Dręczyciel - Penelope Douglas - ebook + audiobook
BESTSELLER

Dręczyciel ebook i audiobook

Penelope Douglas

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

51 osób interesuje się tą książką

Opis

Moja ukochana książka. Znam ją na pamięć. Szczególnie uwielbiam scenę w domu Jareda podczas ulewy”. 

Gorące Book Story

Zmienił jej życie w szkole w piekło. Nie rozumiała, dlaczego jej nienawidzi.

Nazywa się Tatum Brandt, ale on w żaden sposób się do niej nie zwraca. Jednak wciąż ją zauważa. Nie marnuje żadnej okazji w szkole, żeby upokorzyć Tate, a jego pomysły na dręczenie dziewczyny z każdym rokiem stają się coraz bardziej okrutne. 

Kiedyś ona i Jared byli najlepszymi przyjaciółmi oraz sąsiadami. Myślała nawet, że go kocha. Teraz nie ma pojęcia, dlaczego sytuacja się zmieniła. Chłopak rozpowszechnia na jej temat kłamstwa, zwraca przeciw niej wszystkich uczniów, którzy zaczynają się śmiać z Tatum i ją poniżać. Dziewczyna staje się przez Jareda szkolnym pośmiewiskiem.

Dlatego, żeby od tego uciec, wyjeżdża na rok do Francji. Po powrocie jest inna. Odważniejsza. A co najważniejsze: obiecała sobie, że w tym roku postawi się Jaredowi. Nie pozwoli, by chłopak dłużej ją dręczył. 

Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 388

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 30 min

Oceny
4,4 (2111 ocen)
1214
542
257
86
12
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
jagusia27

Nie oderwiesz się od lektury

Seria Devils Night jest mocniejsza i rozumiem, że może się podobać bardziej. Jednak nie rozumiem tych, którzy dają przez to niższą ocenę Dręczycielowi - bo nawet jeśli jest trochę słabsza niż tamte to i tak milion razy lepsza od 90% innych książek tego typu! Ja Penelope uwielbiam i mnie ta książka podobała się baaardzo, równie bardzo jak Devils Night!!!
90
Tamtamo

Całkiem niezła

Tym razem Peny mnie nie powaliła. Chyba pierwszy raz...
70
tara75

Nie oderwiesz się od lektury

Czytałam całą serię, bardzo się cieszę że pojawiła się w Polsce. Polecam !!!!!
70
paaula29

Całkiem niezła

zawiodłam się.. ciężko mi się czyta tak dziecinne zachowania naprawdę, do 300 strony się męczyłam. Nie przepadam gdy bohaterowie są w takim wieku, bo widać wlasnie tą niedojrzałość i beznadziejne zachowanie
60
Weronika8608

Dobrze spędzony czas

widać, że jest to książka sprzed Devil's Night, Peny z każdą książką bardziej się rozkręca, ta była zdecydowanie z tych "normalniejszych", historia całkiem spoko ;)
40

Popularność




Tytuł oryginału

Bully

Copyright ©  2013 by Penelope Douglas

All rights reserved

Copyright © for Polish edition

Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne

Oświęcim 2022

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:

Sandra Pętecka

Korekta:

Agata Bogusławska

Edyta Giersz

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-315-7

ROZDZIAŁ 1

Rok temu

– Nie! Skręć tu! – krzyknęła mi do prawego ucha K.C.

Opony forda bronco ojca zapiszczały przy gwałtownym, szybkim skręcie w zatłoczoną ulicę.

– Wiesz, może to ty powinnaś prowadzić, jak sugerowałam? – palnęłam, mimo że nie lubiłam, gdy kierował ktoś inny.

– I miałabyś zakrywać twarz dłońmi, ilekroć nie przyspieszę na pomarańczowym? Na pewno nie – odpowiedziała K.C., jakby czytała mi w myślach.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Przyjaciółka znała mnie aż za dobrze. Lubię szybką jazdę. Lubię się szybko przemieszczać. Chodzę tak prędko, jak są w stanie ponieść mnie nogi, i jeżdżę tak szybko, jak to tylko rozsądne. Ruszam z piskiem z każdego stopu czy czerwonego światła. Spieszyć się, po czym czekać – oto cała ja.

Jednak słysząc w oddali mocny rytm, nie miałam ochoty dalej się spieszyć. Przy ulicy stał samochód za samochodem, co obrazowało ogrom imprezy, na którą miałyśmy się wbić. Zacisnęłam palce na kierownicy, gdy zaparkowałam na wolnym miejscu przecznicę od domu, w którym odbywała się impreza.

– K.C.? To chyba nie jest dobry pomysł – rzuciłam.

– Zobaczysz, będzie spoko. – Poklepała mnie po nodze. – Bryan zaprosił Liama, ten mnie, a ja ciebie – powiedziała spokojnym głosem, który jednak nie złagodził ucisku w mojej piersi.

Odpięłam pas i na nią spojrzałam.

– Ale pamiętaj… Zmywam się, gdy będzie sztywno. Wrócisz z Liamem.

Wysiadłyśmy i przebiegłyśmy na drugą stronę ulicy. Im bliżej domu byłyśmy, tym większy stawał się hałas.

– Nigdzie nie pójdziesz. Wyjeżdżasz za dwa dni, więc będziemy się bawić, i to bez względu na wszystko – zagroziła, czym jedynie podsyciła moje zdenerwowanie.

Weszłam na podjazd, przyjaciółka wlokła się za mną. Przypuszczałam, że pisze do swojego chłopaka. Liam przyjechał wcześniej, aby większość dnia spędzić z kumplami nad jeziorem, gdy ja i K.C. pojechałyśmy na zakupy.

Czerwone kubki walały się po trawniku, ludzie wchodzili do domu i z niego wychodzili, bawiąc się w tę ciepłą letnią noc. Kilku chłopaków, których znałam ze szkoły, wybiegło przez drzwi, ścigając się i rozlewając przy tym napoje.

– Hej, K.C. Co tam, Tate? – Tori Beckman siedziała za drzwiami z kubkiem w ręku i rozmawiała z nieznanym mi chłopakiem. – Wrzućcie kluczyki do miski – poleciła i ponownie zwróciła uwagę na swojego towarzysza.

Dopiero po chwili zrozumiałam, że poleciła, bym oddała klucze do auta. Najwyraźniej nie zamierzała pozwolić, by ktoś odjechał dziś po pijaku.

– Nie będę piła! – spróbowałam przekrzyczeć muzykę.

– Ale możesz zmienić zdanie – zakwestionowała. – Chcesz wejść, to oddaj kluczyki.

Wkurzona, wyjęłam je z torebki i wsadziłam do miski. Myśl o rezygnacji z jednego z kół ratunkowych cholernie mnie zirytowała. Brak kluczyków oznaczał, że nie będę w stanie się stąd ulotnić, jeśli tego zapragnę. Albo jeśli będę musiała to zrobić. A co, jeśli ona się upije i opuści swój posterunek? Co jeśli ktoś przez pomyłkę weźmie moje klucze? Nagle przypomniałam sobie o mamie, która zazwyczaj powtarzała, bym przestała gdybać.

„A co, jeśli Disneyland będzie zamknięty z powodu porządków, gdy dojedziemy?”

„A co, jeśli w każdym sklepie w mieście skończą się żelki?”

Przygryzłam wargę, by stłumić śmiech, pamiętając, jak bardzo denerwowały ją moje niekończące się pytania.

– Wow! – krzyknęła mi do ucha K.C.. – Tylko spójrz!

Znajomi i nieznajomi tańczyli, śmiali się i bawili. Na widok całego tego gwaru i entuzjazmu drobne włoski na rękach stanęły mi dęba. Podłogi dudniły od basu z głośników, a ja zaniemówiłam na widok tak wielu aktywności na tak małej przestrzeni. Ludzie tańczyli, wygłupiali się, podskakiwali, pili i grali w futbol… Tak, w futbol w salonie.

– Lepiej, żeby mi tego nie zepsuł – powiedziałam z większą mocą niż zazwyczaj.

To chyba niezbyt wygórowane pragnienie, że chciałam pobawić się z przyjaciółką, zanim na rok wyjadę z miasta?

Kręcąc głową, spojrzałam na K.C., która porozumiewawczo puściła do mnie oko. Wskazałam na kuchnię, więc trzymając się za ręce, przecisnęłyśmy się przez tłum w tamtym kierunku.

W wielkim pomieszczeniu, stanowiącym marzenie każdej matki, na centralnej wyspie zorganizowano prowizoryczny bar. Na granitowym blacie stały butelki z alkoholem, obok nich dwa litry napojów gazowanych, kubki, a w zlewie znajdowało się wiaderko z lodem. Wypuściłam powietrze, nie rezygnując z postanowienia wytrwania dziś w trzeźwości. Kusiło, by się upić. Co bym dała, by tak po prostu odpuścić sobie na jeden wieczór…

Z przyjaciółką próbowałyśmy okazjonalnie alkoholu rodziców, byłam na kilku koncertach poza miastem, na których trochę imprezowałyśmy. Jednak dziś nie mogłam dać się porwać w obecności tych ludzi.

– Hej, Tate! Chodź tu. – Jess Cullen objęła mnie, zanim jeszcze dotarłam do baru. – Będziemy za tobą tęsknić, wiesz? Francja, co? I to na cały rok?

Odprężyłam się, odpowiadając na uścisk Jess. Mięśnie nie były już tak spięte jak wcześniej. Przynajmniej jedna osoba poza K.C. ucieszyła się na mój widok.

– Taki mam plan – przytaknęłam, wzdychając. – Znalazłam rodzinę, która mnie ugości, i zapisałam się na lekcje. Jednak wrócę tu na ostatni rok. Przytrzymasz mi miejsce w drużynie?

Jess jesienią miała walczyć o tytuł kapitana biegów przełajowych. Ta rywalizacja będzie jedynym, za czym będę tęsknić w tym liceum.

– Kochana, jeśli zostanę kapitanem, miejsce masz pewne – zapewniła ochoczo, wyraźnie pijana.

Dziewczyna zawsze była dla mnie miła, nawet pomimo krążących rok po roku plotek i żenujących wygłupów, które przypominały, dlaczego wszyscy się ze mnie nabijali.

– Dzięki. Zobaczymy się później? – Przesunęłam się w stronę K.C.

– Tak, ale gdyby tak się nie stało, powodzenia we Francji! – krzyknęła i tanecznym krokiem wyszła z kuchni.

Obserwując ją, przestałam się uśmiechać. Dopadł mnie zimny strach.

Nie, nie, nie…

Do kuchni wszedł Jared, a ja skamieniałam. Bardzo nie chciałam się z nim dziś spotkać. Popatrzył mi w oczy, a zaskoczenie natychmiast zostało zastąpione niezadowoleniem.

Tak, doskonale znałam to spojrzenie. Wzrok, który mówił, że chłopak mnie nie znosi i najlepiej, gdybym wyniosła się z jego planety.

Zacisnął zęby i zauważyłam, że lekko uniósł podbródek, jakby właśnie włożył maskę „dręczyciela”. Oddech uwiązł mi w gardle.

Krew tętniła w uszach i zapragnęłam znaleźć się jak najdalej od tego miejsca.

Nie mogłam prosić o choćby jeden wieczór zabawy, jak przeciętna nastolatka?

Mieszkaliśmy obok siebie, w dzieciństwie sądziłam, że jest boski. Był słodki, hojny, przyjazny. Był również najładniejszym chłopakiem, jakiego kiedykolwiek widziałam.

Włosy w odcieniu głębokiego brązu, oliwkowa cera oraz oszałamiający uśmiech, który ściągał na siebie niepodzielną uwagę, gdy pokusił się o jego pokazanie. Dziewczyny na szkolnych korytarzach tak bardzo wpatrywały się w niego, że wpadały na ściany.

Ale tamtego dzieciaka dawno już nie było.

Obróciłam się pospiesznie i zastałam K.C. przy barze, więc postanowiłam zrobić sobie drinka, nawet jeśli drżały mi dłonie. Właściwie to nalałam tylko sprite’a, ale z czerwonym kubkiem miałam wyglądać, jakbym piła alkohol. Teraz, kiedy wiedziałam, że ten dupek tu jest, musiałam pozostać trzeźwa.

Obszedł bar i stanął tuż za mną, a jego bliskość wywołała we mnie nerwowość. Otarł się torsem o cienki materiał mojego topu, przez co zadrżałam.

Spokojnie. Weź się, cholera, w garść!

Nabrałam trochę lodu i wrzuciłam sobie do kubka, próbując zapanować nad oddechem. Obróciłam się w prawo, aby się obok niego prześlizgnąć, ale wyciągnął rękę po kubek i zablokował mi przejście. Spróbowałam więc przejść w lewo, obok K.C., ale drugą ręką sięgnął po jacka danielsa.

Przez głowę przeleciało mi dziesięć różnych scenariuszy na temat tego, jak powinnam się w takiej chwili zachować. Szturchnąć go łokciem w brzuch? A gdybym tak oblała mu twarz napojem? Gdybym chwyciła za wyciągany z kranu wąż w zlewie i…?

Dobra, nieważne. We własnej głowie byłam o wiele odważniejsza. W marzeniach mogłam wziąć kostkę lodu i robić z nią rzeczy, których na pewno nie powinna robić szesnastolatka tylko po to, by sprawdzić, czy chłodna postawa Jareda osłabnie. Gdyby, gdyby…

Planowałam trzymać się dziś od niego z daleka, a teraz stał tu za mną i zachowywał się w ten sposób tylko po to, by mnie nastraszyć. Nie był przerażający, ale okrutny. Chciał, bym wiedziała, że to on tu sprawuje kontrolę. Raz za razem palant sprawiał, że schodziłam mu z drogi, bym nie musiała mierzyć się z zażenowaniem czy stresem. Zabawa na ostatniej imprezie była moim priorytetem w te wakacje, a znów znalazłam się w sytuacji, w której żołądek kurczył mi się ze strachu.

Dlaczego nie mógł zostawić mnie w spokoju?

Obróciłam się do niego twarzą i zauważyłam, że uniósł kąciki ust. Wesołość jednak zniknęła z jego oczu, gdy wlewał sporą porcję alkoholu do kubka.

– K.C., nalej mi tu, proszę, coli – odezwał się do niej i wyciągnął kubek, ale patrzył nadal na mnie.

– Eee, jasne – wyjąkała, w końcu unosząc głowę.

Nalała mu niewielką ilość napoju i spojrzała nerwowo na mnie.

Jared jak zwykle ze mną nie rozmawiał, no chyba że chciał rzucić jakąś groźbę. Zmarszczył ciemne brwi, upił drinka i odszedł.

Obserwując, jak wychodzi z kuchni, otarłam z czoła zimny pot. Do niczego nie doszło, nic mi nie powiedział, a jednak żołądek miałam związany w supeł.

A teraz wiedział, że tu jestem.

Niech to szlag.

– Nie dam rady, K.C. – Pełen zmęczenia szept kontrastował z siłą, z jaką ściskałam kubek. To błąd, że tu dzisiaj przyszłam.

– Nie, Tate. – Przyjaciółka pokręciła głową, najprawdopodobniej dostrzegając chęć kapitulacji w moich oczach.

Wrzuciłam kubek do zlewu i wyszłam z kuchni. Przedzierałam się pomiędzy imprezowiczami, a K.C. szła za mną. Dotarłam do miski i zaczęłam szukać kluczyków.

– Nie wyjdziesz, Tate – rzuciła stanowczo, a każde jej słowo ociekało rozczarowaniem. – Nie daj mu wygrać. Jestem tu, Liam także. Nie musisz się go obawiać. – Chwyciła mnie za przedramiona, gdy nie przestawałam szukać.

– Nie boję się go – odparłam stanowczo, choć nie bardzo wierzyłam we własne słowa. – Mam… dosyć. Widziałam go tam. Zadzierał ze mną. Coś planuje. Na każdej imprezie i za każdym razem, gdy dobrze się czuję w szkole, nabijają się ze mnie albo robią jakiś kawał, czym niszczą mój spokój. – Rozluźniłam zmarszczone brwi i posłałam jej sztywny uśmiech, nadal szukając breloczka w kształcie łańcucha DNA. – Wszystko w porządku. Nic mi nie jest – zapewniłam, choć słowa zbyt szybko opuściły moje usta. – Po prostu nie chcę tu być, by się przekonać, co tym razem wymyślił. Fiut dziś się zawiedzie.

– Tate, on chce, żebyś wyszła. Wygra, jeśli to zrobisz. On albo ten kretyn Madoc mogą coś wymyślić, ale jeśli tu zostaniesz i postawisz na swoim, wygrasz ty.

– Jestem zmęczona, K.C. Wolę teraz wrócić do domu zła niż później zapłakana. – Ponownie skupiłam wzrok na misce. Przesiewałam zebrane kluczyki, ale nadal nie mogłam znaleźć swoich. – No i proszę! – powiedziałam głośno, aby przekrzyczeć muzykę. – Wygląda na to, że i tak nie mogę odjechać. Nie ma tu mojego breloczka.

– Co? – Przyjaciółka wyglądała na zdezorientowaną.

– Nie ma tu moich kluczyków! – powtórzyłam, rozglądając się po pomieszczeniu.

Pieniądze i telefon znajdowały się w mojej torebce. Dwa koła ratunkowe – tak bezpieczne, jak to tylko możliwe. Zniknął awaryjny plan ucieczki, przez co miałam wrażenie, że jestem w potrzasku. W myślach pojawiły się przekleństwa, a znużenie przerodziło się w gniew. Zacisnęłam dłonie w pięści. Oczywiście, powinnam się była domyślić, że do tego dojdzie.

– Może ktoś wziął je przez pomyłkę? – dumała na głos K.C., ale musiała mieć świadomość, że szanse na to były niskie, ponieważ ludzie tak wcześnie nie wychodzili z imprezy.

Mnie nie zdarzały się takie przypadki.

– Nie. Dokładnie wiem, gdzie one są. – Spojrzałam w twarz Madoca, przyjaciela i giermka Jareda, stojącego po drugiej stronie pomieszczenia przy drzwiach na taras.

Chłopak uśmiechnął się do mnie, nim zwrócił uwagę na przypadkową rudą dziewczynę, którą przyciskał do ściany.

Ruszyłam ku niemu, K.C. poszła za mną, pisząc coś na telefonie, prawdopodobnie do Liama.

– Gdzie są moje kluczyki? – zapytałam stanowczo, przerywając mu coś, co zanosiło się na kolejny jednorazowy numerek.

Powoli uniósł głowę i spojrzał na mnie niebieskimi oczami. Nie był ode mnie dużo wyższy, może tylko kilka centymetrów, więc nie górował nade mną jak Jared. Madoc mnie nie onieśmielał. Po prostu mnie wkurzał. Ciężko pracował, by zrobić ze mnie głupią, ale miałam świadomość, że wszystko to robił na zlecenie Jareda.

– Jakieś dwa i pół metra pod wodą. Masz ochotę popływać? – Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, przez który wiele dziewczyn ochoczo znalazłoby się na jego łasce.

Oczywiście bawiła go każda sekunda mojego zażenowania.

– Kutas – rzuciłam ze spokojem w głosie, ale wpatrywałam się w niego ze wściekłością.

Wyszłam na taras i zerknęłam na basen. Warunki były idealne do kąpieli, ludzie bawili się w wodzie, więc obeszłam cały dookoła, szukając pomiędzy wszystkimi tymi ciałami srebrnego przebłysku kluczyków.

Jared siedział swobodnie przy stoliku, trzymając jakąś blondynkę na kolanach. Z frustracji ściskał mi się żołądek, choć grałam niewzruszoną. Wiedziałam, że ucieszy go moja niedola.

W końcu wypatrzyłam mieniące się srebrem kluczyki, więc rozejrzałam się za czymś, czym mogłabym je wyłowić. Kiedy nic takiego nie znalazłam, postanowiłam poprosić o pomoc tych, którzy byli w basenie.

– Hej, mógłbyś wyciągnąć spod wody moje kluczyki? – zapytałam.

Chłopak spojrzał na Jareda, który siedział i w milczeniu obserwował całą scenę. Odsunął się ode mnie jak tchórz.

Super. Nie miałam jak wyłowić kluczyków i nikt nie chciał mi pomóc. Jared najwyraźniej chciał zobaczyć, jak staję się mokra.

– No dalej, Tate. Rozbieraj się i wskakuj! – krzyknął Madoc.

– Pierdol się. Bez wątpienia sam je tam wrzuciłeś, więc może po nie wskoczysz? – powiedział Liam, chłopak K.C., który wstawił się za mną, jak to często miał w zwyczaju.

Zdjęłam klapki i podeszłam do brzegu basenu.

– Czekaj, Tate. Daj zrobić to mnie – zaproponował.

– Nie. – Pokręciłam głową. – Ale dzięki. – Posłałam mu pełen wdzięczności uśmiech.

Cały rok, przypomniałam sobie, delektując się tymi słowami. Miałam nie oglądać Jareda przez cały rok.

Zanurzyłam ręce, woda schłodziła moją rozgrzaną skórę. Natychmiast rozluźniłam się od przyjemności, jaką zapewniał basen. Żadnego dźwięku, żadnych spojrzeń. Delektowałam się spokojem podobnym do tego, który odczuwałam, biegając.

Posuwałam się w dół, płynąc żabką. Dwa i pół metra to nic takiego, więc natychmiast dotarłam do kluczy. Zacisnęłam na nich palce, skierowałam się ku powierzchni, a gdy wypłynęłam, wypuściłam powietrze z płuc.

To była ta łatwa część zadania.

– Brawo! – wiwatowali ludzie, którzy tak naprawdę mnie nie dopingowali.

Teraz musiałam jedynie wyjść z basenu i pozwolić, by wszyscy imprezowicze widzieli, jak ociekam wodą. Mieli się śmiać i ze mnie żartować. Zniosę kilka uwag, po czym wrócę do domu, a smutki zajem żelkami.

Podpłynęłam do krawędzi basenu, wyszłam na brzeg, wykręciłam długie włosy i wsunęłam klapki na stopy.

– Wszystko dobrze? – Podeszła do mnie przyjaciółka. Wiatr rozwiewał jej długie, ciemne kosmyki.

– Tak, oczywiście. To tylko woda. – Nie potrafiłam spojrzeć jej w oczy. Znów stałam się pośmiewiskiem. Zostałam upokorzona.

K.C. nigdy mnie jednak nie obwiniała.

– Zabierajmy się stąd. – Wzięła mnie pod rękę, a Liam poszedł za nami.

– Chwilę. – Zatrzymałam się, spoglądając na Jareda, który nadal przyglądał mi się brązowymi oczami.

Podeszłam do niego – choć dobrze wiedziałam, że to kiepski pomysł – skrzyżowałam ręce na piersi i spiorunowałam go gniewnym wzrokiem.

– Wyjeżdżam za dwa dni, a to najlepsze, na co cię stać?

Co ja, do diabła, wyprawiam?

Obdarzył mnie wrogim uśmiechem, rozdając karty na stole.

– Miłej zabawy we Francji, Tatum. Będę czekał, aż wrócisz. – Groźba sprawiła, że zapragnęłam go uderzyć. Chciałam mu rzucić wyzwanie, aby natychmiast się ze mną rozprawił. Nie cieszyła mnie myśl, że jego gniew przez cały rok będzie wisiał mi nad głową.

– Jesteś tchórzem. Czujesz się mężczyzną, tylko kiedy robisz mi na złość. Ale teraz będziesz musiał skupić się na kimś innym. – Opuściłam ręce i zacisnęłam dłonie w pięści. Wszyscy zebrani przy stole i będący w niedalekiej okolicy stali się świadkami naszej wymiany zdań.

– Nadal coś mówisz? – prychnął Jared, a wokół mnie rozległ się śmiech. – Idź do domu. Nikt nie chce oglądać tu twojego zakompleksionego tyłka.

Ledwo na mnie łypnął i kontynuował rozdawanie kart. Dziewczyna siedząca na jego kolanach bardziej się w niego wtuliła.

Poczułam ucisk w piersi. Nienawidzę tego chłopaka.

– Hej, ludzie! Patrzcie! – krzyknął Madoc, gdy walczyłam z napływającymi łzami. – Sutki jej stwardniały. Musisz ją podniecać, Jared. – Niewybredne słowa odbiły się echem na podwórku i wszyscy zaczęli pohukiwać i rechotać.

Zamknęłam oczy, upokorzona, przypominając sobie, że miałam na sobie top, a od wody zrobiło mi się chłodno. Instynktownie zapragnęłam zasłonić biust, ale wiedzieliby, że mają przewagę. Do licha, i tak mieli tego świadomość. Przecież cała byłam czerwona ze wstydu.

Ja pierdolę.

Bez wątpienia znów miałam wrócić do domu zapłakana.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że wszyscy dobrze się bawią moim kosztem. Jared wpatrywał się w stolik, ignorując mnie. Po całym tym czasie jego zachowanie nadal mnie zastanawiało. Kiedyś się przyjaźniliśmy, więc niekiedy szukałam w jego oczach tamtego dzieciaka. Jednak co dobrego miało wyniknąć z trzymania się wspomnienia?

– Dlaczego ona dalej tu stoi? – zapytała siedząca na kolanach Jareda blondynka. – Jest jakaś niedorozwinięta czy coś? Nie łapie aluzji?

– Tak, Tate. Słyszałaś Jareda. Nikt cię tu nie chce – powiedział powoli Madoc, jakbym naprawdę była opóźniona w rozwoju i nie mogła go zrozumieć.

Poczułam ucisk w gardle. Nie byłam w stanie przełknąć śliny, bolało nawet oddychanie. To zbyt wiele. Coś we mnie pękło. Wzięłam zamach i trafiłam Madoca prosto w nos.

Padł na kolana, chwytając się za twarz, krew trysnęła spomiędzy jego palców.

Do oczu napłynęły mi łzy, z gardła wydostał się szloch. Zanim dałabym im jeszcze więcej satysfakcji, pospiesznie przecisnęłam się przez tłum i wyszłam z domu, nie oglądając się za siebie.

Dotarliśmy do samochodu, K.C. wskoczyła na miejsce pasażera, Liam do tyłu. Nie zdawałam sobie sprawy, że za mną szli. Już miałam na końcu języka pytanie o reakcję Jareda, ale w porę przypomniałam sobie, że mam ją gdzieś. Niech go szlag trafi.

Spojrzałam przez przednią szybę, próbując pohamować łzy. Przyjaciółka i jej chłopak siedzieli cicho, prawdopodobnie nie wiedzieli, co powiedzieć lub zrobić.

Właśnie uderzyłam Madoca.Przywaliłam Madocowi! Przytłoczyła mnie moja własna odwaga, aż parsknęłam gorzkim śmiechem. To się naprawdę stało.

Zaczerpnęłam głęboko tchu i powoli wypuściłam powietrze.

– Dobrze się czujesz? – K.C. spojrzała na mnie.

Przyjaciółka wiedziała, że nigdy nie zrobiłam niczego podobnego, ale spodobało mi się poczucie władzy i respektu. Do diabła, nie chciałam wracać do domu. Może mogłam zrobić sobie tatuaż czy coś w tym stylu?

– Właściwie to tak. – Dziwnie było to przyznać, lecz taka była prawda. Otarłam łzy i spojrzałam na przyjaciółkę. – Czuję się wybornie.

Chciałam wsunąć kluczyk do stacyjki, ale powstrzymał mnie Liam, gdy powiedział:

– Nie pozwól, by woda sodowa uderzyła ci do głowy. W końcu będziesz musiała wrócić do tego miasta.

Tak. Z pewnością.

ROZDZIAŁ 2

Obecnie

– Jak się czujesz po powrocie do domu? – zapytał ojciec podczas wideorozmowy na laptopie, który kupił mi, zanim wyjechałam do Europy.

– Świetnie, tato. Mam wszystko, czego mi trzeba. – Zaczęłam wyliczać na palcach. – Jedzenie, pieniądze, zero dorosłych, a w lodówce na dole wciąż stoi piwo. Zanosi się na imprezę – droczyłam się, ale tata też potrafił dopiec.

– W łazience jest też kilka prezerwatyw. Weź je, gdybyś potrzebowała.

– Tato! – palnęłam, wytrzeszczając w szoku oczy. Ojcowie nie powinni używać takich słów, przynajmniej nie przy córkach. – To… przegięcie. Poważne. – Wybuchnęłam śmiechem.

Takiego tatę chciałyby mieć wszystkie moje koleżanki. Miał kilka prostych zasad: szanuj starszych, dbaj o ciało, kończ, co zaczynasz, i samodzielnie rozwiązuj problemy. Jeśli utrzymywałam dobre stopnie, wykazywałam się dążeniem do celu i przestrzegałam tych czterech zasad, wierzył we mnie. Gdybym jednak straciła jego zaufanie, utraciłabym również wolność. Taki właśnie był rodzic-żołnierz. Proste.

– Jaki masz plan na ten tydzień? – zapytał, przeciągając palcami po siwiejących jasnych włosach.

Odziedziczyłam po nim blond pasma, ale na szczęście piegów już nie. Jego żywe niegdyś niebieskie oczy w tej chwili były wyraźnie zmęczone, a koszula i krawat pomięte. Przepracowywał się.

Usiadłam na łóżku ze skrzyżowanymi nogami, wdzięczna, że wróciłam do własnego pokoju.

– Pozostał tydzień do rozpoczęcia szkoły, więc w środę mam spotkanie z doradczynią, aby omówić plan moich zajęć na jesień. Mam nadzieję, że te dodatkowe zajęcia, na które uczęszczałam w zeszłym roku, zwiększą moje szanse na przyjęcie na Uniwersytet Columbii. Z tym również kobieta ma mi pomóc. Zaplanowałam także zakupy, no i oczywiście spotkanie z K.C.

Chciałam też zacząć rozglądać się za samochodem, ale tata zaproponował, bym poczekała, aż wróci do domu na święta. Nie żebym sama miała sobie nie poradzić. Wiedziałam jednak, że chciał podzielić się ze mną doświadczeniem, więc nie miałam zamiaru tego zepsuć.

– Szkoda, że cię tu nie ma, bo pomógłbyś mi wybrać projekt na Festyn Naukowy – zmieniłam temat. – Chyba powinniśmy się byli tym zająć, gdy odwiedzałam cię w wakacje.

Ojciec osiem lat temu po śmierci mamy przeszedł na wojskową emeryturę i pracował teraz w firmie w Chicago, jakąś godzinę jazdy stąd. Budowali samoloty, które sprzedawali na całym świecie. Obecnie jednak wyjechał na dłuższy kontrakt do Niemiec, gdzie prowadził szkolenia z mechaniki. Po roku nauki w Paryżu pojechałam na lato do Berlina. Mama byłaby szczęśliwa, wiedząc, że podróżowałam i zamierzałam to kontynuować po ukończeniu szkoły średniej, jeśli to tylko będzie możliwe. Bardzo za nią tęskniłam, ostatnio nawet bardziej niż tuż po jej śmierci.

W tej chwili drzwi balkonowe otworzyły się nagle od mocnego podmuchu zimnego wiatru.

– Poczekaj, tato. – Poderwałam się z miejsca i podbiegłam do nich, by wyjrzeć na zewnątrz.

Mocny podmuch owiał moje nagie kończyny.

Oparłam się o balustradę, wpatrując w liście, które wzbiły się w powietrze, i puszki, które zaczęły się toczyć. Do mojego pokoju wdarł się zapach bzów rosnących przy Fall Away Lane.

Zbliżała się burza, powietrze przepełniało nerwowe oczekiwanie. Dostałam gęsiej skórki, ale nie z zimna, a z ekscytacji na myśl o zbliżających się opadach. Uwielbiałam letni deszcz.

– Hej, tato – przerwałam mu, gdy mówił do kogoś w tle. – Muszę kończyć. Nadciąga burza, powinnam sprawdzić okna. Pogadamy jutro? – Potarłam ręce, aby pozbyć się gęsiej skórki.

– Jasne, skarbie. I tak muszę biec. Pamiętaj, że pistolet znajduje się w stoliku przy wejściu. Dzwoń, gdybyś czegoś potrzebowała. Kocham cię.

– Też cię kocham, tato. Do jutra – pożegnałam się.

Zamknęłam laptopa, włożyłam na siebie czarną bluzę z kapturem i ponownie otworzyłam drwi balkonowe. Wpatrywałam się w drzewo na zewnątrz, wracając pamięcią do niezliczonych chwil, gdy siedziałam pod nim, rozkoszując się deszczem. Wiele z tych momentów dzieliłam z Jaredem… kiedy się jeszcze przyjaźniliśmy.

Szybko spojrzałam w górę i zauważyłam, że jego okno było zamknięte, a w domu, który był oddalony od mojego o niecałe dziesięć jardów nie paliło się światło. Drzewo robiło za drabinę między naszymi sypialniami, przez co zawsze miałam wrażenie, że budynki są w pewnym stopniu połączone.

Podczas rocznej nieobecności miałam ochotę zapytać o niego przyjaciółkę. Nawet po wszystkim, co mi zrobił, częściowo tęskniłam za chłopcem, który był moim wiernym towarzyszem z dzieciństwa. Ale tamtego Jareda już nie było. Jego miejsce zajął zgorzkniały, nienawistny dupek, który nie miał do mnie żadnego szacunku.

Zamknęłam drzwi balkonowe, zaciągnęłam firankę i czarne zasłony. Chwilę później niebo przecięła błyskawica i zaczął padać deszcz.

Obudziły mnie w nocy grzmoty i uderzenia gałęzi o dom. Włączyłam lampkę nocną i podeszłam do drzwi balkonowych, aby zobaczyć, co się dzieje na zewnątrz. Dostrzegłam światła samochodu niebezpiecznie pędzącego ulicą. Przechyliłam głowę na bok tak bardzo, jak tylko byłam w stanie i zobaczyłam, że na podjazd Jareda pakuje się czarny ford mustang boss 302.

Tyłem samochodu lekko zarzuciło, nim zniknął w garażu. To nowy model z grubym czerwonym pasem przez całą długość karoserii. Nigdy wcześniej go nie widziałam. Wiedziałam, że Jared miał motocykl oraz mustanga GT, więc ten pojazd mógł należeć do dosłownie każdego.

Może mam nowego sąsiada?

Nie byłam pewna, jak się z tym czuć.

Z drugiej strony samochód był w guście Jareda.

Po dłuższej chwili w pokoju chłopaka zapaliło się światło. Dostrzegłam, że za roletami przesunęła się ciemna postać. Palce zaczęły mnie mrowić, były zbyt słabe, by je zacisnąć.

Próbowałam skupić się ponownie na wietrze i deszczu, ale serce podeszło mi do gardła, gdy usłyszałam, że Jared rozsunął rolety, przez co światło zalało przestrzeń między naszymi domami. Zmrużyłam oczy i zobaczyłam, że chłopak otworzył okno, aby przyjrzeć się burzy.

Kurde.

Wyglądało na to, że tak jak ja obserwuje rozgrywający się na zewnątrz spektakl. Ledwie widziałam jego twarz przez poruszające się na wietrze liście, ale wiedziałam, kiedy mnie zauważył, bo wyraźnie się wtedy spiął i wsparł na parapecie. Nie ruszał się, zwieszając głowę. Niemal czułam, jak przeszywa mnie spojrzeniem czekoladowych oczu.

Nie pomachał, nie skinął głową. Dlaczego miałby to zrobić? Najwyraźniej moja nieobecność nie zmiękczyła jego serca. Niegdyś odczuwałam przy nim strach, jednak teraz… dopadła mnie mieszanina nerwowości i ekscytacji.

Odsunęłam się od drzwi balkonowych. Nie chciałam się potknąć i zdradzić emocji wrzących pod maską spokoju. Będąc za granicą, myślałam czasami o Jaredzie, jednak sądziłam, że czas i odległość pozwolą mu ochłonąć.

Być może założenie było zbyt optymistyczne.

I możliwe, że przestałam przejmować się jego humorami.

ROZDZIAŁ 3

– Widziałaś go już? – K.C. oparła się o futrynę moich dwuskrzydłowych drzwi i spojrzała w stronę domu Jareda.

Nie musiałam pytać, kogo miała na myśli.

– Nie… Cóż, tak. Tak jakby. W nocy widziałam, że do garażu wjechał dość elegancki boss. To był on? – Nie chciałam mówić przyjaciółce o tym, że widziałam go w oknie. Miałam nadzieję na kilka dni wytchnienia, zanim stanę z nim twarzą w twarz. W tej chwili próbowałam zachować spokój, który zrodził się we mnie podczas rocznej nieobecności.

Sortowałam wyciągnięte z walizki ciuchy na te do powieszenia i do wyprania.

– Tak. Niedługo po twoim wyjeździe sprzedał GT i kupił to auto. Myślę, że wyrobił sobie nazwisko, ścigając się na Pętli.

Na te słowa zacisnęłam palce na wieszaku. Poczułam rozczarowanie, gdy zdałam sobie sprawę, że podczas roku mojej nieobecności wszystko się zmieniło. Kiedy byliśmy młodsi, marzyliśmy z Jaredem o wspólnym starcie w wyścigu na torze.

– Niezła bryka – przyznałam niechętnie.

Jared pracował niegdyś ze mną i moim tatą w garażu, gdy naprawialiśmy starego chevroleta novę. Oboje byliśmy pilnymi uczniami, docenialiśmy wysiłek włożony w doprowadzenie samochodu do doskonałego stanu technicznego.

– W każdym razie – ciągnęła – skoro ma pracę i się ściga, mam nadzieję, że będzie zbyt zajęty, by prześladować mnie w tym roku. – Przeszłam przez pokój, by schować ubranie. Mój mózg aż pulsował z irytacji.

K.C. odsunęła się od futryny i opadła na brzuch na moje łóżko.

– Cóż, a ja nie mogę się doczekać, jaką będzie miał minę, gdy cię zobaczy. – Podparła głowę na ręce i uśmiechnęła się łobuzersko.

– A dlaczego? – mruknęłam, podchodząc do szafki nocnej, aby zresetować zegarek.

– Bo zajebiście wyglądasz. Nie mam pojęcia, co między wami zaszło, ale nie będzie w stanie cię zignorować. Żadne plotki czy żarty nie zatrzymają chłopaków z daleka od ciebie, a Jared prawdopodobnie będzie miał wyrzuty sumienia, że tak źle cię traktował. – Figlarnie poruszała brwiami.

Nie wiedziałam, co miała na myśli, mówiąc o moim „zajebistym wyglądzie”. Wydawało mi się, że wyglądam jak zwykle. Miałam metr siedemdziesiąt wzrostu, blond włosy opadające do połowy pleców i ciemnoniebieskie oczy. Od ćwiczeń na siłowni dostawałam mdłości, ale nadal biegałam, aby być w formie do biegów przełajowych. Jedyna różnica to barwa mojej cery. Po lecie spędzonym w podróży i częstym przebywaniu na słońcu byłam ładnie opalona. Jednak z czasem brąz zniknie i znów będę blada.

– Nigdy nie miał problemu z ignorowaniem mnie. Chociaż chciałabym, by miał. – Wciągnęłam powietrze przez zęby i posłałam jej uśmiech. – Miałam wspaniały rok. Ludzie, których poznałam, miejsca, które odwiedziłam! Dzięki temu zyskałam nową perspektywę. Mam plan i nie zamierzam pozwolić, aby Jared Trent stanął mi na drodze.

Usiadłam na łóżku i westchnęłam, a przyjaciółka wzięła mnie za rękę.

– Spokojnie, kochana. To się wreszcie musi stać. Mimo wszystko za dziewięć miesięcy kończymy szkołę.

– O czym ty mówisz?

– O grze wstępnej pomiędzy tobą a Jaredem – rzuciła z poważną miną, gdy zeskoczyła z łóżka i pognała do mojej garderoby. – To nie może wiecznie trwać – zawołała.

Gra wstępna?

– Słucham? – Gra wstępna tyczyła się seksu, a mnie żołądek skurczył się na samą myśl, że słowa „Jared” i „seks” znalazły się w tym samym zdaniu.

– Panno Brandt, proszę mi nie mówić, że ani razu pani o tym nie pomyślała – powiedziała z akcentem z południa, wysuwając głowę z garderoby.

Marszcząc brwi, uniosła rękę do piersi. Trzymała w niej sukienkę, którą przyłożyła do siebie i przejrzała się w dużym lustrze na drzwiach mojej garderoby.

Gra wstępna? Obracałam tymi słowami w głowie, starając się dojść do tego, o co może chodzić K.C, aż w końcu to do mnie dotarło.

– Uważasz, że traktował mnie w ten sposób, mając to za grę wstępną?! – Niemal się na nią wydarłam. – Tak. To musiała być gra wstępna, gdy poinformował całą szkołę, że mam zespół jelita drażliwego i w pierwszej klasie wszyscy wydawali odgłosy pierdzenia, gdy mijali mnie na korytarzu. – Sarkazm nie ukrył złości. Jak mogła pomyśleć, że coś takiego mogło być grą wstępną? – I tak, sytuacja stała się erotyczna, gdy w drugiej klasie na lekcję matematyki dostarczono mi pudełko maści przeciwgrzybicznej. Jednak to, co mnie naprawdę rozpaliło, aż byłam gotowa się przed nim rozkraczyć, to kiedy przyczepił ulotki na temat leczenia HPV do mojej szafki. To dość ekstrawaganckie, aby ktoś nabawił się chorób przenoszonych drogą płciową, nie uprawiając seksu! – Powróciła cała uraza, którą odsunęłam od siebie w ciągu tego roku. Niczego mu nie wybaczyłam ani nie zapomniałam.

Zaczęłam mrugać, wracając myślami do Francji. Ser Port Salut, bagietki, czekoladki… Prychnęłam, zdając sobie sprawę, że to może nie Francja, a jedynie ukochane jedzenie.

K.C. wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi oczami.

– Nie, Tate. Nie sądzę, by angażował się w seksualną grę wstępną. Wydaje mi się, że on cię naprawdę nienawidzi. Chciałam jednak zasugerować, że może nadszedł czas na walkę, na zagranie w jego grę. Jeśli cię popchnie, odpowiedz tym samym.

Zaczęłam się zastanawiać nad jej słowami, gdy ciągnęła:

– Tate, chłopcy nie są podli dla dziewczyn bez wyraźnego powodu. Właściwie większość nastolatków zużywa energię tylko w jednym celu, a mianowicie, by zaliczyć. Nie chcą pomniejszać swoich możliwości, więc rzadko wkurzają się na jakąkolwiek dziewczynę… no chyba że ona ich zdradzi, oczywiście – dumała.

Wiedziałam, że przyjaciółka w pewnym stopniu ma rację. Musiał istnieć jakiś powód zachowania Jareda. Tysiące razy się jednak nad tym zastanawiałam. Chłopak dla większości osób był chłodny w obyciu, ale dla mnie był wręcz okrutny.

Dlaczego ja?

Wstałam i wróciłam do wieszania ubrań w garderobie, zarzuciwszy sobie na ramię apaszki.

– Ale ja nie zdradziłam Jareda. Setki razy powtarzałam ci, że przyjaźniliśmy się przez lata, ale przed pójściem do liceum on wyjechał na kilka tygodni, po czym wrócił odmieniony. Nie chciał mieć ze mną nic wspólnego.

– Nie dowiesz się niczego, dopóki się nie zaangażujesz. Jak przed twoim wyjazdem do Francji. Pokazałaś mu wtedy, więc teraz musisz robić to samo.

Rzuciła tę radę, jakbym nie zastanawiała się nad tym przez cały rok. Na imprezie u Tori Beckman wybuchłam, ale nic dobrego nie wyniknie, jeśli ponownie zniżę się do poziomu Jareda.

– Słuchaj – powiedziałam, próbując zapanować nad głosem, bym wyglądała na spokojną. Niech mnie szlag, jeśli miałam pozwolić wciągnąć się w kolejną dramę z tym chłopakiem. – Czeka nas niesamowity rok. Mam nadzieję, że Jared o mnie zapomniał. Jeśli tak, będziemy się ignorować do ukończenia szkoły. Jeśli nie, zrobię, co uznam za stosowne. W tej chwili mam ważniejsze rzeczy na głowie. On i ten dupek Madoc mogą mnie szturchać i zaczepiać ile wlezie. Nie zamierzam poświęcać im uwagi. Nie odbiorą mi tego ostatniego roku. – Zatrzymałam się i spojrzałam na K.C.

Wyglądała na zamyśloną.

– Dobra – odparła z zadowoleniem.

– Dobra?

– Tak, powiedziałam „dobra”. – Skończyła dyskusję.

Rozluźniłam się. Chciała, bym była Dawidem wobec Goliata, a ja pragnęłam tylko dostać się na Columbię i wiosną wygrać Festyn Naukowy.

– Dobra – spapugowałam ją i szybko zmieniłam temat. – Taty nie będzie w domu przez następne trzy miesiące. W jakie kłopoty powinnam się wpakować? Myślisz, że mogę nie wracać do domu o ustalonej porze, kiedy go tu nie będzie? – Nadal sortowałam ciuchy.

– Wciąż nie mogę uwierzyć, że ojciec zostawił cię samą na trzy miesiące.

– Wie, że to niedorzeczne, bym przeprowadziła się do babci i rozpoczęła naukę w nowej szkole tylko po to, by wrócić tu, gdy przyjedzie na Boże Narodzenie. To mój ostatni rok w liceum. To ważny czas i on to rozumie.

Babcia zawsze pilnowała mnie podczas nieobecności taty, ale jej siostra nie czuje się za dobrze i wymaga stałej opieki. Tym razem jestem zdana na siebie.

– Tak, ale twoja babcia mieszka jakieś dwie godziny jazdy stąd, więc jestem pewna, że od czasu do czasu będzie do ciebie zaglądać – wytknęła. – Czy powinnyśmy zaryzykować i urządzić imprezę? – Wiedziała, że jestem histeryczką, więc pytała ostrożnie. Rodzice wychowali mnie, abym myślała samodzielnie, zdawała się na zdrowy rozsądek. K.C. zbyt często była rozczarowana tym, że nie miałam wszystkiego w dupie. – W ten sposób będziesz w domu o wyznaczonej porze! Ponieważ… będziesz w domu – dodała.

Serce ścisnęło mi się na myśl o imprezie bez wiedzy taty, ale musiałam przyznać, że w którymś momencie chciałabym ją urządzić.

– Myślę, że impreza pod nieobecność rodziców to rytuał przejścia dla każdego nastolatka – przyznałam, ale z trudem przełknęłam ślinę, gdy przypomniałam sobie, że mam już tylko jednego rodzica. Choć mama zmarła dawno temu, to nadal bolało.

Spojrzałam na rodzinną fotografię stojącą na mojej szafce nocnej. Byliśmy na meczu White Soxów, mama i tata całowali mnie w policzki z obu stron, a ja robiłam dzióbek.

K.C. poklepała mnie po plecach.

– Będziemy postępować powoli. Zaczniesz naginać zasady, dopiero później je łamać. Co powiesz na zaproszenie jednego chłopaka do domu, zanim sprowadzisz tu całą hordę? – Uniosła czarny, jedwabny top, który kupiłam w Paryżu.

– Tak, ale tata chyba uznałby jednego chłopaka za większe zagrożenie niż dom pełen nastoletnich imprezowiczów. I łamię czasami zasady. Przekraczam dozwoloną prędkość, przechodzę na czerwonym i… – urwałam i się skrzywiłam. Może i łaknęłyśmy przygód, ale nigdy nie chciałam stracić zaufania ojca. Zwykle nawet nie naginałam zasad. Za bardzo go szanowałam.

– Tak, w porządku, Matko Tereso – mruknęła lekceważąco i zaczęła przeglądać zdjęcia, które zrobiłam za granicą. – Potrafisz już płynnie mówić po francusku?

– Znam kilka słów, które by ci się przydały – odparłam z udawaną powagą.

Chwyciła poduszkę i rzuciła nią we mnie, nie odrywając wzroku od fotografii. Po trzech latach przyjaźni mogłyśmy wymieniać się obelgami tak łatwo jak ubraniami.

Weszłam do łazienki przy moim pokoju i zawołałam:

– Zostaniesz na obiad? Możemy zamówić pizzę.

– Dziś muszę być w domu – odpowiedziała równie głośno. – Liam przychodzi na posiłek. Mama zaczyna się niepokoić o nasz związek i chce go częściej widywać. – Słowo „związek” wymówiła, jakby miało podwójne znaczenie.

Liam i K.C. spotykają się od dwóch lat i od pewnego czasu uprawiają seks. Matka bez wątpienia podejrzewa, że ich związek osiągnął już ten etap.

Wyszłam z łazienki i posłałam jej wymowne spojrzenie.

– Oho, czyżby sierżantka Carter postanowiła was przypilnować? – rzuciłam, wsuwając pustą już walizkę pod łóżko.

Nazywałam w ten sposób mamę przyjaciółki przez jej autorytarny stosunek do macierzyństwa. K.C. nie miała za wiele prywatności, oczekiwano od niej, że będzie o wszystkim mówić, jednak dzięki temu miała jeszcze więcej tajemnic.

– Na pewno. Znalazła moją koszulkę nocną i wpadła w szał. – Wstała i wzięła torebkę z łóżka.

– Chciałabym widzieć, jak próbujesz jej to wytłumaczyć. – Zgasiłam światło w pokoju i poszłam za nią na dół.

– Gdyby moi rodzice byli jak twój tata, nie obawiałabym się im o niczym powiedzieć – mruknęła.

Byłam pewna, że nigdy nie powiem ojcu o moim pierwszym razie, jeśli kiedykolwiek do niego dojdzie.

– Możemy spotkać się jutro czy kiedy tam będziesz chciała. Tylko niech to ma miejsce przed rozpoczęciem szkoły.

– Absolutnie jutro. – Objęła mnie mocno. – Muszę się umyć przed obiadem. Na razie. – Poszła do drzwi.

– Pa.

Rozdział 4

– Cholera jasna! – zawołałam do sufitu w sypialni, który został rozświetlony wraz z przybyciem kolejnego imprezowicza.

Miałam déjà vu, gdy w domu obok ryczała muzyka i dochodziły z niego wrzaski. Zapomniałam już o hucznych imprezach Jareda. Od dwóch godzin powietrze wypełniał warkot silników i krzyki dziewczyn – mam nadzieję, że z rozkoszy – i nadal nie zanosiło się na ciszę. Spinałam się przy każdym nowym dźwięku.

Ponownie spojrzałam na zegarek na mojej szafce nocnej, pragnąc, by przestał odliczać minuty. Było po północy, a za pięć godzin musiałam wstać, żeby spotkać się z ludźmi z klubu biegowego na naszym cotygodniowym treningu. Muszę się obudzić, pomyślałam, pod warunkiem, że w ogóle uda mi się zasnąć.

A nie dojdzie do tego bez jakiejkolwiek interwencji.

Może nadszedł czas na walkę?, przypomniałam sobie słowa K.C.

Nie było szans, żeby Jared ściszył muzykę na moją prośbę, ale dyplomatka we mnie stwierdziła, że nie zaszkodzi spróbować. „Dawna Tate” leżałaby bezsennie przez całą noc, zbyt zastraszona przez swojego dręczyciela, by poprosić o ściszenie muzyki. W tej jednak chwili zmęczenie i irytacja odbierały mi cierpliwość.

Może, ale tylko może Jared wyciągnął kijek z tyłka i skończył z tym, co do mnie miał. Nie zaszkodzi mieć takiej nadziei.

Wieczory były już chłodne, więc niechętnie wyszłam z ciepłego łóżka. Odrzuciłam kołdrę, nim mogłam stchórzyć, wsunęłam czarne trampki i na białą koszulkę włożyłam czarną bluzę. Nie związałam włosów, nie umalowałam się, za to miałam na tyłku swoje ulubione lniane spodenki do spania w niebiesko-białe paski. Mogłam prezentować się lepiej i prawdopodobnie powinnam włożyć jakieś inne spodnie, ale miałam to gdzieś. Byłam zmęczona, więc po prostu zeszłam na dół i wyszłam z domu w całej swojej rozczochranej chwale.

Albo sierpniowy wieczór był ciepły, albo tak działały na mnie nerwy, bo musiałam podwinąć rękawy, gdy opuściłam swoje podwórko i wkroczyłam na teren sąsiada.

Na trawniku stali ludzie, których nie rozpoznałam, moje serce nieco zwolniło, gdy stwierdziłam, że nie powinno być tu wielu moich znajomych. Wiedziałam, że Jared przyjaźni się z osobami z innych szkół i uczelni, a nawet z dorosłymi z szemranego środowiska. Teraz jego goście byli już tak pijani, że przeszłam niezauważona.

W domu było głośno i nieprzyjemnie. Ludzie tańczyli w salonie, a raczej jakieś zdziry pozwalały facetom ocierać się o siebie, podczas gdy inni rozmawiali, pili i palili w małych grupkach w różnych miejscach budynku. Zmarszczyłam nos na ten odrażający obrazek nastoletniej, śmierdzącej meliny, ale musiałam przyznać, że goście wyglądali, jakby dobrze się bawili i byli normalni. No jasne, to ja tu byłam mrukiem.

Z głośników umieszczonych chyba w każdym pomieszczeniu popłynął utwór zespołu Chevelle. Hats Off to the Bull mogło być warte tego, by tu przyjść.

W poszukiwaniu Jareda weszłam do kuchni i natychmiast się zatrzymałam. Choć nie dziwiłam się ludziom kręcącym się wokół beczki z piwem i innych, mocniejszych alkoholi, widok Madoca grającego przy stole w karty nieco mnie zaskoczył. Przebywał w towarzystwie kilku chłopaków i dziewczyn. Za późno, by zawrócić i wyjść.

– Co tu, do chuja, robisz? – Poderwał się z miejsca i podbiegł do mnie.

Gniew był na pokaz. Wiedziałam, że Madocowi spodoba się każdy dramat, który tylko umili mu wieczór. A teraz tym dramatem byłam ja.

Jednak stwierdziłam, że mu się postawię.

– Nie ciebie szukam. – Uśmiechnęłam się i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu, udając pozorny brak zainteresowania. – Gdzie Jared?

– Ma już dziewczynę na dziś. I wątpię, czy w ogóle byłby tobą zainteresowany. – Ostatnia uwaga zabolała, jakby mnie spoliczkował.

Sporo dziewczyn zabiegało o uwagę Madoca, jednak nie byłam jedną z nich. Był przystojny, z jasnoniebieskimi oczami i wystylizowanymi blond włosami. Miał fajną sylwetkę i nosił ubrania, które to podkreślały. Jednak wątpiłam, czy z jakąkolwiek dziewczyną był dłużej niż przez jedną noc.

Obróciłam się, aby wyjść i gdzie indziej kontynuować poszukiwania, ale chwycił mnie za łokieć.

– Właściwie to jestem męczennikiem, a ty zajebiście wyglądasz w tej piżamie. Jeśli szukasz rozrywki, mogę się tobą zająć.

Żołądek fiknął koziołka i cała zesztywniałam. Żartował? Miał jakąkolwiek dumę? W pierwszej i drugiej klasie szkoły średniej wraz z Jaredem urządzili z mojego życia piekło. Dusili mnie wszędzie, gdziekolwiek się udałam. Nawet w domu. A teraz chciał mnie zabrać na pięterko? Teraz byłam dla niego wystarczająco dobra?

– Hej, stary, Jared mówi, że ona jest nietykalna – rzucił od stołu Sam Parker, jeden z milszych kolesi mojego sąsiada.

Madoc omiótł wzrokiem moje ciało i zatrzymał się na nogach.

– Jared pieprzy na górze Piper. W tej chwili ma inne sprawy na głowie.

Zaschło mi w ustach. Przed oczami stanęły mi niechciane wspomnienia chłopca, z którym na podwórku dzieliłam namiot. Jared był teraz na górze, posuwał jakąś laskę. Westchnęłam i obróciłam się, by wyjść. Musiałam się stąd wydostać.

Madoc przyciągnął mnie jednak do siebie i objął. Kątem oka zauważyłam, że Sam wstał z krzesła i wyszedł. Wykręcałam się z uścisku Madoca, ale nie walczyłam na poważnie. Chciałam zobaczyć się z Jaredem i miałam nadzieję, że właśnie po niego poszedł Sam. Jeśli mogłam wyjść stąd bez większej awantury, byłam na to gotowa.