Erotyczny zodiak: 10 opowiadań dla Ryb - Nicole Löv, Marie Metso, Alexandra Södergran, Julie Jones, Amanda Backman, Beatrice Nielsen, Vanessa Salt, Olrik, Chrystelle LeRoy - ebook + audiobook

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

„Gdy Martin zaczął całować ją po szyi, było już po niej. To jej pięta achillesowa, on dobrze o tym wiedział. Kiedy dotknął ręką jej spodni, poczuł, że jest cała mokra. Wystarczyłby jeden jego ruch, a ona z miejsca osiągnęłaby orgazm".

Anna nie wierzyła w miłość od pierwszego wejrzenia do dnia, kiedy spotkała Martina. Ten mężczyzna robi wszystko dobrze, zna jej ciało i potrzeby lepiej niż ona sama. Jednak mimo że ich znajomość dobrze się zaczyna, a między nimi pojawia się chemia, ich związek jest dość skomplikowany. Być może zbyt skomplikowany (Zostań ze mną, Nicole Löv)

Jesteś „zodiakarą"? Seria „Erotyczny Zodiak" jest w takim razie dla Ciebie!

Wydawnictwo LUST przedstawia nowy cykl, który zainteresuje zwłaszcza miłośników/miłośniczki horoskopów i wszystkie osoby, które wierzą w moc znaków.

Kolejna część powstała z myślą o Rybach i jest związana z ich miłosną charakterystyką.

Te fantastyczno-mityczne i mistyczne historie idealne współgrają z seksualnym temperamentem osób spod tego znaku. Ryby potrafią się zatracić w akcie miłosnym. Marzą o bajkowym romansie i są niezwykle uwodzicielskie w swoich fantazjach, ale muszą uważać, żeby nie przesadzić, bo wtedy partner czy partnerka mogą poczuć się rozczarowani.

Niech ten tom dostarczy Wam dreszczyku emocji, zmysłowych doznań i przyjemności równie gorącej co wspomnienie letniego romansu!

W skład zbioru wchodzą następujące opowiadania:

Sen o Paryżu

Hotel California

Wyprawa do starożytnego Egiptu

Czarny kot

Awaria zasilania

Kobieta i rybak

Zostań ze mną

Nimfa i fauny

Sukub

Rusałki

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 158

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 49 min

Lektor: Alicja Karat

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność



Podobne


Nicole Löv Marie Metso Alexandra Södergran Julie Jones Amanda Backman Beatrice Nielsen Vanessa Salt Olrik Chrystelle LeRoy

Erotyczny zodiak: 10 opowiadań dla Ryb

Lust

Erotyczny zodiak: 10 opowiadań dla Ryb

Tłumaczenie LUST

Tytuł oryginału Erotyczny zodiak: 10 opowiadań dla Ryb

Język oryginału szwedzki

Zdjęcie na okładce: Shutterstock

Copyright © 2023 Chrystelle LeRoy, Olrik, Vanessa Salt, Beatrice Nielsen, Amanda Backman, Julie Jones, Alexandra Södergran, Marie Metso, Nicole Löv i LUST

Wszystkie prawa zastrzeżone

ISBN: 9788727094601 

1. Wydanie w formie e-booka

Format: EPUB 3.0

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.

www.sagaegmont.com

Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.

Sen o Paryżu - opowiadanie erotyczne

Wzdrygam się, gdy wiatr unosi moją spódnicę, odsłaniając całą lewą nogę. Przystaję, żeby ją poprawić. Moje czarne sandałki stukają o bruk, na ulicy jest mnóstwo turystów i niektórzy zsuwają okulary przeciwsłoneczne na wypadek, gdybym odsłoniła więcej ciała dla ich pożądliwych spojrzeń.

Czy ktoś zagwizdał? Może tylko mi się wydawało…

Zakłopotana szybko skręcam za róg, by znaleźć się jak najdalej od tych ludzi, i zaglądam do mapy w telefonie. Nie chcę pójść nie tam, gdzie trzeba, nie chcę tracić czasu, nie chcę się zgubić. Za bardzo się wtedy denerwuję. Powiedział, że mam być przy Rue Saint-Lazare 108 w porze lunchu, ale nawet nie śmiem mieć nadziei, że go tam zastanę. Potem już się nie odzywał. Może to tylko taki żart? Sprawdzający test na to, czy ma nade mną władzę.

A co, jeśli będę na niego czekać, a on się nie zjawi? Co, jeśli w jakiś sposób się dowie, że przyszłam? Że wciąż mam nadzieję?

Według mapy to tylko piętnaście minut spacerem, więc mam mnóstwo czasu. Mimo to postanawiam, że dotrę tam jak najszybciej i znajdę jakiś punkt obserwacyjny, by widzieć, ale nie być widzianą.

Gdy tak idę, Paryż lśni w słońcu, a ja kątem oka dostrzegam, że mnóstwo ludzi trzyma w dłoniach lody. Po prawej i po lewej słyszę śmiech dzieci, widzę całujące się pary. Chińscy turyści z kwaśnymi minami stoją przy fontannie. Na świeżo ogolonych nogach czuję przyjemne muśnięcia czerwonej spódnicy. W tym roku jestem zadowolona z mojej opalenizny.

Szybkim krokiem zbliżam się do celu. Mam na sobie czarny top idealnie takiej długości, by odsłaniał trochę ciała i ukazywał opalony, wysportowany brzuch oraz tatuaż na ramieniu. Myślę o Alfonsie, o tym jego głupawym imieniu, które tak doskonale pasuje do jego wesołych jasnoniebieskich oczu. Zaczynam liczyć na to, że uczesze jasne i gęste włosy tak, jak najbardziej lubię, czyli krótko po bokach i spora grzywka, którą można przeczesać palcami. Może nawet ma okulary przeciwsłoneczne, białą koszulę i pali papierosa. To by było chore.

Przestań mieć nadzieję, idiotko. Nie będzie go tam.

Ściska mnie w żołądku. Białe bawełniane stringi z koronką są za ciasne, ale rekompensuje to miły dotyk spódnicy na nagich pośladkach. Z niepokoju i podekscytowania czuję mrowienie na całym ciele. Przynajmniej moje włosy są idealne. Na tyle, na ile to możliwe. Zapuściłam je, ale kilka dni temu przycięłam, zostawiając tylko to, co było w naturalnym kolorze. Teraz, gdy idę, kołyszą się po bokach mojej wydatnej szczęki, i czuję się seksowna. Umalowałam tylko rzęsy tuszem, bo chcę czuć się naturalna, kiedy go zobaczę. Naturalna… szczera…

Alfons i ja poznaliśmy się na Uniwersytecie w Lund. Zaprzyjaźniliśmy się przy książkach, papierosach i czerwonym winie. Mogliśmy być ze sobą szczerzy w sposób, którego nie doświadczyłam z nikim innym. Co więcej, oboje akceptowaliśmy to co mroczne, i to był jeden z głównych powodów, dla których ciągnęło nas ku sobie.

W pierwszych latach do niczego między nami nie doszło, zresztą z różnych powodów. On kogoś miał, a ja spotykałam się z facetem, z którym po jakimś czasie zerwałam.

Potem Alfons był sam, ale przeprowadził się do Paryża, by spróbować życia artysty. Miał twórczą naturę, był intelektualistą. Chciał tego, co miał Baudelaire w deszczowym mrocznym Paryżu. Potrafił wspaniale opowiadać o poezji i sztuce, i to jego intelekt najbardziej mnie ciekawił. No i jeszcze to, że był wygadany i potrafił każdego oczarować. Jego urok był naprawdę niezwykły, a w oczach miał coś takiego, o pozwalało poczuć, że naprawdę TU JEST, kiedy do ciebie mówi. To było dla mnie jak narkotyk, ten jego uśmiech, ta mroczna mistyka kryjąca się gdzieś w głębi.

Kiedyś na imprezie wziął mnie pod stołem za rękę. Wszyscy zaczęli gadać o stwardnieniu rozsianym w ten pijacki, niezbyt przyjemny sposób, a u jego matki dopiero co zdiagnozowano tę chorobę, więc potrzebował wsparcia. I wybrał mnie. Nie mogłam usiedzieć spokojnie, byłam podniecona, wierciłam się na krześle i próbowałam przyciągnąć go do siebie, by kochać się z nim tam, przy wszystkich.

Ale nie mogłam do tego dopuścić, bo wtedy nasz romans, oparty na SMS-ach i emocjach, wyszedłby na jaw, podobnie jak wszystkie kłamstwa, które wciskaliśmy przyjaciołom, by być blisko siebie, ale w taki sposób, żeby nie było to dla wszystkich oczywiste. Bo ludzie poczuliby się zranieni.

Gdy myślę o tym teraz, wiele lat później będąc w Paryżu na jego prośbę, wydaje mi się, że może było warto.

Zastanawiam się nad tym i na chwilę ogarnia mnie niepokój, a potem idę dalej.

W ostatnim okresie pobytu w Lund podczas imprezy u kolegi z roku przypadkiem znaleźliśmy się w kuchni sam na sam. Wszyscy poszli do klubu, a ja przed wyjściem chciałam wyjąć z lodówki mój cydr. On chciał zrobić to samo. Lubiliśmy nawet ten sam rodzaj. Nasze spojrzenia się spotkały i uświadomiliśmy sobie, że otaczają nas cztery ściany. Że jesteśmy sami w pomieszczeniu i oczy całego świata na nas nie patrzą. Było ciemno z wyjątkiem zielonego stroboskopu, który rzucał wzory na ściany i na nasze twarze. Wystarczyłaby jedna iskra, a cały budynek by się zapalił.

Alfons… Niemal wyszeptałam jego imię, ale zagłuszyła mnie wciąż głośno grająca muzyka. Gdy powoli ruszył w moją stronę, zrobiłam kilka kroków ku niemu, nie wiedząc, co począć. Staliśmy tak, nasze usta dzieliło zaledwie kilka centymetrów i oddychaliśmy ciężko. Moja ręka jakby sama się uniosła i delikatnie pogłaskała go po prawym policzku.

– Gabriello… – powiedział i znów spojrzeliśmy na siebie.

Gdy przez moje ciało przebiegł lekki dreszcz, przeczesałam palcami grzywkę Alfonsa. Poczułam jego ręce w talii, chwycił mnie desperacko, tak naprawdę zbyt mocno. A potem nasze usta spotkały się w pierwszym głodnym pocałunku. To działo się tak, jakbym przestała cokolwiek słyszeć, zniknęła gdzieś w głębi siebie i tylko CZUŁAM tamtą chwilę.

Przylgnęliśmy do siebie ze świadomością, że mamy boleśnie mało czasu. W pewnej chwili odsunęliśmy się, by złapać oddech, ale Alfons szybko chwycił mnie za spodnie i pociągnął z powrotem w swoje ramiona, do swoich ust. Szepnęłam mu do ucha:

– Muszę cię mieć dziś w nocy…

A z jego gardła wyrwał się pełen frustracji pomruk. Widziałam pulsującą tuż pod skórą żyłkę w dołku przy szyi i pocałowałam to miejsce. Nie mogłam się powstrzymać. Spontanicznie pociągnął mnie za włosy, ale jakieś dźwięk sprawił, że odskoczyliśmy od siebie i szybko sprawdziliśmy, jak wyglądamy.

Próbowałam ukryć erotyczne napięcie wiszące w powietrzu. Jak na komendę zaczęliśmy przeglądać zawartość lodówki, a jakieś dziesięć sekund później weszli nasi przyjaciele, którzy zmienili plany i do rana imprezowaliśmy w mieszkaniu.

Tamtej nocy do niczego nie doszło. Później zjawiła się jego dziewczyna, była pijana i wymiotowała. Potem przez długi czas w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy, bo wszystko było takie cholernie skomplikowane. Bywały takie chwile, że czułam się wykorzystana, ale rozumiałam też, z czego to się brało. Rozumiałam, że to, by Alfons pozostał w moim życiu, było na tyle ważne, by z tego powodu przez te wszystkie lata nie tracić ze sobą kontaktu.

Potrząsam głową, by powstrzymać napływające wspomnienia. To działo się przed siedmiu laty, ale moje ciało wciąż świetnie to pamięta. Choć każde z nas żyło swoim życiem w innym miejscu, nigdy nie przestaliśmy się komunikować. Gdy mijało zbyt dużo czasu w ciszy, zawsze któreś z nas się odzywało. Ale nie chcę teraz o tym myśleć. Nie chcę czuć się zbyt wrażliwa i bezbronna, jeśli faktycznie Alfons się pojawi. Bo wcześniej, gdy go o to prosiłam, nie zgodził się tego zrobić. To by mu dało przewagę nade mną, a ja chcę się czuć silna… przynajmniej na początku.

Chcę być w takim stanie, by głos mi nie zadrżał, gdy powiem mu prawdę.

Kierując się mapą, skręcam za ostatni róg i widzę wznoszący się nade mną ogromny budynek. To jest to miejsce, adres, który podał mi kilka dni temu. To, że tu jestem, to jakieś szaleństwo. Po prostu nie mówiąc nic nikomu, rzuciłam wszystko i wyjechałam.

Czy na pewno jestem we właściwym miejscu?

Urzeczona widokiem podchodzę do wejścia, zapominając o tym, że miałam się ukrywać, i bez namysłu wchodzę do środka. Moja barwna postać znika w budynku – z daleka musi to wyglądać jak kropka czerwieni w morzu czerni. Na tabliczce widnieje napis Hilton Paris Opera. Nigdy nie słyszałam o tym miejscu. Pokryte marmurem ściany przy wejściu i złote kolumny mówią same za siebie. Jest to luksusowy hotel. Żeby poczuć adrenalinę i zebrać się na odwagę, podchodzę do recepcji i pytam moim słabym szkolnym francuskim:

– Czy pan Alfons oczekuje Gabrielli?

Czuję mrowienie w całym ciele i zaczynam chichotać. Zakłopotana zasłaniam usta i odwracam wzrok. To nie może być prawda, to za bardzo przypomina film. Recepcjonista, młody i bardzo uprzejmy mężczyzna, unosi palec i sprawdza w notatkach. Odwracam się dla zabicia czasu. Każda sekunda wydaje mi się godziną. Jest za dziesięć dwunasta.

Może go tu nie ma? Może Alfons w ogóle się nie zjawi? Może jestem w niewłaściwym miejscu?

W holu jest niesamowita akustyka, jakby umyślnie wzmacniała tylko piękne dźwięki obcasów stukających o marmurową posadzkę czy radosny śmiech. Natomiast prywatnych rozmów prowadzonych przez siedzących na sofach gości w ogóle nie słychać. To miejsce stworzone dla sekretów. Ale w Paryżu Alfons i ja nie musielibyśmy ukrywać naszej miłości i pożądania; nie tutaj, wśród nieznajomych Europejczyków i turystów, którzy nas nie zapamiętają. Jest coś nieopisanie erotycznego, gdy jest się niewidzialnym w otwartych przestrzeniach, gdy jest się tymi jedynymi, którzy WIEDZĄ.

– Proszę pani – słyszę za plecami.

Próbuje zrozumieć francuski przekaz i wydaje mi się, że Alfons czeka na zewnątrz, ale ta perspektywa mnie przeraża. Czuję, jakbym miała się rozpaść na czerwonym dywanie przy recepcji. Kurczowo przytrzymuję się kontuaru i proszę go, żeby powtórzył. Miałam rację.

O nie.

To znaczy, że jakimś sposobem go minęłam i czuję się z tego powodu zawiedziona. Sądziłam, że zawsze go zauważę, gdy będzie w pobliżu. Że wyczuję jego bliskość. Może jestem za bardzo rozkojarzona własnymi myślami?

Musiał widzieć, jak wchodziłam do środka.

Na tę myśl przełykam z trudem. Widzę tę jego minę zadowolonego z siebie człowieka, bo jeśli mnie widział, to wie, że ma nade mną przewagę.

Dziękuję recepcjoniści i odchodzę. Już najwyższa pora. Po prostu muszę to zrobić. Zobaczyć się z nim, o ile to prawda, że rzeczywiście na mnie czeka. Z wyimaginowaną odwagą podchodzę do drzwi i czuję motylki w brzuchu, gdy rozglądam się najpierw na prawo, potem na lewo, i w końcu go dostrzegam. Na zewnątrz jest gorąco i tłoczno. Wszystko dzieje się tak szybko.

Alfons pojawia się w moim polu widzenia. Zatrzymuję się zszokowana tym, jaki jest przystojny i jak bardzo wciąż mnie pociąga. A po dwóch sekundach wszystko jest jasne: nic się nie zmieniło. To znaczy, że już się nie boję. Zatapiam się w jego spojrzeniu i niemal rzucam mu się w ramiona, choć zaplanowałam, że rozegram to czysto i bez komplikacji, że będę panować nad sytuacją. Śmieję się i nie zauważam, że ujął moje dłonie, by mnie podtrzymać, dopóki nie dociera do mnie ciepło jego rąk. Naprawdę tu jest. O mój Boże!

– Gabriello, cudownie cię widzieć… – mówi.

Stoimy zapatrzeni w siebie. Zakłopotana uśmiecham się do niego szeroko. Coś się zmieniło. Może teraz w powietrzu jest między nami więcej tlenu, a mniej gierek?

– Ciebie też wspaniale widzieć, Alfonsie – odpowiadam i już mam ciągnąć dalej, gdy on mnie rozprasza, głaszcząc moje włosy i pieszcząc szyję.

Przyciąga mnie do siebie i obejmuje, a wtedy oboje wzdychamy z ulgi, gdyż nasze ciała znów się dotykają, a nasze serca znów czują swój rytm.

– Z początku nie wierzyłam, że to prawda – mówię z ustami przy jego piersi. Ma na sobie białą koszulę, na co liczyłam. – Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś – dodaję szeptem.

Alfons głaszcze mnie po plecach. To uczucie promienieje do mojego kręgosłupa i kości ogonowej, która nagle wydaje się ciężka i wrażliwa. Pulsuje i ciągnie mnie w dół.

– Nie sądziłem, że przyjedziesz. Myślałem, że już jest za późno, że zapomniałaś… – Ujmuje moją twarz.

Odruchowo wciągam powietrze, bo teraz zostało już tylko jedno: prawda. Alfons otwiera usta, by powiedzieć coś jeszcze, ale kładę na nich palec.

– Za nic nie mogłabym zapomnieć – przerywam mu zaskoczona własną odwagą, ale równocześnie nie potrafię zapanować nad dziko bijącym sercem.

Kładę mu ręce na ramionach, masuję mięśnie, a on z uśmiechem pochyla się w moją stronę. Czuje ucisk w gardle, robię krok do przodu i wsuwam nogę między jego nogi, by być bliżej. Natychmiast przywieramy do siebie, jakbyśmy byli jedną istotą. Nasze oddechy są tak ciężkie z podniecenia, że musimy przerwać pocałunek, by zaczerpnąć tchu. Spoglądamy po sobie i wybuchamy śmiechem. To najbardziej wyzwalający śmiech, jakiego w życiu doświadczyłam. Jest nabrzmiały emocją i dziką swobodą.

– Chodźmy, mam tu pokój – mówi zdyszany, bierze mnie za rękę i delikatnie ciągnie za sobą.

Uwielbiam być razem z nim. To, że ludzie na nas patrzą, jakbyśmy byli dla siebie stworzeni. To, że od razu widać, że jesteśmy tu razem. Tak bardzo widać, że nawet nie szukam potwierdzenia w cudzych oczach. Nie potrzebuję tego. W ogóle niczego już nie potrzebuję, tylko Alfonsa.

– Mówisz poważnie? – pytam, próbując ogarnąć jego słowa. – Jak cię na to stać? – Natychmiast czuję się zażenowana. – Przepraszam, nie musisz na to odpowiadać – dodaję szybko.

Alfons śmieje się, po czym wyjaśnia:

– W porządku, Gabi. Dwa tygodnie temu wygrałem ten pokój w pokera. Jest nasz do jutra do czternastej… – Nagle przerywa i patrzy na mnie nerwowo.

Wciąż myślę o tym, w jaki sposób wymówił „Gabi”, i muszę się bardzo skoncentrować, żeby nie rzucić się na niego i nie kochać się z nim tu, na marmurowej posadzce.

– Na pewno chcesz tego tak bardzo jak ja? – pyta z taką bezbronnością w głosie, że ściska mi się serce.

Rozumiem to. Lepiej niż ktokolwiek inny rozumiem jego niepewność, dlatego i szepczę, i całuję go w odpowiedzi:

– Kochanie, tak długo na to czekałam, że już nie chcę tracić czasu na gadanie o tym.

Gdy Alfons ściska mnie w talii, sztywnieję z pożądania. W milczeniu idziemy do windy, ale nadal telepatycznie się porozumiewamy. Oczywiście winda jedzie przez całą wieczność, a nam brakuje cierpliwości. Zatrzymuje się niemal na każdym piętrze, ludzie wsiadają i wysiadają. Nie potrafię powstrzymać się od westchnień, gdy inni poruszają się zbyt wolno albo gdy za długo szukają właściwego przycisku. Ale mam też czas, by pomyśleć, że „to absolutnie nie będzie coś, o czym będę jutro pamiętać”, i zestresowana uśmiecham się do starszej pani brzydko umalowanej szminką.

Alfons z uśmiechem obejmuje mnie ramieniem. Wytrzymujemy całą drogę na samą górę, a potem wędrówkę pustym korytarzem na ostatnim piętrze. Trzymając się za ręce, kierujemy się do hotelowego pokoju. Alfons prowadzi i co chwilę zerka na mnie, mając w oczach coś dzikiego. Nie mówimy ani słowa, ale świetnie się rozumiemy. Tłumię instynktowny odruch, by rzucić się do ucieczki.

Wreszcie Alfons wyciąga kartę magnetyczną z tylnej kieszeni spodni, otwiera drzwi i wprowadza mnie do luksusowego pokoju hotelowego z kanapą, fotelami, wielkim dwuosobowym łóżkiem i ogromną przeszkloną kabiną prysznicową. Trzy okna od samej podłogi do sufitu są otwarte, a cienkie białe firanki powiewają poruszane lekkim ciepłym wiatrem. Na zewnątrz Paryż tętni swoim rytmem i do niczego nas nie potrzebuje. Jest jak niemożliwa do sforsowania fosa otaczająca naszą twierdzę.

– Napijesz się wina? – pyta Alfons, a ja kiwam głową, podchodzę do środkowego okna i opieram się o framugę.

To jest po prostu niesamowite. Ten pokój, Alfons, zapach unoszący się w powietrzu. Wyciągam z torebki paczkę papierosów i unoszę ją, patrząc na niego znacząco.

– O tak. No wiesz, stolica świata. Tutaj mówimy po prostu PIEPRZYĆ TO. – Podchodzi do mnie z dwoma kieliszkami czerwonego wina.

– Najlepiej pali się w pomieszczeniach – mówię z papierosem w ustach. I dodaję: – Ale to już wiesz.

Alfons się uśmiecha.

– Kochanie, tutaj możemy być sobą – mówi, omiatając gestem cały pokój. Nasz pokój. Potem przysuwa fotele do okna, żebyśmy mogli siedzieć, rozmawiać, pić i palić.

Ale kiedy zapada cisza, trudno nie pożerać go wzrokiem. Od czasu do czasu spoglądamy na siebie w sposób, który potwierdza ten narastający tępy ból, jaki oboje czujemy w podbrzuszu. Razem delektujemy się świadomością, że mamy przed sobą wiele godzin. Pławimy się w pożądaniu, w tym, że możemy je w nieskrępowany sposób odczuwać.

– Napisałeś w Paryżu jakieś nowe wiersze? – pytam, bawiąc się zapalniczką, i upijam łyk wina, a potem z rozkoszą zaciągam się papierosem.

– Nie piszę już poezji. Teraz maluję. W czerwieniach i w czerniach… – Posyła mi znużone spojrzenie, jakby nie był to jego własny wybór. Potrzeba wyrażania siebie znalazła inne ujście.

Powinnam to wiedzieć.

– Brzmi mrocznie – mówię szeptem, trochę się z nim drocząc, i wyglądam na zatłoczoną ulicę.

Snuję rozważania o tym, jak samotnie musi czuć się człowiek w mieście takim jak to, pełnym wielkich oczekiwań także wobec samego siebie. Ale chyba głównie oczekiwań wobec miasta, żeby wyniosło twoją kreatywność na nowy poziom i sprawiło, że osiągniesz pełnię artystycznego potencjału. Może dlatego tak paskudnie czuł się tutaj Baudelaire, bo w takim mieście artysta nie ma szans wieść zdroworozsądkowego życia. Musi odczuwać ból, a to uczucie jest tak samo paskudne pod wieżą Eiffla, jak przed sklepikiem z tanizną w Sveg.

Kończę myśl, a on słucha mnie z wygłodniałymi oczami. Kiwa głową, popija wino i spogląda przez okno. Jego szczęka się porusza. Podejrzewam, że zagryza policzek.

– Jest coś w tym, co mówisz. Chyba nie chcę rezygnować z marzenia. Marzenia o Paryżu – mówi z wahaniem, jakby po raz pierwszy przyznawał się do tego przed samym sobą.

– Dzisiaj nie musimy z niego rezygnować… – Znów się zaciągam. Wygląda na to, że Alfonsowi sprawia to taką samą przyjemność jak mnie. Patrzy na mnie i się uśmiecha.

Uwielbiamy to robić. Rozmawiać, umyślnie się prowokować. Zachwycać się nawzajem swoim intelektem, przymykać oczy, gdy drugie mówi. Gdy słowa jak muzyka zaczynają nas oplatać, gdy zaczynają drżeć pod naszą skórą. Tak przynajmniej się „pieprzyliśmy” w dawnych dobrych czasach, zanim mogliśmy być ze sobą fizycznie.

– Jesteś równie piękna jak kiedyś, Gabi. Jesteś… – zaciąga się – …niesamowita.

Drżę na te jego słowa i nie zważając na nic, jednym wielkim haustem wypijam cały kieliszek wina. Prawie się krztuszę, ale udaje mi się nad tym zapanować. To cudownie podniecające słyszeć, jak mówi to na głos, a nie pisze do mnie w SMS-ach. Widzieć, jak jego usta układają się w moje imię.

– Dzięki, Alfonsie. Mogę tylko powiedzieć to samo o tobie – odpowiadam i niecierpliwie zagryzam wargę. Moje spojrzenie wędruje w dekolt jego koszuli, a potem w dół ku spodniom i…

– Czy mogę wziąć cię teraz, od razu? – pyta, wyrywając mnie z zamyślenia. Gasi papierosa i odstawia kieliszek. – Chcę usłyszeć o wszystkim, co się wydarzyło w twoim życiu, ale… – Nie kończy zdania. Z westchnieniem przekrzywia głowę i patrzy na mnie. Wyciąga rękę i zaczesuje mi włosy za ucho.

Też sięgam do jego włosów. Odsuwam od siebie wszystkie przeszkody i właśnie mam wstać i usiąść na nim okrakiem, kiedy zaczyna mnie całować. Pije mnie, jakby umierał z pragnienia. Porywa mnie namiętność, pożądam go. Czuję nieskończoną ulgę, która pozwala nam zapomnieć o wszystkich tych latach tęsknoty i niespełnionej żądzy.

Znamy już swoje ciała, choć nie widzieliśmy się, odkąd wyjechał. Mimo lat, które minęły, i faktu, że jesteśmy starsi, nasza więź wytrzymała próbę czasu, Zamiast zniknąć, przyczaiła się w naszych ciałach jak uśpiona choroba. Dręczyła nas podświadomie, a my nie rozumieliśmy, dlaczego czujemy się niespełnieni i nie możemy znaleźć sobie miejsca. Lecz oto nadchodzi wielkie, odurzające olśnienie.

Czuję łagodność jego pocałunku, który przynosi nam ulgę. Czuję na całym ciele jego ręce wsuwające się pod ubranie. Zaczynam rozpinać jego koszulę, guzik po guziku, a on pozwala mi dokończyć, intensywnie się we mnie wpatrując. Odsłaniam jego opaloną pierś i tatuaż przedstawiający drzewo wiśni, który ciągnie się aż do podbrzusza. Tak jak zapamiętałam z tamtych białych nocy w parku, tatuaż jest nieskończenie piękny, a ja przesuwam po nim palcem, głęboko wzdychając. Alfons dotyka mnie w talii, a potem powoli ściąga ze mnie top, odsłaniając piersi. Nie widzę go, gdyż top zasłania mi twarz, ale pomruk wydostający się z gardła Alfonsa brzmi jak pieśń godowa. Ściągając mój top do końca, wpycha mnie głębiej w fotel i pieści moje piersi, które natychmiast nabrzmiewają z podniecenia. Potem bierze mnie za rękę i pomaga mi wstać.

Stoimy blisko siebie. Nasze ciała już są gorące, jakbyśmy robili to od wielu godzin. Oddychamy płytko. Dotykam go, najpierw moje dłonie opadają na ramiona, potem na tors, wreszcie zsuwam się w dół, do brzucha. Potem mocno obejmuję Alfonsa i przyciągam do siebie. Jego łopatki poruszają się pod moimi dłońmi, podczas gdy on rozwiązuję na moich plecach kokardę podtrzymującą spódnicę. Czuję mrowienie w pośladkach wędrujące aż do wygłodniałego krocza. W końcu spódnica się ze mnie zsuwa.

Kręci mi się w głowie i znów muszę go pocałować. Stoimy spleceni w objęciach, opieramy się o framugę okna, delikatna firanka trzepocze wokół nas. Pozwalamy sobie na to, by zapomnieć o czasie, przestrzeni i starych ranach, by bezpieczna przystań pomogła nam przenieść się do wymiaru, który jest tylko DLA NAS.

Czuję wszędzie jego dotyk, jakby opuszkami palców musiał poznać każdy centymetr mojego ciała. Całuję go w kark i upajam się jego zapachem. To mnie odurza – mój Alfons. Ściąga spodnie, choć nie widzę, jak to robi, ale kiedy znów do mnie podchodzi, widzę, jak twardy jest jego penis pod bokserkami. Gdy przyciska go do mojego uda, ogarnia mnie tak silne pożądanie, że opadam na kolana, ściągając przy okazji ostatnią część jego garderoby.

Patrzę na niego śmiało, gdy kładę na nim rękę. Ściskam mięśnie jego ud i pośladków, a on aż ugina palce u nóg i głośno jęczy. Nurkuję niżej i zaczynam lizać go od jąder aż po żołądź, patrząc mu przy tym w oczy. Bez ostrzeżenia biorę go całego do ust, wpycham głęboko do gardła i mam wrażenie, że uginają się pod nim nogi.

– Och, Gabi… – wyrzuca z siebie.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.