Kochankowie Burzy. Tom 2. Na dworze w Makowie - Elżbieta Gizela Erban - ebook

Kochankowie Burzy. Tom 2. Na dworze w Makowie ebook

Elżbieta Gizela Erban

4,5

16 osób interesuje się tą książką

Opis

Kochanowie Burzy to monumentalne dzieło życia Elżbiety Gizeli Erban. Porywająca opowieść o wielkiej miłości, dla której tło stanowią wydarzenia poprzedzające wybuch powstania styczniowego. Śledząc losy młodziutkiej Niny, czytelnik przenosi się do czasów, gdy honor i obowiązek wobec Ojczyzny były cenniejsze niż własne życie. Autorka w obrazowy sposób odwzorowuje panujące wtedy nastroje, mody oraz realia codzienności. Wyczarowuje przed naszymi oczami dawno miniony świat, pełen zarówno wystawnych balów, jak i krwawo tłumionych zamieszek. Świat mało znany dla wielu czytelników, a jednocześnie urokliwy jak sceneria ziemiańskiego dworku i pasjonujący jak najbardziej wciągająca salonowa intryga.

W drugim tomie cyklu – Na dworze w Makowie – Nina świetne się odnajduje w pałacowej codzienności, z zamiłowaniem spędzając czas na konnych przejażdżkach. Szybko odkrywa jednak, że wytworne wnętrza kryją sporo tajemnic i jedyne, czego wśród nich brakuje, to miłość. Tymczasem piękną panienkę z Jaśminowa oczaruje przystojny rosyjski oficer, ale jej serce wyrywać się będzie do innego mężczyzny. I nie będzie to wcale ten, który się jej oświadczy… Co się kryje pod podszewką pozornie zwyczajnego ziemiańskiego życia? Ktoś straci życie, ktoś inny dopuści się zdrady, a nad świętokrzyskim krajobrazem zawiśnie widmo nieuchronnie zbliżającego się powstania…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 461

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (116 ocen)
78
25
11
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Halinka-1

Nie oderwiesz się od lektury

wciągająca książka
00
jadzia40

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniała
00
Renusia75

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacja. Polecam serdecznie 😄
00
Bogusiek

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo wciągająca lektura
00
gran_kanalia

Dobrze spędzony czas

Udane połączenie powieści historycznej i romansu.
00

Popularność




Redakcja

Anna Seweryn

Projekt okładki

Anna Slotorsz

Fotografia na okładce i grafiki na stronach rozdziałowych

© KathySG|shutterstock.com / Thomas Birch|wikimedia.org

Redakcja techniczna, składiłamanie

Damian Walasek

Przygotowanie wersji elektronicznej

Maksym Leki

Korekta

Urszula Bańcerek

Marketing

Kinga Ucherek

[email protected]

Wydanie I w tej edycji, Chorzów 2022

Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA

41-500 Chorzów, Aleja Harcerska 3c

tel. + 48 600 472 609, + 48 664 330 229

[email protected]

www.videograf.pl

Dystrybucja wersji papierowej:LIBER SA

05-080 Klaudyn, ul. Zorzy 4

Panattoni Park City Logistics Warsaw I

tel.+4822-663-98-13, fax+4822-663-98-12

[email protected]

dystrybucja.liber.pl

© Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2022

tekst © Elżbieta Gizela Erban

ISBN 978-83-7835-999-9

I dasz ich wszystkich wygubić za młodu.

I pokolenie nasze zatracisz do końca?

Adam Mickiewicz,Dziady, część III

Rozdział 1

Zaraz po raucie Tadeusz Siekielski wybrał się do Warszawy i wrócił z podróży bardzo niespokojny. Na drugi dzień przyjechał do Makowa, by doręczyć Ninie list od Jasia. Uściskała go serdecznie i zaprosiła do biblioteki, dawno zapomniawszy o jego złośliwych docinkach. Dopilnowała, żeby Tadeusz się rozgościł, i posłała po hrabiego.

– Nowiny z Warszawy z pewnością go zainteresują – powiedziała. – A dlaczego nie przyjechała z tobą Zosia?

– Bo jeszcze nie byłem w Ciążynach. Pani hrabina w domu? – spytał, rozsiadając się wygodnie w miękkim fotelu i rozglądając po sali.

– Nie. Pojechała do Suchedniowa po zakupy.

– Tym lepiej, że jej nie ma – mruknął.

– Nie grzesz, Tadziu, taka piękna kobieta… – zażartowała, dobrze wiedząc, że on Pauli nie znosi.

– At, sołdacka Wenus! – rzekł pogardliwie.

– Tadziu, to nie wypada – upomniała go nieszczerze, bo miała ochotę rzucić mu się na szyję i ucałować. – Nie masz szacunku dla dam – podpuszczała go chytrze.

– Wysiedziana kanapa, nie dama. Trzymaj się od niej z daleka, dobrze ci radzę.

– Doprawdy powinieneś dostać klapsa. – Przygryzła wargę, powstrzymując wybuch śmiechu. – Dżentelmen nie wyraża się w ten sposób o paniach.

– O mężczyźnie tak bym się nie wyraził. Sługa pana hrabiego! – Wstał, ujrzawszy wchodzącego Klonowieckiego.

Podali sobie ręce.

– Nino, pozwolisz, że zapalimy czy dym ci nie szkodzi? – Aleks wyjął papierośnicę i spojrzał na nią pytająco.

– Ależ proszę – zgodziła się, mimo że nie znosiła zapachu tytoniu.

Mężczyźni zapalili, mocno zaciągając się dymem, a ona zadzwoniła na lokaja i poleciła przynieść kawę, wino i piernik w czekoladzie, ulubione ciasto Tadeusza.

– Co słychać w Warszawie? – odezwał się Aleks, obserwując Siekielskiego przez zmrużone powieki. Bardzo lubił Tadeusza za otwartą głowę i demokratyczne poglądy.

– Źle! – Tadeusz strzepnął popiół do kryształowej popielnicy i westchnął. – Wybrałem się do Warszawy na tydzień, żeby kupić to i owo przed ślubem, ale już po trzech dniach uciekłem. Obawiam się, że lada chwila możemy mieć niezły pasztet, bo miasto przypomina obóz wojskowy przed bitwą. Kto wie, czy niedługo nie zaczniemy z łezką w oku wspominać nieboszczyka Gorczakowa.

– To aż tak źle? – Aleks wysoko uniósł brwi. – Podobno książę namiestnik nawet umierając, potrafił napędzić nam stracha.

– I to jakiego! – Tadeusz uśmiechnął się krzywo. – Opowiadał mi Jasiek, że książę zmarł w samo Boże Ciało. Właśnie szła olbrzymia procesja, a arcybiskup Fijałkowski niósł pod baldachimem monstrancję. Wtedy ponad Belwederem wystrzelono rakietę. Rozległ się huk, a ludzie, wyobraziwszy sobie, że to znak do ataku wojska, wpadli w panikę i jak szaleni rzucili się do ucieczki. Arcybiskupa przewrócono, a przerażeni ludzie kryli się po bramach, wyczekując najgorszego. Dopiero po dłuższym czasie, kiedy nic się nie działo, wszyscy ochłonęli i procesja ruszyła ku Staremu Miastu. Potem się okazało, że wystrzelona rakieta była sygnałem śmierci księcia namiestnika Gorczakowa. W mieście zapanowała ogólna radość, bo wszyscy oskarżali go o spowodowanie masakry na placu Zamkowym. Plotkowano nawet, że książę skonał, zadręczony przez widma czarno ubranych kobiet i odór trupi.

– Nonsens. – Aleks wzruszył ramionami. – Namiestnik zmarł, bo od dawna ciężko chorował. To było do przewidzenia. Natomiast już po jego śmierci cesarz zrobił nam paskudny kawał, wyznaczając na jego miejsce generała Suchozanieta i w ten sposób wypowiadając nam cichą wojnę. – Zamilkł, bo wszedł lokaj, niosąc na tacy butelkę tokaju, dzbanek świeżo zaparzonej kawy oraz ciasto.

Nina zajęła się rozstawieniem na stoliku delikatnych filiżanek i napełniła je kawą.

– A jaki jest ten nowy namiestnik? – spytała Tadeusza.

– Nie wiem. Słyszałem tylko, że jest zły jak diabeł.

– Ja znam Suchozanieta jeszcze z czasów mojej służby w gwardii cesarskiej – powiedział Aleks. – Generał jest bezgranicznie oddany carowi. Nienawidzi Polaków, bo był ranny w czasie powstania wtysiąc osiemset trzydziestym pierwszym roku. Car ceni go bardzo wysoko i posyłając go do Polski, z pewnością nakazał mu działać z całą stanowczością. W Warszawie już zasłużył sobie na miano „Sezostrysa”, przypominając warszawiakom tego okrutnego faraona.

– To prawda. – Tadeusz skosztował wina i cmoknął z aprobatą. – W mieście narasta terror. Nie wolno nosić strojów narodowych i żałoby. Ja także o mały figiel nie dostałem lania, bo nie posiadałem latarki, bez której nie wolno się pokazywać po zmroku. Ale co dzień po parkach przygrywają orkiestry wojskowe iotwarto teatry. Było mi wstyd, gdy nasza arystokracja stawiła się w komplecie na raucie z okazji imienin carowej. To haniebne i żałosne!

Aleks nie skomentował tej uwagi, tylko uśmiechnął się lekko.

– Warszawiacy z oburzeniem przyjmują takie akty lojalności – ciągnął Tadeusz. – Młodzież gwiżdże w ślad za powozami dostojników. Za to konsulowi Anglii urządzono pod oknami owację, bo ktoś w brytyjskim parlamencie wyraził się o nas ciepło. Tymczasem konsul Francji doczekał się kociej muzyki za napastliwy artykuł w prasie francuskiej o sytuacji w Polsce. Wielopolski zabronił śpiewów patriotycznych w kościołach, lecz arcybiskup Fijałkowski odmówił wykonania tego polecenia i ludzie dalej śpiewają Boże, coś Polskę. Na złość margrabiemu! Wielkie demonstracje stały się już zjawiskiem normalnym. Nino, zajrzyj, kotku, do listu Janka. Wspominał mi, że czternastego września na Świętym Krzyżu ma się odbyć ogólnopolska pielgrzymka. Ludzie ciągną w nasze góry ze wszystkich stron kraju. Trzeba będzie ich przyjąć.

– Poczekaj, zaraz zobaczę. – Nina sięgnęła po leżący na stoliczku list, który zamierzała przeczytać u siebie. Rozerwała kopertę i przebiegła wzrokiem kilka linijek pisma Jasia. – Rzeczywiście! – wykrzyknęła ze zdumieniem. – Ach, ta moja głowa! – Trzepnęła się w czoło. – Przecież ciotunia Tekla opowiadała, że zakonnicy na Świętym Krzyżu zamierzają uczcić pamięć księcia Czartoryskiego* i poległych w Warszawie. Zupełnie o tym zapomniałam. Janek pisze, że musimy być przygotowani na przyjęcie tysięcy pielgrzymów! Co zrobimy, panie Alku?

– Jeszcze się zastanowimy. Oby tylko obeszło się bez takich kłopotów, jakie mieli ludzie świętujący rocznicę unii lubelskiej.

– Tak. Przeciwko tamtym biedakom wytoczono armaty – wspomniał Tadeusz.

– Na szczęście skończyło się bez rozlewu krwi – stwierdził Aleks.

Nina nie mogła zrozumieć, po jakiego diabła ludzie narażają życie, prowokując władze carskie do gwałtów. Sama nigdy nie wzięłaby udziału w żadnej manifestacji. Jej zdaniem było to głupie, bo niczego nie zmieniało na lepsze, a przeciwnie, wzmagało terror. Tadeusz zerknął na nią i uśmiechnął się pod nosem, jakby odgadując jej myśli.

– Warszawiacy nie obawiają się represji władz, a młodzieży nie trzeba zachęcać do demonstracji – powiedział prowokującym tonem. – Widziałem osobiście młodych chłopców w czerwonych koszulach przepasanych sznurem z kotwicą na cześć Garibaldiego. Generał Mierosławski obiecuje nam pomoc z Włoch, gdyby wybuchło powstanie. – Tadeusz pochylił się w stronę hrabiego i szepnął: – Akademia Medyko-Chirurgiczna powołała tajny komitet o radykalnym nastawieniu. Młodzież pragnie walki!

– Cóż, być może doczeka się jej, jeżeli w kraju się nie uspokoi, a na to się, niestety, nie zanosi – podsumował rozmowę Aleks i zmienił temat.

***

Po przybyciu pani Tekli Klonowieckiej w pałacu nastąpiło wiele niemal niedostrzegalnych, lecz znaczących zmian. Hrabina, religijna i całą duszą oddana działalności patriotycznej w Warszawie, któremu to celowi poświęciła część swego majątku, wkrótce wciągnęła do pracy sąsiadów. Z jej inicjatywy każdej niedzieli w sarnickim kościele damy kwestowały na cele narodowe. Za własne pieniądze pani Tekla ufundowała duży krzyż, ustawiony na skraju drogi, na wysokim kopcu. Odtąd w pogodne jesienne dni spotykano się tam w niedzielę po południu na modlitwę i śpiewy patriotyczne. Przychodzili na nie tłumnie także i chłopi oraz mieszkańcy sąsiednich dworów.

Corocznie 14 września odbywał się w klasztorze na Świętym Krzyżu duży odpust. Tego roku zakonnicy postanowili odsłonić tam obelisk upamiętniający pobyt księcia Czartoryskiego w tym miejscu. Książę, uważany za niekoronowanego króla Polski, zmarł tego roku w Paryżu. Organizatorzy postarali się o wspaniałą oprawę uroczystości. Z ambon kościelnych księża we wszystkich trzech zaborach informowali parafian o pielgrzymce. Pod koniec sierpnia ruszyły w stronę Świętego Krzyża tłumy, zmierzając ku klasztorowi. Płynęły drogami i polnymi ścieżkami, pod chorągwiami, śpiewając pieśni kościelne i patriotyczne. Prowadzeni przez księży pielgrzymi zatrzymywali się tylko na odpoczynek i na nocleg. Dwory i wsie przyjmowały ich gościnnie, w miasteczkach przy biciu dzwonów wychodziły im naprzeciw procesje. Maków również przygotował się na ich przyjęcie, a Aleks, zwykle przeciwny wszelkim wystąpieniom mającym podtekst polityczny, tym razem pod wpływem hrabiny Tekli rozkazał nakarmić pielgrzymów i przygotować im noclegi w parku i we wsi.

O świcie tłumy ruszyły w dalszą drogę, ale wyprzedził ich powóz, wiozący hrabiego i panią Teklę z Niną. Maleńkie miasteczko Słupia, wymieniane w dokumentach już w XII wieku, przeżywało swoje wielkie dni. Domy przystrojono kwiatami i zielonymi gałęziami, wszędzie trzepotały biało-amarantowe** chorągiewki. Mieszkańcy dzielili się z pielgrzymami każdym kawałkiem chleba, otwierając im domy na oścież. Gromady śpiewających ludzi szły na szczyt Łysej Góry wiodącą tam Drogą Królewską, którą ongiś podążał król Władysław Jagiełło przed bitwą grunwaldzką, by błagać Boga o zwycięstwo.

Klasztor, ufundowany w 1006 roku przez króla Bolesława Chrobrego, gościł w ciągu wieków monarchów i wielkich wodzów. Znalazł w nim miejsce ostatniego spoczynku książę hetman Jeremi Wiśniowiecki, pogromca Chmielnickiego, bohater bitwy pod Beresteczkiem, ojciec króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Sam klasztor wyglądał tego dnia imponująco. Stroiły go tysiące proporców i chorągwi przyniesionych przez pielgrzymów. Na wieży powiewała ogromna chorągiew z amarantowego jedwabiu ze srebrnym orłem. Wysokie jodły porastające zbocza dawały ludziom cień przed palącymi promieniami słońca. W czysty błękit nieba unosiły się dymy z kadzielnic, abiskupowi Juszyńskiemu asystowało przy mszy kilkuset księży w pontyfikalnych szatach***. Z prowizorycznych ambon najlepsi kaznodzieje wzywali wiernych do ofiar na rzecz umęczonej ojczyzny. Tysiące ludzi modliło się głośno, ślubując nie zawieść w potrzebie.

Dopiero późnym wieczorem powóz Klonowieckich wyjechał z zatłoczonego miasta. Nina, siedząca obok księdza proboszcza, obejrzała się za siebie. Całe miasteczko iluminowane było kolorowymi lampkami. Na ulicach grały kapele, ludzie śpiewali i tańczyli. Wysoko na szczycie góry wieża klasztorna świeciła cała jak gigantyczna pochodnia, a wieczorny wiatr rozwiewał chorągiew z orłem. Wpatrzona w ten wspaniały widok Nina poczuła, że serce jej przepełnia duma i miłość do nieujarzmionej cierpiącej ojczyzny.

***

Na początku października wróciła z Warszawy Paula. Zawsze zmienna i chimeryczna, teraz wydawała się jeszcze bardziej niezrównoważona. Często wybuchała złością, wyżywając się na służbie. Raz cisnęła w pasji ciężkim wazonem w swoją pokojówkę, cudem jej nie trafiając. Zaraz na drugi dzień poważnie przemówiła się z mężem. Nie wiadomo, co ją tak rozwścieczyło, lecz Nina, przechodząc koło gabinetu, usłyszała jej histeryczne wrzaski i podniesiony głos Aleksa.

Na obiad Paula zeszła blada i zmieniona. Miała podkrążone oczy i opuszczone kąciki ust w grymasie nadąsanego dziecka. Sprawiała wrażenie osoby spragnionej i niemogącej pragnienia zaspokoić. Przy stole siedziała ponura, nie odzywając się do nikogo. Przełknąwszy kilka łyżek zupy, przestała jeść, oblizując tylko co chwilę wargi. Spod jej długich rzęs strzelały ku domownikom tak złe i nienawistne spojrzenia, że Nina odruchowo odsuwała się od niej i cierpła ze strachu. Zauważyła, że wuj Aleks również nie miał apetytu. Obserwując spod oka zachowanie żony, naraz cisnął z gniewem trzymaną w dłoni serwetkę, chociaż prawie nigdy nie pozwalał sobie na takie nieopanowane gesty.

Hrabina Tekla udawała taktownie, że wszystko jest w najlepszym porządku, i pogodnie opowiadała o wizycie na plebanii w Sarnikach oraz konieczności zorganizowania w najbliższym czasie kwesty na odzież zimową dla ubogich. Paula przysłuchiwała się jej w milczeniu, popijając wino. Naraz rzuciła kieliszek i skoczyła, unosząc się z krzesła, jakby ją wąż ukąsił.

– Dość, milczcie! – wrzasnęła z pasją. – Nie zamierzam tutaj wysłuchiwać tych idiotycznych historyjek. Nie mogę znieść waszych głosów i waszej obecności. Idźcie precz! Precz!

Miała twarz wykrzywioną dziwnym grymasem i oczy jak błyskawice. W kącikach jej ust pojawiła się piana. „Dobry Boże, ona się chyba wściekła!” – pomyślała Nina, odsuwając się z krzesłem na bezpieczną odległość.

– Paula! – powiedział Aleks ostrym, podniesionym tonem. – Natychmiast się uspokój inie rób z siebie widowiska!

Zwróciła się ku niemu z pasją, obrzucając go potokiem rosyjskich przekleństw, których Nina nie rozumiała. Pani Tekla spuściła oczy i zarumieniła się z przykrości. Aleks chwycił żonę za obie ręce i z całej siły nią potrząsnął. Wyrywała mu się, walcząc jak szalona, plując i charcząc.

– Puść mnie, ty gadzie! – wrzeszczała. – Puść mnie! – Miotała się w jego uścisku i raptem ucichła, osuwając się na posadzkę i ściągając na siebie całą zastawę.

W jadalni rozległ się przeraźliwy brzęk szkła, a w uchylonych drzwiach ukazały się głowy przerażonej służby. Paula leżała na posadzce jak martwa, a Aleks stał nad nią blady i zdenerwowany.

– Ciociu – odezwał się zdyszanym głosem. – Proszę wziąć Ninę do siebie. Wszystko będzie dobrze.

– Oczywiście, Oleczku – szepnęła hrabina i ująwszy Ninę za rękę, wyprowadziła ją z pokoju.

Wychodząc, Nina się obejrzała i zobaczyła Aleksa, jak przy pomocy Walentego i Pawła dźwigał nieprzytomną żonę i układał ją na kanapce. Sina twarz Pauli przypominała śmiertelną maskę. Trzęsąc się ze zdenerwowania, Nina próbowała dowiedzieć się czegoś od pani Tekli, alestarsza panina wszystkie jej pytania odpowiadała ze smutkiem:

– Nic nie wiem, moje drogie dziecko. Radzę ci, zapomnij o tej przykrej scenie i nie zaprzątaj sobie więcej głowy tym pożałowania godnym wydarzeniem.

– Ale co jej jest, ciotuniu? – Nina nie dawała za wygraną. – Może trzeba wezwać lekarza?

– Kochanie, widocznie nie ma takiej potrzeby. Oleś byłby niezadowolony, wiedząc, że rozmawiamy na ten temat. On i bez tego ma mnóstwo kłopotów – wyraziła przekonanie dama.

***

* Książę Adam Jerzy Czartoryski (1770-1861) – oficjalnie syn Adama i Izabeli z Flemingów, konserwatywny polityk. Niegdyś przyjaciel i powiernik cara Aleksandra I, zwolennik ścisłych związków z Rosją; potem prezes Rządu Narodowego w powstaniu listopadowym; głowa monarchicznej grupy emigracji polskiej w Paryżu. Zwany niekoronowanym królem Polski. W jego paryskim pałacu Hotel Lambert zbierała się elita emigracji polskiej, m.in. Mickiewicz, Chopin i Słowacki.

**W czasie powstania listopadowego Rząd Narodowy ustalił polskie barwy narodowe – biel i amarant (ciemna czerwień wpadająca w fiolet). Po odzyskaniu niepodległości zamieniono amarant naczerwień.

*** Według relacji świadka – Jadwigi Prendowskiej.