Dylematy demokracji. Kontekst polski - prof. Paweł Dybel - ebook

Dylematy demokracji. Kontekst polski ebook

Paweł Dybel

0,0

Opis

Nowa książka Pawła Dybla, wybitnego znawcy psychoanalizy, hermeneutyki oraz filozofii politycznej, potwierdza znakomitą klasę naukową tego uczonego. Książka dotyczy węzłowych problemów współczesnej filozofii politycznej, które dyskutowane są w kontekście gorących polskich sporów o kształt życia politycznego.  Stanowi ona znaczące wydarzenie w polskiej humanistyce. Dostajemy w niej ogromną dawkę wiedzy na temat współczesnych sporów politycznych, ale pokazanych z punktu widzenia konsekwentnie zarysowanej perspektywy teoretycznej autora. Odniesienie tych sporów do kontekstu polskiego i temperament polemiczny autora sprawiają, że książka ta będzie ważnym w głosem w dyskusji o stanie polityki w naszym kraju.

-Leszek Koczanowicz

Książka Pawła Dybla to rozbudowana i nader interesująca analiza dylematów demokracji, postrzeganych na bardzo szerokim tle współczesnej filozofii polityki. Autor wykazuje się nie tylko znakomitą znajomością tej ostatniej, ale także rzadką umiejętnością używania jej głównych teorii i idei jako punktów odniesienia do własnej refleksji. Powoduje to, że tekst czyta się z ogromnym zainteresowaniem. Nie jest on bowiem jedynie sprawozdaniem z czyichś poglądów, lecz przede wszystkim klarownym i bardzo dobrze uargumentowanym wywodem teoretycznym, w którym widać godną najwyższego uznania chęć wypracowania własnego stanowiska.

-Andrzej Szahaj

Paweł Dybel wskazuje w książce na szereg dylematów, z jakimi borykają się współczesne państwa demokracji liberalnej, uwzględniając szeroki kontekst rodzimych sporów politycznych. Dylematy te z jednej strony biorą się z głębokich przeobrażeń, jakim, począwszy od lat sześćdziesiątych minionego stulecia, uległa gospodarka rynkowa, z drugiej z wykształcenia się w Europie demokratycznego modelu „państwa opiekuńczego”, o rozbudowanym systemie opieki społecznej. Efektem tego są toczące się nieprzerwanie spory między przedstawicielami różnych nurtów współczesnego liberalizmu, a zwolennikami opcji socjaldemokratycznej i lewicowej. Jeśli ci pierwsi wychodzą z założenia, że podstawowym warunkiem sprawnego funkcjonowania państwa demokracji liberalnej jest nieustanne poszerzanie sfery wolności ekonomicznych, to drudzy uważają, że państwo to powinno przede wszystkim realizować program sprawiedliwości społecznej. Oba te typy podejścia mają swoje mocne i słabe strony. Autor poddając krytyce jednostronności zarówno ujęć liberalnych jak i lewicowych, stara się wypracować własne stanowisko nie mieszczące się w klasycznych podziałach myśli politycznej. Nie jest ono rodzajem syntezy tych ujęć, raczej polega na wykazaniu, jak dalece we współczesnym państwie demokratycznym praktycznie niemożliwe jest pogodzenie ze sobą elementu liberalnego (idea wolności) z demokratycznym (idea równości). Niemożność ta tkwi w samych fundamentach tego państwa, nie należy w tym jednak upatrywać jego słabości. Przeciwnie, właśnie dlatego określający go porządek ma postać otwartą, jest podatny na różnego rodzaju przemieszczenia w nim relacji elementu „liberalnego” do „demokratycznego”.

Prof. dr hab. Paweł Dybel – profesor w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW oraz w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN. Główne obszary badań to współczesna filozofia (hermeneutyka, antropologia filozoficzna, poststrukturalizm), teorie psychoanalityczne, filozofia polityczna. Opublikował m.in. Urwane ścieżki. Przybyszewski, Freud, Lacan Kraków 2001, Zagadka „drugiej płci”. Spory wokół różnicy seksualnej w psychoanalizie i w feminizmie. Kraków 2006, Okruchy psychoanalizy, Kraków 2009, Granice polityczności (razem z Szymonem Wróblem) Warszawa 2010, Oblicza hermeneutyki, Kraków 2012. Liczne publikacje po niemiecku i angielsku. Stypendysta m.in. Thyssen Stiftung, Alexander von Humboldt Stiftung, DAAD, DFG, The Kosciuszko Foundation, The British Academy, Institut fűr die Wissenschaften vom Menschen.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 468

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność



Podobne


Przede wszystkim więc komunizm zaprojektował siebie – oczym świadczy nie tylko jego faktyczny rozwój historyczny, lecz również ideologiczna autodefinicja (zwłaszcza wujęciu Lenina iTrockiego) – jako władzę totalną, mającą objąć wszystkie obszary życia: produkcję, wymianę dóbr, informację, naukę, sztukę, obyczaje, codzienne ludzkie życie, przekonania iuczucia. Ostatecznie zamierzał on osiągnąć nieosiągalny cel: całkowite zniszczenie społeczeństwa obywatelskiego icałkowite zastąpienie wszystkich więzi międzyludzkich przez sztuczne mechanizmy państwowe.

Leszek Kołakowski, Niepewność epoki demokracji

Tak więc nie powinniśmy wżadnym razie oddzielać Lenina absolutnego politycznego stratega od Lenina „technokraty” marzącego onaukowej reorganizacji produkcji. Wielkość Lenina polega na tym, że mimo iż brakowało mu właściwego aparatu pojęciowego, aby pomyśleć oba te wymiary jednocześnie, był świadom takiej konieczności – niemożliwego, acz niezbędnego zadania. (...)

Powtórzenie Lenina oznacza, że musimy odróżnić między tym, co Lenin faktycznie robił, iotwartym przez niego polem możliwości, opisać napięcie między tym, co zrobił, iinnym wymiarem: tego, co było „wLeninie większe niż on sam”.

Slavoj Žižek, Rewolucja u bram

Wspołeczeństwie postępu, jakie znamy, ludzie relatywnie zamożni tylko trochę wyprzedzają resztę wkorzyściach materialnych. Żyją już wstadium ewolucji, którego inni jeszcze nie osiągnęli. Ubóstwo stało się wkońcu pojęciem względnym, anie absolutnym. (...)

Twierdzenie, że wkażdej fazie postępu bogaci, eksperymentując znowymi stylami życia, niedostępnymi jeszcze dla biednych, wypełniają pożyteczną rolę, bez której awans tych ostatnich byłby znacznie wolniejszy, wyda się niektórym przykładem naciąganej icynicznej apologetyki. Odrobina refleksji jednak wykaże, że jest ono całkowicie zasadne iże społeczeństwo socjalistyczne musi pod tym względem naśladować wolne społeczeństwo.

Friedrich August von Hayek, Konstytucja wolności

Podstawą wszystkich innych wolności jest wolność osobista. Następnym rodzajem jest wolność gospodarcza, która odnosi się do działalności zarobkowej iobejmuje swobodę prywatnej przedsiębiorczości, swobodę zawierania umów, wyboru zawodu, typu imiejsca pracy. Własność iwolność są więc ze sobą pojęciowo związane.

Leszek Balcerowicz, Wolność irozwój

Świat jest poddawany tak skrajnemu izniekształconemu procesowi akumulacji kapitału monopolistycznego, że ten ostatni nie tylko powoduje Wielką Nierówność itworzy warunki dla stagnacji iniestabilności finansowej, lecz także – wcelu utrzymania tego właśnie systemu – stanowi zagrożenie dla całej planety jako miejsca zamieszkania człowieka. Stąd przyszłość ludzkości, jeśli ludzkość ma mieć wogóle jakąkolwiek przyszłość, znajduje się teraz wrękach dziewięćdziesięciu dziewięciu procent jej przedstawicieli. „Gdy system sam wsobie jest porażką”, zauważa Gar Alperovitz wswojej książce America Beyond Capitalism, „woczywisty sposób rozwiązanie wymaga koniec końców stworzenia nowego systemu”.

John Bellamy Foster, Robert W. McChesney, Kryzys bez końca

Klasycznie zakładano, że kapitalizm dąży do równowagi. Tymczasem on nie tworzy warunków społecznych koniecznych do podtrzymywania własnego istnienia. Trzeba ocalić kapitalizm przed samym sobą lub przed wrogami, których sam sobie robi. Powstrzymywać ten system przed tworzeniem gniewnej, zubożałej, żywiącej mnóstwo uraz klasy niższej, która staje się źródłem podziału lub upadku.

Tony Judt, Źle ma się kraj

CZĘŚĆ I

MYŚL LEWICOWA I LIBERALIZM

Krajobraz po komunizmie

1. Płacz lewicy po sowieckim bloku

Mimo iż lewicowe środowiska intelektualne na Zachodzie zreguły odnosiły się bardzo krytycznie do sposobu, wjaki idee Marksa iEngelsa były urzeczywistniane wkrajach bloku sowieckiego wEuropie Środkowej iWschodniej, to rozpad tego bloku, apotem samego ZSRR iJugosławii, był dla nich prawdziwym szokiem. Jak się wydaje, były dwie przyczyny tego szoku. Po pierwsze, mimo często bardzo krytycznej postawy wobec sposobu, wjaki idea „realnego socjalizmu” była urzeczywistniana wtych krajach, odczuwano bezwiednie jakiś rodzaj „duchowego” pokrewieństwa zkomunistycznymi reżimami. Choćby dlatego, że, pomijając już sposób ich realizacji, pewne wyjściowe idee izałożenia były wspólne. Wystarczy przypomnieć znane komentarze Ericha Fromma, Herberta Marcusego iinnych autorytetów lewicy na temat wyższości modelu sowieckiego nad liberalnymi modelami ekonomii dominującymi wkrajach zachodnich. Po drugie zaś, ito było chyba najbardziej dla przedstawicieli tych środowisk irytujące, we wszystkich postkomunistycznych krajach, które wyłoniły się po rozpadzie bloku sowieckiego, przeprowadzono reformy, mające na celu ustanowienie wnich modelu gospodarki rynkowej. Natomiast wżadnym ztych krajów nie podjęto próby budowania państwa „prawdziwego” socjalizmu, zaś wszystkie lewicowe ugrupowania opozycyjne, które głosiły tego rodzaju idee, znalazły zreguły minimalne poparcie społeczne wwyborach.

Jedną zform odreagowywania tego szoku było przeprowadzanie radykalnej krytyki wszystkiego, co po 1989 roku miało miejsce wkrajach postkomunistycznych. Przebijał zniej niejednokrotnie ton intelektualnej wyższości, mającej swoje źródło wprzekonaniu, że bezkrytyczny stosunek politycznych elit wkrajach postkomunistycznych do zachodniego modelu państwa demokracji liberalnej wynika zbraku odpowiedniej wiedzy na temat tego, jak ten model funkcjonuje tam wpolitycznej ispołecznej praktyce. Jak też zfaktu, że kraje te są po prostu cywilizacyjnie zacofane. Nic więc dziwnego, że przedstawiciele ich czołowych sił politycznych wnaiwnie jednostronny sposób idealizują ten model, nie dostrzegając jego rozlicznych braków.

Dlatego gorączkowo szukano różnego rodzaju argumentów, aby wytłumaczyć sobie tę niewybaczalną zdradę „wartości lewicowych” przez postkomunistyczne społeczności żyjące wcześniej wsystemie „realnego socjalizmu”. Te argumenty nietrudno było znaleźć. Wystarczyło wskazać na ogromne napięcia społeczne, jakie powstały od razu, kiedy poszczególne kraje byłego bloku wschodniego zaczęły przeprowadzać reformy, mające na celu wprowadzenie wnich systemu gospodarki rynkowej. Reformy te, związane zcofnięciem dotacji dla różnych nierentownych przedsiębiorstw państwowych, jak huty, kopalnie, kołchozy czy PGR-y idziesiątki innych, uderzały wszak wliczne grupy ludności, zwiększając rzesze bezrobotnych, ograniczając niektóre dotychczasowe formy pomocy socjalnej itd.

Wskazywano na to, że rządy tych postkomunistycznych krajów obrały mocno uproszczoną, nieliczącą się zpotrzebami szerokich grup ludności, drogę do kapitalizmu. Wynikające stąd głębokie społeczne frustracje miały być jednym ze źródeł narastania społecznego poparcia dla partii onastawieniu nacjonalistycznym czy wręcz faszystowskim. Wzamian bowiem za iluzję budowania jednolitego isprawiedliwego społeczeństwa socjalistycznego, którą społeczeństwom tych krajów starały się zaszczepić komunistyczne reżimy, nie otrzymały one od nowych nastawionych liberalnie władz praktycznie nic wzamian. Zostały tylko bezpośrednio skonfrontowane zbrutalnymi regułami gospodarki wolnorynkowej, będąc pozostawione samym sobie wstaraniach opracę iprzetrwanie1. Nic dziwnego więc, że część znich rekompensaty dla tego utraconego poczucia bezpieczeństwa izmistyfikowanej ideowej jedności poszukiwała w– stanowiących wich oczach rzeczywistą alternatywę – ideologiach narodowych, często owyraźnym podłożu rasistowskim.

Innym argumentem było wskazanie na narastające wwielu krajach postkomunistycznych silne antagonizmy etniczne inarodowościowe. Przykładem modelowym były krwawe konflikty zbrojne itowarzyszące im czystki etniczne, jakie miały miejsce na terenach byłej Jugosławii. Wtedy nadawano tym wydarzeniom „uniwersalny” wymiar, uważając, że jest tylko kwestią czasu wybuch podobnych konfliktów wkażdym zpozostałych krajów bloku wschodniego.

Ale równocześnie we wszystkich tych zjawiskach upatrywano wymowne potwierdzenie faktu, że wistocie ujawniają się wnich jedynie wszczególnie jaskrawej postaci wszelkie słabości liberalnego modelu gospodarki rynkowej oraz współczesnego demokratycznego państwa. Państwo to przegląda się wnich jak wswoim krzywym zwierciadle, będąc brutalnie skonfrontowane ze wszystkimi swoimi ułomnościami. Wten sposób ideową porażkę próbowano przekuć w„sukces”, powiadając, zwyraźnym odcieniemSchadenfreude wgłosie: widać teraz jasno, że gospodarka wolnorynkowa atomizuje społeczeństwo, wytwarzając wnim głębokie nierówności iskazując całe grupy społeczne na nędzną wegetację. Wdodatku programowo neutralne ideowo państwo demokracji liberalnej nie dysponuje odpowiednimi instrumentami, pozwalającymi mu neutralizować konflikty narodowościowe ietniczne, które intensyfikuje pogarszająca się– wwyniku przeprowadzanych wduchu wolnorynkowym reform gospodarczych– sytuacja szerokich grup ludności.

Mało natomiast zajmowano się tym, że wszystkie te narodowościowe antagonizmy ikonflikty za czasów rządów komunistycznych były jedynie wypierane, anie rozwiązywane, tak iż wutajonej formie nadal istniały wświadomości społecznej. Więcej, jako wyparte, były one wistocie jedynie potęgowane, nie znajdując swego „naturalnego” ujścia. Tym bardziej, że władze komunistyczne starały się ich zazwyczaj nie dostrzegać ipraktycznie nie prowadziły żadnej „reedukacji” społeczeństwa, mającej na celu zmianę stosunku poszczególnych grup narodowościowych ietnicznych do siebie. Dlatego w lewicowych środowiskach niechętnie dokonywano rzetelnych analiz prowadzonych pod tym kątem, gdyż wtedy należałoby dopatrywać się źródeł tych konfliktów również wminionej epoce, która je jedynie na swój sposób zakonserwowała. Należałoby wówczas uznać, że ich gwałtowny wybuch wmomencie rozpadu władzy komunistycznej był również spuścizną po jej rządach.

Innym trwałym motywem krytycznym powracającym wtego typu analizach było wskazywanie na niemal całkowity brak istnienia wkrajach postkomunistycznych tradycji parlamentaryzmu iwyrosłej na jej podłożu demokratycznej kultury politycznej. To zjawisko zaś miało mieć swoje głębsze źródła wsłabym zakorzenieniu wwykształconej wkrajach zachodnioeuropejskich tradycji filozoficznej, wszczególności zaś oświeceniowego racjonalizmu iempiryzmu, na której wkońcu wyrósł zachodni liberalizm (por. znamienne wypowiedzi Jürgena Habermasa na ten temat). Efektem tego miał być plewiący się wbyłych krajach sowieckiego bloku prymitywny populizm, gdyż uprawiające demagogiczną retorykę partie polityczne wszelkiej maści łatwo mogły przekonać do własnego programu szerokie rzesze wyborców, kusząc ich niczym nie popartymi obietnicami „lepszego życia”. Równocześnie często dawały osobie znać autorytarne zapędy poszczególnych przywódców czy partii, którzy (które) po zwycięskich dla nich demokratycznych wyborach starali się podporządkować sobie wszystkie instytucje publiczne, sądownictwo, prasę, anawet wprowadzać do konstytucji jawnie niedemokratyczne zapisy. Wymownym tego przykładem były lata sprawowania władzy przez partię Mečiara na Słowacji, krótkie rządy partii braci Kaczyńskich wPolsce, zawirowania polityczne na Węgrzech iwBułgarii, nie mówiąc już naturalnie oautorytarnych reżimach powstałych po rozpadzie Jugosławii. Właśnie wtym okresie narosły różne patologiczne zjawiska, jeśli chodzi ostyl sprawowania władzy, stanowiące realne zagrożenie dla systemu demokratycznego jako takiego.

2. Liberalizm– jedyne lekarstwo na zapaść „ekonomii socjalizmu”?

Nie były to argumenty wzięte całkiem zpowietrza. Wkońcu wsposobie wprowadzania modelu gospodarki rynkowej wkażdym zkrajów postkomunistycznych popełniono wiele błędów, procesowi temu przy tym towarzyszyły zjawiska korupcji na wielką skalę (np. sposób, wjaki przebiegała prywatyzacja różnych państwowych firm). Wsposób nierówny też rozłożyły się skutki przeprowadzonych reform, jeśli chodzi oposzczególne grupy społeczne. Najdotkliwiej odczuli je pracownicy dawnych państwowych przedsiębiorstw rolnych (np. PGR-ów wPolsce) oraz robotnicy pracujący wpaństwowym przemyśle ciężkim (huty, kopalnie, stocznie itd.) iwiększość grup pracowniczych tzw. budżetówki. Zyskali natomiast zreguły przedstawiciele rodzącej się klasy średniej zakładający małe firmy, podejmujący na własną rękę różnego typu działalność gospodarczą, zatrudnieni wprzemyśle na kierowniczych stanowiskach członkowie dawnej partyjnej nomenklatury, osoby owykształceniu ekonomicznym, wyższa klasa urzędnicza ipolityczna iinni. Był to jednak stosunkowo niewielki odsetek ogółu społeczeństwa (10–20%), podczas gdy radykalnego pogorszenia własnej sytuacji materialnej doświadczało zazwyczaj około 30% ludności. Tymczasem rządy państw postkomunistycznych, wprowadzając model gospodarki rynkowej, kwestie polityki społecznej zepchnęły na drugi plan, nie wypracowując żadnej efektywnej strategii, przeciwdziałającej tym pogłębiającym się różnicom iubożeniu szerokich warstw ludności.

Te błędy miały naturalnie nie tylko swoje przyczyny subiektywne, wynikające zbłędnych jednostkowych decyzji czy korupcji na najwyższych czy średnich szczeblach nowej władzy. Były też przyczyny obiektywne związane we wszystkich tych krajach zfatalnym stanem gospodarki, którą należało szybko przestawić na całkiem innego rodzaju mechanizmy funkcjonowania. Wprzeciwnym razie groziło to załamaniem się całego systemu. Wzwiązku ztym wiele reform przeprowadzano wdużym pośpiechu, nadając bezwzględny priorytet czynnikom iargumentom czysto ekonomicznym, ignorując przy tym lub marginalizując kwestię możliwych negatywnych społecznych skutków wprowadzanych zmian2.

Wszystkie te zjawiska wystąpiły wsposób szczególnie jaskrawy wPolsce, której gospodarka w1989 roku znajdowała się na progu katastrofy. Do tego stopnia, że większość ekonomistów– mimo znaczącej redukcji zadłużenia– dawała demokratycznie wybranym solidarnościowym rządom niewielkie szanse na szybkie przezwyciężenie tej sytuacji. Mimo to (amoże właśnie dlatego) wwarunkach szalejącej inflacji ipustej państwowej kasy podjęto ryzykowną próbę radykalnej reformy gospodarki wduchu neoliberalnym. Reforma ta, jeśli spojrzeć na nią od czysto ekonomicznej strony, przyniosła bardzo szybko– co chyba było zaskoczeniem nawet dla jej twórców izwolenników– pozytywne skutki: zahamowana została galopująca inflacja, zrównoważony budżet, stworzone zostały solidne podstawy do wzrostu gospodarczego. Została ona jednak okupiona ogromnym kosztem społecznym. Nie chodzi tutaj jedynie owkalkulowane wnią koszty początkowe, które zrazu dotknęły wszystkich, ale ojej utrzymujące się do dzisiaj negatywne skutki wukształtowaniu się nowego typu, głęboko rozwarstwionej materialnie, struktury społecznej, utrwalonej w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Rozpatrywana ztej perspektywy neoliberalna reforma Balcerowicza doprowadziła– jak pisze Andrzej Walicki– do:

drastycznego wzrostu nierówności społecznych, kosztem obniżenia poziomu życia pracowników najemnych, strukturalnego bezrobocia izepchnięcia części ludności do wegetowania poniżej społecznego minimum3.

Podobnie krytyczna ocena jej efektów jest jednak bardzo jednostronna. Nie bierze ona pod uwagę tego, wjak dramatycznych warunkach reforma ta się dokonywała (niektórzy jej dzisiejsi krytycy właściwie nie doświadczyli tego, co znaczą puste półki wsklepach iszalejąca inflacja). Uproszczony charakter tej oceny polega jednak przede wszystkim na tym, że koncentruje się ona wyłącznie na negatywnych skutkach reformy Balcerowicza, która była wkońcu pierwszym przedsięwzięciem tego typu wdziejach całej ekonomii: nagłym, wymuszonym przez dramatyczne okoliczności, przejściem od jednego systemu ekonomicznego, który znajduje się wstanie całkowitego rozpadu, do drugiego, opartego na całkiem innych podstawach4.

Nie bierze ona natomiast zupełnie pod uwagę tego, że przedsięwzięcie to miało jeden fundamentalnie pozytywny efekt: pozwoliło na uniknięcie totalnej katastrofy całej gospodarki. Oczym oczywiście dzisiaj, ponieważ dotyczy to czegoś, co mogło nastąpić, anie nastąpiło, wszyscy już zapomnieli. Jego efektem było wszak szybkie uzdrowienie stanu finansów państwa (równowaga budżetowa), rozpoczęcie na wielką skalę prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych, mało efektywnych lub przynoszących straty, oraz uruchomienie aktywności grup drobnych przedsiębiorców. Za tymi zmianami poszło rosnące zainteresowanie Polską wielkiego kapitału zagranicznego, który zaczął przejmować państwowe przedsiębiorstwa irozpoczął inwestycje na coraz większą skalę, oraz wrezultacie stałe zwiększanie efektywności całej gospodarki. Zostały stworzone solidne podstawy do stałego, choć być może zbyt powolnego, wzrostu gospodarczego.

Były to– isądzisiaj – już pewne oczywistości, niepodważalne zczysto ekonomicznego punktu widzenia5. Ale też, paradoksalnie, może właśnie zracji tego, że podstawowy skutek tych reform: zapewnienie gospodarce wmiarę sprawnego funkcjonowania istabilności, traktowany jest dzisiaj niczym dany raz na zawsze „chleb powszedni”, jest on jako taki niedostrzegalny. Tymczasem wiele państw, które nie dokonały tak radykalnej reformy (np. Białoruś, Ukraina, Mołdawia, Kazachstan), po dziś dzień boryka się zogromnymi trudnościami, mającymi swoje główne źródło wutrzymywaniu się wnich silnych pozostałości po systemie gospodarki „realnego socjalizmu”. Zaś przykład innych państw uczy, że– jak np. wGrecji czy na Węgrzech– stabilne podstawy rozwoju ekonomicznego nie są bynajmniej czymś danym samo przez się inawet jeśli się startuje zwyższego pułapu niż Polska zpoczątku lat 90., łatwo można je nieodpowiednimi decyzjami naruszyć iwpędzić kraj wgłęboki kryzys.

Nie znaczy to, że krytycy tej reformy, którzy wskazują na zbyt dogmatyczny sposób jej przeprowadzenia ijej negatywne skutki społeczne, nie mają racji. Zwielu późniejszych wypowiedzi Balcerowicza, Bieleckiego, Lewandowskiego czy Tańskiego wynika bowiem wyraźnie, że zafascynowani neoliberalnymi poglądami na gospodarkę uważali, iż kwestie społeczne są zwykłą funkcją odpowiednich decyzji ekonomicznych. Dlatego nie przywiązywali do tych pierwszych szczególnego znaczenia. Byli głęboko przekonani, iż wszystkie problemy wtej dziedzinie najlepiej rozwiązuje niejako sama zsiebie dobrze funkcjonująca gospodarka wolnorynkowa. Nic więc dziwnego, że nie widzieli wogóle potrzeby tworzenia całkiem odrębnego, efektywnego programu polityki społecznej nastawionej na eliminowanie (czy choćby ograniczanie) negatywnych społecznie skutków ich reform.

Zauważyć przy tym należy, iż owe negatywne skutki narosły później również dlatego, że kolejne, już nieliberalne (czy wręcz antyliberalne) rządy w ciągu ostatnich blisko dwudziestu lat nie zrobiły praktycznie nic wtej materii. Aprzecież, paradoksalnie, właśnie uzyskana dzięki reformom Balcerowicza względna stabilność gospodarcza oraz dobra światowa koniunktura pozwalały zarówno partiom prawicowym, jak ilewicowym, znajdującym się kolejno uwładzy, urzeczywistniać szeroko zakrojoną politykę społeczną. Mogły zatem opracować sensowne programy przekwalifikowywania bezrobotnych, stwarzać szanse pracy iżyciowej stabilizacji dla młodych rodzin, rozwijać sieć szkół zawodowych nowego typu przyuczających młodych do wykonywania konkretnych zawodów itd. Tym samym zaś ograniczać skutecznie regiony bezrobocia iubóstwa, przeciwdziałać zawodowej icywilizacyjnej degradacji szerokich grup społecznych, stwarzać realne szanse pracy dla młodych itd. Tym bardziej, że postępujące rozwarstwienie społeczne ibrak perspektyw dla ludzi młodych zczasem zaczęły wywierać coraz bardziej negatywny wpływ na samą ekonomię (masowa emigracja ludzi młodych, narastający brak dostatecznej liczby specjalistów wwielu dziedzinach, czego jedną zprzyczyn były mało efektywne iprowadzone na wąską skalę programy kształcenia zawodowego oraz podnoszenia kwalifikacji, nikłe szanse na uzyskanie dobrego wykształcenia przez młodzież wiejską izmałych miasteczek, szerzenie się różnych patologii społecznych itd.).

Można powiedzieć, że po krótkim „neoliberalnym” okresie rządów Bieleckiego iBalcerowicza żadna zczołowych rodzimych partii politycznych, które dochodziły później kolejno do władzy– od lewicy po prawicę– itworzyły nowe rządy, nie wykazała dostatecznie silnej politycznej woli energicznego przeciwdziałania pauperyzacji dużej części społeczeństwa polskiego. Żadna znich nie wypracowała– poza chwytliwymi wyborczymi hasłami– dobrze obmyślanego programu społecznego, który byłby wstanie efektywnie przeciwdziałać postępującemu rozwarstwieniu społeczeństwa polskiego izepchnięciu jego co najmniej 30% na poziom życiowej wegetacji. Jeśli więc rodzimych liberałów te kwestie nie interesowały zpowodów ideologicznych, to przedstawiciele pozostałych partii– od postkomunistycznej lewicy po prawicę– postępowali podobnie zracji czysto egoistycznych, zainteresowani wyłącznie umocnieniem swych pozycji wstrukturach państwa iwładzy oraz własnymi politycznymi karierami. Za tym wszystkim zaś tkwiła zwykła obojętność icynizm.

Istniał jednak– inadal istnieje– jeszcze jeden poważny czynnik, który wrównym stopniu uniemożliwiał zwiększanie efektywności gospodarki poprzez postępującą likwidację pochodzących zminionej epoki przeszkód, jak iprowadzenie skutecznej polityki społecznej, mającej na celu wyrównywanie różnego typu nierówności. Otym czynniku przedstawiciele czołowych partii zreguły niewiele mówią, nie pojawia się on też wich programach. Ajeśli nawet, to szybko znich znika, zarówno zracji tego, że jego przeprowadzenie okazuje się społecznie niemożliwe, jak też, że dominuje wnich obawa outratę głosów dużej części wyborców.

Mam tutaj na myśli silny opór wielu grup zawodowych przeciwko wprowadzaniu radykalnych zmian wodziedziczonym po epoce PRL-u systemie wynagrodzeń wtakich dziedzinach jak energetyka, koleje państwowe, kopalnictwo, służby mundurowe itd. Na system ten składa się szereg ulg, premii iprzywilejów, często nie mających nic wspólnego zracjonalnym rachunkiem ekonomicznym, zzachętą do większej wydajności pracy. Traktowane są one przez pracowników tych dziedzin jako przysługujące im znatury rzeczy trwałe dobra nabyte. Dlatego gotowi są oni, wspierani żarliwie przez związki zawodowe, bronić ich do upadłego, uciekając się przy wszelkiej próbie ich ograniczenia czy likwidacji do radykalnych form protestu6.

Utrzymywanie się tego stanu rzeczy wwielu działach gospodarki oznacza często zachowywanie dużych, ekonomicznie nieuzasadnionych, nierówności wwysokości uposażenia poszczególnych grup zawodowych. Wkrajach postkomunistycznych te nierówności współegzystują znierównościami wytwarzanymi przez kapitalistyczne stosunki produkcji, tworząc wnich bardzo specyficzne zjawisko krzyżujących się podziałów społecznych (iwalk interesów) inierówności wytwarzanych zarówno przez gospodarkę rynkową, jak iprzez utrzymującą się schedę po minionej epoce.

Wrezultacie polityka gospodarcza ispołeczna postkomunistycznego państwa demokracji liberalnej stanowi swoistą wypadkową ścierania się tego typu heterogenicznych interesów iwpływów. Zjednej strony są to interesy wielkich prywatnych korporacji, koncernów ifirm, które zdobyły dominującą pozycję wramach wolnego rynku. Zdrugiej strony są to interesy grup biznesu iadministracji zarządzających państwowymi sektorami gospodarki, jak też interesy zatrudnionych wnich pracowników, którzy zachowali wiele przywilejów iświadczeń odziedziczonych po minionej epoce. Podkreślić należy, że mimo dokonanej– ipowoli postępującej– prywatyzacji wduchu wolnorynkowym coraz tonowych sfer gospodarki, państwowy jej sektor wkrajach postkomunistycznych został zreguły wznacznie większym stopniu zachowany, niż ma to miejsce wkrajach zachodnich (np. istnienie wPolsce szeregu spółek skarbu państwa, będących łakomym kąskiem dla znajdujących się wdanym wypadku przy władzy grup politycznych notabli idecydentów).

Rozpatrywany wtym kontekście odwrót od idei neoliberalnych wgospodarce, który zaczął dokonywać się wPolsce iwinnych krajach postkomunistycznych wkońcu lat 90., był– paradoksalnie– spowodowany przez... same liberalne reformy. Wynikał on stąd, że uzyskana dzięki tym reformom względna stabilność gospodarcza iperspektywy rozwojowe sprawiły, iż poszczególne grupy wielkiego iśredniego kapitału (sektor prywatny) oraz najbardziej wpływowe grupy zawodowe wsektorze państwowym skoncentrowały się przede wszystkim na walce ozabezpieczenie swoich interesów iwyrwanie dla siebie jak największych kawałków „tortu”. Zaś znajdujące się uwładzy partie polityczne starały się wychodzić naprzeciw tym żądaniom, lawirując umiejętnie miedzy żądaniami jednych idrugich. Zjednej strony więc starały się spełniać oczekiwania wielkiego kapitału, formułując odpowiednie, często korzystne dla niego (aprzynoszące straty wbudżecie państwa), przepisy prawne, umożliwiając np. „łatwy” dostęp do prywatyzowanych zakładów iprzedsiębiorstw. Zdrugiej zaś starały się zachowywać swoje wpływy wpaństwowych sektorach gospodarki, nie zmieniając istniejących tam patologicznych ikorupcjogennych relacji oraz szeregu niczym nie uzasadnionych przywilejów pracowniczych. Miejsce poważnych projektów głębokiej zmiany struktury społecznej, wktórych nacisk byłby położony na radykalną zmianę trudnej sytuacji najuboższych grup społecznych, zajął wspierany ochoczo przez media polityczny „marketing”: hałaśliwa retoryka efektownych haseł na pokaz, którymi próbuje się uwieść wyborców.

Na tym podwójnym uwikłaniu polityki społecznej, zarówno wdogmatyzm podejścia neoliberalnego realizowanego wwarunkach różnego typu pozostałości po komunistycznej epoce itę politykę praktycznie ignorującego, jak iwkonformizm programowo antyliberalnych partii lewicy iprawicy, głoszących wzniosłe hasła społeczne bez pokrycia ipraktycznie nic wtej materii nie robiących, polega– aby posłużyć się sformułowaniem Jerzego Szackiego– „nieszczęście” postkomunistycznej Polski iinnych krajów byłego Bloku Wschodniego. Owo „nieszczęście” nie bierze się jednak tylko stąd, że– jak kończy swoją znakomitą książkę oliberalizmie wkrajach postkomunistycznych Szacki:

klasyczny wzór liberalny wogóle nie daje się zastosować do rzeczywistości krajów postkomunistycznych7.

Bierze się ono również stąd, że wrównej mierze trudno jest wich przypadku mówić orealizacji klasycznego wzoru socjaldemokratycznego. Wtym wzorze państwo irządząca partia traktują na serio projekt budowy społeczeństwa bez rażących nierówności społecznych, wielkich obszarów nędzy ibezrobocia, wktórych żyjący pozostawieni są praktycznie wyłącznie samym sobie. Wtym celu prowadzą nie tyle– jak uważają liberałowie– działalność „charytatywną” polegającą na rozdawnictwie budżetowych pieniędzy, co koncentrują się na organizowaniu efektywnych iszeroko zakrojonych programów szkolenia zawodowego, wspomagają na różne sposoby możliwości awansu społecznego młodzieży ze środowisk bezrobotnych izmarginalizowanych, oferują pomoc finansową wzakładaniu własnych firm itd. Słowem, zmierzają na różne sposoby do ograniczenia skali marginesu społecznego iwłączenia wproces gospodarczy możliwie jak największej liczby własnych obywateli. Co też wostatecznym, długofalowym rozrachunku ma wspomagać procesy gospodarcze, anie je obciążać.

Wpierwszym przypadku „wzór liberalny” przybrał wsprywatyzowanych działach gospodarki postać niezwykle brutalną iprymitywną, przypominającą wniektórych aspektach dziewiętnastowieczne formy wyzysku pracowników. Zaś wdziałach gospodarki państwowej przyjął zkolei postać dość anachroniczną, będącą osobliwym splotem działania reguł gospodarki wolnorynkowej zróżnego typu pozostałościami po minionej epoce.

Wdrugim przypadku natomiast „wzór socjaldemokratyczny” (czy socjalistyczny) uległ daleko idącemu spłyceniu idegradacji na rzecz działań pozornych. Zjednej strony ochoczo podpisali się pod nim przedstawiciele dawnej partyjnej nomenklatury, dla których ta zmiana ideowego frontu okazała się bardzo korzystna, pozwalając im utrzymać się wstrukturach władzy izachować wpływy wreformowanej przez nich na sposób liberalny gospodarce. Zdrugiej strony społeczne hasła tego „wzoru” przejęły partie narodowo-prawicowe, starając się wten sposób zyskać głosy wyborców. Itraktując te hasła równie instrumentalnie co postpezetpeerowska „lewica”.

Innymi słowy, problemy zbudowaniem modelu demokracji liberalnej wkrajach postkomunistycznych biorą się nie tylko ze słabo wnich zaznaczonej (albo wogóle nieistniejącej) tradycji myśli liberalnej. Biorą się one wrównej mierze zbraku istnienia wnich dostatecznie silnej tradycji socjaldemokratycznej ipoważnego potraktowania jej głównych idei ihaseł.

Przy czym pozostaje zarazem kwestią otwartą pytanie, na ile wproblemach, zjakimi konfrontowane są te kraje, ujawniają się jedynie ze szczególną ostrością pewne słabości ipęknięcia tkwiące wmodelu państwa demokracji liberalnej wtej postaci, wjakiej ukształtował się on wkrajach zachodnich, na ile zaś są one tylko specyficznym wyznacznikiem sytuacji, wjakiej znalazły się te pierwsze. Jak się wydaje, obu tych aspektów nie sposób wtym wypadku od siebie oddzdzielić.

Zjednej strony bowiem problemy, na jakie natknęły się te pierwsze kraje, wprowadzając usiebie model demokracji liberalnej, wypływają zsamej heterogenicznej, pełnej wewnętrznych napięć ipęknięć postaci tego modelu. Wzwiązku ztym ich doświadczenie postawiło współczesną myśl polityczną przed całkiem nowymi pytaniami, nieformułowanymi wniej do tej pory wtaki sposób. Zdrugiej strony nie ulega wątpliwości, że problemy te przybrały zarazem specyficzną postać ze względu na dotychczasowe doświadczenie historyczne tych krajów. Znajdowały się one bowiem przez setki lat na obrzeżach kultury europejskiej, podlegając często wpływom kultur Wschodu iAzji Mniejszej, głównie Rosji iTurcji. Nie mówiąc już naturalnie oblisko pięćdziesięcioletnim okresie panowania wnich modelu „realnego socjalizmu”. Dlatego tak trudno jest formułować na temat mających wnich miejsce procesów gospodarczych ipolitycznych jednoznaczne wswej wymowie apodyktyczne sądy.

Innego typu zarzuty, jakie przedstawiciele zachodniej lewicy zaczęli formułować pod adresem rodzących się nowych politycznych elit wkrajach postkomunistycznych, dotyczyły tego, iż budując modele państwa demokracji liberalnej, często nie były wstanie skutecznie przeciwdziałać narastającym konfliktom natury narodowościowej czy etnicznej. Zaś część tych elit, nacjonalistycznie nastawiona, wręcz te konflikty jeszcze dodatkowo zaogniała. Ale również iwtym wypadku słabość czy nieporadność rządów tych krajów brać się miała nie tylko zbraku dostatecznie silnej w nich tradycji demokratycznej.

Wrównej mierze jak wkrzywym zwierciadle odbijały się wnich słabości tkwiące w samej idei państwa demokracji liberalnej. Polegać miały one na tym, że wychodzi się tutaj z„idealistycznego” założenia, iż szeroki zakres wolności obywatelskich, jaki gwarantuje wsferze publicznej iwdziałalności gospodarczej, oraz programowa ideowa neutralność instytucji państwowych, otwierająca przestrzeń do swobodnych dyskusji między spierającymi się stronami, wsposób skuteczny neutralizują wszelkiego typu antagonizmy.

To wistocie bardzo naiwne przekonanie sprawia, że władze tego typu państw często bagatelizują powstające wich obrębie konflikty, często przy tym wspomagane przez głębokie nierówności społeczne. Dlatego zreguły zajmują się jedynie zwalczaniem ich zewnętrznych symptomatycznych przejawów, anie samych źródeł. Zpodobnych przyczyn nie potrafią one poradzić sobie zgłębokimi konfliktami ocharakterze narodowościowym czy religijnym, zakorzenionymi często wwieloletniej tradycji poszczególnych grup społecznych imającymi często określone oblicze ideologiczne.

Ale, jak już wspomniałem, te krytyczne ujęcia wiązały różnorakie negatywne zjawiska społeczne, narodowościowe ipolityczne występujące wkrajach postkomunistycznych wyłącznie zwprowadzeniem wnich zachodniego modelu państwa demokratycznego igospodarki wolnorynkowej. Zasłonę milczenia spuszczono natomiast na poprzedzający reformy okres panowania wtych krajach „realizmu socjalistycznego” ispustoszenia, jakich dokonał on wludzkich umysłach, utrwalając szereg przesądów, przyzwyczajeń inawyków. Były to więc ujęcia bardzo jednostronne, koncentrujące się na jednym aspekcie przemian. Tymczasem, aby je adekwatnie zanalizować iopisać, należałoby się zdobyć na ujęcie kompleksowe, ukazujące różne oblicza dramatycznej konfrontacji różnego typu pozostałości idziedzictwa po minionej komunistycznej epoce zwymogami nowego systemu ekonomicznego inowymi demokratycznymi regułami gry politycznej8.

Zjednej strony więc występujące wkrajach postkomunistycznych nasilenie się antagonizmów narodowościowych ietnicznych itowarzyszące mu „tęsknoty” za narodowym państwem autorytarnym, które miałoby najlepiej rozwiązać te problemy, można opisać, posługując się psychoanalityczną formuła „powrotu wypartego”. Wtej perspektywie był to powrót do dawnych stereotypów iuprzedzeń wrelacjach wzajemnych różnych grup narodowościowych, które to uprzedzenia, „zamiecione pod dywan” wczasach panowania „realizmu socjalistycznego”, często wracały później ze zdwojoną siłą. Zdrugiej strony można wtym widzieć zrozumiałą reakcję społeczności tych krajów na całkiem „bezideową” postać państwa demokracji liberalnej idoprowadzenie przez jego władze, wwyniku wprowadzenia wolnorynkowych reform, do atomizacji ipogłębiających się nierówności społecznych natury materialnej. Do tej pory bowiem społeczności te przyzwyczajone były do myślenia osobie wkategoriach organicznej socjalistycznej „wspólnoty”. Teraz zaś, skonfrontowane znowymi podziałami izróżnicowaniem we własnym obrębie, oraznową organizacją porządku politycznego, zaczęły wsposób naturalny szukać wypełnienia dla powstałej wten sposób ideowej pustki wpopulistycznych hasłach wspólnoty narodowej.

Źródła tak rozumianego „powrotu wypartego” są dwojakie. Składa się na nie zarówno okres „wyparcia” idei narodowych, jakie miało miejsce wepoce komunistycznej, irównoczesne utrwalenie schematu myślenia ospołeczeństwie jako organicznej wspólnocie, jak ibrutalna konfrontacja zmechanizmami gospodarki wolnorynkowej oraz programowa ideowa neutralność państwa demokracji liberalnej. To ostatnie wszak nie wypracowało, jak do tej pory, skutecznych mechanizmów, które przeciwdziałałyby pogłębiającym się podziałom społecznym ocharakterze materialnym (izwiązanym ztym różnym postaciom dyskryminacji iniesprawiedliwości społecznej). Wdodatku tkwiąca ujego podstaw zasada ideowej neutralności sprawia, że często nie jest wstanie skutecznie przeciwdziałać rozsadzającym je od wewnątrz działaniom partii, które zabiegając oszerokie społeczne poparcie, formułują populistyczne hasła ocharakterze nacjonalistycznym irewolucyjnym, uderzające wjego konstytucyjne podstawy. Co też daje osobie wsposób szczególnie wymowny znać wsytuacjach głębokiego kryzysu ekonomicznego, kiedy woczach mas społecznych skutecznym lekiem na różnego typu społeczne frustracje są różnorakie ideologie.

3. Powrót PRL-u w narodowo-katolickiej sukmanie

WPolsce wymowną egzemplifikacją owego „powrotu” sprawdzonych komunistycznych wzorców rządzenia wopakowaniu katolicko-narodowej retoryki było powstanie ispołeczny sukces partii braci Kaczyńskich. Doszła ona do władzy, umiejętnie wykorzystując społeczne lęki ifrustracje spowodowane wprowadzaniem wPolsce liberalnego modelu gospodarki rynkowej (reformy Balcerowicza), zczym– szczególnie wpoczątkowym okresie– wiązało się radykalne pogorszenie się sytuacji materialnej szerokich grup społecznych. Wogóle można powiedzieć, że pierwszym poważnym sporem ideowym, wktórym kluczowego znaczenia nie posiadał stosunek do komunistycznej przeszłości, lecz który wiązał się ściśle zwprowadzeniem państwa demokracji liberalnej, był spór między zwolennikami liberalnego modelu tego państwa– głównie jeśli chodzi osferę gospodarczą– azwolennikamimodelu bardziej socjalnego (czy wręcz socjalistycznego), zsilnym położeniem przy tym akcentów na rolę narodowej tradycji.

Wtym kontekście jednak ogólna charakterystyka polskich sporów ideowych wpierwszych latach po upadku komunizmu dokonana przez Walickiego budzić może spore wątpliwości:

Charakterystyczną cechą polskiego krajobrazu ideologicznego jest szczególne połączenie moralistyki antykomunistycznej inarodowej zczysto ekonomicznym liberalizmem, głoszącym bez skrupułów program powrotu do bezwzględnych reguł wolnorynkowej konkurencyjności oraz drastycznego wzrostu nierówności społecznych, kosztem obniżenia poziomu życia pracowników najemnych, strukturalnego bezrobocia izepchnięcia części ludności do wegetowania poniżej społecznego minimum9.

Problematyczne wtej wypowiedzi jest przede wszystkim to, że do jednego worka zostały tutaj wrzucone hasła polityczne ugrupowań, które pozostawały ze sobą od początku w ostrym konflikcie. Właśnie bowiem przedstawicieli ekonomicznego liberalizmu cechowało zarzucenie „moralistyki antykomunistycznej inarodowej” na rzecz merytorycznej argumentacji prowolnorynkowej, podczas gdy do owej moralistyki sięgali przede wszystkim przeciwnicy wolnego rynku. Nie było więc unas wgłównym nurcie myślenia politycznego zwolenników liberalizmu, którzy by równocześnie domagali się surowej rozprawy z(byłymi) komunistami ipodpierali się wswych hasłach narodową retoryką. Wręcz przeciwnie, to właśnie wkręgach liberalnych narodziła się idea dojścia do porozumienia zpartyjną nomenklaturą wkwestiach zarządzania gospodarką, unikano też jak ognia odwoływania się do „wartości” narodowej tradycji. Co było skądinąd zrozumiałe, jeśli weźmie się pod uwagę założenia ideowe nurtu.

To zatem, co Walicki podaje jako podstawowy wyznacznik polskiej myśli politycznej, traktując ją jako niezróżnicowaną całość, na którą składają się wrównej mierze neoliberalizm, antykomunizm inacjonalizm, wrzeczywitości nie miało wniej nigdy miejsca. Wistocie kwestie przeprowadzania liberalnych reform wgospodarce oraz stosunku do komunizmu iodwoływania się do narodowej tradycji były głównymi kryteriami podziału wstanowiskach poszczególnych ugrupowań ipartii. Zakreślały sobą nie tyle obszar ideowej wspólnoty między nimi, ile raczej były przedmiotem najgorętszych polemik isporów. Wrezultacie tym, co umykało wszystkim ich uczestnikom lub było traktowane wsposób instrumentalny (obietnice bez pokrycia), była opisana szeroko powyżej kwestia stosunku poszczególnych partii do pogłębiających się nierówności społecznych.

Jest przy tym rzeczą znamienną, że wistocie– mimo wszelkich słabości– jedynie ugrupowania oliberalnym lub proliberalnym charakterze, jak KLD czy Unia Wolności, później zaś Platforma Obywatelska, sformułowały programy polityczne zbliżone najbardziej do zachodniego modelu państwa demokracji liberalnej. Były to programy opierające się na założeniu radykalnej zmiany nie tylko całego systemu ekonomicznego, ale wrównej mierze powszechnej świadomości społecznej poprzez zaszczepienie przywiązania do wartości demokratycznych10. Wiele ztych przekonań miało się później okazać iluzją, nie wytrzymując konfrontacji ze znacznie bardziej złożoną, niż to wyobrażali sobie przywódcy tych ugrupowań, rzeczywistością społeczną. Nie udało się na przykład po dziś dzień wyrobić wspołeczeństwie nawyku aktywnego uczestnictwa wprocedurach demokratycznych (np. porażająco niska frekwencja przy wszelkich wyborach, małe zaangażowanie obywateli wzarządzanie na poziomie gmin, powiatów czy województw itd.), jak też zrozumienia dla znaczenia tego typu postaw dla sprawnego funkcjonowania systemu demokratycznego, dominuje nadal niskie poszanowanie dla prawa, niechęć do podejmowania wspólnych działań ikooperacji itd.

Jeśli chodzi opozytywny stosunek do zachodniego modelu państwa demokracji liberalnej– co może zakrawać na ironię– najbliższy był wspomnianym ugrupowaniom odwołujący się do idei socjaldemokratycznych postkomunistyczny Sojusz Lewicy Demokratycznej, składający się wdużej mierze zdawnej „uwłaszczonej” partyjnej nomenklatury izwiązanego znią silnego gospodarczego lobby. Co też sprawiało, że wpolitycznej praktyce partia ta wlatach, kiedy była uwładzy, realizowała wgospodarce zasadniczo program proliberalny, ustępując równocześnie ze względów czysto koniunkturalnych roszczeniom płacowym poszczególnych grup zawodowych iwycofując się zwielu niezbędnych reform wsferze socjalnej (np. reforma emerytalna, fatalnie przeprowadzona „reforma” służby zdrowia, zaniechana reforma służb mundurowych itd.). Wistocie SLD traktowała kwestie polityki społecznej wsposób czysto instrumentalny idrugorzędny iwykazywała wtej dziedzinie daleko idącą obojętność ipasywność.

Zkolei Prawo iSprawiedliwość, partia, która zczasem wyrosła na podstawową siłę polskiej prawicy, startowała zarazem pod hasłami radykalnego rozliczenia zkomunistyczną przeszłością, jak ikrytyki polityki liberalnej wsferze gospodarczej ispołecznej. Stał za tym wszystkim program polityczny ocharakterze wspólnotowym, zbudowany na odniesieniach do chrześcijańskich wartości zakorzenionych wrodzimej narodowej tradycji. Równocześnie bardzo mocno akcentowano konieczność prowadzenia szeroko zakrojonej polityki społecznej, wspomagającej rodzinę, ludzi młodych, postulowano likwidację bezrobocia. Były to wszystko typowe postulaty zachodniej lewicy, tyle że przybrane tutaj wretorykę narodowo-katolicką, jak też mające status obietnic wyborczych bez pokrycia (choćby słynne trzy miliony mieszkań dla młodych obiecywane wzwycięskiej kampanii wyborczej).

Wpostawie politycznej przywódców tej formacji mieliśmy do czynienia zinnego rodzaju paradoksem. Mimo iż jednym zjej głównych programowych haseł była nieubłagana walka zpozostałościami systemu komunistycznego wPolsce, jej przedstawiciele przypominali wswym sposobie myślenia opaństwie isposobie politycznego działania pod wieloma względami dawnych członków PZPR wPRL-u. Podobnie więc jak tamci byli głęboko przekonani, że posiadają jedynie słuszny ideowo program polityczny, odpowiadający rzeczywistym interesom Polaków, który uprawnia ich do zdobycia dominującej pozycji wstrukturach państwa iwyłącznego sprawowania władzy przez dziesiątki lat. Ztej też racji od razu wraz zdojściem do władzy w2006 roku postawili sobie za cel całkowite zawłaszczenie ipodporządkowanie sobie wszystkich instytucji państwowych, łącznie ze zdobyciem kontroli nad mediami publicznymi. Co też im się wkrótkim czasie wdużej mierze udało11.

Otym ukrytym „duchowym” pokrewieństwie zdawnymi politycznymi wrogami decydowały obecne wmyśleniu przedstawicieli tej partii ospołeczeństwie ipaństwie te same „organicystyczne” schematy, równie głęboko osadzone wmentalności aparatczyków partii komunistycznej. Wypełniono je tylko odmienną ideową treścią. Dlatego też zapewne pozwalało to przywódcom PiS-u zdobyć się na szczególną „tolerancję” wobec szeregu byłych wysokich funkcjonariuszy PZPR-u, których nie tylko przyjęto wszeregi partii, ale niektórzy znich zajęli wniej kluczowe stanowiska. Musieli oni tylko przedtem wykazać odpowiednią „skruchę” iideowe zaangażowanie, odkupując wten sposób grzechy przeszłości.

Na te rozliczne analogie wsamym sposobie myślenia opaństwie przywódców PiS-u iPZPR-u wskazywano już zresztą niejednokrotnie. Wistocie program isposób działania tej partii stanowił osobliwy splot różnych schematów działania zaczerpniętych zminionej epoki (np. centralizm zarządzania państwem, bardzo podobna koncepcja funkcjonowania tajnych służb policyjnych, wymiaru sprawiedliwości itd.) ztradycją piłsudczykowską i– wmniejszym stopniu– endecką. Wtych ostatnich wszakże również do liberalno-demokratycznego modelu funkcjonowania państwa podchodzono zdużym sceptycyzmem, jeśli nie wręcz zwyraźną pogardą.

Wymownym świadectwem istnienia tego splotu były choćby bezprzykładne ataki na media itraktowanie wszelkiego rodzaju płynącej zich strony krytyki jako przejawu skrytej zmowy ze strony dawnego „układu”. Było nim też demonizowanie roli politycznych przeciwników inieumiejętność prowadzenia znimi rzeczywistych negocjacji, podważanie prawomocności wyroków sądowych, Trybunału Konstytucyjnego, jeśli ich decyzje iwyroki nie odpowiadały stanowisku wdanej kwestii władz partyjnych, instrumentalne traktowanie parlamentu idążenie do jego marginalizacji poprzez zawłaszczanie kolejnych instytucji państwowych, poczucie bezkarności ibycia ponad prawem itd.12 Ostatecznie można powiedzieć, że wsposobie uprawiania polityki przez przywódców PiS-u te dwie tradycje, komunistyczna ipiłsudczykowsko-endecka, utworzyły osobliwy stop, którego efektem było bezwzględne dążenie– za pomocą wszelkich dostępnych środków– do całkowitego zdominowania wszelkich ośrodków władzy państwowej, sądownictwa iśrodków masowego przekazu. Efektem tego stopu był specyficzny „postkomunistyczny” typ mentalności autorytarnej, wwielu punktach zbieżny zroszczeniami komunistów do sprawowania władzy wsposób niepodzielny oraz wytyczania wwarstwie ideowej odpowiedniego kształtu społecznego bytu obywateli. Tyle że miejsce ideologii marksizmu-leninizmu zajęły traktowane wsposób czysto instrumentalny iwykorzystywane dla doraźnych celów politycznych ideowe hasła natury narodowej ireligijnej (awłaściwie pseudoreligijnej, zwiarą jako taką mające niewiele wspólnego).

Przywódcy PiS-u przejęli też bezwiednie od komunistów centralistyczny sposób myślenia opaństwie, wktórym władza ześrodkowana jest na szczeblu zdominowanej przez jedną partię rządowej administracji, oraz wiele analogicznych schematów myślenia ogospodarce, gdzie zakłada się możliwość daleko idącej ingerencji państwa wjej obręb. Tyle że poglądy te głoszone są przez nich wcałkiem nowym „patriotycznym” opakowaniu, suto przy tym okraszane elementami taniego populizmu13.

Wrezultacie, podobnie jak komunistom, zasadniczo obca była (ijest) im wyrastająca ztradycji myśli liberalnej idea państwa neutralnego światopoglądowo, które by pozostawiało obywatelom szeroką przestrzeń swobody wsferze ich życia publicznego iprywatnego, nie narzucając im odgórnie określonego modelu wartości istylu życia. Ztą tylko naturalnie różnicą, że oile komuniści zzałożenia odrzucali ideę systemu demokracji parlamentarnej modelu zachodniego, sprowadzając parlament do funkcji fasadowej, to przywódcy PiS-u, uznając formalnie ów system, rozumieją własne funkcjonowanie wjego obrębie jako walkę opolityczne podporządkowanie sobie szeregu instytucji państwowych, sądownictwa imass mediów. Tym samym zaś uważają, że jako reprezentujący jedynie słuszną polityczną opcję winni niejako zzałożenia zajmować wsystemie władzy państwowej pozycję uprzywilejowaną, reprezentują bowiem poglądy iinteresy „prawdziwych Polaków”. Nic więc dziwnego, że obca jest im idea ponadpartyjnego aparatu państwowego, jako organizmu zasadniczo autonomicznego, niepoddającego się doraźnym wpływom ze strony rządzących partii.

Wrezultacie również iwich ujęciu parlament jest traktowany jako– docelowo– posłuszny instrument sprawowania władzy, wramach którego zwycięska partia urzeczywistnia swój program polityczny, za nic mając krytykę ze strony partii opozycyjnych. Wczym też dzielnie wspomagają ją znajdujące się pod jej całkowitą kontrolą mass media, sądy iTrybunał Konstytucyjny, iwszelkie inne zawłaszczone przez nią instytucje państwowe. Inną różnicą jest natomiast uporczywe dążenie PiS-u do sformułowania podstaw konstytucji wduchu narodowo-katolickim, awięc wypełnienie jej głównych zasad inną ideowo treścią niż te, które narzucili jej komuniści.

Rozpatrywane wtym kontekście założenia ideowe iwyobrażenia na temat sposobu funkcjonowania państwa demokratycznego przywódców PiS-u były zatem wrównej mierze spadkiem po komunizmie, co po najciemniejszych stronach tradycji piłsudczykowskiej, zjej pogardą dla parlamentu iinstytucji demokratycznych. Wszystko to okraszane było (ijest) elementami ideologii endeckiej wcelu przekonania do siebie skrajnie prawicowego elektoratu. Elementy te to programowa antyniemieckość, narodowo-powstańcza retoryka, odmawianie mniejszościom narodowym ietnicznym szerszego zakresu praw ipodejrzliwość wstosunku do nich, brutalna agresywność wobec przeciwników politycznych, nieustanne publiczne wspieranie się autorytetem Kościoła oraz polityczno-prawne zabezpieczanie jego materialnych interesów iideowych dogmatów, przy równoczesnej niechęci do jego ambicji politycznych (ten ambiwalentny stosunek do Kościoła był zresztą też szczególnie znamienny dla przywódców endecji wokresie międzywojnia)14.

Wrezultacie program polityczny PiS-u znakomicie koresponduje ztypową postkomunistyczną mentalnością konserwatywnie nastawionych grup społecznych. Składają się na nią zjednej strony odziedziczone po epoce PRL-u wyobrażenia na temat opiekuńczej roli państwa ifunkcjonowania gospodarki (wwielu punktach bardzo zbliżone ideowo do haseł zachodniej lewicy), zdrugiej zaś tradycyjne poglądy na temat rodziny iobyczajowości społecznej powiązane zkultem Kościoła icelebrowanych przezeń form religijności, wszystko to zaś okraszone retoryką narodowo-patriotyczną. Nic dziwnego, że wyborcami tej partii są wdużej mierze ludzie starsi, oniskim poziomie wykształcenia inikłej wiedzy oświecie, wywodzący się zazwyczaj ze wsi imałych miasteczek, znatury rzeczy sceptycznie– jeśli nie wręcz wrogo– odnoszący się do wszelkich ideałów wolnościowych wduchu liberalnym. Jak też konserwatywne grupy polskiego mieszczaństwa, kultywujące tradycję piłsudczykowską iendecką, owyraźnym nastawieniu nacjonalistycznym, niekiedy wręcz faszyzujące.

Ostatecznie ten osobliwy splot lewicowych poglądów na politykę społeczną państwa igospodarkę, odziedziczonych po epoce PRL-u, zelementami ideologii piłsudczykowsko-endeckiej jest znamienny dla tej części polskiego społeczeństwa, która stanowi naturalne podłoże dla politycznej aktywności PiS-u, zjego lekceważeniem dla instytucji demokratycznego państwa itraktowaniem ich wsposób czysto instrumentalny. Środowiska te są zzałożenia wrogo nastawione do wszelkich kulturowych icywilizacyjnych przemian społecznych ocharakterze emancypacyjnym, które wkrajach zachodnich nastąpiły wokresie powojennym. Obce jest też im (czy też całkowicie obojętne) pojęcie państwa demokratycznego, które byłoby neutralne światopoglądowo, nie wprowadzając wramy własnej konstytucji iprawa regulacji wypływających zokreślonej ideologii czy zreligijnych dogmatów.

Jest to sytuacja dość paradoksalna, jeśli weźmiemy pod uwagę, że przywódcy izwolennicy tej partii deklarują publicznie swój zajadły antykomunizm– mimo iż spora ich część była członkami PZPR-u – izparanoiczną wręcz podejrzliwością tropią wszelkie jego pozostałości wżyciu publicznym (nie widząc ich równocześnie usiebie). Ale od takich sprzeczności aż roi się wnaszym życiu politycznym, którego obecny kształt stanowi wdużym stopniu odzwierciedlenie różnych paradoksów na poziomie świadomości politycznej poszczególnych grup społecznych. Wtej perspektywie program ipraktyka polityczna PiS-u jawią się jako osobliwy symptom po minionej epoce. To jakby śmiech zza grobu dawnych władców PRL-u, którzy– niczym groteskowe postaci zdramatów Witkacego– wcielając się wkoturnowe postaci przywódców tej partii, przybrali dla niepoznaki szaty narodowo-katolickie, obwieszczając swoje zza grobu zwycięstwo15.

4. Postkomunistyczny populizm spod znaku „narodowej wspólnoty”

Podobnie osobliwy sposób myślenia opaństwie demokratycznym, na który składają się zarówno schematy odziedziczone po epoce „realnego socjalizmu”, jak iidee właściwe partiom prawicowym wszelkiej maści, nie jest jednak zjawiskiem wyłącznie polskim. Partie analogiczne do PiS-u powstały wszak również wszeregu innych krajów postkomunistycznych, będąc wjakiejś mierze naturalną reakcją na niebagatelną cenę, jaką liczne grupy społeczne musiały zapłacić za transformację wkierunku gospodarki rynkowej izwiązane ztym nowe, niekiedy bardzo bezwzględne wstosunku do poszczególnych jednostek, reguły gry ekonomicznej. Nie we wszystkich jednak krajach dochodziły one do władzy, ajeśli nawet– jak było to wprzypadku Słowacji (Mečiar) iPolski– to ich rządy trwały stosunkowo krótko, rodząc duże niezadowolenie społeczne. Wyjątek stanowi Fidesz Viktora Orbána na Węgrzech, która to partia utrwaliła, jak się wydaje, na długo swoją dominację na scenie politycznej Węgier. Dlatego zjawisko to nie jest żadną regułą, jeśli chodzi oukształtowanie się sceny politycznej wbyłych krajach sowieckiego bloku (warto przy okazji przypomnieć, że Jugosławia nigdy do tego bloku nie należała). Wtym kontekście rozpowszechnione szczególnie wśrodowiskach lewicowych (inie tylko) na Zachodzie mroczne proroctwa na temat odrodzenia się zniezwykłą siłą nacjonalizmów wEuropie Środkowej iWschodniej jawią się dzisiaj jako chybione, oparte na dość jednostronnych rozpoznaniach sytuacji społecznej ipolitycznej wtych krajach16.

Slavoj Žižek, jeden zczołowych ideologów dzisiejszej lewicy, wswoim rozpoznaniu źródeł szczególnej popularności idei nacjonalistycznych wbyłych krajach bloku sowieckiego kładzie nacisk na rolę tych dwóch ostatnich czynników. Według niego popularność ta bierze się stąd, że społeczności tych krajów, płacąc wielką cenę za wprowadzanie mechanizmów wolnorynkowych inie znajdując wpaństwie demokracji liberalnej dostatecznego ideowego wsparcia, stają się szczególnie podatne na tego rodzaju idee. Wten sposób jednak bezwiednie wnowej szacie kultywują komunistyczny mit społeczeństwa jako organicznej wspólnoty:

Wswej moralistycznej opozycji wobec komunistycznego „zepsucia” nacjonalistyczno-populistyczna Moralna Większość nieświadomie przedłuża oddziaływanie dawnego reżymu komunistycznego na Państwo jako organiczną wspólnotę. Pożądanie, które funkcjonuje wtym symptomatycznym podstawieniu komunizmu za kapitalizm, jest pożądaniem kapitalizmu połączonego zGemeinschaft, pożądaniem kapitalizmu bez „wyalienowanego” społeczeństwa obywatelskiego, bez formalno-zewnętrznych relacji między jednostkami. Fantazje na temat „kradzieży rozkoszy”. Odnowienie antysemityzmu itd. to cena, jaką trzeba zapłacić za to niemożliwe do zaspokojenia pożądanie17.

Na pozornie paradoksalny fakt dziedziczenia przez najbardziej zajadłych wrogów istniejącego autorytarnego systemu politycznego podobnych schematów wmyśleniu owładzy ipaństwie wskazywał już Hegel wFenomenologii ducha, obnażając swoistą naiwność rewolucyjnie nastawionych romantyków wNiemczech XIX wieku. Wswojej nienawiści do istniejącego porządku są oni tak zacietrzewieni, iż nie dostrzegają, że wswych idealizujących politycznych projektach bezwiednie reprodukują te same wzorce struktury władzy, wypełniając je tylko innego rodzaju treścią.

Wrezultacie, jakkolwiek może wydać się to paradoksalne, istnieje ścisły związek między „niemożliwym” wyobrażeniem kapitalistycznego społeczeństwa jako organicznej jedności spojonej wartościami narodowymi ireligijnymi aparanoicznymi fantazjami postkomunistycznej prawicy na temat tych, którzy owej jedności zagrażają. Również iwtym wypadku możemy mówić oobecności identycznego czarno-białego schematu wmyśleniu ospołeczeństwie ipaństwie, który cechował władzę komunistyczną.

Jeśli więc komuniści dla utwierdzenia własnej ideowej spoistości ijedności socjalistycznego społeczeństwa musieli wykreować wroga zewnętrznego iwewnętrznego, zktórymi należy nieprzerwanie toczyć bezwzględną walkę, takiego wroga kreują również prawicowi fundamentaliści, którym marzy się idylliczny obraz społeczeństwa przyszłości, urzeczywistniającego wswoim bycie wszelkie wartości płynące znarodowej ireligijnej tradycji. Wich oczach takim wrogiem są wszyscy ci, którzy owych wartości nie uznają czy choćby tylko zachowują wobec nich refleksyjny dystans. Przedtem byli nim burżuje ikapitaliści, teraz są nim wszyscy byli działacze PZPR-u iosoby, co do których istnieje choćby cień podejrzenia, że mogły być agentami SB. Jak też ateiści wszelkiej maści, homoseksualiści, feministki itranswestyci. Wistocie jednak największym inajbardziej niebezpiecznym wrogiem są znatury rzeczy krytycznie nastawione wobec wszelkiej władzy środowiska inteligenckie– dziennikarze, lekarze, nauczyciele, naukowcy, ludzie biznesu.

Katastrofalne dla porządku demokratycznego skutki podobnego sposobu uprawiania polityki, na zasadzie tworzenia wspołeczeństwie głębokich– wdodatku często jakże schematycznych isztucznych– politycznych podziałów, polegają na tym, że przenosi się on zreguły, niejako wsposób naturalny, na wszystkie różnicujące owo społeczeństwo elementy. Sprzyja on więc jego antagonizacji pod względem obecnych wnim różnic majątkowych, kulturowych, narodowościowych czy religijnych. Wrezultacie partia (czy partie), która dokonuje wnim różnorakich radykalnych podziałów poszczególnych grup społecznych, umiejscawiając jedne znich po stronie „prawdy” i„dobra”, drugie zaś po stronie „kłamstwa” i„zła”, zarzucając tym ostatnim wszelkie niecne zamiary iczyny, staje się rzecznikiem postaw skrajnie nietolerancyjnych. Efektem jest postępująca dyskryminacja poszczególnych grup narodowościowych czy etnicznych, nasilające się restrykcje wobec imigrantów, preferowanie– kosztem interesu zbiorowego– na różne sposoby grup społecznych, wktórych dana partia czy ugrupowanie znajduje oparcie, polityka kulturalna preferująca jednostronnie te instytucje, które bliskie są ideowo danej partii itd.

Efektem realizowania podobnej wizji demokratycznego państwa iwładzy jest zdziczenie dyskursu publicznego, wktórym zaczynają po obu stronach dominować postawy skrajnie nietolerancyjne, osilnym podłożu emocjonalno-agresywnym.

Jeszcze większe szkody przynosi państwu demokratycznemu działanie zgodne zpodobnymi schematami wdziedzinie polityki zagranicznej, posługiwanie się nimi wrelacjach zsąsiadami czy innymi państwami, zktórymi ma ono szereg kwestii spornych. Politykę prowadzenia żmudnych negocjacji iposzukiwania kompromisów zastępuje wówczas polityka, wktórej zgóry kreowani są oni na „wrogów”, wstosunku do których formułuje się różnego rodzaju oskarżenia iwysuwa szereg roszczeń– często praktycznie niemożliwych do spełnienia. Słowem, miejsce dialogu zajmuje konfrontacja. Ijeśli wramach tej pierwszej, pojednawczo-negocjacyjnej strategii słabszy ekonomicznie, politycznie imilitarnie partner zawsze ma jeszcze coś do „ugrania”, wdrugiej, ocharakterze paranoiczno-konfrontacyjnym, stoi on już na zgóry straconej pozycji. Wkońcu pozostają mu tylko buńczuczne wypowiedzi bez pokrycia i„heroiczna” obrona guzików od płaszcza. Tak jak to było np. wprzypadku walki opolskie cukrownie wramach UE, wktórej rząd Kaczyńskiego nie chciał iść na żadne kompromisy iwrezultacie przegrał ją zkretesem. Czy niedopuszczania przez tę partię do dobudowania do Nord Streamu odnogi na polskich wodach Bałtyku, która pozwalałaby na transfer gazu, zabezpieczając wten sposób– przynajmniej wjakimś stopniu– nasze interesy ekonomiczne ipolityczne. Nie mogąc pogodzić się zpolityczną porażką, jaką było wybudowanie Nord Streamu, straciliśmy wszystko. Podczas gdy podłączenie się do tego gazociągu wdużym stopniu by ją zneutralizowało, gdyż dawałoby nam znacznie silniejszą pozycję wnegocjacjach dotyczących ceny gazu zRosji18. Co też uwidoczniło się wyraźnie wtrakcie obecnego kryzysu wrelacjach Ukrainy zRosją.

Jakkolwiek zatem– poza Węgrami– partiom narodowo-prawicowym udało się dojść do władzy tylko wpojedynczych krajach byłego bloku wschodniego (ito też zazwyczaj na krótko), nie ulega wątpliwości, że stanowią one znaczącą siłę polityczną wwiększości tych krajów, znajdując poparcie wśród sporej części ich społeczeństw. Zazwyczaj przy tym obok partii lewicowych ipostkomunistycznych za głównego wroga uznają one partie onastawieniu demokratyczno-liberalnym, opowiadające się za radykalnymi reformami wduchu wolnorynkowym oraz za szeroką przestrzenią różnego rodzaju wolności obywatelskich. Jeśli bowiem komunizm zagrażał istnieniu tradycyjnej, powiązanej naturalnymi więzami religijnymi inarodowymi wspólnoty, tak samo teraz owe partie podobne zagrożenie upatrują wkapitalizmie ipodejmują „walkę” zjego liberalnymi zwolennikami, głosząc populistyczne hasła:

Problem populizmu wschodnioeuropejskiego polega na tym, że postrzega on komunistyczne „zagrożenie” zperspektywyGemeinschaft, jako obce ciało korodujące organiczną tkankę narodowej wspólnoty; tym samym populizm nacjonalistyczny faktycznie przypisuje komunizmowi podstawową cechę kapitalizmu19.

Woczach prawicowych populistów miejsce komunizmu zajął więc dzisiaj kapitalizm (czytaj: liberalizm), który oskarżają oni opodobne bezeceństwa, jakich dopuszczał się komunizm: tworzenie społeczeństwa kastowego, tyle że tym razem zróżnicowanego majątkowo, ideowy nihilizm, ignorowanie iniszczenie narodowej tradycji, marginalizowanie społecznej ipolitycznej roli Kościoła itd. Wydarzenia wpolskiej polityce, jakie miały miejsce osiem lat temu, wymownie potwierdzają te uwagi. Wszak cała kampania wyborcza PiS-u, partii zwycięskiej w2006 roku, była oparta na krytyce kapitalistycznego „liberalizmu”, mającego ograbiać obywateli zwszelkich dóbr, czemu ona starała się heroicznie przeciwstawiać ideę społecznej „solidarności”, którą sama ta partia miałaby najpełniej reprezentować.

5. Wątłość myśli liberalnej w Polsce

Wydaje się jednak, że wrogość wobec liberalizmu wśród przedstawicieli polskiej narodowej (inienarodowej) prawicy ma jeszcze inne oblicze. Nie dotyczy ona tylko społecznych skutków wprowadzania gospodarki wolnorynkowej, ale idzie znią często wparze głęboka niechęć do wykształconego na Zachodzie modelu liberalno-demokratycznego państwa isystemu sprawowania władzy, które dopuszczają szeroki zakres obywatelskich swobód. Jest to więc nie tylko niechęć wobec modelu wolnej „gry sił” wsferze ekonomicznej, ale również– jeśli nie przede wszystkim– wrogość wobec wymogu zastrzeżenia szerokiego zakresu różnych postaci „wolności” wsferze prywatnej ipublicznej. Ztymi ostatnimi wiąże się wszakże ściśle tak znienawidzony przez nich „nihilistyczny” iograniczający prerogatywy aktualnej władzy politycznej postulat neutralności światopoglądowej państwa ijego instytucji.

Wtym wypadku daje osobie znać bardzo wątła, ograniczająca się do wąskich kręgów uniwersyteckich iintelektualnych, recepcja wPolsce szeroko pojętej tradycji europejskiego racjonalizmu, której organiczną częścią były nurty myśli liberalnej. To wkońcu na podłożu tej tradycji wykształciła się koncepcja ludzkiej jednostki jako obywatela, któremu winien przysługiwać szeroki zakres wolności ipraw. Jednostka ta przy tym winna zgodnie zróżnymi racjami pragmatycznymi organizować swoje życie, jak też wsposób refleksyjno-krytyczny odnosić się do różnych postaci tradycji, wktórej tkwi.

Na znaczenie racjonalizmu, jako kluczowego nurtu europejskiej tradycji oświeceniowej, kształtującej oblicze nowoczesności, wktórej hasła jednostkowej wolności opartej na rozumnych podstawach odegrały rolę decydującą, wskazuje Stanisław Filipowicz, uznając zarazem cały emancypacyjny dyskurs epoki za rodzaj osobliwego mitu, zwycięskiego wprzestrzeni publicznej:

Wielka opowieść, którą stworzyło Oświecenie, przedstawiając wnajrozmaitszych wariantach ideę wolności irządów ludu, stała się wkońcu komunikatem, który zatriumfował wprzestrzeni politycznego dyskursu. Na każdym kroku słyszymy „mowę” mitu. Wolność, uczestnictwo, partycypacja, suwerenność, reprezentacja, emancypacja, prawa człowieka, sprawiedliwość, rządy ludu...20

Problem jednak wtym, że zwycięstwo „mowy” tego mitu wprzestrzeni politycznego dyskursu było– ijest– wEuropie bardzo relatywne iograniczone. Obok niego funkcjonowały bowiem wtej przestrzeni zawsze– ifunkcjonują– oparte na całkiem innego rodzaju założeniach, konkurujące znim, mity, zdecydowanie antydemokratyczne. Wdodatku nie zawsze był on– ijest– zwycięski. Wszak właśnie nie gdzie indziej, jak wEuropie doświadczono kilkakrotnie jego gwałtownego załamania. Skutków nie trzeba przywoływać.

Zupełnie inaczej dyskusja nad oświeceniowymi „podstawami” tego mitu wygląda, kiedy rozpatruje się go– jak czyni to Filipowicz– zperspektywy „immanentnej”, wskazując na iluzje, jakie wytwarza, demaskując jego różne niebezpieczne uwikłania iaporie itd. Inaczej zaś, gdy ujmuje się go wszerszym kontekście konkurujących znim mitów wytwarzanych przez dyskursy innego typu. Dopiero wtedy uprzytomnić możemy sobie zcałą ostrością istotną rangę pewnych idei iwartości tkwiących upodstaw demokratycznych „iluzji”. Izdać sobie sprawę ztego, że tak czy inaczej owe idee iwartości należy wpolitycznej grze okształt własnego państwa ispołeczeństwa brać jak najbardziej serio. Przy ich wszelkich słabościach isprzecznościach.

Zjeszcze innej perspektywy na genealogię nowoczesnego europejskiego modelu państwa demokratycznego patrzy Jan P. Hudzik. Wskazuje on na to, że jego korzenie sięgają znacznie głębiej niż oświecenia, bowiem mają początek wżywotnej już wśredniowieczu tradycji filozoficznego nominalizmu. Odnosząc to spostrzeżenie do trwającego wPolsce począwszy od lat 90. procesu transformacji ustrojowej, stwierdza, że jego istota polegała na:

modelowaniu naszego życia społecznego– praktyk iinstytucji– zjednej strony przez rodzime gry językowe– moralne, religijne, ekonomiczne, historyczne itd.– zdrugiej zaś przez obce: zachodnie. Te ostatnie swoją logikę ikod semiotyczny czerpią znominalistycznej ontologii państwa, które (...) ma charakter racjonalności formalnej. Tej samej, która kształtowała myślenie idziałanie polityczne wkrajach Europy Zachodniej na dobre od XVII wieku, czyli od czasu narodzin doktryny liberalnej21.

Tradycja filozoficznego nominalizmu wychodziła przede wszystkim od określonej wykładni bytu ipierwotnie nie miała nic wspólnego zteorią społeczną czy polityczną. Ale jej głębokie zakorzenienie wkulturze Zachodu sprawiło, że zczasem zaczęła głęboko, choć podskórnie, oddziaływać na dominujący tutaj sposób myślenia opaństwie ispołeczeństwie. Ujrzana ztej perspektywy tradycja europejskiej demokracji, jej specyficzne rysy, ma zatem swoje korzenie wjednym zgłównych nurtów zachodniej metafizyki. Na tym podłożu dopiero mógł się pojawić oświeceniowy racjonalizm, awraz znim tradycja myśli liberalnej. Wtedy też jednak dyskusja nad „iluzjami” demokratycznego mitu nie może ograniczać się do idei, które legły upodstaw tej ostatniej tradycji, ale musi być rozprawą zsamym nominalizmem. Aściśle biorąc, zjego efektami, jeśli chodzi osposób organizacji nowoczesnego europejskiego państwa oustroju demokratycznym. Tym samym zaś dotyczyć musi samych podstaw tego, co nazywamy dzisiaj europejską kulturą.

Jeśli ztej perspektywy spojrzymy na rodzimą transformację, to okazuje się, że– jak konkluduje Hudzik– Polska nigdy nie była kulturowo wzasięgu oddziaływania tej tradycji. Idalej stwierdza:

Ztego powodu nasza integracja ze strukturami europejskimi w2004 roku nie była więc żadnym powrotem do Europy tak właśnie pojętej. Tysiącletnia więź, jaka nas łączyła zZachodem, była więzią zchrześcijaństwem. Głębokie kulturowe uwarunkowania, polegające na zderzeniu/asymetrii dwóch różnych ontologii izwiązanych znimi standardów racjonalności, komplikują nam dziś życie– utrudniają zrozumienie nie tylko samych siebie, ale także naśladowanych przez nas innych22.

Nie do końca bym się zgodził ztezą autora, że polska kultura znajdowała się całkowicie poza zasięgiem tradycji nominalistyczno-oświeceniowej. Wystarczy przypomnieć rozpaczliwe próby dokonania głębokiej reformy państwa zakończone uchwaleniem opartej na oświeceniowych ideach Konstytucji 3 Maja (dlatego ówczesny rodzimy Kościół katolicki, zobawy outratę własnej uprzywilejowanej pozycji, zdobył się wtedy na akt narodowej zdrady, wybierając kolaborację zzaborcami), jak też cały nurt myśli politycznej inaukowej (Stanisław Staszic) tego czasu do tej tradycji nawiązujący. Po drodze jest jeszcze tradycja pozytywistyczna ineopozytywistyczna (choćby słynna szkoła lwowsko-warszawska), zażarte dyskusje dotyczące modernizacji polskiego państwa, jakie wśrodowiskach inteligenckich inaukowych toczyły się wmiędzywojniu. To tylko najbardziej znamienne przykłady.

Ale zpewnością nie była to– wodróżnieniu od krajów Zachodu– tradycja unas zwycięska czy dominująca. Wdodatku nie tylko brak własnego państwa przez ponad sto lat, ale również fakt, że wpaństwach zaborców przemiany modernizacyjne zachodziły zdużym opóźnieniem (może zpewnym wyjątkiem Prus iNiemieckiej Rzeszy pod koniec XIX wieku), nie sprzyjał głębszemu zakorzenieniu się tej tradycji wpolskiej kulturze, jeśli traktować ją jako całość.

Wrezultacie, jeśli spojrzeć na kwestię modernizacji pod kątem struktury społecznej, to aż po 1939 rok polskie społeczeństwo składało się w80% zrolników oraz zdrobnych właścicieli ziemskich, wdużej części potomków dawnej szlachty. Natomiast wmiastach iwośrodkach przemysłowych– czyli wgłównych centrach procesów modernizacyjnych na Zachodzie– zatrudnienie znajdowało jedynie kilkanaście procent całej populacji. Te proporcje uległy naturalnie dużym przeobrażeniom wczasach PRL-u, kiedy to reżim komunistyczny forsował na siłę ideę uprzemysłowienia całego kraju. Zarazem jednak należy pamiętać, że te procesy miały wistocie niewiele wspólnego ztypowymi procesami modernizacyjnymi, októrych pisał Max Weber, analizując systemy ustrojowo-polityczne, wjakich żyły społeczeństwa zachodnioeuropejskie na początku XX wieku.

Wynikało to po pierwsze stąd, że upodstaw rozbudowy imodernizacji przemysłu tkwiły ideologiczne założenia odnośnie do sposobu funkcjonowania gospodarki socjalistycznej, które zracjonalnością reguł wekonomii jako takiej miały niewiele wspólnego. Ba, były one wręcz irracjonalne. Po drugie zaś, trudno było też mówić oracjonalności (wsensie Weberowskim) wsposobie organizacji ifunkcjonowania całego aparatu państwowego, który również miał służyć realizacji określonych celów ideologicznych. Później zaś miał urzeczywistniać przede wszystkim pewien cel pragmatyczny – utrzymanie partii komunistycznej przy władzy isprawne kontrolowanie przez nią wszystkich dziedzin społecznego życia. Efektem był „irracjonalny” przerost tego aparatu, jego fatalna organizacja, gdyby rozpatrywać go od strony czystej pragmatyki zarządzania państwem ijego odniesienia do sfery ekonomicznej.

Dlatego kiedy wblisko rok po przegranych przez PZPR wyborach w1989 roku nowy rząd solidarnościowy został skonfrontowany znadciągającym potężnym kryzysem ekonomicznym, był on „spadkiem” po absolutnie irracjonalnej polityce wdziedzinie gospodarki oraz administracyjnego zarządzania państwem, jaką od czasów Bieruta uprawiały kolejne ekipy władzy wPRL-u. Paradoksalnie też wyjątkowa ostrość tego kryzysu sprawiła, że wobliczu groźby całkowitego załamania gospodarczego zdecydowano się, trochę wgeście rozpaczy, na program reform przeprowadzonych wradykalnie liberalnym duchu przez Leszka Balcerowicza. Dlatego wdyskusjach na temat budowania państwa demokratycznego na plan pierwszy wysunęły się postulaty ekonomiczne liberalizmu, podczas gdy jego strona polityczna była słabo wyartykułowana23. Ta jednostronność nawiązania do tradycji liberalnej była skądinąd zrozumiała wtamtej sytuacji, kiedy budowę państwa demokratycznego należało zaczynać od postawienia na nogi gospodarki, będącej wstanie rozpadu.

Zapewne to też było jednym zgłównych powodów, dlaczego