Festiwal Lodowych Serc - Agata Przybyłek - ebook

Festiwal Lodowych Serc ebook

Agata Przybyłek

4,3

Opis

Zajrzyj za kulisy najbardziej mroźnego festiwalu.
Mija rok, odkąd Justyna i Grzegorz znów są razem, ale do pełni szczęścia nadal czegoś im brakuje. Czy doczekają się upragnionego cudu?
Magda i jej syn spędzają wspólnie kolejne Boże Narodzenie. W ich mieszkaniu pojawia się jednak niespodziewany, a przy tym całkiem… atrakcyjny gość.
Amanda układa sobie życie na nowo. Miłą odskocznią od codzienności są coraz częstsze spotkania z Ksawerym, sąsiadem, który intensywnie przygotowuje się do udziału w festiwalu rzeźb. Czy wypite razem herbaty pomogą przełamać… lody?
Związek Kasi i Mikołaja wkracza na zupełnie nowy poziom. I choć nie brakuje sprzeczek, to dla nich zdecydowanie wyjątkowy czas.
Różni ludzie, odmienne koleje losu, ale każdy czeka na swój własny grudniowy cud.
Agata Przybyłek zabiera nas na Festiwal Lodowych Rzeźb, by przy dźwiękach kruszonego lodu ogrzać nasze serca opowieścią pełną nadziei i magii. Czy pozwolisz się zaczarować?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 292

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (90 ocen)
48
26
10
5
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Lost70

Całkiem niezła

Po rewelacyjnej części pierwszej jestem trochę zawiedziona. Ta część jest tak słodka że aż za słodka. Szkoda
20
czaraksiazek

Z braku laku…

Mam wrażenie, że przez większość książki najważniejsze było wychodzenie na spacer albo do śmietnika i parzenie kawy. Bohaterowie, których nie dało się polubić i drętwe dialogi. Niestety nie tego szukam w książkach świątecznych 🥹
10
pannab

Nie polecam

Właściwie to nie wiem co mnie pokusiło, żeby ją przeczytać. Pierwsza część mi się średnio podobała, ta była chyba jeszcze gorsza... Sztuczne, sztywne dialogi. Nijacy bohaterowie. Kilka scen, które miały rozśmieszyć, ale im nie wyszło. W tej książce prawie nic się nie dzieje: bohaterowie są albo na zakupach/w pracy albo w domu, gdzie próbują jakoś ze sobą rozmawiać. Dwa wątki ciąży, oba przedstawione słabo i irytująco. Pobudzenie atmosfery świąt - brak. Nie polecam.
10
duzascena

Nie oderwiesz się od lektury

super
00
martynadut

Dobrze spędzony czas

szczęścia brakuje im tylko dziecka. Jednak po raz kolejny Justyna na teście widzi tylko jedną kreskę... Przez to ich związek wisi na włosku. Magda poznaje w pracy nowego pracownika Jerzego. Już od pierwszych chwil nawiązuje sie między nimi nic porozumienia. Kasia i Mikołaj dowiadują się, że będą rodzicami. Dziewczyna nie jest zbyt szczęśliwa z tego powodu. Amanda jest singielką. Uczy się życia w pojedynkę. Ksawery to człowiek z artystyczną duszą.Również samotny. Jak potoczą się losy tych bohaterów? Książka wciąga od początku i nie da się od niej oderwać choć na chwilę. Polubiłam każdego bohatera i każdemu kibicowałam do końca. To było moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki. I już wiem, że nie ostatnie. Polecam z całego serca.
00

Popularność




 

 

 

 

Copyright © Agata Przybyłek-Sienkiewicz, 2023

Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2023

 

Redaktorka prowadząca: Joanna Jeziorna-Kramarz

Marketing i promocja: Judyta Kąkol

Redakcja: Barbara Kaszubowska

Korekta: Magdalena Owczarzak, Damian Pawłowski

Projekt typograficzny, skład i łamanie: Stanisław Tuchołka | panbook.pl

Elementy graficzne layoutu: Urszula Chylaszek

Projekt okładki i stron tytułowych: Urszula Chylaszek

Fotografia autorki na skrzydełku: Agnieszka Werecha-Osińska

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki

 

Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.

 

eISBN 978-83-67891-09-7

 

CZWARTA STRONA

Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.

ul. Fredry 8, 61-701 Poznań

tel.: 61 853-99-10

[email protected]

www.czwartastrona.pl

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dedykuję tę powieść mężowi oraz córeczkom.

Nie mogę się doczekać naszych pierwszych świąt

spędzonych we czwórkę!

 

 

 

Szanowni Państwo,

 

23 grudnia na rynku w naszym mieście odbędzie się Festiwal Lodowych Rzeźb. Pojawią się na nim artyści z całego kraju. Podczas konkursu powstanie ponad trzydzieści wyjątkowych dzieł, które będzie można potem oglądać podczas zimowych spacerów. Uczestnicy będą mieli do dyspozycji trzymetrowe bloki lodowe, ich prace nawiążą do tematyki świątecznej. Najpiękniejsze rzeźby zostaną nagrodzone, przewidujemy również przyznanie nagrody publiczności. Już teraz zachęcamy do rezerwowania sobie czasu, żeby mogli Państwo uczestniczyć w tym wyjątkowym wydarzeniu. Zaczynamy o 11.00. Czekamy na Was!

 

 

 

 

 

Mikołaj

 

 

Trzecie dziecko… Z trzecią kobietą. Mikołaj Rzeczkowski wpatrywał się w drzwi łazienki, za którymi zniknęła przed chwilą jego ukochana, żeby zrobić test ciążowy. Nie mógł sobie wyobrazić, co będzie, kiedy się okaże, że Kaśka jest w ciąży. Na Boga, on miał dopiero dwadzieścia cztery lata! Chyba jeszcze sam do końca nie zdążył dorosnąć, a po raz kolejny może zostać ojcem.

Wyjął z kieszeni telefon i żeby zabić jakoś minuty oczekiwania, zalogował się na Facebooka. Jeden z jego kumpli udostępnił przed chwilą ogłoszenie o tym, że w miasteczku ma się odbyć niebawem pokaz lodowych rzeźb. Mikołaj polubił ten post. Może zaprosi Kaśkę na ten festiwal? Ostatnio to głównie ona wybierała miejsca, do których chodzili na randki, teraz jego kolej.

Znali się prawie rok, a Mikołaj miał wrażenie, że minęła już wieczność. Kaśka organizowała kiedyś wieczór panieński dla swojej przyjaciółki Amandy i przyszła do Wypożyczalni Świętych Mikołajów, w której on wtedy pracował, żeby wynająć striptizera na babską imprezę. Spotkali się przed drzwiami i Mikołaj zgodził się wziąć jej zlecenie z pominięciem agencji. Kaśka mu zapłaciła, ale impreza okazała się klapą, bo jej przyjaciółka odkryła wtedy, że narzeczony ma romans. Koleżanki Amandy pojechały do domów, a on z Kaśką pocieszali niedoszłą pannę młodą. Gdy trochę się uspokoiła, odwieźli ją do domu rodziców.

To, że zostali parą, zaskoczyło ich oboje. Kiedy rok temu, niedługo po Bożym Narodzeniu, poszli razem na piwo, zgodnie sądzili, że połączy ich tylko krótki romans. On unikał związków, Kaśka wyglądała na dziewczynę, z którą można się dobrze zabawić. Niespodziewanie z tej znajomości wyniknęło jednak coś więcej. Po pierwszej randce poszli na drugą, potem na trzecią, a kilka dni po niej wylądowali razem w łóżku. Było cudownie. Mikołaj spotykał się wcześ­niej z wieloma kobietami, ale dopiero z Kaśką mógł spełnić wszystkie swoje najpikantniejsze fantazje i najchętniej nie wypuszczałby jej z ramion. Oczarowała go. Pierwszy raz od dawna znów się zakochał. Właściwie to można powiedzieć, że zadurzył się w niej po uszy. Spotykali się intensywnie, i to nie tylko na seks. O dziwo, poza łóżkiem też świetnie się dogadywali. Godzinami rozmawiali o grach komputerowych, sporcie albo po prostu o życiu. Kaśka okazała się zarówno cudowną kochanką, jak i dobrą kumpelką i chyba właśnie dlatego jakiś czas później Mikołaj zapytał ją, czy chce z nim być. Najpierw wyśmiała go, co było w jej stylu, a potem uznała, że to urocze, i zgodziła się. Po pewnym czasie wynajęli razem mieszkanie – niedużą kawalerkę z balkonem na obrzeżach miasta. Ale dziecko? Nie planowali go. Chcieli się sobą jeszcze nacieszyć.

Mikołaj miał już dwóch synów i nie chciał znów zostać ojcem. Lata leciały, a on nadal czuł się trochę jak nastolatek – beztroski i bez większych zobowiązań. Chłopcami zajmowały się ich matki, on tylko płacił alimenty. (No dobrze, niekiedy mu się zdarzało zapomnieć). Ale może czas wreszcie dorosnąć?

Pomyślał o swoich synach. Żadnego nie planował, z żadnym nie był zbyt związany. Z Gabrysiem czasem się widywał, bo Sandra, jego matka, bardzo chciała, by utrzymywał z nim kontakt, chociaż znalazła już sobie nowego faceta. Z Alanem natomiast nie miał kontaktu. Emilia, jego matka, nie pałała do Mikołaja sympatią. A właściwie go nienawidziła. Nie żeby Mikołaj jakoś cierpiał z powodu braku relacji z chłopcem, to było dla niego nawet wygodne, ale trudno mu było z myślą, że ktoś go nienawidzi.

– Przesadzasz – skwitowała kiedyś Kaśka, gdy jej się zwierzył. – A może ty nadal coś czujesz do tej Emilii, co? – drążyła.

Od tamtej pory nie poruszał z nią tego tematu. Zresztą od pewnego czasu miał ważniejsze rzeczy na głowie niż fochy byłej kobiety. Kaśce spóźniał się okres o kilka dni. A jeśli się okaże, że znowu będzie ojcem? Rodzicielstwo wiązało się z ogromną odpowiedzialnością, a on sam był nadal trochę jak dziecko. Nie miał stałej pracy, nie miał wykształcenia, za jego mieszkanie, rachunki i jedzenie płacili bogaci rodzice. Prawdę mówiąc, gdyby nie to, że Mikołaj do tej pory nie powiedział im o swoich dzieciakach, to mógłby całe dnie wylegiwać się w łóżku albo grać w ulubioną strzelankę. Do pracy motywowało go tylko to, że rodzice wściekliby się, gdyby powiedział im o Alanie oraz Gabrysiu, więc musiał jakoś sam zarabiać na alimenty. Ale teraz…

O raju, przecież jeśli Kaśka jest w ciąży, to będą potrzebowali więcej kasy!

Wtedy drzwi do łazienki otworzyły się i na progu pojawiła się śliczna, modnie ubrana blondynka o szczupłej sylwetce i włosach do ramion. Popatrzyła na niego takim wzrokiem, że właściwie nie musiała nic mówić, sam się domyślił.

– Jestem w ciąży – oznajmiła mu cicho.

Odetchnął głęboko i poczuł ukłucie niepewności, ale postanowił zachować się odpowiedzialnie i tym razem zmierzyć się z ojcostwem. Poza tym jego partnerka potrzebowała teraz wsparcia i zapewnienia, że dadzą sobie wspólnie radę. Nie mógł jej zawieść.

Wyciągnął do Kaśki ręce, a potem czule ją objął.

– Wszystko się jakoś ułoży – wyszeptał jej do ucha, kiedy do niego przylgnęła.

Objęła go i zacisnęła palce dłoni na jego szczupłych ramionach.

– Nie planowałam tego. O raju, Miko, ja się nie nadaję na matkę!

– Co ty gadasz za głupoty? Nadajesz się. Oczywiście, że się nadajesz.

– Wcale nie. Ja nic nie wiem o macierzyństwie oprócz tego, że do niemowlaka wstaje się w nocy i trzeba mu zmieniać pieluchy.

– Wszystkiego się można przecież nauczyć.

Kaśka odsunęła się od niego i popatrzyła mu w oczy.

– Czy to znaczy, że ty chcesz tego dziecka? – zapytała niepewnie.

Mikołaj uśmiechnął się i ujął jej dłonie.

– Z tobą to ja mógłbym nawet bliźniaki mieć, Kaśka.

– Nie żartuj w takim momencie.

– Nie żartuję. Mówię teraz absolutnie poważnie.

– Zaskoczyłeś mnie trochę – powiedziała i zabrała ręce.

Mikołaj spojrzał na nią z ukosa.

– Co masz na myśli?

– No wiesz… W życie synów się jakoś nie angażujesz.

– To co innego. Gdy się rodzili, nie byłem jeszcze gotowy, żeby zostać ojcem.

– Teraz jesteś?

– Jestem zaskoczony, ale nie czuję paniki.

– Mnie trzęsą się nogi i ręce. Na pewno nie zostawisz mnie z tym wszystkim samej? – dopytywała, patrząc mu uważnie w oczy.

– Zwariowałaś? Byłbym kretynem, gdybym stracił taką kobietę. Ja cię kocham, Kaśka. Tak naprawdę. Na poważnie – zapewniał żarliwie.

Kaśka zamrugała oczami. Po jej minie wnioskował, że nie spodziewała się takiej odpowiedzi. W dodatku nieco pobladła.

– Wszystko w porządku? – Mikołaj ponownie dotknął jej ręki. – Zniknęły ci z twarzy kolory.

– Trochę mi słabo…

Mikołaj nie czekał, tylko wziął ją na ręce i zaniósł na kanapę.

– Poleż chwilę – powiedział, kładąc ją między poduszkami. – Chcesz się napić wody?

– Poproszę.

Przyniósł jej z aneksu kuchennego butelkę wody mineralnej. Kaśka upiła kilka łyków.

– Już lepiej?

– Chyba jeszcze nie.

– To może otworzę okno?

– Jest listopad. Jeszcze się przeziębię.

– No tak – mruknął i usiadł obok niej. – To nie był najlepszy pomysł.

Kaśka pociągnęła jeszcze kilka łyków wody z butelki, a potem znowu się położyła.

– Ja chyba jestem w szoku – wyznała. – Do ostatniej chwili łudziłam się, że ten test nie da pozytywnego wyniku.

– Wiem, skarbie. Ja też jestem zaskoczony.

– Tylko że ty pozytywnie – powiedziała, tym razem nie patrząc na niego.

Mikołaj zamrugał ze zdziwienia.

– A ty nie? Ty się nie cieszysz?

– Oj, Miko, weź się postaw na moim miejscu! Mam dwadzieścia jeden lat, pracuję w sklepie, żyję w opłacanym przez ciebie mieszkaniu i nie mam bladego pojęcia o dzieciach. Nie mówiąc już o tym, że boję się, że…

Mikołaj spojrzał jej w oczy.

– Czego się boisz?

– Ty masz już dwóch synów i jak wiemy, ojcem roku nie jesteś. Z twojej reakcji wnioskuję, że chcesz, żebym urodziła. A jak ci się odwidzi i jednak zostawisz mnie z dzieckiem tak jak poprzednie?

Mikołaj takiej odpowiedzi się nie spodziewał. Co ona wygadywała?! Hormony przyćmiły jej rozum? Przecież on ją kochał. I właśnie jej to powiedział. Nie była dla niego kolejną Sandrą albo Emilią!

Nie wyznał jej jednak tego wszystkiego, po prostu milczał.

– Jeszcze nie wiem, czy urodzę to dziecko – rzuciła cicho Kaśka.

 

 

 

 

 

Amanda

 

 

Amanda Żukowska, dwudziestoletnia, piękna dziewczyna, miała pecha, jeśli chodziło o sąsiadów. Gdy Kaśka zadzwoniła do niej z pytaniem, czy może wpaść, Amanda słuchała akurat awantury pary zza ściany, która kłóciła się ostatnio niemal codziennie, i błagała w myślach, żeby skończyli. Ta dwójka działała jej już na nerwy. Nie dało się ich nie słyszeć. Amanda nie chciała podsłuchiwać, czasami nawet zagłuszała te krzyki muzyką, bo miała swoje zasady, ale sąsiedzi wymieniali uwagi tak głośno, że niemożliwością było ich nie słyszeć.

Moglibyście się już rozstać – pomyślała teraz, próbując ignorować awanturę. Tak byłoby chyba lepiej dla wszystkich. A już dla niej na pewno, bo czasami poważnie zastanawiała się nad zmianą mieszkania.

Odkąd rok temu, w Boże Narodzenie, rozstała się z narzeczonym, prowadziła dość samotne i monotonne życie. Rano jeździła na uczelnię, potem robiła zakupy albo odwiedzała rodziców i resztę czasu spędzała sama w mieszkaniu. Wynajmowanym, choć w tamtym roku na Gwiazdkę rodzice podarowali jej własne lokum. Amanda jednak nie potrafiła się przemóc i w nim zamieszkać. To był prezent ślubny dla niej i Tomka. Czuła, że jeśli zdecydowałaby się tam osiąść, to często myślałaby o byłym narzeczonym.

O jego zdradzie na szczęście dowiedziała się przed ślubem, a nie po złożeniu przysięgi. Rozstali się, a osiemdziesięciometrowe mieszkanie na nowoczesnym osiedlu stało odłogiem, czekając, aż Amanda upora się z duchami przeszłości. Na szczęście rodzice wynajęli dla niej urokliwe, dwupokojowe mieszkanie w kamienicy w sercu miasta.

– Żebyś miała blisko na uczelnię i do galerii handlowych, córeczko – powiedział do niej ojciec, wręczając jej klucze.

Amanda była wdzięczna rodzicom, którzy po tym, gdy rozstała się z Tomkiem, okazali jej ogromne wsparcie. Wiedziała, że oni również bardzo przeżyli jej zawód miłosny, traktowali Tomka trochę jak syna. Powoli jednak wszyscy stawali na nogi. Amanda nie płakała już co wieczór z tęsknoty za narzeczonym, nie nękały jej koszmary, w których Tomek całował się ze swoją drugą dziewczyną. Nadal nie była gotowa na nowy związek, o co wierciła jej często dziurę w brzuchu Kasia, ale całą sobą czuła, że niedługo na dobre wróci do równowagi. I że rozpocznie nowy rozdział w życiu, może nawet piękniejszy od tego, który zakończył się w zeszłe święta. Na razie nie cieszyła się na kolejne Boże Narodzenie. Czasem, patrząc na listopadową chlapę za oknem, była nawet zadowolona, że nie spadł jeszcze śnieg, bo jej serce i bez niego pozostawało zimne jak lód. Jeszcze niższych temperatur by na ten moment raczej nie zniosła.

Amanda przed przyjazdem przyjaciółki zajęła się sprzątnięciem mieszkania. Nie było duże, ale dziewczyna uważała, że na razie w zupełności jej wystarcza. Po rozstaniu z Tomkiem rodzice zaproponowali jej, żeby nadal mieszkała u nich, lecz ona chciała wyprowadzić się wreszcie z dziecięcego pokoju w ich domu. I choć czasem było jej smutno, kiedy samotnie spędzała wieczory i widziała na Instagramie, jak jej przyjaciele dobrze bawią się w parach albo w większych grupach, uważała decyzję o wyprowadzeniu się z domu za jedną z najlepszych w swoim życiu. Pragnęła samodzielności. Przez większość czasu cieszyła się z tego, że zdecydowała się na ten krok. A gdy popadała w nostalgię, odwiedzała rodziców albo umawiała się z Kaśką i to poprawiało jej humor.

No właśnie, Kaśka – pomyślała, zamykając szafę po włożeniu do niej swoich rzeczy. Ciekawe, co też mogła chcieć od niej przyjaciółka.

Wpuściła ją, gdy zadzwonił domofon, a potem wstawiła wodę na kawę i poszła otworzyć drzwi.

Kaśka szła po schodach, ubrana w szary płaszcz, jej rozpuszczone włosy podskakiwały lekko, kiedy wchodziła na kolejne stopnie.

– Cześć! – zawołała do niej radośnie Amanda.

Kaśka uniosła wzrok i Amanda w mig się zorientowała, że przyjaciółka nie jest w najlepszym humorze.

– Coś się stało? – zapytała przejęta.

Kaśka podeszła do niej bez słowa. Amanda przytuliła ją, jeszcze zanim przeszły przez próg, ponieważ czuła, że przyjaciółka tego potrzebuje. Gdy odsunęły się od siebie, weszły do mieszkania. Amanda zamknęła drzwi, a Kaśka pozbyła się płaszcza i butów. Miała zapuchnięte powieki, co sugerowało, że niedawno płakała, i była przygarbiona.

– Pokłóciłaś się z Mikołajem? – zapytała Amanda.

Kaśka objęła się dłońmi.

– Gorzej.

– Weź mnie nie strasz – zatrwożyła się Amanda. – Nie lubię złych wieści.

– A ktoś lubi?

Amanda pomyślała, że masochiści na pewno, ale zostawiła tę refleksję dla siebie. Zaprosiła Kaśkę do strefy kuchennej.

– Napijesz się kawy?

– Nie, dziękuję.

– Chora jesteś? Przecież ty kochasz kawę.

– Niby mówią, że to, co mi dolega, to nie jest choroba.

Amanda nic z tego nie rozumiała.

– Jestem w ciąży – westchnęła Kaśka.

Żukowska zaniemówiła.

– Oj, nie patrz tak na mnie – poprosiła ją Kaśka. – Już i tak źle się czuję.

Amanda potrząsnęła głową. Nie chciała jej zranić.

– Ale… Ale jak to? – spytała zaskoczona.

Kaśka położyła swoją torebkę na blacie i usiadła na stojącej pod ścianą kanapie.

– Mam ci teraz wytłumaczyć, skąd się biorą dzieci?

– Nie to miałam na myśli.

– Wpadliśmy z Mikołajem – obwieściła, ponownie ciężko wypuszczając powietrze. – Zrobiłam wczoraj test, wyszły dwie kreski. Przeczytałam w internecie, że bardziej wiarygodny jest z krwi, dlatego pojechałam rano do laboratorium, ale wynik był taki sam. W moim brzuchu rozwija się dziecko.

– Wow! To cudowna wiadomość!

Kaśka popatrzyła na nią wymownie.

– Cudowna? Mówisz teraz tak, jakbyśmy nie znały się od dawna.

– Nie cieszysz się?

– Jak na razie to nadal jestem w szoku. Właściwie to jeszcze nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.

– Będziecie mieli dziecko – powtórzyła Amanda, która w przeciwieństwie do Kaśki była rodzinną osobą.

Kasia opadła na kanapę i nakryła twarz dłonią.

– Niedobrze mi – wyznała. – Masz może miętę?

– A od kiedy mięta pomaga na mdłości?

– Jak mnie w dzieciństwie bolał żołądek, to mama zawsze parzyła mi miętę.

– Zaparzę ci herbatę z imbirem – zaproponowała Amanda. – Powinna sprawić, że poczujesz się lepiej.

– Dzięki. Wiedziałam, że coś wymyślisz.

– Moja kuzynka niedawno była w ciąży. Milena. Chyba mówiłam ci o niej.

– Może rzeczywiście coś wspominałaś.

– Wiem, że jak źle się czuła, to kupowała sobie w aptece gumy do żucia z wyciągiem z imbiru. Pomagały jej. Może też powinnaś spróbować?

– Tak zrobię. Pamiętasz może ich nazwę?

– Tak dobrej pamięci to nie mam. Ale jak wytłumaczysz w aptece, o co ci chodzi, to na pewno farmaceuta będzie wiedzieć.

Kasia obróciła się do niej i popatrzyła jej w oczy.

– Widzisz? Ja się nie nadaję na matkę.

Amanda podeszła do niej i usiadła na podłokietniku kanapy. Kaśka przysunęła się i położyła głowę na jej kolanie.

– Ja się nie znam na tych wszystkich ciążowych dolegliwościach, gumach z imbirem, wózkach czy śliniaczkach. Ja nawet nie wiem, czy w ciąży można pić kawę!

Amanda zaczęła ją głaskać po głowie.

– To, że nie znasz się na tematach ciążowych, nie sprawia, że będziesz złą matką.

Kaśka jęknęła.

– Nie wiem, co robić. Wizja posiadania dziecka jest dla mnie przerażająca.

– Myślisz o… – zaczęła Amanda.

W przeciwieństwie do Kaśki ona była w tej sprawie konserwatywna. Nigdy by tego nie zrobiła.

– Myślałam – oznajmiła jej przyjaciółka.

– Czas przeszły – zauważyła Amanda. – Czy to znaczy, że po namyśle postanowiłaś urodzić?

– Mikołaj się cieszy z tej ciąży. Nie mogłabym mu tego zrobić.

– A ty?

– Mówiłam ci już, na razie jestem przerażona.

– A w głębi serca?

– Mam mnóstwo obaw.

Amanda uśmiechnęła się lekko i odgarnęła przyjaciółce włosy za ucho.

– Będziesz świetną mamą. Ja nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że poradzisz sobie z opieką nad dzieckiem.

– Ty zawsze jesteś optymistką. Nie wiem, czy powinnam ci wierzyć.

Amanda zaparzyła herbatę z imbirem. Podała Kaśce kubek i z takim samym w ręce usiadła obok niej na kanapie. Przyjaciółka zaczęła jej opowiadać o tym, jak się stresowała, kiedy robiła wczoraj test ciążowy, i jakie podejrzenia ją do tego skłoniły. Amanda naprawdę cieszyła się z jej ciąży, ale w pewnej chwili poczuła ukłucie zazdrości. Gdyby Tomek jej nie zdradził i wzięliby ślub, być może ona też byłaby teraz w ciąży albo nawet tuliła już dziecko.

Upiła łyk herbaty, walcząc z tym paskudnym uczuciem. Jeszcze kiedyś będę miała rodzinę – pomyślała. W dodatku założę ją z kimś o wiele wartościowszym niż Tomek i godnym zaufania.

 

 

 

 

 

Ksawery

 

 

Ksawery niósł właśnie piłę mechaniczną po schodach, gdy z mieszkania na piętrze wyszły dwie młode kobiety: jedna o brązowych włosach, a druga blondynka. Chyba przyjaciółki. Zaczęły się żegnać, kiedy je mijał, więc skierował ostrze piły w drugą stronę, by żadnej z nich nie musnąć. Mieszkał piętro wyżej, a dziewczyna o brązowych włosach była od pewnego czasu jego sąsiadką, choć nigdy jeszcze nie rozmawiali. Ładna z niej była kobieta. Ksawery znał się trochę na tym, bo często rzeźbił kobiety. Jakiś czas temu ukończył studia z rzeźby na Akademii Sztuk Pięknych i od tamtej pory zawodowo zajmował się pracą twórczą. Przyjmował różne zlecenia, z których udawało mu się utrzymać. Kto wie, może stworzy rzeźbę jakiejś ślicznej pani na zbliżających się zawodach?

Przydługie, brązowe włosy podskakiwały mu lekko, gdy wchodził na górę. Ksawery był dwudziestosześcioletnim mężczyzną. Miał szczupłą sylwetkę, pociągłą twarz i niebieskie oczy. Ubierał się głównie w ciemne ubrania, uwielbiał brązy, granaty i szarości. Te kolory dobrze korespondowały z jego wnętrzem, choć wielu znajomych z Akademii Sztuk Pięknych ubierało się barwnie, jakby wylały się na nich farby. Dziś miał na sobie brązowe buty i kurtkę, czarne spodnie oraz golf w odcieniu gołębiej szarości.

Idąc na górę z piłą mechaniczną, myślał o nadchodzącym wyzwaniu. Do konkursu na najlepszą rzeźbę w lodzie zostało już tylko kilka tygodni, więc przywiózł wreszcie piłę z piwnicy rodziców i zamierzał w najbliższych dniach sporo poćwiczyć. W zamrażarce, która zajmowała mu sporo miejsca w sypialni, czekał już lodowy blok. Ksawery wiedział, że lód jest wymagającym surowcem, kruchym i delikatnym. Praca z nim zawsze wydawała się o wiele trudniejsza niż na przykład z metalem czy drewnem, które Ksawery obrabiał najczęściej.

Ale dawała też mnóstwo satysfakcji – pomyślał, wchodząc do mieszkania. I dlatego zgłosił się do konkursu. Bardzo chciał zaprezentować swój talent mieszkańcom miasta oraz dać ujście twórczej energii. Lubił też Boże Narodzenie. Kojarzyło mu się z dzieciństwem, z pysznym jedzeniem serwowanym przez babcię, do której często jeździli w Wigilię, i z radością z otwieranych prezentów. Myśl o zbliżających się świętach wywoływała w nim pozytywne emocje. To był kolejny powód, dla którego zgłosił się do konkursu.

W mieszkaniu panowały ciemności, więc Ksawery odszukał włącznik światła i zapalił żarówkę. Wniósł piłę do środka, zamknął drzwi i pozbył się kurtki. Nim zajął się lodem, poszedł do aneksu kuchennego, żeby coś zjeść. Matka, co prawda, proponowała mu obiad, ale Ksawery niezbyt lubił jej kuchnię, ciężką i tłustą. Gdyby nie wyprowadził się z domu, to pewnie wyglądałby teraz jak ojciec, który miał sporą nadwagę. No ale matce tego nie mógł powiedzieć. Zawsze się obrażała, gdy ktoś jej zwracał uwagę. Była krucha i delikatna, niemal tak samo jak bloki lodowe. A do tego bardzo przewrażliwiona na swoim punkcie.

Ksawery pochodził z nauczycielskiej rodziny. Jego matka uczyła w klasach I–III, ojciec geografii. Oboje zawsze mieli rację i nie znosili, gdy ktoś obnosił się z innymi poglądami od tych, które oni głosili – jedyne słuszne. Ksawery jednak urodził się buntownikiem i w ciągu swojego życia do perfekcji opanował przeciwstawianie się rodzicom. Chcieli, by dobrze się uczył – on przynosił do domu dwóje i tróje, choć był bystrym chłopakiem i gdyby tylko chciał, na pewno miałby świetne stopnie. Pragnęli, by zdobył jakiś „porządny” zawód i najlepiej państwową posadę – został rzeźbiarzem. Matka bez przerwy mu truła, by znalazł sobie jakąś dziewczynę – on nawet nie szukał.

Lubił mówić, że się nie udał rodzicom w przeciwieństwie do siostry, Moniki. Z ich dwojga to ona była zawsze rodzinna i realizowała taki plan na życie, jakiego oczekiwali rodzice. Skończyła administrację. Tuż po studiach wyszła za mąż, podjęła pracę na etacie w urzędzie miasta, a potem urodziła dwójkę dzieci. Jej mąż był prawnikiem i matka uwielbiała chwalić się koleżankom, czym się zajmuje zięć. Podczas spotkań rodzinnych bez końca wypytywała go o sprawy, które prowadził, żeby móc potem opowiadać o nich znajomym. Ksawery kochał Monikę, lubił jej męża oraz ich dzieciaki, ale postawa rodziców czasem doprowadzała go do białej gorączki. O jego pracę matka właściwie nie pytała. Odkąd skończył studia, nigdy nie przyjechała do jego pracowni ani na żadną wystawę. Ksawerego bolało, że rodzice traktują go gorzej od Moniki. Nie dawał tego po sobie poznać, ale przez to dystansował się wobec rodziców. Ostatnio wpadał tam właściwie tylko wtedy, kiedy zachodziła taka konieczność. Dziś na przykład po piłę, którą nie chciał zagracać sobie niepotrzebnie mieszkania i trzymał ją w garażu rodziców, gdy nie była mu potrzebna. Pogadali tylko o pogodzie i nadchodzącym konkursie. Ksawery już jakiś czas temu odkrył, że gdy nie dawał matce szansy na wygłaszanie komentarzy pełnych krytyki, był po spotkaniach z rodziną znacznie spokojniejszy.

Wyciągnął z zamrażalnika spaghetti, wrzucił na patelnię i mieszając, żeby makaron się nie przypalił, zaczął myśleć o rzeźbie. Jeszcze nie wiedział, co stworzy na nadchodzącym konkursie. Zbliżały się święta, więc myślał o wyrzeźbieniu Świętego Mikołaja albo Świętej Rodziny, ale nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji.

Sos do makaronu bulgotał, a zza ściany zaczęły dobiegać do Ksawerego odgłosy kłótni sąsiadów.

– Znowu…? – jęknął. Od pewnego czasu to zdarzało się notorycznie.

Awantury Pauli i jej chłopaka (imię dziewczyny zapamiętał, ponieważ często padało w tych sprzeczkach), powoli już działały mu na nerwy. Ich krzyki niosły się po budynku prawie codziennie. Ksawery jakiś czas temu kupił nawet stopery do uszu.

Odnosił wrażenie, że zna tych ludzi, choć Paulę widywał tylko czasami przez okno, kiedy prosiła swojego chłopaka, niejakiego Chudego, by jej wybaczył, bo po kłótniach czasem wyrzucał ją z mieszkania i zamykał drzwi na klucz. Stawała wtedy pod ich balkonem i darła się na całe gardło, zapewniając, że mimo wszystko go kocha. Ksawery zerkał wtedy na nią zza firanki, zastanawiając się, co też kieruje tą dziewczyną, że urządza takie sceny. On zdecydowanie wolał załatwiać swoje sprawy prywatnie i na pewno nie prosiłby nikogo o wybaczenie, krzycząc o tym wieczorem z chodnika na osiedlu. No ale ludzie byli różni. Nic mu do tego.

Paula znowu wyrzucała Chudemu, że ten, zamiast spędzać z nią czas, tylko siedzi przed komputerem. Ksawery mieszał makaron, myśląc o tym, że choć nie chciał podsłuchiwać sąsiadów, mimowolnie poznał w ostatnim czasie ich historie, zwyczaje i w ogóle życie. Wiedział na przykład, że ona kocha rosół, choć on nie znosi zup, bo o to też się czasami kłócili.

– Nienawidzę cię! – dobiegło do niego, a zaraz potem rozległ się trzask, jakby w ścianę uderzyło jakieś naczynie.

Ksawery westchnął. Bezsprzecznie Paula i Chudy byli w bardzo burzliwym związku. On chyba by w takim nie wytrzymał. Może i nie nazwałby siebie oazą spokoju, ale awantury niemal co wieczór? Nie, to zdecydowanie nie dla niego. Kiedy wracał po pracy, najbardziej łaknął spokoju.

Ksawery uśmiechnął się sam do siebie, uświadamiając sobie, że analizował życie i charaktery sąsiadów, jakby byli bliskimi znajomymi, choć tak naprawdę wcale ich nie znał. A podobno w miastach ludzie są wobec siebie anonimowi – pomyślał rozbawiony. Przełożył makaron na talerz i usiadł do stołu. Zza ściany dobiegł go trzask drzwi. Delektując się ciszą, wziął do ręki telefon i pochłonął posiłek, przeglądając posty na portalu społecznościowym. Potem pozmywał, przebrał się i poszedł do sypialni, żeby wyciągnąć z zamrażarki swój blok lodowy. Musiał działać szybko, by blok się nie stopił. Co prawda mocno obniżył temperaturę w mieszkaniu, przez co było mu trochę zimno, ale musiał to zrobić. Przez chwilę głowił się, jak go wyjąć oraz gdzie umieścić, ale wreszcie przetransportował zimną bryłę do łazienki, pod prysznic. Przyniósł piłę, założył plastikowe gogle, by żaden lodowy odprysk nie uszkodził mu oka, i upewniwszy się, że w łazience działa wentylacja, wziął głęboki wdech i odpalił piłę, nie chcąc tracić czasu. Zaczął odcinać kawałki lodu, na wszelki wypadek woląc nie myśleć o tym, jak nienawidzą go teraz sąsiedzi. Spontanicznie postanowił wyrzeźbić dziś postać Świętego Mikołaja. Miał nadzieję, że coś mu z tego wyjdzie, ponieważ nie posiadał w zapasie drugiego bloku lodu. Na szczęście do konkursu zostało jeszcze kilka tygodni, więc był czas, żeby w razie czego przygotować kolejny i znowu poćwiczyć.

 

 

 

 

 

Justyna

 

 

Na półce w łazience leżał egzemplarz lokalnej gazety, na okładce której widniała informacja o Festiwalu Lodowych Rzeźb, ale Justyna nie patrzyła na pismo, tylko na ekran telefonu, który ściskała w dłoniach.

– Cztery. Trzy. Dwa. Jeden – odliczała sekundy razem z zegarem.

Wreszcie alarm, który nastawiła równe pięć minut temu, zadzwonił i Justyna spojrzała na płytkowy test ciążowy, który trzymała w drugiej ręce. Jedna kreska. Brak ciąży. Znowu. Biel w miejscu, w którym powinna pojawić się kreska testowa, aż raziła ją w oczy.

Justyna odetchnęła głęboko i nagle uszło z niej nie tylko wstrzymywane w płucach powietrze, ale również cała energia. Położyła test na szafce i oparła czoło o chłodną ścianę. Mijał ósmy miesiąc, odkąd starali się z Grześkiem o dziecko.

Jestem do niczego… – przebiegło jej przez myśl. Grzesiek co prawda w ostatnich tygodniach nieskończoną ilość razy powtarzał jej, że to, iż im się nie udaje, na pewno nie jest jej winą, ale choć Justyna bardzo chciała mu wierzyć, podskórnie czuła, że to z nią coś jest nie tak. Jakiś czas temu postanowiła sobie, że jeśli w tym miesiącu znów im się nie uda, to pójdzie do lekarza. Pewne schorzenia nie od razu dawały objawy, prawda? No i nie była już młodą dziewczyną, a czas, jak powszechnie wiadomo, nie działał korzystnie na płodność u kobiet, choć późne macierzyństwo w ostatnich latach robiło się coraz bardziej trendy.

– Kochanie? Wszystko w porządku? – Zza drzwi dobiegł głos jej partnera, Grzegorza.

Justyna oderwała czoło od ściany i jakby się ocknęła.

– Tak, tak! – zawołała, a potem odkręciła wodę, żeby umyć ręce. – Już wychodzę!

Jeszcze raz spojrzała na test. Nic się nie zmieniło. Nadal widniała na nim tylko jedna kreska, która wyraźnie informowała, że w jej brzuchu nie rozwijało się dziecko. Justyna westchnęła, a potem wyrzuciła test do kosza. Walcząc ze smutkiem, ruszyła do drzwi, ale nim wyszła z łazienki, jeszcze na moment przystanęła i przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. Z błyszczącej tafli patrzyła na nią szczupła blondynka w średnim wieku. Rozpuszczone, falowane pasma opadały na jej ramiona. Plecy miała lekko zgarbione, jakby przygniatał ją ciężar ostatnich niepowodzeń. Tylko oczy miała błyszczące, ale niestety, nie z radości. Odbijały się od nich jasne światła żarówek zamontowanych w kinkietach przy lustrze.

Justyna westchnęła, zgasiła światło i wyszła z łazienki. Grześka znalazła w salonie, siedział przy stole ze wzrokiem utkwionym w ekranie swojego laptopa i ze skupioną miną czytał jakiś tekst. Choć to był pierwszy listopad, który spędzali razem, odkąd zeszli się po rozstaniu, Justyna wiedziała, że Grzesiek będzie o tej porze roku wyjątkowo zapracowany. Od lat prowadził firmę z kostiumami i dekoracjami scenicznymi, która o tej porze roku zmieniała szyld i przemieniała się w słynną w całej okolicy Wypożyczalnię Świętych Mikołajów. Oferowała choinki, elfy, renifery z pluszu, zwierzęta do żywej szopki, wielkie sanie, worki ze sztucznym śniegiem oraz oczywiście czerwone kostiumy i brody albo aktora, który wcielał się w postać znanego świętego i odwiedzał dzieci oraz dorosłych. Klienci mieli w czym wybierać. Justyna była pod wrażeniem świątecznego imperium, które udało się zbudować jej partnerowi. Grzesiek ostatnio bez przerwy jeździł na spotkania i negocjował kolejne duże zlecenia, na konto firmowe wpływały ogromne sumy pieniędzy. Mężczyzna zasugerował, że ona nie musi pracować i może po prostu zajmować się ich mieszkaniem. Justyna zrezygnowała więc z pracy. Czasami, co prawda, brakowało jej uczniów, wyzwań, satysfakcji z nauczania, lecz codzienne dojazdy do małej szkółki zupełnie jej się nie opłacały po przeprowadzce do Grzegorza.

– Będąc ze mną, nie musisz martwić się o pieniądze – zapewnił ją.

Justyna wiedziała, że może mu wierzyć i dlatego po zakończeniu roku szkolnego złożyła wypowiedzenie. Grzesiek był człowiekiem sukcesu, wspaniale mu wychodziło prowadzenie własnego biznesu, wziął na siebie utrzymanie ich obojga. A ona mogła w pełni przygotować się do macierzyństwa.

Sęk w tym, że nadal nie zachodziła w ciążę. Nie potrafiła dać mu dziecka, którego tak bardzo pragnął. Którego i ona niewyobrażalnie pragnęła.

Po cichu przeszła przez pokój i przytuliła się do pleców ukochanego mężczyzny.

– Zapracowany? – zapytała łagodnie, próbując wyrzucić z głowy widok testu ciążowego, który spoczywał teraz w koszu.

Czując na sobie ciepło jej dłoni, Grzesiek oderwał się od pracy i popatrzył na swoją partnerkę. Jeszcze się nie przebrał, nadal miał na sobie koszulę oraz eleganckie spodnie.

– Trochę – odpowiedział spokojnie.

Justyna wskazała na ekran laptopa.

– Kolejne duże zlecenie?

– Odezwał się do mnie organizator Festiwalu Lodowych Rzeźb, który ma się odbyć w naszym miasteczku. Słyszałaś o tym?

– No pewnie – odparła Justyna i usiadła na krześle obok. – Dzień przed Wigilią, na rynku, pokaz rzeźbienia w lodzie na żywo. Chyba każdy mieszkaniec naszego miasta słyszał o tym konkursie.

Na usta Grześka wypłynął lekki uśmiech.

– Organizatorzy chcą wynająć ode mnie sceny, dekorację. Szukają też hostess.

– Wow. Mówisz poważnie?

– Jak najbardziej. Właśnie dostałem od nich wykaz tego, co będzie im potrzebne.

– Więc szykuje się ogromne zlecenie. A dostaniesz w podziękowaniu za pomoc wejściówki za kulisy od organizatora? – zażartowała.

Grzesiek się zaśmiał.

– Byłabyś zainteresowana zajrzeniem za kulisy takiego konkursu?

– Tym razem chętnie wykorzystałabym fakt, że masz znajomości.

Grzesiek wyciągnął rękę i dotknął jej uda.

– Zobaczę, co da się zrobić.

– Dziękuję. – Justyna cmoknęła go w usta, po czym podniosła się z krzesła i ruszyła do kuchni. – Chcesz może herbatę?

– Herbaty nie chcę, ale chętnie wypiję kawę.

– Z ekspresu?

– Poproszę.

Justyna minęła Arnolda, golden retrievera, i włączyła ekspres do kawy. Pies spał, tylko na chwilę uniósł łeb i łypnął okiem, czy nie dostanie czegoś do jedzenia. Justyna musiała przyznać, że polubiła tego zwierzaka, choć początkowo miała obawy o mieszkanie z dużym psem. Arnold był jednak niezwykle pokojowo nastawionym i spokojnym zwierzakiem. Szybko ją polubił, a jeszcze szybciej wyczuł, że od niej prędzej dostanie jakiś przysmak niż od Grześka, gdy zrobi minę nieszczęśliwego, głodnego pieska. Tym razem chyba był jednak bardziej zmęczony niż głodny, bo gdy tylko sprawdził, że pańcia nie otwiera lodówki ani szafki z przysmakami, z powrotem poszedł spać. Justyna wyjęła ze zmywarki dwa czyste kubki i przygotowała dla siebie zieloną herbatę, a dla Grześka kawę. Potem zaniosła napoje do salonu.

– Proszę.

– Dziękuję – odparł mężczyzna, choć nawet na nią nie spojrzał.

Justyna ze swoim kubkiem usiadła na kanapie, która stała po drugiej stronie pokoju. Ich salon był duży, miał ponad trzydzieści metrów. Dodatkowo mieli do dyspozycji aż trzy pokoje oraz łazienkę i kuchnię. Gdy kupowali mieszkanie, liczyli na to, że w ich związku szybko pojawią się dzieci. Nie zamierzali zwlekać z poczęciem dziecka. Niestety, miesiące mijały, a pokoje wciąż stały puste…

Justyna westchnęła, wzięła do ręki telefon i zalogowała się na swój profil na forum, gdzie od pewnego czasu wymieniała wiadomości z innymi kobietami, które również bezskutecznie starały się o dziecko. Zerknęła kątem oka na Grześka, który nadal wpatrywał się skupionym wzrokiem w komputer, a potem okryła się kocem i wystukała na klawiaturze smartfona:

U mnie znowu biel na teście – oznajmiła zaprzyjaźnionym użytkowniczkom forum. – Kolejny raz się nie udało.

Już po chwili jedna z dziewczyn odpisała na jej wiadomość:

Może za wcześnie zrobiłaś test?

Chciałabym – pomyślała Justyna, ale nie zdążyła tego napisać, bo na ekranie smartfona pojawiła się kolejna wiadomość.

Kochana, jak teraz się nie udało, to może będziecie mieli z partnerem prezent pod choinkę? Mam na myśli oczywiście dwie kreski na teście ciążowym w okolicach Wigilii.

Justyna uśmiechnęła się na myśl, że mogłaby w przyszłym miesiącu wręczyć Grześkowi zapakowany w ładne pudełko test ciążowy jako prezent pod choinkę. To ją trochę pocieszyło.

Bardzo bym chciała, żeby tak było – odpisała i dodała emotikonę z uśmiechem. W ostatnich miesiącach kobiety z tego forum były dla niej ogromnym wsparciem, choć w prawdziwym świecie nigdy się nie poznały.

Znowu popatrzyła na ukochanego. Pragnęła powiedzieć mu o wszystkich swoich obawach i nadziejach, ale nie zamierzała odrywać go od pracy. Do tego z ich dwojga to ona bardziej pragnęła dziecka. Od pewnego czasu to na forum wylewała swoje przeżycia, uczucia, pragnienia, tęsknoty i rozterki, zamiast zwierzać się jemu. Kilka tygodni temu odbyli nieprzyjemną rozmowę, podczas której Grzesiek nazwał ją desperatką. To zabolało, bo Justyna nie widziała nic dziwnego w marzeniu o dziecku. Choć kochała Grześka nad życie, to nie we wszystkich kwestiach świetnie się dogadywali i rozumieli. On ostatnio całą swoją uwagę przekierował na firmę i choć Justyna nie chciała mieć do niego o to pretensji, czasami w środku aż kipiała ze złości. Podczas gdy on jeździł na kolejne spotkania służbowe, ona siedziała sama w domu i zastanawiała się, czy jest w ciąży czy nie. To było dla niej trochę smutne i czuła się niekiedy bardzo samotna.

Na szczęście uczepiła się kurczowo nadziei na zajście w ciążę przed samą Gwiazdką. To skutecznie poprawiło jej humor. Kto wie, może w grudniu w ich rodzinie wydarzy się mały cud?

 

 

 

 

 

Grzegorz

 

 

Kiedy rano Grzesiek wszedł do firmy, od razu podeszła do niego Magda, jego była bratowa, która od dawna pracowała u niego jako sekretarka. Od pewnego czasu byli wspólnikami w interesach. Gdy rok temu Grzesiek omal nie stracił życia, uświadomił sobie, że dobrze by było zatroszczyć się o losy firmy na wypadek, gdyby niespodziewanie zmarł albo poważnie ucierpiał. Kiedyś najbardziej zżyty był z bratem, ale odkąd Borys wyjechał i zakochał się w innej kobiecie, ich relacja właściwie się rozpadła. Grzesiek nie umiał wybaczyć bratu tego, że zostawił rodzinę, i teraz lepiej dogadywał się z Magdą niż z nim. Wpadali do siebie na kawę, jeździli razem na zakupy i rozmawiali właściwie o wszystkim. Była bratowa stała się jego prawą ręką zarówno w pracy, jak i w życiu, choć w tej drugiej kwestii nieco zaczęło się zmieniać, odkąd Grzesiek ponownie wszedł w związek z Justyną.

Uśmiechnął się na widok Magdy, dziś ubranej w elegancką czerwoną sukienkę za kolano.

– Cześć. Masz ochotę na kawę? – zagadnął. – Po twojej minie wnioskuję, że coś się wydarzyło.

Szczypkowska odgarnęła włosy za ucho.

– Tak łatwo mnie rozgryźć?

– Już trochę się znamy. To co? Kawa w moim gabinecie?

Magda wahała się chwilę.

– Niech będzie – zgodziła się wreszcie. – Świat się chyba nie zawali, gdy nie odbiorę kilku telefonów.

– Zdeterminowani klienci zadzwonią jeszcze raz później – skwitował Grzesiek.

Po chwili siedzieli już przy biurku w jego gabinecie, popijając kawę z dwóch kubków ze świątecznymi nadrukami.

– Jaką masz do mnie sprawę? – zapytał Grzesiek.

– Sekretarka naszego burmistrza dzwoniła do mnie z samego rana. Pytała, czy podpisaliśmy już umowę z organizatorem festiwalu, który ma się przed świętami odbyć na rynku.

– Ciekawe. Spytałaś, dlaczego ją to w ogóle obchodzi?

– Nie wprost, ale wywnioskowałam, że burmistrzowi bardzo zależy na tym, żeby organizatorzy konkursu i późniejszej wystawy byli zadowoleni z usług świadczonych przez firmy z miasteczka.

– Niech zgadnę. Burmistrz liczy na to, że festiwal odbędzie się tutaj też za rok?

– Z ust mi to wyjąłeś.

– Szkoda tylko, że załatwia takie rzeczy przez sekretarkę, a nie osobiście.

– To dziwny facet. Przecież o tym wiesz.

Grzesiek westchnął.

– Niestety…

– No to co z tym konkursem? – zapytała go Magda. – Dogadałeś się z organizatorem? Podpisujemy z nimi umowę?

– Tak, rozmawiałem z facetem wczoraj wieczorem po tym, jak przysłał mi mailem listę usług, na których mu zależy. Udało nam się dogadać.

– To wspaniale! – ożywiła się Magda. – Uwielbiam takie duże zlecenia.

Grzesiek się zaśmiał.

– Ja też. Możesz powiedzieć sekretarce burmistrza, że wszyscy w gminie mogą spać spokojnie, bo mnie też zależy na tym, żeby organizatorzy konkursu wrócili do nas za rok.

– Przekażę jej to. Na pewno będzie zadowolona.

Grzesiek wywrócił oczami, a potem upił kolejny łyk kawy.

– A odchodząc nieco od tematu pracy… Wybieracie się z Kajtkiem na ten festiwal? – zapytał o swojego bratanka.

– Chyba nie mam wyboru. Kajtek trajkocze o tym konkursie, odkąd tylko zobaczył plakat na mieście. W dodatku oznajmił mi, że zostanie w przyszłości rzeźbiarzem, bo to wydaje mu się superatrakcyjnym zajęciem.

– Jeszcze niedawno chciał być strażakiem.

– Tak, tak. A wcześniej trenerem psów. To się zmienia jak w kalejdoskopie. A ty i Justyna wybieracie się na ten pokaz?

– Oczywiście. Liczę na to, że dostaniemy wejściówki dla VIP-ów. Dla ciebie i Kajtka też postaram się załatwić.

– Byłoby super. Kajtek naprawdę się napalił.

– A jeśli już mówimy o Justynie… – Grzesiek zawiesił głos i popatrzył Magdzie w oczy. – Zrobisz coś dla mnie?

– Co takiego ci chodzi po głowie?

– Robiła wczoraj test ciążowy i chyba znowu nam się nie udało.

– Chyba?

– Nie dopytywałem, bo ostatnio się o to pokłóciliśmy, ale jestem tego niemal pewny, bo przez cały wieczór wydawała się przybita i trochę nieobecna. Gdyby były dwie kreski, to skakałaby ze szczęścia, zamiast zamartwiać się siedząc pod kocem.

– Przykro mi.

– Kiedyś się uda – powiedział Grzesiek z nadzieją. – Ale teraz chciałbym cię prosić, żebyś wyciągnęła Justynę na kawę. I może na jakieś zakupy? Ona ostatnio tylko siedzi w domu i martwi się tą ciążą, a raczej jej brakiem. Myślę, że dobrze by jej zrobiło, gdyby trochę się rozerwała, a wątpię, żeby była szczęśliwa, gdybym poprosił moją mamę, żeby dotrzymała jej towarzystwa. Planuję niedługo sam ją wyciąg­nąć do kina, ale babskie wyjście też by jej się moim zdaniem przydało.

Magda się uśmiechnęła, chociaż nic nie mogła zarzucić swojej byłej teściowej.

– W porządku. Wyciągnę Justynę na miasto.

– Dziękuję. Obiecuję, że ci się za to odwdzięczę.

– Nie trzeba. Przecież w pewnym sensie nadal jesteśmy rodziną.

– A jakie macie z Kajtkiem plany na święta? – zmienił temat.

Kobieta upiła kolejny łyk kawy, zanim odpowiedziała.

– Chyba zjemy kolację wigilijną we dwoje, a potem będziemy oglądać filmy i chodzić na spacery.

– Odpoczynek pełną parą.

– Coś w tym rodzaju. A ty i Justyna?

– Jeszcze nie rozmawiałem z nią o tym, co będziemy robić.

– Pewnie będzie chciała odwiedzić swoich rodziców.