62,00 zł
Wkraczając na Drogę Herbaty, wraz z autorem przemierzamy prowincję Yunnan, by zgłębić genealogię jednego z najpopularniejszych napojów na świecie. Podążamy śladem taoistycznych wędrownych mnichów, najwcześniejszych orędowników herbaty, i odwiedzamy klasztory chan, przy których powstawały pierwsze plantacje. Przyglądamy się ceremoniom chińskiej dynastii Tang, poznajemy wyrafinowaną sztukę przyrządzania naparu w epoce Song, by przenieść się do Japonii i tam celebrować minimalistyczną wabicha. W podróży podziwiamy dzieła mistrzów inspirowane praktykami chanoyu, kaligrafię, malarstwo i ceramikę w ascetycznych wnętrzach pawilonów herbacianych.
Książka łączy filozoficzne aspekty Drogi Herbaty z przydatnymi wskazówkami dotyczącymi gatunków liści, utensyliów, sposobów ich parzenia i podawania gościom. Towarzyszące rytuałom praktyki medytacyjne i uważnościowe pomogą zadbać o dobrostan oraz potrzeby duchowe.
Zaparz filiżankę ulubionej herbaty i pozwól sobie na chwilę wytchnienia.
W Polsce wciąż jest za mało dobrych książek o herbacie, ale praca Aarona Fishera może to zmienić. Konkretne wskazówki dotyczące przygotowania naparu Autor łączy z technikami uważności, prezentując dwa uzupełniające się wymiary drogi herbaty: praktyczny i duchowy. A tego nam właśnie potrzeba!
Anna Brożyna, autorka książki "Herbata"
Obecność to skupienie się na teraźniejszości, bycie tu i teraz. Droga Herbaty zmusza każdego, kto nią kroczy, do bycia obecnym. Praktykujemy koncentrację poprzez skupianie uwagi na nalewaniu, piciu, wąchaniu i ruchu. Pomaga to wyciszyć umysł i skoncentrować go na chwili obecnej, bez rozpamiętywania przeszłości i bez zamartwiania się o przyszłość. Chwila obecna jest pełna odprężenia i spokoju.
Aaron Fisher
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 349
Rok wydania: 2024
Marka wydawnicza bo.wiem
Seria: Bona Vita
Tytuł oryginału: The Way of Tea: Health, Harmony, and Inner Calm
Copyright © 2022 Aaron Fisher
Published by the Agreement with Tuttle Publishing and Book/lab Literary Agency.
Copyright © for the Polish translation by Barbara Gutowska-Nowak, 2024
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2024
Wydanie I, Kraków 2024
All rights reserved
Projekt okładki i stron tytułowych Paweł Sepielak
Niniejsza książka stanowi utwór chroniony na podstawie ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Prawami do tego utworu dysponuje Wydawca – Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Bez zgody Wydawcy niedopuszczalne jest kopiowanie, rozpowszechnianie lub inne korzystanie z niniejszej książki w całości lub z jej fragmentów z wyjątkiem dozwolonego użytku osobistego lub publicznego.
ISBN 978-83-233-544-6 (druk)ISBN 978-83-233-7604-0 (mobi, epub)
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Redakcja: ul. Michałowskiego 9/2, 31-126 Kraków
tel. 12-663-23-80
Dystrybucja: tel. 12-631-01-97
tel. kom. 506-006-674, e-mail: [email protected]
Konto: PEKAO SA, nr 80 1240 4722 1111 0000 4856 3325
Dedykuję tę książkę moim pierwszym nauczycielom, sprzed mistrzów i herbat, Danielowi i Carol Fisherom
– Jeszcze jedna książka o Dao? –
Spytał uprzejmym tonem stary mnich,
Choć wydawało się, że bezruch jego zniszczonych dłoni
Nie aprobuje potrzeby dźwięku w tym cichym miejscu.
– Zainspirowana Dao –
Chciałem powiedzieć;
Ale – Czuję, że muszę ją napisać – wydawało się bliższe prawdy.
– Rozumiem – odparł z uśmiechem
I zamilkł na chwilę.
– Ale dlaczego Drogaherbaty? Czemu nie kapuśniaku?
Mimowolnie
Skierowałem wzrok
Na jego stary imbryk, który stał na półce obok.
Mądry starzec,
Bardziej świadomy ode mnie, podążył za moim spojrzeniem
– Ahaaa – powiedział,
Sięgając po czajnik z wodą i stawiając go na kuchence.
– Może to i dobrze.
Podziękowania
Za każdą autorką i każdym autorem stoi redaktor, którego czuły dotyk, najprawdziwsza niewidzialna cnota, mogąca wywołać uśmiech na twarzy Laozi, przemienia rękopis w książkę. Prawdziwa wartość tej książki to w znacznej mierze zasługa cierpliwości i mądrości Williama Notte’a. Oby w jego filiżance nigdy nie zabrakło Morning Dew.
Jeśli mam być szczery, muszę przyznać, że cała mądrość zawarta w tej książce jest jak list łańcuszkowy, który rozsyłam do czytelników. Wszystkie umieszczone w niej nauki zostały mi przekazane przez nauczycieli większych ode mnie i za ich pozwoleniem. Oni także mają nadzieję, że Droga herbaty zyska licznych czytelników i przyniesie im korzyść.
Złóżmy zatem niski ukłon nauczycielom: Jeffreyowi McCloudowi, mistrzowi He, Zhou Yu, mistrzowi Tsaiowi, Chen Zhi Tongowi, obydwu Liangom (ojcu i synowi, Lao i Xiao), Gary’emu Chamowi, mistrzowi Takahashiemu, Henry’emu Yiowowi i oczywiście mojemu osobistemu sifu, mistrzowi Lin Ping Xiangowi.
Klękam także przed wszystkimi herbacianymi sesjami, w których dane mi było uczestniczyć, oraz przed wszystkimi, którzy mi towarzyszyli i dzięki którym nauczyłem się tak wiele o herbacie i o sobie. Każdego dnia stawiam czarkę na domowym ołtarzyku. Stawiam ją tam za moich herbacianych braci, siostry i nauczycieli, których przy mnie nie ma. Obyście czerpali z niej duchowo i znaleźli spełnienie.
Krótkie wprowadzenie
Choć książka, którą przeczytasz, niesie ze sobą wiele informacji, nie piszę jej po to, by wzbogacić naukową wiedzę o herbacie. Pragnę podejść do moich refleksji na temat herbaty – jej historii, rozwoju upraw i rozmaitych metod parzenia – z bardziej intuicyjnej perspektywy; innymi słowy, chcę zainspirować nie umysł, lecz serce. Tak wiele z tego, co jest istotą herbaty – od starożytności do współczesności, od wody przez liście po napar – rezonuje głęboko w nas, tam, dokąd nie sięgają słowa. Pozwól zatem, że tchnę na powrót odrobinę życia – odrobinę mitologii – w opowieść o herbacie, tak by odzyskała ona swoją niegdysiejszą transcendentną moc.
Starałem się wykorzystać całą swoją wiedzę o herbacie, o jej historii, roli w sztuce i kulturze, o sposobach jej przygotowywania, by osadzić ją w bardziej duchowym kontekście, opartym nie na logicznych, naukowych kryteriach, lecz na wartościach, które tradycyjnie definiują sztukę – by przemawiać do ciebie językiem serca. Proszę, nie podróżuj ze mną tylko intelektualnie. Pozwól, by kolejne rozdziały tej książki były tym, czym mogłaby być każda kropla tuszu przemieniona w znak lub obraz namalowany powściągliwie albo z artystyczną pasją: nie stwierdzeniem faktu, lecz subtelnym zarysem Dao herbaty. Najlepsze opowieści żyją w herbacianym naparze – popijane małymi łykami strofki, które minstrel podsuwa nam do przemyślenia, pozostawiając resztę naszej wyobraźni.
1
Dao herbaty
Łagodnie lśniące Dao, tajemnicze i transcendentne, niedosięgłe słowem ani myślą – eleganckie i wyrafinowane, magiczne i ulotne jak sen, a mimo to praktyczne; Dao, które płynie poprzez ziemię jak krystaliczne strumienie w górach Chin, tańcząc wzdłuż malowanego zwoju płynnymi zakolami, zygzakami, a nawet skokami. Przenika w głąb pożółkłego ze starości jedwabnego zwoju, przez skrawek nieba zabarwionego mitycznym cyjanem, obok tańczących gór i strumieni, które to wyłaniają się, to nikną w tle, rozpływając się w mglistej nicości – aż do pierwszego planu, do przycupniętej w zagajniku bambusowej chatki, w której cieniu siedzi brodaty mędrzec. Choć musimy zmrużyć oczy, by dostrzec jego postać, na pozór nic nieznaczącą w porównaniu z otaczającym ją ogromem, czujemy, że bezruch starca skrywa w sobie o wiele więcej niż to, co zdradza jego poza. A w jego oczach, ledwie zaznaczonych subtelnymi dotknięciami pędzla, odbija się pustka, która otacza całą kompozycję.
Trudno zdecydować, od czego zacząć dyskusję o czymś tak ulotnym jak Dao. Wszyscy zbyt często skupiamy się na wyjaśnianiu ideałów duchowych, zapominając natychmiast, że słowa i koncepcje, które się do nich odnoszą, nie są samymi ideałami; czasami nasz intelekt może nawet stawać na drodze doświadczeniu. Nie bez powodu pierwsze słowa najważniejszej książki poświęconej Dao ostrzegają: „Dao, które mogłoby zostać wypowiedziane, nie jest wiecznym Dao”. Jeśli więc mamy podążyć śladem dawnych mędrców, którzy żyli zgodnie z tą przestrogą i którzy bez wyjątku są dla mnie niedościgłymi wzorami, będziemy musieli zacząć naszą przygodę z Dao od uświadomienia sobie, że słowa są tylko kamieniami ciskanymi w gwiazdy – nigdy nawet się nie zbliżają do tego, czym pragną nas natchnąć. Jestem przekonany, że nawet mędrcy, którzy jako pierwsi przenieśli te nauki na papier albo wyryli je w drewnie lub kamieniu, formułowali jedynie starannie kaligrafowane sugestie, a nie twierdzenia dotyczące Dao.
Ogromne i niewysłowione Dao jest Drogą, którą podążają wszystkie drogi; Zasadą i Cnotą, od której pochodzą i do której dążą wszystkie zasady i cnoty, i Prawdą, na której opierają się wszystkie prawdy. W bardziej ograniczonym sensie Dao jest sposobem życia w harmonii z Jedyną Drogą albo, w jeszcze węższym rozumieniu, charakterystycznym dla chińskiej kultury sposobem pojmowania Natury oraz miejsca człowieka w przyrodzie.
Za sprawą elementarnego przeświadczenia – od najdawniejszych czasów – że Drogą Natury rządzą te same prawa, bez względu na poziom świadomości albo cel tego, kto nią podąża, Dao jest mapą dla niezliczonych ścieżek. Zdaniem starożytnych chińskich mędrców Droga do osiągnięcia celów jest taka sama niezależnie od tego, czy aspiracje człowieka są przyziemne czy wzniosłe. Zarówno wtedy, kiedy rządzisz imperium, jak i wtedy, kiedy chcesz pokonać rwący strumień, najzręczniejsza metoda działania jest taka sama. Nic więc dziwnego, że odkąd „taoizm” dotarł na Zachód, mamy książki o wszystkim, od Dao biznesu aż po transcendentne Dao wczesnych mistyków z gór, i wielkie bogactwo poezji pomiędzy nimi. Ani Dao jako filozofia, ani niezmierzone Dao, jakim jest Wszechświat, nie mają nic przeciwko temu; ponieważ celebrowanie tego, co poszczególne, jest także Uniwersalne. Jeżeli odnajdujesz niezmierzone Dao w szumie wody w czajniku, który być może właśnie odstawiasz, by sięgnąć po tę książkę, rozumiesz, że ten konkretny punkt przecięcia czasu i przestrzeni jest także częścią Nieskończoności. I teraz, kiedy szybujemy łagodnie ku ścieżce „taoizmu”, która wije się w dole, głęboko pod myślami takimi jak te, starajmy się nie zapomnieć uczucia nieskrępowanej wolności, które towarzyszyło nam, gdy daliśmy się porwać wznioślejszym prądom.
Taoizm
Około 100 roku p.n.e. połączone idee, które dziś nazywamy „taoizmem”, zaczęły poszukiwać korzeni i przypisały swoje powstanie trzem wielkim nauczycielom i ich tekstom: Laozi i jego Daodejing oraz Liezi i Zhuangzi, których księgi nazwano ich imionami, zgodnie ze starochińskim obyczajem. W tamtych czasach nie traktowano jeszcze owych nauk jako „-izmu”. Były one jedynie nawiązaniami do Drogi, Dao, w jej fundamentalnym sensie, a także rozumianej jako życiowa ścieżka. W żadnej z nich nie znajdujemy śladu praktycznych wierzeń, metod kultu i modłów ani wzmianek o kapłanach czy duchowieństwie. Koncepcje owych mistrzów, nierzadko paradoksalne i z natury sprzeczne, nie wzmiankują o rytualnych strojach, ornamentyce ani o żadnych formach organizacji. Dao jako takie nie było zorganizowaną religią, ani nawet filozofią. Było tylko metodą interpretacji Uniwersum i Drogą, którą człowiek może podążać, by żyć w harmonii z Naturą; dla tamtych wielkich mistyków było ono czymś, czego się doświadcza, czego nie da się wyrazić słowami ani nawet ująć w formie tez, które formułowali.
Choć tych trzech mistrzów uznano za filary „taoizmu” w jego pisanej, popularnej formie, początki filozofii i praktyki mają o wiele głębsze korzenie, a teksty mistrzów, przede wszystkim Zhuangzi, wskazują na to, że już w ich czasach Droga miała wielowiekową tradycję. Najwcześniejsze nauki przypisuje się mitycznemu Huang Di, Żółtemu Cesarzowi, którego legendarne rządy trwały przez całe stulecie, od 2697 do 2597 roku p.n.e. Nie zachowały się żadne materialne świadectwa jego nauk, on sam zaś stał się obiektem kultu religijnego, czczonym jako bóstwo chińskiego panteonu, Pałacu Nefrytowego Cesarza. To, czy za fantastycznymi opowieściami o Żółtym Cesarzu kryje się prawdziwa postać historyczna, nie jest jednak równie ważne jak wskazówka, że tradycja owych wierzeń, medytacji i sposobów myślenia sięga tak daleko wstecz, do zarania cywilizacji.
Chińscy uczeni często określali wczesne nauki Dao i mędrców, którzy podążali Drogą, mianem Huang Lao, składając w ten sposób hołd Żółtemu Cesarzowi i Laozi, dwóm najważniejszym przedstawicielom wczesnej myśli „taoistycznej”. Przez stulecia Huang Lao będzie kultywowane w zaciszu leśnych pustelni, z dala od ciekawskich spojrzeń przyszłych pokoleń, którym, mimo całej naszej dociekliwości, nie wolno unieść zasłony milczących, niewypowiedzianych prawd, o ile nie otworzymy na nie naszych serc. Zatem, z przyczyn czysto praktycznych, musimy rozpocząć nasze rozumowe poznanie myśli „taoistycznej” od trzech nauczycieli – Laozi, Zhuangzi i Liezi – oraz tekstów, które pozostawili.
Współczesny uczony opiera się na ich słowach nie dlatego, że rzeczywiście byli oni twórcami tej filozofii – choć przypisuje się im tę rolę – ale dlatego, że ich teksty są wszystkim, co się zachowało z najwcześniejszej fazy taoizmu, wyjąwszy mało istotne wzmianki tu i ówdzie, folklor oraz sztukę, które dowodzą jedynie, że „taoistyczny” styl życia narodził się wcześniej, niż mogłoby się nam wydawać. Nie powinniśmy jednak zakładać, że „taoistyczna” myśl, filozofia czy nauka zakończyły się na owych tekstach, ponieważ w każdym stuleciu starożytności, a nawet w epoce nowożytnej, nie brakowało równie wybitnych mistrzów. Ponadto istnieje kilka innych, mniej znanych tekstów, które pochodzą z tego samego okresu co trzy arcydzieła, na przykład Huai Nan Tzu albo Wen Tzu, lecz gdybyśmy zaczęli je tutaj zgłębiać, oddalilibyśmy się zbytnio od przedmiotu naszych rozważań.
Niektórzy współcześni uczeni sądzą, że Laozi i Liezi nie byli postaciami historycznymi albo że przynajmniej nie są autorami tekstów, które się im przypisuje. Te wielkie księgi najprawdopodobniej były zapisami zbiorowej mądrości, przekazywanej uczniom przez wędrownych nauczycieli, a mityczne postacie autorów – ucieleśnieniami ideału oświeconego mistrza.
Autor Zapisów historycznych z Iwieku p.n.e., niejaki Hsu Ma Chien, stwierdza, że nie natrafił na żadne świadectwa ani informacje o Laozi i Liezi, choć udało mu się zebrać garść faktów na temat Zhuangzi. Nie dowodzi to jednak, że są oni fikcyjnymi postaciami. Co więcej, wielu specjalistów traktuje spójność stylistyczną Daodejing jako dowód na to, że księga ta miała jednego autora.
Naukowa, historyczna analiza tych wczesnych prac jest tym trudniejsza, że najprawdopodobniej w ciągu wieków dodawano do nich rozmaite treści; i podobnie jak w wypadku wielu innych starożytnych tekstów intelektualiści od mileniów spierają się o to, które części ksiąg są dziełem świętych mistrzów, a które zostały dodane później, kiedy i przez kogo. W tej sytuacji, moim zdaniem, traci się z oczu sens nauczania – roztrząsanie kwestii pochodzenia przed trybunałem Mądrości ma charakter czysto akademicki.
Ponadto niektóre z tych pism są całkowicie anachroniczne, często pozbawione logiki, chaotyczne, a niekiedy, zwłaszcza Zhuangzi, zwyczajnie absurdalne. Dla ich autorów świat był niemierzalny. Nie powinien być poddawany analizie przede wszystkim dlatego, że suma wszelkiej wiedzy (Dao) jest z definicji „niepoznawalna”. Starożytni mistrzowie, którzy wierzyli, że do Ostatecznej Prawdy można się zbliżyć jedynie poprzez doświadczenie, zachęcają nas do wzbogacania wyobrażeń o świecie i otwierania umysłów na nowe, wyższe formy świadomości. Ponieważ obawiali się głoszenia półprawd, które mogłyby zostać przyswojone przez ich początkujących uczniów, dołączyli do licznego grona świętych i mędrców na całym świecie znanych z tego, że zachowywali się i wypowiadali jak głupcy, a mimo to nobilitowali i oświecali swoich słuchaczy.
Jak przystało na porządnego autora, staram się zacząć od naukowego wprowadzenia do Dao i poruszam się dosyć niezdarnie wśród nazwisk i dat, podczas gdy Dao, niczym woda, przecieka nam przez palce, kiedy tylko próbujemy ogarnąć je rozumem, ująć w słowa i opisać. Daodejing powiada (czy może raczej „niepowiada”):
Niezmienne i bezkształtne, odseparowane od reszty istnienia i niepożądające zmian, lecz docierające wszędzie. Przypływa i odpływa, rozprzestrzeniając się po nieskończoności. Niewyczerpane, dlatego nazywane często Matką Wszechrzeczy. Nie znamy nazwy tego czegoś, dlatego używamy określenia Dao, bądź Droga albo Naturalna Ścieżka. Nadając imię, jednocześnie poświadczamy jego wspaniałości*.
** Laozi, Tao Te Ching, tłum. Wojciech P.P. Zieliński, https://www.ebooki24.org/sites/default/files/ebooki/tao-te-ching.pdf, s. 60 [dostęp 4.02.2024] [przyp. tłum.].
– Laozi, Daodejing, rozdział 25
Zasadniczo uczy się nas, byśmy poszukiwali naszego własnego rozumienia Dao nie za pośrednictwem wiedzy historycznej, takiej jak ta, ale z pomocą przedlogicznej, absurdalnej intuicji – medytacyjnego milczenia i bezruchu.
Historia Dao oraz jego wpływu na chińską sztukę, kulturę, literaturę, społeczeństwo, a nawet na doczesny, przyziemny sposób myślenia, wypełniłaby bibliotekę. Z czasem „taoizm” będzie się zmieniał, meandrując przez różne regiony Chin, a później Japonii i innych regionów Azji, i obrośnie mnóstwem rytuałów, praktyk, wierzeń i reguł, choć żadne z nich nie przylgną do niego na tyle, by stworzyć jakikolwiek spójny model myślenia, praktyk lub życia. Sama koncepcja Dao była tak ulotna i efemeryczna, że próby ujmowania jej w ramy praktyki przypominały chwytanie wiatru. Poetyckie ostrzeżenie Laozi, byśmy zamilkli w obecności Dao, nie było tylko zgrabną metaforą; mistrz nie żartował… Mimo to zarówno płytsze, jak i głębsze interpretacje Dao wniosły piękno i eleganckie wyrafinowanie do chińskiej sztuki i estetyki oraz przyczyniły się do nadzwyczajnego rozwoju malarstwa, kaligrafii, poezji, a nawet sztuki życia, której przejawem jest ceremonia herbaty.
Idee i filozofia „taoizmu”, ale nie samej Drogi – od poezji opiewającej przyrodę po legendy i mitologię taoistycznych nieśmiertelnych, od świętych pism po moralność i system społeczny – nadawały kierunek historii Chin, począwszy od dynastii Qin, która zjednoczyła Walczące Królestwa i od której pochodzi nazwa „Chiny”. Istnieje co najmniej 5400 tekstów, które można nazwać „klasycznymi” księgami na temat „taoizmu” – nie wspominając już o współczesnych komentarzach – i przewertowanie ich w poszukiwaniu choćby tylko najważniejszych zawartych w nich nauk zajęłoby całe życie. Choć eksplorowanie tak rozległych przestrzeni wiedzy i mądrości byłoby interesującą wyprawą w głąb historii, to głębsze, doświadczalne aspekty Dao mają bardziej fundamentalne znaczenie dla koncepcji wykorzystywania herbaty jako Drogi. Prawdziwe odpowiedzi i tak znajdują się w czarce herbaty.
Skupmy się zatem na bambusowej chatce i postaciach, które piją herbatę na pierwszym planie wielkiego, rozpostartego zwoju, jakim jest Dao; starajmy się nie zapominać przy tym, że nad nimi wznosi się wielki, majestatyczny łańcuch górski, który symbolizuje taoizm i jego wpływ na historię oraz ewolucję Chin, a jeszcze wyżej i głębiej w tle widać cieniutki woal błękitu, który powoli spływa poza krawędź zwoju i niknie w pustce. Symbolizuje on niewypowiedziane i nieskończone Dao.
Jak rysunek słojów w drewnie
Korony drzew w dolinach falowały miotane wiatrem i niczym spienione bałwany rozbijały się na odległej plaży ośnieżonych gór. Każda gałązka była maleńkim wirem w oceanie zieleni. Pewien doskonały cyjanowy liść, nabrawszy impetu, postanowił opuścić swój dom, wyrwał się na wolność i przez kilka chwil wirował, unosząc się na skrzydłach wiatru. W trakcie jednego z szalonych piruetów wiatr wyszeptał słowa pożegnania i popędził w dal, a rozkołysany listek opadł łagodnie i wylądował w dłoniach rzeki. Uśmiechnięty liść płynął z prądem, wirował wokół skał, spływał w dół na grzbietach miniaturowych wodospadów, to podskakiwał pod powierzchnią wody, to się wynurzał w swobodnym, zwariowanym tańcu, którego rytm dyktowała rzeka. Brzegi liścia podwinęły się z emocji, kiedy obracając się, wpadał w jeden ostry zakręt po drugim, aż wreszcie zatrzymał się na nodze starca, który siedział na brzegu, gmerając w błocie palcami zniszczonych stóp o popękanych piętach. Starzec pogładził swoją długą brodę, wyciągnął rękę i delikatnie podniósł listek.
– A cóż to takiego? – zastanowił się, odwzajemniając uśmiech liścia.
– Zupełnie nieoczekiwane odwiedziny, Mistrzu.
Często zapominamy, że choć otaczamy się naszymi zachwycającymi wytworami, sami jesteśmy najwspanialszymi stworzeniami na ziemi: komputer jest niesamowitym, zdumiewającym narzędziem o olbrzymich możliwościach i wielkim potencjale, ale czy może się równać z ludzkim mózgiem? Administracje państw i wielkie korporacje są systemami o oszałamiająco skomplikowanych strukturach, które świadczą o wybitnej ludzkiej zdolności do specjalizacji i kooperacji; czy jednak którakolwiek z nich może się równać pod względem złożoności z niezliczonymi, idealnie zharmonizowanymi procesami, które w tej chwili podtrzymują nasze ciała przy życiu? A kiedy sięgniemy myślą dalej, do praw natury, które rządzą naszą planetą, a potem jeszcze dalej, do obrotów galaktyk, zatracimy się w nabożnym zachwycie, zdumieni tym, że w każdej minucie każdego dnia wszystko się toczy bez naszego udziału i bez najmniejszego wysiłku.
Ów naturalny bieg rzeczy – wszystkie, nawet najmniejsze wiry w wielkim nurcie, który zwiemy Wszechświatem – jest tym, co starożytni nazywali Drogą (Dao). Oni także, podobnie jak my tutaj, często porównywali ją do „drogi wodnej” i posługiwali się metaforami rzek, jezior i oceanów, by scharakteryzować wielki, nieustający ruch Wszechświata. Wszystkie wydarzenia, w tym także ludzkie życie, wykazują, tak jak woda, naturalną skłonność do płynięcia w określonym kierunku. Dao jest zatem także Drogą do osiągnięcia harmonii z ową rzeką, ponieważ bez względu na to, czy walczymy z jej prądem, czy też nie, i tak niesie nas on do przodu. A człowiek, który obiera kierunek działania zgodny z biegiem rzeki, ma do dyspozycji całą jej olbrzymią moc, która przepływa przez wszystko, co robi. Dao symbolizuje więc nieopisywalną, niewysłowioną totalność rzeki – ruchu całego kosmosu – a także drogę jednej ludzkiej istoty, która pragnie nią podążać z gracją i w pełnej harmonii z tańcem swojej małej planety.
Opierając się na zasadach taoizmu, Chińczycy stworzyli estetykę, zgodnie z którą wszelka artystyczna kreatywność winna wypływać z Natury i harmonizować z jej siłami. Nazwa „Li”, którą nadano tej normie estetycznej, znaczy dosłownie „słoje drewna” albo „żyłkowanie nefrytu”. Li jest w płynnym ruchu pędzelka, który kaligrafuje nieoczywisty napis, piękny zarówno dzięki pełnemu gracji tańcowi samych znaków, jak i dzięki ich znaczeniu; jest w pejzażach – znacznie wcześniejszych niż zachodnie malarstwo o podobnym charakterze – które często ukazują ruch gór i rzek w czasie; jest także w cudownym bogactwie bambusowych, kamiennych i przede wszystkim drewnianych stolików herbacianych. Sączę herbatę z czarki, spoglądam na mój stolik i zastanawiam się, czy może istnieć coś piękniejszego niż naturalne słoje w kawałku drewna. Takie piękno rodzi się z praw przyrody oraz z ruchu, który towarzyszy procesowi wzrostu drzewa zarówno pod wpływem słońca, deszczu, gleby – Ziemi i Nieba – jak i jego wewnętrznej natury. Jeśli pozostajemy w zgodzie z odwiecznym nurtem Dao, nasze działania są zawsze Li.
Wiatr, którego ruch jest podporządkowany podobnie swobodnym i elastycznym zasadom, opływa i unosi wszystko, co spotyka na swej drodze, dlatego też piękno i wyrafinowanie bywały często charakteryzowane jako „feng liu”, dosłownie „płynące z wiatrem”. Wyznawca Dao, tak jak wiatr, musi reagować na najsubtelniejszy gest; podobnie my wszyscy, tak jak wiatr, który zaprzęga większe siły i prądy, by nabrać impetu, powinniśmy się nauczyć zręcznie ujarzmiać energię – jako jednostki i jako społeczeństwo.
Dao postrzegane jako siła jest podstawową zasadą Natury, Wszechświatem rozumianym jako suma wszelkiego istnienia, a także przestrzenią kosmiczną, która go otacza. Postrzegane zaś jako Droga, jest celowym i umiejętnym podążaniem zgodnie z prądem lub z rysunkiem słojów natury. Ludzkość jawi się z tej perspektywy jako byt zrodzony z ziemi, która z kolei zrodziła się z Wszechświata, my zaś jesteśmy integralnym elementem tego ruchu, a nie obcym gatunkiem, gośćmi z innego wymiaru – gdyby bowiem taki wymiar nawet istniał, to znajdowałby się nadal wewnątrz uniwersum pojmowanego jako wszechrzeczywistość, a zatem także wewnątrz Dao.
Niestety naukowy pogląd na świat od dwóch stuleci kładzie nacisk na koncepcję, w myśl której świat jest nam obcy i najlepszą postawą wobec niego jest chłodny i obiektywny dystans. Ale, jak z nutką taoistycznego humoru powiada Alan Watts, „już samo znaczenie słowa «obiektywny» sugeruje, że Wszechświat złożony jedynie z obiektów może budzić obiekcje”. Uświadamiamy sobie coraz bardziej, że konsekwencją takiego spojrzenia na świat jest filozofia dominacji i dążenie do przekształcania Natury, by zmusić ją do wykonywania naszych poleceń i podporządkować ją naszej woli. Owo wyraźnie zarysowane rozróżnienie między podmiotem a przedmiotem okazuje się jednak iluzoryczne, ponieważ jesteśmy częścią przyrody tak samo jak góra, strumień, roślina czy zwierzę. Cokolwiek czynimy naturze, czynimy też samym sobie. Co więcej, za sprawą rozwoju nauki, dzięki któremu coraz lepiej poznajemy najbardziej elementarne zasady działania Wszechświata, powracamy do konkluzji sformułowanych już w starożytności: że tylko człowiek, który obserwuje procesy zachodzące w przyrodzie, rozpatruje każdy z nich z osobna, podczas gdy w rzeczywistości są one nierozdzielne; i że wszystkie zjawiska są wzajemnie powiązane.
Zbyt łatwo odrzucamy tę starożytną filozofię jako dziwaczną, podczas gdy w rzeczywistości nie ma nic bardziej praktycznego od „płynięcia z prądem”, podążania za „słojami” rzeczywistości i, co najważniejsze, odnajdywania naturalnego Dao każdej rzeczy, której używamy, a także drogi naszego własnego życia. Uznawanie całej Natury za świętą i odnajdywanie Dao w każdej z „dziesięciu tysięcy rzeczy” może być najlepszym remedium na mnóstwo naszych osobistych, a także społecznych i środowiskowych problemów.
Nie zapominajmy, że każda cząstka każdego atomu naszego ciała pochodzi z materii, z której zbudowany jest Wszechświat. Pojawiliśmy się w nim tak samo naturalnie jak słoje w drewnie, z którego wykonano mój herbaciany stolik. Czyż nie to jest istotą ewolucji? W obliczu rosnącej liczby problemów ekologicznych i społecznych, których źródłem jest uporczywe wypieranie się naszej roli w Przyrodzie, zaczynamy rozumieć, że potrzebne nam są technologie i reguły postępowania, które harmonizują z siłami natury, zamiast się im sprzeciwiać albo naginać je do naszej woli wbrew ich charakterowi. Podobnie, na poziomie osobistym, nie możemy wieść szczęśliwego, owocnego życia, jeśli nie znajdziemy własnego, wewnętrznego nurtu i nie nauczymy się czerpać z jego mądrości ani być w zgodzie z ludźmi i światem wokół nas. Powołam się jeszcze raz na zachodniego taoistę, który ujął to najtrafniej w języku angielskim: „Jako że istoty ludzkie muszą podejmować ryzyko i obdarzać się wzajemnym zaufaniem po to, by tworzyć prawidłowo funkcjonujące społeczeństwo, musimy także zaryzykować i ustawić nasze żagle zgodnie z kierunkiem wiatrów Natury. Nasze «ja» jest bowiem nierozerwalnie związane z tym, a nie innym Wszechświatem”.