Czułość na pokaz (Gorący Romans) - Andrea Laurence - ebook

Czułość na pokaz (Gorący Romans) ebook

Andrea Laurence

3,6

Opis

Romantyczny ślub na zamku w Irlandii. Harper cieszy się na tę uroczystość, ale nie chce jechać sama, zwłaszcza że wśród gości będzie jej eks z nową narzeczoną. Prosi więc niemal obcego mężczyznę, Sebastiana Westa, aby przez tydzień udawał jej kochanka. Fikcyjny romans nikomu nie zaszkodzi, a że między Harper i Sebastianem zaczyna iskrzyć, to całkiem inna sprawa…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 154

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (60 ocen)
16
17
16
11
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Andrea Laurence

Czułość na pokaz

TłumaczyłaJulita Mirska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Co, do licha?

Sebastian West po raz trzeci zbliżył kartę do czytnika, ale drzwi BioTech-u, firmy, którą dziesięć lat temu założył ze swoim przyjacielem, pozostały zamknięte. Uderzył pięścią w szybę. Nikt z pracowników nie zareagował.

– Przecież jestem twoim szefem! – zawołał, kiedy jego sekretarka przeszła obok, nawet nie nawiązując kontaktu wzrokowego. – Virginio, bo cię zwolnię! – zagroził.

Kobieta zawróciła, ale drzwi nie otworzyła.

– Doktor Solomon zabronił pana wpuszczać.

– Chyba żartujesz!

– Musi pan porozmawiać z doktorem – odparła i się oddaliła.

– Finn! – Sebastian ryknął na całe gardło, waląc pięściami w szybę. – Wpuść mnie, ty podła kreaturo!

Po drugiej stronie drzwi pojawił się z zafrasowaną miną jego przyjaciel i wspólnik, Finn Solomon.

– Miałeś wziąć urlop – powiedział przez szybę.

– Tak zalecił lekarz, ale od kiedy to biorę wolne lub słucham lekarzy? – warknął Sebastian.

Odpowiedź brzmiała: nigdy. Na urlopie nie był od dziesięciu lat. Leżąc na plaży, trudno dokonywać genialnych wynalazków.

– Zapomniałeś, że dwa dni temu przeszedłeś zawał? Co najmniej przez dwa tygodnie masz nie pokazywać się w robocie.

– Oj tam, to był drobny zawalik. Po paru godzinach wypisano mnie do domu. Nawet nie wiadomo, czy to na pewno był zawał. Biorę przepisane leki, czego więcej chcesz?

– Żebyś wrócił do domu. Dezaktywowałem twoją kartę, a pracowników ostrzegłem, że jeśli ktoś cię wpuści, to go wywalę.

No tak, pomyślał Sebastian, czyli nie wśliźnie się do środka. Ale gdyby Virginia przyniosła mu laptop, mógłby…

– Zablokowałem twój komputer, nie masz zdalnego dostępu do spraw firmowych, więc nie nastawiaj się na pracę w domu – oznajmił Finn. Zawsze potrafił czytać w myślach Sebastiana, co się przydawało w pracy, ale teraz było irytujące. – Jesteś na przymusowym urlopie, Seb. Zamierzam tego dopilnować. Przez dwa tygodnie mogę sam kierować firmą, ale nie zdołam jej prowadzić, jeśli wykitujesz. Wyjedź gdzieś. Odpocznij. Idź na masaż. Wszystko jedno, ale tu się nie pokazuj.

Sebastian jęknął w duchu. Założyli BioTech zaraz po studiach. On był inżynierem, Finn lekarzem; razem szukali rozwiązań ułatwiających życie wielu ludziom, ulepszali mechanizmy kierujące protezami, pracowali nad wózkiem elektrycznym, którym można by sterować za pomocą fal mózgowych. Praca była ich pasją. Ale po dziesięciu latach niedosypiania, niezdrowego jedzenia i picia hektolitrów kawy jego organizm się zbuntował.

Nie, Sebastian nie chciał umierać; miał dopiero trzydzieści osiem lat. Ale był o krok od stworzenia egzoszkieletu, dzięki któremu paraplegicy tacy jak jego brat znów będą w stanie chodzić. Dlatego chciał wrócić do laboratorium.

– A co z nowym prototypem egzonóg?

Finn skrzyżował ręce na piersi.

– Dwa tygodnie nikogo nie zbawią. A pacjentom się nie przysłużysz, jeśli wyzioniesz ducha. Aha, kazałem zamontować defibrylator przy twoim gabinecie.

Sebastian westchnął zrezygnowany. Zamierzał pracować dziesięć godzin zamiast osiemnastu. Nie przypuszczał, że Finn mu w tym przeszkodzi.

– A mogę chociaż…

– Nie. Idź do domu, idź na spacer, idź gdziekolwiek, tylko zniknij mi z oczu. – Pomachawszy na pożegnanie, Finn okręcił się na pięcie.

Sebastian stał przez chwilę, licząc na to, że przyjaciel wróci i powie, że żartował. W końcu, niepocieszony, skierował się do windy. Wyszedł na gwarną nowojorską ulicę, nie wiedząc, co począć. Miał przed sobą dwa tygodnie nicnierobienia.

Dysponował nieograniczonymi funduszami. Mógł lecieć prywatnym odrzutowcem do Paryża. Albo odbyć luksusowy rejs po Karaibach. Lub wyskoczyć na kilka dni do Tokio. Ale żadna z tych rzeczy go nie kusiła.

Pieniądze były dla niego czymś obcym. W przeciwieństwie do Finna dorastał w skromnych warunkach. Chociaż rodzice pracowali ciężko, w domu się nie przelewało. A po wypadku Kenny’ego na quadzie wszystkie pieniądze szły na pokrycie kosztów medycznych.

Dzięki stypendiom i pożyczkom studenckim Sebastian skończył studia, po czym założył z Finnem BioTech. Po paru latach firma zaczęła przynosić zyski, lecz on był zbyt zajęty, aby z nich korzystać. Nigdy nie marzył o egzotycznych podróżach ani drogich autach. Nie umiał cieszyć się majątkiem. Przy sobie nosił nie więcej niż dwadzieścia dolarów.

Zatrzymawszy się na rogu, wyciągnął portfel. Miał go od czasu szkoły średniej. Skóra była mocno przetarta… Hm, powinien kupić nowy.

Nieopodal zobaczył dom towarowy Neiman Marcus. Może tam? Przeszedł przez ulicę i przytrzymał drzwi grupie atrakcyjnych młodych kobiet obładowanych pakunkami. Miał wrażenie, że już je gdzieś widział, zwłaszcza ostatnią brunetkę o jasnych niebieskich oczach.

Kiedy ich spojrzenia się spotkały, poczuł ukłucie w sercu. Serce zabiło mu mocniej. Chciał coś powiedzieć, ale ponieważ nie pamiętał, gdzie mogli się wcześniej widzieć, postanowił nic nie mówić.

Sekundę później kobieta odwróciła wzrok i podążyła chodnikiem za swoimi przyjaciółkami.

Przez chwilę je obserwował, po czym wszedł do sklepu. W dziale męskim szybko wybrał odpowiedni portfel. Nie miał dużych wymagań; po prostu chciał czarny, skórzany, z miejscem na kilka kart i kilka banknotów.

Ruszył do kasy, by zapłacić. Przed nim stała jedna osoba. Rozpoznał brunetkę, którą parę minut temu przepuścił w drzwiach. Tę o niebieskich oczach. Gdyby pamiętał, gdzie się spotkali – na jakiejś imprezie charytatywnej? – mógłby do niej zagadać.

Całe życie skupiał się na pracy, ale był facetem z krwi i kości, więc nie uszła jego uwadze figura brunetki, jej długie falujące włosy, duże oczy i krwistoczerwone usta. Pachniała jak ukwiecona łąka po ciepłym wiosennym deszczu.

Co takiego miała w sobie, że nie mógł oderwać od niej spojrzenia? A może nie chodziło o nią? Lekarz powiedział mu, że przez tydzień ma unikać wysiłku.

„Tak, panie West, seksu również”.

Czyż najbardziej nie kusi to, co zakazane?

Nagle zorientował się, że kobieta zwraca wszystko, co kupiła. Rozmyśliła się po dziesięciu minutach? Na kasie pojawiła się suma tysiąc pięćset dolarów. Po chwili kobieta zdjęła skórzaną kurtkę i włożyła ją do pustej torby.

Przyglądał się jej zaintrygowany.

– Przepraszam… – zaczął.

Okręciła się i wpadła na niego z impetem. Gdyby jej nie złapał, pewnie by się przewróciła. Przez moment ich ciała przylegały do siebie. Upajał się jej zapachem i dotykiem. Kiedy ostatni raz trzymał kogoś w objęciach? To znaczy kogoś, kto nie zjawił się na przymiarkę protezy?

W końcu opuścił ręce.

Kobieta cofnęła się i oblała rumieńcem.

– Przepraszam. Zawsze tak się spieszę… – Zmrużyła oczy, jakby twarz Sebastiana też wydała jej się znajoma.

– Nic się nie stało. – Uśmiechnął się. – Od tygodnia męczy mnie straszna nuda. Przynajmniej ją pani rozproszyła.

Popatrzyła na niego niedowierzaniem. Może nie wyglądał na człowieka, który się nudzi?

– Mam nadzieję, że nie nabiłam panu guza?

– Nie… Przepraszam, odnoszę wrażenie, że już się kiedyś spotkaliśmy, ale nie mogę sobie przypomnieć gdzie. Sebastian West – przedstawił się.

Podała mu dłoń, a jemu po plecach przebiegł dreszcz. Zaskoczyło go to. Zwykle skupiał się na pracy, a inne rzeczy – seks, randki – zajmowały odległe miejsce na liście jego priorytetów. Teraz wystarczył niewinny dotyk, aby nastąpiło gwałtowne przetasowanie.

– Harper Drake. – Ona również coś poczuła, bo szybko cofnęła rękę i potarła nią o sweter, jakby chciała pozbyć się pieczenia. – Faktycznie wygląda pan znajomo. Może pan zna mojego brata Olivera z Orion Computers?

– Nie, ale niewykluczone, że Oliver przyjaźni się z moim kumplem Finnem Salomonem. Finn zna wszystkich.

Harper zmarszczyła czoło.

– Solomon? Hm, coś gdzieś dzwoni… Już wiem! Handluje pan sprzętem medycznym?

Sebastian uniósł brwi. Nie było to zbyt precyzyjne określenie tego, czym się zajmował, ale zdumiało go, że panna Harper Drake zdołała choć tyle wyłuskać ze swej pamięci.

Zdumiało i ucieszyło.

– Coś w tym rodzaju – rzekł z uśmiechem.

Wreszcie go umiejscowiła! Zwróciła na niego uwagę, kiedy przytrzymał drzwi. Była pewna, że już go kiedyś widziała, ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Czekały na nią przyjaciółki – Lucy Drake, Violet Niarchos i Emma Flynn.

Parę minut później pożegnała się z nimi i wróciła pośpiesznie do sklepu oddać wszystko, co kupiła. Nie spodziewała się, że wpadnie tam – i to dosłownie – na mężczyznę, z którym minęła się w drzwiach.

– Czyli musieliśmy się spotkać zimą podczas imprezy organizowanej przez jeden ze szpitali.

Sebastian skinął głową.

– Całkiem możliwe.

Przyjrzała mu się badawczo. Takiej twarzy się nie zapomina: silnie zarysowana szczęka, starannie ostrzyżona broda, czarne oczy i uśmiech powodujący szybsze bicie serca.

Szkoda, pomyślała, że Sebastian West nie jest jednym z bogatych prezesów, z którymi jej brat się zadaje. Czułaby się lepiej, zwłaszcza gdy wejdzie w posiadanie pieniędzy z funduszu powierniczego, mając u boku mężczyznę o stabilnej pozycji finansowej.

Ostatnie siedem lat borykała się z problemami, o jakich dawniej się jej nie śniło. Pochodziła z bogatego domu, całe życie była rozpieszczana. Ojciec niczego jej nie odmawiał, szczególnie po śmierci matki. Dopóki nie zbankrutował.

Harper nigdy nie przypuszczała, że źródło pieniędzy kiedyś wyschnie. Kiedy to się stało, wprowadziła wiele zmian w swoim życiu, ale nikomu się do nich nie przyznała. Wstydziła się, że ona – z wykształcenia księgowa! – roztrwoniła fortunę, którą dostała na osiemnaste urodziny.

Dopiero gdy spadła z wysoka na sam dół drabiny finansowej, zaczęła doceniać wartość pieniędzy i podziwiać ludzi, którzy potrafią zarządzać swoim majątkiem.

Postanowiła, że gdy znów wejdzie w posiadanie milionów, będzie znacznie bardziej ostrożna, również pod względem mężczyzn, z jakimi się umawia. Nie, żeby zamierzała kontynuować znajomość z Sebastianem Westem.

Wtem kątem oka dostrzegła swojego eksa, Quentina. Chwytając Sebastiana pod łokieć, obróciła się w stronę stoiska z męskimi butami.

– Przepraszam – szepnęła, modląc się, by Quentin ich nie zauważył. – Próbuję…

– Harper?

Psiakrew! Zostawiwszy Sebastiana, podeszła do mężczyzny, którego od dwóch lat starała się unikać.

– Cześć, Quentin.

– Co u ciebie? Jak się miewasz?

– Świetnie – skłamała. – A ty?

– Też. Właśnie się zaręczyłem.

Zaręczył się? On, który nie chciał się wiązać? Grr! Przywołała na twarz sztuczny uśmiech.

– To wspaniale. Gratuluję.

Nie wychwycił nieszczerości w jej głosie ani braku entuzjazmu.

– Dzięki. Josie jest cudowna. Na pewno by ci się spodobała.

– Z pewnością – mruknęła Harper.

– Wybierasz się na ślub Violet, prawda? – Quentin wyszczerzył zęby, a ją dobiegł ohydny zapach jego drogiej wody kolońskiej. – To będzie wydarzenie sezonu. Niesamowite, że postanowiła zafundować wszystkim przelot do Dublina i nocleg w wynajętym zamku. Istne szaleństwo! Tak sobie myślę, że powinienem był się z nią umawiać, zamiast z tobą – dodał ze śmiechem.

Harper zwinęła ręce w pięści.

– Oczywiście, że się wybieram. Jestem jedną z druhen.

– Lecisz sama? – spytał z nutą współczucia w głosie.

Zjeżyła się. Dlaczego sama? Rozstali się dwa lata temu; skoro on kogoś znalazł, ona też mogła.

Mogła, ale nie znalazła.

– Nie, ze swoim facetem.

Natychmiast pożałowała tych słów. Quentin mówi, że się zaręczył, a ona głupieje. Przecież nie ma faceta, nawet nie ma psa, kota czy choćby roślin w domu. Skąd go wytrzaśnie w ciągu kilku dni?

Quentin popatrzył na nią z niedowierzaniem.

– Naprawdę? Nie słyszałem, żebyś się z kimś spotykała.

Najwyraźniej trzymał rękę na pulsie.

– Nie obnoszę ze swoim życiem prywatnym – oznajmiła.

Miała nauczkę po ich głośnym rozstaniu. Przeżyła autentyczną traumę. Co najmniej pół roku wzdrygała się na samą myśl o jakiejkolwiek randce.

– Kim jest? Znam go?

Potrzebowała nazwiska. Byle jakiego. A miała kompletną pustkę w głowie. Kiedy rozglądała się nerwowo po sklepie, jej wzrok padł na Sebastiana.

– Zaraz ci go przedstawię. Seb, kochanie, pozwól na moment.

Sebastian uniósł pytająco brwi. Widząc, jak usta Harper układają się w bezgłośne „błagam”, ruszył w jej stronę.

– Słucham, skarbie?

– Seb, to jest Quentin Stuart, mój eks, o którym ci wspominałam. Właśnie mówię Quentinowi, że wybieramy się razem do Irlandii na ślub Violet i Aidana.

Quentin wyciągnął na powitanie dłoń.

– Sebastian…?

– West.

– Z BioTech?

– Owszem.

Harper z niczym BioTech się nie kojarzył. Pamiętała, że na tamtym przyjęciu ktoś powiedział, że Sebastian zajmuje się sprzętem medycznym. Uznała, że sprzedaje wózki inwalidzkie oraz łóżka szpitalne. Ale może się myliła, bo Quentin powierzał swej pamięci wyłącznie ważne informacje i nazwiska ludzi, którzy w jakiś sposób mu imponowali.

– No, no, Harper, niezłą rybkę sobie złowiłaś! – Zmarszczył czoło. – Dobra, muszę lecieć. Umówiłem się z Josie, a jestem spóźniony. Do zobaczenia w samolocie. Mam nadzieję, Sebastianie, że uda nam się wtedy porozmawiać.

Harper odprowadziła go wzrokiem, po czym zakryła dłońmi twarz.

– Boże, przepraszam! – szepnęła zawstydzona.

Ku jej zaskoczeniu Sebastian wybuchnął śmiechem.

– Zdradzisz, o co chodzi?

– Quentin to mój były. Nasze rozstanie było dość głośne i nieprzyjemne, niestety obracamy się w tych samych kręgach i czasem na siebie wpadamy. Kiedy spytał, czy jadę sama na ślub Violet, spanikowałam. Stałeś obok, więc powiedziałam, że z tobą. Przepraszam, nie powinnam była cię do tego mieszać… – Potrząsnęła głową. – Ale ze mnie idiotka.

– Bez przesady. – Ciemne oczy Sebastiana błyszczały wesoło.

– Ech, wszystko pogorszyłam. Kiedy pojawię się sama na ślubie, Quentin zorientuje się, że kłamałam. A on przyjedzie ze swoją narzeczoną…

Należało powiedzieć prawdę, że będzie sama. Że umawia się na randki, ale nie zamierza wiązać z byle kim. Zbliżała się do trzydziestki, ale trzydzieści lat to nie koniec świata. Przeciwnie, nie mogła się doczekać urodzin.

Bo tego dnia otrzyma dwadzieścia osiem milionów dolarów i skończą się jej kłopoty.

– Nie przejmuj się Quentinem – rzekł Sebastian. – To palant.

– Wiem. Kiepski mam gust, jeśli chodzi o mężczyzn – przyznała.

– No cóż… Cieszę się, że mogłem pomóc.

– Jeszcze raz bardzo dziękuję.

Harper patrzyła, jak Sebastian się oddala. Czuła coraz większy niepokój. Wiedziała, że gdy zniknie jej z oczu, na zawsze stracą kontakt, a z jakichś niejasnych powodów bardzo nie chciała do tego dopuścić.

– Sebastian!

Przystanął.

– Może miałbyś ochotę polecieć za friko do Irlandii? Na tydzień…

Tytuł oryginału: The Boyfriend Arrangement

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2018

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2018 by Andrea Laurence

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o. o., Warszawa 2020

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieł w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin (nazwa serii) są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25

www.harpercollins.pl

ISBN 9788327648037