Hey, I slept with your crush - Julia Kubicka - ebook + audiobook

Hey, I slept with your crush ebook i audiobook

Julia Kubicka

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

„Jossie Roden jest uczennicą ostatniej klasy liceum w Richmond. Ma przyjaciółkę Holly Willstone i… sypia z Lukiem Prestonem – chłopakiem, w którym jej przyjaciółka się podkochuje. Dziewczyna sama nie jest pewna, jak wplątała się w cały ten bajzel.
Przecież nienawidzi Luke’a… odkąd pamięta. Znają się od lat i on zawsze starał się uprzykrzyć jej życie. Fakt, że jest niesamowicie przystojny i to ten Pan Popularny w szkole, ale co z tego? Przecież go nienawidzi a w dodatku jej przyjaciółka się w nim zadurzyła, choć na razie bez wzajemności.
Jednak Jossie nie potrafi przerwać tego „czegoś”. Ostatnio może myśleć wyłącznie o spotkaniach z Lukiem: o jego ustach, dłoniach, o nim. Ale to, co robi, jest złe, prawda? Przecież to Holly planuje swoją przyszłość z tym chłopakiem i gdyby wiedziała, że Jossie robi coś takiego za jej plecami, nigdy by jej tego nie wybaczyła.

Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 395

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 17 min

Oceny
4,0 (186 ocen)
80
58
29
12
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Paola60

Nie polecam

Już po pierwszym rozdziale mój mózg się zbuntował i stwierdził, że takiej ilości koszmarnych opisów i przemyśleń głównej bohaterki nie zniesie.
103
paulinatorbus85

Całkiem niezła

Ciężko się ją czytało. Za dużo przemyśleń bohaterki Taka książka dla dwunastolatek.
93
anan20

Z braku laku…

Moim zdaniem książka dedykowana dla 14-15 latków. Typowa młodzieżówka. Jednak po opisie z tyłu książki spodziewałam się czegoś lepszego ponieważ lubię książki młodzieżowe i wiele z nich było świetnie napisane tak że każdy wiekowo znalazł w nich coś dla siebie. W tym przypadku mimo że bohaterowie mają po 19 lat to szczerze miałam wrażenie że zachowują się jak by mieli co najmniej 14 lat. Niestety nie podobała mi się daje 2 gwiazdki ze względu na to że coś zaczęło się dziać przy okazji pomocy przy ślubie brata Luka tak poza tym nic się nie dzieje. Gdybym miała 14 lat może by mi się bardziej podobała - mając 34 lata spodziewałam się troszkę więcej akcji, różnych ciekawych wątków itp (czasem miałam wrażenie, że to poradnik psychologiczny dla nastolatek) przecież ci ludzie mają po 19 lat... na pewno polecam młodszej młodzieży niż ja 😊.
30
romansowyvibe

Dobrze spędzony czas

Pochłonęłam w jeden wieczór. Nie znam się na romansach ale HISWYC czytałam jeszcze na Wattpadzie wiec miło było wrócić. Idealna na deszczowy jesienny wieczór 😁
20
maniaxbooks

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna!! Świetnie się przy niej bawiłam!! Relacja Jossie i Luke to po prostu arcydzieło. Holly mega wkurzała ale Luke nadrabiał 💕 Idealna historia na odmóżdżenie, polecam!!!!
20

Popularność




Copyright ©

Julia Kubicka

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2022

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All rights reserved

Redakcja:

Anna Adamczyk

Korekta:

Sara Szulc

Karolina Piekarska

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-288-4

Playlista

Deep Dive – Zaryah

Love Me or Hate Me – Kelsy Karter

Egoist – Jenna Holiday

Killing Boys – Halsey

R U Mine? – Arctic Monkeys

FU In My Head – Cloudy June

Lust for Life – Lana Del Rey ft. The Weeknd

Stay the Night – Green Day

Everybody Talks – Neon Trees

Ur Just Horny – GAYLE

Moonlight – Chase Atlantic

Stupid – Cate

Sweet N Low – Lily Kincade

Intimate Moments – Isaac Dunbar

I Wanna Be Alone With You – Cloe Wilder

Honey Whiskey – Nothing But Thieves

I Love You – Little Mix

BLENDER – 5 Seconds of Summer

Troublemaker – Green Day

Jealousy, jealousy – Olivia Rodrigo

How You Remind Me – Nickelback

Fallingforyou – The 1975

Because I Liked A Boy – Sabrina Carpenter

The Part with Each Other – Alex Amor

Impossible – Nothing But Thieves

A Little Death – The Neighbourhood

I Don’t Wanna Lose You – Tina Turner

Skin – Sabrina Carpenter

Lover – Taylor Swift

I Wanna Be Yours – Arctic Monkeys

Jolene – Miley Cyrus

Kill My Time – 5 Seconds of Summer

Prolog

Hej, zróbmy z rozwinięcia wstęp

– Nienawidzę, kiedy to robisz, Luke – wymruczałam do jego ucha, próbując powstrzymać jęk.

Obejmował mnie w talii, a dłonią skrupulatnie i z zapamiętaniem wiódł tak nisko, aż znalazł mój czuły punkt, bez chybienia za pierwszym razem. Powietrze było ciężkie i duszne. Czułam, jak nasze oddechy się przenikają. Polubiłam ten moment, gdy zbliżaliśmy koniuszki nosów do siebie, a potem jego górna warga ocierała się o moją dolną.

– Nienawidzisz mnie?

Na jego różanych ustach pojawił się nieznośny szelmowski uśmiech. Zapragnęłam zedrzeć tę głupią minę z jego równie głupiej, ale absurdalnie przystojnej twarzy, dlatego przejechałam językiem po jego łuku kupidyna, który był napięty.

Zacisnął palce na moim biodrze, a kiedy odruchowo odchyliłam głowę, jego jasny lok, dla którego nigdy nie potrafił odnaleźć stosownego miejsca na swojej głowie, połaskotał mnie po policzku.

Zaśmiałam się mimowolnie, co Luke odwzajemnił.

Owinęłam palce wokół jego nadgarstka.

Niech cię szlag trafi, pomyślałam, ale nie zamierzałam przestać.

– Całym sercem – wychrypiałam. Poruszył palcami, jakby się wahał, jednak przez mocne natężenie naszych spojrzeń, wreszcie dotknął mnie tam. I wy doskonale wiecie, o jakim tam myślę. – Mam ochotę cię udusić.

To był koniec. Oficjalny koniec wszystkiego i wszystkich. Jesteś skończona, Josselin Roden, zrobisz to – jesteś niepodważalną zdzirą.

– Wykrzycz to, Jossie. – Spojrzałam w jego błękitne oczy i ciężko westchnęłam.

– Ani mi się śni. Ogromny z ciebie dupek, wiesz?

– A ty? Ty nie jesteś dupkiem? – Zaśmiał się ponownie, jakby dla niego to wszystko było tylko grą i jak gdyby doskonale radził sobie z napięciem, które niekontrolowanie przez lata wzajemnego skakania sobie do gardeł wybuchło i widocznie planowało spalić cały świat. – Jesteśmy siebie warci.

– Wcale nie jestem taka jak ty. – Ujęłam jego oba policzki pomiędzy palce jednej dłoni, ponieważ w tym samym czasie paznokcie drugiej ręki wbijałam w nadgarstek Luke’a. Wycedziłam wręcz te słowa przez zęby. – Nie mam z tobą nic wspólnego.

– Cokolwiek pozwoli ci spać.

– Urocze. – Podniosłam się nieznacznie, wsuwając łydkę pomiędzy jego uda, a gdy posłał mi pytające spojrzenie, zlustrowałam ten przebiegły grymas, który chłopak nazywał „uśmiechem”. – Że w ogóle zakładasz, że pójdziemy dziś spać.

Jeżeli wcześniej powiedziałam, że to był koniec – nie miałam racji. Nastąpił on dopiero, gdy nasze spragnione wargi spotkały się ze sobą w namiętnym pocałunku.

Po tym… Nic innego nie miało znaczenia.

Wszystko byłoby w porządku, bo przecież sypianie z kimś, kogo się nie znosi, nie jest wcale takie nowatorskie. Sprawdzony temat, im więcej negatywnych emocji, tym zabawniej, można się nieźle poobijać. Jednakże mimo tego usprawiedliwienia czułam się jak najgorsza osoba na świecie. Jak uosobienie blondynki z młodzieżowych filmów o szkole, dziewczyny, która pomiata każdym pod sobą, bo nie ma żadnego poczucia własnej wartości i cierpi na postępujące, nieleczone daddy issues1.

Nie żebym bezpodstawnie kogoś diagnozowała albo kimś pomiatała, nie licząc Luke’a oczywiście, ale on to inna bajka, bo sam był tym doskonałym Panem Popularnym, uganiającym się za śmiesznie małą piłką do lacrosse’a na boisku.

Och, wygrałam życie! W gruncie rzeczy gdyby mniej mówił, a wyłącznie wyglądał i robił te cuda swoimi palcami, jak najbardziej – wygrałam je. Lecz to nie dlatego byłam nie fair. Zważywszy przede wszystkim na Holiday Willstone – moją najlepszą przyjaciółkę, której nie skrzywdziłam tak bardzo chyba od czasów szkoły podstawowej, kiedy z zazdrości o długość jej włosów, ścięłam dziewczynce cały warkocz, rzucając potem tekstem: „Ojej, to tak działają nożyczki?!”.

Może to głupie przyrównywać fryzurę do chłopaka, ale różny wiek równa się różnym wartościom. Wtedy Luke wydawał się i jej, i mnie obleśny, tylko dlatego, że był chłopakiem. Kiedy natomiast dorosłyśmy, cóż… Ona zaczęła do niego wzdychać, a ja prędko znalazłam typ faceta, który mnie osobiście kręcił, i żaden z tych kolesi, których wpisałam w swój randkowy kalendarz, ani trochę nie przypominał jego.

Mnie i Holly różniło wiele. Wzrost, figura, podejście do poważnych oraz mniej tematów społecznych, gust w każdej dziedzinie – jedzeniowy, filmowy i „mężczyznowy”, ale to raczej nie przeszkadzało nam w budowaniu relacji.

Dopiero jeden wieczór, podczas którego nie myśląc, podjęłam szaleńczo idiotyczną decyzję, by zostać u Luke’a na noc, zburzył nie tylko szczerość między mną a przyjaciółką, ale również – jakąkolwiek stabilność.

Chwila, Jossie, zapędzasz się! Jak wylądowałaś w domu przesympatycznej matki chłopaka, którego nawet nie lubisz? Zasadniczo… Gardzisz nim. Czemu Holly tak bardzo za nim szaleje, skoro ty bezceremonialnie, wszem i wobec wyrażasz swoją niechęć do tego delikwenta?

Och… Moment, moment, moment.

Żeby dojść do tej chwili, potrzebujemy paru minut albo godzin. Cholera jasna, potrzebujemy miesięcy wyjaśnień, potrzebujemy… Listy. Podajcie mi markery, brokat i brystol. Rozpiszemy to, stworzymy listę, począwszy od: „Hej, jestem Luke” przez: „Hej, może zostaniesz?” aż do: „Hej, spałam z twoim crushem”.

Także rozsiądźcie się wygodnie, weźcie jakieś przekąski, kawę, tequilę… Zagramy w grę pt.: „Wypij szota, gdy poczujesz dyskomfort!”.

Czy ktoś już jest pijany?

Rozdział pierwszy

Hej, przestań się na niego gapić!

Bez wątpienia znacie ten typ dziewczyny.

Ubiera się w luksusowych sklepach, kupuje najdroższe kosmetyki i chodzi na najwyższym z możliwych obcasów. To na ten typ dziewczyny patrzy się z dołu, stwierdzając: „Wow, chcę być tobą” albo „być z tobą”, ale ten typ jest też bezwarunkowo niedostępny do tego stopnia, że czasem człowiek siedzi, zastanawiając się, gdzie popełnił w życiu błąd, skoro nie potrafi nawet zdobyć się na to, by jakkolwiek do niej zagadać.

Ten typ dziewczyny omota cię kpiącym spojrzeniem, by ostatecznie prychnąć krótkie: „Za wysokie progi na twoje nogi, kotku!”. Zazwyczaj taką dziewczynę wrzuca się do seriali i książek jako nemezis głównej bohaterki – nieśmiałej, szarej myszki, która boi się własnego cienia i nie wiadomo z jakiej racji wzdycha do niej całe zainteresowane płcią piękną grono tej planety.

Jesteście świadomi dlaczego?

Bo ten typ dziewczyny to kawał niezłej mendy.

Stereotypowo: ten typ wskoczy do łóżka twojego chłopaka, podpisze się pod twoją pracą semestralną, zagra czystą jak diament przed każdym, kto ma znaczenie, by całą resztę powszednich pożeraczy chleba zmieszać z błotem. Ten typ dziewczyny chce mieć, nic od siebie nie dawać i żerować na sukcesach innych.

Tak mówią przecież seriale i książki!

Jeśli masz powyżej metra sześćdziesięciu, dobrze się ubierasz i robisz makijaż, który widać, twoje szanse na utożsamienie się z popkulturową protagonistką ponad wszelką wątpliwość nie rokują dobrze. Możesz co najwyżej podziwiać jej wroga i mówić: „To ja, tak właśnie wyglądam”.

Ale, hej, takie mendy też mają uczucia!

Trudno jest żyć w świecie oceniających ludzi, a nie łudźmy się – wszyscy oceniają i wszyscy podlegają tej ocenie.

Bycie ładną kobietą i przede wszystkim – zdawanie sobie z tego sprawy, stawia cię w pozycji wroga społecznego numer jeden.

Ludzie mają zwyczaj popadania ze skrajności w skrajność, a z początkiem ery szarych myszek osobiście coś we mnie umarło.

Przecież nie trzeba ukrywać się w cieniu, by być mądrym i ciekawym, nie trzeba też wykonywać wizażowych cudów na twarzy, by być zwyczajnie beznadziejnym człowiekiem. Szare myszki potrafią porządnie ugryźć w palec za kawałek śmierdzącego, spleśniałego sera, jeśli rozumiecie, co mam na myśli.

Czasem brzydka okładka ma nieciekawą treść i odwrotnie. Kolejno: widząc na stronie tytułowej gołą klatę, w środku ją otrzymujesz, tak jak tego chciałaś, i jest ci dobrze! Innymi razy stereotypy się zgadzają, a zepsute wnętrze równa się anielskiej buźce.

No właśnie, skoro o tym… O gołej klacie i symetrycznych twarzach. Tak było w cudownym wypadku mojego ulubionego Luke’a Prestona. Czujecie moc sarkazmu? Ja czuję. To mieszanka Erosa od Versace i pychy. Tak pachnie tylko jedna osoba na świecie, która nie dość, że ma loki, to jeszcze dołeczki, a żeby tego było mało – trzy jasne piegi na małym nosie.

– Czy możesz przesunąć dupę? – jęknęłam w stronę Holly, która tylko wywróciła oczami najbardziej teatralnie, jak potrafiła. – Pogapisz się na tego gnoma później, teraz pouczymy się fizyki.

– Od kiedy ci zależy, hm?

– Nie zależy, fizyka jest bardziej seksowna niż faceci. – Temat fizyki był jednym z ulubionych tematów Holly, która kochała liczyć, szacować, szukać niewiadomej i za każdym razem powtarzała, że nie zda, a potem kończyła z wyróżnieniem za najlepszy wynik w grupie.

Była spokojna, cicha, skromna, pokorna, właśnie taka, jaka powinna być przede wszystkim publicznie. Doskonale pasowałaby do roli popkulturowej głównej bohaterki. Ujmująco niska, szczupła, z idealną cerą, sterczącymi, regularnymi piersiami i głębokim wcięciem w talii – idąca przez środek boiska na rozdaniu świadectw po piętnastą nagrodę za zaangażowanie w coś, co zapewne potroiło jej wartość na agresywnym uczelnianym rynku.

Problem w tym, że Holly odbiło, czego dowód rzeczowy numer jeden brzmi jak:

– Boże, Jossie. – Dziewczyna przetarła twarz dłońmi. – Dlaczego on mnie nie zauważa?

– Hej, daj spokój… – No nie wiem, może dlatego, że nie umiesz powiedzieć mu głupiego „cześć”? Nie żebym nie mówiła jej tego odkąd straciła dla niego głowę, ale już nie miałam siły się powtarzać, toteż zmieniłam taktykę. – Światło, optyka i inne mechaniki, musisz wytłumaczyć mi wzory… Bo… Są tu jakieś wzory? – Uniosłam jedną brew zachęcająco.

Miałam nadzieję, że są, gdyż wyłącznie matematyczne rozwiązanie uratowałoby mój brak znajomości teorii.

– Roy ci wytłumaczy.

Przed nami, jakby wyrósł spod ziemi, pojawił się on: nastoletnia personifikacja chochlika, który po godzinach lekcyjnych pichci ziółka w kociołku, tuli drzewa i walczy z wymogiem noszenia butów w miejscach publicznych. To znaczy najpierw przyszła jego czerwonosina malinka na szyi, później dało się wychwycić Roya.

Stuprocentowo kibicowałam jemu i Cameronowi w ich cukierkowym świecie, ale skoro ja dostałam tydzień kozy za malinkę, on też powinien! Mógł chociaż skorzystać z ratunkowego korektora na takie wypadki, który dostał ode mnie bezokazyjnie. Po prostu kupiłam za ciemny, a Roy i jego chłopak, Cameron, niekoniecznie musieli cierpieć te same katusze co ja, wysłuchując morderczego, karnego kazania pani Beatrice o tym, że kalendarzyk jest jedyną prawilną formą antykoncepcji, prócz oczywiście bycia w ciąży, bo nie da się zajść w ciążę, kiedy się w niej już jest. Jakiś urząd powinien zweryfikować te nauczycielskie mądrości, prawda? Może gdyby zależało mi trochę bardziej, byłabym w stanie gdzieś to zgłosić? To jest właśnie mój problem – z jednej strony chciałabym wprowadzić dobrą zmianę, jednakże z drugiej – za każdym razem wybierałam zagryzanie zębów, uległe potakiwanie i zaklasyfikowanie tego typu wywodów do kategorii absurdalnych anegdotek do opowiadania podczas domówek oraz rodzinnych spędów.

– Raczej nie bardzo, kajam się przed najpiękniejszymi i najmądrzejszymi paniami w całej Virginii. – Roy zaczął swój żałosny „wróżkowy” wywód, abyśmy z litości pozwoliły mu spisać od siebie zadanie.

– Hej, Holly, masz fizykę? – Zaraz za nim pojawił się nikt inny jak Cameron Howard, na którego widok parsknęłam szczerym śmiechem. – I co się chichrasz, Jo?

– Wyglądasz jak nowozelandzki Harry Styles na gazie.

Co w sumie mogłoby mieć jakieś odniesienie, ponieważ mój przyjaciel mówił tak samo nisko oraz powoli jak wspomniany muzyk, a na dodatek jestem przekonana, że założyłby folię rybacką, gdyby miała logo Gucci.

– Roy, wyglądam jak Harry Styles na gazie? – Chłopak momentalnie zdjął z nosa ciemne okulary i zasłonił usta.

– Wyglądasz bardzo źle – przyznał Roy. Oburzony Cameron ściągnął także karmazynowy szalik, prawdopodobnie należący do jego bogatej, atrakcyjnej mamy. – O cholera, nie… Lepiej załóż.

Przyszli – praktycznie zrośnięci ze sobą – mężowie Armstrong High School zaczęli sprzeczać się o znaczenie terenu malinkami, ale tego już nie słuchałam. Po prostu z westchnieniem objęłam spojrzeniem Holly, która wykorzystała okazję, by obcesowo pożerać wzrokiem Luke’a. Tyle że kiedy chodziło o Prestona, pole widzenia mojej przyjaciółki znacznie się zawężało. Ona zaobserwowała jego, ja dostrzegłam jeszcze Ashley Ross – dziewczynę, która pożyczyła osobowość od Reginy George – i jej zmęczoną życiem, punkową kopię, Lexy Stanford, której Holly najchętniej wydrapałaby oczy bez szczególnego powodu.

Nie rzucam słów na wiatr – wyglądały jak ego i alter ego. Kiedyś publicznie powiedziałam Ashley, że ma się zamknąć, dlatego Lexy literalnie na mnie syknęła.

Któraś z nich chciała sprawić sobie Luke’a na dziewiętnaste urodziny – pytanie która.

Jednakże tym razem można zaliczyć punkt dla Holly, ponieważ on zlewał je obie, poświęcając swoją uwagę zeszytowi z fizyki. Bądź w jego, moim niestety też, wypadku Zeszytowi Do Wszystkiego.

– On tu idzie – szepnęłam Holly na ucho, gdy dostrzegłam jak macha do Roya i wlecze się żałośnie w naszym kierunku. – Spadam, bo…

– Zostajesz, Chryste, mogłam użyć chociaż tuszu… – Oberwała delikatnie, korekcyjnie w łeb za panikę. – Jossie!

– Skończ chrzanić, uśmiechnij się zabójczo i daj mu spisać to kretyńskie zadanie, a potem zgadajcie się na randkę, wspólne korki, projekt semestralny, kolację ze śniadaniem… To nie jest trudne, coś jak: „Hej, Luke, jesteś trochę bardzo gorący, musimy się kiedyś spotkać!”.

– Przekażę mu. – Cameron puścił mi oczko, a ja prychnęłam. Wszyscy troje doskonale wiedzieli, jak wyglądała moja relacja z nim.

Gdy Roy i Cam stali się „rzeczą”, przeszliśmy jedną z najbardziej wyniosłych konwersacji o tym, jak bardzo się kochamy i jego nowy chłopak, będący jednocześnie najlepszym kumplem Luke’a, nie sprawi, że nagle przestaniemy się ze sobą przyjaźnić. Chcąc przypieczętować to oświadczenie, podpisaliśmy pakt w postaci zebrania wszystkich żenujących zdjęć, historii i zrzutów ekranu, które moglibyśmy wykorzystać przeciw sobie, abyśmy pamiętali, że jesteśmy powiązani na wieki wieków amen. Jedno z nas idzie na dno, drugie razem z nim. Ja i Cam kopaliśmy sobie wspólny grób – społeczny czy rzeczywisty, nieważne, bo prawdziwi przyjaciele zawsze lądują na tym samym podłożu, bez względu na stężenie robaków w nim.

– Żeby to było takie proste. – Holly sapnęła żałośnie, a ja mruknęłam coś pod nosem w odpowiedzi – z nadzieją, że nieustannie mnie nie słucha, więc tym samym nie oczekuje merytorycznej informacji zwrotnej – i zamknęłam zeszyt, w którym zdążyłam przepisać obliczenia z notatnika koleżanki.

Dziewczyna przytuliła twardą okładkę, ja natomiast wyciągnęłam rękę ze swoim zeszytem w stronę chłopaków:

– Bierzcie go i niech was nie widzę.

To była nasza wersja Stworzenia Adama – ja chciałam podać swoją własność Cameronowi, on aż się pochylił, wniebowzięty moją dobrotliwością, natomiast nagle piękno naszej kooperacji zepsuł wstrętny paluch Luke’a Prestona, który szczerząc się głupio, wziął mój zeszyt, w tym samym momencie ignorując nieśmiałe, ciche: „Hej” ze strony Holly.

– Dzięki, Josselin, ale ty jesteś pomocna. – Kiedy usłyszałam ten głos, miałam ochotę zniknąć.

Uśmiechnęłam się złośliwie, a potem pociągnęłam zeszyt w swoją stronę, bo Cam się może i wycofał, ale ja byłam gotowa walczyć o ściągnięte zadanie krwią i blizną!

– I tak nie zrozumiesz.

– Jeśli ty zrozumiałaś, prawdopodobnie nawet Ashley zrozumie.

Uniosłam jedną brew.

– Wspólny wróg? – Oboje z Lukiem zgromiliśmy wzrokiem Roya, który się wtrącił. – No co? Ja chciałem tylko… – mamrotał Roy.

– Ashley zdała każdy egzamin na minimum dziewięćdziesiąt procent, jeśli ktoś tu jest głupi to… – Nie wiem, czy powiedziałabym „my”, czy „ty”, jednakże mi przerwano.

– Możesz wziąć mój.

Uwaga, czy to ptak, czy to samolot? Nie, Holly odzyskała głos i wreszcie odezwała się do Prestona!

Zakładam, że zastanawiacie się, dlaczego nie próbuję w tym momencie wybić jej swojego rywala z głowy.

Zawsze byłam zdania, że mimo przyjaźni mamy własne mózgi, zapewne rzygałabym, słuchając o ich randkach niczym z bajki, ale cieszyłam się, że przynajmniej zebrała się w sobie, by zrobić jakiś ruch w jego stronę, a to naprawdę jest powód do radości!

– Mogę. – Na jego usta wpłynął szeroki uśmiech. – Dzięki, Hannah.

– Holly – poprawiłam go.

– A co za różnica?

Jej oczy zgasły, dlatego mnie zapłonęły policzki.

– Wiesz co… Dawaj! – Chciałam walczyć, lecz mimo bycia względnie wysoką, młodą kobietą w różowych sneakersach, na które poszła cała moja wypłata z letniego obsługiwania baru, mogłabym pomarzyć, żeby powalić te niemal dwa metry wzrostu, dlatego wybrałam najbardziej zirytowany bitch face ze swojej kolekcji, zdobiąc nim twarz. Luke jednak zajął się fizyką.

Wymieniłam z przyjaciółką znaczące spojrzenia.

Nie zasługiwał na nią. Tylko co ja miałam do gadania w tej kwestii?

Och, wtedy jeszcze nie wiedziałam, że mam do gadania naprawdę wiele, a Luke Preston zapamięta imię Holiday na długie lata, choć to Jossie będzie dosłownie nękać go nocami.

Rozdział drugi

Hej, nie zaśnij!

Pierwsza minuta.

Druga minuta.

Trzecia minuta.

Nanosekunda.

Czy można nudzić się tak bardzo, by fizycznie odczuwać jedną miliardową sekundy?

Tak, można.

Druga nanosekunda…

To było trudniejsze niż oczekiwanie na załadowanie się pirackiej stronki z koreańską dramą. W przeglądarce przynajmniej dawali jakąś reklamę o gorących mamuśkach, a tu jedyne, co było gorące, to kaloryfer tuż obok mnie ze zniszczoną nakładką.

Nie zasypiaj, Jossie, jeszcze trochę.

Nie zamykaj oczu, Jossie, jeszcze chwilę.

Chyba zepsułam kaloryfer, napierając na niego łokciem.

Obróciłam spanikowana głowę, by sprawdzić, czy ktoś widział moją zbrodnię.

Czy teraz moi rodzice dostaną rachunek za zniszczenie szkolnego mienia?, zastanowiłam się i wymusiłam zbywający uśmiech w stronę dłubiącej cyrklem w rogu ławki Lexy Stanford, której starzy pewnie też dostaliby ten sam rachunek za córkę dewiantkę.

Nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca, po prostu przez bite czterdzieści pięć minut wierciłam się na krześle. Miałam dwie koncepcje tego, co jest grane – albo to ze mną było coś nie tak, albo z fizyką.

Kiedy dźwięk dzwonka rozpoczynał te konkretne zajęcia, czułam, jakbym właśnie dostała wyrok skazujący na wieczne wysłuchiwanie mężczyzn tłumaczących mi, czym są kryptowaluty.

Powoli żałowałam, że poszłam do ogólniaka, chociaż jednocześnie wszyscy członkowie mojej rodziny dalej liczyli, że jeszcze okażę się umysłem ścisłym i nawrócę się na biol-chem-fiz, żeby odkryć jedyny działający krem zatrzymujący starzenie.

Mhm, jasne, a Luke Preston wyłysieje i złamie swój doskonały nos.

Rozcierając resztki balsamu na ustach, spojrzałam na niego ukradkiem, bo siedział, a raczej walczył o życie, pod ścianą, o którą opierał skroń.

To niesprawiedliwe, że najgorsi ludzie mają najlepsze profile. Jego szczęka mogłaby ciąć jak tasak, a ten nos nie zawierał żadnego skrzywienia ani nieregularności. Poza tym był irytująco wysokim facetem, którego długie, szczupłe nogi ledwie mieściły się pod ławką.

Nie mogłam tego przeżyć. Dwadzieścia centymetrów różnicy. Gdyby nie był takim mutantem z samolotową rozpiętością barków, mogłabym odzyskać ten głupi zeszyt.

Generalnie nie należałam do dziewczynek, a później młodych kobiet, które chciałyby się skurczyć, aby stanowić rozpadającą się w ramionach silnego mężczyzny, kruchą, ledwie radzącą sobie z podstawowymi czynnościami dnia codziennego, półpostać człowieka. Nie podobał mi się ten koncept, bo odbierał mi kontrolę, którą miałam, kiedy mogłam omiatać wzrokiem całe pomieszczenie. Wiedziałam, że zwracam uwagę, w końcu wybierałam ciężkie, mocne perfumy na co dzień, to było nieuniknione, a wręcz zamierzone.

Raz usłyszałam od żony mojego taty, że najpierw wchodzi Black Opium od Yves Saint Laurent, a później wchodzę ja, i od samego uderzenia ciężkiej podbitki moich butów oraz tej rozsianej woni, nawet bez patrzenia wiadomo, iż można zwrócić się do mnie po imieniu. Raczej lubiłam być wyższa niż koleżanki, a na złość opinii publicznej często zakładałam buty na wysokim obcasie.

Chętnie nakładałam też wyraźny makijaż, niemniej jednak rzadko można było mnie zobaczyć, poza nocnymi wyjściami, w jaskrawych kolorach na powiekach. Jestem przekonana, że część kolesi żyła w przekonaniu, że tak właśnie wygląda naturalna kobieta, nawet jeśli nie dało się przeoczyć mojego rozświetlacza, różu oraz układanych przez kilka godzin włosów i tak plączących się na charakterystycznej wielkiej, dżinsowej kurtce ukradzionej bratu.

Moje włosy to już w ogóle inna historia – poświęcałam im więcej uwagi, tym samym wydając na nie więcej pieniędzy niż na paznokcie, które same w sobie kosztowały mnie fortunę – oczywiście w takim rozumieniu, w jakim fortunę może rozumieć nastolatka. Trudno jest naturalnym blondynkom nie chodzić w spuszonej fryzurze, tak samo trudno jest komuś, kto praktycznie nie pamięta o witaminach, zapuścić naturalne twarde paznokcie.

Zależało mi, ponieważ bezwstydnie i bez ogródek – chciałam się podobać – przede wszystkim sobie, tak się jednak składa, że mnie podobało się to, co jest trochę sztuczne i lekko plastikowe.

Odbiegłam od fizyki do samej siebie, to chyba najbardziej narcystyczna rzecz, jaka mi się zdarzyła, jednakże wcześniej… Matko, odbiegłam od Luke’a, ale to akurat nic dziwnego, bo przecież zarówno ten przedmiot, jak i jego stawiałam w jednym miejscu – na swojej własnej osi nienawiści.

Dlaczego nie znosiłam fizyki?

Jako że niespecjalnie przepadałam za chemią oraz biologią – pójdę za ciosem, nie przepadałam za żadnym przedmiotem przyrodniczym, a fizyka należy do nich, bardziej niż ja i Cameron Howard należymy do pizzy peperoni na grubym cieście, cóż… Nie mogło być mi pisane nic innego.

Ale, hej, to nie znaczy, że nie próbowałam! Jak można tak chybić, żeby rozumieć matematykę, ale słysząc cokolwiek przyrodniczego, być jak: bla, bla, bli, blu, ble? Jak ludzie to robią? Tak zwyczajnie rozumieją ten naukowy bełkot, nie spływa on po nich wraz ze łzami frustracji po wielogodzinnych przeprawach i histeriach? W tym zakresie moja pewność siebie, wynikająca z bycia zodiakalnym strzelcem, pakowała się, by wyruszyć w podróż na Kajmany. Nie słała mi nawet pocztówek. Czułam się totalnie za głupia i zagubiona.

Mój ulubiony argument pani Beatrice w tej sprawie to bezsprzecznie: „Teraz to ta młodzież jest leniwa, idzie na łatwiznę i to z lenistwa nie umieją! Humaniści!”. Gdybym nie miała ciekawszych zajęć niż koza po lekcjach, powiedziałabym, że humanistą nie jest ktoś, kto ledwo nauczy się daty wybuchu wojny secesyjnej, ale za to nie jest w stanie przywołać wzoru skróconego mnożenia z mózgowych szufladek, bo z dwojga złego to pierwsze tak jakoś weszło mu w krew.

Och, poszłabym na wojnę z tą babą i mogłabym wygrać, słowo! Szkoda, że chciałam jednocześnie zdać, no i dla dobra sprawy, o czym wspomniałam już wcześniej, trzymałam język za zębami, ale nie raz fantazjowałam o tym, jak nakrywa się nogami, bo ktoś miał odwagę podważyć świętość jej racji.

Niemniej… Zostawmy to teraz… Skupmy się na lekcji, nie na… O Boże, czy ja przez ten cały czas patrzyłam na Luke’a Prestona?

Puścił mi oczko.

Zorientował się i puścił mi oczko, jakby był przekonany, że właśnie zaplanowałam nam rodzinę z trójką dzieci, hipoteką na dwadzieścia lat oraz niedzielnymi obiadkami u moich rodziców.

Widziałam go w akcji, kiedy flirtował na szkolnych imprezach albo domówkach, na których się mijaliśmy. Jego odzywki nie były górnolotne, tylko przekomiczne, dlatego uznałam, że też puszczę mu oczko.

Korciło mnie, by sprawdzić, jak Luke zareagował na moją gierkę, jednak chcąc zachować powiew tajemniczości, dla zabicia lekcyjnej nudy, nie mogłam już więcej na niego patrzeć.

Dawaj, Luke, twoja kolej, zaplanuj nam wakacje w Hamptons, każde Święto Dziękczynienia i psa, którego nie chcesz mieć, ale tylko ty będziesz po nim sprzątał.

Jeszcze piętnaście minut.

Nie zaśniesz, Josselin…

Za piętnaście minut masz autobus.

Za niecałe trzydzieści zjesz spaghetti…

Powieki robią się coraz cięższe…

Jedna sekunda.

Dwie sekundy…

Owce, tak, to są usypiające owce, nie sekundy.

Jedna owca.

Dwie owce.

Czy ty, u licha, liczysz owce?!

Głos nauczycielki był uspokajający. Przez jego chropowatość i pomlaskiwanie odnosiłam wrażenie, że jestem na sesji ASMR. Tłumaczyła te swoje twierdzenia mozolnie, obrócona do nas plecami, jakbyśmy ewoluowali w studentów. Ciekawe, czy serio myślała, że rozumiemy, co do nas mówi.

Znałam tę kobietę zbyt długo, by stwierdzić, że przyszła po prostu odwalić robotę, tak jak ja przyszłam po prostu posiedzieć, żeby za chwilę móc wybiec z klasy jako pierwsza – ona realizowała misję.

Mimo wszystko jakaś część mnie szanowała panią Beatrice, bo była beznadziejna, ale miała w sobie coś, co sprawiało, że wydawała się też nieśmiertelna oraz niezniszczalna. Uczyła mojego brata oraz tatę i już wtedy sprawiała wrażenie wybitnie starej, zatem założyłam, że wie wszystko, bo zamiast tracić pamięć, z biegiem czasu zwyczajnie aktualizuje swój system.

Może to jest jej misja? Jakiś misterny plan przejęcia władzy nad światem przez androidy? Pani Beatrice, która wpierw uśpi całą ludzkość, a gdy się obudzimy, będziemy żyć w jej rzeczywistości, gdzie rację żywnościową dostanie się tylko za sto procent na egzaminie z fizyki.

Przegrałam, moje powieki opadły niczym dwie żelazne bramy, a podpierając się na ręce, idealnie uwidoczniłam fakt, że wcale nie słucham, co nauczycielka bełkocze, tylko słodko dryfuję pomiędzy jawą a snem.

Trzy owce.

Cztery owce.

Pięć owiec…

– Panno Roden. – Głos profesorki ledwie do mnie docierał, jakbym była za szklaną szybą. – Panno Roden, proszę podejść do tablicy i rozwiązać zadanie, może to panienkę rozbudzi.

– Jossie. – Holly dźgnęła mnie w bok, dlatego spojrzałam na nią z wyrzutem, a potem przeniosła znaczące spojrzenie na poirytowaną nauczycielkę.

– Przepraszam, już podchodzę. – Przeczesując palcami sztywne od lakieru włosy, wzięłam kredę w rękę. No dobrze, więc jak to się robi? – Wie pani, mamy maleńki problem, bo tak jakby nie jestem w stanie teraz tego obliczyć. – Uśmiechnęłam się głupawo.

– Jak to nie, nie przyśniło się panience rozwiązanie? – Och, no dobra, nie musisz mnie upokarzać, pani Beatrice. – Moi państwo, czy ja was nudzę? – Tak! Zmierzyłam ją od góry do dołu. Cholernie mnie nudzisz, nie potrafię nie myśleć o skaczących przez płotek owcach skutkiem twojego głosu, twórczyni niepokojących filmików ASMR!

– Tak że ten… Czy mogłaby pani wesprzeć potrzebującą i olśnić ją swoją wiedzą, pani profesor? – Wciąż uśmiechałam się jak ostatnia idiotka, bo przecież coś musiałam zrobić.

– Marny z ciebie fizyk, panno Roden. Dobrze, że chociaż jesteś ładna. – Czy przez to miałam do niej jakikolwiek szacunek? Przez bycie atencyjną? Mniejsza, wiem, że mną pogardzała, i to wcale nie był komplement. – Proszę, panie Preston. – Zmarszczyłam nos. – Czy pan Howard podesłał panu rozwiązanie SMS-em? – Luke podniósł się z krzesła i z westchnieniem położył swój telefon na biurku profesorki. Po chwili Cameron zrobił to samo.

Wszyscy doskonale znaliśmy zasady pani Beatrice i wiedzieliśmy też, że nie warto się buntować, jeśli nie chcemy dostać egzaminu, który oblałby Newton mający Bohra do pomocy.

– Przepraszamy – mruknęli chórem.

– Ależ to nie mnie przepraszajcie, tylko matematykę, królową wszelkich nauk, której owoc widnieje na tablicy, bo to nie jest trudne zadanie, ono jest matematyczne! Panie Preston, proszę, nie kłopocz się z siadaniem, dopomóż biedną pannę Roden, żeby nie została zaraz ścięta na gilotynie, bo matematyka to królowa prawa, ale surowa.

Podrapałam się po policzku, żeby zasłonić usta, próbując nie zacząć się śmiać z wyniosłości tej chwili. To nie był mój problem z matematyką, tylko z treścią zadania.

Beatrice pogroziła nam palcem, a potem skinęła na Camerona.

– Pan sobie usiądzie. – Howard uśmiechnął się z ulgą w stronę Roya, natomiast pani Beatrice otworzyła podręcznik. – Czy cała strona osiemdziesiąta do domu na następne zajęcia będzie wystarczająca?

No i po entuzjazmie na twarzy Cama nie było śladu.

– Proszę, państwo mili, nie krępujcie się i zaszalejcie, toż to będzie dopełnienie tej godziny!

Zmieniam zdanie, ona nie jest androidem, tylko wampirem, który nigdy nie nauczył się mowy śmiertelników z dwudziestego pierwszego wieku.

Beatrice rozsiadła się na krześle, a ja i Luke staliśmy przy tablicy jak dwa kołki, przy okazji kompletnie nie mając pomysłu na rozwiązanie zadania. Patrzyliśmy to po sobie, to po klasie, ale nikt nie podsunął nam odpowiedzi, gdyż nikt nie chciał dołączyć do Pary Wstydu. Na lekcji Beatrice bowiem głupota chodziła trójkami. Trio Uciśnionych, jak to zwykła mówić.

Dzwonek rozdzwonił się na dobre, ale nie było nam dane podzielić entuzjazmu pozostałych, ponieważ wedle świętej zasady, że fizyki nie można opuścić, byliśmy zobligowani, by sterczeć przy tablicy dalej. Cameron sięgnął po swój telefon i szepcząc szybkie powodzenia, zwinął się jako pierwszy. Holly stanęła za drzwiami, by na mnie poczekać, gdyż nie chciała rzucać się w oczy, przebywając w klasie.

Ostatecznie zostaliśmy zatem sami z nauczycielką, która wzięła głęboki oddech.

– Powinniście się za siebie wstydzić.

– Bardzo mi wstyd! – palnęłam, splatając ręce za plecami, nawet nie czekając, aż fizyczka dokończy zdanie, ponieważ znałam tę frazę doskonale.

– Taa, mi też. – Luke podrapał się po karku.

Nasza zmora podniosła się, podwinęła rękawy koszuli i zakładając okulary na nos, w okamgnieniu rozwiązała równanie, by ostatecznie zapisać trzy kolejne po drugiej strony tablicy.

– Usiądźcie w ławce, możecie w jednej, to nie test, i policzcie jeszcze te trzy przykłady, a potem zajmijcie się zadaniami ze strony osiemdziesiątej, tam już więcej definicji niż algebry, więc powinniście sobie poradzić.

– Pani profesor, ja bardzo chętnie, ale mam teraz trening…

– Przekażę trenerowi, że dziś się nie zjawisz.

– Ale…

– Lucas, Josselin, jesteśmy dorośli. Jeśli będziecie zachowywać się jak dzieci, ja również zacznę was tak traktować. Ufam, że zostaniecie tutaj i dokończycie swoje zadania, odnieście później klucz do pokoju nauczycielskiego, miłego dnia.

– Do widzenia, pani profesor. – Nie zamierzałam się z nią kłócić, bo miała rację, skoro chcieliśmy być traktowani jak dorośli, musieliśmy wykazać się chociaż cieniem dojrzałości, a spanie czy przeglądanie Instagrama podczas zajęć było całkiem nie na miejscu.

– Do widzenia – burknął tylko Luke.

– Holiday, nie musisz czekać na Josselin, dziś wyjdzie dużo później. – Moja przyjaciółka już chciała powiedzieć, że i tak poczeka, ale pod naciskiem nauczycielki, ostatecznie się ze mną pożegnała. Oczywiście żeby wydukać jakiekolwiek pożegnanie wobec Luke’a, nie starczyło jej odwagi, dobre tyle, że na niego spojrzała.

Tak, wszystko małymi kroczkami…

I zostaliśmy sami. Ja, Luke Preston oraz opustoszała po czwartej po południu pracownia fizyczna. Spojrzeliśmy po sobie z niechęcią, ostatecznie siadając po dwóch przeciwnych stronach sali.

Szykowało się intensywne popołudnie.

1Daddy issues – określenie problemów psychicznych wynikających ze słabej lub nieistniejącej relacji z ojcem. Skutkują one między innymi brakiem zaufania, a także nieumiejętnością stworzenia dobrze prosperującego związku (przyp. aut.).