Siła pierwszej miłości - Andrea Laurence - ebook

Siła pierwszej miłości ebook

Andrea Laurence

4,0

Opis

Heath i Julianne zawarli potajemnie ślub w wieku osiemnastu lat. Potem jednak się rozstali, nie mówiąc nikomu o swym związku. Po wielu latach spotykają się w rodzinnym miasteczku. Heath nadal pożąda Julianne, ale ma dość życia w zawieszeniu. Stawia jej ultimatum: albo da mu rozwód, przed którym od dawna się wzbrania, albo stanie się prawdziwą żoną...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 160

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (30 ocen)
12
9
6
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Andrea Laurence

Siła pierwszej miłości

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Twój tata miał tym razem bardzo poważny atak serca. – Słowa lekarza o stanie zdrowia przybranego ojca nie pocieszyły Heatha Langstona.

Czuł się bezradnie, stojąc w korytarzu szpitala, w którym znalazł się Ken Eden. Bardzo mu się to nie podobało. Choć był najmłodszym synem Edenów, miał własną firmę reklamową przy Madison Avenue na Manhattanie. W zeszłym roku przeprowadził jedną z najgłośniejszych kampanii promujących kosmetyki. Był przyzwyczajony do tego, że wszyscy, od sekretarki po wspólnika, spełniają jego polecenia.

Tym razem jednak miał do czynienia ze sprawą życia i śmierci. W tym nie był mocny. Julianne, jedyne biologiczne dziecko Molly i Kena Edenów, nie przestawała płakać od chwili przyjazdu do szpitala. Heath chciał ją pocieszyć, ale nawet on nie potrafił znaleźć odpowiednich słów.

Pięcioro dzieci Edenów przyjechało na farmę w Cornwall w stanie Connecticut natychmiast po otrzymaniu wiadomości o chorobie Kena.

Heath wsiadł w samochód i jechał z Nowego Jorku, nie wiedząc, czy zastanie ojca żywego. Jego biologiczni rodzice zginęli w wypadku samochodowym, gdy miał zaledwie dziewięć lat. Teraz był już dorosłym mężczyzną, prezesem własnej firmy, ale nie dopuszczał do siebie myśli o tym, że miałby znów stracić ojca.

Heath i Julianne przyjechali jako ostatni, więc lekarz powtarzał im to, co już słyszała reszta rodziny.

– Jego stan jest teraz stabilny – mówił dalej lekarz. – Bardzo pomogła aspiryna, którą podała mu żona.

Heath słuchał lekarza w skupieniu, nie mogąc jednak oderwać wzroku od Julianne. Podobnie jak matka była drobna, ale zawsze bardzo energiczna.

Dzisiaj, z pochylonymi ramionami i wzrokiem wbitym w podłogę, wyglądała na zagubioną. Jej jasne włosy najpierw były rozpuszczone, ale po długim siedzeniu w poczekalni upięła je w niezgrabny kok. Wzdrygnęła się, słysząc słowa lekarza, i zanurzyła twarz w zielony kaszmirowy sweter.

Heath położył rękę na jej ramieniu. Jego bracia przyjechali z narzeczonymi, które podtrzymywały ich na duchu, ale on i Julianne byli sami. Nie mógł patrzeć na ból na twarzy zawsze pewnej siebie, utalentowanej artystki. Choć wychowywali się w tym samym domu, nigdy nie uważał jej za siostrę. Była jego najlepszą przyjaciółką, wspólniczką zbrodni, a kiedyś też miłością życia.

Czuł się lepiej, mając ją przy sobie. Chciał, by zapomnieli o niesnaskach i skoncentrowali się na tym, co było teraz najważniejsze. Julianne nie odsunęła się, więc zapewne myślała tak jak on. Normalnie dałaby mu kuksańca w bok i odsunęła się, ale nie dzisiaj.

Oparła się o niego, opierając głowę na jego piersi. Przytulił policzek do złotych włosów, wdychając znajomy zapach. Kiedy westchnęła, dreszcz przebiegł mu po plecach. Przez chwilę przestał słyszeć głos lekarza i zdawało mu się, że są zupełnie sami. W takich momentach najbardziej żałował, że stracił dawną miłość.

– Trzeba przeprowadzić operację na otwartym sercu. Potem Ken zostanie przez kilka dni na oddziale intensywnej opieki medycznej, a następnie przeniesiemy go do zwykłego pokoju.

– Kiedy wróci do domu? – spytała Julianne.

Lekarz zmarszczył brwi.

– Nie chciałbym nic obiecywać, ale jak już mówiłem, będzie u nas co najmniej tydzień. Później chyba wyślemy go do centrum rehabilitacji. Mógłby ewentualnie zostać w domu, jeśli będzie miał pokój na parterze i prywatną pielęgniarkę. Potem przez jakiś czas powinien się oszczędzać. Nie będzie mu wolno podnosić nic ciężkiego ani chodzić po schodach. W tym roku na pewno nie zajmie się ścinaniem choinek na Boże Narodzenie.

W takim razie postanowione. Heath myślał już wcześniej o tym, by wziąć kilka miesięcy urlopu i wrócić na farmę przybranych rodziców. Rok temu na ich dawnej posesji znaleziono ciało, które niedawno zidentyfikowano jako Tommy’ego Wildera, jednego z ich przybranych synów, który przebywał na farmie krótko. Heath i pozostałe dzieci wiedziały, że Tommy nie żył od szesnastu lat, ale dopiero teraz policja wszczęła śledztwo.

Heath najchętniej zapomniałby o tym, że ten łobuz w ogóle kiedyś tu mieszkał. Niestety ignorowanie problemu nie mogło sprawić, że problem zniknie. Zdawał sobie sprawę, że powinien wreszcie ponieść konsekwencje swojego czynu. Ken i Molly, którzy mieszkali teraz na farmie sami, nie mieli pojęcia, co się stało z Tommym, ale musieli odpowiadać na pytania policji. Według jego jedynego biologicznego brata Xandera atak serca Kena był spowodowany stresem związanym z groźbą aresztowania przez szeryfa Duke’a.

Wystarczy, że jedna osoba straciła życie na skutek błędów Heatha. Nie mógł pozwolić na to, by ktoś stał się kolejną ofiarą, zwłaszcza Ken, który nie był niczemu winny.

Gdy lekarz zniknął, Heath i Julianne wrócili do poczekalni, w której zgromadziła się reszta rodzeństwa. Wszyscy bracia i ich narzeczone mieli zmęczone i wystraszone miny.

– Zostanę, żeby pomóc na farmie, dopóki tata nie wyzdrowieje – oznajmił Heath.

– Wiem, że to dopiero początek października, ale Boże Narodzenie przyjdzie w mgnieniu oka. – Jego najstarszy przybrany brat Wade zmarszczył brwi. – Ostatni kwartał roku zawsze jest upiorny. Nie możesz wziąć wszystkiego na siebie.

– A jaki mamy wybór? Wszyscy jesteście zajęci. Mój wspólnik może przez kilka miesięcy mnie zastąpić. Poza tym mam Owena. – Heath wiedział, że może liczyć na pomoc najstarszego i najwierniejszego pracownika Ogrodu Edenów. – Przed Bożym Narodzeniem zatrudnię dodatkowo starszych uczniów i studentów.

– Ja też przyjadę – oświadczyła Julianne.

Wszyscy spojrzeli na nią. Od chwili przyjazdu z Hamptons prawie się nie odzywała. Tylko Heath zdawał sobie sprawę z wagi jej decyzji. Chciała wrócić do domu, choć wiedziała, że on tam będzie. Taka propozycja była do niej zupełnie niepodobna, ale Julianne w tej chwili chyba trzeźwo nie myślała.

Choć wyglądała na drobną i delikatną, w jej oczach widniał upór. Heath znał to spojrzenie. Błysk determinacji w szmaragdowych oczach Julianne oznaczał, że nic nie zmieni jej decyzji. Kiedy sobie coś postanowi, nie ma sposobu, by to zmienić.

Julianne była rzeźbiarką. Jej pracownia i butik z galerią znajdowały się w Hamptons. Niełatwo wziąć ważący sto kilogramów piec do wypalania ceramiki i przenieść go w inne miejsce.

– A co z twoją wielką wystawą w przyszłym roku? – spytał Heath. – Nie możesz przerwać pracy na dwa albo trzy miesiące.

– I tak miałam zamiar się przeprowadzić.

Heath zmarszczył brwi. Julianne ma pracownię w domu. Od półtora roku mieszka ze swoim chłopakiem. To był dla niej rekordowo długi okres i wszyscy myśleli, że Danny zostanie jej mężem.

– A co z Dannym? – spytał ich brat Brody, wyręczając Heatha.

Zmarszczyła brwi. Wyraźnie nie miała ochoty o tym mówić.

– Nie jesteśmy już razem. Wyprowadził się miesiąc temu. Chciałam zmienić otoczenie, więc sprzedałam dom. Szukam teraz czegoś nowego. Mogę mieszkać przez kilka miesięcy w Cornwall, dopóki tata nie wyzdrowieje. W dzień będę pomagać na farmie, a wieczorami zajmę się swoją pracą.

Heath i reszta braci spojrzeli na nią podejrzliwie. Julianne poczerwieniała.

– No co? – spytała, biorąc się pod boki.

– Dlaczego nie mówiłaś, że rozeszłaś się z Dannym i sprzedajesz dom? Byliście z sobą bardzo długo. To poważna sprawa – obruszył się Xander.

– Dlatego, że wy trzej niedawno się zaręczyliście. Wystarczy, że będę sama na waszych weselach. Nie miałam ochoty opowiadać, że znów rozpadł mi się związek. Najwyraźniej pozostanę starą panną.

– To niemożliwe, Jules – zaoponował Heath.

Zmierzyła go wzrokiem.

– Mogę pomóc i to zrobię.

Heath spojrzał na braci.

– Czas wizyt się kończy, choć nie będzie łatwo wyciągnąć mamę ze szpitala. Ale my powinniśmy chyba wracać na farmę. Mamy za sobą długi i ciężki dzień.

Weszli do pokoju Kena. W zaciemnionym pomieszczeniu słychać było tylko urządzenie monitorujące serce i cichy dźwięk z telewizora. Ojciec był blady, ale jego skóra straciła niebieskawy odcień. Jasne, prawie siwe włosy były rozczochrane od ciągłego przesuwania w górę aparatu tlenowego.

Molly siedziała w rozkładanym fotelu obok męża. Nie miała zamiaru zostawić go samego. Na jej pogodnej zawsze twarzy widniał wymuszony uśmiech. Cała rodzina starała się zachować pogodę ducha ze względu na ojca.

Ken oderwał wzrok od telewizora i spojrzał na grupkę stłoczoną przy łóżku. Heath pomyślał, że muszą wyglądać śmiesznie. Pięć bogatych osób o wysokiej pozycji, bezradnych wobec choroby ojca. Cały ich majątek nie mógł zapewnić mu nowego serca.

Przynajmniej zgodnie z prawem. Ale ponieważ mieli już jakieś grzechy na sumieniu, a policja prowadziła wobec ich rodziny śledztwo, nie mogli pozwolić sobie na dalsze igranie z prawem.

– Nic się tu dziś nie będzie działo – stwierdził Ken. Starał się nie okazywać, jaką trudność sprawia mu mówienie, ale musiał położyć rękę na piersi, by wziąć głęboki oddech. – Idźcie do domu odpocząć.

Julianne wzięła ojca za rękę i poklepała ją ostrożnie, żeby nie wypadła igła od kroplówki.

– Dobranoc, tato. Kocham cię – powiedziała, całując go w policzek.

– Ja też cię kocham, kwiatuszku.

Kiedy Julianne odwróciła się, w jej oczach błyszczały łzy.

Wszyscy po kolei pożegnali się z ojcem, po czym wyszli na parking. Wade i Tori wrócili do siebie, a reszta pojechała na farmę. Mężczyźni zaparkowali swe luksusowe auta przy baraku, w którym mieli przenocować. Heath postawił porsche 911 carrera między leksusem suv Xandera i mercedesem sedanem Brody’ego.

Dwadzieścia pięć lat temu stara stodoła została zamieniona w pensjonat dla przybranych dzieci, które zostały przygarnięte przez Edenów. Na górze były dwie duże sypialnie i łazienka, a na dole duży pokój dzienny i kuchnia. Stare solidne meble zapewniały nastolatkom komfort. Heath był najmłodszym z czterech chłopców, którzy przebywali na farmie do osiągnięcia pełnoletności. Teraz mieszkali we wspaniałych apartamentowcach i rezydencjach o wartości milionów dolarów, ale ta farma stanowiła ich dom i kiedy przyjeżdżali do Cornwall, zawsze zatrzymywali się w baraku.

Heath patrzył, jak Julianne parkuje koło domu czerwony kabriolet camaro. Stary dom jej rodziców był zabytkowy i piękny, ale nie było w nim miejsca dla większej liczby dzieci. Ken i Molly mieli na górze sypialnię, Julianne zajmowała pokój na dole, a oprócz tego był jeden pokój gościnny.

Julianne stała na ganku, ściskając klucze w dłoni. Heathowi nie podobał się ten widok. Zwykle wiedziała, czego chce i jak to osiągnąć. Ale dzisiaj zupełnie straciła rezon. Rozstanie z narzeczonym i choroba ojca to było więcej, niż mogła znieść.

Heath wyjął torbę z bagażnika i wszedł do baraku. Położył worek marynarski na starym zniszczonym stole i rozejrzał się. Pokój dzienny na dole niewiele się zmienił w ciągu tych lat, Przybył tylko nowy telewizor z płaskim ekranem, który niedawno kupił Xander.

Heath czuł się bezpiecznie pod jednym dachem z braćmi. Gorzej było z Julianne, która wróciła do pustego domu. Choć może nie był osobą, której towarzystwa życzyłaby sobie dzisiaj, nie miał zamiaru pytać jej o zdanie. Nie zostawi jej samej i już.

– Hej, słuchajcie – zawołał do braci i ich narzeczonych. – Będę dziś spać w starym domu. Nie chcę, żeby Jules była sama po takim ciężkim dniu.

Xander poklepał go po ramieniu.

– Dobry pomysł. Zobaczymy się jutro.

Heath wziął torbę i pobiegł żwirowaną ścieżką do domu.

Wiedziała, że powinna położyć się po ciężkim dniu, ale nie była śpiąca. Rano martwiła się pracą i zerwaniem z narzeczonym. Potem zadzwonił telefon i usłyszała okropną wiadomość. Wszystkie inne zmartwienia od razu stały się nieważne. Natychmiast spakowała się i wyszła z domu.

Teraz, wiele godzin później, nadal była zdenerwowana. Zwykle w takich chwilach szła do pracowni rzeźbić, ale żadna praca nie mogłaby jej teraz uspokoić.

Zaparzyła herbatę rumiankową. Siedziała przy stole w kuchni, pijąc ją, gdy usłyszała ciche pukanie. Po chwili drzwi otworzyły się i zobaczyła Heatha.

– Co się stało? – Zerwała się z krzesła. – Dzwonili ze szpitala?

Heath potrząsnął głową.

– Nie, wszystko w porządku. Ale nie chciałem, żebyś była tu sama.

Odetchnęła z ulgą. Całe szczęście, że ojcu nic się nie stało. Opadła na krzesło. Po tak ciężkim dniu wolałaby, by nie było przy niej Heatha. Choć godzinę temu wyszli ze szpitala, wciąż czuła, jak przytula ją do siebie. To był niewinny dotyk, ale na chwilę zamknęła oczy, bo zrobiło jej się błogo.

– Wszystko w porządku.

Położył torbę na podłodze i usiadł.

– Nie. Zostanę tu.

Westchnęła, spoglądając w jego jasnoorzechowe oczy. Heath był zawsze wesoły, uśmiechał się i opowiadał żarty. Ale dziś był zmartwiony. Martwił się nie tylko Kenem. Martwił się o nią. Tak jak zawsze.

Starał się ją chronić. Wiedziała, że zawsze może na niego liczyć. Nie tylko dlatego, że stanowili rodzinę. Dziś jednak nie chciała o tym myśleć.

– Dziękuję. – Nie miała siły się kłócić, a poza tym przyjemniej mieć towarzystwo w tym starym pustym domu. Nieważne, co zaszło między nimi przez te wszystkie lata. Wiedziała, że Heath uszanuje jej granice.

– Dziwnie tu bez mamy i taty – powiedział, rozglądając się po kuchni. – Mama zawsze coś szykowała, a tata majsterkował przed domem.

Nie chciała myśleć o tym, że rodzice nie będą żyć wiecznie. Tata wróci tym razem do domu, ale kiedyś wreszcie nie wróci. Wolała uważać, że są nieśmiertelni. Tak myślała, będąc dzieckiem.

– Napijesz się herbaty?

– Nie, dziękuję.

Szkoda. Przynajmniej miałaby co robić, a tak musi siedzieć i czekać na pytania, które zaraz padną. Nie rozmawiali z sobą tak naprawdę od jedenastu lat, kiedy wyjechali na studia. Julianne specjalnie unikała tej rozmowy. Nie chciała wracać do przeszłości. Kiedy patrzyła Heathowi w oczy, przypominały jej się rzeczy, o których nie chciała myśleć: pożądanie, niepokój, strach…

– Co się stało z Dannym?

Westchnęła.

– Oboje chcieliśmy czegoś innego. Dla mnie najważniejsza była praca i sztuka. Teraz dobrze mi idzie i chcę kuć żelazo póki gorące. Danny chciał się poważniej zaangażować.

– Oświadczył ci się?

– Tak. – Tyle razy powtarzała mu, że nie interesuje jej małżeństwo i dzieci. Chyba myślał, że chce udawać niedostępną. – Odmówiłam mu najdelikatniej, jak mogłam, ale przyjął to bardzo źle. Potem doszliśmy do wniosku, że skoro nasz związek się nie rozwija, to czeka nas stagnacja. Więc się wyprowadził.

Danny był świetnym facetem. Dowcipny, interesujący i seksowny. Z początku nie myślał o stałym związku. Z jej punktu widzenia to było bardzo wygodne. Ona też nie chciała poważnie się angażować. Nie zamieszkaliby nawet razem, gdyby Danny nie musiał szybko znaleźć sobie jakiegoś lokum. Może uznał, że to krok naprzód, podczas gdy tak było oszczędniej i wygodniej.

– Nie chciałaś wyjść za niego?

Potrząsnęła głową z irytacją.

– Nie. A nawet gdybym chciała, co miałam mu powiedzieć, Heath?

Zapadła niezręczna cisza.

– Jules?

– Wolałabym o tym dzisiaj nie rozmawiać. – Wypiła ostatni łyk herbaty i wstała. – Choroba taty, sprawa Tommy’ego, nie mam siły na dalsze sensacje.

– Dobrze, ale spędzimy tu kilka miesięcy, więc musimy o tym porozmawiać. Za długo udawaliśmy, że ten problem nie istnieje.

Wiedziała, że tak będzie, kiedy zdecydowała się wrócić na farmę. Rodzice potrzebowali jej pomocy, więc musiała tak zrobić. Zresztą i tak nie miała gdzie jechać. Sprzedała dom. W przyszłym tygodniu zamknie go i praktycznie będzie bezdomna. Musiała tu wrócić i załatwić dawne sprawy raz na zawsze.

Spojrzała na miłego i czarującego mężczyznę, który skradł jej serce, kiedy była zbyt młoda i poraniona, by sobie z tym poradzić. Nawet teraz miękki zarys jego ust sprawiał, że robiło się jej gorąco i czuła dziwną tęsknotę. Od razu przypominała sobie, jak pocałował ją po raz pierwszy w Paryżu. Albo muskał ustami jej szyję, gdy podziwiali kościół Sagrada Familia w Barcelonie.

Rodzice myśleli, że wysyłają dwoje najmłodszych dzieci na pasjonującą wycieczkę po Europie. Nie spodziewali się, jakie uczucia może wzbudzić nagła swoboda i romantyczna sceneria w ich córce i przybranym synu. Heath nie był jej bratem. Znała go, gdy żyli jeszcze jego rodzice, i nigdy nie uważała go za brata. Był jej najlepszym przyjacielem. Ale jeśli chciała, żeby był kimś więcej, powinna rozprawić się z przeszłością.

– Dobrze. Kiedy tata poczuje się lepiej, znajdziemy chwilę czasu i porozmawiamy.

Spojrzał na nią tak, jakby jej nie wierzył. Od lat szukała wymówek, by nie podjąć żadnej decyzji. Pewnie myślał, że lubi go dręczyć, ale to nie była prawda. Nie chciała go stracić, ale nie wiedziała też, co z nim robić.

Dawno temu, gdy mieli po osiemnaście lat i byli daleko od domu, Heath jej pożądał. Ona również go pragnęła. Przynajmniej tak myślała. Była młoda i naiwna. Choć rozpalała się, gdy jej dotykał, nie mogła zdecydować się na ostateczny krok.

– Nie mieliśmy czasu, żeby o tym myśleć, kiedy byliśmy na studiach i rozkręcaliśmy firmy – powiedział Heath. – Ale już pora. To, co się zdarzyło w twoim związku, oznacza, że nie wolno dłużej zwlekać. Czy ci się to podoba, czy nie, w końcu ty i ja musimy zmierzyć się z faktem, że wciąż jesteśmy małżeństwem.

ROZDZIAŁ DRUGI

Heath postawił sprawę jasno. Ta sytuacja nie może dłużej trwać. Przez chwilę czekał na odpowiedź, a potem wstał.

– Dobranoc, Jules.

To zrozumiałe, że nie miała siły rozmawiać z nim dziś, skoro ojciec jest w takim stanie. Ale stracił już za dużo czasu. Podniósł torbę i poszedł na górę.

Sypialnia znajdowała się naprzeciw pokoju Julianne obok wspólnej łazienki. Na palcach jednej ręki mógł zliczyć, ile razy spał w tym domu. Zabytkowy budynek był piękny, wypełniony starymi meblami i pamiątkowymi bibelotami, ale Heath czuł się tu jak słoń w składzie porcelany.

Idealnym miejscem dla chłopięcych zabaw w dzieciństwie był pobliski barak. Mogli tam szaleć, bo meble były solidne i nigdzie nie stała zabytkowa porcelana. Podłogi były z drewna, więc nikt się nie bał, że poplami dywan. Mieli wielki telewizor, gry na wideo, stół do piłkarzyków i ogromne zapasy przekąsek i napojów. Z upływem czasu wiele się zmieniło, ale powrót do domu sprawiał, że wszystko było tak jak kiedyś.

Dziś wyjątkowo Heath chciał przenocować w starym domu ze względu na Julianne. Ale nie powinna uważać, że to słabość z jego strony. Miłość, jaką do niej czuł, ulotniła się w chwili, gdy zatrzasnęła mu przed nosem drzwi do sypialni. I tak okazał wielką cierpliwość. Właściwie był za dobry. Pozwolił jej robić to, co chciała. Teraz to się zmieni. Nie miał zamiaru jej pobłażać. Choć może to nie będzie dla niej wygodne, zmusi ją do podjęcia decyzji i opuści farmę jako wolny człowiek.

Jedenaście lat małżeństwa bez nocy poślubnej to chyba wystarczający powód, by wreszcie wziąć odwet.

Wszedł do sypialni i położył torbę na łóżku przykrytym białą kapą. Pokój, tak jak cały dom, był wypełniony antykami z kwiecistą tapetą na ścianach, koronkowymi firankami, półkami z książkami i zdjęciami w ramkach. Kiedy zdejmował mokasyny Prady, zauważył na ścianie portret w drewnianych rzeźbionych ramach.

To był portret Julianne, gdy chodziła do szkoły podstawowej. Złote włosy miała uczesane w koński ogon, na nosie piegi. Była ubrana w biały golf i różowy kombinezon w szkocką kratę. Dobrze pamiętał ją z tych lat.

Zakochał się w niej, kiedy po raz pierwszy ją zobaczył. Chodzili razem do czwartej klasy, w której uczyła pani Henderson. Wesoła blondyneczka z warkoczykami i promiennym uśmiechem siedziała obok niego w ławce. Zawsze pożyczała mu ołówki. Były różowe i pachniały truskawkami, ale to mu nie przeszkadzało. Specjalnie zostawiał swój ołówek w domu, by z nią porozmawiać.

Marzył, że kiedyś się z nią ożeni. Sam w to nie wierzył, ale któregoś dnia na boisku go pocałowała. Teraz już wiedział, że musi być jego. Napisał nawet kartkę na walentynki, by zdradzić, co do niej czuje.

Nigdy nie dał jej tej kartki. Kilka dni przed zabawą szkolną jego rodzice zginęli w wypadku. Heath też był ranny. Gdy wyszedł ze szpitala, on i jego brat Xander znaleźli się pod opieką ośrodka rodzinnego. Potem zamieszkali na farmie z choinkami na skraju miasta, a śliczna złotowłosa dziewczynka, o której marzył, została jego „siostrą”.

Nigdy nie przyjął tego do wiadomości. Mieszkali w tym samym domu, ale ani razu przez dwadzieścia lat nie nazwał jej siostrzyczką. Zwykle zwracał się do niej Jules, a w rozmowach nazywał ją Julianne.

Gdy zamieszkał w Edenie, przestał marzyć o tym, że kiedyś ją poślubi. Julianne nie pocałowała go już nigdy więcej. Przyjaźnili się, to wszystko. Dopiero w szkole średniej, gdy dzieci opuściły dom, coś zaczęło się między nimi zmieniać. Podróż do Europy była przełomowym momentem. Niestety długo się tym nie cieszył.

Po zerwaniu Julianne umawiała się z różnymi mężczyznami, ale te relacje nigdy nie były zbyt poważne. Nie zapraszała swoich chłopaków na farmę. Najpoważniejszy związek łączył ją z Dannym. Heath czasem zastanawiał się, czy ich małżeństwo rozpadło się, bo Julianne nie potrafiła nawiązywać bliskich relacji, czy jej związki nie wytrzymywały próby czasu dlatego, że była mężatką.

Wyjął kilka rzeczy z torby i zaczął się rozbierać, gdy usłyszał pukanie.

– Proszę! – zawołał.

Julianne otworzyła drzwi i zajrzała do pokoju. Zaczęła coś mówić i urwała, gdy jej wzrok przesunął się na tors Heatha. Nie poruszył się, choć miał ochotę nabrać powietrza w płuca i wciągnąć brzuch. Ale i tak wyglądał dobrze. Rano uprawiał jogging i podnosił ciężary. Jako dziecko był zawsze najmniejszy i najwątlejszy, ale to już przeszłość. Był niższy od braci, miał nie więcej niż metr osiemdziesiąt wzrostu, ale prezentował się bardzo dobrze.

Julianne chyba też była tego zdania. Jej delikatne policzki o barwie porcelany się zaczerwieniły. Jeszcze przez chwilę patrzyła na niego z otwartymi ustami.

Gdyby wiedział, jakie wrażenie zrobi na niej jego widok bez koszuli, pokazałby się jej tak już dawno temu. Nic nie wprawiało jej w większe zakłopotanie niż seks. Gdyby jednak starał się postawić na swoim, może teraz byłby szczęśliwie wolny lub rozwiedziony. Widząc jej reakcję, włożył ręce do kieszeni. Jego spodnie marki Dolce & Gabbana obsunęły się niżej, odsłaniając szlaczek włosów od pępka w dół.

Julianne przełknęła ślinę, spoglądając w bok.

– Przepraszam – wyjąkała. – Nie wiedziałam, że…

– Nie szkodzi. – Uśmiechnął się przebiegle. – Nie jestem wstydliwy. Zresztą widziałaś już mnie bez koszuli.

Potrząsnęła głową, odrzucając włosy na plecy.

– Ale tak nie wyglądałeś – odparła, zakrywając dłonią usta. Zawstydziła się, że powiedziała to na głos.

Heath wzruszył ramionami.

– Nie mam już osiemnastu lat.

Z pewnością byłby równie poruszony, widząc ją teraz bez stanika. Do diabła, rzadko miał okazję ją taką oglądać. Czasem wyobrażał sobie, jak może wyglądać, kiedy zdejmie sweter i dżinsy. Chuda osiemnastolatka, którą kochał, stała się bardzo piękną i seksowną kobietą o zgrabnej figurze i wdzięcznych ruchach.

Wciąż stojąc w drzwiach, pokiwała głową, nie patrząc na niego i nie odzywając się.

– Czy potrzebujesz czegoś ode mnie? – spytał wreszcie.

Spojrzała na niego, odzyskując głos.

– Tak. To znaczy nie. Nic nie potrzebuję. Chciałam ci tylko podziękować.

– Podziękować? Za co?

– Za to, że przyszedłeś tu przenocować. Wiem, że wolałbyś śmiać się i rozmawiać z Xanderem i Brodym. Rzadko macie okazję się widywać.

– Widuję ich częściej niż ciebie – odparł bez wahania.

To prawda. Jako dzieci byli nierozłączni. Ślub, który powinien ich połączyć, niestety ich rozdzielił. Heath wciąż nie mógł pojąć dlaczego.

– Tęskniłem za tobą, Jules.

W jej oczach pojawił się smutek.

– Ja też za tobą tęskniłam, Heath.

– Powiedz, dlaczego mnie unikasz? Chyba nawet gdybyśmy wzięli rozwód, i tak nie czułabyś się dobrze w moim towarzystwie.

– Wcale nie – odparła bez przekonania.

– Chcesz mnie ukarać za to, co zaszło między nami?

Westchnęła, opierając się o framugę drzwi.

– Nie chcę cię ukarać. I nie chodzi o to, co się stało w Europie. Są rzeczy, których nie chciałabym wspominać. Łatwiej mi zapomnieć o tym, kiedy ciebie nie widzę.

– Jakie rzeczy? Chwileczkę. Myślisz, że jestem winny tego, co się stało z Tommym Wilderem?

– Nie! – Uniosła rękę w górę. – Uratowałeś mnie. Tylko ty mogłeś mi pomóc.

– Ale przypominasz sobie ten okropny wieczór, kiedy patrzysz na mnie?

– Nie. Gdyby tak było, nigdy bym cię nie pokochała. Ale łatwiej mi myśleć o tym, co będzie, zamiast wracać do przeszłości. Nasz związek to już przeszłość.

– Oficjalnie nie. Ignorowanie prawdy nic nie zmieni. To tylko pogarsza sprawę.

Julianne zaśmiała się, krzyżując ręce na piersi.

– Tak. Ale nie wiem, co mam zrobić.

– Weźmy rozwód. Nie możemy być małżeństwem.

– Do tej pory było dobrze.

Teraz Heath się roześmiał.

– To mówi kobieta po zerwaniu z mężczyzną, który się jej oświadczył.

– Nie chcę o tym rozmawiać. Jeszcze raz ci dziękuję. Dobranoc.

– Dobranoc.

Zdjął spodnie i w samych szortach położył się do łóżka. Pościel pachniała lawendowym proszkiem, w którym Molly prała bieliznę i ręczniki. Przyjemnie zrelaksowany poczuł, że zapada w sen.

Nie ułożyło mu się z Julianne, ale nie był głupi. Dawno temu zrozumiał, że ich małżeństwo jest farsą. Nigdy go nie skonsumowali. Myślał, że do tego dojdzie. To był jej pierwszy raz. Może się denerwowała. Ale potem bez pożegnania wyjechała na studia do Chicago. Pojechał za nią, by wyjaśnić, co się stało. Myślał, że będzie romantycznie, ale usłyszała, że ich małżeństwo to był błąd i powinien o tym zapomnieć.

Był zdruzgotany. Potem rozpacz przerodziła się w złość, a następnie w obojętność. Wreszcie doszedł do wniosku, że jeśli Julianne tak bardzo chce rozwodu, to niech sama o niego wystąpi. Dlatego czekał.

Jedenaście lat.

W sumie to nie był żaden problem. Heath nie spotkał kobiety, którą chciałby znów poślubić, ale chodziło o zasadę. Skoro go nie chce, dlaczego nie pozwala mu odejść? Zawsze miała jakąś wymówkę. Brakowało im pieniędzy, często się przeprowadzali, byli zbyt zajęci pracą. Wciąż przekładała terminy spotkań z adwokatem.

Po jakimś czasie zaczął się zastanawiać, czy nie woli być mężatką i zachować to w sekrecie, niż wystąpić o rozwód, ryzykując, że wszyscy się dowiedzą, że za niego wyszła. Znał ją od dziecka, ale nie mógł zrozumieć, co dzieje się w jej ślicznej główce.

Siedziała w bujanym fotelu na werandzie, trzymając w dłoniach kubek gorącej kawy. W nocy prawie nie spała i rozpaczliwie potrzebowała kofeiny, by przetrwać dzień. Leżała w łóżku, rozmyślając o mężczyźnie, który był dziś blisko. Wspominała ich pierwszy wspólny wyjazd. W Europie było tak cudownie i romantycznie, że myślała, iż uda jej się pokonać lęk. Niestety.

Ukryła twarz w poduszce. Nieważne, jak bardzo go wtedy kochała. I pragnęła. Czuła lęk graniczący z paniką. Nie mogła być z Heathem, który jej bronił i był jej najbliższy na świecie.

Heath ma rację, powinni rozwiązać ten problem. Długo zwlekała, mając nadzieję, że później łatwiej będzie jej o tym mówić. Wiedziała już, że prawda może być bardziej bolesna niż kłamstwo. Kłamała dla dobra wszystkich. Nie mogła powiedzieć mu prawdy o ich poślubnej nocy.

Dlatego teraz pozostało jej tylko zakończyć to małżeństwo. Wkrótce to zrobi. Na razie trzeba zająć się tym co najpilniejsze, załatwić przeprowadzkę i odwiedzać ojca.

Był wczesny ranek. Właśnie wzeszło słońce. Heath jeszcze spał, w baraku panowała zupełna cisza. Teraz była tylko ona, chłodne powietrze i las sosnowy rozciągający się w oddali.

Kiedyś te drzewa stanowiły jej azyl. Gdy miała jakieś kłopoty, spacerowała w gęstwinie drzew. Potem na farmie zjawił się Tommy Wilder. Nigdy nie sądziła, że ktoś może ją tak zranić, a ona to wytrzyma. Fizyczne obrażenia zagoiły się szybciej niż emocjonalne. Drzewa jej wtedy nie pomogły i nie chciała już tam chodzić. Bracia przejęli jej obowiązki, a ona zajęła się prowadzeniem sklepu z choinkami. Molly sądziła, że to rodzący się zmysł artystyczny kazał córce zainteresować się sklepem.

W rzeczywistości było na odwrót. Praca w sklepie sprawiła, że rozwinął się jej zmysł artystyczny. Zaczęła pomagać Molly w robieniu świątecznych dekoracji i wkrótce malowała już okna oraz wykonywała rzeźby bożonarodzeniowe z gliny. Ukryła głęboko bolesne przeżycia, poświęcając się sztuce.

Chrzęst opon na żwirze przykuł jej uwagę. Chwilę później buick Molly okrążył dom i zaparkował obok jej camaro. Julianne zeszła po schodkach, by przywitać się z matką.

– Dzień dobry, mamo? Czy z tatą wszystko w porządku?

Molly skinęła głową.

– Na tyle dobrze, że odesłał mnie do domu. Jutro rano będzie operacja, więc chciał, żebym miała chwilę oddechu.

Cały tata. Nie lubi robić wokół siebie zamieszania.

– Zrobiłam kawę.

– Świetnie. Ta lura w szpitalu do niczego się nie nadaje.

Gdy weszły do domu, Julianne nalała matce kubek kawy z odrobiną śmietanki i łyżeczką cukru. Patrząc na zmęczoną twarz matki, pomyślała, że nie może pozwolić, by rodzice dowiedzieli się, że tuż po ukończeniu szkoły średniej miała romans z Heathem.

Nie chodziło o to, kogo poślubiła czy nawet kiedy. Gdyby Julianne nie była po takich traumatycznych przejściach i wszystko dobrze by się ułożyło, Molly może nie byłaby zachwycona, ale pogodziłaby się z losem. Problem polegał na tym, jak wytłumaczyć matce i rodzinie, że pobrali się po to, by za chwilę z sobą zerwać. Musiała zachować to w sekrecie nawet przed Heathem. Rodzice nie mieli pojęcia, że Tommy jej dotknął, no i zrujnował życie.

Nie mogła pozwolić na to, by rodzice przestali w nią wierzyć. Była jedynaczką, choć bardzo pragnęli mieć więcej dzieci. Na pewno ją kochali, ale jednocześnie nie kryli żalu, że ich marzenia się nie spełniły.

Gdy zaczęli przygarniać przybrane dzieci, Julianne czuła się coraz bardziej odsunięta na bok. Najpierw starała się mieć jak najlepsze wyniki w szkole, by wynagrodzić im to, że jest jedynaczką. Była bardzo grzeczna i nigdy nie sprawiała rodzicom żadnych problemów.

Do pewnego stopnia to się udało. Rodzice chwalili ją, ale przygarniali coraz więcej dzieci. Jej sposobem na to, by się wyróżnić, była perfekcja. Dopiero po wypadku z Tommym zażądała, by przestali przygarniać kolejne dzieci i wreszcie zwrócili na nią większą uwagę.

To był egoizm z jej strony i czuła się z tego powodu okropnie, jednak nie mogła pozwolić na to, by jeszcze jeden chłopiec zjawił się w domu Edenów i potraktował ją tak jak Tommy.

– Dobrze się dzisiaj czujesz? – spytała Molly.

– Tak. Heath nocował w gościnnym, żeby dotrzymać mi towarzystwa. Ustaliliśmy, że dwoje z nas zostanie tu przez kilka miesięcy, co najmniej do Nowego Roku, i pomoże wam w okresie świąt.

Molly skinęła głową. Obie wiedziały, że nie poradziłaby sobie sama. Drobna postura i sztywniejące palce nie pozwoliłyby jej przenosić choinek dwa razy większych od niej. Dzięki pomocy dzieci będzie mogła zapewnić właściwą opiekę mężowi po operacji.

– Kto z was tu zostanie?

– Heath i ja. On weźmie urlop w swojej agencji. Ja sprzedałam dom w Sag Harbor i zamieszkam tutaj, dopóki tata nie wyzdrowieje. Potem coś sobie znajdę.

– A ty i…?

Matka nigdy nie mogła zapamiętać, jak nazywa się jej chłopak. To nie była dobra wróżba.

– Danny. Zerwaliśmy z sobą.

– Och! Tak mi przykro.

– Nie kłam. – Julianne uśmiechnęła się, pijąc kawę.

Molly tylko wzruszyła ramionami.

– Rozmawiałam z prywatną firmą medyczną o tym, żeby zabrać ojca do domu i nie oddawać go do centrum rehabilitacji. Powiedzieli, że na kilka tygodni mogą przysłać pielęgniarkę.

– To świetnie.

– Tylko że będziesz musiała zamieszkać w baraku. Łóżko ojca trzeba znieść na dół i dostawić drugie dla pielęgniarki. Zgadzasz się?

– Oczywiście. Będę miała gdzie postawić rzeczy.

– No właśnie. A co z twoim studiem i wystawami? Musisz pracować, prawda?

– W sklepie dadzą sobie radę. Interesy w Hamptons idą tak dobrze, że szkoda byłoby się przenosić. Pracownię mogę urządzić w baraku.

– Wiesz, że tam jest magazyn, który nie jest używany. Można go posprzątać i miałabyś dużo miejsca.

– Magazyn?