Czego pragnie kobieta - Zbigniew Lew-Starowicz - ebook + książka

Czego pragnie kobieta ebook

Zbigniew Lew-Starowicz

4,3

Opis

Katalog kobiecych pragnień jest spory, od tych najbardziej oczywistych, jak poczucie bezpieczeństwa w związku po najbardziej skrywane, jak fantazje seksualne. Ale jedno pragnienie jest dominujące bez względu na zmieniające się czasy, coraz większe luzowanie gorsetów obyczajowych: chcę, żeby partner myślał tak jak ja. Tylko czy to jest możliwe?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 184

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (46 ocen)
23
17
4
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MariaWojtkowiak

Nie oderwiesz się od lektury

Napisana dzisiaj. Bardzo aktualna. Nie są to porady pachnące myszką. Polecam.
00

Popularność




Rozdział I. Żądze ukryte w pamiętnikach

Roz­dział I Żądze ukryte w pamięt­ni­kach

Jest taki mem: para na roman­tycz­nym spo­tka­niu. On pla­nuje roz­mowę o… poezji Her­berta. Ona – roz­bie­rankę i ostry seks. Pod­pis pod obraz­kiem brzmi: „Pyta­nie na dziś – czego pra­gną kobiety?”.

Mnie to nie dziwi. Ste­phen Haw­king, słynny ame­ry­kań­ski fizyk, powie­dział: „Nie naj­od­le­glej­sze galak­tyki, nie ciemna mate­ria, ani nawet nie zagadka Wiel­kiego Wybu­chu jest naj­więk­szą tajem­nicą wszech­świata, są nią kobiety”. Pla­ton doda­wał: „Powinno się dzię­ko­wać bogom, że się jest męż­czy­zną (…). Zro­zu­miałe więc, dla­czego to Pan­dora spo­wo­do­wała roz­prze­strze­nie­nie się wszel­kiego zła, skoro bogo­wie, chcąc się zemścić na ludziach, wyna­leźli kobietę i wraz z nią spro­wa­dzili na świat bier­ność, wie­lość, mate­rię, bez­ład”.

Powtórzmy: „bier­ność, wie­lość, mate­rię, bez­ład”. To jest defi­ni­cja kobie­cych pra­gnień?

Kobiece pra­gnie­nia koja­rzą mi się z nie­okre­ślo­no­ścią. A jed­no­cze­śnie z kon­kre­tem. Są bar­dzo jasno sfor­mu­ło­wane: „Wię­cej mnie kochaj, a nie zaj­muj się samo­cho­dem”, „Poświę­caj wię­cej uwagi dzie­ciom”, „Zadbaj o dobre waka­cje”. Te są z grub­sza jasne, ale jest też mnó­stwo pra­gnień nie­zwer­ba­li­zo­wa­nych i te są dopiero nie­złą zagadką – to jest ta pla­toń­ska „wie­lość i bez­ład”. Męż­czy­zna powi­nien się tych pra­gnień domy­ślić.

I to jest jego naj­waż­niej­sza życiowa rola?

Nie­malże. Czyli ma wie­dzieć, że ona wcale nie chce ana­li­zo­wać wier­szy Her­berta, tylko upra­wiać z nim seks. Męż­czy­zna, zda­niem kobiety, powi­nien wie­dzieć, co ona teraz chce, jakie są jej pra­gnie­nia. Oczy­wi­ste jest, że on się nie domy­śla. I na tym polega bycie w związku: na cią­głym odga­dy­wa­niu lub nieodga­dy­wa­niu wza­jem­nych pra­gnień.

Nie­które pra­gnie­nia są bar­dzo trwałe – sły­szę to w gabi­ne­cie pod­czas tera­pii par. Pod­czas ana­lizy dwu­dzie­stu lat trwa­nia związku oka­zuje się, że przez dwa­dzie­ścia lat te trwałe pra­gnie­nia nie były reali­zo­wane, cho­ciaż przy odro­bi­nie wysiłku mogłoby się to udać. Wtedy trudno się dzi­wić, że kobieta czuje się nie­speł­niona. Oczy­wi­ście, w nie­któ­rych związ­kach te pra­gnie­nia trwałe są reali­zo­wane przez cały czas ist­nie­nia rela­cji, na przy­kład para lubiąca podró­żo­wać – oddaje się takiej for­mie wypo­czynku.

Gama kobie­cych pra­gnień zmie­nia się w ciągu życia. Czym innym bowiem są pra­gnie­nia mło­dej matki, a czym innym doj­rza­łej pani na eme­ry­tu­rze. Reasu­mu­jąc, świat kobiety jest zróż­ni­co­wa­nym świa­tem pra­gnień. Dla męż­czyzn jest to świat gene­ral­nie nie­ogar­niony.

Dla­czego?

Męskie pra­gnie­nia są mniej skom­pli­ko­wane: męż­czyźni chcą mieć dobry seks, nie­złe jedze­nie i miło spę­dzać wolny czas. Mają mniej­sze ocze­ki­wa­nia wobec kobiet niż na odwrót. Wiem, że wiele kobiet uważa, że jest na odwrót, nato­miast z badań wynika, że męż­czyźni są bar­dziej zado­wo­leni ze swo­ich dłu­go­trwa­łych rela­cji niż kobiety. Co ozna­cza w prak­tyce, że ich pra­gnie­nia (mniej skom­pli­ko­wane) są czę­ściej speł­niane niż pra­gnie­nia kobiet (bar­dziej zło­żone).

Jeżeli więc będziemy pisali książkę o męskich pra­gnie­niach, to będzie ona o połowę krót­sza niż ta o kobie­cych.

Powta­rzam po wie­lo­kroć, że lista pra­gnień kobiet wobec męż­czyzn jest dłuż­sza od lita­nii do Matki Boskiej. To jest obraz tego dam­sko-męskiego zróż­ni­co­wa­nia. Kobiety mają wię­cej pra­gnień i ocze­ki­wań – dla­tego siłą rze­czy trud­niej jest je zaspo­koić.

Nato­miast one same potra­fią bar­dzo dobrze i sku­tecz­nie odczy­tać męskie pra­gnie­nia. Bo są od uro­dze­nia socja­li­zo­wane w empa­tii.

Kobieta ma wię­cej pra­gnień, bo jest o wiele bar­dziej skom­pli­ko­wana niż męż­czy­zna, ma do speł­nie­nia wię­cej zróż­ni­co­wa­nych spo­łecz­nie i bio­lo­gicz­nie zadań. Ma wię­cej zaso­bów – w sen­sie bio­lo­gicz­nym i psy­cho­lo­gicz­nym. Popa­trzmy na ewo­lu­cję życia kobiety i męż­czy­zny. On – po okre­sie mło­dzień­czym – wcho­dzi w okres doro­sło­ści, który trwa długo, aż do póź­nej doro­sło­ści. Wła­ści­wie bez więk­szych rewo­lu­cji. W przy­padku kobiet – mamy do czy­nie­nia z okre­sem mło­dzień­czym, potem – z roz­kwi­tem kobie­co­ści, macie­rzyń­stwem, następ­nie spe­cy­ficz­nym okre­sem pre­me­no­pau­zal­nym, następ­nie wresz­cie meno­pauzą i cza­sem po meno­pau­zie. I każda faza jej wieku ma inne pra­gnie­nia!

Pamię­tajmy, że wiele kobie­cych pra­gnień reali­zuje się w sfe­rze zawo­do­wej w naszym nie do końca wyeman­cy­po­wa­nym świe­cie. Kobiety chcą mieć takie same zarobki jak męż­czyźni i podobną do męskiej drogę awansu. Młode kobiety widzą, że pra­co­dawcy trak­tują je pro­tek­cjo­nal­nie: „zaj­dzie w ciążę i będzie kło­pot” – chcą umie­jęt­nie połą­czyć pracę i życie rodzinne. Tylko kobiety wie­dzą, ile to kosz­tuje wysiłku. Dla­tego nic dziw­nego, że świat ocze­ki­wań kobiet musi być o wiele więk­szy niż świat ocze­ki­wań męskich. Poza tym panie chcą ład­nie wyglą­dać, mieć dobre ubra­nia, świetne kosme­tyki. Pra­gnie­nie: „chcę wspa­niale wyglą­dać” może być dosyć kosz­towne. Róż­nica mię­dzy pra­gnie­niami męskimi i kobie­cymi wynika ze zróż­ni­co­wa­nia ról płcio­wych.

Freud powie­dział, że kobiety same nie wie­dzą, czego chcą.

W fil­mie Vicky Cri­stina Bar­ce­lona Scar­lett Johans­son gra­jąca rolę Cri­stiny mówi: „Gdy­bym ja wie­działa, czego chcę”. Oczy­wi­ście, możemy tę frazę poło­żyć na karb deli­kat­nego anty­fe­mi­ni­zmu Woody’ego Allena, ale coś w tym jest. Są kobiety, które czują pewien rodzaj pustki – chcia­łyby wie­dzieć, czego w życiu pra­gną, są otwarte na bodźce. Sły­szę w gabi­ne­cie: „Chcia­ła­bym, ale wła­ści­wie nie wiem, czego bym chciała”. W rze­czy­wi­sto­ści potrze­buje jakie­goś bodźca, który by w jakiś spo­sób zmie­nił jed­no­staj­ność jej życia. Nie oszu­kujmy się – więk­szość z nas pro­wa­dzi dosyć nudne, prze­wi­dy­walne życie. Bodziec, któ­rego kobieta potrze­buje, jest zależny od sytu­acji życio­wej, w jakiej się znaj­duje. Jeżeli sie­dzi z małym dziec­kiem w domu – można się domy­ślić, że chce za wszelką cenę z niego wyjść – pójść do restau­ra­cji, kawiarni, na basen, poczuć się przez chwilę nie tylko matką. Cza­sami są to bar­dzo małe rze­czy.

Bywa też, że kobiety nie ujaw­niają swo­ich pra­gnień, bo się ich oba­wiają, nawet same przed sobą.

To prawda. Za tym: „Chcia­ła­bym wie­dzieć, czego chcę” czę­sto idzie potrzeba sty­mu­la­cji (nie tylko ero­tycz­nej, ale także inte­lek­tu­al­nej), która nie zawsze jest uświa­do­miona albo czę­sto po pro­stu blo­ko­wana. Może to się dziać z powo­dów reli­gij­nych, z powo­dów wycho­wa­nia albo postawy, którą w naszych książ­kach czę­sto oma­wia­li­śmy, czyli: „Co ludzie powie­dzą, co ludzie pomy­ślą”. Bywa, że kobiety nie zdążą nawet uświa­do­mić sobie tego pra­gnie­nia, bo ono jest nie­zwer­ba­li­zo­wane, nie­świa­dome, ale nie znika. Cza­sami daje znać o sobie pyta­niem: „Czego bym chciała?”.

Bywa, że jest to też zwią­zane z prze­możną chę­cią zmiany pracy. Obiek­tyw­nie nie­złej, ale nie­da­ją­cej już satys­fak­cji, a przede wszyst­kim roz­woju. Nie­któ­rym kobie­tom nie wystar­cza bez­pieczna i nie­wy­ma­ga­jąca praca, potrze­bują wyzwań. Kre­atywne – nie zno­szą sta­gna­cji i zaczy­nają się w niej dusić. Racjo­nal­nie mogą sobie myśleć, żeby nic nie zmie­niać, bo jest dobrze („masz fajne śro­do­wi­sko, tu cię cenią, zara­biasz nie­złe pie­nią­dze, jest sta­bi­li­za­cja, a rynek – nie­pewny”), ale w środku drze­mie prze­można chęć zmiany. Która w tym wypadku jest blo­ko­wana przez zdrowy roz­są­dek.

Oraz czę­sto przez part­nera, któ­remu na rękę jest sta­tus quo, pra­gnie­nia roz­wo­jowe żony – tro­chę go nie­po­koją.

Są kobiety chcące zrzu­cić z sie­bie narzu­cone role spo­łeczne bycia matką. Nie zno­szą poma­ga­nia dzie­ciom w nauce, zapę­dza­nia ich do prac domo­wych, pil­no­wa­nia. Kobiety nie zno­szą rutyny dnia codzien­nego. Poranne wsta­wa­nie, śnia­da­nie, szkoła, praca, goto­wa­nie, kola­cja, sen. Wtedy pra­gną, „żeby się coś zmie­niło”, bo mają ser­decz­nie dosyć rutyny. Tyle tylko, że nie potra­fią, bo wła­ści­wie jak się wydo­być z tych spo­łecz­nych mat­czy­nych ról. Trudno mieć na to pomysł, skoro ma się rodzinę, dzieci, dom… Kobiety wtedy myślą, że już tak będzie zawsze, że ta jed­no­staj­ność je przy­tło­czy.

Zawsze w takich momen­tach przy­po­mina mi się wstrzą­sa­jąca scena z filmu Godziny, w któ­rej jedna z boha­te­rek – „różowa” wypie­lę­gno­wana pani z ame­ry­kań­skiego domku rodzin­nego z lat pięć­dzie­sią­tych – popeł­nia samo­bój­stwo.

Mam pary w tera­pii, w któ­rych kobiety skarżą się na rutynę. Zdziwi się pani, ale poma­gają drobne rze­czy i to wcale nie jest pro­tek­cjo­na­lizm z mojej strony. Cza­sami ener­gii dodaje kobie­tom drobny fakt prze­me­blo­wa­nia miesz­ka­nia, kupie­nia zastawy sto­ło­wej, nie zawsze musi to być rewo­lu­cja w postaci mło­dego kochanka. Drobne przy­jem­no­ści dają poczu­cie zmiany – jestem wiel­bi­cie­lem drob­nych przy­jem­no­ści.

W jaki spo­sób pan odczy­tuje, że cho­dzi w grun­cie rze­czy o pro­blemy z rutyną dnia codzien­nego?

Wystar­czą mi mowa ciała i mimika. Pytam na przy­kład: „Niech mi pani powie, jak wygląda pani dzień od obu­dze­nia się do zaśnię­cia”. Patrzę na jej twarz – widzę gry­mas abso­lut­nego znu­dze­nia, zde­ner­wo­wa­nia i despe­ra­cji. No i jestem w domu. Nawet nie musi nic mówić. Już wiem, czego ta kobieta pra­gnie. Zresztą podob­nie jest, kiedy pytam o obszar łóżka i widzę skrzy­wie­nie w rodzaju „nudy na pudy”. Cza­sami part­ne­rom uda się wpro­wa­dzić odmianę. Pamię­tam młodą parę, która przy­szła do mnie z ini­cja­tywy dziew­czyny, któ­rej kole­żanka z pracy poży­czyła książkę Tao miło­ści i seksu. Pod­kre­śliła jej co pikant­niej­sze szcze­góły. Zanim weszła ze swoim part­ne­rem, powie­działa mi: „Panie dok­to­rze, nie wie­dzia­łam, czego chcieć w tym sek­sie, ale jak zoba­czy­łam tę książkę – to już wiem. Chcę wła­śnie tego. Nie mogę jed­nak powie­dzieć tego mojemu part­ne­rowi – może pan dok­tor mu powie”. „Oczy­wi­ście, że mu powiem – odpo­wie­dzia­łem. – Musi mieć jed­nak pani świa­do­mość, że do tao seksu musi­cie być bar­dzo wygim­na­sty­ko­wani, w prze­ciw­nym wypadku pani i part­ner poła­mie­cie się pod­czas seksu”. To był dla mnie przy­kład dosyć nie­re­al­nych ocze­ki­wań wobec part­nera – czyli kom­plet­nej i natych­mia­sto­wej zmiany sztuki miło­snej.

Ale ta para jakoś sobie pora­dziła i to jest świetna wia­do­mość – kobiety mają part­ne­rów, z któ­rymi mogą reali­zo­wać swoje pra­gnie­nia.

Nie­stety, są także tacy, z któ­rymi się nie da – wia­domo z góry, że zmiana jest nie­moż­liwa. Bywa, że kobiety okre­ślają swo­ich part­ne­rów w sek­sie mia­nem „rze­mieśl­ni­ków”, takich co umieją pobu­dzić, dopro­wa­dzić do orga­zmu, ale… one chcia­łyby mieć arty­stów w łóż­kach.

Czyli gry­ma­szą?

Tro­chę. Ale to dobrze – jeżeli już seks, to niech będzie naj­lep­szy. Pyta­nie, czy part­ner może przejść z cze­lad­nika na mistrza. Jeden potrafi, a inny – nie.

Znu­dze­nie rutyną jest wstę­pem do tego, że kobieta prze­staje doce­niać swo­jego part­nera, bo po pro­stu jej powsze­dnieje. Wia­domo, jaką ma mimikę, co zrobi, jak myje zęby, jakiego szam­ponu i mydła używa, wia­domo, co lubi oglą­dać, co czy­tać, co jeść.

Doj­rza­ło­ścią jest doce­niać i nie dawać się ruty­nie? A może jest to nie­moż­liwe?

Wie pani, byłoby dobrze, gdyby czło­wiek doj­rzał wcze­śniej niż u schyłku życia. Jeżeli kobieta tra­fiła na dobrego part­nera, to dobrze, żeby go doce­niła. Bo – mimo że świat jest taki prze­wi­dy­walny i chwi­lami nudny – jest jed­nak war­to­ściowy. I powin­ni­śmy to doce­niać. Jestem zwo­len­ni­kiem tego, żeby przed snem zro­bić ana­lizę wszyst­kiego, co się zda­rzyło w ciągu dnia, i podzię­ko­wać sile wyż­szej (Bogu, Stwórcy dla osób wie­rzą­cych) za dobro, które nas spo­tkało, nawet jeżeli jest powsze­dnie i nie za bar­dzo inte­re­su­jące. Każdy dzień może być podobny do poprzed­nich, ale zawsze ma swoją obiek­tywną war­tość.

Jak bar­dzo nie­które kobiece pra­gnie­nia (na przy­kład aby rze­mieśl­nik w łóżku zamie­nił się w arty­stę) mogą być dla związku szko­dliwe?

Zmie­rza pani w stronę zdrady? Jeżeli chce się prze­żyć miło­sną przy­godę dla samej przy­gody – można nie­chcący roz­wa­lić zwią­zek. Co innego, jeżeli w związku doszło do wypa­le­nia, wów­czas pra­gnie­nie bycia w lep­szej rela­cji jest cał­ko­wi­cie uspra­wie­dli­wione i wspa­niale, jeżeli jest reali­zo­wane. Nato­miast mam teraz przy­kład związku, w któ­rym kobieta chciała, „żeby się coś zmie­niło”. Udana rela­cja, świetne dzieci, nie­zły stan­dard życia. Weszła w romans, bo chciała zmie­nić part­nera. Romans został ujaw­niony. Mąż powie­dział jej: do widze­nia. Ona zamiesz­kała z kochan­kiem, wyda­wało jej się, że to uatrak­cyjni jej życie. Po trzech mie­sią­cach oka­zało się, że to pomyłka. Wró­ciła do męża.

Miesz­ka­jąc u kochanka, zaczęła doce­niać rutynę i nudę daw­nego życia codzien­nego, ten usta­bi­li­zo­wany świat, od któ­rego ucie­kła. Doce­niła tego – zda­wa­łoby się – nud­nego męża, który dawał jej poczu­cie bez­pie­czeń­stwa, opie­ko­wał się dziećmi i był w zasa­dzie bar­dzo inte­li­gentny, miał zain­te­re­so­wa­nia. Jej pra­gnie­nie – kocha­nek – to była ilu­zja, fata­mor­gana. Kiedy zamiesz­kała z nowym part­ne­rem, oka­zało się, że jest kimś zupeł­nie innym, niż jej się wyda­wało. Nowa rutyna, która powstała w ciągu tych trzech mie­sięcy, total­nie jej nie odpo­wia­dała. Wszyst­kie przy­zwy­cza­je­nia z tam­tego związku oka­zały się bar­dziej atrak­cyjne niż te w nowym. Nowy styl życia miał być barwny, a nie był. Prawdę mówiąc, kom­plet­nie się tego nie spo­dzie­wała, wyda­wało jej się, że nowy part­ner jest gwa­ran­tem tego, że roz­po­czyna bar­dzo inte­re­su­jący etap w życiu.

Można się zasta­na­wiać, jak zare­ago­wał na ten powrót jej part­ner. Był zdez­o­rien­to­wany, nie wie­dział, o co cho­dzi. Długo roz­ma­wiali na ten temat, ona przy­znała się do błędu. On uznał, że była to próba ucieczki z rutyny. Przy­znał, że jej życie codzienne było zbyt prze­wi­dy­walne.

Czyli wyka­zał się doj­rza­ło­ścią?

Tak. Przy­znał, że – jako para – powinni mieć tro­chę wię­cej życia towa­rzy­skiego, cho­dze­nia do kina czy teatru. Jed­nak bra­ko­wało mu, że jego part­nerka w nie­wy­star­cza­jący dla niego spo­sób prze­pro­siła go za swoje tym­cza­sowe odej­ście. I że nie dość doce­niła jego postawę, czyli przy­ję­cie z otwar­tymi rękami. Wyglą­dało to tro­chę, jakby nie doce­niła jego wraż­li­wo­ści. Jemu prze­cież runął cały świat, prze­stał się czuć bez­pieczny. Teraz sobie zadaje słuszne pyta­nie: „Czy to się nie powtó­rzy?”.

Pra­gnie­nia są w końcu nie­po­wstrzy­mane, nie można ich okieł­znać. Co się więc wyda­rzyło w tej histo­rii o nie­speł­nio­nym pra­gnie­niu?

Przy­da­rzył się smu­tek speł­nio­nej baśni. Wyda­wało się wię­cej, niż się w isto­cie wyda­rzyło. I ni­gdy nie mamy gwa­ran­cji, że nas też to nie czeka, jeżeli będziemy chcieli zmie­nić nagle swoje życie. Poza tym nie zawsze potra­fimy wyjść z rutyny tylko dla­tego, że mamy wewnętrzne prze­ko­na­nie, że „coś byśmy w naszym życiu zmie­nili”. Skła­dam to na karb nie­doj­rza­ło­ści tej kobiety, która nie potra­fiła prze­wi­dzieć kon­se­kwen­cji swo­ich poczy­nań.

Nie zawsze się da.

Ale warto cho­ciażby wizu­ali­zo­wać sobie te kon­se­kwen­cje. Dam pani przy­kład: w pracy poja­wia się nowy męż­czy­zna. Iskrzy mię­dzy nim a zamężną kobietą. Ona jest nim zafa­scy­no­wana, a on także wyraź­nie nią zain­te­re­so­wany. Poja­wia się per­spek­tywa romansu biu­ro­wego, tyle że on dekla­ruje: szu­kam związku na życie. Ta pacjentka przy­szła do mnie roz­wa­żyć sprawę. Widzia­łem u niej silną fascy­na­cję i to, że nie może się pozbie­rać, bo ten męż­czy­zna wywarł na niej wiel­kie wra­że­nie. Pomo­głem jej spo­koj­nie zwizu­ali­zo­wać kilka sce­na­riu­szy przy­szło­ści. Poroz­ma­wia­li­śmy o plu­sach i minu­sach każ­dego z nich, o tym, co się wyda­rzy, jeżeli zostaną pod­jęte jakieś nie­od­wra­calne decy­zje. Osta­teczny wybór zawsze jest oku­piony jakimś cier­pie­niem, bo z cze­goś się rezy­gnuje. W końcu ta moja pacjentka nie zde­cy­do­wała się na odej­ście ze sta­łego związku w ramiona atrak­cyj­nego kolegi. Ale bar­dzo to prze­żyła.

Czy doj­rzałe kobiety mają doj­rzałe pra­gnie­nia, a niedoj­rzałe kobiety mają niedoj­rzałe?

Nie. Doj­rzały czło­wiek też może popeł­nić głup­stwo. Ale po to mamy doj­rza­łość, żeby zdać sobie sprawę z popeł­nio­nego błędu i wycią­gnąć wnio­ski.

A jak to wygląda z per­spek­tywy czasu? Czy kobiety dzi­siaj żałują swo­ich pra­gnień z prze­szło­ści, na przy­kład z cza­sów nasto­let­nich? Wra­cają do nich, czy­tają swoje pamięt­niki?

Zacznijmy od tego, że pisa­nie pamięt­ni­ków było kie­dyś bar­dziej roz­po­wszech­nione niż dzi­siaj. Są jed­nak wciąż osoby, które piszą pamięt­niki. To nie­zwy­kle cie­kawa mate­ria do ana­lizy kobie­cych pra­gnień. Co jest bowiem ich istotą? Marze­nia, ocze­ki­wa­nia, pra­gnie­nia wobec męż­czyzn, ale też wobec osób, które piszącą pamięt­nik kobietę ota­czają. Pyta­nia o to, czy czeka mnie wieczna przy­jaźń, miłość. Następną prze­strze­nią pamięt­ni­ków są po pro­stu opisy prze­żyć z danego dnia, czyli co się wyda­rzyło. I kolejną – ważne prze­ży­cia. Czyli to wszystko, co można okre­ślić sfor­mu­ło­wa­niami „czu­łam”, „myśla­łam”, „spo­dzie­wa­łam się”, „tęsk­ni­łam”.

Rozu­miem, że kobiety przy­no­szą do pana te pamięt­niki i ich pierw­szą reak­cją jest: „Jak ja mogłam tak myśleć!”.

Nie zga­dła pani. Pierw­sza reflek­sja kobiet po prze­czy­ta­niu swo­ich pamięt­ni­ków brzmi: „Czy ja się zmie­ni­łam? Czy mam podobny pogląd na świat jak ta pięt­na­sto-, sie­dem­na­sto­latka, którą byłam, gdy pisa­łam ten pamięt­nik?”.

Część kobiet jest szczę­śliwa, bo się oka­zuje, że są wciąż takie same albo bar­dzo podobne. Że cha­rak­te­ro­lo­gicz­nie i tem­pe­ra­men­tal­nie są taką samą trwałą struk­turą. Można powie­dzieć, że taki spo­sób myśle­nia cha­rak­te­ry­zuje kobiety w miarę speł­nione, które uznają za pozy­tywną war­tość cią­głość swo­ich marzeń, pra­gnień, ba – nawet męskich typów. Mówią o sobie: „Życie mnie nie zmie­niło, nie sta­łam się gor­sza, zgorzk­niała, mimo róż­nych doświad­czeń, które się wyda­rzyły po dro­dze. Pozosta­łam sobą. Ceni­łam zawsze lojal­ność i mimo że tyle osób oka­zało się nie­lo­jal­nych, nie sta­łam się cyniczna. Ten poten­cjał, który mia­łam, wykorzysta­łam tak, że w życiu teraź­niej­szym zaowo­co­wał dobrymi rze­czami”.

Inna postawa, która mnie oso­bi­ście nie przy­pada do gustu (ale to nie ma zna­cze­nia), polega na patrze­niu na sie­bie z prze­szło­ści w spo­sób dosyć cyniczny. Uwa­żają, że wtedy były ide­alist­kami, a prze­cież „wia­domo nie od dziś, że czło­wiek czło­wiekowi wil­kiem”. Mówią też ostrzej: okre­ślają się jako „głu­pia”, „naiwna”, sły­szę od nich zgorzk­niałe: „jak można było tak marzyć”, „wła­śnie przez to się doigra­łam”, „nie wie­dzia­łam o tym, dopiero mnie życie nauczyło”. Obser­wu­jemy tutaj wyraźną zmianę: z ide­alistki kobieta pisząca pamięt­nik staje się prag­ma­tyczką, ale – nie­stety – wyjąt­kowo gorzką.

Z czego naj­czę­ściej wynika to zgorzk­nie­nie?

W Pol­sce, jak wynika z badań, sporo kobiet wcho­dzi w dłu­go­letni zwią­zek z męż­czy­zną, który jest jej pierw­szym i jedy­nym part­ne­rem. Oczy­wi­ście, w pamięt­niku jest opi­sy­wany wyłącz­nie w super­la­ty­wach, dużo jest tam o jej uczu­ciach do niego, gene­ral­nie więk­szość pozy­tyw­nych i roman­tycz­nych rze­czy. Rze­czy­wi­stość oka­zuje się jed­nak póź­niej nie tak roman­tyczna. Bywa, że taki part­ner po kilku latach bycia w związku oszu­kuje kobietę, zdra­dza czy sto­suje wobec niej prze­moc. Taki prze­bieg zda­rzeń może spo­wo­do­wać u kobiety totalną zmianę postawy – „ni­gdy już nie zaufam żad­nemu męż­czyź­nie”, „bycie zako­chaną to sła­bość, któ­rej nie można poka­zy­wać, bo ktoś ją wyko­rzy­sta”. Bywa, że tak zra­nione kobiety – już ni­gdy nie zako­chają się ponow­nie. Mogą wejść w zwią­zek, ale nie będzie to już rela­cja roman­tyczna, tylko prag­ma­tyczna. Sły­szę wtedy od takich pacjen­tek: „Ja kocha­łam tylko raz i prze­je­cha­łam się na tym”. Stąd bie­rze się więc to zgorzk­nie­nie, które pró­buję mody­fi­ko­wać, bo ta postawa nie jest dobra także dla naj­bliż­szych tej kobiety.

Phi­lip Zim­bardo i John Boyd w książce Para­doks czasu piszą o tym, że warto mody­fi­ko­wać nasze kiep­skie doświad­cze­nia z prze­szło­ści w takie uczu­cia, które nie będą nam utrud­niały życia w teraź­niej­szo­ści. I że się to może udać. Pana zgorzk­nia­łym pacjent­kom też się udaje?

Pró­buję je mody­fi­ko­wać, ponie­waż taka utrwa­lona postawa zgorzk­nie­nia jest zaraź­liwa. Zgorzk­niała matka wycho­wuje takie same dzieci, może zepsuć udane związki przy­ja­ció­łek, sącząc ziarno nie­pew­no­ści, które może zebrać owoce. Kory­go­wa­nie takiej cynicz­nej postawy polega na obiek­ty­wi­zo­wa­niu rze­czy­wi­sto­ści. Ludzie zwy­kle postrze­gają rze­czy­wi­stość poprzez swój pry­zmat, ponie­waż nie mają żad­nego warsz­tatu badaw­czego. Gene­ra­li­zują więc swoje doświad­cze­nia i osoby po kiep­skich doświad­cze­niach ze związ­kami nie­rzadko są prze­ko­nane, że nie ma uda­nych rela­cji. Jak mogę to zobiek­ty­wi­zo­wać? Z pomocą nauki – oczy­wi­ście. Dla­tego przy­ta­czam sta­ty­styki obiek­tyw­nych badań prze­pro­wa­dzo­nych w róż­nych kra­jach, róż­nymi meto­dami, że jed­nak na świe­cie jest mnó­stwo uda­nych, szczę­śli­wych związ­ków.

Pomaga?

Na pewno budzi jakąś reflek­sję o tym, że być może zgorzk­niały obraz świata nie jest jedy­nym wła­ści­wym, że może to jed­nak prze­sada. Warsz­tat naukowy tera­peuty i obiek­tywne dane na temat jako­ści związ­ków – bywa, że poma­gają.

Ale na szczę­ście, w kontrze do postawy zgorzk­nia­łej jest jesz­cze trzeci rodzaj reak­cji – nazwał­bym ją zbli­żoną do obiek­ty­wi­zmu: „Byłam wtedy dora­sta­jącą dziew­czynką, więc akcep­tuję moje myśli i prze­ży­cia z prze­szło­ści. Teraz jestem doro­słą kobietą i czę­ściej posłu­guję się rozu­mem”.

Realistka.

Tak. Jako doro­sła kobieta ma już świa­do­mość, że doj­rze­wa­jąca dziew­czyna prze­cho­dzi przez różne etapy, potem z nich wyra­sta. Można na tę histo­rię doj­rze­wa­nia patrzeć z roz­czu­le­niem i czę­sto ona wła­śnie tak robi. Akcep­tuje każdą fazę życia, bo każda jest inna. Pamięt­nik jest doku­men­tem – świad­kiem tego roz­woju. Sam ni­gdy nie pisa­łem pamięt­nika, a teraz tro­chę żałuję, bo z chę­cią bym prze­czy­tał. Na pewno nie jestem cyniczny, czyli odpada zgorzk­niały spo­sób widze­nia świata. Pew­nie chciał­bym wej­rzeć w sie­bie w okre­sie doj­rze­wa­nia, posze­dłem do woj­ska jako sie­dem­na­sto­la­tek – wobec tego moje doj­rze­wa­nie zostało nieco skró­cone.

Czy taki powrót do pra­gnień nasto­let­nich może mieć cha­rak­ter tera­peu­tyczny?

Jak naj­bar­dziej. Zetknię­cie ze sobą i swo­imi marze­niami sprzed lat budzi wiele reflek­sji. Na przy­kład roz­czu­le­nie: „Jaka byłam cie­kawa świata, fajna, ufna, wraż­liwa” albo zdzi­wie­nie: „Tyle było we mnie war­to­ścio­wych cech, opty­mi­zmu, co się ze mną teraz stało?”. Jeżeli ta nasto­let­nia wer­sja zachwyca na tyle, że chce się do niej zbli­żyć, może doro­słą kobietę cze­kać piękna praca tera­peu­tyczna, w cza­sie któ­rej być może wróci do zapo­mnia­nej wer­sji sie­bie. Zro­zu­mie, pod wpły­wem czego się zmie­niła, powróci do korzeni, zasta­nowi się nad sobą. To potrafi być bar­dzo ubo­ga­ca­jące.

W jakim kon­tek­ście poja­wiają się w pana gabi­ne­cie te nasto­let­nie pamięt­niki?

Z pamięt­ni­kami jest cie­kawa sprawa. Więk­szość Pola­ków prze­pro­wa­dza się i opusz­cza domy rodzinne. Nie zabie­rają ze sobą pamięt­ni­ków albo nisz­czą je jako zbędny balast. Cza­sami może się uda coś oca­lić na stry­chu domu u rodzi­ców albo u takich, któ­rzy zosta­wili córce pokój z nasto­let­nich cza­sów, żeby w każ­dej chwili mogła wró­cić i się­gnąć po swoje rze­czy. I na takich zapo­mnia­nych pół­kach leżą sobie te pamięt­niki. A w gabi­ne­cie poja­wiają się naj­czę­ściej z mojej inspi­ra­cji, ponie­waż pod­czas tera­pii pytam, jakie moje pacjentka ma sny, czy pisała w mło­do­ści pamięt­niki, jaki motyw poja­wia się w jej wspo­mnie­niach. I jeżeli ma taką ochotę – może się ze mną swo­imi reflek­sjami podzie­lić.

Cza­sami motyw pamięt­ni­ków wycho­dzi, kiedy pacjentka robi rema­nent swo­jego życia. Wtedy przy­znaje mi się, że się­gnęła po nie i wró­ciła wspo­mnie­niami do prze­szło­ści. Jest też taka grupa kobiet, która się wsty­dzi sie­bie z prze­szło­ści. Że była taka nie­doj­rzała, naiwna, że fascy­no­wała się „takimi głu­po­tami”, że prze­ży­wała z przy­ja­ciółką bez­senną noc, zale­wa­jąc się łzami, widać jesz­cze roz­myte litery w tym pamięt­niku. Wsty­dzą się zasu­szo­nych liści, zasu­szo­nych kwiat­ków. Cho­ciaż bywa, że kwiat­ków od daw­nej sym­pa­tii się nie wsty­dzą, bo oglą­da­jąc je, czują bodziec emo­cjo­nalny. Patrząc na kwia­tek, zaczy­nają wizu­ali­zo­wać dawną miłość. Można patrzeć na pamięt­nik jak na ślad wspo­mnień. Kie­dyś taką rolę odgry­wały albumy ze zdję­ciami, ale zdję­cia są jed­nak wspo­mnie­niem prze­lot­nym. W pamięt­nikach mamy zapis kon­kret­nej chwili i tego, co się w danym momen­cie myślało.

Pamięt­niki pen­sjo­na­rek! Te się dopiero czyta! Można z nich wydo­być całą zło­żo­ność kobie­cych pra­gnień i marzeń.

Zga­dza się, dla mnie to okre­śle­nie nie ma cha­rak­teru pejo­ra­tyw­nego, wręcz prze­ciw­nie: uwa­żam, że są dosko­na­łym źró­dłem wie­dzy na temat kobie­cego doj­rze­wa­nia, kobie­ciej sek­su­al­no­ści. Bar­dzo dużo się w nich dzieje. A ich nie­wąt­pliwą war­to­ścią jest fakt, że są ukry­wane przed rodzi­cami – dla­tego są bar­dzo intymne, pry­watne, praw­dziwe. Rodzice, któ­rzy natkną się na taki pamięt­nik, mogą być zasko­czeni, ponie­waż widzą zupeł­nie inny obraz swo­jego dziecka. Nie jestem psy­chia­trą wieku doj­rze­wa­nia, ale cza­sami sły­szę, że rodzice mają na temat dzieci opi­nię, która ma się nijak do tego, jakie to dziecko jest w rze­czy­wi­sto­ści i co aktu­al­nie prze­żywa.

Wiem, o czym pan mówi. W gło­śnym fil­mie ani­mo­wa­nym o doj­rze­wa­niu To nie wypanda główna boha­terka, nasto­let­nia Mei, wykrzy­kuje swo­jej kon­ser­wa­tyw­nej mamie: „Tak! Oglą­dam się za chło­pa­kami, słu­cham gło­śnej muzyki i robię bez­wstydne ruchy!”.

To nagminne zja­wi­sko, że rodzice nie nadą­żają za doj­rze­wa­niem swo­ich córek. Pamięt­niki jed­nak – użyte na przy­kład jako dowód w roz­pra­wie sądo­wej – mogą mocno zmie­nić cha­rak­ter toczo­nej sprawy. W swo­jej prak­tyce sądowo-sek­su­olo­gicz­nej mia­łem do czy­nie­nia z fak­tem, że na pod­sta­wie pamięt­ni­ków wysnu­wano fał­szywe oskar­że­nia o mole­sto­wa­nie sek­su­alne. W pamięt­niku przy­pad­kiem odkry­tym przez matkę były zawarte fan­ta­zje ero­tyczne na temat danego męż­czy­zny: nauczy­ciela, tre­nera, wujka czy nawet ojca. Sprawa tra­fiała do sądu, który musiał orzec, czy są to fan­ta­zje, czy też prawda. Tak było kie­dyś, ale tak dzieje się rów­nież dzi­siaj. Są to nie­by­wale trudne sprawy, ponie­waż fan­ta­zju­jąca (załóżmy, że to tylko fan­ta­zje) na temat jakie­goś męż­czy­zny ze swo­jego oto­cze­nia czter­na­sto­latka chce ukryć swoją roz­bu­dzoną ero­tykę przed bli­skimi. Może skła­mać z lęku przed oceną: „Aha, to taka jesteś bez­wstydna” i powie­dzieć, że była w rze­czy­wi­sto­ści mole­sto­wana. Wtedy sprawa nabiera bar­dzo poważ­nego trybu, ponie­waż powo­ły­wani się kolejni bie­gli, któ­rzy mają spraw­dzić, czy nasto­latka nie kon­fa­bu­luje. Cza­sami sprawa jest szybko uma­rzana, bo widać, że szyta gru­bymi nićmi. Ale bywa też i tak (rzadko), że taki pamięt­nik może stać się źró­dłem nie­szczę­ścia i na przy­kład nie­słusz­nego ska­za­nia. Dla­tego jeżeli mogę coś powie­dzieć rodzi­com, któ­rym przy­pad­kiem wpad­nie w ręce pamięt­nik córki, to: 1. nie czy­taj­cie, usza­nuj­cie pry­wat­ność, 2. nie wszystko, co tam czy­ta­cie, jest odtwo­rze­niem obiek­tyw­nego świata, jest tam wiele fan­ta­zji, i są one cał­ko­wi­cie natu­ralne, 3. po prze­czy­ta­niu nie sta­raj­cie się ich wery­fi­ko­wać, chyba że naprawdę jest coś, co was bar­dzo nie­po­koi – także w zmia­nie zacho­wa­nia córki.

Po co nasto­lat­kom takie ero­tyczne fan­ta­zje?

Do pra­wi­dło­wego roz­woju psy­cho­sek­su­al­nego. Ero­tyka doty­czy też rela­cji. Dziew­czynka mająca lat trzy­na­ście, czter­na­ście, która już zaczyna odczu­wać pociąg, może popu­ścić wodze fan­ta­zji na temat męż­czy­zny: że jej dotyka, pie­ści ją, całuje. Opi­suje fan­ta­zje doty­czące seksu, któ­rego jesz­cze nie poznała, ale tak go sobie wyobraża. Czy­tajmy to jako wyraz doj­rze­wa­ją­cej kobie­co­ści. Pio­nie­rzy psy­cho­ana­lizy ukuli ter­min na to, o czym teraz mówimy. To jedna z faz roz­woju sek­su­al­nego – faza uta­jona. Po niej – ich zda­niem – nastę­puje wybuch okresu doj­rze­wa­nia. My jed­nak dzi­siaj widzimy, że okres uta­je­nia wcale nie musi być mil­czący, może się w nim dziać bar­dzo wiele. Mogą się poja­wić regu­larne fan­ta­zje ero­tyczne, potrzeby sek­su­alne, zako­chi­wa­nia – pamięt­niki mogą być ich pełne. Nasto­let­nie i bar­dzo młode dziew­czyny, jak widać w zna­ko­mi­tym fil­mie Elvis (ale także w fil­mach doku­men­tal­nych z kon­cer­tów Beatle­sów czy Rol­ling Sto­ne­sów), to abso­lut­nie nie­okieł­znane, nie­po­wstrzy­mane i nie­by­wale spon­ta­niczne w swo­ich reak­cjach osoby. Ich fan­ta­zja nie ma gra­nic, dołą­cza do tego burza emo­cjo­nalna i hor­mo­nalna – siła tych uczuć jest ogromna.

Mam wra­że­nie, że kobieta ni­gdy potem nie będzie już taka bez­kom­pro­mi­sowa, odważna, natu­ralna. No, może dopiero po pięć­dzie­siątce…

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki