LUST. Spray: zbiór opowiadań erotycznych - Vanessa Salt - ebook

LUST. Spray: zbiór opowiadań erotycznych ebook

Vanessa Salt

3,2

Opis

Zbiór zawiera części 1 i 2 cyklu Spray autorstwa Vanessy Salt.

W tym niepohamowanie erotycznym opowiadaniu dwóch policyjnych aspirantów – Patrik i Mounir – spotyka artystkę graffiti Veronique. Podniecenie jest natychmiastowe i obezwładniające. Mniej doświadczonym Patrikiem kieruje ślepa żądza. Wraz z resztą bohaterów doświadcza czegoś, o czym wcześniej mógł tylko pomarzyć. Eksperymentom i ekstazie nie ma końca.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 56

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,2 (56 ocen)
12
8
21
8
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MonikaRuc

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00

Popularność



Podobne


Vanessa Salt

Spray: zbiór opowiadań erotycznych

Lust

Spray: zbiór opowiadań erotycznychTłumaczenie Emil ChłabkoZdjęcia na okładce: Shutterstock Copyright © 2020, 2020 Vanessa Salt i LUST Wszystkie prawa zastrzeżone ISBN: 9788726536324

1. Wydanie w formie e-booka, 2020

Format: EPUB 3.0

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą LUST oraz autora.

SPRAY. Część I

– Lindén?

– Tak!

– Ely… Elyoun… Elyouns…

– Elyounoussi.

Nieśmiałe chichoty i tłumione śmiechy rozlegają się dookoła. Zerkam na swojego sąsiada. Jest trochę wyższy ode mnie i ma czarne, kręcone włosy, które wydają się nadzwyczaj wypielęgnowane. Jest ubrany w nieskazitelnie czysty biały T-shirt, który się opina, a nawet ujawnia pojedyncze mięśnie sześciopaku. Nasze ramiona niemal muskają się wzajemnie, bo siedzimy blisko. Bardzo blisko i na niewygodnych składanych krzesłach na samym przodzie w małej sali, która najbardziej przypomina zniszczoną klasę z podstawówki. Facet pachnie cynamonowo i orientalnie. Przynajmniej tak to sobie wyobrażam. Pachnie od niego równie delikatnie, jak odpowiedział prowadzącej. Ta czerwieni się zauważalnie, stojąc z przodu przy pożółkłym ekranie, na którym wyświetla się jej prezentacja w PowerPoincie.

– Tak, właśnie – mówi w daremnej próbie zachowania odrobiny godności, ale prawdopodobnie tylko po to, by utrzymać kontrolę nad nami, aspirantami. Nad nami, którzy chcemy być policjantami. Policjantami? Do diabła, w co ja się właściwie wpakowałem?

– Ty i Lindén będziecie obserwować obszar pod mostem Sankt Eriksbron, na końcu Norrbackagatan, gdzie schody prowadzą do samego mostu. Zwany też Atlasmuren. Podejrzewamy, że to miejsce schadzek i ćwiczeń grafficiarzy, którzy rozpowszechniają po centrum wywrotowe hasła. – Robi przerwę i oddycha. Nadal jest czerwona na twarzy. Nie odrywając wzroku, wpatruje się w mojego sąsiada. Może myśli, że jest przystojny? Nie gapi się czasem na sześciopak i napięte mięśnie ramion? Tam, do diabła, Patrik, daj spokój. Nie jest chyba przystojniejszy od ciebie?

Widzę, jak drga mu kącik ust. Nagle odwraca się prosto do mnie. Para piwnych oczu patrzy badawczo w moje, szare.

– A poza tym mam na imię Mounir – informuje cicho i wyciąga rękę. Ściskam ją odruchowo, po czym zdaję sobie sprawę, jaki jestem spocony. Kurde!

– Patrik.

On, Mounir, nie zmienia wyrazu twarzy. Zamiast tego uśmiecha się szybko i trochę nieśmiało, aż prowadząca przerywa i zauważa, że możemy pogadać później. Jego dłoń jest ciepła i sucha, a ja muszę się trochę wysilić, żeby odwzajemnić mocny uścisk. Nasze uda lekko się dotykają, gdy tak siedzimy jak skamieniali w powitaniu, które nie pasuje do sytuacji.

Prowadząca chrząka, a my przerywamy uścisk dłoni. Mounir jednak nie dba o to, by z powrotem odsunąć nogę. Przeciwnie.

*

– Obserwować grafficiarzy? – Mounir patrzy na mnie sceptycznie. Jakby chciał potwierdzenia, że to się wydaje całkowicie bzdurne. Unosi brwi. Czeka na odpowiedź.

– Tak, ale tu przecież chodzi o rozpowszechnianie wywrotowych haseł… – To brzmi żałośnie. Za wysoki głos i wahanie. Wpatruję się w niego, żeby sprawdzić, czego właściwie chce. Mógłbym przestać się gapić w te czekoladowe oczy?Musi przecież myśleć, że czegoś chcę. Z nim. A ja nie jestem taki. Absolutnie nie…

– Społeczeństwo nigdy nie stoi w miejscu – mówi. – I musi znosić krytykę i satyrę.

– Co?

– Chociaż tu jest i tak dość duża swoboda wypowiedzi. W Bejrucie mogłoby się wydarzyć wszystko, gdybyś został przyłapany. – Spogląda na sufit. Zdaje się zastanawiać nad rzeczami, z którymi miał do czynienia.

– Więc lubisz bazgroły i takie tam? – Od razu żałuję. To jest dyskusja, w której nie da się wygrać. A my mamy zadanie do wykonania. Pochylam się do przodu i biorę go za ramię. – Możemy zająć się tym później. Są też faktycznie ładne bazgroły. Mogę sobie wyobrazić.

Kładzie swoją ciepłą dłoń na mojej i lekko ściska, zanim zdążam zabrać ją z powrotem. To samo jednocześnie delikatne i mocne uczucie, co wcześniej. Daj spokój, Patrik…

– Pewnie, zajmiemy się tym później. Chociaż wolę nazywać to „graffiti”. – Uśmiech sięga aż do tych nugatowych oczu.

– Skoro już sobie pogruchaliście, chcę, żebyście dowiedzieli się paru rzeczy. – Prowadząca staje przed nami z rękami na piersiach. Kiedy tutaj przyszła, nie mam pojęcia. Jej głos wibruje czymś, co mogę odczytać tylko jako podejrzliwość. Albo zazdrość. Chociaż nie ma przecież do tego żadnego powodu…

– Będziecie obserwować. I dokumentować. Nic więcej. – Robi teatralną pauzę i spogląda na nas w dół, jak tak siedzimy. Jako ostatni nie wyszliśmy jeszcze z naszej ciepłej i wilgotnej sali. – Żadnej przemocy, żadnego p-p-przymusu.

Jąka się?

– Absolutnie nie – zdąża odpowiedzieć Mounir, zanim ja jeszcze w ogóle oderwę wzrok od jej ust, które przypominają dwie bladoróżowe kreski na twarzy czerwonej jak piwonia. Zdaje się, że ta kobieta łatwo się czerwieni. – Jesteśmy przecież tylko aspirantami. Na obserwacji. – Udaje, że nic się nie stało, nie zmienia miny. Jak wtedy, gdy wziął moją mokrą od potu dłoń. – Możemy pożyczyć kamerę na podczerwień i lornetkę? – dodaje. Nie brzmi to nonszalancko. Na kilka sekund zapada milczenie. Rumieniec nie schodzi.

– Dobra m-m-myśl… Elyouns…

– Elyounoussi.

Konam!

– Zajdźcie do Składu i pozdrówcie ich ode mnie. – Prowadząca rzuca na mnie cierpiące spojrzenie, gdzieś na czoło, po czym obraca się błyskawicznie i udaje, że zajmuje się laptopem, który nadal pokazuje ostatni slajd prezentacji.

Mounir niemal niezauważenie mruga jednym okiem i robi gest w kierunku drzwi po drugiej stronie sali.

Lubię go.

*

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.