Dziewczyno ogarnij się - Rachel Hollis - ebook

Dziewczyno ogarnij się ebook

Rachel Hollis

3,9

Opis

Rachel Hollis, założycielka witryny TheChicSite.com zajmującej się tematyką lifestyle oraz prezes własnej firmy medialnej, dzięki dzieleniu się radami ułatwiającymi życie i odważnym opowiadaniu o mrocznych stronach swojego życia stworzyła w wirtualnej rzeczywistości ogromne społeczeństwo. W tej wymagającej i inspirującej książce Rachel obnaża dwadzieścia kłamstw i błędnych wyobrażeń, które zdecydowanie zbyt często powstrzymują nas przed radosnym, produktywnym życiem. Kłamstwa te były nam powtarzane tak często, że wiele z nich przyjęłyśmy jako oczywistość! Z właściwym sobie, do bólu szczerym podejściem i z łobuzerskim poczuciem humoru Rachel rozkłada na części pierwsze mity, które kiedyś ją przytłaczały i zaniżały jej poczucie wartości. Po zdemaskowaniu kłamstwa, Rachel dzieli się konkretnymi strategiami, które pomogły jej przezwyciężyć kłamliwe schematy. Rachel dodaje otuchy, rozbawia do łez, daje nawet kopa w tyłek — wszystko po to, aby otworzyć ci oczy i pomóc stać się radosną, pewną siebie kobietą, którą tak naprawdę w głębi duszy jesteś.

PRZEPEŁNIONA NIEUSTRASZONĄ WIARĄ I NIEUSTAJĄCĄ WYTRWAŁOŚCIĄ KSIĄŻKA „DZIEWCZYNO, OGARNIJ SIĘ” POKAZUJE, CO ZROBIĆ, ABY STAĆ SIĘ DLA SIEBIE BARDZIEJ ŁAGODNĄ, ALE NIE POBŁAŻLIWĄ, ORAZ JAK ZACZĄĆ ŻYĆ Z PASJĄ I WERWĄ.

„Jeśli Rachel Hollis mówi „Ogarnij się”, czym prędzej weź się do roboty! To mentorka, której potrzebuje każda kobieta – od młodych mam po dojrzałe kobiety biznesu”.
Anna Todd, autorka bestsellerów „New York Timesa”

„Książka Rachel to świetne połączenie inspirującej motywacji rodem z podręczników coachingu z głosem rozsądku twojej najlepszej (i najzabawniejszej) przyjaciółki. Szokująco szczera i przepełniona humorystycznym rozsądkiem książka Dziewczyno, ogarnij się! jest darem dla kobiet, które pragną rozkwitnąć i zacząć żyć odważnie i prawdziwie”.
Megan Tamte, założycielka i dyrektor Evereve

 

„Brakuje nam liderek, które mówiłyby kobietom „ODWAŻ SIĘ”. Przeważnie liderem jest pełna troski opiekunka; rzadko trafia się instruktorka rodem z obozu dla rekrutów. Rachel z miłością i werwą pokazuje nam, jak przestać stawiać sprawy na głowie i doprawić życie odrobiną dzikości. Dziewczyno, ogarnij się! to dynamiczna książka, której lektura popchnie cię w kierunku zepchniętych na boczny tor marzeń. Uwielbiam tę dziewczynę!”
Jen Hatmaker, autorka bestsellerów „New York Timesa”: For the Love oraz Of Mess and Moxie

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 301

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (55 ocen)
20
20
8
6
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Słowa uznania dla Dziewczyno, ogarnij się!

„Jeśli Rachel Hollis mówi „Ogarnij się”, czym prędzej weź się do roboty! To mentorka, której potrzebuje każda kobieta – od młodych mam po dojrzałe kobiety biznesu”.

– Anna Todd, autorka bestsellerów „New York Timesa”

„Książka Rachel to świetne połączenie inspirującej motywacji rodem z podręczników coachingu z głosem rozsądku twojej najlepszej (i najzabawniejszej) przyjaciółki. Szokująco szczera i przepełniona humorystycznym rozsądkiem książka Dziewczyno, ogarnij się! jest darem dla kobiet, które pragną rozkwitnąć i zacząć żyć odważnie iprawdziwie”.

– Megan Tamte, założycielka i dyrektor Evereve

„Brakuje nam liderek, które mówiłyby kobietom „ODWAŻ SIĘ”. Przeważnie liderem jest pełna troski opiekunka; rzadko trafia się instruktorka rodem z obozu dla rekrutów. Rachel z miłością i werwą pokazuje nam, jak przestać stawiać sprawy na głowie i doprawić życie odrobiną dzikości. Dziewczyno, ogarnij się! to dynamiczna książka, której lektura popchnie cię w kierunku zepchniętych na boczny tor marzeń. Uwielbiam tę dziewczynę!”

– Jen Hatmaker, autorka bestsellerów „New York Timesa”: For the Love oraz Of Mess and Moxie

„W swojej pierwszej niebeletrystycznej książce Rachel Hollis daje się poznać bardziej jako trenerka motywacyjna niż cheerleaderka. To oznacza, że czytelniczki tej lektury otrzymają nie tylko inspirację, ale także odpowiednie narzędzia do osiągania swoich marzeń. Osiąganie marzeń to specjalność Rachel. Jak tylko przeczytasz tę książkę, stanie się to i twoją specjalnością!”

– Jessica Honegger, założycielka i dyrektor Noonday Collection

„Rachel ma rzadko spotykany dar, który sprawia, że śmiejąc się na cały głos, poddajesz refleksji całe swoje życie. Słowa zawarte w tej książce są jak fantastyczny prezent. Jesteśmy przekonani, że ta lektura doda ci sił oraz zmobilizuje do działania”.

– Jefferson i Alyssa Bethke, autorzy bestsellerów „New York Timesa”: Jesus>Religion oraz Love That Lasts

Dla Jen,

która trzykrotnie sprawiła, że mój światopogląd zadrżał u podstaw: za pierwszym razem dzięki książce Interrupted, za drugim podczas wyprawy do Etiopii i za trzecim poprzez nauczenie nas wszystkich, że prawdziwa liderka zawsze mówi prawdę, nawet jeśli oznacza to dla niej kompromitację.

Wstęp

Hej, dziewczyno, hej!

Ta część książki to tak naprawdę list. Opowiem w nim o rzeczach, które mam nadzieję, że się wydarzą, gdy będziesz czytać tę książkę. Przedstawię tu swoje intencje i – jeśli zdążyłaś już nabrać ochoty na dalszą lekturę – zwiększę twój apetyt na to, co znajduje się na kolejnych stronach. To ważna chwila dla kogoś, kto stoi właśnie w księgarni i zastanawia się, czy kupić tę książkę, czy może raczej Magię sprzątania. Słowa, które ta osoba za chwilę przeczyta, zaważą na jej decyzji. To dość spore wymagania jak na jeden mały list, ale niech będzie.

To książka o wielu krzywdzących kłamstwach i jednej istotnej prawdzie.

Jaka jest prawda? Ty i tylko ty jesteś odpowiedzialna zato, kim jesteś i czy jesteś szczęśliwa. To kluczowy fakt.

Nie zrozum mnie źle. Opowiem masę historii, które będą zabawne, dziwaczne, żenujące, smutne i szalone, ale wszystkie łączy jedna, godna Pinteresta prawda: twoje życie zależy od ciebie.

Jednak ta prawda nie będzie wiarygodna, dopóki nie pojmiesz kłamstw, które przeszkadzają wjej poznaniu. Zrozumienie, że twoje szczęście zależy od ciebie, żeto ty sprawujesz kontrolę nad swoim życiem, jest niezmiernie ważne. To stwierdzenie, które warto napisać dużymi literami i powiesić wwidocznym miejscu, żeby codziennie sobie o nim przypominać… Ale to nie jedyna rzecz, którą potrzebujesz zrozumieć.

Potrzebujesz także zidentyfikować – ikonsekwentnie niszczyć – każde z kłamstw, które powtarzałaś sobie przez całe swoje życie.

Dlaczego?

Ponieważ niemożliwe jest dotarcie do nowego miejsca, stanie się nowym człowiekiem, bez wcześniejszego zdania sobie sprawy zaktualnego stanu rzeczy. Świadomość siebie, wynikająca z dotarcia do rdzenia przekonań na własny temat, jest nieoceniona.

Myślałaś kiedykolwiek, że jesteś niewystarczająco dobra? Że jesteś niewystarczająco szczupła? Że nie da się ciebie kochać? Że jesteś kiepską mamą? Pomyślałaś kiedykolwiek, że zasłużyłaś sobie na złe traktowanie? Że do niczego w życiu nie dojdziesz?

To wszystko kłamstwa.

Kłamstwa podtrzymywane przez społeczeństwo, media, relacjew rodzinie czy – i tutaj wychodzi moja zielonoświątkowa wiara – złego we własnej osobie. Te kłamstwa są niebezpieczne i rujnują poczucie wartości i zdolność do funkcjonowania. Ich najbardziej ponurą cechą jest to, że rzadko jesteśmy w stanie je świadomie wychwycić. Nie zauważamy kłamstw, które stworzyłyśmy na własny temat, ponieważ wybrzmiewały onew naszej głowie na tyle głośno i długo, że stały się białym szumem. Pełen nienawiści głos bombarduje nas każdego dnia, mimo że nie zdajemy sobie nawet sprawy z jego istnienia. Dostrzeżenie kłamstw na własny temat, które na przestrzeni lat nauczyłaś się akceptować do tego stopnia, że przestałaś je zauważać, jest pierwszym krokiem na drodze do stania się lepszą wersją samej siebie. Jeśli będziesz w stanie zidentyfikować istotę swoich problemów zjednoczesną świadomością, że oto jesteś w stanie zacząć je kontrolować, aby w końcu je pokonać, wtedy dopiero naprawdę będziesz miała pełną władzę nad tym, w jakim kierunku zmierzasz.

Dlatego właśnie robię to, co robię. Dlatego prowadzę stronę internetową i dzielę się wiedzą na temat przygotowania stroików na stół, łagodnego rodzicielstwai wzmacniania więzi małżeńskich. To powód, dla którego znalazłam trzydzieści różnych metod na wyczyszczenie pralki, zanim podzieliłam się tą wiedząz moją grupą. Dzięki temu wiem też, że idealne proporcje octu balsamicznego i soku z cytryny sprawią, że duszone mięso będzie przepyszne. Tak, na mojej stronie internetowej poruszam całą masę różnych zagadnień, ale wszystkie one ostatecznie sprowadzają się do jednego: te rzeczy składają się na moje życie i chcę, aby były robione porządnie. Moje wpisy pokazują, jak rozwijam się iuczę. Chcę, aby dzięki nim inne kobiety także to robiły. Przypuszczam, że gdyby interesowało mnie nauczanie domowe, robienie na drutach albo fotografowanie czy makrama, wówczas używałabym tych dróg do doskonalenia siebie i pozytywnego nakręcania swoich znajomych. Ale to nie jest moja pasja. Mnie interesuje kształtowanie stylu życia, dlatego zawartość mojej strony wpisuje się w tematykę lifestyle’u.

Na wczesnym etapie swojej kariery zauważyłam, że bardzo wiele kobiet postrzega motywy oznakowane szyldem lifestyle jako coś, do czego powinny aspirować. Mnóstwo takich motywów i przykładów to fikcyjne imaginacje – oto kolejne narzucone nam kłamstwo – dlatego założyłam, że od samego początku będę szczera iautentyczna w tym, co robię. Dlatego obok każdego zdjęcia przedstawiającego pięknie ozdobione ciasto, umieszczam również takie, na którym moja twarz wyraża skupienie i wysiłek graniczące z paraliżem. Jeśli opowiadałam otym, że wzięłam udział w jakimś wyjątkowo uroczystym wydarzeniu – jakna przykład gala wręczenia Oscarów – równoważyłam post opowieścią o mojej wcześniejszej walce z nadwagą i dodawałam zdjęcie przedstawiające mnie cięższą o dwadzieścia kilogramów. Opowiadam o tych wszystkich rzeczach: o kryzysach w moim małżeństwie, depresji poporodowej, o uczuciu zazdrości, strachu, złości, o tym, jak czasami czułam się brzydka, nic niewarta, niekochana. Dołożyłam wszelkich starań, żeby być jak najbardziej autentyczną, żeby pokazać, kim jestem, jaka jestem i skąd się to w ogóle wzięło. Wiesz, największą sławę przyniosło mi opublikowanie swojego zdjęcia z rozstępami na moim obwisłym brzuchu. A jednak…

A jednak nadal dostaję wiadomości. Kobiety z całego świata piszą do mnie, pytają, jak to jest, że ja tak świetnie daję radę, podczas gdy one ledwo zipią. Czuję ból zawarty w tych wiadomościach. Widzę zawstydzenie, kiedy czytam o cudzych zmaganiach i trudnościach. Czytam to i kłuje mnie w sercu.

Odpisuję. Piszę każdej z osobna, jaka jest piękna i silna. Nazywam ją odważną, waleczną wojowniczką. Mówię, żeby się nie poddawała. To chyba właściwe – napisać takie słowa do kompletnie nieznajomej kobiety. Ale to nie jest wszystko, co mam ochotę napisać. To nie wszystko, co napisałabym, gdyby któraś z tych kobiet była moją przechodzącą trudny okres w życiu siostrą albo zmagającą się z problemem przyjaciółką. To nie do końca to, co chciałabym powiedzieć samej sobie sprzed paru lat. To dlatego że najbliższym mi osobom ochoczo niosę wsparcie i słowa otuchy, ale… absolutnie odmawiam uczestniczeniaw użalaniu się nad sobą.

Prawda jest taka, że ty jesteś silna i odważna, i jesteś wojowniczką… Mówię ci to dlatego, że chcę, abyś dostrzegła te cechy w sobie. Chcę cię złapać za ramiona i potrząsać tobą, aż zęby będą ci szczękać. Chcę stać przed tobą do momentu, kiedy będziesz miała odwagę spojrzeć mi w oczy i zobaczyć odpowiedź naswoje pytania. Chcę krzyczeć z całych sił, aż poznasz największą prawdę: ty masz władzę nad swoim życiem. Dostałaś je jedno; nie pozwól, aby płynęło bez twojego udziału. Przestań się dobijać, i do cholerki, przestań pozwalać na to innym. Przestań godzić się na mniej, niż zasługujesz. Przestań kupować rzeczy, na które cię nie stać, żeby zaimponować ludziom, których tak naprawdę nie lubisz. Przestań tłumić swoje emocje, zamiast je przepracowywać. Przestań okupywać miłość swoich dzieci jedzeniem, zabawkami albo przyjaźnią, tylko dlatego, żeto łatwiejsze niż prawdziwe rodzicielstwo. Przestań znęcać się nad swoim umysłem i ciałem. Przestań! Zejdź z tego niekończącego się toru. Niech twoje życie będzie nieustannym podróżowaniem od jednego niezwykłego miejsca do drugiego, zamiast być karuzelą, która zawsze doprowadza cię do tego samego punktu.

Twoje życie nie musi wyglądać jak moje. Do licha, twoje życie nie musi wyglądać jak kogokolwiek innego, wystarczy, że będzie twoim własnym wytworem.

Czy będzie trudno? Oczywiście! Ale wybranie łatwej drogi skutkuje wylądowaniem na sofie z dwudziestopięciokilogramową nadwagą, podczas gdy życie płynie gdzieś obok.

Czy zmiana nastąpiw ciągu jednej nocy? Nie ma mowy! To proces trwający całe życie. Wypróbujesz różne narzędzia i techniki – niektóre z nich okażą się całkiem w porządku, może jedna będzie tą właściwą, najlepszą, a pozostałe trzydzieści siedem nie będzie się nadawało do niczego. Przyjdzie nowy dzień i spróbujesz na nowo. I jeszcze raz. I znowu.

Poniesiesz porażkę.

Upadniesz. Pożresz połowę urodzinowego tortu, kiedy nikt nie będzie patrzył, nakrzyczysz na męża czy przez kolejny miesiąc będziesz przesadzać z piciem wina. Rozłożysz się nałopatki – i to nie raz – bo takie jest życie itak się właśnie dzieje. Ale jak tylko zrozumiesz, że tyi tylko ty masz tak naprawdę władzę i kontrolę, zaczniesz wstawać i próbować od nowa. Nie poddasz się, dopóki poczucie władzy i kontroli nie stanie się bardziej naturalne niż uczucie braku kontroli. To stanie się sposobem na życie, a ty staniesz się osobą, którą naprawdę jesteś.

Na tym etapie warto zadać pytanie, jaką w tym wszystkim rolę odgrywa wiara. Wychowałam się w chrześcijańskiej rodzinie, więc dorastając, dowiadywałam się, że to Bóg ma kontrolę i że On ma dla mnie plan. Po dziś dzień jestem o tym do szpiku kości przekonana. Wierzę, że Bóg kocha każdą z nas bezwarunkowo, ale uważam, że ta bezwarunkowa miłość nie daje nam prawa do marnotrawienia darów i talentów otrzymanych od Niego. Gąsienica jest świetnym stworzeniem, ale gdyby jej rozwój zatrzymał się na tym stadium, gdyby stwierdziła, że już jest wystarczająco dobra – zmarnowałaby szansę na stanie się podziwianym, pięknym motylem.

Twój rozwój nie kończy się naobecnym stadium – jesteś lepsza, niż ci się wydaje, możesz więcej.

Oto co chcę przekazać wszystkim kobietom, które piszą do mniez prośbą o radę. Może to być trudne do przyjęcia, ale za tą wiedzą kryje się słodka prawda: jesteś lepsza, niż ci się wydaje i masz całkowitą kontrolę nad tym, co uczynisz z tą wiedzą.

Powyższa myśl sprawiła, że wmojej głowie pojawił się pomysł na napisanie tej książki.

Opowiemw niej o trudach, z którymi się zmagałam, i przedstawię sposoby, które pomogły mi sobie z nimi poradzić. A gdybym tak opowiedziała o wszystkich swoich porażkach i wstydliwych wydarzeniach? Co by się stało, gdybyś dowiedziała się, że najbardziej wstydzę się tego, że czasami złoszczę się na swoje dzieci i wrzeszczęna nie? Nie łajam, nie krzyczę, nie ochrzaniam, ale wydzieram się tak strasznie, że robi mi się niedobrze, kiedy później to sobie przypominam. A co, gdybym powiedziała ci, że nachwilę obecną mam co najmniej trzy ubytki w zębach, botak bardzo boję się dentysty? Co, gdybym opowiedziała ci oswoim cellulicie albo o tym dziwacznym trzecim cycku, który robi mi się między pachą a prawdziwą piersią, kiedy zakładam top bez ramiączek? Że nie wspomnę o boczkach. Albo o włoskach, które wyrastają mi z pieprzyka na twarzy. Albo o braku pewności siebie. Co, gdybym zaczęła książkę od powiedzenia ci, żebędąc już całkowicie dorosłą osobą, zsikałam się w majtki – inie był to ani pierwszy, ani ostatni raz? I co, jeśli powiedziałabym ci, że pomimo moich opowieści – zabawnych, wstydliwych, żenujących, pełnych bólu czy nawet ohydnych – jestem pogodzona z sobą? Żekocham siebie taką, jaka jestem, nawet jeśli robię rzeczy, które nie są powodem do dumy? I że jest to możliwe dlatego, że jestem świadoma faktu, że ja mam kontrolę nad dokonywaniem zmian? Mam władzę i kontrolę nad tym, kim jestem, i nad tym, kim się stanę. Z Bożą łaską jutro obudzę się z kolejną szansą na uczynienie swojego życia lepszym. Dzięki Bożej łasce przeżyłam trzydzieści pięć lat w nieustannym usiłowaniu doskonalenia pewnych dziedzin swojego życia tak wytrwale (chociażby przyrządzanie serowego casserole), że stałam się w nich mistrzem. W innych dziedzinach (jak na przykład kontrolowanie stanów lękowych) nie ustaję w wynajdowaniu nowych metod, dzięki którym będę w stanie ugryźć ten problemz innej strony.

Ta podróż będzie trwała całe życie, ale świadomość tego, że każdego dnia uczę się czegoś nowego irozwijam się, czyni mnie człowiekiem pogodzonym z sobą.

Trudności, zktórymi się zmagałam? Kłamstwa na swój temat, w które tak długo wierzyłam?

Lista jest tak długa, że zdecydowałam się poświęcić każdej rzeczy osobny rozdział. Każda kolejna część książki zaczyna się od kłamstwa, w które wierzyłam i przez które mój rozwój był zatrzymany, a ja czułam się zraniona albo – w niektórych przypadkach – raniłam innych. Przyznanie się do tych kłamstw sprawia, żetracą one swoją moc. Podzielę się z tobą sposobami, dzięki którym dokonałam zmian w swoim życiu i rozprawiłam się ztrudnościami – z niektórymi na dobre, a z innymi na zasadzie niekończącego się przeciągania liny: z jednej strony ja, z drugiej moje kompleksy.

Z jakimi lękami i kompleksami się zmagam? Przedstawię ci – w przypadkowej kolejności – te największe i najgorsze. Mam nadzieję, że moje pomysły na poradzenie sobie z nimi będą pomocne również dla ciebie. Bardziej niż czegokolwiek innego życzę sobie, abyś zyskała świadomość tego, że możesz stać się kimkolwiek zechcesz, moja droga przyjaciółko. A w dni, które będą szczególnie trudne, pamiętaj, że jedyne, czego ci trzeba, to zrobienie kroku naprzód – inieważne, czy ten krok będzie milowy, czy centymetrowy.

Całusy,

Rachel

Rozdział 1

Kłamstwo: Uszczęśliwi mnie coś innego

W zeszłym tygodniu zsikałam się w majtki.

Nie tak całkiem, jak wtedy naobozie letnim, kiedy miałam dziesięć lat i graliśmy w zdobywanie flagi, a ja nie mogłam już wytrzymać ani chwili dłużej. Nie chciałam się przyznać, że się posiusiałam, więc oblałam się dodatkowo wodą z butelki. Wyobraźcie sobie, że nikt się nie zorientował – nawet Christian Clark, w którym się podkochiwałam. Już wtedy byłam bardzo zaradna.

Czy tym, którzy mnie wtedy widzieli, nie wydało się dziwne, że nagle, ni stąd, ni zowąd, ociekam wodą?

Pewnie tak.

Ale wolałam wyjść na dziwaczkę niż nasiusiumajtkę.

Wracając do wydarzenia z ubiegłego tygodnia. Nie posikałam się jak wtedy na letnim obozie. To było raczej popuszczenie siuśkóww stylu wypchnęłam-z-siebie-trójkę-dzieci-więc-mam-słabsze-mięśnie-tam-na-dole.

Rodzenie dziecka można porównać do wystrzelenia rakiety w kosmos. Wszystko, co znajduje się na torze lotu, zostaje zniszczone. To oznacza, że później zdarza się popuścić sikuw majtki. Jeśli tego rodzaju wiedza rani twoje delikatne uczucia, to zakładam, że nigdy nie miałaś kłopotów z pęcherzem – i z całego serca ci gratuluję. Jeśli jednak rozumiesz, o czym mówię, to prawdopodobnie też kiedyś znalazłaś się w tego rodzaju kłopotliwej sytuacji i co najwyżej uśmiechasz się, czytając te słowa.

Skakałam z synami na trampolinie i któryś z nich zawołał, żebym zrobiła szpagat w powietrzu. To jedyna sztuczka, jaką potrafię zrobić na trampolinie i jeśli już znajdę odwagę, żeby wejśćna tę sprężynową pułapkę, możesz być pewna, że dam zsiebie wszystko. W jednej chwili leciałam przez powietrze jak pocisk, jakbym była jedną z tych drobnych, wyćwiczonych dziewczyn na zawodach cheerleaderek, a sekundę później moje majtki były mokre. Nikt nie zauważył – no, chyba że weźmie się pod uwagę moją godność – ale podeszłam do sprawy tak samo jak wtedy, gdy miałam dziesięć lat. Skakałam bez przerwy, dopóki pęd powietrza nie wysuszył moich szortów. Jestem zaradna, pamiętasz? Wyczucie czasu było idealne. Nie dalej jak pół godziny później Facebook automatycznie opublikował wcześniej ustawiony post o tym, jak przymierzałam sukienki na galę Oscarów.

Nie zrozum mnie źle, nie chodzi o to, że jestem jakaś superfajna i elegancka i dlatego chodzę na galę Oscarów. Ale jestem żoną niezłego ciacha. On też nie jest specjalnie elegancki czy superfajny, ale jego praca już tak. To oznacza, żeod czasu do czasu zakładam na siebie sukienkę księżniczki ipiję darmowe wino w dobrze oświetlonych salach balowych. Przy takich okazjach na Instagramie i Facebooku pojawiają się nasze zdjęcia – wyglądamyna nich bardzo wytwornie i elegancko, a w Internecie zaczyna szaleć burza. To jest więc podstawowa informacja dla wszystkich ludzi piszących do mnie wiadomości, w których okazują swoje zdumienie nad tym, jak luksusowe i wytworne jest moje życie, i wjakim stylowym i modnym świecie się obracam. Kiedy czytam takie wiadomości i komentarze, pierwsze, co przychodzi mi do głowy, tona przykład: „Dopiero co zsikałam się w majtki w publicznym miejscu, otoczona tłumem ludzi”. Można powiedzieć, że skorzystałam z toalety, będąc w powietrzui zmuszając swoje ścięgna, aby ułożyły nogiw nienaturalnej pozycji, ponieważ chciałam zaimponować swojemu trzyletniemu synowi.

Żebyście wiedziały. Jestem tak nieelegancka, jak to tylko możliwe.

Mówiąc to, nie mam na myśli tego celebryckiego sloganu gwiazdy-są-ludźmi-zupełnie-jak-my. Ze mną nie jest tak jak z Gwyneth Paltrow, kiedy wychodzi z domu bez makijażu, ze swoją idealną cerą i anielskimi blond włosami i próbuje przekonać wszystkich dookoła, że jest całkiem zwyczajną dziewczyną, nawet jeśli ma na sobie koszulkę za czterysta dolarów.

Kiedy mówię, że jestem nieelegancka, mówię to dosłownie.

Nie jestem szykowna. Na tysiąc procent jestem w grupie największych kujonów-gamoniów, jakich miałaś okazję spotkać w swoim życiu. Jeśli jakimś cudem myślisz inaczej i to tylko dlatego, że prowadzę stronę internetową z ładnymi zdjęciami albo dlatego, że moje włosy fajnie błyszczą na niektórych fotkach na Instagramie, to pozwól, że wyprowadzę cię z błędu. Nie jestem perfekcyjną żoną ani perfekcyjną mamą, ani perfekcyjną przyjaciółką czy szefową, a już najbardziej nie jestem perfekcyjną chrześcijanką. Jestem bardzo daleka od perfekcji. Jedyne, w czym jestem perfekcyjna, to pochłanianie dań bazujących na serze. Ale w innych rzeczach? W sensie: w życiowych sprawach? Dziewczyno, męczę się nieziemsko.

Myślę, że to ważne – powiedzieć o tym. Ważne na tyle, aby uczynić z tego podstawę całej książki, a to dlatego, że chcę mieć pewność, że to usłyszysz.

Mam mnóstwo wad i skaz – dużych, małych, takich i owakich, a moim zawodem jest mówienie innym kobietom, jak mogą ulepszyć swoje życie. Ja – z programem ćwiczeń gimnastycznychi domowej roboty peelingiem rozjaśniającym cerę. Ja – z poradami natemat przygotowania kolacji na Święto Dziękczynienia i szczegółową listą porad rodzicielskich. Ja – ponoszę porażki.

Cały. Czas. Non. Stop.

To bardzo ważne, ponieważ chcę, abyś zrozumiała, moja kochana, droga przyjaciółko, żeupadamy.I mimo że raz za razem ponoszę porażkę, nie pozwalam, aby to mnie powstrzymywało. Każdego dnia budzę się rano i ponawiam wysiłek, aby stać się lepszą wersją samej siebie. Są dni, kiedy zdaje mi się, że jestem bliska osiągnięcia tego. Kiedy indziej zjadam na obiad serek homogenizowany. Ale darem, jaki mamy w życiu, jest to, że każdego kolejnego dnia dostajemy nową szansę.

Jakoś tak się wydarzyło, że kobiety otrzymały nieprawdziwe informacje. Czy może raczej powinnam powiedzieć, że otrzymałyśmy tak wiele nieprawdziwych informacji, że gdzieś po drodze umyłyśmy ręce od tego wszystkiego. Żyjemy w społeczeństwie typu wszystko-albo-nic, które twierdzi, że albo mamy wyglądać, zachowywać się, myśleć i wypowiadać się w sposób perfekcyjny, albo poddać się i przestać się w ogóle wysilać.

O to martwię się najbardziej – że być może przestałaś już nawet próbować. Dostaję wiadomości od moich czytelniczek i widzę tysiące komentarzy na moich profilach w mediach społecznościowych. Niektóre z was czują się tak przytłoczone swoim życiem, że postanowiły się poddać. Trochę jakbyś nagle wypadła za burtę i unosiła się na fali bez udziału własnej woli. Pozostanie w grze wiąże się z takim wysiłkiem, że wolałaś zrezygnować. Jasne, nadal funkcjonujesz. Chodzisz do pracy, przygotowujesz obiad, zajmujesz się dziećmi, ale cały czas na tyłach, cały czas na bezdechu. Czujesz się przytłoczona.

Życie nie jest po to, żeby przeżywać je z nieustannym uczuciem przytłoczenia. Życie nie jest po to, żeby z wysiłkiem przechodzić od jednego dnia do drugiego, na zasadzie przetrwania. Życie jest po to, aby żyć.

To naturalne, że od czasu do czasu traci się kontrolę. Ale uczucie pogrążania się powinno być ledwie chwilowe – nie może być na co dzień obecne w twoim życiu! To drogocenne życie, które zostało ci ofiarowane, jest jak statek płynący przez ocean. Twoim zadaniem jest być kapitanem tego statku. Jasne, przyjdą momenty, kiedy sztorm będzie rzucał twoim okrętem albo zaleje pokład, czy połamie maszt – ale to właśnie wtedy twoim zadaniem będzie zostać na pokładzie i walczyć z przeciwnościami, wziąć wiadro i wylewać wodę za burtę! Stoczysz bitwę o powrót na swoje miejsce za sterem. To twoje życie. Ty masz być bohaterem swojego życia.

To nie oznacza, że masz być samolubna, że masz porzucić swoją wiarę w kogoś potężniejszego od ciebie samej. Znaczy to tyle, że masz wziąć odpowiedzialność za swoje życie i za swoje szczęście. Innymi słowy – mówiąc w szorstki, bezpośredni sposób i prosto w twarz – jeśli czujesz się nieszczęśliwa, to jest to twoja zasługa.

Kiedy mówię „nieszczęśliwa”, mam na myśli nieszczęśliwa. Nie chodzi mi o stan załamania czy depresji. Prawdziwa depresja jest uwarunkowana genetycznie i ma wiele wspólnego z równowagą biochemiczną twojego organizmu. Doświadczyłam depresji i mam wiele współczucia dla każdej osoby, która przez to przechodzi. Nie chodzi mi także o słowo smutna. Smutek czy żałoba spowodowane okolicznościami, na które nie masz wpływu – jak na przykład utrata bliskiej osoby – to nie jest coś, przez co można łatwo i szybko przejść. Smutek i ból trzeba przeżyć, poznać, przetrawić. W przeciwnym razie nie będziesz w stanie ruszyć do przodu.

Kiedy mówię „nieszczęśliwa”, mam na myśli niezadowolona, niespokojna, sfrustrowana, zła – chodzi mi o wszystkie te emocje, które sprawiają, że masz ochotę zawinąć się w koc i uciec przed życiem, zamiast przyjąć je z otwartymi ramionami, jak w tej piosence zespołu Creed1. Może się to wydać niewiarygodne, ale szczęśliwi ludzie – czyli ci, którzy cieszą się życiem przez dziewięćdziesiąt procent czasu – naprawdę istnieją. Widziałaś ich. Właśnie czytasz książkę napisaną przez jednego z nich.

Zdaje mi się, że to jest właśnie to, co komentują ludzie pod moimi zdjęciami. Piszą: „Twoje życie jest doskonałe”, ale naprawdę mają na myśli: „Twoje życie zdaje się być takie szczęśliwe. Wyglądasz na bardzo zadowoloną. Zawsze sprawiasz wrażenie optymistycznej, wdzięcznej osoby. Zawsze się śmiejesz”.

Chcę wyjaśnić dlaczego…

Nie miałam łatwego startu w życie. W zasadzie, jeśli mam być szczera, słowo najbardziej pasujące do opisania mojego dzieciństwa to traumatyczne. Nasz dom był przepełniony chaosem – składał się z samych skrajności. Były w nim organizowane wielkie przyjęcia dla członków rodziny i przyjaciół, które kończyły się okropnymi awanturami. Zdarzało się, że po tych burdach w ścianach zostawały dziury wybite pięścią, a na kuchennej podłodze walały się roztrzaskane talerze. Mój ojciec rozładowywał stres agresją; moja matka radziła sobie ze stresem poprzez niewychodzenie z łóżka całymi tygodniami. Jak większość dzieciaków, które wychowywały się w podobnych warunkach, nie wiedziałam, żeda się inaczej.

Później było jeszcze gorzej. Kiedy miałam czternaście lat, Ryan – mój starszy brat – popełnił samobójstwo. To, co zobaczyłami przez co przeszłam tamtego dnia, będzie mnie nękać do końca życia, ale również dzięki temu zdarzeniu zaszła we mnie fundamentalna przemiana. Byłam najmłodsza z czwórki dzieci i aż do tego zdarzenia żyłam w nieświadomości tego, co dzieje się poza moim domem. Kiedy Ryan umarł, nasz i tak niestabilny ipełen problemów dom całkowicie się rozpadł. Jeśli przed śmiercią mojego brata życie było trudne, to po niej stało nie do zniesienia.

Dorosłam w przeciągu tego jednego dnia. Gdzieś pomiędzy udręką, strachem i zagubieniem spowodowanymi jego śmiercią udało mi się dostrzec wielką prawdę: jeśli pragnę dla siebie życia lepszego niż to, które obserwowałam od dnia narodzin, to musiałam je sobie zbudować.

Tego roku, kiedy Ryan umarł, poszłam do pierwszej klasy liceum. Zapisałam się na maksymalną liczbę zajęć, aby jak najszybciej skończyć szkołę. Szybko otrzymałam dyplom i od razu przeprowadziłam się do Los Angeles, największego miasta w pobliżu mojego rodzinnego miasteczka. Dla szarej myszki z prowincji, którą wtedy byłam, Los Angeles sprawiało wrażenie miejsca, w którym spełniają się marzenia. Miałam siedemnaście lat, byłam tak młoda, że nie mogłam posiadać własnego numeru telefonu stacjonarnego ani podpisać umowy najmu mieszkania bez zgody pełnoletniej osoby. Wszystko, o czym wtedy myślałam, to to, że w końcu udało mi się uciec. Całe lata żyłam w chaosie swojego domu rodzinnego z myślą: „Kiedyś uda mi się stąd ucieci wtedy będę szczęśliwa”.

Nie umiałam być nieszczęśliwa w Los Angeles! Odkąd tylko się tam znalazłam, nieustannie czułam się szczęśliwa. Chłonęłam ekscytującą atmosferę Hollywood i przyzwyczajałam się do rytmu fal, jadąc kalifornijską autostradą nad brzegiem oceanu. Wielopoziomowy horyzont miejski sprawiał, że czułam się bardzo światowo. Cieszyłam się widokami, które potrafiła docenić tylko niepochodząca z tego miasta osoba.

Większość ludzi nie dostrzega drzew rosnących w Beverly Hills. Są zbyt zajęci pożądaniem znajdujących się poniżej willi. W moim przypadku drzewa były jednąz pierwszych rzeczy, na które zwróciłam uwagę. Zachwycałam się ich pięknem w imię piękna, ponieważ w miejscu, w którym się wychowałam, nie było takich widoków. Rzecz w tym, że drzewaw Beverly Hills są uporządkowane. Nieważne, na której ulicy się znajdujesz czy na którym rogu stoisz – w chaosie pędzącego miasta zawsze będziesz mogła zobaczyć rzędy doskonałej symetrii – sosny z Wysp Kanaryjskich, cynamonowce i palmy daktylowe. Zostały zaaranżowane w ten sposóbna początku dwudziestego wieku przez świetnego architekta krajobrazu. Okalają pedantycznymi rzędami szerokie ulice, milczący strażnicy jednego z najbogatszych miast świata. Po tylu latach spędzonych w chaosie delektowałam się porządkiem.

Myślałam sobie: „W końcu jestem na swoim miejscu”.

Mijały dni itygodnie, zmieniały się pory roku, a moje nowe miasto dało mi jedną z najważniejszych lekcji życia. Przeprowadzka, podróżowanie, wyprowadzka? To tylko zmiana położenia geograficznego. Zmiana miejsca zamieszkania nie sprawi, żestaniesz się inną osobą. Zmieni się jedynie widok z okna. Jeśli chcesz, aby zmieniło się twoje życie, musisz świadomie wybrać bycie szczęśliwą, wdzięczną, spełnioną. Jeśli będziesz dokonywać tego wyboru każdego dnia, wtedy niezależnie od miejsca zamieszkania i okoliczności będziesz czuła się szczęśliwa.

Kilka razy w roku widuję się z moją przyjaciółką, Amandą. Za każdym razem, kiedy się spotykamy, rozmawiamy aż do bólu gardeł i śmiejemy się, aż cierpną nam policzki. Bawiłybyśmy się w swoim towarzystwie równie dobrze w salonie w moim domu, jak i na plaży w Meksyku. Jasne, że w Meksyku jest ładniej, jest lepsza pogoda i łatwiejszy dostęp do koktajli z małymi parasolkami… Ale równie dobrze możemy cieszyć się sobą, siedząc na tyłach mojego domu czy stojąc nieopodal śmietników przy lokalnym supermarkecie, ponieważ tak bardzo raduje nas własne towarzystwo. Kiedy decydujesz się na bycie zaangażowaną i na czerpanie przyjemności ze swojego życia, przestaje mieć znaczenie, gdzie się znajdujesz i jak nieprzyjemne rzeczy cię spotykają. Jesteś w stanie odnaleźć szczęście, ponieważ nie chodzi o to, gdzie jesteś, ale kim jesteś.

1 Chodzi o utwór „With Arms Wide Open” (Z otwartymi ramionami) – (przyp. tłum.).

TO MI POMOGŁO…

Przestałam się porównywać. Przestałam porównywać się z innymi ludźmi, przestałam także porównywać się z wizerunkiem siebie, do którego aspirowałam. Porównywanie oznacza śmierć dla radości. Spraw, aby osoba, którą byłaś wczoraj, była jedyną, do której się porównujesz – i dołóż starań, aby być od niej lepszą!Zaczęłam otaczać się tym, co pozytywne. Pisząc te słowa, czuję się trochę głupio, bo przypomina to slogan z plakatu motywującego wiszącego w sali gimnastycznej – ale choć brzmi tandetnie, to zdanie jest świętą prawdą. To, czym się otaczasz, ma na ciebie wpływ. Jesteś tym, czym się karmisz. Jeśli budzisz się i czujesz, że jesteś w dołku, albo masz wrażenie, że żyjesz w przeraźliwie negatywnej przestrzeni, lepiej przyjrzyj się uważnie, komu i czemu poświęcasz na co dzień swój czas.Odkryłam, co sprawia mi frajdę, i zaczęłam to robić. Brzmi to jak najbardziej oczywista rzecz, ale jak przychodzi co do czego, to okazuje się, że niewielu ludzi świadomie wybiera robienie rzeczy, które sprawiają im prawdziwą przyjemność. Nie chodzi mi o to, że masz teraz zacząć budować swoje życie wokół sesji masażu i wystawnych obiadów (chyba że chcesz, pięknotko!). Mam na myśli to, że może warto, abyś spędzała więcej czasu na rzeczach, które karmią twojego ducha: więcej długich spacerów z psem, mniej zgłaszania się do pomocy przy rzeczach, których nie cierpisz robić, ale czujesz, że powinnaś. Ty jesteś panią swojego życia, siostro, i nie będzie w nim ani jednej rzeczy, której nie dasz do niego dostępu. Pomyśl o tym.

Rozdział 2

Kłamstwo: Zacznę od jutra

Nie jestem w stanie zliczyć wszystkich diet, które wypróbowałam. Albo tego, jak wiele razy obiecywałam sobie, że zacznę chodzić na siłownię – i nie szłam ani razu. Liczba półmaratonów, na które się zapisałam, opłaciłam start, a później udawałam, że zapomniałam trenować? Dwa. Liczba obietnic, które złożyłam samej sobie, a dotyczyły one tego, że każdego ranka pójdę napółtorakilometrowy spacer i kończyło się na trzecim dniu?

Nieskończona.

Tkwiłamw tym nawyku przez lata, jak wiele kobiet. Mówimy orzeczach, których miałybyśmy ochotę spróbować, osiągnąć, ale jak przychodzi do ich robienia, zmykamy gdzie pieprz rośnie.

Być może ten nawyk rozwija się u kobiet, ponieważ dorastają, obserwując identyczne schematy. Czasopisma i programy telewizyjne przede wszystkim radzą, co zrobić, kiedy wróci się do starych złych nawyków, niż mówią o tym, co zrobić, żeby do tego nie doszło. Życie toczy się swoim torem i zdarza się, że plany nie wypalą. Jednak gdy dochodzi do tego, że obietnice, które sobie składasz, przeważnie są bez pokrycia, warto, żebyś się sobie przyjrzała.

Kilka miesięcy temu byłam na kolacji z przyjaciółkami. To był spontaniczny wypadna miasto, który przerodził się w spontaniczną kolację. Wieczór zakończył się o wiele później, niż planowałyśmy. Kiedy wróciłam do domu, dzieci były już w łóżkach, a Dave był pochłonięty graniemw grę Major League Ball czy Hard Hitting League – czy jak tam się nazywa ta baseballowa gra (przez ostatnie dwa lata naszego małżeństwa gra w to co wieczór, ale nie zauważyłam, żeby poczynił jakieś postępy). Dałam mu buziaka i pogadaliśmyo tym, jak minął mu dzień. Poszłam do piwnicy, gdzie znajduje się nasza bieżnia, i przebiegłam kilka kilometrów. Poinformowałam otreningu na Snapchacie, po czym jedna z moich przyjaciółek napisała mi SMS-a: „Trenowałaś po kolacji? Co u licha?”.

Odpisałam: „Tak miałam zaplanowane i nie chciałam tego odpuścić”.

„Nie mogłaś przełożyć na jutro?” – była porządnie skołowana.

„Nie, bo sobie obiecałam. Nigdy nie łamię obietnic, które sobie złożyłam”.

„Ech – odpisała – ja łamię przede wszystkim te obietnice, które złożyłam właśnie sobie”.

Ona nie jest jedyna. Ja robiłam tak non stop, dopóki nie zdałam sobie sprawy z tego, jak trudno jest mi dotrzymać słowa danego innym ludziom, jeśli łamię słowo dane sobie. „Potrenuję jutro” przerodziło się w „W najbliższym czasie nie będę trenować”. Gdyby naprawdę ci zależało, zrobiłabyś to, co zaplanowałaś tego dnia, w którym miałaś to zrobić. Jakbyś się czuła, gdyby twoja przyjaciółka regularnie cię wystawiała? Nie pojawiałaby się za każdym razem, kiedy się umawiacie? Jakbyś się czuła, słysząc żałosne wymówki w stylu: „Naprawdę chcę się z tobą spotkać, ale nie mogę, bo akurat leci megaciekawy program w telewizji”?

Albo gdyby koleżanka z pracy cały czas zaczynała coś nowego? Co trzy tygodnie oznajmiałaby, że jest na nowej diecie albo że ma nowy cel, a po dwóch tygodniach okazywałoby się, że plany spaliły na panewce? A gdybyś zwróciła jej na to uwagę, na przykład mówiąc: „Hej, Pam, myślałam, że jesteś na diecie Whole30?”, podczas gdy Pam siedziałaby w pomieszczeniu socjalnym, wcinając pizzę z podwójną szynką. „Tak, byłam na tej diecie, ale po dwóch tygodniach stosowania były urodziny mojego syna i nie mogłam się oprzeć, więc zjadłam trochę tortu, no i później już nie było sensu ciągnąć tego dalej…” Dlatego odzyskała stracone kilogramy i zyskała dodatkowe.

Miałabyś do niej szacunek? Do kobiety, która na okrągło zaczyna i nie kończy tego, co zaczęła? Czy zaufałabyś takiej Pam albo innej koleżance, która wystawia cię z byle powodu? Zaufałabyś, że wywiąże sięz powierzonego jej zadania? Uwierzyłabyś, gdyby taka osoba złożyła ci obietnicę czy dała słowo?

Nie.

Nie ma opcji. Ten brak zaufania i obawa odnoszą się również do ciebie. Twoja podświadomość dobrze wie, że nie jesteś godna zaufania po tym, jak złamałaś tyle obietnic i odpuściłaś tyle planów.

Z drugiej strony, czy znasz kogoś, kto zawsze, ale to zawsze dotrzymuje słowa? Kogoś, kto jest zawsze dziesięć minut przed czasem. Kogoś, kto zrealizuje powierzone mu czy jej zadanie choćby nie wiem co. Słyszysz od takiej osoby, że zgłosiła się do startu wswoim pierwszym maratonie i już jesteś pełna podziwu, bo dobrze wiesz, że dobiegnie do mety. Kiedy ktoś taki daje ci słowo, na ile poważnie traktujesz jego czy jej zobowiązanie?

Rozumiesz, o co mi chodzi?

Jeśli nieustannie dajesz sobie słowo poto, żeby je łamać, to jakbyś w ogóle nic nie obiecała. Rzucasz słowa na wiatr. Masz totalnie słomiany zapał. Jesteś fantastką, jak Pam z jej dietami albo ta koleżanka, która non stop cię wystawia dla kolejnego odcinka Gry o tron.

Ile razy odpuściłaś sobie, żeby pooglądać telewizję? Ile razy poddałaś się, zanim jeszcze zaczęłaś? Ile razy zrobiłaś postęp po to, aby poddać się przy pierwszej napotkanej trudności? Ile razy członkowie twojej rodziny, przyjaciele czy współpracownicy widzieli, jak sobie odpuszczasz? Ile razy twoje dzieci widziały, jak się poddajesz?

To nie jest w porządku.

Społeczeństwo, w którym żyjemy, daje pozwolenie na samozadowolenie i lenistwo; branie odpowiedzialności nie jest powszechnym standardem. Tak samo nie jest powszechnym standardem waniliowa latte bez cukru, ale jeśli się uprę, to udaje mi się taką znaleźć.

Trochę sobie z tego żartuję, ale chcę powiedzieć, że jeśli czegoś naprawdę chcesz, uda ci się znaleźć sposób, aby to osiągnąć. Natomiast jeśli bardzo nie chcesz czegoś zrobić, zawsze znajdziesz wymówkę. W jaki sposób twoja podświadomość rozróżnia, czego chcesz, a czego tak naprawdę nie chcesz? Sprawdza, w jaki sposób podchodziłaś do podobnych zadań w przeszłości. Czy dotrzymywałaś słowa? Jeśli zabierałaś się za coś, czy doprowadzałaś to do końca? Kiedy jesteśmy w rozterce, przeważnie wybieramy pójście po najmniejszej linii oporu – tracimy szansę na trening najwyższej próby. Trochę to zaplątane, pozwól więc, że wyjaśnię.

Jeśli wyznaczysz sobie na dziś do przebiegnięcia dystans ponad czterdziestu kilometrów, jak myślisz, po ilu będziesz potrzebowała przystanąć? Po przebiegnięciu odległości, która doprowadzi cię do najwyższego poziomu trudności w treningu. To oznacza, że jeśli w ramach rekreacyjnego, sprawiającego przyjemność treningu przebiegasz przeważnie około sześć–siedem kilometrów, prawdopodobnie opadniesz z sił po takim dystansie. Jasne, dzięki adrenalinie być może dasz radę przebiegnąć trochę więcej, siła wynikająca z odpowiedniego nastawienia też może swoje zdziałać; ale naturalne jest, że twoje ciało powie „dosyć” w momencie, kiedy skończy się znana strefa komfortu.

Tak samo jest z dotrzymywaniem słowa samej sobie.

Jeśli postawisz sobie za cel na przykład: „Napiszę powieść” albo „Przebiegnę dziesięć kilometrów” – twoja podświadomość obliczy prawdopodobny przebieg wydarzeń na podstawie doświadczeń z przeszłości. To oznacza, że jeśli czwartego dnia po wyznaczeniu sobie celu czujesz się fatalnie, boli cię głowa i nie masz najmniejszej ochoty biegać – właśnie weszłaś na