czym źró­dło wody ży­wej, do któ­rej Je­szua nas pro­wa­dzi i któ­rą mo­że­my pić do woli. Cza­sa­mi moż­na ty­go­dnia­mi słu­chać tego sa­me­go prze­ka­zu, a cza­sa­mi wy­star­czy je­den łyk, je­den aka­pit, i przy­cho­dzi uzdro­wie­nie. Wcze­sne lata to pięk­ny dar Je­szuy, któ­ry w swej Mi­ło­ści do nas od­dał swe ży­cie za przy­ja­ciół i przy­cho­dzi nas pro­sić, by­śmy zro­bi­li to samo – od­da­li ży­cie w od­dzie­le­niu od Boga, aby Chry­stus mógł w nas żyć, wy­peł­nia­jąc nas Po­ko­jem, któ­ry prze­kra­cza wszel­kie poj­mo­wa­nie, i aby­śmy Ży­cie mie­li w ob­fi­to­ści.

Ma­rek Ko­niecz­niak, Wy­daw­nic­two Po­ko­ju Chry­stu­sa