Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł
Czy zabraniać dziecku grać w gry komputerowe? Czy ograniczać czas ekranowy? Jakie pułapki czyhają na dziecko w internecie? Na czym polega współczesne cyfrowe dzieciństwo i czym jest cyfrowe rodzicielstwo? Jak nowe technologie zmieniają nas samych i świat wokół nas? Jak wpływają na sposób, w jaki się uczymy? I przede wszystkim: jak nie zgubić swojego dziecka w sieci?
Książka Zyty Czechowskiej, Nauczycielki Roku 2019, oraz Mikołaja Marceli, eksperta w dziedzinie nauczania, udzieli odpowiedzi na te i wiele innych pytań. Dostarczy wiedzy o zaletach i wadach nowych technologii oraz praktycznych rozwiązań, dzięki którym ograniczycie zagrożenia związane z internetem i uczynicie cyfrowy świat sprzymierzeńcem w procesie efektywnej edukacji i rozwoju swoich dzieci.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 273
Data ważności licencji: 5/25/2026
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN
Redaktor prowadzący: Ewa Orzeszek-Szmytko
Redakcja: Maria Nowakowska
Redakcja techniczna i skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Marzena Kłos
© for the text by Zyta Czechowska and Mikołaj Marcela
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2021
ISBN 978-83-287-1759-6
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2021
Jak nie zgubić swojego dziecka w sieci? To pytanie zadaje sobie zapewne niemal każdy współczesny rodzic. Internet daje nam wszystkim niesamowite możliwości, stwarza też jednak wiele zagrożeń. Podobnie jest z wytworami nowych technologii: komputerami, smartfonami i tabletami. Wy, rodzice, boicie się, że pozbawione waszego dozoru dzieci znikną w wirtualnych odmętach, a sami zagubicie się w gąszczu technologicznych gadżetów. Co wobec tego możecie zrobić? Zdobądźcie, a następnie przekażcie swoim dzieciom niezbędną wiedzę i umiejętności, by same mogły o siebie zadbać w cyfrowym świecie. Po to napisaliśmy tę książkę. Dzięki niej lepiej zrozumiecie, jak wykorzystywać nowe technologie, by wspomagały edukację i rozwój, zarówno waszych dzieci, jak i was samych.
Dlatego, choć może zabrzmi to nieco prowokacyjnie, już na wstępie chcemy wam dać do zrozumienia, że wbrew powszechnemu przekonaniu to nie technologia jest problemem. Technologia sama w sobie – internet czy nowe media – nie jest ani dobra, ani zła. To tylko narzędzie! Weźmy choćby taki młotek: można nim wbić gwóźdź, ale można też nim kogoś zranić. Każdego narzędzia można używać zarówno dobrze, jak i źle, czerpiąc z tego korzyści (na przykład edukacyjne bądź rozwojowe) lub wyrządzając krzywdę sobie czy innym. Właściwego i pożytecznego używania nowych technologii można się nauczyć. To właśnie jest jedna z ról, którą wy, współcześni rodzice, odegracie w życiu i edukacji swoich dzieci: zaczynając już od ich najmłodszych lat, wprowadzicie je do świata cyfrowego, nauczycie rządzących nim reguł i pokażecie, jak mają się w nim poruszać, by ominąć zagrożenia i czerpać z niego dla siebie jak najwięcej korzyści.
Pod tym względem świat cyfrowy nie różni się niczym od świata fizycznego. W przestrzeni miejskiej może na dzieci czyhać wiele niebezpieczeństw, dlatego uczycie je, jak się w niej odnajdywać: jak przechodzić przez ulicę, na co uważać, jakich miejsc unikać i z kim nie rozmawiać. To samo powinno dotyczyć przebywania w sieci. Czy wręczając swoim dzieciom pierwszy smartfon, pierwszy tablet lub pierwszy komputer z dostępem do internetu, wyjaśniliście im, jak te urządzenia działają, i pokazaliście, jak z nich korzystać? Czy zanim założyliście swojemu dziecku profil w danym medium społecznościowym, przeczytaliście wspólnie jego regulamin i wytłumaczyliście mu, w jaki sposób ów serwis działa? Z dużym prawdopodobieństwem możemy założyć, że zrobiła to jedynie garstka z was.
Dlaczego tak to wygląda? Powodów jest co najmniej kilka.
Po pierwsze, wasze pokolenie dorastało w całkiem innym świecie. W przeciwieństwie do waszych dzieci mogliście sobie pozwolić na o wiele większą swobodę, nie musieliście się martwić, że jakieś wasze potknięcie czy niestosowne zachowanie zostanie zarejestrowane i opublikowane online. Rzeczywistość rządziła się odmiennymi prawami. Wasz kontakt ze znajomymi i rodziną odbywał się zupełnie innymi kanałami, w inny sposób zdobywało się popularność w szkole i poza nią. To, jak wyglądają te sprawy dzisiaj, wielu z was wydaje się czarną magią albo przynajmniej czymś pozbawionym sensu. Mówiąc wprost: nie do końca rozumiecie, o co w tym wszystkim chodzi, więc siłą rzeczy nie wiecie, jak pomóc swoim dzieciom.
Po drugie, najzwyczajniej w świecie nie macie w tym obszarze wzorców do naśladowania. Wiedzę o tym, jak postępować z dziećmi, w dużej mierze czerpiecie od swoich rodzicieli, którzy jednak nie musieli mierzyć się z tematem internetu i nowych technologii, dlatego nie mogą służyć wam swoim doświadczeniem z zakresu świadomego cyfrowego rodzicielstwa. O ile więc możecie zwrócić się do nich z prośbą o radę na przykład w kwestii rozszerzania diety czy usypiania, o tyle nie zapytacie ich raczej o to, co robić, gdy wasze dziecko spędza zbyt dużo czasu na graniu w gry komputerowe lub publikuje w mediach społecznościowych treści, co do których macie zastrzeżenia.
Po trzecie, zewsząd – z mediów i od specjalistów od edukacji – słyszy się przede wszystkim ostrzeżenia przed zagrożeniami w sieci, więc dla wielu z was najlepszym (i najprostszym) rozwiązaniem jest po prostu ograniczenie dzieciom dostępu do internetu i nowych mediów. Być może część z was, podobnie jak wielu amerykańskich rodziców, wyspecjalizowała się w zarządzaniu „czasem ekranowym”, wierząc, że do tego sprowadza się bycie świadomym rodzicem w świecie cyfrowym. Jeśli tak jest, nie możemy was za to winić, ponieważ faktycznie czytając opracowania i poradniki poświęcone funkcjonowaniu dzieci w kulturze cyfrowej, można odnieść wrażenie, że to jedyne dobre rozwiązanie. W tej książce wyjaśnimy wam jednak, dlaczego to droga na skróty, która w dłuższej perspektywie przyniesie więcej złego niż dobrego. Zamiast wprowadzać zakazy i ściśle kontrolować aktywność swoich dzieci, powinniście pomóc im w samoregulacji oraz samokontroli. W kolejnych rozdziałach pokażemy wam, jak to robić. Warunek jest jeden: powinniście być zaangażowani w cyfrowe aktywności waszych dzieci.
Jaki z tego wszystkiego wniosek? Wy i wasze dzieci żyjecie już w zupełnie innych czasach niż wasi rodzice. Nowe technologie stały się jedną z ważniejszych sfer naszego życia i nic nie wskazuje na to, by miały w najbliższym czasie zniknąć, raczej będą wywierać coraz większy wpływ na to, jak wygląda nasz świat. Już teraz to one zmieniają nie tylko to, jak kontaktujemy się z ludźmi, jak się uczymy i jak pracujemy, ale także to, jak spędzamy wolny czas, robimy zakupy oraz co i jak jemy, oglądamy czy słuchamy. One także w dużej mierze odpowiadają za to, jaki świat widzimy i jakie treści do nas docierają.
Donna Haraway, amerykańska biolożka i filozofka feministyczna, w 1984 roku opublikowała słynny Manifest cyborga, w którym stwierdza, że ludzie stali się tytułowymi cyborgami – fuzjami organizmu biologicznego i maszyny. To był czas, kiedy na ekranach kin rządziły filmy, takie jak Blade Runner czy Terminator, a słowa Haraway brzmiały jeszcze wtedy jak zacytowane z powieści science fiction. Dziś jednak chyba nikt nie ma już wątpliwości, że ludzie są cyborgami. Bez swojego smartfona, tabletu czy laptopa czujemy się jak bez ręki. A może nawet gorzej! Nie możemy wybrać optymalnej trasy z Google Maps, sprawdzić restauracji na TripAdvisorze lub ofert pracy na LinkedIn, zrobić zdjęcia lub nagrać filmu kamerą full HD, a następnie pochwalić się nim na swoim profilu w mediach społecznościowych, zadać pytania na nurtujący nas temat w grupie na Facebooku czy sprawdzić potrzebnych nam informacji w Wikipedii lub innych zasobach internetu. Dla wielu z nas pozostawienie przez przypadek smartfona w domu jest wydarzeniem brzemiennym w skutki, nie mówiąc już o trwałej jego utracie. Być może zdarzyło wam się słyszeć, gdy ktoś powiedział o zniszczonym lub zgubionym telefonie: „Było na nim całe moje życie”. No właśnie, a skoro dorośli są już tak zaawansowanymi cyborgami, to co dopiero młodzi ludzie?
To oczywiście nie znaczy, że nowe technologie są niewinne i potencjalnie nie mogą być szkodliwe. Eksperci przestrzegają nas od wielu lat, że to, jak widzimy dziś świat, w dużej mierze wynika z tego, jak rzeczywistość prezentowana jest w mediach społecznościowych i internetowych serwisach. Yuval Noah Harari, autor bestsellerowego Homo Deus, przestrzega w swoich książkach przed postępującą algorytmizacją naszego świata. Przewiduje też, że już niebawem przypominać on może rzeczywistość znaną z wydanej pod koniec 2020 roku gry komputerowej Cyberpunk 2077. Hakowanie ludzi, włamywanie się do ich umysłów, przejmowanie kontroli nad ich cyborgicznymi ciałami – z dużym prawdopodobieństwem czeka nas to za kilka, może kilkanaście lat. Choć już teraz w pewnym sensie wy i wasze dzieci jesteście ofiarami rozmaitych form hakowania.
Może więc nie ma się co dziwić, że w gazetach, telewizji i – o ironio – w internecie nieustannie bombardowani jesteście ostrzeżeniami przed niebezpieczeństwami, jakie czyhają na młodych ludzi w sieci. Uzależnienie od mediów społecznościowych, gier komputerowych czy materiałów pornograficznych, sexting, popularność patostreamerów, cyberprzemoc – to tylko niektóre z problemów oddziałujących w ostatnim czasie na zbiorową wyobraźnię, a w szczególności na wyobraźnię rodziców. Słyszycie – i to nierzadko od specjalistów – że internet wywołuje epidemię samotności wśród młodych ludzi, że rozprasza ich uwagę, że odbiera im pewność siebie i prowadzi do depresji. Oglądacie filmy takie jak Dylemat społeczny na Netflixie i zaczynacie się bać tego, jak media społecznościowe manipulują waszymi dziećmi. Widzicie młodych ludzi z nosami w telefonach i martwicie się, że smartfony okradną ich z możliwości nawiązania głębokich relacji z innymi ludźmi w realnym świecie. Macie prawo czuć ten niepokój. Zrozumcie jednak, że widzicie tylko wierzchołek góry lodowej – smartfony, internet, media społecznościowe i gry komputerowe, nie dostrzegacie zaś problemów swoich dzieci, które sprawiają, że mają one potrzebę korzystania z tych mediów.
W rezultacie najczęściej słyszycie, że dostęp do technologii trzeba ograniczać i ściśle kontrolować. Jednak jest lepsze rozwiązanie: edukowanie dzieci, zarówno w domu, jak i w szkole. Tym bardziej, że nowe technologie oferują dorosłym i dzieciom możliwości, o jakich nasi rodzice – nie mówiąc już o naszych dziadkach – mogli tylko marzyć. Jak pisze Jordan Shapiro w Nowym cyfrowym dzieciństwie: „Po południu [moi synowie] wracają do domu i pierwsze, za co łapią, to laptop. Darzą go takim samym, pełnym dumy uwielbieniem, co ja mój rower górski czy buty Nike Air-Jordan. Co w tym dziwnego? Komputer to drzwi do magicznego, pozbawionego ograniczeń, usieciowionego świata”. Zresztą na pewno znacie to z autopsji: Fortnite, Minecraft, Counter-Strike czy League of Legends – wasze dzieci pewnie spędzają całe popołudnia, grając w te lub jeszcze inne gry. To normalne, że martwicie się o ich wzrok, zaburzenia depresyjne i neurologiczne, otyłość, o rozwój zdolności komunikacyjnych lub umiejętność krytycznego myślenia. W końcu jesteście rodzicami i po części na tym polega ta praca! Pamiętajcie jednak, że:
• te same obawy spędzały sen z powiek waszym rodzicom, gdy przesiadywaliście długie godziny przed telewizorem lub słuchaliście w kółko swoich ulubionych piosenek w samotności w swoim pokoju;
• jako rodzice nieświadomie wywieracie presję na dzieci, by w pewnym sensie odtworzyły waszą przeszłość z korektą wszelkich niedociągnięć – to dlatego nowe technologie na ogół postrzegane są przez was jako mierne zamienniki właściwych form dziecięcej zabawy.
No właśnie, czy możliwe jest, że wasz opór wobec internetu i nowych mediów wynika z chęci ochrony cennych wspomnień i waszego wyobrażenia o tym, czym jest szczęśliwe dzieciństwo? Jeśli tak, to powinniście zrozumieć, że świata, w którym wy dorastaliście, już nie ma. Żyjemy w usieciowionej rzeczywistości, która od was i waszych dzieci wymaga zupełnie innych umiejętności i kompetencji. Nowe technologie i rozmaite urządzenia, czy tego chcecie, czy nie, przygotowują je od najmłodszych lat nie tylko do funkcjonowania w tym nowym świecie, ale również do jego kształtowania. Od czego więc zacząć? Jak możecie odnaleźć się w tej zupełnie nowej dla nas wszystkich sytuacji? Dobra wiadomość jest taka, że podstawowe pytanie, jakie należy sobie w niej zadać, brzmi tak samo, jak przed laty: czego wasze dzieci powinny się dziś nauczyć, by w przyszłości być szczęśliwe, zdrowe i spełnione – zarówno online, jak i offline?
I tu wkraczamy na grunt edukacji. Grunt niezwykle grząski dla nowych technologii. Wszyscy chyba to odczuliśmy w trakcie pandemii, kiedy edukacja przeniosła się do świata cyfrowego. Dzieci nie musiały już uciekać do internetu na przerwach między lekcjami lub po szkole – teraz zmuszone były korzystać z niego od rana do wieczora podczas nauki, nierzadko siedząc przed ekranem komputera po kilkanaście godzin dziennie. A przecież jeszcze niedawno w Polsce trwała dyskusja o tym, czy nie zakazać używania smartfonów i tabletów w szkołach, by te nie rozpraszały uczniów i nie odwracały ich uwagi od lekcji…
Ale wiecie co? Gdyby nie one, ta książka nigdy by nie powstała. To dzięki internetowi mogłem przeczytać o Zycie, która w 2019 roku zdobyła tytuł Nauczyciela Roku, a następnie wspomnieć o jej niezwykłej pracy w Jak nie spieprzyć życia swojemu dziecku. Skontaktowaliśmy się ze sobą niedługo po premierze książki, korzystając z aplikacji Messenger, a dzięki Facebookowi odkryliśmy, że nasze pieski wabią się tak samo, czyli Kruszek. Od słowa do słowa wpadliśmy na pomysł wspólnego napisania poradnika dla rodziców. Najpierw było kilka rozmów przez telefon, potem wideokonferencje na Skypie i Messengerze, wspólne tworzenie konspektu w Google Docs, następnie wymienianie się uwagami na temat napisanych przez nas rozdziałów za pośrednictwem mejli. I oto jest. Uwierzycie, że nie mieliśmy okazji spotkać się w realu, a mimo to napisaliśmy wspólnie książkę?
Dziś wielu z was jest między młotem a kowadłem: z jednej strony zewsząd słyszycie o tym, że waszą rolą jest kontrolowanie czasu ekranowego i ograniczanie dzieciom dostępu do internetu, z drugiej chcecie dla nich jak najlepszej edukacji, a ta coraz częściej wymaga korzystania z nowych technologii. Jakby tego było mało, współczesny rynek pracy każe wam podać w wątpliwość niemal wszystko to, co do tej pory uważaliście za pewne i oczywiste w edukacji. Bo co macie zrobić z informacją, że przyszłość to zawody kreatywne, a osiągnięcie w nich sukcesu zapewni waszym dzieciom nie wysoka średnia na świadectwie, a granie w gry komputerowe? Albo z taką, że Chiny czy Singapur – które do tej pory przodowały w testocentrycznej edukacji dominującej obecnie także w polskich szkołach – obecnie od niej odchodzą i projektują system ograniczający naukę na pamięć, uczenie liniowe, długie siedzenie na zajęciach w szkole, zadania domowe czy korepetycje? Co zrobić, gdy wszyscy dookoła mówią, że dla odnalezienia się na przyszłym rynku pracy konieczne jest odejście od tradycyjnego modelu edukacji i skupienie się na wyrabianiu podstawowych umiejętności, takich jak kreatywne i krytyczne myślenie, komunikacja czy kooperacja, a te znacznie skuteczniej niż w szkole kształtowane są w trakcie grania na komputerze lub tworzenia treści w serwisach, takich jak YouTube czy Instagram?
Spokojnie, napisaliśmy tę książkę po to, by udzielić wam odpowiedzi na te i wiele innych pytań. Chcemy dostarczyć wam z jednej strony wiedzy o zaletach i wadach nowych technologii, z drugiej praktycznych rozwiązań, dzięki którym zniwelujecie potencjalne zagrożenia związane z internetem i nowymi mediami, czyniąc z nich narzędzia wspomagające rozwój i edukację waszych dzieci. Zrozumiecie też, na czym polega współczesne cyfrowe dzieciństwo i w ogóle czym jest cyfrowe rodzicielstwo. W pierwszych pięciu rozdziałach napisanych przeze mnie prześledzicie to, jak nowe technologie zmieniają nas samych i świat wokół nas oraz jak wpływają na sposób, w jaki się uczymy. A w kolejnych pięciu rozdziałach napisanych przez Zytę otrzymacie bogaty wybór narzędzi, które wesprą wasze dzieci (ale także was!) w efektywnym uczeniu się i rozwoju.
Zaczniemy jednak od czegoś fundamentalnego: zdjęcia z was odpowiedzialności za przyszły sukces waszych dzieci. We współczesnym szalonym świecie, który tak bardzo wiele od was wymaga, dając zarazem niewiele wsparcia, to pierwszy krok na waszej drodze ku świadomemu cyfrowemu rodzicielstwu. Christine M. Beckman i Melissa Mazmanian w książce o znamiennym tytule Dreams of the Overworked. Living, Working, & Parenting in the Digital Age zauważają, że jako rodzice na co dzień musicie się mierzyć z trzema wielkimi mitami rządzącymi cyfrową współczesnością: idealnego pracownika, perfekcyjnego rodzica i doskonałego ciała. Ten drugi mit sprawia, że rola rodzica lokuje się gdzieś pomiędzy mediatorem a cheerleaderem dziecka – osobą, która nie tylko czuwa nad napiętym planem dnia nafaszerowanym różnymi rodzajami aktywności, ale która także dopinguje dzieci, by osiągały jak najlepsze rezultaty we wszystkich dziedzinach swojego życia. Co ciekawe, bez technologii byłoby to właściwie niemożliwe – zarówno gdy myślimy o organizacji dnia wypełnionego po brzegi zajęciami, jak i wiary w to, że mit perfekcyjnego rodzica w ogóle można wcielić w życie. Problem jednak w tym, że jeśli coś idzie nie tak – na przykład wasze dziecko dostaje słabe stopnie w szkole lub nie wykazuje się na zajęciach dodatkowych – w pierwszej kolejności to wy jesteście za to obwiniani i czujecie wstyd.
Najprawdopodobniej o tym nie wiecie lub zapomnieliście – bo ludzka pamięć jest ulotna – ale teraz warto sobie przypomnieć, że rodzicielstwo jako swego rodzaju idea jest stosunkowo nowym wynalazkiem. Wynalazkiem, który w pewnym sensie zrodził się w odpowiedzi na pojawienie się rozmaitych nowych technologii poddających procesowi demokratyzacji całe nasze życie. Pomyślcie sami: kiedyś świat miał określoną strukturę i hierarchię, istniały pewne instytucje, programy i zasady. Dziś wszystko jest przedmiotem naszego wyboru: od jednego z setek kanałów w telewizji satelitarnej czy tysięcy filmów i seriali na platformach, takich jak Netflix lub HBO Max, przez przedszkole czy szkołę dla waszych dzieci, po sposób funkcjonowania waszej rodziny. W tym ostatnim przypadku brytyjski socjolog Anthony Giddens pisze nawet o procesie demokratyzacji rodziny, w której nie sposób już szukać dawnej hierarchii, została bowiem zastąpiona nieustannymi negocjacjami – zarówno między samymi rodzicami, jak i między rodzicami i dzieckiem. Pomyślcie tylko, jak często przedmiotem sporu staje się długość „czasu ekranowego”, który w ostatnich latach stał się wręcz emblematyczny w tym zakresie. I tak wasze codzienne decyzje dotyczące roli nowych technologii w życiu waszych dzieci za każdym razem są wypadkową negocjacji z zakresu autorytetu, wartości i tożsamości, które prowadzicie z jednej strony z dziećmi, z drugiej z samymi sobą.
Od zawsze najważniejszym zadaniem rodziców jest wprowadzenie dziecka w świat: pokazanie mu zasad, którymi rządzi się rzeczywistość, w której funkcjonujemy, sposobów, w jaki zawiązujemy i utrzymujemy relacje z innymi ludźmi, metod szukania i zdobywania informacji oraz uczenia się. Jako rodzice przede wszystkim pomagacie swoim dzieciom uczyć się, jak żyć. Kiedyś było to życie na wsi, potem w miejskiej dżungli, a dziś w świecie cyfrowym. Od najmłodszych lat uczycie swoje dzieci alfabetu. Ale czy równie dużą wagę przykładacie do ich alfabetyzmu cyfrowego? Pewnie nie, dlatego mamy dla was informację: jeśli wy ich tego nie nauczycie, zrobi to ktoś inny: kolega lub koleżanka z klasy, ktoś na czacie lub znajomy z mediów społecznościowych. W ostatnim czasie sporo mówi się i pisze o tym, że osoby tworzące nowe technologie i algorytmy nimi zarządzające w swoich działaniach z pewnością nie są niewinne i wasze dziecko może paść ich ofiarą. Facebook i inne serwisy z premedytacją wykorzystują mechanizmy działania naszego mózgu i układu nerwowego, których bardzo często nie jesteśmy świadomi. Ten sam Facebook jednak, gdy używamy go rozważnie, może mieć zbawienny wpływ na mózg młodego człowieka, zapewniając kontakt z innymi ludźmi lub dając możliwość pomagania im. To my używamy narzędzi i to my mamy nad nimi kontrolę – trzeba tylko wiedzieć, jak one działają i jak się nimi posługiwać.
Dzisiaj potrzebujemy rewolucji – przewrotu w myśleniu o tym, czym jest rodzicielstwo w świecie cyfrowym. Konieczna jest zmiana myślenia, uwolnienie się od lęków i przesądów, którymi kieruje się część z was, i uświadomienie sobie, że bez was wasze dzieci są pozostawione w sieci na pastwę losu. Powinniście wspólnie ze swoimi dziećmi od pierwszych lat ich życia uczyć się korzystać z nowych technologii i doceniać je – do tego chcemy was zachęcić w tej książce. Pokażemy wam, jak internet i nowe media mogą wspomagać rozwój i edukację waszych dzieci (także tych o specjalnych potrzebach edukacyjnych), jak wpływają one na mózg młodych ludzi i co wy, rodzice, możecie zrobić, by być świadomymi i odpowiedzialnymi cyfrowymi opiekunami i przewodnikami.
Idą nowe czasy. Jednak lęk nigdy nie jest dobrą odpowiedzią. Odpowiedzią jest edukacja, poznanie tego, co nadchodzi, i skorzystanie z nadarzających się możliwości. Jeśli jesteście ciekawi, jak wy i wasze dzieci możecie się odnaleźć w czasach, które dopiero nadchodzą, już teraz zapraszamy was do lektury tej książki.
Zadajcie sobie następujące pytania: Czy moje dziecko lubi spędzać czas w sieci? Czy chętnie z niej korzysta? Czy częściej wybiera aktywności online niż offline?
Założę się, że na te trzy pytania odpowiedzieliście twierdząco. Z internetem i nowymi mediami jest zupełnie inaczej niż z edukacją: żadnego dziecka nie trzeba specjalnie namawiać ani motywować do korzystania z nich. Wręcz przeciwnie: wasze rodzicielskie wysiłki koncentrują się na tym, by dzieci nie spędzały w sieci i na komputerze zbyt dużo czasu. Czy to nie paradoks? Internet odgrywa w naszym życiu podobną rolę, jaką w życiu naszych przodków odgrywał ogień. Dzięki niemu i nowym technologiom tworzą się i konsolidują globalne więzi społeczne, snujemy ważne dla nas wszystkich opowieści, przekazujemy umiejętności, dzielimy się wiedzą. Internet, tak jak niegdyś ogień, wpływa na kształt nauki i pracy, zarówno dorosłych, jak i dzieci. Pomyślcie, co stałoby się z ludzkością, gdyby blisko dwa miliony lat temu dorośli nie przekazywali na bieżąco swoim dzieciom całej wiedzy o tym, jak rozpalać ogień i jak się z nim obchodzić. Gdzie bylibyśmy dzisiaj i czy w ogóle ludzkość mogłaby przetrwać?
Ze światem cyfrowym sprawa nie jest prosta. Młodzi ludzie używają nowych technologii w różny sposób: jedni sprawiają wrażenie uzależnionych i przytłoczonych wpływem, jaki wywierają one na ich życie; inni dzięki nim rozkwitają, realizują swoje pasje i odnajdują powołanie. Ale mamy dla was dobrą wiadomość: dużo w tym względzie zależy od was i waszej świadomości. W rozbudzaniu tej świadomości przyda wam się ta książka. Jej celem jest:
• dostarczenie wam gotowych pomysłów, jak pomóc dzieciom bezpiecznie wkroczyć w świat cyfrowy, dzięki czemu staną się jego świadomymi użytkownikami;
• podsunięcie wam argumentów w rozmowach z dziećmi i ich nauczycielami, dzięki którym nowe media zaczną efektywnie wspomagać rozwój i edukację młodych ludzi;
• zachęcenie was do zmiany myślenia o sieci i nowych technologiach tak, byście byli w stanie przygotować wasze dzieci na wyzwania XXI wieku. Nasze sugestie to tylko iskra – prawdziwa zmiana zależy od was!
Napisaliśmy poradnik, w którym najczęściej pada pytanie o to, jak zmienić podejście do internetu i nowych technologii, by wasze dzieci mogły się lepiej uczyć i rozwijać. Przedstawiamy wam użyteczną wiedzę i praktyczne wskazówki, które będą was wspierać w tym niełatwym zadaniu. Bo o tym, że sieć jest groźna, słyszeli wszyscy. Ale ilu z was ją rozumie?
DZIECI W KRAINIE CZARÓW
O przyszłości coraz rzadziej myślimy z nadzieją i coraz mniejszą czujemy motywację do walki o lepsze jutro. Coraz częściej za to słyszymy, że „dobrze już było”, a teraz nadchodzą ciężkie czasy. Paradoksalnie dzieje się to w momencie, w którym doświadczamy niebywałego skoku technologicznego. Nigdy wcześniej ludzkość nie miała takich możliwości w zakresie dostępu do informacji, ludzie nigdy tak intensywnie i szybko się nie przemieszczali, nie kontaktowali ze sobą i nie tworzyli tak wielu wspaniałych rzeczy. Gdzie zatem leży problem? W tym, że rewolucje technologiczne w ostatnim czasie odbywają się z prędkością przyprawiającą o zawrót głowy! Najpierw telewizja, komputer i internet, potem inteligentne urządzenia: smartfony, smartwatche, inteligentne budynki i sprzęty AGD. Wszystko naszpikowane technologią, której nie rozumiemy, ale która zdaje się czynić cuda. Dlatego doświadczamy szoku przyszłości, który jest efektem zbyt gwałtownych zmian w zbyt krótkim czasie.
Wynalazkiem, który zmienił reguły gry w ostatnich dekadach, był internet. To jak Królicza Nora z Alicji w Krainie Czarów Lewisa Carrolla. Po wpadnięciu do niej wkraczamy do świata, który rządzi się zupełnie nowymi prawami. W powieści Carrolla w Króliczej Norze czai się kraina niezwykłych możliwości i nic nie jest w niej takie jak w realnym świecie. Alicja nieustannie próbuje nowych rzeczy, jednak w tym wszystkim towarzyszy jej uczucie zagubienia w obcej rzeczywistości. W jednej z rozmów z Kotem z Cheshire dziewczynka pyta: „Czy mógłbyś mi, proszę, powiedzieć, dokąd powinnam stąd iść?”. „To zależy od tego, dokąd chcesz się dostać” – odpowiada Kot. „Wszystko mi jedno…” „A więc nieważne, w którą stronę się udasz”. „…tak długo, aż GDZIEŚ dojdę” – dopowiada Alicja. „Och, jestem pewien, że to ci się uda, jeśli tylko będziesz dostatecznie długo szła przed siebie”.
Tak właśnie działa internet. Ten fragment tłumaczy nasze problemy z nowymi technologiami. Każda z nich to Królicza Nora. Otwiera nowy świat możliwości, na które nie jesteśmy gotowi, i dlatego nie wiemy, jak z nich korzystać. Technologia sama w sobie nie jest niczym złym. Wręcz przeciwnie: jest niesamowita! Pozwala na rzeczy, o których nam się nie śniło. Skąd więc trudności, których doświadczamy? Podobnie jak Alicja nie wiemy, dokąd chcemy dojść z ich pomocą. A skoro tak, najczęściej idziemy przed siebie tak długo, aż przydarzy nam się coś złego lub coś dobrego.
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo dorośli boją się nowości, ale dzieci z natury szukają Króliczych Nor. To może być smartfon, tablet, laptop, konsola albo jeszcze inne urządzenie, które niebawem pojawi się na rynku. Rzecz w tym, by wasze dzieci nie musiały błądzić po omacku i od najmłodszych lat wiedziały, dokąd chcą dojść, używając ich. Potrzebują więc przewodników, którzy będą im służyć radą i przestrogą, by były świadome tego, co je czeka. Powinny wiedzieć zarówno o korzyściach, jak i zagrożeniach, jakie czają się na nie po drugiej stronie ekranu. Powinny też być choć tak rezolutne jak Alicja, która zaraz na początku swojej wędrówki znajduje buteleczkę z napisem: WYPIJ MNIE. Zamiast w pośpiechu wykonać polecenie, dziewczynka najpierw sprawdza, czy to nie trucizna. No właśnie, teraz sami sobie odpowiedzcie, czy wasze dzieci właśnie tak postępują w kontakcie z nowymi technologiami i czy poświęciliście czas, by pomóc im nauczyć się takiej ostrożności?
ELEKTRONICZNY KOZIOŁ OFIARNY
Mam dla was zagadkę. Pod koniec XIX wieku na świecie pojawiło się nowe medium. Dzieci były zachwycone, a dorośli przerażeni. Młodzi ludzie przepadali bez śladu po kontakcie z tą nowością, ignorując ostrzeżenia i zakazy rodziców i opiekunów. Ci byli zaniepokojeni wpływem, jaki medium wywierało na nieukształtowane umysły młodych ludzi. Pewnie myślicie, że piszę o telefonie lub radiu. Otóż nie. Tym medium były masowo produkowane powieści! W tamtym czasie to „powieścidła” były uważane za niecenzuralne i dlatego bunt młodych ludzi przeciwko rodzicom przejawiał się w… czytaniu! Och, ile wy byście dali, by teraz wasze dzieci wybierały taką formę rebelii. Jak na ironię, w XIX wieku to właśnie tę rozrywkę wiązano z szeregiem negatywnych zjawisk społecznych i kulturowych, czyniąc z niej kozła ofiarnego tamtych czasów.
No właśnie, czy słyszeliście o mechanizmie kozła ofiarnego? Opisany przez francuskiego historyka René Girarda rytuał polega na tym, że określony obiekt, najczęściej osoba, grupa lub zwierzę, zostaje obarczony winą za coś przez jakąś społeczność. Fizyczne lub symboliczne napiętnowanie kozła ofiarnego pojawia się w sytuacji kryzysu lub poczucia egzystencjalnego zagrożenia. Rolą tego mechanizmu jest ponowne spajanie ludzi i wspólne przeciwstawienie się złu lub zagrożeniu, które utożsamione zostają z „kozłem”. Najważniejsze w tym jest jednak to, że napiętnowany obiekt wcale nie musi być winny, by odegrać rolę winowajcy.
Dlaczego o tym piszę? Bo rolę kozła ofiarnego w naszym społeczeństwie coraz częściej odgrywają nowe technologie. Internet, smartfony, gry komputerowe, tablety – można byłoby tak wyliczać bez końca. Wpływają na wyniki wyborów, rozbijają małżeństwa, zwiększają poczucie samotności i – co najważniejsze w kontekście tej książki – są zagrożeniem dla dzieci od urodzenia aż do ukończenia szkoły. Słuchając rodziców, nauczycieli i specjalistów piętnujących używanie nowych mediów przez młodych ludzi, można odnieść wrażenie, że to one są przyczyną właściwie wszystkich negatywnych zjawisk wśród dzieci i młodzieży.
A najbardziej odbijają się na… edukacji! To nieważne, że: mamy model szkoły rodem z XIX wieku; w ramach edukacji rozmaite treści przekazywane są w nieatrakcyjny sposób, a już szczególnie w porównaniu z tym, jak opowiada o naszym świecie kultura audiowizualna; uczniowie zasypywani są coraz większą ilością zadań domowych, które polegają najczęściej na mechanicznym wykonywaniu ćwiczeń pozbawionych jakiegokolwiek sensu i niewymagających kreatywności; w edukacji praktycznie w ogóle nie wykorzystuje się potencjału narzędzi cyfrowych stymulujących aktywność, interaktywność i pracę w grupie.
To wszystko jest zupełnie nieważne: najistotniejsze jest, że smartfony i internet odciągają uwagę uczniów od tej przestarzałej formy szkoły. Tak nowe technologie stają się edukacyjnym kozłem ofiarnym. Może to nic złego? Wiecie jednak, co dzieje się z kozłem ofiarnym po zakończeniu rytuału? Girard, analizując religijne znaczenie tego mechanizmu, zauważył, że ofiara po tym, jak zostanie uznana za konieczną, jest sakralizowana. Pomyślcie sami, co stało się z powieściami. Dziś książki dla wielu to świętość – notowanie w nich na marginesach to potworność, a wyrzucanie ich na śmietnik to już niemal świętokradztwo! To ubóstwienie książek przybiera też niekiedy żartobliwą formę, czego przykładem może być profil na Facebooku Nie czytasz? Nie idę z Tobą do łóżka. I teraz pomyślcie, co stanie się z technologią cyfrową po uczynieniu z niej kozła ofiarnego? Zgodnie z modelem Girarda ulegnie ona przebóstwieniu. A tego chyba byśmy nie chcieli, prawda?
MIT WIELOZADANIOWOŚCI
Zjawiskiem, które obrazuje mechanizm kozła ofiarnego w kontekście nowych technologii i edukacji, jest multitasking, czyli wielozadaniowość. Wszyscy słyszymy, jak internet i nowe media negatywnie oddziałują na młodych ludzi, skracając czas, w którym są w stanie skupić swoją uwagę. Poniżej krótkie podsumowanie tego, co mówi się o wielozadaniowości:
• nowe media rozpraszają uwagę dzieci i utrudniają im skupianie się na jednej rzeczy;
• wielozadaniowość wcale nie zwiększa produktywności: wykonywanie kilku czynności naraz powoduje, że robimy je dłużej, niż gdy wykonamy je jedna po drugiej;
• multitasking i towarzyszące mu rozproszenie uwagi rodzą nerwowość: nieustannie pobudzone neurony sygnalizują mózgom młodych ludzi, że nie są bezpieczni.
Jeśli jednak przyjrzymy się tej kwestii z nieco innej perspektywy, być może multitasking nie okaże się tak złowrogi?
• Po pierwsze: dzieci uczą się wielozadaniowości, obserwując swoich rodziców. Wasze dzieci od najmłodszych lat widzą, jak robicie kilka rzeczy jednocześnie, co chwilę zerkając na swoje telefony lub laptopy. Warto o tym pamiętać, zanim zaczniecie walkę z nowymi technologiami odciągającymi uwagę waszych dzieci od nauki.
• Po drugie: multitasking wynika między innymi z faktu, że wasze dzieci zmuszone są do wykonywania nudnych zadań, które nie mają dla nich żadnego sensu. To naturalne, że szukają czegoś, co je zainteresuje. Gdy poświęcają czas na wykonanie czegoś, co ma dla nich sens, nie mają problemu z długotrwałym skupieniem.
• Po trzecie: wbrew coraz bardziej popularnemu przekonaniu wielozadaniowość nie wpływa na jakość nauki w zakresie czytania ze zrozumieniem i uczenia się na pamięć. Może mieć wpływ na rozwiązywanie skomplikowanych zadań, w których niezbędne jest krytyczne myślenie. Jednak takich zadań w edukacji jest jak na lekarstwo…
• Po czwarte: niesłusznie zdarza nam się mylić krótki okres skupienia z brakiem uwagi. Młodzi ludzie pod wpływem technologii rozwinęli inny sposób postrzegania czasu. Wspomniany Shapiro mówi o kroplowym modelu czasu, w którym koncentracja jest wielokierunkowa i pozwala na ciągłe przeskakiwanie między małymi partiami informacji: „kroplami” tweetów, SMS-ów i komentarzy w mediach społecznościowych. To niespieszny stan koncentracji skupiony na rozproszonych bodźcach, coś, czego my do końca nie rozumiemy i dlatego obwiniamy nowe technologie o to, że nie pozwalają na stary model skupienia. Dzieci potrafią się koncentrować, robią to inaczej niż my.
Zdolność do długotrwałego skupienia uwagi na jednej rzeczy wynikała ze specyfiki dawnych technologii. Długie skupienie wymuszał z jednej strony druk, z drugiej praca w przemysłowych realiach, gdzie brak koncentracji mógł człowieka kosztować uszczerbek na zdrowiu. Dziś postrzeganie wielozadaniowości jako czegoś groźnego wynika z naszego przywiązania do dawnego kształtu świata. Rzecz w tym, że nowe technologie wymagają od dzieci już innych zdolności.
A to, że wielozadaniowość nie musi być niczym złym, udowadnia w świetnym wystąpieniu w ramach TED Talks Tim Harford, brytyjski ekonomista i dziennikarz. Powolna wielozadaniowość (slow motion multitasking) to długoterminowa praca nad kilkoma rzeczami naraz. Czym skutkuje?
• Kreatywnością: która nie jest niczym innym jak przenoszeniem rozwiązania z jednej działki na inną: Archimedes nieprzypadkowo wykrzyknął: „Eureka!”, gdy odkrył prawo hydro- i aerostatyki w czasie kąpieli.
• Pogłębionym rozumieniem rzeczywistości: eksperyment przeprowadzony w Filadelfijskim Muzeum Sztuki, do którego zaproszono grupę studentów medycyny, aby przeszli kurs interpretacji dzieł sztuki, wykazał, że zgromadzone w jego trakcie doświadczenia poprawiły jakość diagnostyki okulistycznej przyszłych lekarzy.
• Pozwala unikać blokad oraz sprzyja rozwiązywaniu problemów: Albert Einstein nad jednym zagadnieniem pracował 10 lat, aż w końcu wpadł na właściwy pomysł. W tym czasie, by odpocząć, zajął się badaniami, które położyły podwaliny pod wynalezienie lasera. Taka wielozadaniowość nie brzmi już tak źle, prawda?
Co możecie zrobić, jeśli martwicie się, że uwaga waszych dzieci jest zbytnio rozproszona? Kierujcie się swoimi obserwacjami i intuicją. Jeśli wasze dziecko się uczy lub pracuje nad jakimś projektem, dostępność nowych technologii pod ręką wcale nie musi być zła. Jasne, uwaga niektórych młodych ludzi może ulegać rozproszeniu, ale dla innych dostępność nowych mediów może mieć zbawienny wpływ na ich edukację. Możecie też porozmawiać ze swoimi dziećmi o idei slow motion multitasking – zasygnalizować, że gdy coś nam nie idzie, warto na moment się od tego oderwać, być może zająć się innym zagadnieniem, a wrócić do poprzedniej czynności, gdy uznamy, że jesteśmy na to gotowi.
OPOWIEŚĆ O DWÓCH TECHNOLOGIACH
Problem z naszym postrzeganiem wielozadaniowości wynika między innymi z tego, że na co dzień używamy dwóch technologii: technologii rzeczy i technologii ideowej. Barry Schwartz, amerykański psycholog i pisarz, rozróżnia je w następujący sposób:
1. Technologia rzeczy to nowe wynalazki, które przybierają materialną postać i które – co istotne – tracą znaczenie, gdy stają się przestarzałe lub zawodne.
2. Technologia ideowa to sposób, w jaki rozumiemy świat, ludzi, wytworzone przez nas rzeczy i nas samych; ta technologia jest niewidoczna, często nieuświadomiona, a fałszywe idee istnieją tak długo, jak długo chcemy w nie wierzyć; co więcej, nauka, państwo i rynek tworzą instytucje, które pozwalają im przetrwać na długo po tym, jak zostają sfalsyfikowane.
Dobrą analogię tego, o co chodzi, znajdziecie w filmie Matrix z 1999 roku. Każdy człowiek, tak jak bohaterowie filmu, funkcjonuje w dwóch znacząco się od siebie różniących światach. Pierwszy to rzeczywistość, której kształt nadajemy w naszej głowie na podstawie tego, czego nauczyliśmy się w życiu. Drugi to rzeczywistość ukształtowana przez urządzenia, maszyny i technologie. W filmie rozdźwięk między dwoma światami to 200 lat. I w naszej codzienności wygląda to podobnie. Nasze – pod wieloma względami XIX-wieczne – rozumienie świata nie nadąża za błyskawicznymi zmianami technologicznymi XXI wieku. Nie wierzycie? Najlepszym tego przykładem jest amerykańska kampania społeczna #ObiadBezEkranu rozpoczęta przy okazji Letnich Igrzysk Olimpijskich w 2016 roku.
Internet i nowe media sprawiają, że coraz trudniej powracać wam do „starych dobrych czasów”, szczególnie w życiu rodzinnym. Doświadczyliście tego nieraz w czasie wspólnych posiłków: śniadań, obiadów lub kolacji. Dzieci albo się spóźniają, bo „nie mogą zapauzować gry”, albo zamiast prowadzić z wami rozmowę, wpatrują się w ekran smartfona. W odpowiedzi na te zjawiska stacja NBC zainicjowała akcję #ObiadBezEkranu. W końcu co jak co, ale wspólne posiłki czy święta powinny obyć się bez telefonów. Dlaczego? Bo zawsze tak było? Shapiro w Nowym cyfrowym dzieciństwie przypomina, że rytuał wspólnych posiłków jest stosunkowo nowy i wynika ze zmian społecznych związanych z rewolucją przemysłową:
• powstawanie fabryk zrodziło nowe formy pracy, między innymi pracę biurową, a w niej ludzie zaczęli spędzać większość dnia z dala od miejsc zamieszkania; co więcej, zanikały gospodarstwa rodzinne, nie każdy członek rodziny dokładał się swoją pracą do utrzymania reszty, a to wymagało nowego zdefiniowania roli mężczyzny i roli kobiety, dopasowanych do zmian w technologii i obyczajowości: mężczyzna chodził do „pracy”, a kobiety zajmowały się „domem”;
• dom stał się miejscem zarządzanym przez kobiety, do którego mężczyzna wracał zmęczony po całym dniu zarabiania na chleb, a dzieci po nauce w szkole; wspólny posiłek stał się najważniejszym spotkaniem całej rodziny; był więc rytuałem ukształtowanym przez technologie rzeczy (rewolucję przemysłową) i towarzyszące im technologie idei (podział na „dom” i „pracę”, role „kobiety” i „mężczyzny”);
• wspólny obiad był też rytuałem wnoszącym stabilizację w świecie postępujących zmian – skracającego się czasu podróży i powszechnych dróg telekomunikacji; był też okazją do uczenia dzieci, jak wpasować się w normy społeczne, czyli poddać się dominującym wzorcom, strukturom i oczekiwaniom społecznym (co przetrwało do dziś: od dziecka czułem niechęć na myśl o świętach Bożego Narodzenia, ponieważ część mojej rodziny żywiła przekonanie, że dobre wychowanie nakazuje nie wstawać od stołu przez całą wieczerzę wigilijną – na szczęście moi rodzice tak nie myśleli!).
Wspólny obiad jest więc przykładem technologii ideowej, która wykształciła się w odpowiedzi na XIX-wieczną rewolucję przemysłową i ówczesną technologię rzeczy. Trudno ją jednak utrzymać w XXI wieku, gdy mamy zupełnie inne rozwiązania technologiczne, które kształtują życie zarówno pojedynczych rodzin, jak i całych społeczeństw. Najważniejszą z nich znów jest internet. W sieci zatarciu ulegają dotychczasowe granice, które organizowały nasze życie. Dzięki rozmaitym urządzeniom praca i nauka coraz mocniej wkraczają w granice „domowego sanktuarium”, zmieniają się role przypisywane mężczyznom i kobietom, na znaczeniu traci rozgraniczenie między tym, co publiczne, i tym, co prywatne: publikujecie przecież w mediach społecznościowych zdjęcia i filmy, piszecie tam o swoim życiu rodzinnym. W tym samym czasie jednak wielu z was ubolewa lub wręcz wścieka się, że dzieci nie mogą odłożyć telefonów na dwadzieścia minut w trakcie obiadu. A w konsekwencji i u nich, i u was pogłębia się dysonans poznawczy.
Wracając do Matrixa: im szybciej zdacie sobie sprawę, że technologia ideowa, z której korzystacie, nijak się ma do technologii rzeczy, która kształtuje wasze życie i świat wokół was, tym szybciej wy i wasze dzieci przygotujecie się na prawdziwe wyzwania XXI wieku. Od czego zacząć? Zamiast zakazywać używania technologii, nawiążcie dzięki niej głębszą więź ze swoimi dziećmi lub pozwólcie im się nauczyć czegoś nowego również przy okazji wspólnych posiłków. Jak? Możecie przecież razem znaleźć przepis na obiad lub kolację albo przeszukać internet, by sprawdzić, co dobrego można zamówić z okolicznych restauracji. A gdy zamówienie okaże się strzałem w dziesiątkę, dlaczego nie mielibyście razem z dziećmi napisać pozytywnej recenzji na profilu miejsca, z którego zamówiliście jedzenie?
TECHNOLOGIA JAKO ŹRÓDŁO LĘKÓW