Dmuchany domek - Edward Lee - ebook
NOWOŚĆ

Dmuchany domek ebook

Edward Lee

1,0

35 osób interesuje się tą książką

Opis

Dwie najnowsze nowele Edwarda Lee, legendy ekstremalnego horroru!

„Dmuchany domek”

Trzydziestopięcioletni Miles Benell, biznesmen mieszkający z żoną w luksusowym domu w najlepszej dzielnicy hrabstwa wynajmuje ogromny dmuchany domek na imprezę urodzinową swojego syna, Tommy’ego. Wszystko idzie dobrze, do czasu, gdy okazuje się, że domek posiada pewną bardzo dziwną anomalię…

„Interes Bigheada”

Wiele lat temu legendarny potwór znany jako Bighead został zabity, a jego masywne genitalia wyrwano z ciała i wyrzucono do lasu. Teraz zostały odnalezione i dobrze wykorzystane! Bighead jest martwy, ale jego interes nie!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 120

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
1,0 (1 ocena)
0
0
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł: Dmuchany domek

Autor: Edward Lee

Copyright © Wydawnictwo Dom Horroru, 2024

Copyright © Edward Lee 2024

Dom Horroru,

ul. Gorlicka 66/26

51-314 Wrocław

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Przekład: Tomasz Kotkowski

Redakcja i korekta: Paweł Kosztyło

Projekt okładki: Grim Poppy Design

Liternictwo: Digitalfire, Rafał Brzozowski

Skład i łamanie: Krzysztof Biliński

Wydanie I

Wrocław 2024

ISBN 978-83-67342-76-6

www.domhorroru.pl

facebook.com/domhorroru

instagram.com/domhorroru

OSTRZEŻENIE

Ta książka zawiera sceny i tematy, które są obrzydliwe i bulwersujące, dlatego też nie jest przeznaczona dla osób, które mogłyby się poczuć z tego powodu dotknięte.

Dmuchany domek

Mówisz przecież o naszym synu…

Trzydziestopięcioletni Miles Benell, określany przez niektórych jako wysoki, ciemny i przystojny typ trochę seksistowskiej świni, wyglądał przez okno kuchenne. Mężczyzna obserwował jak pracownicy firmy ze sprzętem imprezowym turlają z ciężarówki rulon ze sflaczałym dmuchanym domkiem, który umiejscowili centralnie w ogródku przed domem.

Żona Milesa, Becky, pachnąca, jako że dopiero co wyszła spod prysznica, również podeszła do okna i od razu zaczęła narzekać.

– Miles, proszę powiedz im, żeby rozstawili to na tyle domu. Z przodu będzie to wyglądało ostentacyjnie.

– Dobry pomysł, złotko – powiedział, rzucając szybkie spojrzenie na jej krągłe pośladki.

„Niech to szlag, ta kobieta ma taką dupcię, która nie znudziła mi się nawet po ośmiu latach małżeństwa.”

– Ostentacyjnie, co to właściwie znaczy? Snobowato, tak?

Becky odrzuciła do tyłu swoje ciemne, ścięte do ramion blond włosy.

– Tak, Miles. Sąsiedzi uznają to za wulgarną manifestację materializmu i wyższości klasowej. Coś trochę jak ze światełkami świątecznymi w zeszłym roku albo naszymi dekoracjami na Halloween. Pomyślą, że znowu szpanujemy. – pokręciła głową, nie przestając wyglądać przez okno. – Stać nas chyba na więcej niż ta zazdrość i nie musimy próbować dorównać naszym sąsiadom, prawda?

– Pieprzyć ich wszystkich. Jeszcze przeżyję tę całą zgraję i mogą mi co najwyżej naskoczyć. Oczywiście, że jesteśmy lepsi niż oni wszyscy razem wzięci, do diabła. – odpowiedział Miles z uderzającą pogardą. Następnie, jego wzrok ponownie zboczył w kierunku kształtnego prawego pośladka Becky, ale natychmiast się otrząsnął.

– Czy ci sąsiedzi muszą być takimi dupkami? Niech wiedzą, że kiedy moje dziecko obchodzi urodziny, dostaje wszystko co najlepsze, wliczając w to największy dmuchany domek dostępny na rynku. – uśmiechnął się w kierunku okna. – Wiesz o co mi chodzi, tylko spójrz jego rozmiar, szerokość 25x25m i wysoki na ponad 4,5m, nie ma nawet większych domków niż ten, przecież równie dobrze można by w nim zamieszkać. Pomieściłabyś w nim dwudziestu dorosłych, a co dopiero ośmiolatków.

– Prawda, jest też dwa razy większy od tego, który Grangerowie wypożyczyli dla swoich bliźniaków i o to mi właśnie chodzi. Wygląda to tak, jakbyśmy robili to celowo, żeby ich zawstydzić, wiesz, coś na zasadzie „mój dmuchany domek jest większy niż twój”.

– Racja – powiedział Miles. – Taki dokładnie był mój zamysł. Grangerowie chcieliby mieć tyle kasy co my.

Becky mogła tylko uśmiechnąć się ironicznie, ponieważ dobrze wiedziała, jak bardzo daremne są kłótnie z Milesem, więc zaczęła uważniej przyglądać się domkowi.

– Musiał kosztować fortunę – wymamrotała.

Miles nie mógł się powstrzymać.

– Nie, tym co kosztowało rzeczywiście fortunę był twój pachnący nowością Cadillac Blackwing serii V.

„Dziewięćdziesiąt tysięcy dolarów, dziwko, i ani mi się waż o tym zapomnieć.”

Miles wcześniej kupił podobną furę dla siebie, model z turbo silnikiem, co kosztowało go piętnaście tysięcy więcej niż Cadillac Becky. Był teraz właścicielem dwóch najdroższych samochodów na całej ulicy i tym samym dopiął swego. „I co, lubicie mnie dalej, gołodupce?”

– Nie wymądrzaj się.

– Ten dmuchany domek kosztował tylko sto dolarów za dzień. Nie trzeba było nawet dokonywać żadnej przedpłaty.

Becky gapiła się na niego z niedowierzeniem.

– Jaja sobie ze mnie robisz? Kiedy orientowałam się w temacie, koszt wypożyczenia jakiegokolwiek domku większego rozmiaru wynosił pięćset dolarów za dzień, plus przedpłata wysokości tysiąca! Jak to możliwe w tym hrabstwie? Jakim cudem dostałeś go tak tanio?

Miles uwielbiał, kiedy nie nosiła stanika. Nachyliwszy się nad nią, udając, że patrzy na ludzi, którzy dostarczyli im domek, dostał pół-wzwodu od samego widoku wypukłości uwydatniających się spod jej jedwabnej bluzki Milano. To były dopiero dobrodziejstwa: pokryte opalenizną (Becky spędziła mnóstwo czasu w basenie na tyle domu) i wielkie jak jabłka piersi oraz sutki, wybijające się niczym amarantowe czekoladowe stożki.

– Chciałbym ci kochanie przypomnieć, że poślubiłaś mężczyznę, który jest nie tylko zamożny i świetny w łóżku, ale także może się pochwalić niesamowitymi umiejętnościami negocjatorskimi. – Chociaż prawda jest taka, że żadne negocjacje nie miały miejsca. Podstarzały mężczyzna, pan Malpert, ze sklepu Malpert i Synowie – Sprzęt Imprezowy, wynajął mu domek po taniości, ponieważ wolał zrobić utarg za sto dolarów dziennie, niż w ogóle nic nie zarobić. Prawda jest również taka, że tłumów, chętnych na jego sprzęt, nie było.

– Jejku, i to tyle? – cały czas spoglądała przez okno. Pracownicy firmy wyglądali na robotników pracujących za dniówkę – szybko rozłożyli podstawę domku, a teraz rozwijali kolumny boczne, które napełniali powietrzem z kompresora. Becky zdawała się być zdumiona.

– Naprawdę, nigdy nie widziałam czegoś tak ogromnego.

– Się wie. Aha… masz na myśli domek?

– Tak, Miles. Mówię o domku. – pokiwała głową z uśmiechem. – W twoim wieku powinieneś powoli tracić zainteresowanie seksem…

Mężczyzna sprawnym ruchem prześlizgnął się za Becky i wyciągnął swojego twardego jak skała penisa, którego zaczął mocno pocierać o jej tyłek.

– Czy to wygląda tak, jakbym tracił zainteresowanie wiadomo czym?

– Cholera, Miles! Nie jestem jakimś drapakiem!

– Nie? – wtedy właśnie jego lewa dłoń przeszła na drugą stronę i zaczęła pieścić jeden z cycków kobiety, a prawa powędrowała w dół przedniej strony jej jeansów.

– Przestań!

– No dobra. Koniec – ale mimo to nie przestawał.

„Boże, uwielbiam ten bladziutki placek…”.

Jego środkowy palec ustawił się pod odpowiednim kątem w stosunku do jej szparki, co w zupełności wystarczyło, żeby natychmiast zrobiła się mokra. Czując to, zaczął wolno przesuwać nim w górę i w dół.

– Mmm – zamruczała. – Całkiem nieźle.

– To dobrze. A teraz zsuwaj spodnie, żeby mój ptaszek mógł sobie porządnie pofiglować z twoim tyłeczkiem.

Przestała, kiedy tylko o tym pomyślała. Miles czytał z niej jak z otwartej księgi. Następnie, zaczął całować bok jej szyi, a to zawsze potrafiło ją nastroić.

– Cholera jasna – zamruczał w jej kierunku. – Mam najpiękniejszą żonę na całym świecie. Jestem takim farciarzem…

– Spoko, wygrałeś. – zaczęła odpinać spodnie. W międzyczasie, kutas Milesa osiągnął pełne rozmiary i obijał się o jej jeansy marki Versace z efektem spranego kamienia, zostawiając małe, ciemne kropki na materiale. Kurwa, nie mogę się doczekać, żeby wytrysnąć, pomyślał Miles. I właśnie wtedy, kiedy Becky miała spuszczać spodnie, zadzwonił dzwonek do drzwi.

– Chyba sobie kpicie… – zaczął Miles.

Becky zachichotała.

– Wygląda na to, że nici dzisiaj z bzykanka. Założę się, że to któryś z tych gości od domku. Lepiej idź otworzyć.

„Ja pierdolę!”.

Miles przeklinał w myślach. „Ja pier-kurwa-dolę!”. Schował swój interes z powrotem do spodni i powędrował, trochę już sflaczały, do przedpokoju, aby otworzyć drzwi.

Być może byłby to odpowiedni moment na wyjaśnienie ciągu wydarzeń, który poprzedzał to, co niedługo będzie miało miejsce. Wszystko można przedstawić następująco: Miles i Becky Benell, bardzo zamożne małżeństwo mieszkające w sąsiedztwie z wyższych sfer, miało wkrótce rozpocząć obchody urodzin ich jasnowłosego, grubego i rozpieszczonego bachora imieniem Tommy. Całkiem prawdopodobne, że Miles upiekł tę bułeczkę w piekarniku Becky kilka miesięcy zanim się hajtnęli. Tommy został wyłowiony spomiędzy polędwiczek jego matki niecałe osiem miesięcy zanim ona oficjalnie została panią Benell. Ale kogo w dzisiejszych czasach obchodzą takie bzdety? Po tym, Miles zadbał bardzo dobrze o to, żeby Becky włożono wkładkę domaciczną, ponieważ jeden berbeć mu w zupełności wystarczył i nie potrzebował więcej bachorów pokroju Tommy’ego, wypełzających ze spiżarki Becky. Początkowo jego partnerka zasugerowała, żeby korzystał z prezerwatyw, ale… „Jebać to!” Jeśli mężczyzna oddaje swoją miłość oraz życie kobiecie poprzez instytucję małżeństwa, to ma do kurwy nędzy prawo wsadzać swoje mięcho w jej cipkę bez nakładania gumy i robić to z nią, kiedy tylko ma na to ochotę – przynajmniej takiego zdania był Miles, a Becky nie trzeba było długo nakłaniać do tego, żeby zaczęła się z nim zgadzać. W końcu bycie żoną milionera miało swoje plusy…

Od dawna było wiadome, że Miles chce, żeby jego ego, było tak samo widoczne jak jego złoty, wykładany diamentami Rolex, czyli przez wszystkich. Zazdrość o jego pozycję materialną na tym świecie była dla niego bardzo ważna. W college’u, do którego chodził ponad dekadę temu, należał do typu nieznośnego zdobywcy, który koniecznie musiał przy każdej możliwej okazji chełpić się swoim znajomym ilością zakończonych sukcesem podbojów. Warto może w tym momencie wspomnieć, że większość z nich dotyczyła najbardziej atrakcyjnych osobników płci pięknej w całej szkole. Będąc, po pierwsze przystojnym, a po drugie ociekającym rodzinnymi pieniędzmi, nie miał zbyt dużo problemów w sferze łóżkowej, ale należało to akurat do mało istotnych kwestii.

Nawet teraz, długo po zawarciu małżeństwa, jego ciągotki do przechwalania się swoją osobą nie odstępowały go na krok, a urodziny syna stanowiły tego świetny przykład. Frajda Tommy’ego miała tutaj wartość drugorzędną – główny cel stanowiło zorganizowanie imprezy urodzinowej, która wymaże ze świadomości wszystkie inne, które miały do tej pory miejsce. Oznaczało to najlepsze prezenty, najlepszy catering, najlepszych clownów i najlepszą rozrywkę. Rok temu, Pete i Jenice Cutlerowie, rozstawili w swoim ogromnym, tylnym ogrodzie tor wyścigowy na gokarty. Wszystko dla ich zapchanego babeczkami, ciotowatego synalka – Marka. Przyciągnęło to tłumy, ale parę miesięcy później, cała okolica mówiła tylko o imprezie, którą Jake Grimaldi wyprawił swojemu aroganckiemu synusiowi – Jimmy’emu. Jebany, wypożyczył dmuchany domek, 20x20m, a niełatwo znaleźć taki rozmiar. Jak wszyscy już wiemy, nie byłoby to dla Milesa niemożliwe, patrząc na jego zdobycz w rozmiarze 25x25m. Miles zatrudnił nawet ratownika, który będzie miał oko na basen z tyłu domu. Kilku clownów i magików, a do tego jeszcze od groma pieprzonych prezentów dla tych wszystkich dzieciaków, nie tylko dla Tommy’ego. W sąsiedztwie pełnym bogatych dupków trzeba było być zawsze o krok do przodu.

Obecnie, Tommy przebywał w domu swojego najlepszego przyjaciela – Kevina Donovana. Nocował u niego, a obydwoje mieli wraz z jego rodzicami, Jackiem i Teddi, przyjść do domu Benellów na godzinę pierwszą, czyli wtedy, na kiedy było zaplanowane oficjalne rozpoczęcie imprezy. Masa innych, zepsutych do szpiku kości dzieciaków i ich rodziców miała pojawić się o tej samej porze.

A teraz, kiedy wszystko zostało już przygotowane…

Miles otworzył drzwi i tak jak się spodziewał, zastał w nich pana Malperta, gościa, który wynajął mu domek. Malpert był staruszkiem o siwej brodzie, wyglądającym na dziwaka w tych swoich okrągłych brylach, luźnych eleganckich spodniach i jednej z tych staromodnych tweedowych sportowych marynarek z łatami na łokciach. Facet wyglądał bardziej na profesora, wykładającego na uniwersytecie, który ma się zaraz wywalić na korytarzu.

– Panie Benell – zaczął. – Dmuchany domek jest już rozłożony i gotowy do akcji. Jest co prawda bezobsługowy, ale niech Pan pozwoli, że pokażę parę rzeczy, żeby mógł się pan z nim lepiej zapoznać.

– Brzmi dobrze – odpowiedział Miles, ciągle wkurwiony, że był tak blisko zamoczenia w Becky nad stołem kuchennym. „Niech to szlag”.

Wyszli na przedni ogródek, w którym w glorii i chwale stał teraz napełniony powietrzem dmuchany domek. Miał czerwoną podstawę, żółte kolumny boczne i niebieski dach, przy czym był wypchany po brzegi mnóstwem kolorowych balonów oraz piłek plażowych. Ciężkie nylonowe plandeki służyły za ściany i pozwalały czujnym rodzicom na wgląd do środka. Z boku ustawiono kompresor powietrza, na który wskazał pan Malpert.

– Nie musi się pan o to martwić. Ma wbudowany czujnik, więc jeśli stan powietrza będzie za niski, kompresor uruchomi się automatycznie – wyjaśnił.

– Świetnie – powiedział Miles i zaczął patrzeć na ulicę, gdzie pani London na podjeździe myła swoje BMW.

„Nie ma mowy, żeby ten twój sknerowaty małżonek kiedykolwiek kupił cię takiego nowiutkiego Caddy Blackwing, jak ja kupiłem Becky. Jednakże, nie miałbym nic przeciwko spuszczeniu się na twoje włosy…”.

Wrażenie, które sprawiało zabójcze ciało pani London psuł irokez z jej kręconych włosów, a one same w sobie miały kolor waty cukrowej. Tylko ktoś kto się urwał z roku 2020 uznałby tę fryzurę za zupełnie normalną na takim wysokiej klasy przedmieściu. Jednakże, nie da się ukryć, że to ciało od stóp do głów dawało Milesowi nieraz mocną motywację do masturbacji. Walenie gruchy to w końcu nie zdrada.

Następnie, Malpert zaprowadził Milesa na przód domku.

– Tutaj mamy główny panel ciśnienia – powiedział, otwierając małe, zamykane pudełko, umiejscowione z boku obiektu. – Reguluje twardość skoczni – było to proste urządzanie z guzikami: niska, średnia, wysoka. – Może się Pan nimi trochę pobawić. Dzieciaki lubią, jak zmienia się twardość, kiedy skaczą.

– Taaa? No tak, pewnie. – wymamrotał Miles. „Regulować twardość”, ale teraz akurat obserwował sąsiadkę obok, odbierającą swoją pocztę. Była to Janet Brill, która wyglądała jak Scarlett Johansson, ale z czarnymi włosami i większymi cyckami. Pomachała do niego i uśmiechnęła się, po czym puściła konspiracyjnie oczko. Ona i Miles chodzili razem do liceum, w którym była pierwszej klasy kubłem na spermę (Janet Brill, nie Scarlett Johansson). Miles wypieprzył ją tak, jakby nie miało być jutra w dzień wagarowicza, co powtórzyli również kilka razy latem. Cóż za wspaniała świnka do ruchania, rozmarzył się.

– Tutaj są włączniki światła – Malpert kontynuował i otworzył następny panel, tym razem zamontowany na przedniej kolumnie. – Tymi pokrętłami ustawia się kolory i prędkość migania. Nocą wygląda to naprawdę świetnie.

Zaraz ci powiem co wygląda świetnie nocą, pomyślał Miles.

„Uśmiech na twarzy mojej żony, kiedy doprowadzam ją do orgazmu i to właśnie powinienem robić teraz…”.

Kilka foodtrucków właśnie zatrzymało się przed domem, a obsługa zaczęła wtaczać swoje grille i wózki z jedzeniem na tyły posiadłości. Większą część obsługi stanowiły kobiety, a Miles przyglądał się im bez skrępowania, myśląc: „Wyruchałbym ją; tamtą też; ta mogłaby mi obciągnąć; nie ma mowy, prędzej przeleciałbym Jabbę z Gwiezdnych Wojen, ale, być może pozwoliłbym jej na drobną ręczną robótkę…”.

Pan Malpert odchrząknął, żeby przykuć uwagę Milesa.

– I jeszcze ostatnia rzecz, panie Benell, metalowe pudełko tutaj na dole – wskazał na skrzynkę osadzoną blisko dolnej, drewnianej rozpory dmuchanego domku. Skrzynka była zamknięta na kłódkę. – W środku znajduje się złącze zasilania. Pod żadnym pozorem proszę go nie dotykać. Jeśli tak się stanie, może rozkalibrować wszystko i sprawić ogromne problemy.

Koniec darmowego fragmentu