Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
12 osób interesuje się tą książką
Zamknij oczy. Nie ma tutaj nic, co można zobaczyć.
Była dla niego wszystkim. Myślał nawet, że się w niej zakochał. Dziewczyna z listów, jego Ryen. Obiecali sobie, że nigdy się nie spotkają i nie zaczną szukać się w mediach społecznościowych. Żadnych zdjęć, żadnych spotkań. Tylko listy i oni.
Misha spotkał ją jednak zupełnym przypadkiem, na imprezie zorganizowanej, by zebrać fundusze na trasę jego nowo powstałej kapeli. Była tam jego Ryen i wtedy zrozumiał, że dziewczyna z listów go okłamała. Okazała się zupełnie inna, niż to sobie wyobrażał. Była… gorąca. Postanowił, że nie zdradzi jej, kim jest. Jeszcze nie teraz.
I wydarzyła się tragedia. Tragedia, do której być może by nie doszło… gdyby tamtego wieczoru Ryen nie zawróciła mu w głowie. Teraz Misha już nie chce jej znać. Jedyne, czego pragnie, to ją znienawidzić i zapomnieć, że kiedyś należała do niego.
Ryen nie wie, dlaczego Misha nie odpisuje. Za to do jej poukładanego życia wkracza chłopak, który wyraźnie ma zamiar je zniszczyć. Tylko dlaczego ona nie potrafi przestać o nim myśleć?
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.
Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 461
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Punk 57
Copyright © Penelope Douglas 2016
Copyright © for Polish edition by Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne, Oświęcim 2025
All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Alicja Chybińska
Korekta: Anna Łakuta, Aga Dubicka, Kamila Grotowska
Skład i łamanie: Michał Swędrowski
Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek
ISBN 978-83-8418-272-7 · Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne · Oświęcim 2025
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
PLAYLISTA
ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
ROZDZIAŁ 3
ROZDZIAŁ 4
ROZDZIAŁ 5
ROZDZIAŁ 6
ROZDZIAŁ 7
ROZDZIAŁ 8
ROZDZIAŁ 9
ROZDZIAŁ 10
ROZDZIAŁ 11
ROZDZIAŁ 12
ROZDZIAŁ 13
ROZDZIAŁ 14
ROZDZIAŁ 15
ROZDZIAŁ 16
ROZDZIAŁ 17
ROZDZIAŁ 18
ROZDZIAŁ 19
ROZDZIAŁ 20
ROZDZIAŁ 21
ROZDZIAŁ 22
ROZDZIAŁ 23
TEKSTY PIOSENEK
OD AUTORKI
PODZIĘKOWANIA
PRZYPISY
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Dla Claire i Bendera
O tym, co mogło się wydarzyć w poniedziałkowy poranek…
Drodzy Czytelnicy,
pamiętam dzień, w którym wpadłam na pomysł, aby napisać Punk 57. Mieszkałam w wynajętym mieszkaniu w Las Vegas, leżałam na sofie i gapiłam się w sufit. Miałam nastrój, by stworzyć jednotomową powieść. Pomysły zazwyczaj przychodzą mi do głowy w najdziwniejszych momentach, ale tego dnia starałam się jakiś znaleźć. Ha, ha!
I właściwie udało mi się coś wymyślić! Początkowo to miała być sfingowana śmierć! Ryen dowiedziałaby się, że Misha – jej listowny przyjaciel – zmarł, co jest kłamstwem, a tak naprawdę ukrywa się tuż pod jej nosem w szkole. Po krótkim czasie uznałam, że ten pomysł jest zbyt ambitny jak na moje umiejętności pisarskie, i podjęłam decyzję, że lepiej, jeżeli bohaterka nie będzie wiedziała, co się z nim stało.
Od tamtego momentu historia ułożyła się sama. To moja ósma powieść i po Corrupt na jakiś czas chciałam wrócić do swoich korzeni i lęku. Pomysł rozwinął się z taką łatwością, a to jeden z moich ulubionych momentów przy tworzeniu powieści.
Nie sądziłam jednak, że napisanie pewnych scen okaże się takie bolesne. Tak bardzo utożsamiałam się z Ryen – z niepewnością, wstydem, potrzebą bycia wysłuchaną… Sięgnęłam do niezbyt dobrych wspomnień, ale wiedziałam, że nie zostałam sama. Inni ludzie dzielili te myśli i przeżycia, i to nie tylko z lat młodości. To, co myśli czy czuje Ryen, może trwać całe życie.
Wiek czy charakter nie mają znaczenia. Wiedziałam, że znaczna część czytelników zdoła się utożsamić z moją bohaterką, niezależnie od wieku.
Dziękuję Wam za czytanie i dzielenie się miłością wobec Punk 57. Uwielbiam scenę w bibliotece. I oczywiście w kinie dla zmotoryzowanych. Pikanteria jest świetna. Mam jednak nadzieję, że powieść przypomni Wam, że życie jest krótkie, a jedyne, czego należy się obawiać, to żal. Nie jesteście sami.
Z wyrazami miłości
Pen
Drodzy Czytelnicy,
powieść porusza trudne emocjonalnie tematy i zawiera odniesienia do gwałtu, homofobii, dręczenia, agresywnych zachowań, szantażu seksualnego, upokarzania kogoś przez naigrywanie się z jego ciała, depresji, a także nieopisanej, ale mającej wpływ na fabułę śmierci rodzeństwa. Osoby, które mogą poczuć się dotknięte taką treścią, zachęcam, aby się zastanowiły, zanim podejmą decyzję o kontynuowaniu lektury.
Theory of a Deadman – Bad Girlfriend
Linkin Park – Bleed It Out
P!nk – Blow Me (One Last Kiss)
Halsey – Colors
All-American Rejects – Dirty Little Secret
Atreyu – Do You Know Who You Are?
Bring Me the Horizon – Happy Song
Tiffany – I Think We’re Alone Now
Eminem – Lose Yourself
Eminem – Love The Way You Lie
White Zombie – More Human Than Human
Staind – Mudshovel
Avril Lavigne – Sk8er Boi
Breaking Benjamin – So Cold
Ghost – Square Hammer
Garbage – Stupid Girl
Bring Me the Horizon – True Friends
Fort Minor – Where’d You Go
Taylor Swift – Wildest Dreams
MISHA
Drogi Misho,
czy wyznałam Ci kiedyś swój wstydliwy sekret?
I zapewniam Cię, że nie chodzi o oglądanie „Nastoletnich Matek”, jak w Twoim przypadku. No śmiało, spróbuj tylko zaprzeczyć. Przecież nie musisz dotrzymywać towarzystwa siostrze, stary. Jest na tyle duża, że może sama oglądać telewizję.
Właściwie mam na sumieniu coś znacznie gorszego i wstydzę się o tym mówić. Uważam jednak, że należy dawać upust negatywnym emocjom. Mam rację?
Do mojej szkoły chodzi pewna dziewczyna. Znasz ten typ.
Popularna cheerleaderka, która dostaje wszystko, czego zapragnie… Z niechęcią muszę przyznać, zwłaszcza przed Tobą, że dawno temu chciałam być taka jak ona.
Część mnie nadal tego pragnie.
Na pewno byś ją znienawidził. Stanowi uosobienie wszystkiego, czego nie znosimy. Wredna, nonszalancka, płytka… Typ osoby niezdolnej do utrzymania na długo w głowie jednej myśli, bo padłaby ze zmęczenia. Mimo to zawsze mnie fascynowała.
Nie przewracaj oczami. Wiem, że tak robisz.
Chodzi o to, że… mimo jej wstrętnych cech, nigdy nie jest sama. Rozumiesz?
W pewnym sensie jej zazdroszczę. Okej, naprawdę czuję zawiść.
Samotność jest beznadziejna. Przebywanie w miejscu pełnym ludzi i poczucie bycia niechcianą. Wrażenie, jakby znalazło się na przyjęciu, na które Cię nie zaproszono. Nikt nie zna Twojego imienia i nawet nie chce go poznać. Nikogo nie obchodzisz.
Śmieją się z Ciebie? Obgadują Cię? Rzucają Ci pogardliwe spojrzenia, jakby ich doskonały świat stał się lepszym miejscem bez Ciebie?
Czy po prostu chcą, abyś złapała aluzję i odeszła?
Często się tak czuję.
Wiem, że pragnienie, aby odnaleźć się między ludźmi, jest żałosne i powiesz, że lepiej zostać samej i mieć rację, niż stanowić część tłumu i się mylić, ale… mimo to nieustannie czuję, że tego potrzebuję. Czy Ty kiedykolwiek też tak miewasz?
Ciekawe, czy ta cheerleaderka też to czuje. Kiedy muzyka cichnie i wszyscy rozchodzą się do swoich domów. Kiedy mija dzień i nie ma nikogo, czyim kosztem mogłaby się zabawiać. Kiedy zmywa makijaż, wraz z nim z jej twarzy znika odwaga, a ukazuje się prawdziwe oblicze. Czy demony, drzemiące w ukryciu, zaczynają z nią pogrywać, gdy nie ma nikogo innego do zabawy?
Chyba nie. Osoby narcystyczne raczej nie odczuwają braku pewności siebie.
To musi być miłe uczucie.
Mój telefon leżący na desce rozdzielczej wibruje. Odrywam wzrok od listu Ryen, aby przeczytać wiadomość.
Cholera. Jestem strasznie spóźniony.
Bez wątpienia chłopaki zastanawiają się, gdzie się podziewam, a czeka mnie jeszcze dwadzieścia minut jazdy do magazynu. Dlaczego nie mogę stać się niewidzialnym basistą, by nikt się mną nie interesował?
Ponownie wpatruję się w jej słowa, przetwarzając w myślach jedno zdanie. Kiedy odsłania swoje prawdziwe oblicze, zdejmując przyodziewaną maskę odwagi…
Ten fragment naprawdę wywarł na mnie wrażenie, kiedy parę lat temu po raz pierwszy czytałem ten list. Tak samo stało się setki razy od tamtej pory. Jak mogła powiedzieć tak wiele, jednocześnie używając tak niewielu słów?
Wracam do lektury i kończę ostatnią część, znając już zakończenie. Uwielbiam jej podejście i sposób, w jaki potrafi mnie rozbawić.
Okej, przepraszam. Miałam właśnie przerwę od mediów społecznościowych, więc czuję się lepiej. Nie wiem, kiedy zmieniłam się w taką kretynkę, ale cieszę się, że mnie tolerujesz.
Dość już jednak na mój temat.
Chcę wyjaśnić nasz ostatni spór. Kylo Ren nie jest dzieckiem. Rozumiesz? Jest młody, impulsywny i spokrewniony z Anakinem i Lukiem Skywalkerami. Więc to oczywiste, że się na wszystko skarży! Jakim cudem to dla Ciebie zaskoczenie? Założę się, że odkupi swoje winy. Możemy się założyć, o co tylko chcesz!
Dobrze, muszę kończyć. Odpowiadając na Twoje pytanie, słowa piosenki, które ostatnio mi przysłałeś, brzmią świetnie. Śmiało, pisz dalej! Nie mogę się doczekać, aby przeczytać cały tekst.
Dobranoc. Miłej pracy. Słodkich snów.
Prawdopodobnie skończę pisać do Ciebie dopiero nad ranem.
Ryen
Śmieję się z jej odniesienia do Narzeczonej dla księcia. Od siedmiu lat powtarza to zdanie na koniec swoich listów. Nasza korespondencja zaczęła się w piątej klasie, kiedy mieliśmy pisywać do siebie w ramach projektu. Uczniowie z jej klasy zostali sparowani z uczniami z mojej.
Rok szkolny dobiegł końca, a my nie porzuciliśmy pisania. Mimo że mieszkamy od siebie w odległości niecałych trzydziestu mil i żyjemy w dobie mediów społecznościowych, nadal komunikujemy się w ten sposób. Dzięki temu nasza znajomość pozostaje wyjątkowa.
I nie oglądam Nastoletnich matek. Moja siedemnastoletnia siostra jest fanką tego programu, a ja dałem się wciągnąć. Tylko raz. Nie mam pewności, czemu wspomniałem o tym Ryen. Powinienem był się domyślić, że dostarczę jej w ten sposób broń, aby się ze mną droczyć.
Składam list, a zagięcia na czarnym papierze są tak przetarte, jakby miały się rozedrzeć, jeśli jeszcze raz go rozłożę i przeczytam. Na przestrzeni lat wiele zmieniło się w naszej korespondencji. To, o czym piszemy, tematy, na które się sprzeczamy, jej charakter pisma… Z nieoszlifowanego stylu pisania dziewczyny, która dopiero co nauczyła się łączyć litery, ewoluował do zgrabnych pociągnięć pióra kobiety mającej świadomość, kim jest.
Czarny papier nigdy się nie zmienił. Ani używany przez nią srebrny atrament. Kiedy dostrzegam czarne koperty na stercie poczty na blacie kuchennym, czuję miły przypływ adrenaliny.
Wsuwam kartkę do schowka, gdzie znajduje się kilka innych ulubionych listów od Ryen. Sięgam po długopis i przytrzymuję go nad notesem spoczywającym na moich kolanach.
– Rozłóż swoją odwagę jak płótno, narysuj oczy i usta – mamroczę pod nosem i zapisuję słowa – posklejaj pęknięcia i zamaluj rozdarcia. – Przerywam pisanie i myślę, przygryzając kolczyk w dolnej wardze. – Trochę tu – mamroczę, a tekst piosenki układa się w głowie – by ukryć worki pod oczami, i trochę różu na policzki, by zalać świat kłamstwem1.
Szybko notuję słowa, a te nieczytelne bazgroły są ledwo widoczne w ciemnym wnętrzu samochodu.
Ponownie rozlega się dźwięk telefonu i gubię myśl.
– Dobra – warczę, pragnąc, aby cholerne wiadomości przestały napływać.
Czy kumple z zespołu nie potrafią imprezować beze mnie przez pięć minut?
Ponownie przykładam długopis do kartki, próbując dokończyć myśl, ale zamieram i staram się przypomnieć, co chciałem napisać. Jak to, do licha, leciało? Odrobinę tu, aby zamaskować worki pod oczami…
Zaciskam powieki i powtarzam w kółko wers, usiłując przypomnieć sobie resztę.
Wypuszczam powietrze z ust. Cholera, przepadło.
Zakładam zatyczkę na długopis, po czym rzucam go i notatnik na siedzenie pasażera forda raptora.
Myślę o ostatnim zdaniu w jednym z akapitów jej listu. Możemy się założyć, o co tylko chcesz?
A może rozmowa telefoniczna, co, Ryen? Pozwól mi po raz pierwszy usłyszeć twój głos.
Nie. Ona woli, aby nasza przyjaźń pozostała w niezmienionym stanie. To się sprawdza. Dlaczego ryzykować utratę tego, co mamy, próbą zmiany czegokolwiek?
Chyba ma rację. Co jeśli jej głos wpłynąłby na mój odbiór listów od niej? Wyobrażam sobie osobowość Ryen przez pryzmat pisanych przez nią słów. To mogłoby się zmienić, gdybym poznał dźwięk jej głosu.
Co jednak, jeśli ją usłyszę i mi się spodoba? Co, jeśli śmiech dziewczyny albo oddech w telefonie zacznie nawiedzać mnie tak jak jej słowa i zapragnę więcej?
Już mam wystarczającą obsesję na punkcie korespondowania z nią. Siedzę w samochodzie na pustym parkingu, ponownie czytając stare listy, ponieważ inspirują moją muzykę.
Na pewno zdaje sobie sprawę, że jest moją muzą. Od lat traktuję ją jako powierniczkę, wysyłając jej teksty do przeczytania.
Dzwoni mój telefon, a na ekranie wyświetla się numer Dane’a.
– Co? – Podnoszę komórkę szybkim ruchem i wzdycham.
– Gdzie się podziewasz?
– Jestem w drodze. – Odpalam samochód i wrzucam bieg.
– Nie. Siedzisz na jakimś parkingu, pisząc piosenkę, co?
Przewracam oczami i kończę rozmowę, po czym rzucam telefon na miejsce pasażera.
Prowadzenie auta pomaga mi się skupić i kumpel nie powinien mnie za to krytykować. Nie mam wpływu na to, kiedy pomysły przychodzą mi do głowy.
Włączam się do ruchu, wciskam gaz do dechy i kieruję się w stronę starego magazynu położonego na obrzeżach miasta. Nasz zespół organizuje scavenger hunt2, a celem jest zebranie pieniędzy na letnią trasę, mającą odbyć się za kilka miesięcy. Chociaż uważałem, że powinniśmy zorganizować serię koncertów – może połączyć siły z kilkoma miejscowymi zespołami – Dane uznał, że coś zupełnie innego przyciągnie większe tłumy.
Chyba się przekonamy, czy miał rację.
Przenikliwy lutowy chłód przeciska się przez moją bluzę z kapturem. Podkręcam ogrzewanie i włączam długie światła. Szeroki blask rozprasza rozciągający się przede mną mrok.
Jadę drogą prowadzącą do Falcon’s Well, miejsca zamieszkania Ryen. Jeśli nie zboczę z trasy, minę magazyn, skręt do Cove – opuszczonego parku rozrywki – i w końcu dotrę do jej miasteczka. Od czasu uzyskania prawa jazdy wielokrotnie kusiło mnie, aby się tam wybrać. Czułem przytłaczającą ciekawość, ale jej nie uległem. Tak jak wspomniałem, nie warto ryzykować utraty tego, co nas łączy. A przynajmniej dopóki ona również nie zgodzi się na spotkanie.
Nachylam się nad siedzeniem pasażera, odsuwam notes i kartki w poszukiwaniu zegarka. Wczoraj go tu zostawiłem, kiedy myłem samochód, a to jedna z nielicznych rzeczy, za które czuję się odpowiedzialny. To rodzinna pamiątka.
W pewnym sensie.
Odnajduję go i nie puszczając kierownicy, zapinam czarny zamszowy pasek na nadgarstku. Zegarek należał do mojego dziadka, a on przekazał go mojemu tacie na jego ślubie w podarunku dla pierworodnego syna. W zeszłym roku ojciec w końcu mi go dał, a wtedy uświadomiłem sobie, że zgubił oryginalny zegarek. Zabytkowy Jaeger-Le Coultre, będący w naszej rodzinie od osiemdziesięciu lat.
Odszukam go. Dopóki to mi się nie uda, jestem skazany na złom zastępujący oryginał na pasku dziadka.
Poprawiam zapięcie i podnoszę wzrok. Jakiś kształt miga na drodze przede mną.
Kiedy się zbliżam, dostrzegam sylwetkę, blond kucyk oraz czarną kurtkę. Wszędzie rozpoznałbym te jaskrawoniebieskie buty do biegania.
To chyba jakieś jaja. Cholera jasna.
Światło reflektorów pada na plecy mojej siostry, oświetlając ją w mroku nocy. Ściszam muzykę, a ona ogląda się przez ramię, w końcu zauważając, że nie jest sama.
Na mój widok na twarzy dziewczyny pojawia się wyraz ulgi i uśmiech. Nie przerywa jednak biegu.
W jej uszach tkwią słuchawki.
Wspaniale dbasz o własne bezpieczeństwo, Annie.
Zwalniam, opuszczam szybę od strony pasażera i podjeżdżam do niej.
– Wiesz, jak wyglądasz?! – ryczę, zaciskając ze złości pięść na kierownicy. – Jak wabik na seryjnego mordercę!
Z jej ust wyrywa się cichy śmiech, kręci głową i przyspiesza, zmuszając mnie do zrównania z nią tempa.
– A wiesz, gdzie jesteśmy? – spiera się. – Na drodze pomiędzy Thunder Bay a Falcon’s Well. Nikt tędy nie jeździ. Wszystko gra. – Podnosi brwi. – Brzmisz jak tata.
– Po pierwsze – zaczynam, krzywiąc się z niesmakiem – ja jadę tą drogą, więc wcale nie jest opuszczona. Po drugie, nie kręć mi tu głową, bo tylko ty jesteś na tyle głupia, aby biegać nocą w głuszy. Nie chcę, aby ktoś cię zgwałcił albo zamordował. A po trzecie, twoje porównanie było zbędne. Nie brzmię jak ojciec, więc nie kop mnie znowu w jaja. To niemiłe – warczę. – A teraz wsiadaj do cholernego samochodu.
Ponownie kręci głową. Tak jak Ryen uwielbia się ze mną droczyć.
Annie jest moją jedyną siostrą i pomimo że mam niezbyt dobrą relację z ojcem, z nią dogaduję się naprawdę dobrze.
Wciąż biegnie obok samochodu. Ciężko oddycha i zauważam podkrążone oczy, a także zapadnięte policzki. Nabieram ochoty, by ją zbesztać, ale się powstrzymuję. Zbyt ciężko pracuje i prawie nie sypia.
– No weź – zwracam się do niej, czując coraz większe zniecierpliwienie. – Serio, nie mam na to czasu.
– To co tutaj robisz?
Zerkam na opustoszałą drogę, by się upewnić, że nie zbaczam z trasy.
– Dzisiaj organizujemy scavenger hunt. Muszę pojawić się na imprezie. Dlaczego nie biegasz w dobrze oświetlonym parku w bezpiecznym towarzystwie ponad dwudziestu biegaczy? Hmm?
– Przestań mnie niańczyć.
– To skończ wyprawiać głupstwa – ripostuję.
Co ona sobie, do cholery, myśli? To niebezpieczne miejsce na samotne bieganie nawet za dnia, a co dopiero nocą?
Jestem rok starszy, w maju kończę szkołę, ale zazwyczaj to ona zachowuje się odpowiedzialnie.
To o czymś mi przypomina.
– Hej – mruczę. – Zabrałaś rano sześćdziesiąt dolarów z mojego portfela?
Zauważyłem brak pieniędzy, a wczoraj wybrałem kasę. Nie wydałem jej, a to już trzeci raz, kiedy gotówka ginie mi w tajemniczych okolicznościach.
Przybiera smutną minę niewiniątka, wiedząc, że to na mnie podziała.
– Miałam kupić materiały do projektu naukowego, a ty nigdy nie wydajesz pieniędzy. Nie powinny się marnować.
Przewracam oczami.
Wie, że może poprosić ojca o więcej kasy. Annie jest jego aniołkiem, więc dostanie wszystko, czego zapragnie.
Nie potrafię się jednak na nią złościć. Ma przed sobą przyszłość i jest szczęśliwa. A ja powinienem zrobić wszystko, aby ją wspierać.
Uśmiecha się szeroko, zauważając, że mięknę. Pochyla się, chwyta za framugę szyby i wskakuje na schodek pod drzwiami.
– Możesz mi kupić piwo korzenne? – prosi. – Schłodzone piwo korzenne w drodze powrotnej z imprezy? Oboje wiemy, że nie zostaniesz tam dłużej niż pięć minut, o ile nie spotkasz jakiejś gorącej laski, a ona nie skusi cię, byś się zabawił, co?
Śmieję się pod nosem. Trafiła w sedno.
– Zgoda. – Kiwam głową. – Wskakuj do wozu, to podrzucę cię na stację paliw. Co ty na to?
– I jakieś karmelki – dodaje, ignorując moją prośbę. – Albo coś do żucia. – Potem zeskakuje ze schodka i rusza szybszym tempem drogą.
– Annie! – Wciskam gaz i ją doganiam. – W tej chwili!
Zerka na mnie, chichocząc.
– Misha, tam stoi mój samochód! – Wskazuje przed siebie. – Spójrz.
Zerkam spode łba na drogę i przekonuję się, że mówi prawdę. Niebieski mini cooper czeka na nią na poboczu z prawej strony.
– Spotkamy się w domu – oznajmia.
– Skończyłaś biegać?
– Taaak. – Dramatycznie potakuje głową. – Zobaczymy się w domu, okej? Przywieź mi piwo korzenne i cukierki.
– Chciałbym, ale nie mam kasy. – Posyłam jej żartobliwy uśmiech.
– Masz na desce rozdzielczej – wypala. – Nie zachowuj się, jakbyś nie upychał jej wszędzie, zamiast odkładać w jedno miejsce. Założę się, że w twoim wozie da się uzbierać ze sto dolców.
Parskam. Tak, to do mnie podobne. Zły starszy brat, który po sobie nie sprząta i jada paluszki serowe na śniadanie.
Wciskam pedał gazu i ruszam ulicą.
– I jeszcze chipsy ziemniaczane o smaku koperkowym! – Słyszę za sobą wołanie.
Widzę siostrę w lusterku wstecznym. Układa ręce po obu stronach ust i do mnie krzyczy. Dwukrotnie naciskam klakson, dając znać, że ją słyszałem, i pędzę, aż zatrzymuję się przy jej samochodzie.
Widzę w lusterku, że kręci głową, jakbym był apodyktyczny, ponieważ nie zamierzam odjechać, dopóki nie znajdzie się w samochodzie.
Przykro mi, ale nie zostawię swojej atrakcyjnej siedemnastoletniej siostry na ciemnej drodze o dziesiątej w nocy.
Wyjmuje kluczyki z kieszeni kurtki, otwiera drzwi i macha do mnie, po czym wsiada do środka. Kiedy widzę włączone reflektory, ponownie odpalam samochód i w końcu ruszam.
Wciskam gaz i rozsiadam się wygodnie, zmierzając w kierunku opuszczonego magazynu. Reflektory samochodu siostry znikają z odbicia w moim lusterku, kiedy wjeżdżam na niewielkie wzniesienie. Czuję przypływ zmartwienia. Nie wygląda dobrze. Nie sądzę, że coś jej dolega, ale jest blada i sprawia wrażenie zmęczonej.
Wracaj do domu i idź prosto do łóżka, Annie. Przestań wstawać o wpół do piątej rano i kładź się spać o przyzwoitej porze, myślę.
Z naszej dwójki to ona jest ideałem. Średnia ocen cztery czternaście, gwiazda szkolnej drużyny siatkówki, trenerka drużyny juniorek softballu, nie wspominając o klubach i dodatkowych projektach, których się podejmuje…
Ściany mojej sypialni pokrywają plakaty i teksty moich piosenek wypisane czarnym markerem. Jej pokój zdobią półki z trofeami, medalami i nagrodami.
Gdyby tylko każdy pożytkował energię tak jak ona.
Wjeżdżam na żwirową drogę, pokonuję kilka zakrętów i dostrzegam przed sobą otoczoną ciemnymi drzewami polanę. Przede mną wznosi się imponujący budynek. Większość okien wybito, a przez dziury w szybach dostrzegam światło oraz cienie kręcących się w środku ludzi.
Kiedyś mieścił się tu zakład produkujący obuwie lub coś podobnego, ale odkąd Thunder Bay stało się siedzibą zamożnej społeczności, produkcja przeniosła się do miasta, zabierając hałas i zanieczyszczenie z daleka od wrażliwych uszu i nosów tutejszych mieszkańców.
Chociaż magazyn powoli popada w ruinę, ludzie nadal z niego korzystają. Ogniska, imprezy, Noc Diabła… Teraz to miejsce stało się przestrzenią do zabawy, a dziś należy do nas.
Po zaparkowaniu wysiadam z samochodu i upewniam się, że go zamknąłem. Bardziej czuję potrzebę chronienia listów Ryen i zwitka swoich zapisków niż portfela leżącego na desce rozdzielczej.
Ruszam w stronę wejścia, ale kiedy przekraczam próg, nie przystaję, aby się rozejrzeć. Z głośników dudni Square Hammer w wykonaniu Ghost. Przeciskam się przez tłum i kieruję w stronę miejsca, gdzie znajdę chłopaków. Wiecznie zajmują ten sam kąt, kiedy tu imprezujemy.
– Misha! – Słyszę czyjeś wołanie.
Podnoszę wzrok i kiwam w stronę kolesia stojącego w pobliżu filaru w otoczeniu jego kumpli. Nie zatrzymuję się jednak. Parę osób poklepuje mnie po plecach, kilka się wita. Po magazynie kręcą się młodzi ludzie. Ich śmiechy przebijają się przez muzykę, a kiedy pstrykają zdjęcia, błyski ekranów ich telefonów rozświetlają mrok.
Chyba Dane miał rację. Wszystkim podoba się impreza.
Znajduję przyjaciół dokładnie tam, gdzie się spodziewałem, czyli na kanapach w kącie magazynu. Dane pracuje na iPadzie, pewnie kierując wydarzeniem online. Ma na sobie krótkie bojówki i podkoszulek, typowy dla siebie strój, niezależnie od panującej na zewnątrz temperatury. Lotus wiąże czarne włosy w kucyk i rozmawia z kilkoma laskami, podczas gdy Malcolm podnosi do ust fajkę wodną i nabija cybuch. Jego kręcone brązowe włosy zakrywają niewątpliwie przekrwione oczy.
Niesamowite.
– W porządku, już jestem. – Nachylam się nad stołem i podnoszę kable od gitary, wrzucone przez jednego z nich do rozlanego napoju, i odkładam je na kanapę. – Do czego się przydam?
– A jak myślisz? – odgryza się nasz perkusista Malcolm. Z jego ust wydobywa się dym, kiedy wskazuje głową w stronę tłumu. – Pragną cię, śliczny chłoptasiu. Pora na obchód.
Zerkam przez ramię i wykrzywiam twarz.
– Raczej podziękuję.
Śpiewanie i gra na gitarze to jedno. To konkretne zadanie, które potrafię wykonać. Ale zaspokajanie kaprysów obcych ludzi, aby zebrać fundusze, to zupełnie co innego. Owszem, potrzebujemy gotówki. Mam swoje talenty, ale rozmowa nie jest moją mocną stroną. Nie potrafię wtapiać się w tłum.
– Mogę odpowiadać za ochronę – zwracam się do nich.
– Niepotrzebna nam ochrona. – Dane podnosi się z kanapy z uśmieszkiem wiecznie goszczącym na jego twarzy. – Spójrz na to miejsce. Wszystko wygląda wspaniale. – Podchodzi do mnie i obaj rozglądamy się po tłumie. – Odpręż się i z kimś pogadaj. Znajdziesz tu masę niezłych lasek.
Krzyżuję ramiona na piersi. Może. Ale dzisiaj wieczorem nie zostanę długo. Piosenka nadal rozbrzmiewa mi w głowie i chcę ją dokończyć.
Obserwuję z Danem tłum krążący z karteczkami otrzymanymi przy wejściu. Na każdej znajdują się zadania do wykonania w ramach zabawy.
ZRÓB ZDJĘCIE SZEŚCIOOSOBOWEJ PIRAMIDY.
ZRÓB ZDJĘCIE MĘŻCZYŹNIE Z POMALOWANYMI USTAMI.
ZRÓB ZDJĘCIE, NA KTÓRYM CAŁUJESZ NIEZNAJOMEGO.
Niektóre z nich są nieco mniej przyzwoite.
Uczestnicy gry muszą wrzucić fotki na Instagrama, otagować stronę naszego zespołu, a my wybierzemy zwycięzcę, który wygra… coś. Nie mogę sobie przypomnieć, jaka jest nagroda. Nie zwracałem na to uwagi.
Wszyscy musieli zakupić bilet, ale skoro bar jest pełny, najwyraźniej bez trudu udało nam się przyciągnąć tłum. Barmani mają obowiązek wylegitymować każdego, ale wiem, że to brednie. W tym miasteczku wszyscy piją i nie ponoszą tego konsekwencji.
– Jak sobie radzisz? – odzywa się Dane. – Twój ojciec znów się czepia?
– Wszystko w porządku.
Milknie i odpuszcza, chociaż wiem, że ma ochotę naciskać.
– Cóż, powinieneś był zabrać Annie. Spodobałaby jej się impreza.
– Nie ma mowy. – Wybucham śmiechem, a zapach trawy wypełnia moje nozdrza. – Moja siostra jest zakazana. Rozumiesz?
– Hej, niczego nie sugerowałem. – Udaje niewiniątko, ale mimo to uśmiecha się zarozumiale. – Jedynie uważam, że ciężko pracuje i przydałoby jej się trochę zabawy.
– Zabawy, tak, ale nie kłopotów – poprawiam go. – Annie podąża dobrą drogą i nie potrzebuje niczego, co by ją rozpraszało. Ma przed sobą przyszłość.
– A ty nie?
Czuję na sobie jego wzrok, a wyzwanie zawisa w powietrzu.
Nie powiedziałem tego, prawda?
Chłopak przez chwilę milczy, pewnie się zastanawia, czy udzielę mu odpowiedzi, ale potem w końcu zmienia temat.
– W porządku, popatrz tylko – oznajmia, pochylając się i podsuwając mi iPada, na którym coś przewija. – Czterysta pięćdziesiąt osiem osób już się zapisało. Wstawiają filmiki i zdjęcia, mamy setki oznaczeń i niektórzy nawet włączają live’y na profilach… Pomysł zadziałał lepiej, niż sobie wyobrażałem. Rozgłos już się opłaca, a dzisiejszego wieczoru wyświetlenia naszych filmików na YouTubie wzrosły czterokrotnie.
Zerkam na ekran i zauważam nazwę zespołu, a pod nią liczne zdjęcia w strumieniu aktywności. Uniesione w powietrzu drinki, uśmiechnięte dziewczęta i jakieś nagranie pokazujące magazyn.
– Dobrze się spisałeś. – Rozglądam się po pomieszczeniu. – Wygląda na to, że trasa została zabezpieczona finansowo.
Muszę mu to oddać. Wszyscy świetnie się bawią, a my zarabiamy pieniądze.
– Wpadnij jutro – zwracam się do niego. – Mam nowy tekst i chciałbym go przećwiczyć.
– Dobrze – zgadza się. – A teraz wyświadcz mi przysługę i się odpręż. Wyglądasz jak uczestnik turnieju szachowego.
Rzucam mu groźne spojrzenie i wyrywam iPada z rąk, a on, rozbawiony, odchodzi w stronę chłopaków.
Spaceruję i przewijam kanał. Rozpoznaję wiele nazwisk przyjaciół i kolegów z klasy, którzy pojawili się, aby nas wesprzeć. Dym z niewielkich ognisk drażni moje nozdrza. Oglądam zdjęcie kolesia ze słowem KOŃ wypisanym markerem nad rozporkiem. Zakrywająca dłonią usta dziewczyna wskazuje napis, pozując do zdjęcia i próbując ukryć rozbawienie. Podpis pod fotką głosi: „Znalazłam konia!”.
Wybucham śmiechem. Oczywiście niektóre z zadań – na przykład cyknięcie fotki z koniem – są niewykonalne, dopóki uczestnik zabawy nie wykaże się kreatywnością. Tej lasce się udało!
Wstawiono setki zdjęć i filmików. Nie mam pojęcia, jak Dane’owi uda się je przejrzeć do jutra. Znając go, zwycięzca wcale nie zostanie wybrany przypadkowo i uczciwie. Zwyczajnie wskaże jakąś najlepiej wyglądającą dziewczynę.
Przewijam i natrafiam na filmik, na którym jakaś laska sięga po pistolet do piwa, kieruje go do góry, z dala od siebie, i zaczyna pryskać wodą. Strumień wystrzeliwuje w stronę sufitu, a potem opada na nią niczym fontanna.
Dziewczyna wykonuje krótki seksowny taniec i śmieje się do obiektywu.
– Stoję w fontannie! – ogłasza, a jej piersi napinają się pod obcisłym topem. Nosi takie ubranie w chłodny lutowy wieczór w Nowej Anglii.
Po chwili jeden z barmanów wyrywa pistolet z jej dłoni i umieszcza go na miejscu, mierząc ją poirytowanym spojrzeniem.
Słyszę cichy śmiech po drugiej stronie kamery, a dziewczyna w topie wyciąga rękę po telefon.
– Okej, to było żenujące. Oddaj mi komórkę. Muszę to zmontować, zanim wrzucę do sieci.
– Ha, ha – rozlega się drwiący kobiecy głos za kamerą i operatorka się cofa.
– Ryen! – Dziewczyna w topie rzuca się na nią z wrzaskiem. Po chwili słyszę śmiech i nagranie się urywa.
Tkwię w miejscu, wpatrując się w iPada, a moje serce powoli zaczyna przyspieszać.
Ryen?
Dziewczyna za kamerą nosi takie imię?
To nie może być ona. To niemożliwe. Pewnie masa lasek ma tak na imię. Ona się tu nie pojawiła.
Spoglądam jednak na nagranie, a mój wzrok przyciągają nicki na górze posta. Oznaczyła zespół i kilkoro innych ludzi. Dostrzegam nazwisko tego, kto wstawił post.
Ryen Trevarrow.
Prostuję plecy, a moja pierś unosi się i opada w płytkich oddechach.
O mój Boże!
Nieustannie się rozglądam, nie mogąc powstrzymać się od przeczesywania tłumu wzrokiem. Przyglądam się twarzom, przeskakując od jednej do drugiej.
Może być każdą z tych dziewczyn. Jest tutaj? Co, do licha?
Ponownie zerkam na iPada i z wahaniem przesuwam palcem po imieniu.
Znamy się od siedmiu lat, ale nigdy nie widziałem, jak wygląda. Jeśli ją teraz wyszukam, nie będzie odwrotu.
Ona jednak tu jest. Nie mogę tego zignorować. Nie, kiedy wiem, że znajduje się na wyciagnięcie ręki.
To zbyt wiele.
Poza tym nigdy sobie nie obiecywaliśmy, że nie wyszukamy się w mediach społecznościowych. Jedynie postanowiliśmy się w ten sposób nie komunikować. Wiem, że ona mnie sprawdzała. Może teraz mi się przygląda, wiedząc, że należę do zespołu i że to my zorganizowaliśmy tę imprezę. Może dlatego się tu pojawiła.
Olać to. Klikam na jej imię i zamieram w bezruchu, kiedy wyświetla się odpowiedni profil.
I wtedy ją widzę.
Pojawia się zdjęcie, żołądek mi się zaciska, a ja wstrzymuję oddech.
Chryste.
Na szczupłe ramiona spływają długie, jasnobrązowe włosy. Ma twarz w kształcie serca, pełne różowe wargi i śmiałe spojrzenie jasnoniebieskich oczu. Promienna cera i piękne ciało.
Przynajmniej tak prezentuje się na fotografii.
Odchylam głowę i biorę głęboki wdech. Niech cię szlag, Ryen Trevarrow.
Okłamała mnie.
No może niezupełnie, ale na podstawie listów odniosłem inne wrażenie co do jej wyglądu.
Wyobraziłem sobie kujonkę w okularach z fioletowymi pasemkami we włosach, ubraną w podkoszulek z Gwiezdnych wojen.
Ponownie spoglądam na jej zdjęcie i wędruję wzrokiem na fragmenty nagiej skóry pleców, prześwitujące przez seksowną koszulkę. Ogląda się przez ramię w stronę aparatu. Ciepło rozlewa się po moim ciele i w pośpiechu przeglądam jej profil, szukając jakiejkolwiek wskazówki, że to jednak nie ona.
Lepiej, żeby to nie była ona. Lepiej, żeby pozostała uroczą, niezdarną towarzysko, nieśmiałą osobą, którą zdążyłem polubić przez te siedem lat. Nie komplikujmy tego seksownym wyglądem.
Natomiast fakty mówią same za siebie. Wszystko potwierdza, że to Ryen. Moja Ryen.
Spotkanie w jej ulubionej pizzerii Gallo’s, słuchane piosenki, oglądane przez nią filmy, a wszystko wstawione z najnowszego modelu iPhone’a. Jej ukochanego telefonu.
Cholera jasna.
Wyłączam iPada Dane’a i zaczynam przeciskać się przez tłum. Kolejne ogniska ogrzewają mroźne powietrze, w którym rozchodzi się aromat pieczonych pianek. Muzyka dudni z głośników. Zaciskam zęby, próbując uspokoić serce.
Podchodzę do baru, odkładam urządzenie, odwracam się i krzyżuję ramiona na piersi.
Po prostu zostanę w miejscu. Jeśli zjawiła się w magazynie, aby mnie zobaczyć, to mnie odnajdzie. Jeśli nie, to… Co? Po prostu odpuszczę?
– Cześć.
Podnoszę wzrok, a serce podchodzi mi do gardła. Kilka stóp ode mnie stoi dziewczyna, która nagrała filmik z fontanną.
A obok niej…
Moje spojrzenie pada na Ryen. Wiem, że właśnie zaczepiła mnie jej przyjaciółka, ale ją ignoruję. Ona stoi cicho u jej boku i przygląda mi się z wahaniem, lekko przymrużonymi oczami.
Ma długie, proste włosy – nie kręcone jak na zdjęciu na Instagramie – i jest ubrana w czarny sweter odsłaniający ramiona oraz mocno poprzecierane obcisłe dżinsy z dziurami ukazującymi fragmenty jej ud.
Ryen. Moja Ryen. Zaciskam dłonie w pięści, a mięśnie mi się napinają.
Milczy. Czy wie, kim jestem?
Jej koleżanka odchrząkuje, a ja mrugam i odrywam wzrok od mojej listownej przyjaciółki.
– Cześć – odpowiadam w końcu.
Dziewczyna od fontanny wskazuje na mnie głową.
– Muszę kogoś pocałować – oznajmia rzeczowym tonem.
Świadomy obecności Ryen oddycham płytko, aż czuję niemal fizyczny ból.
– W tej chwili? Serio? – mówię, zauważając długie ciemne włosy dziewczyny opadające na szalik zarzucony na szary top. W magazynie panuje cholerny ziąb.
– Takie dostałam zadanie. – Wskazuje na swoją karteczkę.
Jej wzrok pada na moje ciało, uśmiech rozciąga usta. Czyżby chciała, abym to ja ją pocałował?
Robi krok do przodu, ale zanim zbytnio się zbliża, wyrywam jej kartkę z dłoni i zerkam na tekst.
– Zabawne. Nie widzę tu niczego takiego – oznajmiam, oddając jej skrawek papieru.
– Robię to dla niej – wyjaśnia, zerkając na przyjaciółkę. – Jest nieśmiała.
– Raczej wybredna – ripostuje Ryen, a ja szybko na nią spoglądam, sprowokowany nonszalancką odpowiedzią.
Prowokująco zadziera brodę i wpatruje mi się prosto w oczy.
Chodzi jej o to, że nie jestem tego wart? No, cóż… Ukrywam uśmiech.
– Lyla! – krzyczy ktoś w pobliżu. – O mój Boże! Chodź tu!
Towarzyszka Ryen odwraca głowę w stronę grupki ludzi i śmieje się z tego, co robią.
Zatem to musi być Lyla.
Odwraca się do mnie i rzuca:
– Zaraz wrócę.
Jakby mnie to obchodziło.
– Tylko ją pocałuj. Potrzebuje tego. – Gdy zauważa groźne spojrzenie posłane jej przez przyjaciółkę, odwraca się do mnie z wyjaśnieniem. – No, do wykonania zadań.
Oddala się ze śmiechem. Odnoszę wrażenie, że Ryen podąży za nią, ale się mylę.
Zostajemy we dwoje.
Chłodny pot spływa po moim karku, gdy na nią spoglądam. Oboje tkwimy uwięzieni w niezręcznej ciszy.
Dlaczego nic nie mówi? Z pewnością mnie rozpoznaje. Oczywiście nie wie, że ostatnio założyłem zespół. Chciałem zrobić jej prezent na zakończenie szkoły za kilka miesięcy i zaskoczyć ją prawdziwą staroświecką taśmą demo, lecz pozostanie niewidzialnym w dzisiejszych czasach jest praktycznie niemożliwe. Nasze nazwiska i zdjęcia widnieją na Instagramie i stojaku z kartkami przy wejściu. Czy ona ze mną pogrywa?
Przestępuje z nogi na nogę, a jej klatka piersiowa unosi się w głębokich wdechach, jakby czekała, aż coś powiem. Kiedy milczę, wzdycha i spogląda na kartkę.
– Potrzebuję też zdjęcia ze sceną jedzenia niczym w Zakochanym kundlu.
Nie opuszczam skrzyżowanych ramion i spoglądam na nią spod półprzymkniętych powiek. Nadal będzie pogrywać w tę gierkę?
– A także… – kontynuuje, a poirytowanie pobrzmiewa w jej głosie, pewnie z powodu braku reakcji z mojej strony – …zdjęcia kogoś robiącego zdjęcie zdjęcia. Cokolwiek to znaczy.
Nadal milczę i nieco się wkurzam, że udaje niezorientowaną.
Siedem lat i w ten sposób chcesz się poznać, skarbie?
– Okej, nieważne. – Kręci głową, zachowując się, jakbym to ja okazał jej nieuprzejmość. Odwraca się, aby się oddalić.
– Czekaj! – Rozlega się czyjś głos.
Dane podbiega do niej i ją zatrzymuje, a potem podchodzi do mnie.
– Koleś, dlaczego patrzysz na nią tak, jakby spoliczkowała ci babcię? Cholera – karci mnie szeptem.
– Hej. Jak się masz? – Odwraca się do dziewczyny z uśmiechem.
Spuszczam wzrok, ale tylko na chwilę.
Czy ona naprawdę nie orientuje się, kim jestem?
Na imprezę przybyło chyba wiele osób, które o nas nie słyszały. Nie jesteśmy sławni, a to prawdopodobnie jedyna atrakcja w promieniu pięćdziesięciu mil, więc czemu miałaby się tu nie pojawić choćby tylko dlatego, że nie ma nic ciekawszego do roboty?
Może kompletnie nie wie, że w tej chwili stoi przed Mishą Larem. Że to ze mną koresponduje od jedenastego roku życia.
– Jak masz na imię? – pyta Dane.
Dziewczyna odwraca się i przygląda mi się błyszczącymi oczami. Przeze mnie ma się na baczności.
– Ryen – odpiera. – A ty?
– Dane. – A potem przyjaciel wskazuje na mnie. – A to jest…
Przerywam mu jednak, wyciągając rękę i lekko waląc go w brzuch.
Nie. Nie w ten sposób.
Moja znajoma dostrzega tę wymianę i ściąga brwi, pewnie zastanawiając się, dlaczego tak się zachowuję.
– Mieszkasz więc w Falcon’s Well? – kontynuuje kumpel. Łapie moją aluzję i zmienia temat.
– Tak. – Kiwa głową i ponownie zapada niezręczna cisza.
– Okej, więc… – Dane klaszcze w dłonie. – Słyszałem, jak mówiłaś, że musisz zjeść coś jak w Zakochanym kundlu.
Nie czekając na jej odpowiedź, sięga za bar i wyjmuje jeden z pojemników.
– Cytrynę? – Podnosi cząstkę, a Ryen się krzywi.
– Wyzywam cię – odzywa się.
Ona jednak kręci głową.
– Okej, poczekaj – mówi i się oddala. Nie mogę oderwać od niej wzroku, próbując przepracować fakt, że to, do cholery, ona.
Spoglądam na jej szczupłe palce. To nimi napisała do mnie pięćset osiemdziesiąt dwa listy. Wiem, że w wieku ośmiu lat przewróciła się podczas jazdy na łyżwach, a pod makijażem skrywa niewielką bliznę na podbródku. Wiem, że co noc wiąże włosy, ponieważ uważa, że nie ma nic gorszego niż obudzenie się z kosmykami w ustach.
Miałem tuzin dziewczyn, a wszystkie znałem znacznie słabiej od niej.
A ona naprawdę nie podejrzewa, że to ja…
Dane wraca z drewnianym patyczkiem, a na jego czubku tkwi pianka upieczona na jednym z ognisk.
– Współpracuj, proszę. – Podchodzi i wpycha mi patyczek w dłoń. – No, śmiało. Zrobię wam zdjęcie. – Odwraca się i wyciąga rękę po jej telefon.
Ryen posyła mi rozbawione spojrzenie, które nagle staje się mroczne. Najwyraźniej nie ma ochoty odtwarzać ze mną sceny w stylu Zakochanego kundla.
Nie wycofuje się jednak ani nie udaje nieśmiałej. Zbliża się, łapie stołek barowy i stawia stopy na podpórce, aby się ze mną zrównać. Nie jest niska, ale wiele brakuje jej do moich sześciu stóp wzrostu. Pochyla się w moją stronę z rozchylonymi ustami, wpatruje mi w oczy, a cholerne serce bije mi jak oszalałe. Zmuszam się z trudem, aby jej nie objąć i nie dotknąć.
Nagle zamiera w bezruchu.
– Zbliżam się do ciebie z otwartymi ustami – zaznacza. – Musisz pokazać mi, że tego chcesz.
I nie mogę się powstrzymać. Kącik moich warg drga w lekkim uśmiechu.
Cholera, jest seksowna.
Tego się nie spodziewałem.
Poddaję się. Trzymam piankę i otwieram usta, wytrzymując jej spojrzenie. Oboje się pochylamy, aby odgryźć kęs, i na chwilę zamieramy w bezruchu, aby Dane mógł zrobić nam zdjęcie. Nasze spojrzenia się krzyżują i czuję oddech Ryen na swoich wargach. Jej pierś unosi się i opada.
Ciało mi płonie, a kiedy ona pochyla się niżej, aby odgryźć więcej, jej usta ocierają się o moje i wyrywa mi się jęk.
Odsuwam się, przełykając cholerny kawałek w całości. Cholera.
Ona przeżuwa piankę, oblizuje się i schodzi ze stołka.
– Dziękuję.
Kiwam głową. Czuję na sobie wzrok kumpla. Chłopak z pewnością podejrzewa, że coś jest nie w porządku. Rzucam drewniany patyczek na bar i napotykam spojrzenie oraz fałszywie wstydliwy uśmieszek tego drania.
Podobał mi się pomysł z pianką. Zjadłbym z nią ich o wiele więcej. Może jednak nie będę się spieszył z powrotem do domu.
Dzwoni mój schowany w kieszeni telefon. Wyjmuję go i widzę numer Annie. Odrzucam połączenie. Pewnie siostra się zastanawia, gdzie podziewam się z jej przekąskami. Za chwilę do niej oddzwonię.
– Więc… – zaczyna przyjaciel. – Wszystkie zdjęcia, które wstawiasz na stronę… Nie masz chłopaka? Nikt nie zacznie nas za nie ścigać, co?
Spinam się. Ryen nie ma chłopaka. Powiedziałaby mi o tym.
– Nie – odpowiada. – Wie, że nie jestem niczyją własnością.
Dane wybucha śmiechem, a ja się przysłuchuję.
– Nie, nie mam chłopaka. – W końcu odpowiada poważnym tonem.
– Trudno mi w to uwierzyć…
– I żadnego nie szukam – wcina się w zdanie mojemu kumplowi. – Raz miałam chłopaka i musiałam go kąpać, karmić i wyprowadzać na spacer…
– Co się stało? – pyta Dane.
Ryen wzrusza ramionami.
– Obniżyłam oczekiwania. Zbyt nisko, najwyraźniej. Po tamtym stałam się wybredna.
– Czy jakiś mężczyzna zdoła sprostać twoim wymaganiom?
– Jeden. – Spogląda na mnie, a potem na Dane’a. – Ale nigdy go nie spotkałam.
Jeden. Jeden sprosta jej standardom. Czy miała na myśli mnie?
Telefon odzywa się ponownie, więc sięgam do kieszeni i go wyciszam.
Podnoszę wzrok i widzę rozbłyski fleszy aparatów skupione w jednym miejscu. Ludzie robią sobie zdjęcia przed ścianą z graffiti.
Podchodzę do Ryen i ku jej zaskoczeniu odbieram od niej telefon. Staję za jej plecami, kieruję na nas aparat i zmieniam tryb na selfie. Pochylam się, chwytam nasze twarze w obiektywie. Dostosowuję obraz tak, aby ująć w kadrze stojącego za nami kolesia, robiącego zdjęcie dwóm dziewczynom fotografującym się przed graffiti.
– Zdjęcie – szepczę jej do ucha, wskazując nasze selfie – zdjęcia… – Wskazuję na stojącego za nami chłopaka z aparatem – zdjęcia. – Wskazuję na ścianę z graffiti, pod którą pozują dziewczyny.
– To sprytne. Dzięki. – W końcu na jej twarzy pojawia się uśmiech.
Cykam fotkę, uwieczniając na zawsze tę chwilę.
Zanim się odsuwam i żegnam, wdycham jej zapach i zamieram na chwilę, uśmiechając się do samego siebie.
Znienawidzisz mnie, skarbie, kiedy pewnego dnia się w końcu spotkamy i złożysz wszystko w całość.
Ryen bierze ode mnie komórkę i powoli się oddala, oglądając się przez ramię, zanim znika w tłumie.
Już za nią tęsknię.
Grzebię w kieszeni, wyciągam smartfon, po czym wybieram numer siostry. Jak bardzo mnie znienawidzi, kiedy ją poproszę, aby sama kupiła sobie przekąski? Nie wiem, czy mam ochotę opuszczać to miejsce.
Kiedy jednak oddzwaniam, nikt nie odbiera.
1 Tłumaczenia wszystkich piosenek pochodzą z pierwszego wydania Punk 57, przekład Maciej Olbryś, Wydawnictwo NieZwykłe, 2019 (przyp. red.).
2 Scavenger hunt – gra polegająca na wykonywaniu przez uczestników określonych przez organizatorów zadań. Każdy gracz otrzymuje kartkę z konkretnymi poleceniami i musi zrobić sobie określone zdjęcie, nagrać filmik itp. (przyp. red.).