Cesarz Tyberiusz - Kazimierz Morawski - ebook

Cesarz Tyberiusz ebook

Kazimierz Morawski

0,0

Opis

Tyberiusz, Tiberius Claudius Nero (ur. 16 listopada 42 p.n.e., zm. 16 marca 37 n.e.) – cesarz rzymski, syn Tyberiusza Klaudiusza i Liwii Druzylli, pasierb i następca Oktawiana Augusta. Oficjalna tytulatura cesarska Tiberius Caesar Augustus. O nim to opowiada w niezwykle barwny, a zarazem interesujący sposób Kazimierz Morawski – polski filolog klasyczny, historyk, profesor i rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, prezes Polskiej Akademii Umiejętności, kandydat na urząd Prezydenta RP. (za Wikipedią).

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 84

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Kazimierz Morawski

 

 

 

Cesarz Tyberiusz

 

 

 

 

Armoryka

Sandomierz

 

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

 

Na okładce: Jean-Paul Laurens (1838–1921), Śmierć Tyberiusza (1864), licencjapublic domain, 

źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:JPaul_Laurens_The_Death_of_Tiberius.jpg 

 

Tekst wg edycji z roku 1891. 

Zachowano oryginalną pisownię.

 

© Wydawnictwo Armoryka

 

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

 

ISBN 978-83-7639-441-1 

 

 

 

Rozdział I.  

 W pyłach bibljotek i w zabytkach życia i sztuki, w kamieniach rytych, a nawet w ziemi pokładach szuka dzisiaj historja światła dla rozjaśnienia przeszłości człowieka; jak na polu praktycznem, tak w życiu umysłowem mnożą się usiłowania, żeby to światło zdwajać, potęgować i mnożyć, aby z jego pomocą badacz mógł się przedzierać przez najskrytsze tajniki duszy ludzkości i całych społeczeństw. I niewątpliwie starania te szczęśliwym nieraz wieńczą się skutkiem; mamy obrazy dziejów i społeczeństw, które w szerokich rysach odbijają prawdę lub do prawdy mocno się zbliżają. Ale trudniejsze zadanie napotyka historja wobec pojedyńczych ludzkich postaci, z których trudniej wydrzeć ostateczną tajemnicę ich jestestwa i istoty. Bo dusza pojedyńczego człowieka więcej jest subtelną i więcej skomplikowaną, niż dusza całych społeczeństw, w labiryncie jednej piersi trudniej znaleźć nić przewodnią Arjadny, któraby nas do ostatecznej celki zaprowadziła, skrytki, z której wychodzą stanowcze imperatywy czucia i działania. Pytanie quid est veritas ponawia się ciągle wobec tych postaci, a odpowiedzi wypadają najczęściej według duszy pytającego lub duszy epoki, która je stawiała.

Rozdział II.

 Do największych rozkoszy, których człowiek w wiecznem mieście doznaje, należy niewątpliwie przechadzka po sali biustów Kapitolińskiego muzeum. Najlepiej się tam udać po zwiedzeniu Palatynu i pałacu Cezarów. Fantazja, podniecona widokami ruin, przez które, mimo całego spustoszenia, prześwieca wszechwładza i majestat, rzymskich imperatorów, spotka się tu oko w oko z głowami, przed których skinieniem i spojrzeniem drżał kiedyś i kiedyś się korzył nieomal świat cały, w których się wylęgały myśli, wprawiające naprzemian ludzkość w podziw lub osłupienie.

 Dynastja pierwsza Juljo-Klaudjuszów góruje nad innemi ustawieniem, typami i przeważającym interesem historycznym. Mamy tu prawdziwie świetny kamienny komentarz do jednej z najważniejszych chwil historji, a zarazem do dzieła jednego z najznakomitszych historiografów, do roczników wielkiego Tacyta. Od Augusta do Nerona, w przeciągu lat kilkudziesięciu, staczają się tu dzieje szalonemi krokami po pochyłości, od artysty, który z mistrzostwem grał swą sztukę na wielkiej arenie życia i historji, do histrjona, który po wielkim swym przodku przejął tylko w spuściźnie pozy i przybory teatralne.

 Augustus, Tyberjusz, Kaligula, Klaudjusz i Nero, tworzą etapy tego dziwnego i dziwacznego dramatu. Zastanawiano się już często, jaka głębsza przyczyna sprowadziła tak prędką degenerację i wyrodzenie się tych władców i tej dynastji. Przypuszczano, iż wpłynęły na to poczęści powody czysto fizjologiczne, małżeństwa częste wśród rodziny, które mogą pewne przyrodzone skłonności wystopniować do demonicznej potęgi. Ale powody moralne z pewnością głębszą tu odegrały rolę. Ta władza cesarska nie była ścieśnioną żadnemi ściśle określonemi granicami; wystawiona jest ona ciągłe na opozycję i przeciwieństwa, które jednak łamać i gnębić nie przychodziło jej trudno. Niepewność stanowiska, z pewnością własnej wszechwładzy i świadomością wszechwładnych środków, wytwarzają ten niepokój zarazem i te okrucieństwa, które tak często zaprzęgają się w jednej osobie i nawzajem wyradzają. Wyraził prawdę Nero, która leżała na dnie całego tego rozwoju, gdy upojony swemi powodzeniami powiedział kiedyś, że poprzednicy jego nie wiedzieli dokładnie, co im właściwie czynić było wolno.

 Dynastja ta fizycznie szczycić się mogła przepięknemi typami. Kto widział popiersie młodego Augusta w watykańskiem muzeum, ten zawsze tęsknić już będzie za tym ideałem piękności chłopięcej; kto się przypatrzył mądrej jego twarzy na statuach i biustach z wieku późniejszego, temu oczy te mądre przyświecać będą przy rozczytywaniu się w dziejach powstania cesarstwa, które bądźcobądź należało do najpotężniejszych tworów historji ludzkości. Przejdźmy na chwilę obok głowy jego następcy, aby się zatrzymać przy twarzy trzeciego z rzędu, Kaliguli. Mamy tu przed sobą młodzieńca — bo Kaligula zamordowanym został mając lat 28 — ale rysy mają coś dziwnie twardego, samowolnego, wyraz jakiejś wyuzdanej junakierji, która żadnych więzów nie ścierpi i wszelkie prawa obyczajów i tradycji z lubością łamać będzie. Szał Cezarów na żadnem czole podobnie wyrazistego nie zostawił piętna [Straszny obraz jego twarzy odmalował Seneka. Dialog. lib.II, rozdz. 18.]. Następuje piękna, ale już miękka, zmęczona postać dziwaka Klaudjusza. Słabnięcie energji w złem czy dobrem wypisane na jej czole, pewna hypertrofja ciała zdradza nieudolność umysłową czy kalectwo. I po tem wszystkiem zamyka ten szereg miękka, rozlana głowa Nerona, zmysłowa, że możnaby go wziąć za władcę Wschodu, z wyrazem człowieka, który całą skalę sensacji przeszedł i wyczerpał, przebył wbród całe kały rozpusty i krwi ludzkiej, a potężnemi nozdrzami wywietrzać się zdaje, coby mogło jeszcze podrażnić zużytą i znużoną wrażliwość i wyobraźnię.

 Wszystkie te twarze poniekąd zrozumiałe, wytłómaczone dziejami i dzieje te naodwrót wyjaśniające — prócz jednej, pełnej zadumy i powagi, która sąsiaduje z Augustem. Jestto twarz pasierba jego i następcy — Tyberjusza. Potężna, ale nie otyła ta głowa, na potężnem osadzona ciele, przykryta bujnym włosem, który spada z tyłu głęboko aż na szyję, nos orli, w oczach i ustach dużo siły, ale zarazem pewnej goryczy, która świadczy, że w tej duszy rozstrój był na dnie, że przez te oczy nigdy nie biła pogoda, że jakieś wielkie smutki postać tę przeorały, których tajników dumne i zaciśnięte usta nie wyjawiają, o których jednak twarz cała głośno, choć ogólnikowo, nam świadczy.

 Kilku historyków starożytności chciało z tej postaci wydrzeć jej tajemnicę. Pisał historję Tyberjusza współczesny mu Wellejusz, człowiek drobnego umysłu i pojęć, przywalony i oślepiony majestatem panującego władcy. Wśród dymu służalczego kadzidła zaciera się w jego przedstawieniu i tak ciemna postać Cezara, charakterystyka obraca się w superlatywach, które tak dużo mówią, że aż nic nie mówią. Los, panujący nad spuścizną starożytności, dziwnie igrał z powierzonemi mu skarbami, a naigrawać się zdawał z miłujących ją potomnych; poszarpał on dzieła Liwjusza i Tacyta, a z toni wyratował książeczkę drobną ciasnego Wellejusza, który nam daje fakty i szczególiki, ale nie daje obrazu osób i duszy, których swem zrozumieniem dorość nie potrafił, ani zdołał.

 Wszyscy inni dziejopisarze Tyberjusza mają tę niższość, a zarazem wyższość wobec Wellejusza, że żyli w późniejszych czasach i żadnemi względami na bohatera swojego krępowanymi nie byli. Swetonjusz, biograf Cezarów z II w., jest niewątpliwie od Wellejusza uczeńszy, ale z drobiazgowością, właściwą erudytom, goni za drobnostkami i szczegółami, jego wiadomości gubią się w powodzi wiadomostek. Swetonjusza biografje, chociaż dla obfitości materjału nadzwyczaj cenne, są najdobitniejszym przykładem, jak biografji pisać nie należy. Są tam rubryki dla cnót i występków, ale niema rubryki dla duszy i ostatecznych pobudek, z których te objawy wypłynęły. Ludzie traktowani jak martwe istoty lub medale, których naraz tylko jedną stronę widzieć można; po kartkach jasnych i promiennych następują ciemne i groźne, bez żadnego nawiązania do tego, co poprzedza. Biografja Swetonjusza, jak wogóle najczęściej biografja starożytna, rozkłada człowieka żywego na martwe części składowe, drobi go w oderwanych słówkach i faktach, zamiast żeby z tych nagromadzonych cząsteczek składać organiczną całość, w którą pisarz powinien tchnąć życie i prawdę.

 W późniejszych czasach, w początku III wieku, pisał o Tyberjuszu w rzymskiej historji grek, ale rzymski senator, Cassius Dio. Wiele materjału nowego on nam nie przyniósł, charakterów działających osobistości mniej mógł rozumieć, jak rodowity rzymianin. Autor, lubujący się w ogólnikowych poglądach i pojęciach, pod któremi pojedyncze fakty układa, nie ma zmysłu wielkiego dla zrozumienia osobistości i mało plastyczności w ich przedstawieniu. Pewna gadatliwość, grekom właściwa, źle przystaje do twardych faktów i twardych postaci, które się przed naszemi przesuwają oczyma.

 Z umysłu nakoniec pozostawiliśmy jednego historyka, który najgłębiej sięgnął w swej analizie Tyberjusza, i panuje nad całym problemem tajemniczej tej postaci. W początku II wieku spisał Tacyt swoje wielkie historyczne dzieła, w epoce, kiedy z tronu Cezarów po wielkich przewrotach pierwszego wieku jaśniejsze i pogodniejsze zabłysło światło, kiedy rządy mądrego Trajana godziły ludzi z teraźniejszością i panującym stanem rzeczy. Ale ta dusza ponura i smutna nie spoczęła na dniu dzisiejszym, lecz z lubością odrywała wzrok swój wstecz ku katastrofie upadku rzeczypospolitej, do tego pierwszego wieku, który kruszył i burzył, aby w miejsce form przeżytych nowy ustrój państwa wprowadzić. Tacyt w gruncie był przekonanym o konieczności tego przewrotu i przełomu, ale za dużo zajmował się przeszłością Rzymu, za rodowitym był rzymianinem, aby wśród złomów rzeczypospolitej tęsknem okiem nie wodzić. Przesuwały się przed jego okiem mądrość i przebiegłość pierwszych cesarzy, wyrodzenie, swywola i rozbestwienie ich następców, służalczość i spodlenie potomków wielkich rodów, — wszystko budziło jego ciekawość, podniecało uczucie, zaostrzało rylec czy pióro. Kto się rodził i lata dziecinne przepędził za Nerona, lata, młodzieńcze i część wieku męzkiego przebył pod Domicjanem, ten mógł zapewne nieco przesiąknąć goryczą i na resztę dni się zasępić. Indywidualne te cierpienia zabarwiły też z pewnością jego sposób myślenia i przedstawienia rzeczy. To, czego pod gniotącemi rządami Domicjana wypowiedzieć nie było można, wezbrało w jego duszy, aby teraz wybuchnąć głosem sądu i potępienia. Tacyt nas zapewnia, że będzie pisał sine ira et studio, bez namiętności i stronniczości, a my dalecy jesteśmy od tego, aby mu świadome i zasadnicze fałszowanie prawdy zarzucać. Ale ira towarzyszyła mimo tego jego dziełu ciągle, ta ira szlachetna, którą świętym gniewem nazywamy; w słowach jego drży zawsze jakiś przydźwięk współczucia czy odrazy, który wytwarza to nadzwyczajne ciepło, a nawet palący żar jego przedstawienia. Historyk też nie jest powołany do zamrażania prawdy, a najmniej historyk własnego narodu. Czy w bólu czy w radości, powinien on współczuć z pokoleniami przeszłości, przez pozornie nagą opowieść faktów wysłyszeć powinniśmy pulsację jego serca. To stanowi u nas niespożyty urok pióra Szujskiego i Kalinki, to stworzyło wyjątkowe stanowisko Tacyta wśród historyków starożytności. Bo nikogo z nim porównać nie będziemy mogli: wielki Tucydydes kryje się za swem dziełem i przysłania słowami swoje uczucia nawet tam, gdy o cierpkie przejścia własnego życia potrąca. Wytwarza to majestat i wielkość w swoim rodzaju, ale duszy nowożytnego człowieka przypadnie zawsze więcej do smaku subjektywizm Tacyta, ten subjektywizm, który tak szarpie wyrazy na myślach, jak te myśli szarpały mu duszę. Bo w formie przedstawienia ten subjektywizm przedewszystkiem się uwydatnia. Po dobrotliwej szerokości Liwjuszowej opowieści, która płynie prostem i regularnem korytem, mamy tu same zwroty niespodziane. Odcienia myśli i drgnienia serca odbijają się w niezwyczajnem ugrupowaniu wyrazów, które silić się zdają, aby nam zdradzić w całej pełni towarzyszące tworzeniu myśli i niepokoje autora. Co chwila podniecenie uczucia odmienia nagle spodziewane rozwinięcie zdania. Lapidarność i patetyczność rzymska, a z drugiej strony indywidualność autora, który dużo w życiu milczeć i przemilczać dużo musiał, złożyły się na krótkość okresów, Ale wyrazy ciężarne więcej tu mówią, niż rozwałkowane perjody. Chmura prawdziwa myśli i uczuć niewypowiedzianych uwiesiła się przy zwięzłym tekście i zapełniła puste odstępy wyrazów i linij. Z krótkich, urywanych zdań wysłyszeć możemy nieraz jęki pokoleń, przekleństwa pisarza; czasem robią one wrażenia ostrego grotu, który musiał się wrażać w serce ofiary i wierci ją po dziś dzień.

 Ta forma wytwarza już w części wysoką dramatyczność przedstawienia; dramatyczność ta podniesiona jest jeszcze artystycznem ugrupowaniem faktów i głęboką psychologją pisarza, który postacie działające w historji do głębi duszy odsłonić nam się stara. Czy kiedy maluje tajniki ludzi, tęskniących za wolnością utraconą, czy kiedy roztwiera przed nami wnętrza tyranów, pełne rozstroju i rozterki, mistrzem jest on nieporównanym. Psychologją zbrodni ma w jego dziełach najpiękniejsze swe karty.