Córka lasu - Justyna Chrobak - ebook + książka

Córka lasu ebook

Justyna Chrobak

4,3

Opis

Czy sen może zmienić nasze życie? Czy możemy tęsknić za tym, co poznaliśmy w trakcie nocnych marzeń? Czy sen może okazać się bardziej prawdziwy, niż otaczająca nas rzeczywistość?

Wyrusz w podróż z Ryann i odkryj razem z nią krainę Nesbero. Po tej wędrówce nic już nie będzie takie samo.

Rozpoczynająca studia Ryann zaczyna mieć koszmary, które wywracają jej życie do góry nogami. Kiedy jej przybrani rodzice się o tym dowiadują, zaskakują ją swoją nerwową reakcją. Wystraszona dziewczyna, zostaje wysłana w podróż z lekarzem, bliskim przyjacielem rodziny. Jej bliscy twierdzą, że grozi jej ponowne zapadnięcie w śpiączkę. Celem podróży ma być klinika, gdzie specjaliści mają pomóc, by nie wrócił stan śpiączki, w której spędziła ponoć kilka lat swojego dzieciństwa.

Dokąd zaprowadzi ją ta podróż? Kogo tam spotka? I co z jej dotychczasowego życia okaże się prawdą, a co kłamstwem?

W miejscu, do którego trafi pozna ludzi, którzy okażą się jej bliżsi niż mogłaby przypuszczać. Zobaczy rzeczy, o których jej się nie śniło. Doświadczy uczuć, których nie będzie potrafiła długo zrozumieć.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 317

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (34 oceny)
23
2
6
1
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Pasjonatka9

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna,wciagajaca historia,pełna magii i tajemniczości. Nie mogłam się oderwać. Czekam na kontynuację. Polecam- szczególnie tym,którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z powieścią fantasy.
10
kashucha

Nie polecam

Piękna okładka i bardzo słabo napisana książka. Mam wrażenie, że nie przeszła żadnej korekty, tak kuleje językowo. Dwunastolatki lepiej klecą zdania.
00
MK16051985

Nie oderwiesz się od lektury

Suprę książka polecam .
00
Jedynaana

Nie oderwiesz się od lektury

Super historia fantasy. Blisko ludzi a jednak z magią. Ciężko się oderwać. Świetna rozrywka!
00
zuza959

Nie oderwiesz się od lektury

Zakończenie sprawiło pewien niedosyt, wrażenie że coś się jest nie dokończone. SZOK
00

Popularność




Re­dak­cja: Ka­ta­rzyna Bień­kow­ska
Ko­rekta: Ka­rol Chu­dzik
Skład: Mo­nika Pi­ro­go­wicz
Pro­jekt okładki: Ma­ciej Sy­sio
Zdję­cie na okładce: Twoje Foto Mag­da­lena Świer­czek
Wy­da­nie II, Biel­sko-Biała 2023
ISBN 978-83-960662-4-4
Wszel­kie prawa do pu­bli­ka­cji za­strze­żone. Ze­zwala się na roz­po­wszech­nia­nie okładki i frag­men­tów w związku z pro­mo­cją w me­diach. Po­wie­la­nie i roz­po­wszech­nia­nie ca­ło­ści z wy­ko­rzy­sta­niem ja­kiej­kol­wiek tech­niki za­bro­nione.
Za­pra­szam na au­tor­skie so­cial me­dia:
fa­ce­book.com/ju­sty­na­chro­bak­pro­fi­lau­tor­ski
in­sta­gram.com/ju­sty­na­_chro­bak

Czy znasz to uczu­cie za­raz po prze­bu­dze­niu...? Pod­no­sisz ro­ze­spane po­wieki i jesz­cze przez chwilę wszystko to, o czym przed mo­men­tem śni­łeś, wy­daje ci się tak re­alne. Jed­nak z każdą upły­wa­jącą se­kundą, z wy­raź­nego ob­razu, z do­kład­nego wspo­mnie­nia, zo­staje je­dy­nie zle­pek kilku za­pa­mię­ta­nych szcze­gó­łów, a póź­niej już tylko wra­że­nie, że śniło się nam się coś waż­nego i pięk­nego. Ob­razy te za­cie­rają się co­raz moc­niej, by na ko­niec w na­szym umy­śle nie po­zo­stało już nic z sen­nych ma­rzeń...

... jed­nak Two­ich wpa­trzo­nych we mnie oczunie za­po­mnę ni­gdy.

I

Jesz­cze przed­wczo­raj bie­gła w pro­mie­niach wscho­dzą­cego słońca swoją ulu­bioną trasą, która okrą­żała jej ro­dzinną miej­sco­wość. Obec­nie, drugi dzień z rzędu, po­dą­żała wraz z grupką swo­ich no­wych ko­le­ża­nek brud­nymi ulicz­kami Lon­dynu. Cho­wała twarz przed prze­ni­kli­wym po­wie­trzem wie­czoru, moc­niej owi­ja­jąc grubą ba­weł­nianą chu­stę wo­kół szyi. Sta­rała się omi­jać ka­łuże, co było trudne, bio­rąc pod uwagę to, że po­kry­wały one więk­szą część chod­nika.

Prze­by­wała wła­śnie na wy­jeź­dzie in­te­gra­cyj­nym, po­prze­dza­ją­cym roz­po­czę­cie na­uki na Aka­de­mii Sportu w Du­bli­nie. Ida i Co­lin, jej przy­brani ro­dzice, na­ma­wiali ją, żeby zo­stała w domu. Jak za­wsze zresztą. Za każ­dym ra­zem, gdy po­ja­wiła się moż­li­wość ja­kie­goś wy­jazdu, tak kie­ro­wali roz­mową, by osta­tecz­nie znie­chę­cić ją do po­dróży. Chcieli ją mieć na oku. Do tej pory ja­koś bar­dzo jej to nie prze­szka­dzało. Nie cią­gnęło jej do da­le­kich i dłu­gich wy­jaz­dów. Lu­biła być bli­sko domu.

Tym ra­zem jed­nak było ina­czej. Sta­now­czo uparła się przy swoim. Tro­chę na siłę i wbrew so­bie, ale po­sta­no­wiła prze­ciąć pę­po­winę, łą­czącą ją z naj­bliż­szymi na świe­cie oso­bami.

Ulice Lon­dynu tęt­niły ży­ciem. Bio­rąc pod uwagę Naas, w któ­rym Ry­ann miesz­kała od za­wsze, ruch był tu­taj zde­cy­do­wa­nie więk­szy. Wszę­dzie pełno było mło­dych, roz­ba­wio­nych lu­dzi, z wy­raź­nie wi­docz­nymi ozna­kami upo­je­nia al­ko­ho­lo­wego. Był piąt­kowy wie­czór i w każ­dym ko­lej­nym lo­kalu, do któ­rego wcho­dziły, było co­raz mniej wol­nego miej­sca. Zbli­żały się wła­śnie do baru, przed któ­rym usta­wiał się sznur osób ocze­ku­ją­cych na wej­ście. Ist­niało duże praw­do­po­do­bień­stwo, że tu­taj rów­nież za­brak­nie dla nich wol­nego sto­lika.

Je­dyne co ją cie­szyło, to fakt, że w środku bę­dzie z pew­no­ścią cie­plej niż na ze­wnątrz. Przy­trzy­mała otwarte przez jedną z jej ko­le­ża­nek drzwi i prze­kro­czyła próg lo­kalu o wdzięcz­nej na­zwie Ra­sp­berry Inn. Ku jej zdzi­wie­niu lo­kal nie był za­dy­miony ani ja­koś spe­cjal­nie za­tło­czony. Jed­nak, gdy tylko wzięła pierw­szy wdech, po­czuła się dość dziw­nie. Zro­biła to po­now­nie. Wy­da­wało się jej, że chwilę wcze­śniej nie do­star­czyła swoim płu­com od­po­wied­niej ilo­ści tlenu. Miała uczu­cie, jakby nie do­cie­rał on do jej wnę­trza. Sta­nęła w miej­scu. Po­czuła się mocno zdez­o­rien­to­wana. Lekko za­krę­ciło jej się w gło­wie. Dziew­czyny na­to­miast zdą­żyły do­trzeć do baru i za­częły za­ga­dy­wać bar­mana.

Jedna z przy­szłych stu­den­tek, która wcho­dziła tuż przed Ry­ann, za­uwa­żyła, że dziew­czyny nie ma obok nich i wró­ciła po nią.

– Hej, co tak sto­isz? – za­py­tała ro­ze­śmiana. Ob­jęła ko­le­żankę ra­mie­niem w pa­sie i de­li­kat­nie pchnęła ją w kie­runku baru.

– Tro­chę dziw­nie się po­czu­łam – od­po­wie­działa, wpa­tru­jąc się w nie­okre­ślony punkt na pod­ło­dze, pró­bu­jąc choć tro­chę opa­no­wać przy­spie­szony, płytki od­dech.

– Prze­cież ty, przez cały dzi­siej­szy wie­czór, pi­jesz tylko sok ana­na­sowy, więc po czym masz się źle czuć? Chodź, chodź. Pew­nie za­raz ci przej­dzie – mó­wiąc to, po­now­nie lekko po­pchnęła ją do przodu, by obie jak naj­szyb­ciej do­tarły do po­zo­sta­łych dziew­czyn.

Dziew­czyna po­ru­szała się nie­pew­nie, z każ­dym ko­lej­nym kro­kiem czu­jąc się co­raz go­rzej. Miała świa­do­mość, że dzieje się z nią coś nie­do­brego i za­częło ją to tro­chę prze­ra­żać. Była w ob­cym mie­ście, w to­wa­rzy­stwie pod­pi­tych ko­le­ża­nek i bała się, że za chwilę ze­mdleje. Jej od­dech przy­spie­szył, a w gar­dle po­czuła po­smak me­talu. Pró­bo­wała więc przy­po­mnieć so­bie, co ostat­nio ja­dła. Po­cie­szała się tym, że naj­praw­do­po­dob­niej struła się ho­te­lo­wym je­dze­niem, a kiedy znaj­dzie się w swoim po­koju, na pewno po­czuje się le­piej. Te­raz jed­nak była co­raz bliż­sza omdle­nia. Przed oczami po­ja­wiły się ciemne plamki. Usi­ło­wała sku­pić się tylko na tym, by wyjść na świeże po­wie­trze.

Zna­jomy chi­chot dziew­czyn sta­wał się co­raz wy­raź­niej­szy. Pa­trzyła na swoje buty, my­śląc tylko o tym, by się nie prze­wró­cić, sta­wia­jąc ko­lejny krok. Była za­sko­czona, że za­tru­cie po­kar­mowe może mieć aż ta­kie skutki. Za­wroty głowy były co­raz moc­niej­sze, a ona z każdą se­kundą czuła się go­rzej.

Głosy do­bie­gały jakby z od­dali. Czuła w uszach dud­nie­nie wła­snego serca. Wresz­cie ra­zem z ko­le­żanką za­trzy­mały się przy in­nych dziew­czy­nach. Ry­ann ką­tem oka za­uwa­żyła bar i chwy­ciła go. Chciała zła­pać choć tro­chę rów­no­wagi. Usły­szała jak Ma­ria, która ją przy­pro­wa­dziła, ko­muś ją przed­sta­wia. Do­my­śliła się, że musi to być ktoś z ob­sługi lo­kalu.

– To na­sza ostat­nia ko­le­żanka, kiep­sko się czuje, ale jak tylko na­pije się cze­goś przy­go­to­wa­nego przez cie­bie, to z pew­no­ścią od razu zrobi jej się le­piej – za­chi­cho­tała.

– Wi­tamy w Ra­sp­berry. – Ry­ann usły­szała mę­ski głos.

Po­sta­rała się opa­no­wać mdło­ści i unieść na se­kundę głowę, by nie wyjść na kom­plet­nie pi­janą na­sto­latkę. Pod­nio­sła rów­nież rękę, aby uści­snąć wy­cią­gniętą dłoń bar­mana.

Nie­zli­czoną ilość razy do­świad­czyła już jak lekki prąd prze­ska­kuje po­mię­dzy dwoma oso­bami. Te­raz po­czuła coś po­dob­nego. Bo cóż in­nego to mo­gło być? A jed­nak, ni­gdy wcze­śniej nie od­czuła tego tak in­ten­syw­nie, jak te­raz. Do­tyk chło­paka był jak zimny prąd – prze­szedł od jej ręki aż po kark. Uczu­cie było obez­wład­nia­jące i in­ten­sywne. Przez uła­mek se­kundy dziew­czyna za­po­mniała o złym sa­mo­po­czu­ciu i mdło­ściach, które jesz­cze przed chwilą za­po­wia­dały utratę przy­tom­no­ści.

Rów­no­cze­śnie wraz z roz­pły­nię­ciem się po jej karku mro­wią­cego zimna, które po­zo­sta­wiło w niej nie­po­kój, Ry­ann na­po­tkała wzrok chło­paka. Jego brą­zowe oczy po­dzia­łały na nią jesz­cze moc­niej niż uścisk dłoni. Po­czuła się tak, jakby opa­dała w ot­chłań i na­gle się za­trzy­mała. Tak samo praw­do­po­dob­nie czu­łaby się w win­dzie spa­da­ją­cej z wy­so­ko­ści kil­ku­na­stu pię­ter, która na­gle zo­staje gwał­tow­nie za­trzy­mana i wisi w po­wie­trzu, za­miast roz­trza­skać się o zie­mię. Czas, który przed chwilą zda­wał się stać w miej­scu, ru­szył na­gle w przy­spie­szo­nym tem­pie. Wszyst­kie do­le­gli­wo­ści wró­ciły ze zwie­lo­krot­nioną siłą. Po­czuła smak żółci w gar­dle i za­wi­ro­wało jej w gło­wie.

Jak opa­rzona, nie od­zy­wa­jąc się ani sło­wem, wy­rwała swoją dłoń z uści­sku. Nie my­śląc o trud­nych do opa­no­wa­nia za­wro­tach głowy, ru­szyła do wyj­ścia. Do­tarła do drzwi i wy­pa­dła przez nie, jakby ją ktoś go­nił. Chwy­ciła się dłońmi zim­nej, me­ta­lo­wej ba­rierki, która za­pewne nie­rzadko ra­to­wała le­d­wie trzy­ma­ją­cych się na no­gach go­ści baru. Ry­ann, w prze­ci­wień­stwie do in­nych, nie miała we krwi ani grama al­ko­holu. Wzięła kilka głę­bo­kich wde­chów, pró­bu­jąc uspo­koić przy­spie­szony od­dech. Chłodne po­wie­trze wy­peł­niło jej płuca.

„Coś jest ze mną nie tak. Za­tru­łam się czymś. Cho­lerne ho­te­lowe je­dze­nie”. My­śli prze­bie­gały przez jej głowę w sza­lo­nym tem­pie, po­rów­ny­wal­nym do przy­spie­szo­nego rytmu serca. Do­piero po dłuż­szej chwili udało jej się odro­binę opa­no­wać nerwy.

Pod­nio­sła po­woli głowę. Czuła chłód po­wie­trza na karku i lekko wil­gotne od potu włosy. Od­dy­cha­jąc już dużo spo­koj­niej, w końcu po­czuła się na si­łach, aby się wy­pro­sto­wać. Mdło­ści znik­nęły. Cał­ko­wi­cie. Ry­ann ulżyło, ale jed­no­cze­śnie była mocno zdez­o­rien­to­wana. Jesz­cze przed chwilą miała pew­ność, że zwy­mio­tuje w za­peł­nio­nym ludźmi ba­rze, a te­raz nic. Zero za­wro­tów głowy i zero mdło­ści.

– Ry­ann? – Dziew­czyna usły­szała głos Ma­rii tuż za sobą. – Co ci się stało, ko­chana? – za­py­tała z tro­ską, sta­jąc tuż obok niej.

Od­wró­ciła się do niej i słabo uśmiech­nęła.

– Prze­pra­szam, że tak wy­bie­głam. Przez chwilę bar­dzo źle się po­czu­łam. Ale już jest ok – od­po­wie­działa, chcąc uspo­koić za­równo swoją ko­le­żankę, jak i sie­bie. – Baw­cie się da­lej. Ja już mam dość na dziś. Wra­cam do ho­telu.

– Je­steś pewna, że chcesz wra­cać sama? Może pójdę z tobą? Je­steś blada jak ściana. Nie po­win­naś sama cho­dzić w ta­kim sta­nie po Lon­dy­nie. Na do­da­tek póź­nym wie­czo­rem...

– Już mi zde­cy­do­wa­nie le­piej. Zresztą, ho­tel jest tylko kilka mi­nut drogi stąd, więc zro­bię so­bie krótki spa­cer. Nic mi nie bę­dzie. Dzięki za tro­skę. Wra­caj do reszty.

– Skoro tak mó­wisz...

– Zde­cy­do­wa­nie już mi le­piej – Ry­ann przy­tak­nęła, pa­trząc jej w oczy.

– W ta­kim ra­zie wra­cam do dziew­czyn. Wy­śpij się, że­byś ju­tro była w pełni sił – od­po­wie­działa nie­pew­nie, przy­glą­da­jąc się bla­dej ko­le­żance.

– Dzięki.

Ry­ann pa­trzyła jak dziew­czyna znik­nęła w lo­kalu. Za­raz po tym ode­rwała ręce od ba­rierki, o którą cią­gle się opie­rała. Po­woli ru­szyła w kie­runku ho­telu, w któ­rym za­trzy­mały się wraz z całą grupą adep­tów uczelni. Cie­szyło ją to, że czuje się już cał­ko­wi­cie w po­rządku. Tak, jakby cała wi­zyta w lo­kalu nie miała w ogóle miej­sca. Miała tylko je­den do­wód na to, że wszystko to, co przed chwilą się wy­da­rzyło, było praw­dziwe. Jej prawa dłoń. Cią­gle czuła na niej do­tyk bar­mana i gdzieś w środku, nie wie­dzieć czemu, bar­dziej ją to mar­twiło, niż mdło­ści i za­wroty głowy. Wspo­mnie­nie ciem­nych oczu, w które pa­trzyła przez uła­mek se­kundy, spo­wo­do­wało, że za­częła od­czu­wać nie­po­ko­jące mro­wie­nie wzdłuż krę­go­słupa.

Po po­wro­cie do ho­telu, mocno roz­grzana przez długi prysz­nic, wsko­czyła do chłod­nej po­ścieli i uło­żyła się do snu. W po­koju pa­no­wała błoga ci­sza. Była tak wy­czer­pana, jakby coś wy­ssało z niej całą ener­gię. Ma­rzyła tylko o tym, by za­paść w głę­boki sen i rano obu­dzić się z na­ła­do­waną ży­ciową ba­te­ryjką.

Ale sen nie przy­cho­dził. My­ślała o wszyst­kim i o ni­czym. No i ten wzrok. Dla­czego cią­gle wra­cało do niej jego spoj­rze­nie? Im bar­dziej się nad tym za­sta­na­wiała, tym bar­dziej dzi­wił ją fakt, że poza oczami nie była w sta­nie przy­po­mnieć so­bie wy­glądu tego męż­czy­zny.

Prze­wra­cała się z boku na bok nie mo­gąc za­snąć. Raz po raz się­gała po te­le­fon i zer­kała na ze­ga­rek. Kiedy usły­szała otwie­ra­jące się drzwi, była pra­wie trze­cia nad ra­nem. Ry­ann uśmiech­nęła się pod no­sem na myśl o tym, w ja­kim sta­nie za­pewne znaj­duje się jej współ­lo­ka­torka.

Nie my­liła się. Ma­ria zrzu­ciła z sie­bie kurtkę i nie prze­bie­ra­jąc się, opa­dła pro­sto na swoje łóżko.

– Ry­ann... śpisz? – za­py­tała dziew­czyna ci­cho, po­wo­du­jąc, że le­żąca obok Ry­ann po­czuła jej mocno al­ko­ho­lowy od­dech.

– Nie, nie śpię. Do­brze się ba­wi­ły­ście?

– Tak. Świet­nie. Zo­sta­ły­śmy w tym ba­rze, z któ­rego ucie­kłaś. Ten bar­man był wprost nie­ziem­ski. Ta­jem­ni­czy i przy­stojny. Wy­py­ty­wał nas skąd je­ste­śmy, z ja­kiej uczelni, czy miesz­kamy w kam­pu­sie i czy długo zo­sta­jemy... No i py­tał, gdzie znik­nęła na­sza ko­le­żanka. W sen­sie mó­wił o to­bie...

– Py­tał o mnie? – za­py­tała Ry­ann, nie kry­jąc zdzi­wie­nia.

– Za­py­tał, gdzie ucie­kła na­sza ko­le­żanka i czy na­le­żymy do jed­nej grupy na stu­diach. – Ma­ria uci­chła i do­piero po chwili za­chi­cho­tała. – Oczy­wi­ście nie po­wie­dzia­ły­śmy mu, gdzie no­cu­jemy ani na ile tu je­ste­śmy. Kto wie, kim on jest. Za­bawa, za­bawą, ale też ostroż­ność ostroż­no­ścią. Fajny wie­czór... – wes­tchnęła ci­cho. – Na­prawdę fajny... Szkoda, że ucie­kłaś...

Dziew­czyna umil­kła. Ry­ann się nie ode­zwała. Le­żała z otwar­tymi oczami, wpa­tru­jąc się w ciem­ność, z głową zwró­coną w kie­runku ko­le­żanki. Po chwili usły­szała lek­kie po­chra­py­wa­nie.

Ob­ró­ciła się na drugi bok, chcąc pójść w ślady Ma­rii, ale wciąż czuła się nie­swojo. Zmę­cze­nie gdzieś się ulot­niło, a po­ja­wił się lęk.

***

Przed go­dziną piątą rano, młody męż­czy­zna wszedł na dru­gie pię­tro bu­dynku, w któ­rym znaj­do­wało się Ra­sp­berry Inn. Prze­kro­czył próg swo­jej ma­łej ka­wa­lerki, zrzu­cił z sie­bie ko­szulę i opadł ciężko na łóżko. Od­dy­chał głę­boko, wpa­tru­jąc się w su­fit. Od kilku go­dzin my­ślał tylko o tym, że to z pew­no­ścią była ona.

Był tego cał­ko­wi­cie pewny. W pierw­szym od­ru­chu chciał za nią po­biec, ale szybko za­pa­no­wał nad tym im­pul­sem. Na pewno by się wy­stra­szyła, ucie­kła, we­zwała po­li­cję. Nic by mu to nie dało. Nie zro­zu­mia­łaby tego, co chciałby jej po­wie­dzieć. Dziew­czyna ewi­dent­nie nic nie pa­mięta.

Tyle lat jej szu­kali, a te­raz, gdy już pra­wie wszy­scy się pod­dali, ona, jak gdyby ni­gdy nic, po­ja­wia się u niego w pracy i po­daje mu rękę na przy­wi­ta­nie.

Kto by przy­pusz­czał, że ten dzień bę­dzie tak wy­glą­dał – uśmiech­nął się pod no­sem. Co za iro­nia. On jako je­dyny z ca­łej grupy, od po­czątku po­szu­ki­wań nie wie­rzył w po­wo­dze­nie mi­sji, a dziew­czyna tra­fiła aku­rat na niego. Mógłby to prze­mil­czeć i ni­komu o tym nie wspo­mnieć. Za­pewne oszczę­dziłby jej wielu kło­po­tów i cięż­kich prze­żyć. Mo­głaby da­lej żyć tak, jak do tej pory...

Nie, nie po­tra­fiłby tego przed nim ukryć. Z sa­mego rana musi ko­lejny raz spró­bo­wać do­dzwo­nić się do Toma. Dzi­siej­szego wie­czoru już kil­ka­krot­nie wy­bie­rał jego nu­mer, jed­nak nikt nie ode­brał. Ani oj­ciec, ani po­zo­stali. Nikt się na­wet nie spo­dziewa, ja­kie ma in­for­ma­cje do prze­ka­za­nia. To wszystko zo­sta­wia na ju­tro.

Ona gdzieś tu jest. W tym mie­ście. Śpi spo­koj­nie. Nie­świa­doma ni­czego.

Za­mknął po­wieki. Pró­bo­wał przy­wo­łać ob­raz dziew­czyny, która po­ja­wiła się rów­nie szybko jak znik­nęła. Za­ci­snął swoją prawą dłoń. Po­czuł, jak za­czyna za­le­wać ją cie­pło, po­dobne do tego, które po­czuł, gdy jej do­tknął. Za­czął za­sy­piać. Cie­pło roz­le­wało się co­raz wy­żej w kie­runku szyi i karku, aż w końcu po­czuł de­li­katną falę w ca­łej gło­wie. Bez oporu od­dał się przy­jem­nemu uczu­ciu.

– Ry­ann... – wy­szep­tał w pół­śnie.

Szu­kał jej w my­ślach. Cze­kał na ja­kiś ob­raz. Nie na­tra­fił jed­nak na nic oprócz ciem­nej ściany i pustki. Za­nim cał­ko­wi­cie po­chło­nął go sen, zro­zu­miał, że dziew­czyna naj­praw­do­po­dob­niej nie śpi. Nie miał siły za­sta­na­wiać się, dla­czego. Od­pły­nął, czu­jąc głę­boki za­wód.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki