Jedna miłość we dwoje -  Nat Natan - ebook

Jedna miłość we dwoje ebook

Nat Natan

0,0

Opis

Podróż w głąb siebie zaczyna się tutaj – zrozum harmonię serca i umysłu

Bóg zapragnął poznać siebie – dlatego stworzył lustrzane odbicie własnej Istoty. Człowieka, który od zarania dziejów jest świadkiem gry między umysłem a sercem. To właśnie one kształtują duszę. Ich pokojowe współistnienie stanowi sedno ludzkiej egzystencji i warunek prawdziwego szczęścia.

„Jedna miłość we dwoje” to podróż w głąb świadomości, miłości oraz jedności istnienia. Przez poetyckie dialogi, medytacyjne obrazy i filozoficzne rozważania książka wymyka się sztywnym ramom narracji. Zachęca do zatrzymania się i uważnego spojrzenia na życie.

Odkryj głębię relacji, w których myśli i uczucia ścierają się, by odnaleźć wspólny rytm.

Harmonia jest bliżej, niż myślisz.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 160

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Nat Natan

Jedna miłość we dwoje

Dedykuję tę książkę wszystkim kochanym kobietom,

jak i tym zapomnianym,

wszystkim kochającym, jak i cierpiącym.

Wstęp

Bóg zapragnął poznać siebie, więc podjął działanie. Zobaczył siebie jako duplikat, podobiznę, odwzorowanie, aby doświadczyć siebie w każdej możliwej wersji. Wszystko, czego człowiek może doświadczyć za pomocą myśli, uczuć i zmysłów, jest właśnie tym przyglądającym się sobie Bogiem. Ten wymyślony przez ludzi sklonowany Bóg, świadomość odrębności, jest niejako lustrzanym odbiciem bezczasowej i bezforemnej Istności, Jaźni, Ducha, wszystkiego, co jest; dlatego powstały czas i przestrzeń jako lustro, a w nim zaistniała odwrócona i zwielokrotniona wersja jednego pierwowzoru Ducha w nieograniczonej niczym formie zwanej duszą. Owa nieograniczoność sięga nawet możliwości nieistnienia.

Niniejsza książka w głównej mierze jest zbudowana na zasadzie dialogu między uczuciem i umysłem człowieka, dwoma biegunami duszy. Bóg zobaczył siebie jako myśl – formę bytu-siebie – odmienną od bezimiennego uczucia istnienia, to jest niemożliwej do określenia myślą miłości, którą tu nazwiemy „pierwotną”, bo ludzki język nie zna innego sposobu na określenie czegoś bezgranicznego i nieuchwytnego. Miłość na poziomie wibracji czasowo-przestrzennej, jako odwzorowanie pierwotnej, bezinteresownej, jawi się umysłowi jako uczucie lub emocja. Bóg, przejawiający się jako myśl, która stworzyła umysł, w połączeniu z emocją zmierza do iluzorycznego punktu początkowego w dziele stworzenia, a dokładniej mówiąc – zmierza do poznania duszy, by w ten sposób niejako zakończyć cykl przejawienia w czasie jakiejś Jego składowej. Za pomocą rozumowego dociekania, poprzez kontestację, umysł może zrozumieć swoją iluzoryczną postać i w ten sposób uwolnić się od ograniczającej go emocji, będącej niejako cieniem miłości, i tym samym poznać prawdziwą bezwarunkową miłość poprzez doświadczenie jej bez słów, jako jedno z nią. W tej jedności człowiek może zrozumieć, że umysł rozmawia sam ze sobą, a serce jest tylko świadkiem. Myśl posługuje się światłem, dlatego jest materialna i tworzy z siebie materię, a serce jest dźwiękiem przenikającym wszelkie stworzenie jak nić przenikająca sznur korali, dlatego prawda zakryta jest przed dwoma oczami i szumem emocji. Może ją zobaczyć jedno oko wyobraźni w ciszy serca.

W dalszej części książki konstrukcje dialogowe będą zaczynały się od formy męskiej, odnoszącej się do umysłu, aby czytelnikowi ułatwić zrozumienie relacji umysł–serce. Natomiast wszystkie akapity odnoszące się do serca są zapisane kursywą, zarówno te dialogowe, jak i pozostałe.

*

– Ach, jak dobrze się z tobą spotkać!

– A właściwie to skąd my się znamy?

– Nie pamiętasz? Byłaś moją gosposią, gdy byłem proboszczem tej najmniejszej dwuosobowej parafii.

– Ach, teraz sobie przypominam, jak przychodziłeś do mnie do spowiedzi, a właściwie po rozgrzeszenie.

– No tak. I zawsze je od ciebie dostawałem, w przeciwieństwie do moich kochanek, które wykorzystywały moją naiwność. Ciągle do nich wracałem, bo miałem wrażenie, że mogę być bardziej szczęśliwy, jeśli któraś z nich da mi rozgrzeszenie i zostanie moją żoną.

*

Dzisiejszy poranek wydawał się jakiś wyjątkowy; jednakże nie tylko dlatego, że słoneczny blask otulał wszystko wokół. Muszę przyznać, że gdy słońce rankiem puka do okien, zazwyczaj budzę się z większym entuzjazmem do świadomego życia. Piękno tego poranka nabrało szczególnej mocy z innego powodu: postanowiłem nie zasypiać i nie budzić się więcej.

W ogóle to lubię obserwować wschody słońca. Mam takie ulubione miejsce na polance w pobliskim lesie, na które podążam przed wschodem najczęściej. Polana jest lekko pochylona ku wschodowi. Widok na wschodnią partię gór pieści moją duszę radosnym powitaniem ze źródłem życia na Ziemi. Kocham powitania słońca jak poranne powitania mojej duszy, bo właściwie są jednym. Kiedy dusza jest radosna, rozpromieniona jak słońce, to tak jakby nastał piękny słoneczny dzionek. Wszystko dobrze się układa, ludzie się uśmiechają, wszystko jest pozłocone radosnym blaskiem miłości do życia.

*

– Wiesz, lubię o tobie myśleć – przerwał chwilę ciszy – w ogóle lubię cię i myślenie o tobie sprawia mi przyjemność.

– Ciekawe, co w tym jest przyjemne – od razu podjęła temat – chyba tylko to, że udaje ci się ukryć to, co wiesz, i to, czego nie wiesz o mnie.

– Nie wiem, czy ukrywam. To ogromna różnica.

– Dla mnie niewielka, bo w jednym i drugim przypadku poznajesz mnie tylko częściowo, czyli jest to niepełny obraz, inaczej mówiąc, nieprawdziwy.

– Nie przeszkadza mi to. Dla mnie ma znaczenie wszystko, co sprawia mi przyjemność. Czyż nie o to chodzi, aby czuć się dobrze?

– Kochany, mylisz pojęcia i zamiast rozkoszować się delikatnością moich czułych objęć, wybierasz pieszczoty z kochankami, które są tylko namiastką mojej miłości.

– Ale przecież wszyscy wolimy czuć się dobrze i dlatego dążymy do przyjemności.

– O! Chyba jest jakaś różnica w czuciu się dobrze i w dążeniu do tego. To, co zdarza się spontanicznie, ma zupełnie inną wartość niż dążenie do tego. Nie widzisz różnicy między dostawaniem prezentów bez okazji a staraniem się, prowokowaniem sytuacji, by coś dostać lub osiągnąć? Nie widzisz różnicy między mną i twoimi kochankami?

– Owszem, różnica jest, bo nie ma przecież dwóch takich samych rzeczy, nawet jeśli wydają się takimi. Wybieram kochanki, kiedy wydaje mi się, że spełnią moje oczekiwania i wtedy zatapiam się z nimi w pożądaniu, i jest jazda na maksa.

– Współczuję, bo gdy to się kończy, wpadasz w pułapkę cierpienia; masz wyrzuty sumienia albo próbujesz zabezpieczyć się przed końcem iluzji i w konsekwencji wpadasz w lęk, w obawę przed odejściem kochanki albo czujesz niedosyt i idziesz do innej.

– Co w tym złego?

– Nic – to tylko twój wybór, twoje doświadczenie, twoja lekcja rozróżnienia między prawdą a fałszem, między dobrem a złem – aż do momentu, kiedy zrozumiesz, że daremne są twoje poszukiwania przyjemności z kochankami i cierpiący wracasz po ukojenie w moje bezwarunkowo otwarte ramiona. Niczym mojej miłości nie ograniczysz, nie zniszczysz miłości, bo miłość nie jest chwilową emocją, a nawet bym powiedziała, że jest czymś więcej niż uczuciem.

*

Usiadłem do ćwiczenia medytacji. Zaczynam od próby odprężenia ciała poprzez jego właściwe ułożenie i rytmiczny oddech. Ale dziś ciało nie słucha, co do niego mówię. Krzyczy, że chce pójść za mną. Mimo tego krzyku udaję, że go nie słyszę. Nazywam to ciszą medytacji. Po chwili stwierdzam, że taka pseudomedytacja też coś wnosi do mojego życia. Każe mi uważać na przejściu dla pieszych, nawet gdy mam zielone światło. Tego niepokoju nie usuwam, nie walczę z nim, zauważam go. A on wtedy do mnie mówi, że choć nie zauważyłem skrzyżowania innych niż znane mi możliwości w życiu, to przynajmniej zobaczyłem swoją pozycję, by móc przejść po pasach do wieczności. Zauważyłem podczas tego przejścia, że nie słyszałem krzyku ciała, bo zagłuszył go wjeżdżający na skrzyżowanie pociąg ekspresowy do mojej ostatniej kochanki. Na szczęście w połowie pasów zatrzymałem się, bo zawołałaś mnie na obiad: „Chodź, kochany, już podałam do stołu”.

Siedzę nad górskim potokiem. Wsłuchuję się w plusk wody w małych wirujących wodospadach, w wodny wir między kamieniami, w szum gałęzi powalonego drzewa ocierających się o skaliste dno wodnej drogi. Wsłuchuję się w głębię tej niezwykłej melodii współbrzmienia – wartko płynącej wody życia ze skalistym zagłębieniem w ziemi. Moc tej na pozór jednostajnej muzyki zanurzyła mnie w hipnotycznym relaksie ciała i w ciszę osobowości. Nurt życia zaczął wypłukiwać szarości myśli. Zamknęłam oczy i poczułam, jak strumień życia przepływa przez mózg, jak wygładza wszystkie mentalne nierówności. Poczułam, jak płynąca woda życia wypłukuje z pola myśli wszystkie niepotrzebne dylematy, wszystkie chowające się jeszcze gdzieś w zakamarkach wspomnień projekcje na jutro, na za chwilę. Zobaczyłam bulgot kotłujących się wirów myśli roztrzaskujących się o dno ciszy między kaskadami zastygłych jak kamienie przekonań. Strumień ścierających się przeciwstawnych skojarzeń w nieuchronnej powtarzalności zamienił się w ciszę. Świadomość – istnieję – stała się jednorodnym polem światła, które tańczyło też na powierzchni górskiego strumienia. Błogi spokój ogarnął całe moje jestestwo połączone ze zmysłową kaskadą dźwięków górskiego potoku, jak i z ciemnymi zakamarkami dna między kamieniami na dnie mojej świadomości. Połączyłam się z beztroskim nurtem życia. Ot, taka mała medytacja, chwila błogości, szczęścia.

*

– Halo!

– Hej!

– Dzień dobry. Kto mówi?

– To ja, nie poznajesz?

– Ach tak! Toja! Tak, przypominam sobie, jak kochaliśmy się na wykoszonej łące pod kopką siana przy pełni księżyca.

– Tak, musieliśmy ukrywać się pod osłoną nocy, aby nie wydało się, że wcale nie chcemy być razem, że chodzi tylko o zaspokojenie zmysłów.

– Tak. Nieraz zastanawiałem się, dlaczego tak często pozwalam twojemu ciału decydować, którą klasą polecimy na drugi koniec świata. Nikt tam przecież na nas nigdy nie czekał, więc równie dobrze mogliśmy wyjść na krótki spacer albo po prostu się rozstać. A jednak lataliśmy w kółko jak kot za swoim ogonem.

– No więc właśnie, chcę znowu polecieć, a właściwie odlecieć z tobą, żeby zapomnieć o bólu wyrywania zęba mądrości.

– Sorry, ale nie zrobię tego bez znieczulenia, bo istnieje ryzyko, że jak będzie za bardzo bolało, to nie przelecimy się więcej. A ja już nieco się od ciebie uzależniłem.

– Ja też. To co robimy?

– Musimy zaczekać na pełnię, żebyśmy się lepiej widzieli.

– Ale do pełni daleko, dziś jest nów.

– Cholerny czas. Przestawmy zegarki. Coraz bardziej chcę być z tobą.

– Co powiedziałeś? Być? Nie pomyliłeś się?

– Nie odpowiedziałaś, co ze znieczuleniem.

– Nie zmieniaj tematu, wiesz dobrze, że oboje jesteśmy uzależnieni od jesiennych zbiorów i znieczulenia. Dlatego zima jest tak długa i musimy korzystać z każdego ocieplenia klimatu.

– No dobra, przyznaję, zmieniłem temat. Nie chcę być z tobą, ale jednocześnie uzależnienie, ten cholerny nawyk odziedziczony po przodkach, każe mi tęsknić za tobą.

– No więc jeszcze raz. Co robimy? Podejmij decyzję!

– Ja?

– Tak, to męska rola.

– O jakiej roli mówisz? Przecież nie jesteśmy w teatrze.

– Jak to nie w teatrze? To po co ci ta maska?

– Po to, co i tobie. Ukrywamy się przecież przed innymi, tak jak oni skrywają się przed nami. Nie chcesz chyba, żeby nas przyłapano na gorącym uczynku jako dzieci z nieprawego łoża?

I na tym zakończyła się ta rozmowa. Trzęsienie ziemi przerwało łącze.

*

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Jedna miłość we dwoje

ISBN: 978-83-8373-881-9

© Nat Natan i Wydawnictwo Novae Res 2025

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Dagmara Ślęk-Paw

KOREKTA: Małgorzata Giełzakowska

OKŁADKA: Julia Frys

ILUSTRACJE: Tomasz Drozd

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek