6,06 zł
Dwa opowiadania, smutne oraz wesołe z nadzieją i morałem. Historie z rodzaju „Poczytaj mi Mamo”, jak i również do rozpoczęcia samodzielnej przygody z książką.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 22
© Tomasz Władysław Walczak, 2021
Dwa opowiadania, smutne oraz wesołe z nadzieją i morałem. Historie z rodzaju „Poczytaj mi Mamo”, jak i również do rozpoczęcia samodzielnej przygody z książką.
ISBN 978-83-8245-165-8
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
„Kiedy gwiazda spada, to dusza człowieka odlatuje z ziemi do nieba”.
Hans Christian Andersen- "Dziewczynka z Zapałkami".
Daleko na północy naszego globu, wysoko nad ziemią, na szczytach gęstych pierzastych chmur, unosił się nad światem ogromny, kryształowy zegar.
Miał on tylko jedną, potężną wskazówkę, a jego tarcza podzielona była nie zwyczajnie na dwanaście godzin, tylko na cztery równe części.
W pierwszej części, jak w magicznym zwierciadle widać było drzewa usiane zielonymi pąkami listków, bukiety przebiśniegów, sasanek, krokusów i tulipanów porastających soczyste, świeże, zielone łąki.
W drugim drzewa zamiast pąków miały dorodne liście, na polach złociły się i srebrzyły zboża, a w sadach dorodne owoce oblepiały gałęzie drzew.
W trzecim zwierciadle, krajobraz tonął w żółciach i czerwieniach liści, wzbijanych w niebo przez gwałtowne podmuchy chłodnego wiatru.
W ostatniej ćwiartce zegara, pola i łąki otulone były białym, gęstym puchem, a z nieba spadały błyszczące płatki śniegu.
Nagle, poprzez zimne niebo północy przetoczył się metaliczny, ostry dźwięk i ogromna wskazówka
kryształowego zegara spoczęła na ostatniej jego ćwiartce, rozpoczynając tym samym kolejną porę
roku, zimę.
Lodowaty, arktyczny wicher porozdzierał gęste, brunatne chmury i gnał je niczym stado śnieżnych
baranów hen daleko na południe. Miliony drobnych, niepowtarzalnych płatków śniegu szybowało
bezwładnie w przestworzach niesionych na ramionach swawolnych wichrów i wiaterków, do
najróżniejszych, przedziwnych krain. Dwa płatki śniegu, które dopiero co wyskoczyły z rozdartej,
skłębionej chmury, przylgnęły do siebie nawzajem i lekko dygocząc trochę z zimna, trochę ze strachu,
nieuchronnie spadały w dół, ku swojemu przeznaczeniu.
— Dokąd lecimy? — odezwał się mniejszy płatek śniegu.
— Nie za bardzo wiem dokąd i w ogóle po co lecimy. — odpowiedział większy.
— Może by tak zapytać kogoś? — zasugerował mały płatek.
— Kogo?
— No, innej śnieżynki na przykład.
— Nie sądzę, aby ktokolwiek inny nas usłyszał w tej okropnej zawiei, a tak na marginesie, to skąd
wiesz, że te białe fruwające w około nas nazywają się śnieżynkami?
— Nie wiem skąd, po prostu wiem i tyle. To są płatki i śnieżynki. Ja na przykład jestem Śnieżynką.
— A ja pewnie Płatkiem?
— Jestem prawie pewna, że tak.
— Skąd ty to wiesz, moja droga?
— Nie zrozumiesz tego, to kobieca intuicja, kochany.
— Co?!
* * *
Pod niewielką, poszarzałą ze starości kamienicę otoczoną nowymi, jasnymi budynkami, podjechała elegancka taksówka. Ze środka, powoli, brnąc po kostki w świeżym śniegu wysiadła rodzinka. Najpierw mama w ciepłym futrze spod którego wyłaniała się wieczorowa suknia. Następnie dziewczynka otulona ciepłym czerwonym szalem z wełnianą czapką na głowie, tak na oko siedmioletnia. Na końcu w długim palcie z postawionym kołnierzem wygramolił się tata. Rodzice żywo gestykulując wymieniali między sobą zapewne, jakieś bardzo ważne informacje, dziewczynka tym czasem co tchu pobiegła w kierunku drzwi kamienicy w których pojawiła się starsza, siwowłosa, lekko przygarbiona pani.
— Babcia! — wykrzyknęła dziewczynka.
— A, witaj kochana. — pochyliła się babcia, rozłożyła szeroko ramiona i obdarzyła prawnuczkę tak pogodnym i radosnym uśmiechem, jakim tylko babcie obdarowywać potrafią.
— Dobry wieczór babciu. — przywitali się rodzice dziewczynki ze starszą panią, która dla ich córeczki tak naprawdę była prababcią.