Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 386
Data ważności licencji: 7/20/2026
Projekt okładki: Pola i Daniel Rusiłowiczowie
Redaktor prowadzący: Małgorzata Burakiewicz
Redakcja: Ita Turowicz
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Lingventa
© by Ilona Gołębiewska
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2021
ISBN 978-83-287-1762-6
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2021
Wszystkim tym, którzy czują się samotni
I pewnej młodej kobiecie,
która stała się inspiracją do napisania tej powieści
Dla całego świata jesteś tylko jednym z wielu,
lecz jest ktoś, dla kogo jesteś całym światem
ANTOINE DE SAINT-EXUPÉRY
Każdego dnia spotykamy różnych ludzi.
Jedni pojawiają się na chwilę, inni na kilka lat, niektórzy zostają na całe życie.
Mogą stać się dla nas lekcją, doświadczeniem lub szansą na upragnione szczęście.
Kim ty będziesz dla mnie? Kiedy się pojawisz?
Tęsknię za tobą, chociaż jeszcze cię nie znam.
Czekam na ten wyjątkowy moment, kiedy staniesz przede mną, spojrzysz mi w oczy, lekko się uśmiechniesz.
Moje serce zabije szybciej, a w głowie pojawi się myśl, że to właśnie ty.
Wtedy wszystko znajdzie się na swoim miejscu.
Gdzie mam cię szukać?
Proszę, daj mi chociaż maleńki znak.
Czarny kabriolet przeciął mało ruchliwe o tej porze nocy skrzyżowanie na obrzeżach miasta i skierował się do centrum. Za kierownicą siedziała młoda, piękna kobieta. Jej długie jasnoblond włosy powiewały na wietrze. Przewiązała je jedwabną chustką, dobraną idealnie do letniej sukienki w kolorze czerwonego wina. Co jakiś czas puszczała kierownicę i żywiołowo unosiła ręce, wykrzykując coś, co mocno rozbawiało jej towarzyszy. Na fotelu pasażera siedział młody mężczyzna. W pewnej chwili ściągnął z siebie koszulkę i zaczął nią wymachiwać na różne strony. Towarzyszyła im siedząca z tyłu kobieta o wyglądzie nastolatki, lekko wystraszona całą sytuacją. Mimo to starała się wyluzować.
Zegar na desce rozdzielczej kabrioletu wskazywał kilka minut po czwartej nad ranem. Cała trójka kwadrans wcześniej opuściła popularny nocny klub i postanowiła poszaleć na warszawskich ulicach, które były niemalże puste. Nocą stolica była idealnym miejscem dla poszukujących wrażeń i dobrej zabawy. Ciemność rozświetlały mocne uliczne lampy i billboardy z reklamami, obecnymi na prawie każdym budynku. Mimo to całość tworzyła wyjątkowy klimat, który można było szybko polubić. Tak właśnie myśleli podróżujący czarnym kabrioletem, który zatrzymał się na czerwonym świetle.
– Jest prędkość, jest impreza! – krzyknęła blondynka, energicznie potrząsając głową, aż jej wymykające się spod chustki jasne kosmyki podskakiwały na wietrze.
– Majka! Jeździsz jak pirat drogowy! Zaraz nam wlepią mandat! – wrzasnęła kobieta z tyłu, rozglądając się nerwowo, czy gdzieś w pobliżu nie ma patrolu policji.
– Olga, weź wyluzuj. Tylko Majka z nas wszystkich jest trzeźwa i wie, co robi – zapewnił ją, odwracając się do tyłu, mężczyzna.
– I to w tobie, Seba, kocham najbardziej. Zawsze przyznajesz mi rację – roześmiała się Majka, zerkając w przednie lusterko, żeby zobaczyć przerażoną minę Olgi.
– Czasami przyznaję, ale i tak ja tu rządzę, mała – odparł poważnie Sebastian, po czym głośno się roześmiał.
Majka chwyciła go mocno za grzywę ciemnych włosów i lekko ją potargała. W zamian chciał ją połaskotać, ale pogroziła mu palcem.
– Nie rzucaj się, bo zaraz cię zostawię na najbliższym skrzyżowaniu.
– Już zapomniałaś, kto ci dzisiaj uratował tyłek przed tym nawalonym gościem w typie ruskiego gangstera?
– Sama bym sobie poradziła, a ty jak zawsze musiałeś się wtrącić.
– Dobra, luz. Wracamy na chatę? – zapytał Sebastian.
– Chyba sobie żartujesz… Noc taka młoda, a ja mam w domu zbijać bąki? Mowy nie ma! Trzymajcie się, czeka nas niezła jazda – zapowiedziała Majka, mocniej ściskając kierownicę. Uwielbiała szybką jazdę. Czekała tylko, aż światło zmieni się na zielone.
Na sąsiednim pasie stanął sportowy samochód, którym kierował jakiś przystojniak. Uśmiechnął się i puścił do niej oko. Potem ostentacyjnie oblizał usta. W odpowiedzi pięknie się uśmiechnęła i pokazała mu środkowy palec. Wyglądał na mocno zaskoczonego. Gdy tylko światło zmieniło się na zielone, Majka nacisnęła pedał gazu, ruszając z impetem i zostawiając z lekka oszołomionego gościa daleko w tyle. Seba tylko pokręcił głową, a ona kilka razy zatrąbiła na znak, że zawsze, ale to zawsze stawia na swoim.
Przez kolejne pół godziny szaleli po ulicach Warszawy. Majka złamała chyba ze sto przepisów drogowych i za nic miała uwagi Olgi, że mogłaby się chociaż trochę opanować. Musiała wyrzucić z siebie złe emocje, które targały nią od kilku dni. Przez Błażeja, jej chłopaka. Ostatnio wyjątkowo działał jej na nerwy i wyprowadzał ją z równowagi. A tego bardzo nie lubiła.
Ostatecznie pojechali na dziką plażę nad Wisłą, w okolicach Lasku Bielańskiego. Tam mieli swoją miejscówkę na ogniska. Zwykle przyjeżdżali późnym wieczorem, przez całą noc jedli, pili i bawili się do upadłego, by nad ranem wrócić potulnie do siebie. Teraz plan był podobny, chociaż jak zwykle Olga miała sporo argumentów przeciw, była zmęczona po szaleństwach w klubie. Naciskała coraz mocniej na powrót do domu.
– Nie marudź, noc jeszcze młoda. I my jesteśmy młode. Trzeba korzystać z życia, póki jest okazja. – Majka nie miała co do tego żadnych wątpliwości.
– Masz browara, poprawi ci humor – odezwał się Seba, podając Oldze puszkę z piwem. Wzięła ją niechętnie, ale otworzyła i pociągnęła dwa łyki.
– Widzisz, ja nie mogę pić i nie marudzę. Ktoś wam musi wozić tyłki po Wawie. Ale to już ostatni raz. Moje kabrio następnym razem zostaje w garażu – ostrzegła ich Majka. Wcale nie żartowała.
– No nie wiem. Gdyby nie to twoje kabrio, tobyś nie wyrwała dzisiaj przystojnego barmana – zachichotała wreszcie Olga. – Pewnie chciał, żebyś dała mu się przejechać.
– Taaa jasne… to zasługa mojego uroku osobistego, a nie czterech kółek. Poza tym wcale go nie wyrywałam. Sam się przyczepił. No, właściwie to mu się nie dziwię. Dawno w tym klubie nie było tak zarąbistej laski jak ja.
– Zapomniałaś dodać, że jeszcze szalenie skromnej – nabijał się z niej Seba.
– Skromność to moje drugie imię. No i bardzo lubię, jak ktoś mnie adoruje. A że od kilku miesięcy mam niezłą posuchę na polu facetów, to i trochę pobajerowałam z tym barmanem. Coś mi się od życia należy, tak czy nie?
– Dlatego wszędzie za tobą chodzimy, żebyś była grzeczna i nie zrobiła nic głupiego – zażartowała Olga, pokazując jej język.
Majka za to rzuciła w nią grudką piasku.
– Miałaś mnie wspierać, a nie wypominać jakieś platoniczne miłostki – oburzyła się na słowa przyjaciółki. Olga jedynie pokręciła głową.
– Masz rację. Jak ci Błażej zwiał na koniec świata i się nie odzywa, to ty możesz tak dla sportu podrywać facetów. – Seba zawsze miał dla innych sto dobrych rad.
– No… tylko że jak wróci, to cię porządnie rozliczy z tych wszystkich grzeszków. A wtedy już nie będzie tak miło. – Olga wiedziała, jak to się skończy.
– Może sam ma na sumieniu jeszcze większe – skwitowała gorzko Majka.
– Dobra, nie ma co dramatyzować, drogie panie. A ty, Majka, zbierasz teraz ten swój zgrabny tyłek i pomagasz mi rozpalić ognisko.
– Tak jest, kapitanie.
Trochę starań, kilka leżących nieopodal gałęzi i po kwadransie już paliło się ognisko. Usiedli wokół niego, gapiąc się na strzelające w górę ogniste języki. Zrobiło się błogo i ciepło. Przez kilka minut trwali w milczeniu, jakby każde z nich rozmyślało nad czymś własnym, poważnym. Noc była ciemna, niebo pełne migoczących gwiazd, z oddali dobiegały odgłosy budzących się ptaków. Potem Majka zrobiła coś, co Sebastiana i Olgę wprawiło w osłupienie.
– Kto się dołączy? – zapytała, ściągając przez głowę letnią sukienkę. Została w samej bieliźnie. Miała mocno rozwichrzone włosy. I figurę godną pozazdroszczenia.
– Chcesz wejść do wody? Teraz? – Olga nawet sobie tego nie wyobrażała.
– Raz się żyje! A ty nie bądź taka świętoszka, bo do zakonu pójdziesz. Seba, ty też się cykasz? Nie daj się prosić! – krzyknęła i pobiegła w stronę brzegu rzeki.
Po kilku sekundach była już wodzie. Wyjątkowo zimnej jak na połowę czerwca. Wcale jej to nie przeszkadzało. Zamknęła oczy, odchyliła głowę do tyłu i wzięła kilka głębokich oddechów. Czuła się naprawdę szczęśliwa. I wolna od codziennych kłopotów. Wymachiwała rękoma i rozpryskiwała wodę. A zaraz potem zaczęła głośno śpiewać jakąś piosenkę zasłyszaną na imprezie w klubie.
Seba rzeczywiście nie dał się długo prosić. Ściągnął dżinsy, wziął rozbieg i rzucił się do wody. Po chwili był przy Majce. Objął ją w pasie i zaczęli tańczyć, coraz głośniej śpiewając.
– No, to teraz będą kompromitujące fotki i nagrania – zaśmiała się Olga, wyjmując z torebki telefon i wymierzając nim w przyjaciół.
– Tylko żeby były takie bardzo niegrzeczne. Może jakiś tabloid się nimi zainteresuje i w kolejnym wydaniu trafimy na okładkę. – Majka miała coraz śmielsze wizje.
– Ale nie za darmola, no sorry. Musieliby nam dać tak z dziesięć koła za takie fotki. Jak kraść, to miliony, jak zarabiać, to też niezłe sumki.
– Seba, na jakim ty świecie żyjesz? Ty się ciesz, że taki tabloid nie chciałby od ciebie kasy za opublikowanie fotek. Tak kombinują celebryci. Zwołują fotografów, robią zdjęcia, a potem biegają po gazetach, czyby ktoś ich gdzieś nie wrzucił – wytłumaczyła mu Majka.
– Dobra, nie gadajcie tyle. Tańczycie, rozbieracie się, coś więcej? – zapytała Olga.
Majka nie miała wątpliwości. Postawiła na „coś więcej”. Przytuliła się do Sebastiana i zaczęła wdzięczyć się do aparatu. Nie było w tym niczego dziwnego. Ona, Olga i Sebastian znali się na wylot, wiedzieli o sobie wszystko i razem przeszli już w życiu naprawdę wiele. Ich przyjaźń przetrwała sporo prób, nawet tych najcięższych, i po tym wszystkim mogli śmiało powiedzieć, że zawsze i wszędzie mogą na siebie liczyć. Uwielbiali spędzać razem czas, nie mieli przed sobą tajemnic i potrafili się nieźle zabawić. W ich paczce Olga była zawsze głosem rozsądku, za to Majka i Sebastian nie stronili od zrobienia czegoś naprawdę głupiego.
Przez kolejne dziesięć minut wygłupiali się w wodzie. Wreszcie porządnie zmarzli. Wyskoczyli na brzeg. Zaczęli tańczyć i śpiewać jakąś przaśną piosenkę disco polo. Olga dalej ich nagrywała i robiła zdjęcia, zachęcając do jeszcze większych wygłupów. A im nie trzeba było dwa razy powtarzać.
Wreszcie zabrakło im tchu. Ochłonęli, jednogłośnie uznając, że czas wracać do domu. Sebastian podał Majce swoją koszulkę, żeby mogła się wytrzeć i włożyć sukienkę. Potem sam wciągnął wilgotną koszulkę na siebie. Wyglądał w niej jak model z okładki jakiegoś pisma dla pań. Majka zerknęła na niego kątem oka, przyznając w myślach, że im jest starszy, tym bardziej przystojny. Widziała też, jak Olga wodzi za nim wzrokiem. Od dawna było wiadomo, że tych dwoje ma się ku sobie, tylko nie chcą się do tego przyznać. Majkę właściwie bawiło to ich szczeniackie zachowanie.
– Można powiedzieć, że wyszły zdjęcia w sam raz do rozwodu, żaden sąd by nie podważył ich wiarygodności – oświadczyła Olga, przeglądając w aparacie kolejne klatki.
– Co z tego? Seba jest jak brat, to się nie liczy. Nawet Błażeja by nie ruszyły. Boziu… jeszcze chwila i nikogo nie ruszą. Jestem jak ten zakazany owoc. Wszyscy tylko patrzą.
– No, nie tylko. Dzisiaj ze trzech chciało się do ciebie dobrać i musiałem za tobą łazić jak osobisty ochroniarz. Jednemu chciałem nawet strzelić w pysk – obruszył się Sebastian.
– Mój ty bohaterze. Następnym razem to ja będę przeganiała od ciebie te wszystkie napalone laski. Muszę dbać o twoją reputację – zaśmiała się Majka. – To co? Gasimy ognisko? Spadamy do ciebie? – zapytała, mając na myśli dom, w którym mieszkała Olga.
– I pójdziemy grzecznie spać? – dociekała przyjaciółka.
– Nie, jeszcze porządnie się zabawimy. Mnie też się coś należy od życia. A dzisiaj nie tknęłam żadnych procentów. Pakujcie tyłki do kabrio. Ciocia Majka pokaże wam, co znaczy szybka jazda bez trzymanki. Tylko bez narzekania.
Wsiedli do auta. Majka ruszyła z impetem, podkręcając radio na cały regulator. Akurat leciała stara rockowa piosenka, która opowiadała o losach paczki przyjaciół.
Byli tacy sami jak oni. Młodzi, wolni, niezależni.
Żyli na pełnych obrotach, nie martwiąc się, co będzie za chwilę.
Każdy dzień był dla nich jak autostrada, po której mknęli z zawrotną prędkością.
Czasami za którymś z zakrętów czekało ich coś niespodziewanego…
– Proszę, siódemka dla ciebie. – Sebastian podał kartę Oldze. Przy okazji muskając jej dłoń.
Postanowili zagrać we flirt towarzyski. Tak dla rozrywki.
– „Za wysokie progi na moje nogi” – odczytała Olga. – No dobrze… masz trójeczkę.
– „Spróbuj”… No proszę, sama namawiasz mnie do grzechu – zaśmiał się Sebastian. – Nie, to by nie przeszło. Dobrze cię znam. Byś mnie zabiła po tygodniu wspólnego mieszkania.
– Ostatnio gdzieś wyczytałam, że jak ludzie chcą się dobrze poznać, to szybko powinni razem gdzieś wyjechać. Albo się dogadają, albo się pozabijają – oznajmiła Majka, robiąc zaciętą minę.
– Coś w tym jest. Pamiętacie nasz pierwszy wyjazd pod namioty? Przez pierwsze trzy dni strasznie się kłóciliśmy – przypomniała Olga. – A na koniec Seba złamał rękę, bo spadł ze sterty drewna.
– No… fakt, że tamtym razem to się nie za fajnie skończyło – zgodził się Sebastian.
– Błędy młodości – podsumowała Majka.
– Twoim największym błędem był Krystek. Wiesz coś o nim? Co się u niego dzieje? – spytała Olga, znienacka zmieniając temat.
Ciekawości nie można było jej nigdy odmówić. Mogłaby pracować w jakimś wywiadzie albo robić w osiedlowej ochronie. Chciała wiedzieć wszystko i o wszystkich.
– Chyba chcesz mi zepsuć humor… – Majka nagle spoważniała.
Krystian i ich wspólna przeszłość to był temat tabu. Ten facet przypominał jej o najgorszym okresie w życiu, o którym raz i na dobre chciała zapomnieć. A Krystian był kimś, kogo mogłaby śmiało nazwać diabłem wcielonym. Na samą myśl o nim robiło jej się słabo i miała ochotę siarczyście przeklinać.
– Tak jakoś sobie o nim przypomniałam.
– Nie widziałam go od czasów ostatniej rozprawy w sądzie. Nie śledzę go na Fejsie, nie wypytuję wspólnych znajomych, gdzie jest, z kim i co robi. Szczerze? Wisi mi to – powiedziała Majka, upijając porządny łyk wina. Potrzebowała procentów.
– Zapadł się pod ziemię. Albo jakiś gangster w końcu odstrzelił mu głowę. Chociaż w pace mógł sobie wyrobić niezłe znajomości, bo na pewno wreszcie tam trafił. Jestem tego więcej niż pewny – rozmyślał głośno Sebastian.
– Jak dla mnie, to może przebywać na dworze u samej królowej brytyjskiej. Nie chcę znać tego gada. Zawsze jak o nim wspominamy, to skacze mi ciśnienie.
– Dobra, wyluzuj, nie chciałam cię wkurzyć. Tak tylko mi się przypomniał. Masz ósemkę na przeprosiny. – Olga podała przyjaciółce kartę i wyczekiwała jej reakcji.
– „Ciągle o tobie myślę”… – przeczytała Majka. – Jakoś mnie to nie dziwi. Ale okej, proszę, dla ciebie czwóreczka.
– „Tylko się nie zakochaj!”
Mina Olgi była bezcenna. Niebawem śmiała się cała trójka. Uwielbiali swoje towarzystwo.
Poznali się w warszawskim liceum. Nie należało ono do czołówki w rankingu szkół średnich, ale za to słynęło z dobrej atmosfery i znakomitej kadry nauczycielskiej. Trafili do jednej klasy. Pierwszej D. Najpierw Majka zaprzyjaźniła się z Olgą. Bardzo się różniły, ale to i tak nie przeszkodziło im w znalezieniu wspólnego języka. Olga była spokojna, opanowana, zawsze miała gotowy plan główny i sto dodatkowych awaryjnych. Można ją było nazwać kujonką, bo każdą klasę kończyła z czerwonym paskiem oraz setką dyplomów i wyróżnień za rozmaite osiągnięcia w nauce i sporcie. Kochała tenis stołowy i na tym polu zdobywała liczne nagrody.
Majka była jej przeciwieństwem. Szalona, charakterna, pyskata. Nie znosiła nudy, sztampy i podporządkowywania się. Była bohaterką szkolnych skandali, ciągle wpadała w tarapaty. Zazwyczaj z własnej winy. Nie umiała usiedzieć na miejscu. Było jej pełno tam, gdzie działo się coś ciekawego. Lubiła ryzyko i dobrą zabawę. Ceniła Olgę za to, że potrafiła jej czasami przemówić do rozsądku i była powierniczką jej największych sekretów, obdarzała wsparciem i starała się nie oceniać. Olga zaś uwielbiała Majkę za jej żywiołowość i za to, że dzięki niej z każdym dniem z zahukanej myszki zaczęła stawać się pewną siebie młodą kobietą.
Sebastian był chyba najprzystojniejszym chłopakiem w całej szkole. To Majka jako pierwsza zwróciła na niego uwagę. Ich relacje się zacieśniły na jednej ze szkolnych wycieczek w góry. Tam pierwszy raz się pocałowali, chodzili za rękę. Połączyła ich pierwsza młodzieńcza miłość, mieli wiele planów na przyszłość. To właśnie z Sebastianem przeżyła pierwszy seks i pierwsze poważne problemy. Podobnie jak ona lubił ostrą zabawę, szybką jazdę i łatwe życie bez zobowiązań. Tworzyli parę idealną. Przynajmniej do czasu, kiedy w ich życiu pojawiły się pierwsze kłopoty.
Szemrane towarzystwo, szemrane interesy. Dziwne sytuacje, nieprzemyślane decyzje, ryzykowne znajomości. W jednej chwili ich życie zamieniło się w pasmo złych zdarzeń. Dla całej trójki był to prawdziwy sprawdzian z przyjaźni i lojalności. Przetrwali, chociaż każde z nich zapłaciło za to wysoką cenę. Po latach mogli stwierdzić, że jednak było warto.
– Co jutro robimy? – Sebastian chciał przerwać niezręczną ciszę.
– Rano idziemy do kościoła, potem rosołek i odwiedziny u rodziców – zadrwiła Majka i dolała sobie wina. Procenty już lekko uderzyły jej do głowy. Czuła przyjemne ciepło.
– No, twoja mamusia byłaby zachwycona, że córuś się tak bardzo stara. Może od razu upiecz szarlotkę, by rodzicielka wiedziała, że nie poszłaś na zmarnowanie – droczyła się Olga, wiedząc doskonale, że relacje jej przyjaciółki z matką są co najmniej złe.
– Może lepiej o niej nie wspominajmy. Nie dzwoniła od tygodnia i mam spokój.
– Gorzej, jak zrobi ci nalot – wtrącił od niechcenia Sebastian.
– Coś ty! Pojawienie się w mieszkaniu na Żoliborzu byłoby dla niej plamą na honorze.
– No, to przynajmniej masz spokój. Zawsze możesz też zablokować jej numer. – Olga lubiła radykalne rozwiązania i zawsze miała jakieś pomysły w tej kwestii.
– Błagam, nie gadajmy już o mojej matce, bo jeszcze usłyszy i mnie nawiedzi. – Dla Majki byłby to wyjątkowo niemiły incydent. Z matką po prostu nie trawiły siebie nawzajem. – Jutro proponuję nadgonić z robotą. Mamy tyle zamówień, że szok. Wysyłkę trzeba zrobić najpóźniej do środy, bo inaczej klienci zaczną składać reklamacje.
– No racja. Ostatnio jedna klientka się wykłócała, że przesyłka dotarła do niej gdzieś po tygodniu od zamówienia. I walnęła nam w necie kiepską opinię – przyznał Sebastian. Wyglądał na zirytowanego.
– Nie da rady jakoś tego cofnąć? Dać jej jakiś prezent na zgodę? – Majka najbardziej ceniła sobie świetne relacje z klientami. A to czasami było trudne.
– Próbowałem, ale nie dała się przekonać.
– Fuck! – zaklęła Majka. – No, to jutro robimy plan działania, a od poniedziałku ostro ruszamy tyłki do roboty. Zapieprzaliśmy tyle czasu na renomę naszej PodSZEFki i za nic w świecie nie możemy tego zmarnować. To byłby koniec świata.
– Dobra, nie pękaj, od poniedziałku wszystko ogarniemy. No, a teraz, na odstresowanie się, proponuję coś mocniejszego. Olga, dawaj whiskacza, stoi w naszym biurze. – Sebastian nie zamierzał kończyć sobotniej nocy bezsensowym narzekaniem.
– Noc jeszcze młoda, a nam się coś od życia należy – zgodziła się z nim Majka.
Z parteru domu na warszawskich Bielanach dochodził uporczywy dźwięk dzwonka. Majka otworzyła oczy, szybko przesłaniając je dłonią, bo okno znajdujące się naprzeciwko łóżka było lekko uchylone i do sypialni wpadały mocne promienie słońca. Poczuła ostry ból głowy. Największy na wysokości czoła i skroni. Miała zaschnięte usta, bolały ją mięśnie. Szybko sobie przypomniała o całonocnej balandze. Wszystko było jasne.
– Olga, ktoś się dobija do drzwi… – wystękała z nadzieją, że przyjaciółka ją usłyszy.
– No i niech spada. Jest niedziela. Pewnie to jakiś namolny typ z superofertą albo goście, co w zamian za jakiś datek obiecają mi miejsce w niebie. Przyszli, to i pójdą. Furtka jest dobrze zamknięta.
– A może to twoi rodzice?
– Nie, gdyby mieli przylecieć do Polski, tobym na pewno wcześniej wiedziała. Śpij. Jest dopiero po dziewiątej. Głowa mnie boli, muszę jeszcze poleżeć.
– Mnie też boli. Chyba jednak za dużo wypiliśmy.
– Sama chciałaś. I na pewno nie pamiętasz swojej przysięgi, co?
Olga uniosła się na przedramionach i spojrzała przebiegle na Majkę. Sama wyglądała jak kupka nieszczęścia. Z rozmazanym makijażem oczu przypominała pandę. Jej włosy zaś przywodziły na myśl bocianie gniazdo. Majka założyła, że sama z pewnością wygląda jeszcze gorzej.
– Nie… a co znowu wam obiecałam?
– Raczej przysięgałaś.
– No mów, co to było?
– Że od jutra bierzesz na siebie wszystkie kontakty z księgową.
– No, to musiałam być już naprawdę nieźle pijana. Przecież ja nie trawię tej baby. Wiesz, co mi ostatnio powiedziała? Że nie ogarniam prowadzenia firmy! Wyobrażasz sobie?
– Hmmm… akurat tu miała rację.
– Małpa! – przezwała ją Majka i rzuciła w przyjaciółkę poduszką. Zaczęły się śmiać, a potem zgodnie przyznały, że należy im się jeszcze trochę błogiego lenistwa.
Olga ponownie zasnęła, a Majka kręciła się z boku na bok. W pewnej chwili poczuła zapach smażonego boczku i usłyszała jakiś hałas dochodzący z parteru. Domyśliła się, że Sebastian jest już na nogach i przyrządza śniadanie. Wstała z łóżka, włożyła na siebie szlafrok Olgi i poszła do łazienki. Jedno spojrzenie w lustro wystarczyło, by stwierdzić, że wygląda jak stryjeczna siostra samego diabła. Na szczęście Seba widział ją już w dużo gorszym wydaniu. Dlatego postanowiła zejść do niego na dół. Krzątał się w kuchni. Na stole ustawił trzy talerze, rozłożył sztućce i szklanki. W kwiecistym fartuszku wyglądał jak perfekcyjny pan domu. A na pewno nie jak ktoś, kto całą noc przebalował.
– Witamy księżniczkę. Na śniadanie bielańska kuchnia poleca jajecznicę na boczku albo tosty z dżemem i porcją kakao – zaproponował, odsuwając Majce krzesło, by mogła sobie wygodnie usiąść przy stole. Zrobił przy tym szarmancki gest i ładnie się uśmiechnął.
– Przecież wiesz, że nie jadam mięsa – odpowiedziała z trudem, bo zaczęła ziewać.
– Oj, ktoś chyba za mocno przybalował, co?
– Za to ty cały w skowronkach. Jak ty to robisz?
– No cóż… dużo snu i jeszcze więcej seksu – roześmiał się w głos.
– W sen uwierzę, w to drugie raczej nie. Kiedy kogoś poderwiesz?
– Na razie za bardzo cenię sobie wolność. Teraz to wiesz, kasa się liczy, a nie jakieś miłostki. Muszę zarobić szmal na nowe auto.
– To się chwali, przynajmniej masz cel.
– I motywację, żeby nasz biznes się rozwijał.
– Taka wczesna godzina, a wy już gadacie o biznesach? – zapytała Olga, która weszła znienacka do kuchni. Ziewnęła kilka razy i usiadła przy stole. – Poproszę o wiadro kawy.
– Proś, o co chcesz. Dzisiaj Sebastian robi za kucharza i kelnera.
– Tylko żebyście się, drogie panie, za bardzo do tego nie przyzwyczaiły.
– Może tak być. Majka jest samotna, odkąd jej chłopa wywiało za granicę. Ja nie mam nikogo, no to brakuje nam takich romantycznych śniadań. W tobie, Seba, jedyna nadzieja.
– Jak trzeba, to poratuję damy w opałach.
– Myśleliście już o tym, gdzie możemy pojechać na wakacje? – zapytała sennie Majka.
– Na pewno gdzieś blisko, bo całą kasę umoczyliśmy w naszym biznesie. – Sebastian nie miał litości i szybko sprowadził przyjaciółki na ziemię. – Majorka musi zaczekać.
– No, nie wiem, w horoskopie piszą, że przede mną wakacje życia – rzuciła Olga, czytając leżącą na stole gazetę. – A do tego zarobię wielkie pieniądze. No! Wreszcie jakieś dobre wieści. Tylko nic o przystojnym facecie nie piszą.
– A o mnie? Co tam można wyczytać? – zaciekawiła się Majka.
– Chwila… Spójrzmy, co tam wróżą dla byka… No więc tak… Druga połowa roku przyniesie wielkie zmiany w twoim życiu. Nie przegap nadarzających się okazji, bo tych będzie naprawdę sporo. Uważnie obserwuj ludzi ze swojego najbliższego otoczenia, znajdziesz wśród nich bowiem kogoś bardzo atrakcyjnego. Twoje serce szybciej zabije.
– No! Jak nic, ta cała wróżka ma na myśli mnie – odezwał się Sebastian.
– Wróżka nie wie, że jesteś na mojej liście zakazanych facetów – wytknęła mu Majka, a on zrobił minę rozżalonego psiaka. – Olga, czytaj dalej, jest ciekawie.
– Będziesz musiała podjąć wiele trudnych decyzji. Ale każda z nich przyniesie ci wiele dobrego. Słuchaj głosu serca. Pozbądź się ze swojego życia ludzi, którzy wprowadzają do niego zamęt i strach. Stawiaj na sprawdzonych przyjaciół.
– No… słyszałaś? Bez przyjaciół nic się nie uda – wtrącił się Sebastian.
– Wcale jakoś nie wierzę w horoskopy. Każdy może wymyślić takie bajki. Na pierwszym roku studiów moja koleżanka pisała coś podobnego dla jednej z gazet. Wszystkie dziewczyny jej coś podpowiadały. Nie ze mną te numery – zastrzegła, śmiejąc się z tej zaskakującej wróżby, która ją rozbawiła.
– Pożyjemy, zobaczymy. A teraz śniadanko. Trzeba jakoś pozbyć się kaca i nabrać sił do życia – zarządziła Olga, sięgając po jeszcze ciepły tost.
– A potem co? – zapytała Majka. – Bierzemy się do pracy?
– Ej, nie… błagam, dzisiaj jeszcze sobie odpuśćmy. Obiecuję pracować jutro za trzech. A dzisiaj jedźmy do Łazienek albo do Powsina. Za chwilę mamy lato, szkoda niedzieli na siedzenie w domu nad papierkami. – Sebastianowi marzyło się lenistwo.
– Dobra, ale od jutra bierzemy się ostro do pracy w naszej PodSZEFce. Czeka nas spore zamówienie dla firmy zajmującej się szkoleniami – przypomniała Olga.
– Jakoś to ogarniemy. Kto, jak nie my, prawda? – uspokoiła ją przyjaciółka.
Do apartamentu w wieżowcu przy ulicy Inflanckiej na Żoliborzu dotarła około piątej. Zaparkowała auto w podziemnym garażu i windą wjechała na pierwszy poziom, gdzie na głównej portierni urzędował Andrzej Rybarczyk, który zawiadywał całym budynkiem. Był nie tylko szalenie sympatycznym człowiekiem, ale i kimś, komu można było powierzyć jakieś specjalne zadanie. Majka robiła to za każdym razem, gdy czekała na ważną przesyłkę.
– Oj, coś widzę, że chyba wczoraj była niezła impreza – stwierdził na jej widok.
– Jest aż tak źle? – spytała zaniepokojona. – A tak w ogóle to dzień dobry.
– Bardzo dobry, jak to przy niedzieli. Cicho wszędzie, mieszkańcy budynku uciekli poza miasto albo na inne Mazury. A pani… pani Majeczko… wygląda rewelacyjnie, jak zwykle. Tylko po oczach widać zmęczenie. Ale impreza chociaż była udana?
– No, może nie jedna z lepszych, ale za to w idealnym towarzystwie.
– To najważniejsze. Paczki dla pani mam. Było trzech kurierów. Jeden robił jakieś problemy, ale mu powiedziałem, że jestem pani prawą ręką i mogę odbierać każdą przesyłkę.
– Bo to prawda. Bez pana już dawno padłby mój interes – roześmiała się i przegarnęła włosy, czując, że coraz bardziej morzy ją senność. – Mam nadzieję, że nie są ciężkie.
– Nie, małe gabaryty. O, proszę bardzo… – Rybarczyk postawił na blacie trzy paczki. Rzeczywiście były niewielkie. Majka od razu domyśliła się, co to może być.
– Bardzo dziękuję, jak zwykle pana pomoc jest nieoceniona.
– Polecam się na przyszłość. A jakie plany na dziś wieczór?
– Na razie żadnych, ale pewnie skończy się na oglądaniu filmów. Jeszcze raz dziękuję.
– Udanego wieczoru. No i do jutra.
Pożegnała się z portierem i windą wjechała na siódme piętro, gdzie pod numerem 125 mieścił się apartament, w którym Majka mieszkała od ponad trzech lat. Otworzyła drzwi kartą magnetyczną i weszła do środka. Położyła paczki na komodzie przy drzwiach i stanęła pośrodku hallu. Apartament miał około stu metrów i w całości był otwartą przestrzenią. Wydzielone były jedynie duża łazienka i sypialnia. Reszta przypominała boisko do gry w golfa. Wszystko utrzymane w tonacji bieli, czerni i szarości. Jak z katalogu sklepu meblowego. Majka lubiła to miejsce, wiązało się z dobrymi wspomnieniami.
Spojrzała w ogromne lustro. Pan Andrzej miał rację. Może i źle nie wyglądała, ale za to oczy nie kłamały, wskazując, że ich właścicielka jest naprawdę zmęczona. Przeczesała ręką długie blond włosy. Odwróciła się bokiem, chcąc sprawdzić, jak się ma jej sylwetka. Z dumą przyznała, że trzyma linię i mogłaby robić za modelkę. Co jakiś czas słyszała od różnych osób, że jest piękna i ma prześliczne oczy. Zgadzała się z tym, chociaż nie umiała tak do końca przyjmować komplementów. Jak na swoje dwadzieścia cztery lata, wyglądała na zdecydowanie młodszą. Czasami w jakimś klubie musiała nawet pokazywać dowód lub prawo jazdy na znak, że jest pełnoletnia. Lubiła siebie, chociaż miała też pełno kompleksów, wad i dziwnych przyzwyczajeń. Jak chociażby to, że uwielbiała mówić sama do siebie, pisać palcem na nodze dziwne słowa i pić kawę wyłącznie z kubka o jasnym wnętrzu.
Z rozmyślań wyrwał ją głośny dźwięk telefonu. Wyjęła go z torebki i spojrzała na wyświetlacz. Zaklęła pod nosem. Dzwoniła jej matka. Nie miała ochoty z nią rozmawiać, ale po chwili namysłu jednak nacisnęła zieloną słuchawkę.
– Dzień dobry, mamo – odezwała się na tyle uprzejmie, na ile jej się udało.
– Może byłby i dobry, gdybyś odbierała ode mnie telefony – rzuciła oskarżycielsko matka i od razu było wiadomo, że rozmowa nie będzie należała do najmilszych.
– Przecież to robię.
– Cały wieczór wczoraj do ciebie wydzwaniałam. Razem z twoim ojcem mieliśmy ci coś ważnego do powiedzenia. A ty co? Znowu gdzieś się włóczyłaś po mieście?
– Byłam z przyjaciółmi na imprezie. To chyba nie grzech, prawda?
– To się jeszcze okaże. Pamiętaj, że mnie i ojcu już nieźle dałaś w życiu popalić. On przez ciebie osiwiał, a ja wylądowałam u psychologa. Swoje lata masz, czas już zmądrzeć – oznajmiła Joanna Wilnerowa głosem niecierpiącym sprzeciwu.
– Tak, wiem, będziesz mi wszystko wypominała do końca świata. Tamto było, minęło i już nie wróci. Dobrze o tym wiesz. Zmieniłam się, na lepsze.
– Obyś miała rację, bo ja drugi raz takiego skandalu nie przeżyję. Do dzisiaj połowa dawnych koleżanek ze mną nie rozmawia i mało kto mnie zaprasza na ważne uroczystości.
– Widocznie słabe były z nich koleżanki.
– Dobrze, już ty mi się tu nie wymądrzaj. Lepiej byś się zajęła swoim życiem.
– To znaczy?
– Kiedy wraca Błażej?
– Nie wiem, na razie się nie odzywa, jest zarobiony, nie ma dla mnie czasu.
– Dostałaś od losu faceta jak marzenie, a nie potrafisz go przy sobie utrzymać. Nawet tego mam cię uczyć? To ty nie wiesz, że jak facet za mocno poczuje wolność, to może zrobić coś głupiego? Pomyśl trochę o tym. I zrób wszystko, żeby Błażej wrócił do Polski.
– Dobrze wiesz, jaką ma pracę i że nie wszystko od niego zależy.
– To się postaw, inaczej jakaś lafirynda sprzątnie ci go sprzed nosa.
– Nie zmuszę go do rezygnacji z planów. To jego życie.
– Raczej wasze wspólne życie i radzę ci, żebyś jak najszybciej je sformalizowała. Takie bycie w związku na kocią łapę wcale nie jest dobre. Facet wtedy mniej się stara, ma wszystko podane na tacy. A ty już przestań się mazać i być rozpieszczonym dzieciakiem z dobrego domu. Czas się wreszcie ustatkować.
– Czy ja wiem, czy ten dom był taki dobry… – wytknęła matce Majka.
– Ode mnie i ojca dostałaś wszystko, co najlepsze. I tak nigdy tego nie doceniałaś. Były z tobą tylko same problemy. Na nasze stare lata postaraj się jakoś odwdzięczyć.
– Mieszkam z daleka od was, prowadzę własną firmę, zarabiam. A ty narzekasz?
– Córki moich koleżanek są już daleko przed tobą. Czas na męża i dzieci.
Majka przełknęła ślinę i w myślach policzyła do pięciu. Miała wielką ochotę wydrzeć się na matkę i raz a porządnie wytłumaczyć jej, żeby nie wtrącała się do życia córki, którą i tak uważa za wielce wyrodną i niewdzięczną. I tak też się stało. Od słowa do słowa przeszły do regularnej kłótni, wypominając sobie nawzajem dobrze znane przewinienia i grzeszki. Na sam koniec Joanna życzyła córce, by wreszcie zmądrzała, i rzuciła słuchawką.
Majka stała chwilę roztrzęsiona, a potem wybrała numer Błażeja. Trzy razy od niej nie odebrał. Zaklęła w myślach i posłała go do stu diabłów. Zerknęła na zdobiący główną ścianę hallu portret przedstawiający młodą i szczęśliwą parę. Ją i Błażeja. Jej chłopaka. Poznali się cztery lata temu. Zamieszkali ze sobą po pół roku. Wprowadziła się do niego, bo miała pewność, że jest miłością jej życia i chce z nim budować wspólną przyszłość.
Był spełnieniem jej marzeń. Przystojny, elegancki, dobrze wychowany. Miał ponad trzydzieści lat, dyplom magistra inżyniera w zakresie budownictwa, bardzo intratną posadę w renomowanej zagranicznej firmie, zajmującej się budową dróg i mostów na całym świecie. Kochał ją i nie rozliczał z przeszłości, która była bardzo zła. Ona też go obdarzyła prawdziwym uczuciem, doceniając wszystkie jego starania i to, co jej zapewnił: bezpieczny dom, dobre życie, znakomite traktowanie. Nie chciała niczego więcej.
A teraz był daleko od niej. W Norwegii. Wyjechał na poważny kontrakt. Początkowo na trzy miesiące, potem wyjazd przedłużył się o kolejne. Starała się to rozumieć, jednak umawiali się na coś innego. Spojrzała na kalendarz, w którym skreślała każdy kolejny dzień od jego wyjazdu. Wzięła czerwony flamaster i na aktualnej dacie postawiła krzyżyk. Od wyjazdu ukochanego Błażeja mijało właśnie dziewięć miesięcy, dwa tygodnie i trzy dni. W tym czasie widzieli się tylko trzy razy. Odwiedził ją na święta Bożego Narodzenia, a ona poleciała do Norwegii w ferie i w kwietniu. Bardzo mocno za nim tęskniła i nie mogła pogodzić się z tym, że bez niego czuje się tak bardzo samotna.
Majka obudziła się przed piątą. Miała za sobą ciężką noc, przepełnioną niespokojnymi snami. Domyślała się, że to skutek kłótni z matką. Sięgnęła po telefon i ze zdziwieniem zobaczyła, że jest esemes od Błażeja. W jednym krótkim zdaniu wyjaśniał, że przez cały weekend pracował, że na budowie są same problemy i nawet nie ma czasu na chwilę rozmowy. Uwierzyła mu, chociaż było jej przykro. Mimo to nie miała czasu na rozmyślanie. Czekał ją pracowity dzień i sto nowych wyzwań. Wzięła prysznic, ubrała się na sportowo, zjadła szybkie śniadanie i wyszła z budynku około ósmej.
Był pierwszy dzień lata. Włożyła okulary przeciwsłoneczne, wystawiła twarz w stronę nieba i uśmiechnęła się pod nosem. Czuła, że to będzie naprawdę udany tydzień. Spacer do stacji metra Dworzec Gdański zajął jej około dziesięciu minut. Zeszła na peron, po chwili nadjechał pociąg. Przez całą drogę od niechcenia przeglądała na smartfonie strony internetowe. Wysiadła na stacji Stare Bielany i pieszo dotarła do ulicy Płatniczej, gdzie w starej willi mieściła się firma PodSZEFka. Od dwóch lat była jej dumną współwłaścicielką. Weszła do środka i ruszyła w stronę pomieszczenia, które służyło za pracownię krawiecką. Usłyszała, jak Olga rozmawia z kimś przez telefon, i już po tonie jej głosu uznała, że poniedziałek musiał się rozpocząć od niezbyt ciekawych wieści.
– Nie, to pan mnie nie rozumie. Zamówienie zostało złożone w poprzedni czwartek i zgodnie z państwa deklaracją miało dotrzeć do naszej firmy najpóźniej do wtorku. I co? Z czego mam teraz szyć? Nie rozumie pan problemu? – tłumaczyła Olga, naprawdę starając się zachować względny spokój. Ale jeden rzut oka na nią pozwolił Majce stwierdzić, że jej przyjaciółka jest tak naprawdę wściekła. – Co mi dadzą gratisy na przeprosiny? To nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Chcę jutro mieć u siebie dostawę zamówionych materiałów. Nie wiem, jak pan to zrobi, ale ja tak tego nie zostawię. Tak, proszę działać. Do usłyszenia.
Rozłączyła się, rzuciła telefon na biurko i wzięła kilka głębokich oddechów.
– Ci z hurtowni Max-Bora znowu zawalili sprawę? – spytała Majka, nastawiając ekspres do kawy. Rano nie zdążyła wypić, a teraz marzyło jej się mocne espresso.
– Daj spokój. Od jutra mamy ruszyć z szyciem torebek z nowej kolekcji, a tu jedna wielka porażka. Twierdzą, że mają obsuwę na magazynie i nie zdążą z transportem.
– No, to trzeba ich jakoś przekonać, żeby się pospieszyli.
– Ciekawe jak?
– Dobry opieprz nie jest zły – oznajmił Sebastian, stając w progu pracowni. W koszuli w kwiaty i białych lnianych spodniach wyglądał jak młody bóg albo ktoś, kto właśnie wybiera się na wakacje. Dziewczyny przez chwilę aż zaniemówiły.
– Kryzys wieku czy chcesz kogoś poderwać? – zapytała w końcu Majka, ledwie powstrzymując uśmieszek. Fakt, Sebastian w tym wdzianku wyglądał dość komicznie.
– Jakby co, to mogę na szybko uszyć jakiś ładny podkoszulek – zaproponowała Olga.
– E tam, wcale nie znacie się na modzie. Te koszule to teraz największy hit.
– No, w Beverly Hills to może i tak, ale w Polsce nad Wisłą to chyba jeszcze nie…
– Odezwała się ta, co chodzi w podartych dżinsach.
– No sorry, zapłaciłam za nie trzy stówy – obruszyła się Majka.
– To szkoda, bo takie bym ci zrobił za ładny uśmiech. Dobra, z czym tam znowu zawalili w hurtowni? Trzeba jechać z interwencją?
– Dobrze by było, bo inaczej nowe wzory naszych torebek będą zagrożone. A mamy już ponad pięćdziesiąt zamówień. Wiecie, co to znaczy? Zapieprz od rana do nocy!
– Olga, da się wszystko ogarnąć, tylko trochę wyluzuj – uspokajał Sebastian.
– Po prostu nie cierpię współpracować z nieogarniętymi ludźmi. PodSZEFka od pół roku przeżywa nawał zamówień, a my nie mamy materiałów. Wkurza mnie to.
PodSZEFka była ich wspólnym dzieckiem. Zaczęło się podobnie, jak w przypadku wielu dochodowych biznesów. Od pasji. Majka i Olga od zawsze interesowały się modą. Chociaż obie pochodziły z zamożnych domów i tak naprawdę mogły kupować ubrania, na jakie tylko miały ochotę, to jednak ciągnęło je do czegoś więcej. Już w pierwszej klasie liceum zaczęły na własną rękę przerabiać ubrania. Coś obcięły, coś doszyły i tak ze zwykłej spódnicy wychodziło coś ekstrawaganckiego. Inne dziewczyny patrzyły na nie z lekką zazdrością i dopytywały, gdzie są sklepy z takimi ciuchami.
Potem było jeszcze ciekawiej. Zaczęły szyć torebki. Dla siebie, dla koleżanek, na prezenty. Miały do tego talent. Z czasem zaczęły je sprzedawać w internecie na różnych forach i portalach poświęconych modzie. Jednak nie spodziewały się aż tak dużego zainteresowania. To trwało przez całe liceum i studia. Obie wybrały ekonomię na uniwerku, z tym że już po pierwszym semestrze ich drogi mocno się rozeszły. Olga wytrwała do końca studiów, zdobyła dyplom, w międzyczasie dostała pracę w renomowanej agencji konsultingowej i zarabiała naprawdę niezłe pieniądze. Za to Majka była czarną owcą. Na studiach nie zaliczyła nawet pierwszej sesji. Rzuciła je, twierdząc, że ją nudzą i nie potrafi się w tym wszystkim odnaleźć. Bo tak właściwie było.
Miała artystyczną duszę. Potrafiła całe dnie szyć ubrania, malować obrazy, robić projekty wystroju wnętrz. To była jej pasja, za którą stał wielki talent. Nie rozumieli tego jej rodzice. Znowu ich zawiodła. Zamiast zacnej pani magister ekonomii była córka jedynie z maturą i dziwnymi pomysłami na życie. Zarabiała bardzo różnie. Pracowała w teatrze jako pomoc garderobianej, zajmowała się robieniem okolicznościowych makijaży, sprzedawała ubrania i kosmetyki, fotografowała dla portali informacyjnych, projektowała grafiki. Czasami dostawała jakieś zlecenie od Sebastiana. On nie lubił ekonomii. Za to był megaspecem od magii komputerów i internetu. Poszedł na studia informatyczne i skończył je z wyróżnieniem. Pracował w dużej korporacji jako programista. Z czasem zajął się projektowaniem stron internetowych. Majka robiła dla niego grafiki, rysunki, realizowała specjalne zamówienia.
Dwa lata temu połączyli swoje siły i tak powstała PodSZEFka. Pracownia krawiecka i sklep internetowy. Słowo SZEF w nazwie było najważniejsze. Oznaczało nie tylko szefa firmy, ale i nawiązywało brzmieniowo do szwu krawieckiego (szef/szew). Mieli logo i świetnie działającą stronę internetową.
Cała ich trójka współprowadziła firmę na równych warunkach. Razem decydowali o doborze asortymentu, rozwijaniu poszczególnych kolekcji i działaniach na rynku. Po długich naradach postanowili okroić swoją ofertę i mocno postawić na hitowe produkty. Szyli i sprzedawali spódnice, chusty, torebki damskie i dekoracyjne powłoczki na poduszki. Biznes rozwijał się z miesiąca na miesiąc i stał się na tyle dochodowy, że Majka z Olgą mogły zajmować się tylko tym.
Podzielili się zadaniami. Majka projektowała nowe wzory, modele i nadzorowała ich realizację. Wreszcie mogła się spełniać artystycznie. Czasami też coś szyła, ale tą działką najbardziej zajmowała się Olga. Spod jej ręki wychodziły prawdziwe arcydzieła. Zatrudniali jeszcze dwie krawcowe, na których spoczywała odpowiedzialność za jakość i wykonanie poszczególnych produktów. Sebastian postawił na sklep internetowy, obsługiwał go, realizował zamówienia. Dodatkowo zajmował się pilnowaniem dostaw materiałów i produktów potrzebnych w pracowni. PodSZEFka była dobrze prosperującym biznesem, który powstał z pasji do tworzenia pięknych rzeczy. Jej siedzibą była willa na Płatniczej, należąca do rodziców Olgi. Oddali jej dom w użytkowanie, gdy trzy lata wcześniej wyjechali do Londynu, by pracować dla znanej międzynarodowej firmy jako architekci wnętrz. Cieszyli się z sukcesów córki i jej przyjaciół. Tylko czasami pojawiały się w PodSZEFce jakieś komplikacje we współpracy z hurtowniami tkanin, ich producentami, albo wpadki przy realizacji zamówień klientów. Starali się zawsze gasić takie pożary.
– Jadę do hurtowni, żeby pogonić nasze zamówienie. Chcesz się ze mną zabrać?
– Seba, z tobą choćby i na koniec świata – zaśmiała się Majka, złapała torebkę i już była gotowa do wyjścia. Miała ochotę na przejażdżkę.
– A projekt jesiennej spódnicy w pawie oczka?
Olga miała dla niej inne plany na poranek.
– Będzie pani zadowolona. Jest prawie gotowy. Pokażę ci po powrocie. Jak będziesz mogła, to do tego czasu przejrzyj próbki tkanin od MAT-DEMU. Mają kilka ciekawych wzorów.
– Sorry, Majka, że zapytam wprost, ale mam wrażenie, że ostatnio jesteś jakaś taka mocno przybita. Co się dzieje? Wszystko u ciebie w porządku?
Przed Sebastianem nic się nie mogło ukryć. Wszystko widział, wyczuwał i potrafił doszukać się najmniejszej zmiany w czyimś sposobie zachowania.
– Przybita? Cały weekend balowałam, to chyba do smutasów raczej nie należę, co?
– Może imprezy to sposób na gorszy humor? – drążył Sebastian.
Po drodze zajechali do jeszcze jednego sklepu w centrum. Teraz kierowali się w stronę alei Krakowskiej.
– Nie dorabiaj teorii do czegoś, czego nie ma – upomniała go, chcąc uciąć dyskusje.
– Chodzi o Błażeja? Nie odzywa się?
– Napisał esemesa, że jest zapracowany i ma na budowie dużo problemów.
– Esemesa… no tak, mamy dwudziesty pierwszy wiek, a zakochany facet wysyła do swojej kobiety esemesa. Błażej wie o tym, że samoloty z Norwegii do Polski kursują równie często, jak PKS z Grochówki do Warszawy?
Sebastian doskonale wiedział, co stoi za złym humorem Majki, i postanowił wyciągnąć z niej co nieco informacji.
– Twoja rodzinna Grochówka to wyjątkowo skomunikowana miejscowość, jeszcze chwila, a puszczą tam pendolino. – Majka poważną rozmowę starała się obrócić w żart. Nie miała ochoty na zwierzenia.
Natychmiast sobie przypomniała, jak w liceum razem z Sebastianem i Olgą jeździli do jego babci do słynnej Grochówki, maleńkiej miejscowości na Podlasiu. Tam spędzali wspaniałe wakacje.
– Marszałek województwa już to rozważa. – Podłapał jej humor. – Ale teraz bądźmy szczerzy i poważni. Co się dzieje z Błażejem?
– Mama cię nie nauczyła, że nie należy wtrącać noska w nie swoje sprawy?
– Może i uczyła, ale ja się mało kogo słucham.
– To akurat wiem. No co… Błażej wyjechał, pracuje tam i nie ma czasu. Nie wiem, co mam ci więcej powiedzieć. Chciałabym, żeby wrócił. Prosiłam go o to wiele razy, nawet co jakiś czas wspominałam, że jak tak dalej pójdzie, to nasz związek może nie wytrzymać.
– No i co on na to?
– Że jak kocham, to poczekam.
– Aha… świetnie.
Sebastian miał wielką słabość do Majki. Chociaż ładne kilka lat temu stanowili parę i bywało między nimi naprawdę gorąco, to teraz była dla niego jak siostra. Chciał dla niej jak najlepiej. Gdy po raz pierwszy przedstawiła mu Błażeja, od razu się do niego zniechęcił. Był takim typowym panem inżynierkiem. Zadzierał nosa, miał o sobie wielkie mniemanie, ciągle tylko mówił o samochodach, zarobionych pieniądzach, chwalił się wystawnym życiem. Ale z drugiej strony był bardzo dobry dla Majki i to wystarczyło, żeby Sebastian w miarę go akceptował. Widział, że przyjaciółka jest z nim szczęśliwa, kibicował im. Wyjazd Błażeja wszystko popsuł. Miał być tylko na chwilę, ale nieustannie się przeciągał. Sebastian widział, jak Majka tęskni i nie potrafi odnaleźć się w nowej sytuacji. Zawsze w takich chwilach wybierała rozrywkę, dobrą zabawę i szaleństwo. To był jej sposób na samotność.
– Błażej kiedyś wróci i będzie jak dawniej. Mnie bardziej interesuje to, kiedy wreszcie powiesz Oldze, że coś do niej czujesz? Ile jeszcze potrwają te twoje podchody?
– Nie wiem. – Sebastian zmarszczył brwi i mocniej zacisnął dłonie na kierownicy.
– Odpowiedź godna Oscara.
– To nie takie proste. Jesteśmy przyjaciółmi, tworzymy paczkę, trzymamy się razem od lat. Załóżmy, że powiem Oldze prawdę. Co wtedy, jak mnie wyśmieje i powie, żebym spadał na bambus? Pomyślałaś o tym? Co z naszą przyjaźnią?
– Olga jest mądrą kobietą. Nawet gdyby wam ostatecznie nie wyszło, to nie przekreśli tak po prostu naszej przyjaźni. To tak nie działa.
– A ja myślę, że jednak w razie porażki mogłoby być już bardzo niefajnie. No i nie wiem, czy ona też coś do mnie czuje. Niby daje mi jakieś sygnały, ale coś tu nie gra.
– Oj, Seba. Ciągle gadasz, jak to znasz się na kobietach, a tak naprawdę to jesteś ślepy, głuchy i kompletnie niespostrzegawczy.
Majka wiedziała, co mówi. Między jej przyjaciółmi już dawno pojawiło się „coś”, co mocno wychodziło poza ramy przyjaźni. Seba od dwóch lat wzdychał do Olgi. Ona robiła to samo. Ale oboje bali się wykonać jakikolwiek krok, żeby tylko nie zniszczyć łączącej ich troje przyjaźni. Majkę naprawdę to denerwowało. Widziała, jak się obydwoje z tym męczą, ale żadne jakoś nie miało odwagi zrobić pierwszego kroku.
– Możesz tak czekać jeszcze rok, dwa lata i zastanawiać się, co by było gdyby, albo się odważyć, powiedzieć, co do niej czujesz, i być najszczęśliwszym facetem na świecie. No, chyba Sebastian, Seba Wichrowski, jest na tyle odważnym gościem, co?
– Kusisz – roześmiał się głośno. Spojrzał na nią wzrokiem pełnym wdzięczności.
– Sprawa jest prosta. Ty lubisz Olgę, Olga lubi ciebie, nie ma czego komplikować. To po prostu miłość. A jakby co, to pamiętaj, że mogę być świadkową na waszym ślubie i matką chrzestną dla waszych dzieci, choć pewnie z powodu cioci Majki mogłyby zejść na złą drogę.
– No tak, ty to akurat umiesz człowieka sprowadzić na złą drogę. – Seba wytknął jej stare grzechy.
– Było, minęło. Majeczka zmądrzała i to się więcej nie powtórzy – zapewniła gorąco.
– Nie taka była umowa. Jutro, zgodnie z planem, ruszamy z szyciem nowej kolekcji torebek. Tkaniny miały być u nas przed dziesiątą. Każdy dzień opóźnienia to dla nas duża strata. Już nie wspomnę o zawiedzionych klientkach – wyliczał Sebastian, starając się jakoś zapanować nad nerwami. Strasznie nie lubił zawodzić kontrahentów i tego samego wymagał od nich. Lojalność była dla niego podstawą w każdym biznesie.
– Wczoraj mieliśmy duże opóźnienie na przeprawie celnej. Tir nadal tam stoi i trudno ocenić, kiedy przekroczy granicę – tłumaczył spokojnie Max Borewicz, właściciel hurtowni tkanin Max-Bora, z którą PodSZEFka współpracowała niemal od początku istnienia. – Jestem cały czas w kontakcie z kierowcą i naszym menadżerem od załadunku. Jak tylko coś ruszy, to od razu dam znać. Robimy, co się da.
– Załóżmy, że tir przekroczy granicę. Co dalej?
– Dotrze do głównego magazynu w Brwinowie i tam zostawi palety z towarem. Potem pracownicy je rozpakują, a następnie kolejni pracownicy busami przewiozą towar tu do nas, do Warszawy. A potem zamówienie trafi do państwa pracowni.
– Dobrze, to ja mam taką propozycję, żeby nie marnować czasu. Pan monitoruje sprawę z tirem na granicy. Jak tylko dostanie zielone światło i wjedzie do kraju, to proszę o sygnał. Wtedy sam podjadę do Brwinowa i nasz towar zabiorę bezpośrednio z magazynu. To nam pozwoli zaoszczędzić sporo czasu.
– Brzmi sensownie, możemy tak zrobić. Tylko że towar może trafić na magazyn nawet i po północy. Trudno to przewidzieć.
– Może być i piąta nad ranem. Przyjadę po nasze zamówienie. Naprawdę zależy nam na czasie i zrobię wszystko, żeby jutro przed dziesiątą towar był w naszej pracowni – upierał się Sebastian. Był wyjątkowo stanowczy i nie chciał odpuścić Borewiczowi.
– Dla mnie to bez różnicy, ale obiecuję trzymać rękę na pulsie – zapewnił właściciel hurtowni. Czuł się niekomfortowo z powodu tych perturbacji i był gotów zgodzić się dosłownie na wszystko.
– No, to jesteśmy umówieni.
Potem Sebastian zaproponował Borewiczowi kilka innych rozwiązań na przyszłość, które miały ułatwić dalszą współpracę PodSZEFki i Max-Bory. Szczególnie naciskał na poprawę komunikacji, terminowość przy realizacji zamówień i skuteczny system zwrotów tych tkanin, które nie spełniały standardów pracowni. Miał wiele pomysłów, a szef hurtowni wyjątkowo szybko na nie przystawał. Przy okazji wytargował dodatkową zniżkę na aktualną dostawę oraz na dwie kolejne. Po wyjściu z hurtowni był tak z siebie dumny, że wyglądał niczym napuszony paw. Majka pochwaliła jego starania i to, jak pewnie negocjował warunki dalszej współpracy. Od razu wrócili do pracowni na Płatniczej, chcąc opowiedzieć Oldze szczegóły wyjazdu.
– Mógłby być jakimś bankierem na giełdzie. Borewicz tylko potakiwał i zgadzał się bez słowa na kolejne ustalenia – relacjonowała Majka przyjaciółce. – Nie ma sobie równych.
– No proszę, nasz święty Sebastian od spraw beznadziejnych – przyznała rozbawiona Olga, patrząc na niego z uznaniem.
Majka zauważyła, że lekko się zmieszał.
– Ma się ten talent – rzucił zdawkowo i wziął się do układania beli z materiałami.
– Coś czuję, że Borewicz niebawem zadzwoni z dobrymi wieściami, tir przyjedzie szybko na magazyn, a my odbierzemy nasze zamówienie.
– Któraś chętna na nocną eskapadę? Mogę jechać sam, ale dobre towarzystwo zawsze mile widziane. – Te słowa Sebastian wypowiedział bardzo ostrożnie. Spojrzał na Majkę, a ona w mig załapała, co przyjaciel ma na myśli.
– No, ja nie mogę, bardzo mi przykro. Całą noc będę siedziała nad nowymi projektami. Może ty, Olga, znajdziesz czas i pojedziesz z Sebą?
– Spoko, mogę się wybrać. Przy okazji upewnię się od razu, czy chociaż przywieźli nam właściwe bele materiału. Różnie to już bywało – zgodziła się Olga i wyszła na zaplecze.
– Nie dziękuj – szepnęła Majka, nachylając się w stronę Seby. – Pamiętaj, nie spieprz sprawy i dobrze wykorzystaj ten wspólny czas. Tylko na razie łapy trzymaj przy sobie.
– Czy ktoś ci już kiedyś mówił, że jesteś strasznie przebiegła? – szepnął jej do ucha.
– Co nieco słyszałam na ten temat, ale lubię mieć o sobie dobre zdanie.
Chciał coś odpowiedzieć, ale w tym samym momencie usłyszeli dzwonek u drzwi. To były krawcowe zatrudnione w PodSZEFce – Basia Skalik i Amelia Wroczyńska. Sebastian szybko się pożegnał, mówiąc, że ma dużo pracy przy obsłudze sklepu internetowego. Obiecał dać znać, jak tylko odezwie się Borewicz. Majka, Olga, Basia i Amelia przeszły do przestronnego pomieszczenia, które przerobiono na pracownię krawiecką. Pełno tam było materiałów, dodatków, pasmanterii, wykrojów, miar, leżących na podłodze ścinków. Na ścianach wisiały oprawione w ramki projekty, które pobiły rekordy popularności sprzedaży. Pośrodku stały dwa duże stoły, a na nich solidne maszyny do szycia.
– Mamy do omówienia wstępne projekty spódnic na jesień. Majka przygotowała kilka świetnych pomysłów, na pewno każda z nas jeszcze doda coś od siebie – powiedziała Olga.
– Jestem otwarta na wasze propozycje i uwagi.
– Jak zawsze sprawdzą się wrzosy, fiolety i butelkowa zieleń. Klasyka rządzi i nie przewiduję, żeby to się miało jakoś zmienić – oceniła Basia, mająca wyjątkową intuicję.
– Za to możemy poszaleć trochę z fasonem. Do łask wracają plisy i kontrafałdy. No i spódnice o długości za kolano. Największe domy mody zapowiadają swoje kolekcje z podobnymi fasonami – zrelacjonowała Amelia, która dzień w dzień śledziła nowinki ze świata mody.
– Oj, to nie możemy być gorsi – przyznała wesoło Majka. Usiadła na krześle i z gracją zarzuciła nogę na nogę.
– Najważniejsze, żeby klientki były zadowolone. Dobra, dziewczyny, bierzemy się do pracy. Ale najpierw kawa i ciacho, które upiekłam – zarządziła Olga.
Wszystko poszło zgodnie z planem, a nawet lepiej. We cztery omówiły szczegółowo wstępne propozycje projektów, zgadzając się co do ewentualnych zmian. Poszły za ciosem i od razu wzięły się do wybierania próbek materiałów. W międzyczasie zadzwonił Seba z dobrą nowiną. Zdaniem Borewicza tir z załadunkiem za kilka godzin miał przekroczyć granicę i dojechać do magazynu około północy. W Oldze od razu odezwał się gen dowódcy i roztoczyła plany, jak to będzie, gdy razem pojadą do Brwinowa, i będzie mogła upewnić się, czy przysłano właściwe materiały. Na drugi dzień czekało ich mnóstwo pracy.
Po piętnastej Majka wyszła z pracowni z zamiarem powrotu na Inflancką, by zająć się poprawianiem projektów. Należała do osób, którym najlepiej pracowało się wieczorem i długo w nocy. Planowała zajść do ulubionej restauracji, kupić coś dobrego na wynos, dobrze się najeść, wypić lampkę czerwonego wina i zabrać się do pracy. Gdy zmierzała do stacji metra Stare Bielany, nagle rozdzwonił się telefon. Ku jej zaskoczeniu dzwonił Błażej.
– Dzień dobry, kochanie. Jak dobrze cię słyszeć. Mam nadzieję, że się za mną chociaż trochę stęskniłaś? – W słuchawce rozległ się tak miły głos, że pod Majką aż ugięły się kolana.
– Cześć, Błażej. Cieszę się, że dzwonisz. Już myślałam, że powoli o mnie zapomniałeś. Jasne, że się stęskniłam. Nie widziałam ukochanego od dawna, to jest mi smutno.