Bohaterowie, hochsztaplerzy, opisywacze. Wokół Żydowskiego Związku Wojskowego - Dariusz Libionka, Laurence Weinbaum - ebook

Bohaterowie, hochsztaplerzy, opisywacze. Wokół Żydowskiego Związku Wojskowego ebook

Dariusz Libionka, Laurence Weinbaum

5,0
28,17 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

 

Polacy nie mieli i nie mają monopolu na zniekształcanie historii ŻZW ani na konfabulacje. Między 1980 a 1999 r. ukazały w języku angielskim się trzy wspomnienia, których autorzy przyznawali się do członkostwa w jego szeregach. Nastąpiło to naturalnie w okresie, gdy mit „bractwa pierścienia” był na trwałe osadzony w literaturze historycznej. Nazwisk tych autorów nie znali Chaim i Chaja Lazarowie, którzy pracowicie gromadzili bazę danych dotyczącą ŻZW, żadne z nich nie pojawiło się na liście ocalałych członków ŻZW, opublikowanej w 1993 r. przez Chaję Lazar. Wszelako w dwóch przypadkach Lazarowie entuzjastycznie przyjęli cudowne odnalezienie nowych świadków i uczestników wydarzeń, zwłaszcza że ich opowieści przydawały wiarygodności ich własnych narracji.

(...) Zważywszy na to, co nam wiadomo o ŻZW, i to, co można ustalić jako fakt, do publikacji tych należy podejść z najwyższą ostrożnością.
z rozdziału „Apokryfy żydowskie”

Powstanie w getcie warszawskim cieszy się autentycznym i niesłabnącym zainteresowaniem nie tylko w Polsce i Izraelu. Szczególne kontrowersje wzbudza niejasna i zafałszowana historia Żydowskiego Związku Wojskowego, drugiej obok Żydowskiej Organizacji Bojowej organizacji zbrojnej warszawskiego getta.

W książce czytelnik znajdzie nowatorskie ujęcie historii i mitu Żydowskiego Związku Wojskowego. W pierwszej części (Dekonstrukcja) autorzy pokazują, jakim manipulacjom podlegała przez dziesięciolecia historia powstania w getcie i samego ŻZW. Odsłanianie kolejnych zafałszowań i zniekształceń pozwoliło im nie tylko na obalenie rozlicznych mitów obecnych w literaturze przedmiotu, lecz także na uwidocznienie niebezpieczeństw wynikających z podporządkowania badań naukowych takiej czy innej polityce historycznej. Ujawniają przy tym zarazem fatalne skutki wybujałych ambicji osobistych. W drugiej części książki (Rekonstrukcja) autorzy podejmują próbę odtworzenia rzeczywistej działalności syjonistów rewizjonistów (Nowej Organizacji Syjonistycznej i organizacji młodzieżowej Betar) w okresie okupacji niemieckiej. Wykorzystując nieznane materiały zebrane w trakcie kwerend w archiwach polskich i izraelskich, przedstawiają nowe interpretacje dokumentów i relacji funkcjonujących w obiegu naukowym. Autorzy omawiają działalność rewizjonistów pod okupacją sowiecką w Wilnie i niemiecką w Warszawie w latach 1939–1941, by następnie naświetlić szeroki kontekst tworzenia zbrojnego oporu w getcie warszawskim i na tym tle ukazać relacje między ŻZW a ŻOB, kontakty rewizjonistów z polską konspiracją, epizody z powstania, a wreszcie losy pozostałych przy życiu członków ŻZW.

Obaj badacze przeprowadzają systematyczny, świetnie udokumentowany wywód dotyczący historii i legendy ŻZW oraz ludzi związanych z jej kreowaniem, począwszy od końca lat czterdziestych XX w. aż po dzień dzisiejszy.

Rozprawiwszy się z mitami i kłamstwami, które nawarstwiły się przez całe dziesięciolecia, autorzy przystępują do rekonstrukcji historycznej, czyli do odpowiedzi na pytanie, jakie były prawdziwe losy ŻZW.

Praca Libionki i Weinbauma z wielu względów jest książką wzorcową. Jeżeli chodzi o wnikliwość i celność argumentacji,  o niesłychanie staranną i umiejętnie przeprowadzoną analizę mało znanych i nieznanych źródeł, praca ta  może  służyć za model solidnej pracy historyka i powinna stać się lekturą obowiązkową dla młodych adeptów historii.

z recenzji prof. Jana Grabowskiego

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 1017

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.


Podobne


Copyright © by Dariusz Libionka, Laurence Weinbaum

and Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów, 2011

Redaktor prowadzący: JAKUB PETELEWICZ

Publikacja została zrealizowana przy udziale środków finansowych:

Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu operacyjnego „Promocja czytelnictwa”, Priorytet 2 „Literatura i czytelnictwo”, zarządzanego przez Instytut Książki 

Funduszu Michaela H. Traisona dla Polski 

oraz Sama Salcmana, Melbourne, Australia

Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów

ul. Nowy Świat 72, pok. 120

00-330 Warszawa

e-mail: [email protected]

www.holocaustresearch.pl

ISBN: 978-83-63444-15-0

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o. o.

WSTĘP

Od czasu gdy wygasły popioły Treblinki, walka Żydów warszawskich stała się symbolem heroizmu na tle przerażającej i bezprecedensowej zagłady i sponiewierania godności ludzkiej. W oczach Żydów, a szczególnie Izraelczyków, nabrała ona znaczenia niemal mitycznego. Joseph Tenenbaum, jeden z przywódców Żydów polskich w Stanach Zjednoczonych i jeden z pierwszych historyków Zagłady, nazwał powstanie w getcie warszawskim „najbardziej zażartą i bohaterską bitwą od czasów bitwy stoczonej przez Spartan w wąwozie Termopile”1. Pokolenia Żydów, i nie tylko Żydów, postrzegały to powstanie jako nową Masadę, stanowiącą źródło inspiracji dla tych, którzy zmagali się z powszechnym i utrwalonym przekonaniem o bezradności i bierności Żydów w obliczu eksterminacji. Tego rodzaju interpretacje pojawiły się jeszcze w czasie okupacji oraz w pierwszych latach powojennych2. Raul Hilberg, pionier badań nad Zagładą, pisał: „w historii Żydów bitwa ta jest — dosłownie — rewolucją, albowiem po dwóch tysiącach lat uległości koło historii zostało zawrócone — Żydzi znów sięgnęli po broń”3. Do tego samego sprowadzić można słowa Dana Kurzmana, amerykańskiego dziennikarza pochodzenia żydowskiego: „Choć w różnych okresach pojedyncze grupy Żydów buntowały się przeciwko swym prześladowcom, powstanie w getcie warszawskim bardziej niż jakiekolwiek inne wydarzenie w sposób symboliczny zakończyło dwa tysiące lat uległości Żydów wobec dyskryminacji, opresji i — ostatecznie — ludobójstwa”4.

Wraz z upływem czasu i ogromnym przyrostem wiedzy o Zagładzie siła symboliczna powstania w getcie warszawskim nieco przybladła, zwłaszcza gdy kolejne rozdziały tej historii stały się lepiej znane. Co więcej, w ostatnich latach gloryfikowanie oporu zbrojnego ustąpiło bardziej umiarkowanemu i zniuansowanemu podejściu do zachowania ofiar, jak również przekonaniu, że nie wszystkie akty oporu musiały mieć charakter zbrojny. Niemniej pamięć powstania w getcie warszawskim wpływa na naszą świadomość, co wydaje się zrozumiałe. W istocie rzeczy niewiele epizodów drugiej wojny światowej przykuwało porównywalną uwagę historyków, dziennikarzy, pisarzy, filmowców, artystów plastyków i polityków. Lecz podobnie jak inne aspekty Zagłady czy dziejów jako takich wiedza o powstaniu stanowi pogmatwaną mieszaninę faktów, fikcji i fantazji. W wielu popularnych dziełach historycznych i literackich, co przeniknęło do świadomości społecznej, Żydowska Organizacja Bojowa (ŻOB) była synonimem całego podziemia. Wrażenie takie odnosi się nie tylko po najbardziej pobieżnej lekturze literatury Szoa. Ogólnie ujmując, rolę podziemia syjonistycznego — Żydowskiego Związku Wojskowego (ŻZW; nazwa hebrajska Irgun Cwai Jehudi) — często z takich czy innych względów pomijano lub w najlepszym razie marginalizowano. Ale nawet wówczas, gdy ŻZW pojawia się w dyskursie naukowym albo w debacie publicznej, zazwyczaj mamy do czynienia z błędnymi lub daleko niepełnymi informacjami.

Co było tego przyczyną? W latach sześćdziesiątych urodzony w Polsce historyk izraelski z instytutu Yad Vashem, Nachman Blumental, recenzując dwie publikacje o getcie warszawskim autorstwa Chaima Lazara i Israela Gutmana, które ukazały się niemal równocześnie, postawił następujący zarzut: „Autorzy starają się dać swoim pracom podstawę naukową, włączając materiały dokumentalne, świadectwa, zeznania itp. Obaj autorzy wybrali spośród całego kompleksu problemów związanych z tym tematem te, które są najbliższe ich sercu. Piszą mianowicie o roli, jaką w powstaniu odegrały stronnictwa, do których należeli w czasie Zagłady i w których działają do dzisiaj. Chaim Lazar — w partii rewizjonistów, a Israel Gutman w Ha-Szomer ha-Cair”. Blumental skonstatował na koniec: „Nie są to badacze opisujący pewne problemy sine ira et studio, obiektywnie, spokojnie i z opanowaniem. Obaj traktują swoje stronnictwa jako wcielenie własnych ideałów — osobistych, narodowych i ludzkich”5.

Przystępując do pisania naszej książki, nie mogliśmy zignorować faktu, iż w szeregach ideowych dziedziców ruchu syjonistów rewizjonistów silnie ugruntowane jest przekonanie, że pomijanie bądź ograniczanie informacji o ŻZW i jego roli jest wynikiem zamierzonej kampanii mającej na celu zmarginalizowanie jego znaczenia. W swej książce Muranowska 7 Chaim Lazar gniewnie przekonywał o istnieniu zmowy milczenia: „w tej chwalebnej i przerażającej epopei ujawniły się powszechne w niektórych kręgach żydowskich sekciarstwo i nienawiść, płynące z zawistnej małości i ograniczonych uprzedzeń, aby zatuszować, przemilczeć chwałę przynależną innym, a nawet żerować na niej. […] nie było wyboru innego jak podjęcie próby wykazania na podstawie relacji naocznych świadków i dokumentów, że owa masa materiałów — dziesiątki książek i tysiące artykułów dotychczas napisanych o powstaniu żydowskim w Warszawie — stanowi albo umyślne zniekształcenie ze strony tych, którzy pragną przywłaszczyć sobie zasługi innych, albo jest ona wytworem zwyczajnej naiwności ludzi skłonnych dawać wiarę relacjom potencjalnych „naocznych świadków” wśród ocalałych, w których wyolbrzymiali oni naturalnie swoje zasługi, pomijając zarazem dokonania innych”6. Niemal 40 lat później zarzut ten powtórzyły wdowa po Lazarze Chaja oraz ich córka Sarah Ozacky-Lazar, choć wskazały też na istnienie trudności odmiennej natury: „Nieobecność partii rewizjonistów w nauczaniu historii i w pamięci narodowej można wyjaśnić na dwa sposoby. Po pierwsze, wszyscy czołowi uczestnicy ruchu polegli w akcjach zbrojnych i nie ma już świadków ich działalności, nie zachowała się również — co oczywiste — dokumentacja pisemna tej organizacji i jej roli w powstaniu. Drugi powód to upolitycznienie Zagłady i badań naukowych na ten temat zarówno w Izraelu, jak i w Polsce”7. Na poparcie tej tezy cytowały wybitnego dziennikarza izraelskiego Toma Segeva, który w swej słynnej książce The Seventh Million pisał: „Ruch lewicowy, który przywłaszczył sobie mit bojowników getta, umniejszył i zupełnie pominął rolę Betaru w powstaniu”8. Matka i córka przytoczyły również słowa Israela Gutmana, nestora izraelskich badaczy Zagłady: „Jest to najbardziej oczywisty, choć w żadnym razie nie jedyny wypadek, w którym z przyczyn politycznych zniekształcony został rzeczywisty obraz wydarzeń, zmieniono treść relacji, a nawet doszło do ich fabrykowania, aby w ten sposób wyeliminować obóz rywali z historii przy jednoczesnym powiększeniu własnego wkładu”9. Rzecz przy tym znamienna, że nie zacytowały krytyki, jaką w tym samym tekście Gutman skierował pod adresem badaczy zajmujących się dziejami ŻZW. Nie negował „rażących zaniedbań” i świadomego pomijania roli ŻZW, niemniej zwrócił uwagę na trudności związane z odtwarzaniem tej historii: „autorzy, którzy starali się przywrócić równowagę, podnosząc zasługi Betaru, nierzadko korzystali z budzących wątpliwość relacji i opisów, pozbawionych poważniejszych podstaw historycznych”10.

O ile badacze w Polsce i Izraelu coraz częściej zainteresowani są głównie rekonstrukcją rzeczywistości na podstawie źródeł historycznych z zachowaniem ostrożności i należnego krytycyzmu, o tyle niebędący zawodowymi historykami autorzy opracowań kierowanych do szerokiego grona odbiorców nadal konstruują teorie spiskowe i z uporem godnym lepszej sprawy toczą prywatne personalne lub ideologiczne wojny. Pierwszym przykładem jest utrzymana w oskarżycielskim duchu książka Retour sur le ghetto de Varsovie paryskiego lekarza Mariana Apfelbauma11. Autor, syn znanego lekarza z getta warszawskiego Emila Apfelbauma, przyznając się do pokrewieństwa z osobą, która wedle pewnej grupy relacji miała być komendantem ŻZW, rozpoczął batalię ze „zbiorowym kłamstwem” mającym być efektem machinacji dawnych bojowców ŻOB z Markiem Edelmanem na czele, wspieranych przez historyków z Yad Vashem. Dla uniknięcia sporów jego książka została dwa lata później wydana przez Yad Vashem12. Ten sam zarzut umyślnego zniekształcania historii, choć wychodząc z innych przesłanek, dobitnie i uporczywie podnosi Mosze Arens, były minister obrony i spraw zagranicznych Izraela, który po zakończeniu wieloletniej kariery w lotnictwie i polityce poświęcił się badaniom nad dziejami ŻZW. Podziemie rewizjonistyczne, jego zdaniem, prowadziło lwią część walk w getcie, po czym lewica celowo odsunęła je w cień, by ukryć ten fakt. W ciągu kilku lat opublikował na ten temat teksty w prestiżowych wydawnictwach naukowych13. To właśnie głównie twórczość Arensa stała się punktem odniesienia dla izraelskiej debaty publicznej wokół ŻZW14.

Upolitycznienie historii jest niewątpliwie faktem, który należy uznać i jednoznacznie ocenić. W miarę postępu badań staje się jednak jasne, że ewolucja tej narracji jest zdecydowanie bardziej zniuansowana, niż gotowi by to byli przyznać ci, którzy wysuwają takie zarzuty. Eran Kaplan, historyk izraelsko-amerykański, zauważył: „Do połowy lat siedemdziesiątych niewiele było badań nad rewizjonizmem, a autorami większości opracowań byli członkowie tego ruchu, którzy nie starali się ukrywać swych propagandowych zamiarów. Przebywając w środowisku wrogim pod względem intelektualnym, na obrzeżach świata akademickiego i literackiego, porzucali nawet pozory obiektywizmu, gdy starali się zachować dziedzictwo założycieli ruchu. Intelektualiści rewizjoniści postrzegali swoją rolę jako tych, którzy pozwalają się wypowiedzieć prześladowanej mniejszości, nie zaś jako tych, którzy poddają przeszłość tej mniejszości rygorystycznej, krytycznej analizie”15. Według izraelskiego historyka Roniego Staubera sami rewizjoniści byli odpowiedzialni za to, że znaczenie ich ruchu uznano za tak skromne: „Można jednoznacznie ustalić, iż rzecznicy partii zarówno w Knesecie, jak i poza nim nie włączyli się czynnie w debatę o reakcjach Żydów i nie uczynili nic dla upublicznienia działalności Betaru podczas Zagłady ani dla jego upamiętnienia. Wniosek taki można wysnuć z lektury publikacji i protokołów obrad plenarnych Knesetu i posiedzeń komisji otwartych dla wszystkich, jak również protokołów zebrań instytucji podległych Herutowi (partia polityczna będąca ideologicznym spadkobiercą ruchu rewizjonistycznego), sprawozdań, listów i innych dokumentów z lat pięćdziesiątych; wszystkie te dokumenty znajdują się w archiwum ruchu”16. Stauber podkreśla, że w wydawnictwach partyjnych i prywatnej korespondencji Menachema Begina „zwraca uwagę brak jakiejkolwiek wzmianki o bojownikach Betaru. […] W latach pięćdziesiątych Herut widział bohaterów nie w partyzantach w Europie, lecz w bojownikach Ecel [Narodowa Organizacja Wojskowa walcząca w Palestynie z Brytyjczykami i Arabami — D.L., L.W.], którzy ginęli w Erec Israel, przede wszystkim tych, którzy zostali straceni przez Brytyjczyków. Ich śmierć symbolizowała najwyższe poświęcenie narodu żydowskiego w walce o niepodległość. Epopeja powstania przeciwko mandatowi brytyjskiemu stanowiła kwestię najważniejszą […], a desperacka walka członków Betaru i ruchu rewizjonistycznego, którzy pozostali w diasporze, została zepchnięta na margines, nie tylko dla opinii publicznej w Izraelu, lecz także w oczach osób utożsamiających się z Herutem”17. Na początku lat sześćdziesiątych, gdy Begin i inni przywódcy tej partii ostatecznie uzmysłowili sobie, że ich ruch został wyłączony z panteonu, było już za późno.

Inną funkcję pełniła historia ŻZW w Polsce zarówno przed, jak i po 1989 r. Nie jest zaskakujące, że przekład książki Apfelbauma (pod tytułem Dwa sztandary. Rzecz o powstaniu w getcie warszawskim) okazał się znaczącą cezurą w traktowaniu historii powstania18. Bezsprzecznie książka wpłynęła na autentyczne zainteresowanie tematem. Przez wiele lat pamięć o tych wydarzeniach kształtowały przede wszystkim będące szkolnymi lekturami wspomnienia Marka Edelmana i Kazimierza Moczarskiego, w których brak wzmianki o organizacji bojowej rewizjonistów19. Nieprzypadkowo też podczas polskich obchodów pięćdziesiątej rocznicy powstania o ŻZW praktycznie nie przypominano20. Powszechny entuzjazm wobec książki Apfelbauma ujawnił również ważkie fakty społeczne, przede wszystkim niewychodzącą poza stereotypy wiedzę na temat powstania nie tylko wśród szerokich kręgów czytelników, lecz także wśród historyków. Nieliczne głosy sprzeciwu wobec oskarżycielskiego tonu autora Dwóch sztandarów i dyskusyjnej podstawy źródłowej jego wywodów21 pozostały właściwie bez echa.

Na fali popularności książki Apfelbauma przy okazji kolejnych rocznic powstania kwietniowego ukazywały się w Polsce teksty publicystyczne poświęcone polsko-żydowskiemu „braterstwu broni”. Tematyka ta właściwie zdominowała dyskurs wokół powstania w getcie w latach następnych. Autorzy tych enuncjacji, pisanych w tonie sensacji i pełnym afektacji stylem, starali się przekonać czytelnika, że dotykają spraw nieznanych i tajemniczych, odsłaniają kulisy trwającej przez dziesięciolecia manipulacji, prezentując się w roli tych, którzy nareszcie, wbrew nakazom politycznej poprawności, dochodzą do ukrywanej prawdy. Najlepszą bodaj ilustracją takiego podejścia był publikowany na łamach dziennika „Rzeczpospolita” tryptyk autorstwa Macieja Kledzika22. W aspekcie poznawczym teksty te nie przynosiły niczego nowego. O wiele ważniejszy był ich wymiar ideologiczny, który dobrze wyraża tytuł jednej z tych publikacji: Biało-czerwona opaska z gwiazdą Dawida. Intencją autora było ni mniej ni więcej, tylko przeciwstawienie Żydów patriotów polskich z ŻZW, powiązanych organizacyjnie i ideowo z Polskim Państwem Podziemnym, „prokomunistycznej” ŻOB. Podkreślanie wysiłku organizacyjnego i militarnego ŻZW miało służyć odświeżeniu przyblakłej już wizji polsko-żydowskiego „braterstwa broni”, usilnie lansowanej w okresie PRL. Nie zważano przy tym na powielanie schematów interpretacyjnych, anachronicznych w okresie powszechnego kwestionowania dorobku komunistycznej historiografii. Jakby tego było mało, gloryfikował ŻZW reprezentujący specyficzne, najdelikatniej rzecz ujmując, podejście do problematyki historycznej „Nasz Dziennik”, gdzie można było przeczytać, że „jedyną organizacją, która przynosi Żydom chwałę”, jest przemilczany w oficjalnej historiografii Żydowski Związek Wojskowy23. Nie przeszkadzało to w piętnowaniu na tych samych łamach „faszystów” z Betaru.

* * *

Przez długi czas darzyliśmy zaufaniem obowiązującą wykładnię dziejów ŻZW. Jeden z nas (Laurence Weinbaum) napisał nawet przedmowę, skądinąd dość ostrożną, do hebrajskojęzycznej edycji książki Mariana Apfelbauma, widząc w niej asumpt do dalszych debat, a co za tym idzie zjawisko pozytywne. Z czasem jednak podczas wgłębiania się w źródła rodziło się coraz więcej wątpliwości. Na decyzję o podjęciu wspólnych badań wpłynęły niezgoda na natrętne instrumentalizowanie dziejów powstania, dominujący w piśmiennictwie historycznym chaos i kuriozalne formy upamiętnienia, choćby umieszczenie falsyfikatu — tzw. pierścienia ŻZW — na ekspozycji w muzeum Yad Vashem. Za priorytetowe zadanie uznaliśmy dokonanie krytycznej oceny materiału źródłowego wykorzystywanego, często zresztą w jak najlepszej wierze, w istniejących opracowaniach, zwłaszcza że pojawiła się możliwość jego konfrontacji z dokumentacją spoczywającą w archiwach polskich i izraelskich24. Pierwsze nasze publikacje wywołały żywe reakcje w Izraelu i Polsce. W badania nad ŻZW włączyli się historycy młodszego pokolenia, August Grabski i Maciej Wójcicki, częściowo przyjmując zasadność naszych argumentów, częściowo poddając je dość powierzchownej, naszym zdaniem, krytyce, gdyż przypisali nam całkowicie bezpodstawnie nadmierne zaufanie do materiałów spoczywających w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej25. W Izraelu polemikę podjął Mosze Arens, kreujący się na największy autorytet w tych sprawach26. Sporym zaskoczeniem okazała się wydana w 2009 r. jego książka, w której, nie podając przyczyn, ukradkiem odszedł od głoszonych przez lata tez na temat funkcjonowania ŻZW, mimo iż wcześniej określił nasze badania jako nieistotne („marginal and unimportant”)27. Jak na ironię jego wcześniejsze teksty, powstałe w dużej części na podstawie polskiej powojennej dokumentacji, których nie uznał za potrzebne umieścić w bibliografii, zyskały tymczasem status kanonicznych. W jego najnowszej narracji nie pojawiają się nawet nazwiska gloryfikowanych przez niego do niedawna żydowskich bojowców i ich polskich „towarzyszy walki”!28. Tym gorliwiej zaczął natomiast odwoływać się do niezasługujących na wiarygodność relacji żydowskich. Jego książka przynosi kilka niewykorzystywanych dotychczas w literaturze poświęconej konspiracji żydowskiej dokumentów, na przykład dotyczących kontaktów przebywającego w Wilnie w 1940 r. komendanta Betaru Menachema Begina z pozostałymi w Warszawie podkomendnymi. Włożył w swoje działania wiele wysiłku, lecz nie można tego opracowania uznać za publikację naukową. Natomiast sposób potraktowania tematu i wykorzystania literatury przedmiotu może wywołać u zorientowanych w tej problematyce czytelników najwyższe zdumienie.

Oddawana do rąk czytelnika książka składa się z dwóch części. Uznaliśmy za konieczne oddzielenie historii prawdziwej od tej opartej na tekstach nazwanych przez nas apokryficznymi. W toku przeciągających się kwerend doszliśmy do wniosku, że historia fałszerstw i manipulacji popełnianych nie tylko w Polsce, lecz także w Izraelu, Stanach Zjednoczonych czy nawet Australii stanowi integralną, a zarazem wartą dokładnego prześledzenia część interesującego nas tematu. W rozdziale pierwszym scharakteryzowaliśmy piśmiennictwo historyczne oraz dokładnie opisaliśmy korpus źródeł, które posłużą nam do rekonstrukcji historii ŻZW. W trzech kolejnych rozdziałach zajęliśmy się powstawaniem apokryfów i szerokim kontekstem funkcjonowania ich autorów. Staraliśmy się z jednej strony dociec motywacji, jakimi kierowały się osoby podszywające się pod „towarzyszy broni” bojowców ŻZW i samych bojowców, z drugiej zaś mechanizmów umożliwiających bezkarność tego rodzaju działań. W jakim stopniu wynikała ona z bezradności historyków i instytucji naukowych, a w jakim była skutkiem przyzwolenia płynącego z konformizmu, uległości wobec nakazów politycznych czy wreszcie naiwności i myślenia życzeniowego. Wszystkie te problemy omawiamy w części „Dekonstrukcja”. Część druga, „Rekonstrukcja”, stanowi próbę odtworzenia rzeczywistych dziejów organizacji bojowej rewizjonistów. Punktem wyjścia jest przedstawienie działalności organizacji rewizjonistycznych w II Rzeczypospolitej, choć należy od razu zastrzec, że nie było naszym celem gruntowne przestudiowanie tego zagadnienia. Właściwa narracja rozpoczyna się od września 1939 r. Śledzimy rozpad i odtwarzanie struktur Betaru w Wilnie, a następnie pod okupacją sowiecką i niemiecką, by przejść do kontekstu powstawania organizacji bojowej jesienią 1942 r. Szczególne znaczenie przypisujemy ustaleniu rzeczywistych kontaktów z przedstawicielami polskiej konspiracji. W kolejnych rozdziałach staramy się odtworzyć powstańcze epizody z udziałem struktur ŻZW oraz losy poszczególnych bojowców. Okazało się to z różnych powodów najtrudniejsze i wręcz najbardziej frustrujące wyzwanie badawcze, z jakim przyszło nam się zmierzyć. Kilkakrotnie odkładaliśmy pracę na wiele miesięcy. Niektóre epizody tej historii udało nam się oświetlić, inne nadal pozostają w mroku. Niekiedy mieliśmy poczucie zderzania się ze ścianą. Musimy też napisać, że dotarcie do niektórych materiałów było kwestią absolutnego przypadku, nie zaś precyzyjnie realizowanej strategii badawczej.

Należy podkreślić, że pomimo częściowego finansowania naszych badań przez Instytut Żabotyńskiego w Tel Awiwie, któremu winni jesteśmy wdzięczność, nasza praca w żaden sposób nie może być traktowana w kategoriach wykonania ideologicznego zlecenia. Jeśli traktować ją w kategoriach „historii rewizjonistycznej”, to tylko w znaczeniu przewartościowania istniejących narracji. Mamy nadzieję, że ta książka posłuży do ukazywania studentom historii, w jaki sposób można zakwestionować kanoniczną wersję zdarzeń przez dokonanie zgodnej z wymogami naszego zawodu krytyki źródeł.

Pamiętając o emocjach związanych z podjętym tematem, staraliśmy się stworzyć narrację obiektywną, spokojną i zrównoważoną, co zawsze powinno towarzyszyć refleksji historycznej. Korzystaliśmy z pomocy wielu osób — ich listę publikujemy dalej. Oczywiście za wszystkie błędy i niedociągnięcia jesteśmy odpowiedzialni wyłącznie my sami.

PODZIĘKOWANIA

Chcemy w tym miejscu wyrazić wdzięczność Instytutowi Żabotyńskiego w Tel Awiwie oraz osobom, z których pomocy korzystaliśmy na różnych etapach powstawania książki. Są to:

Theo Balberyszki

Kami Ben-Shem

Sharon Ben-Shem

Beata Bińko

Havi Dreyfus (Ben-Sasson)

Barbara Engelking

Moshe Fuksman-Sha’al

Marek Gałęzowski

Jerzy Giebułtowski

Yosef Govrin

Jan Grabowski

August Grabski

Israel Gutman

Samuel D. Kassow

Hana Kimchi

John Kubiniec

Dan Kupfert-Heller

Wojciech Lenarczyk

Zbigniew Mańkowski

Janusz Marszalec

Witold Mędykowski

Dan Michman

Daniella Ozacky

Andrzej Paczkowski

Jakub Petelewicz

Monika Polit

Sam Salcman

Mina Shafir

Shlomo Shafir

Yosef Shavit

Yvette Shumacher

Amira Stern

Dagmara Swałtek

Agata Tuszyńska

Katarzyna Utracka

Susanne Y. Urban

Avi Walewski

Agnieszka Witkowska

Carmella Yagiev

Część IDEKONSTRUKCJA

Rozdział ILITERATURA I ŹRÓDŁA

CHARAKTERYSTYKA PIŚMIENNICTWA

Pierwsze materiały historyczne nadsyłane z okupowanej Polski, opracowywane przez Bund i Żydowski Komitet Narodowy, dotyczące przebiegu powstania zostały opublikowane w Stanach Zjednoczonych i Palestynie29. Ich wydawca Melech Neustadt, sekretarz generalny Światowego Związku Poalej Syjon, podkreślił, że gdyby dysponował dokumentami dotyczącymi innych partii politycznych, również one zostałyby wydane. Niemniej mimo iż pierwsze relacje poświęcone działalności rewizjonistów i ŻZW (o których piszemy dalej) pojawiły się już w 1946 r., nie zmieniły one w znaczący sposób obrazu powstania stworzonego na podstawie materiałów syjonistycznych i Bundu. Podobnie, choć z innych powodów, rzecz się miała w Polsce. W pierwszej książce o powstaniu w getcie warszawskim, autorstwa Józefa Kermisza (1907–2005) z Centralnej Żydowskiej Komisji Historycznej, nie ma mowy o organizacji bojowej rewizjonistów, chociaż autor, opierając się na raporcie Jürgena Stroopa i dostępnych mu materiałach wspomnieniowych, opisuje ciężkie walki na placu Muranowskim i odnotowuje, jakie sztandary tam wzniesiono30. Po jego wyjeździe (w 1950 r.) do Izraela historię powstania w getcie zdecydował się odtworzyć Bernard Mark (1908–1966), dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie31. W artykule opublikowanym w „Biuletynie ŻIH”, w którym zreferował on zawartość odnalezionej właśnie drugiej części archiwum Ringelbluma, pojawia się nazwa Żydowski Związek Wojskowy w kontekście grup powstańców znajdujących się na Muranowskiej i Karmelickiej32. Ale już w monografii wydanej w 1953 r. odniesienia do organizacji bojowej rewizjonistów zostały, czemu zresztą trudno się dziwić, zmanipulowane lub w najlepszym razie zakamuflowane33. Potraktowanie ŻZW nie było niczym wyjątkowym, książka konsekwentnie pomniejszała rolę wszystkich organizacji z wyjątkiem komunistów, przedstawionych jako najważniejsza siła polityczna w getcie warszawskim. Jeszcze bardziej przeinaczone zostały fragmenty dotyczące roli odegranej przez Armię Krajową. Zgodnie z obowiązującą wykładnią powstanie miało być dziełem żydowskiej lewicy ściśle współpracującej z polskimi komunistami przy wrogości i obojętności konspiracji podporządkowanej rządowi na uchodźstwie w Londynie. W takim duchu przygotowano już pierwszą propagandową broszurę wydaną w drugą rocznicę powstania kwietniowego34. Nowa wersja książki Marka, wydana w odmiennym po przełomie październikowym w 1956 r. kontekście politycznym, prostowała wiele wcześniejszych niedorzeczności i przekłamań. Autor złożył też coś w rodzaju samokrytyki, przyznając się do „błędnej interpretacji kilku podstawowych zagadnień”35. Źródłem tych błędów miała być niedostępność wielu materiałów źródłowych, a także zbytnie uleganie „relacjom złożonym w […] okresie wykrzywiania problematyki dziejów najnowszych”. Można doszukać się tu aluzji do nacisków ze strony działaczy komunistycznych. Problem leżał jednak głębiej. Dyrektor ŻIH nie znał getta i okupacyjnej Warszawy, jako że okres okupacji spędził w ZSRR. Nie był też, co nie jest bez znaczenia, zawodowym historykiem. Nie sposób jednak odmówić mu dobrych intencji — mimo iż napisał na ten temat niewiele, i tak było to więcej aniżeli ktokolwiek inny. Poza tym w świetle ujawnionych źródeł, przede wszystkim eseju Emanuela Ringelbluma o stosunkach polsko-żydowskich przekazanego w 1957 r. do ŻIH, zawierającego sugestywny opis bazy ŻZW, niepodobieństwem było negowanie istnienia drugiej organizacji bojowej. Wprowadzone już wcześniej przez Marka do obiegu relacje żydowskie mówiące o udziale ŻZW w powstaniu kwietniowym, bo o samym funkcjonowaniu organizacji przed powstaniem znajdziemy tu niewiele danych, zostały pozbawione deformującej ich treść interpretacji. Wykorzystane zostały też nieliczne relacje z kręgu rewizjonistów opublikowane w Izraelu oraz dokumenty wytworzone przez struktury AK. Nowością było wykorzystanie świadectw sygnowanych przez osoby podające się za członków polskich organizacji konspiracyjnych współpracujących jakoby z ŻZW. O ile jednak w edycji z roku 1959 widoczna jest rezerwa wobec tych przekazów, o tyle kolejna książka Marka, wydana z okazji dwudziestej rocznicy powstania, w części poświęconej ŻZW pisana była wyraźnie pod ich dyktando36. Ze scalenia nielicznych relacji pozostawionych przez świadków z kręgu ŻZW z rozrastającymi się ilościowo materiałami polskimi miało wynikać, że organizacja bojowa rewizjonistów została utworzona już jesienią 1939 r. i pozostawała w bliskich stosunkach z polskimi organizacjami konspiracyjnymi: Korpusem Bezpieczeństwa (KB), a później Polską Ludową Akcją Niepodległościową (PLAN). Nie dość na tym — polscy „towarzysze broni” mieli brać udział w walkach podczas powstania w getcie. Pomimo prezentacji w książce interesujących materiałów źródłowych, w odniesieniu do tego tematu jest to pozycja właściwie bezwartościowa.

Równolegle w Izraelu trwały gorączkowe prace nad książką o ŻZW, którą planowano wydać na dwudziestą rocznicę powstania w getcie. Prowadził je Chaim Lazar (1914–1997), członek wileńskiego Betaru i Zjednoczonej Organizacji Partyzanckiej (Farejnikte Partizaner Organizacje, FPO), a wreszcie dowódca oddziału partyzanckiego. Był to dla niego rodzaj powinności. Jesienią 1944 r. znalazł się w Lublinie, skąd wkrótce wyjechał do Rumunii, a następnie do Włoch, gdzie działał w organizacji Bricha. Po przyjeździe do Palestyny w marcu 1947 r. udzielał się w organizacjach dla uchodźców i organizacjach kombatanckich, między innymi w organizacji inwalidów wojennych (on sam stracił rękę w walkach przeciwko Niemcom). Został przedstawicielem tej organizacji w zarządzie nowo powstałego instytutu Yad Vashem. Na pierwszym posiedzeniu Światowej Rady Yad Vashem alarmował, że „prawie nie ma dokumentacji na temat żydowskiego heroizmu” i wzywał do zbierania relacji bojowców37. Jeszcze będąc we Włoszech, Lazar zaczął działalność publicystyczną, którą kontynuował w Izraelu38. Nawiązał kontakt z mieszkającymi tu osobami związanymi z funkcjonującym pod okupacją niemiecką Betarem i ŻZW, co pozwoliło na odtworzenie losów członków organizacji w pierwszych latach wojny. Zasadnicze partie jego książki Muranowska 7. The Warsaw Ghetto Rising zostały jednak napisane na podstawie polskich relacji, zarówno wykorzystanych przez Marka, jak i zebranych przez Lazara i jego żonę Chaję podczas ich pobytów w Warszawie. Publikacja ta, pomimo poważnych mankamentów, przede wszystkim całkowitego braku krytycyzmu wobec cytowanych źródeł oraz fatalnej redakcji (przekład na język angielski był wyjątkowo niestaranny), stała się podstawowym opracowaniem na temat ŻZW. Przez kilka dziesięcioleci było to jedyne monograficzne ujęcie dziejów ŻZW i miało zasadniczy wpływ na stan wiedzy o tej organizacji, mimo że w kręgach naukowych uznawano je w wielu aspektach za wysoce kontrowersyjne39.

Oceniając tę książkę w cytowanej już przez nas we wstępie recenzji, Nachman Blumental podkreślił, że niewielka ilość miejsca poświęcana ŻZW w opracowaniach historycznych jest nie tyle efektem manipulacji czy złej woli przeciwników politycznych, jak dowodził Lazar, ile zadziwiająco skromnej wiedzy o nim w środowiskach związanych z ŻOB, AK i Delegaturą Rządu na Kraj oraz braku wiarygodnych przekazów wytworzonych po wojnie. Nie podważył jednak znaczenia wykorzystanych przez Lazara polskich relacji, nawet przeciwnie, wytykał mu nazbyt ostrożne posługiwanie się nimi!40 W monumentalnym zbiorze dokumentów, który Blumental opracował wraz z Kermiszem, wydanym w 1965 r., znalazło się 12 dokumentów dotyczących ŻZW, pięć z nich były to powojenne polskie relacje wykorzystane wcześniej przez Marka i Lazara41. Tymczasem w wydanym rok później komentarzu do raportu Stroopa Kermisz, omawiając źródła dotyczące powstania, bez podania powodu nie czynił do nich żadnych odniesień. Warto też odnotować, iż charakteryzując ŻZW, napisał, że w przeciwieństwie do ŻOB nie miał on jednoznacznie antyfaszystowskiego nastawienia42. Założone i kierowane przez Lazara Muzeon Ha-Lochamim we-ha-Partizanim (w tekście stosujemy nazwę Museum of the Combatants and Partisans) związane z Instytutem Włodzimierza Żabotyńskiego w Tel Awiwie (mieściło się w piwnicach budynku), prowadzące działalność mającą na celu upamiętnienie ŻZW (po jego śmierci dzieło kontynuowała żona Chaja)43, nie mogło konkurować z kibucem Dom Bojowników Gett i Yad Vashem, które przez długi czas nie wykazywały większego zainteresowania okupacyjnymi dziejami rewizjonistów. Nie jest przypadkiem, że podczas sesji naukowej w Yad Vashem odbywającej się w 25. rocznicę powstania w getcie warszawskim Betar, ŻZW i rewizjoniści zostali zaledwie wzmiankowani44.

W ciągu kilku kolejnych lat sytuacja zmieniła się jednak na korzyść. W wydanej w 1977 r. publikacji Gutmana na temat Żydów warszawskich znalazły się odniesienia do ŻZW. Niewielkie objętościowo fragmenty poświęcone tej organizacji autor oparł przede wszystkim na kilku polskich relacjach złożonych przez osoby z nią związane, przy czym sceptycznie ocenił część z nich: „Nie ulega wątpliwości — pisał — że jest w nich sporo prawdy, choć są też stwierdzenia wewnętrznie sprzeczne i sporo przesady”45. Problemem była niemożność ich weryfikacji przez skonfrontowanie z niezależnymi źródłami. Gutman nie potrafił swoich intuicji udowodnić, a jego krytyka była w niektórych punktach niekonsekwentna. Podejście to zostało uznane w kręgach ideowych spadkobierców rewizjonistów za działania ideologiczne, mające wynikać z zadawnionych uprzedzeń. W kolejnej książce Gutmana, poświęconej powstaniu w warszawskim getcie, polskie przekazy zostały potraktowane równie sceptycznie, choć daleko było do zanegowania ich wiarygodności i podważenia afiliacji ich autorów z Armią Krajową. Dzieje ŻZW nadal jednak stanowiły tło dla działań ŻOB46. Więcej miejsca ŻZW poświęcił natomiast w publikacjach wydanych w latach siedemdziesiątych w Stanach Zjednoczonych Reuben Ainsztein. Niemniej w rekonstrukcji faktów autor ten poszedł śladami wytyczonymi przez Marka i Lazara, podkreślając rolę odegraną przez polskich „towarzyszy broni”. Paradoksalnie, zapewne wbrew intencjom polskich autorów, zasługi mniejszych organizacji konspiracyjnych na rzecz ŻZW posłużyły autorowi jako argument do skrytykowania pasywności AK47.

ŹRÓDŁA

Pierwszym krokiem w kierunku dekonstrukcji i rekonstrukcji dziejów Żydowskiego Związku Wojskowego jest nie tylko zgromadzenie pełniej dokumentacji źródłowej, lecz przede wszystkim krytyczna ocena jej wartości poznawczej.

Dokumentacja własna

Zachowana dokumentacja dotycząca działalności syjonistów rewizjonistów i ich organizacji wojskowej jest bardziej niż skromna. W archiwum getta warszawskiego znajduje się wyłącznie okazjonalne wydawnictwo poświęcone Włodzimierzowi Żabotyńskiemu Ha-Medina (Państwo). Egzemplarze innych publikacji, o których mowa w literaturze wspomnieniowej, nie zachowały się. Nie inaczej jest z prasą. Przetrwał tylko jeden numer pisma „Magen Dawid” (Tarcza Dawida) oraz przypisywana ŻZW ulotka pochodząca ze stycznia 1943 r. Z pewnością wyjaśnienia wymaga nie do końca zrozumiała, pamiętając o wadze przywiązywanej w kręgu syjonistów rewizjonistów do kwestii propagandowych, znikoma na tle prężnej działalności innych ugrupowań na tym polu aktywność wydawnicza. Nie dysponujemy, czy to w formie oryginałów czy odpisów, wypowiedziami programowymi, rozkazami, meldunkami i sprawozdaniami, korespondencją wewnętrzną, dokumentacją finansową, wykazami członków, listami uzbrojenia etc. — jednym słowem, podstawowymi wytworami każdej organizacji politycznej bądź wojskowej. Brak takiej dokumentacji nie rozstrzyga jednak kwestii znaczenia i wpływów tej organizacji, zwłaszcza wiosną 1943 r. Pewne materiały dotyczące rewizjonistów, szczególnie te z okresu przed powstaniem, mogły znajdować się w zaginionej części archiwum Ringelbluma. Archiwum ŻZW zostało najpewniej zniszczone w czasie powstania w getcie, daleko mniej prawdopodobne, że podobnie jak archiwum ŻOB zostało zniszczone w okresie powstania warszawskiego. W tym jednak wypadku część dokumentacji zachowała się w odpisach w archiwum Adolfa Bermana i polskich struktur odpowiedzialnych za kontakty z gettem. Jako że ŻZW był organizacją typu wojskowego, nie ulega wątpliwości, że w celu sprawnego funkcjonowania kancelaria musiała istnieć. Zarazem jednak pozostawanie w izolacji — brak łączności z głównym nurtem polskiego życia konspiracyjnego, oficjalnego przedstawiciela po stronie aryjskiej, struktur organizacyjnych w innych gettach, nie wspominając już o braku kontaktów z zagranicą — ograniczało potrzebę rozbudowywania biurokracji. Nieformalne, nieważne czy doraźne, czy bardziej długotrwałe, kontakty z osobami lub grupami spoza murów getta mogły obywać się bez konieczności wytwarzania dokumentów. Zwolennicy tezy o ścisłych związkach ŻZW z polskim podziemiem będą oczywiście protestować, ale nie potrafili jak dotąd przedstawić jakiegokolwiek dowodu (na przykład odpisu dokumentu sygnowanego przez ŻZW). Wyjątkiem jest casus Cezarego Janusza Ketlinga-Szemleya, który szczegółowo omówimy dalej.

Zachowała się jedna krótka relacja sporządzona przez członka organizacji w czerwcu 1943 r. Traktuje ona o etapach powstawania organizacji, jej udziale w walkach w getcie, przejściu na aryjską stronę, a wreszcie o sytuacji jej członków po powstaniu. Nie znamy nazwiska jej autora, najprawdopodobniej sporządził ją bojowiec o pseudonimie „Paweł Besztymt” („Rudy Paweł”). Garść wiadomości o jego losach przynoszą wspomnienia bundowca Dawida Klina48. Kontekst powstania tego szczególnego dokumentu poznajemy za pośrednictwem wspomnień Icchaka Cukiermana „Antka”. Okazuje się nawet, że to komendant ŻOB, który spotkał „Rudego Pawła” w mieszkaniu Klina, był inicjatorem jej spisania. Relacja miała zostać przekazana Adolfowi Bermanowi z sugestią wysłania jej, wraz z korespondencją ŻOB, ŻKN i Bundu, do żydowskich przedstawicieli w Radzie Narodowej w Londynie49. Stało się jednak inaczej. Nie dość, że świadectwo „Rudego Pawła” nie zostało wysłane, to na wiele lat wszelki ślad po nim zaginął. Co prawda o jego istnieniu wzmiankował opublikowany w 1956 r. artykuł Barbary Temkin-Bermanowej omawiający zawartość archiwum ŻKN, którego autorka wśród ocalałych z pożogi wojennej dokumentów wymieniła „nieścisłą” relację bojownika rewizjonistycznego datowaną błędnie na rok 1944. W przypisie znalazła się informacja o istnieniu dwóch relacji rewizjonistów50. Przez trzydzieści lat nikt nie zwrócił na ten zapis uwagi. Motywy, jakimi kierował się Berman, trudno jednoznacznie ocenić. Pewną rolę odgrywać mogła niechęć do rewizjonistów. Warto jednak zauważyć, że w jego archiwum spoczywały również inne, bezcenne z punktu widzenia historyków materiały. Po przybyciu do Izraela Berman zaangażował się w upamiętnianie zasług podziemia komunistycznego dla Żydów i nie był, jak się wydaje, zainteresowany upublicznianiem niczego, co mogłoby zakłócić ten obraz. Dopiero po jego śmierci relacja „Rudego Pawła” wraz z innymi materiałami trafiła do archiwum kibucu Dom Bojowników Gett, a wreszcie w 1987 r. została opublikowana w języku hebrajskim na łamach naukowego pisma „Dapim”51. Przeszła ona jednak praktycznie bez echa, zarówno w Polsce, jak i w Izraelu. Przede wszystkim dlatego, że zapis ten nie pasował ani do polskiej, ani izraelskiej wykładni dziejów ŻZW. Dokument nie jest łatwy w interpretacji i w wielu miejscach każe zakwestionować funkcjonujące w literaturze przedmiotu wyobrażenia. Jego znaczenie docenił właściwie tylko Shmuel Krakowski, nazywając słusznie relację „Rudego Pawła” jednym z najważniejszych dokumentów do historii powstania52.

Dokumentacja powstała w kręgu ŻOB i ŻKN

Bezpośrednich informacji dotyczących rewizjonistów próżno szukać w dokumentach opracowywanych podczas powstania, w komunikatach ŻKN, a później w sprawozdaniach na temat funkcjonowania konspiracji gettowej, które w latach 1943–1944 trafiały do przedstawicieli żydowskich członków Rady Narodowej w Londynie, Ignacego Schwarzbarta i Emanuela Scherera53. Tylko w jednym ze sprawozdań Komitetu Centralnego Bundu znalazło się… jedno zdanie na temat działalności rewizjonistów54. Jedynym, który przejawiał rzeczywiste zainteresowanie konspiracją zbrojną rewizjonistów, był Emanuel Ringelblum. W powstałym na początku 1944 r. eseju Stosunki polsko-żydowskie w czasie drugiej wojny światowej opisał swoją wizytę w kwaterze rewizjonistów przy Muranowskiej 755. Co jednak ważniejsze, w jego listach do Bermana wysyłanych z bunkra przy ul. Grójeckiej na przełomie 1943 i 1944 r. znalazły się ponaglenia o przekazanie materiałów na temat rewizjonistów, które były potrzebne do opisania ich udziału w powstaniu. Pozostały one bez odpowiedzi, a same listy, przechowywane w Archiwum Kibucu Dom Bojowników Gett, ujrzały światło dzienne dopiero kilkadziesiąt lat po wojnie56. Istnieją również inne dokumenty z tego archiwum poszerzające naszą wiedzę o tej organizacji.

Dokumentacja Polskiego Państwa Podziemnego

Była już o tym mowa, że materiały polskiego podziemia dotyczące ŻZW są więcej niż skromne. Pierwsze bezpośrednie odniesienie do organizacji bojowej rewizjonistów zawierają akta śledztwa dotyczącego członka AK i PLAN Janusza Ketlinga-Szemleya, prowadzonego w drugiej połowie 1943 r. Znajdują się tam informacje na temat jego kontaktów z gettem, a także meldunek na temat potencjału rewizjonistycznej organizacji bojowej57. Gruntowna analiza tej dokumentacji doprowadziła nas do innych aniżeli naszych poprzedników konkluzji. Udało nam się odnaleźć drugi, nigdy wcześniej niewykorzystany raport o sytuacji w getcie warszawskim ze szczególnym uwzględnieniem ŻZW, sporządzony przez jedną z komórek kontrwywiadu Obszaru Warszawskiego AK na początku maja 1943 r. Materiał ten — określany przez nas jako raport „Karola” — w wielu punktach pozwala na zweryfikowanie naszej wiedzy na temat szczegółów funkcjonowania ŻZW, a przede wszystkim zawiera nowe, rewelacyjne informacje58. Inne dokumenty wytworzone przez różne struktury cywilne i wojskowe polskiej konspiracji (AK i Delegatura Rządu), dotyczące sytuacji w Warszawie zwłaszcza w okresie powstania w getcie warszawskim, a także dokumentacja Rady Pomocy Żydom „Żegota” mają mniejsze znaczenie. Śladów ŻZW szukaliśmy też w prasie i wydawnictwach konspiracyjnych wychodzących w latach 1942–1943 oraz we wspomnieniach członków AK.

Dokumentacja niemiecka

Podstawowym źródłem niemieckim dotyczącym powstania jest rzecz jasna raport Jürgena Stroopa59, a także protokoły jego przesłuchania w Wiesbaden60. Wykorzystaliśmy również materiały zebrane podczas jego procesu w Polsce, które były dotąd przez historyków pomijane61, oraz dokumentację niemieckiej żandarmerii62, jak też akta wytworzone przez polską policję granatową. Wiele z tych materiałów wykorzystujemy po raz pierwszy.

Powojenne relacje i wspomnienia z kręgów rewizjonistycznych

Przez wiele lat głównym źródłem służącym do odtworzenia dziejów ŻZW były materiały autobiograficzne. Wspomnieliśmy już, że pierwsze świadectwa na temat genezy ŻZW i jego udziału w powstaniu kwietniowym ukazały się prawie równocześnie w 1946 r. w Stanach Zjednoczonych i Palestynie. Od razu trzeba zaznaczyć, że próżno szukać ich echa w powojennej Polsce. Co więcej, nie opublikowano tutaj ani jednej wzmianki prasowej czy relacji dotyczącej konspiracyjnej działalności Betaru. Pomimo obiektywnych przyczyn tego stanu rzeczy jest to sytuacja dość niezwykła. W żaden sposób nie można zastosować tu wyjaśnienia, do jakiego przyzwyczaiła nas historiografia rewizjonistyczna, a mianowicie sformułować oskarżeń pod adresem przeciwników politycznych. Problem był daleko bardziej złożony. Faktem jest, że tuż po wojnie przebywało na ziemiach polskich zaledwie kilku uczestników konspiracji rewizjonistycznej w Warszawie. Niektórzy z nich zresztą przy pierwszej okazji emigrowali, nie pozostawiając żadnej relacji na temat swojej działalności. Ale nawet ci, którzy pozostali tu dłużej, ani nie szukali kontaktu z Centralną Żydowską Komisją Historyczną, a później ŻIH, ani też nie podjęli jakichkolwiek kroków w celu udokumentowania czynów swoich i poległych towarzyszy. Jeśli takie działania prowadzono — my na ich ślady nie natrafiliśmy.

Wiadomo jest powszechnie, że syjoniści rewizjoniści, w przeciwieństwie do innych żydowskich partii politycznych z wyjątkiem Agudy nie mogli po wojnie odtworzyć swoich struktur organizacyjnych i prowadzić legalnej działalności. Powodem były oskarżenia o „wybitnie faszystowski charakter” ich działalności „tak w okresie przedwojennym, jak i obecnie”63. Fakt ten musiał oczywiście zaważyć na formach ich publicznego funkcjonowania, przede wszystkim w sferze propagandowej. Jak na ironię, jeden z niewielu przedwojennych działaczy Betaru i Nowej Organizacji Syjonistycznej, który spędził lata okupacji w Warszawie, Szlomo Nachum Perła (Perle), nie tylko w żaden sposób nie angażował się politycznie, lecz nawet przez moment nie przebywał w getcie. Mieszkał na aryjskich papierach najpierw w Warszawie, natomiast w kwietniu 1943 r., zagrożony szantażem, przeniósł się do Józefowa, gdzie zastał go koniec wojny. Działalność polityczną wznowił dopiero w lutym 1945 r., kiedy to spotkał przypadkowo w Lublinie kilku dawnych towarzyszy. Pierwszoplanowym zadaniem było dotarcie do rozproszonych w kraju przedwojennych działaczy partyjnych. Nowych członków nie przyjmowano, bojąc się dekonspiracji. Nawet przedwojennych towarzyszy, którzy należeli teraz do innych partii, traktowano z rezerwą. Stosowano pseudonimy. Nie jest też bez znaczenia, że nielegalne struktury syjonistyczne powstały poza Warszawą (utworzono cztery okręgi: górnośląski, dolnośląski, łódzki i szczeciński), a ogromna większość kierownictwa i aktywistów spędziła wojnę w ZSRR. Pojedyncze osoby powróciły z obozów. Za pośrednictwem emisariuszy szybko nawiązano szerokie kontakty z tworzącymi się strukturami Betaru za granicą, w tym z powstałym w Paryżu europejskim biurem Światowego Kierownictwa Betaru. Pomimo wyjazdu wielu członków i sympatyków nielegalne struktury rewizjonistów funkcjonowały w Polsce aż do początku 1949 r., kiedy to trzech głównych działaczy, wśród nich Perłę, aresztowano. Ich obszerne zeznania są kopalnią wiedzy na temat funkcjonowania polskich rewizjonistów — Betaru, NOS i Irgunu — po wojnie64. W ścisłym kierownictwie ruchu znajdował się Perec Laskier, przedwojenny członek komendy Betaru, od jesieni 1939 do lutego 1942 r. jedna z najważniejszych postaci tej organizacji w okupowanej Warszawie. Nawet on jednak nie przejawiał żadnego zainteresowania udokumentowaniem udziału rewizjonistów w powstaniu. Trzecim członkiem powojennych władz Betaru, który przebywał w okupowanej Warszawie, był pochodzący z Łodzi działacz rewizjonistyczny, podobnie jak Menachem Begin i Perła absolwent prawa na UW, Tobiasz Berkal. Działał w polskiej konspiracji, w AK, jako Paweł Ostrowski, lecz nie miał prawdopodobnie kontaktów z rewizjonistami, a poza tym miał wiele do ukrycia65.

O ile brak zaufania rewizjonistów do opanowanych przez przeciwników politycznych instytucji żydowskich można by zrozumieć, o tyle istniały przecież inne możliwości upublicznienia swoich osiągnięć, chociażby własna działalność wydawnicza. O zupełnym ignorowaniu tego tematu świadczy choćby zawartość 10 numerów wydawanego w Łodzi od października 1946 do listopada 1947 r. biuletynu rewizjonistycznego „Jedijot” (Wiadomości) — w języku żydowskim i polskim. Podejmowana w nim problematyka oscylowała wyłącznie wokół kwestii palestyńskich i ideologicznych66. Rewizjoniści nie podjęli nawet próby polemiki z licznymi w tym okresie publikacjami na temat powstania w getcie. Sami organizowali wprawdzie akademie ku czci, ale wspominali na nich Teodora Herzla (41. rocznica śmierci) i oczywiście Włodzimierza Żabotyńskiego (5. rocznica śmierci). O towarzyszach z warszawskiego getta w ogóle nie było mowy67.

Relacje Dawida Wdowińskiego

Nie sposób tłumaczyć tego stanu rzeczy niewiedzą o tym, co działo się w Warszawie. Działający w Polsce rewizjoniści utrzymywali bliskie kontakty z towarzyszami przebywającymi za granicą. Jednym z nich był Dawid Wdowiński (1895–1970), jedna z najważniejszych postaci ruchu rewizjonistycznego w Polsce, a co najważniejsze — jedyny wybitny polityk NOS, który do końca kwietnia 1943 r. przebywał w warszawskim getcie. Wspomniany wcześniej Perła, dobrze znający Wdowińskiego sprzed wojny, skontaktował się z nim w połowie 1945 r. w Monachium68. Trudno przypuszczać, aby przemilczał on przed dawnym towarzyszem bohaterskie epizody z okresu powstania. W napisanych po wojnie tekstach konsekwentnie określał się mianem komendanta Irgun Cwai Leumi (nazwa ŻZW w ogóle nie występuje w jego narracji)69. Wdowiński doczekał wyzwolenia przez armię amerykańską w obozie koncentracyjnym w Dachau, skąd trafił do obozu dla dipisów w Feldafing. Tworzył struktury ruchu rewizjonistycznego i działał w instytucjach żydowskich w Monachium (był członkiem Centralnego Komitetu Żydów Bawarskich). Stamtąd wyjechał do Włoch na zaproszenie Chaima Lazara. W październiku 1945 r. zamieszkał w Recanati. Zajmował się między innymi działalnością edukacyjną — wygłaszał odczyty na tematy polityczne i historyczne70. Tematyka tych ostatnich oscylowała wokół powstania w getcie warszawskim. Angażował się też politycznie na rzecz uchodźców. Wiosną 1946 r. został wybrany na przewodniczącego powołanej do życia organizacji żydowskich partyzantów71. Z Włoch dość szybko wyjechał do Francji, a wkrótce potem (pod koniec 1946 r.) do Stanów Zjednoczonych, gdzie pracował jako profesor psychologii i psychiatrii w nowojorskiej New School for Sociological Research.

Jeszcze przed przybyciem Wdowińskiego do Nowego Jorku ukazała się jego pierwsza relacja. Została ona opublikowana w czerwcu 1946 r. w nowojorskim piśmie „The Answer”, wydawanym przez Hebrew Commitee for National Liberation (tzw. grupa Petera Bergsona) — organizację zapraszającą Wdowińskiego do Ameryki72. Skrócona wersja tego tekstu ukazała się mniej więcej w tym samym czasie w rewizjonistycznym dzienniku „Ha-Maszkif” wychodzącym w Palestynie73 (pismo to, co warto podkreślić, docierało do komunistycznej Polski). Mimo że tekst jest stosunkowo krótki i pod wieloma względami niezwykle lakoniczny (przynosi zaledwie pięć nazwisk członków ŻZW), trudno przecenić jego znaczenie. Obejmuje okres od utworzenia organizacji bojowej do upadku powstania. Rok później ukazała się we Francji broszurka wydana przez ministerstwo kultury oparta na tym tekście74. W 1961 r. Wdowiński przyjechał do Izraela i został powołany na świadka w procesie Adolfa Eichmanna75. Wtedy też nagrano jego relację w Instytucie Żabotyńskiego w Tel Awiwie76. Wcześniej bez wiedzy Wdowińskiego ukazał się przedruk jego artykułu na łamach rewizjonistycznego dziennika „Herut”. Wywołał on — o czym będzie jeszcze mowa — gwałtowną polemikę w kręgach syjonistów rewizjonistów. Zresztą samo zeznanie Wdowińskiego na procesie zostało przyjęte bardzo krytycznie — uznano, że szansa powiedzenia światu o ŻZW została całkowicie zmarnowana77. Wreszcie w 1963 r. w Nowym Jorku ukazały się jego wspomnienia obejmujące okres wojny i okupacji78. W interesujących nas najbardziej partiach książki dotyczących powstania i funkcjonowania ŻZW znalazło się wiele nowych w stosunku do wypowiedzi z roku 1946 r. informacji. Od razu warto zaznaczyć, że z analizy obu tekstów wynika, iż Wdowiński nie był naocznym świadkiem wielu spośród opisywanych wydarzeń. Liczne szczegóły, co zostało zresztą zaznaczone w tekście, pojawiły się pod wpływem kontaktów z członkami organizacji i zapisków Ringelbluma79. Poznawczo najciekawsze są fragmenty dotyczące wydarzeń z okresu tworzenia organizacji, w których autor uczestniczył.

Należy zaznaczyć, że wspomnienia Wdowińskiego nie zostały wykorzystane w książce Lazara. Nie może być mowy o ich nieznajomości, zwłaszcza że Lazar odwiedzał Wdowińskiego w Nowym Jorku, niewykluczone również, że otrzymał maszynopis tekstu. Pominięcie to zostało zresztą zauważone przez jego krytyków, zwracających uwagę na fakt, że wypowiedzi Wdowińskiego dezawuują jedną z głównych tez Lazara o utworzeniu organizacji bojowej rewizjonistów w 1939 r.80 Sam Wdowiński w liście do Lazara z 1969 r. wyrażał oburzenie z powodu nieuwzględnienia jego roli jako dowódcy organizacji bojowej81. Dość zagadkowa jest tak późna reakcja (list Wdowińskiego został napisany sześć lat po wydaniu książki!), a także całkowite pominięcie przez Wdowińskiego tematu polskich źródeł, tak obszernie wykorzystywanych przez Lazara. Wdowiński zmarł w Tel Awiwie podczas uroczystości upamiętniania Szoa w Instytucie Żabotyńskiego w 1970 r. w obecności Lazara.

Relacja Adama Halperina

Autorem drugiego szkicu na temat historii ŻZW jest Adam Halperin (11 grudnia 1918–2000?). Ukazał się on w książce Emet al ha-mered be-geto Warsza (Prawda o powstaniu w getcie warszawskim) wydanym przez Departament Informacyjny palestyńskiego Betaru w 1946 r. W porównaniu z tekstem Wdowińskiego przynosi on więcej, bo aż kilkanaście nazwisk poległych bojowców ŻZW, a także dane na temat liczebności i rozmieszczenia oddziałów związku w przededniu powstania82. Natomiast sam Halperin jest postacią tajemniczą. Wiele znaków zapytania pojawia się przy okazji jego roli w strukturach konspiracyjnych czy udziału w powstaniu. Gutman określa go jako „zbliżonego do ŻZW”83. Sugeruje też, że miałby służyć w policji żydowskiej. Przypuszczenie to opiera się na jednej zaledwie adnotacji archiwalnej84. Brak danych o pracy zawodowej Halperina, zatrudnieniu, funkcjonowaniu zarówno przed wojną, jak i w getcie. Jedyny konkret to opieka nad chorą matką. Po wojnie przez krótki czas służył w Milicji Obywatelskiej w „wyzwolonym” Lublinie. Chaim Lazar, który znalazł się w tym mieście wraz z grupą żydowskich partyzantów z Wilna, tak opisuje spotkanie z nim: „Pewnego dnia spotkałem wysokiego rangą oficera UB, który przedstawił mi się jako weteran Betaru, nadal wierny jego ideom. Był to Adam Halpin [sic!], betarowiec z Warszawy. Od niego po raz pierwszy usłyszałem o konspiracyjnej organizacji Betaru w getcie warszawskim i ŻZW (Żydowskim Związku Wojskowym) i ich udziale w powstaniu, które nastąpiło przed dwoma laty. Prawie wszyscy członkowie polegli w boju. Po raz pierwszy usłyszałem nazwiska Pawła Frenkla, Lejba [Leona] Rodala, Simchy Wittelsona, Pinchasa Tauba i innych”85. Również wspomniany już parokrotnie Szlomo Perła, który pojawił się w tym czasie w Lublinie, wspomina członka Betaru Adama (podczas jednego z przesłuchań twierdził, że nie znał jego nazwiska), pracującego w stopniu porucznika w „Wojskowej Komendzie MO”. Potem spotkał go na naradzie w Grazu w Austrii, w której uczestniczył też Lazar. W kolejnym przesłuchaniu podał już nazwisko Halperina — o pomyłce nie mogło być mowy, było to środowisko niewielkie, gdzie wszyscy się znali86. Nigdzie jednak nie wspomniał, że mógł mieć on jakieś związki z powstaniem w getcie. Casus Halperina nie był wyjątkowy — po zajęciu Lubelszczyzny przez Armię Czerwoną i zainstalowaniu tam władz stworzonych pod egidą Stalina wielu partyzantów żydowskich automatycznie zasiliło szeregi powstającego komunistycznego aparatu bezpieczeństwa. Dla Halperina był to krótki przystanek — już w 1945 r. wyjechał z Polski (o szczegółach opuszczenia Lublina opowiemy gdzie indziej), najpierw, co rekonstruujemy na podstawie zeznań Perły, do Austrii, a następnie do Włoch, dokąd został skierowany przez kierownictwo ruchu rewizjonistycznego. Tu wybrano go na przewodniczącego miejscowego Betaru. We wrześniu 1947 r. drogą nielegalną przedostał się do Palestyny. Walczył w wojnie o niepodległość, następnie służył w armii izraelskiej87. Cukierman wspomina o spotkaniu z Halperinem jeszcze przed publikacją jego tekstu, lecz brak w jego książce jakichkolwiek bliższych szczegółów poza dziwnym zarzutem: „opiera się rzekomo na tym, co mówiłem, a jednocześnie występuje przeciw mnie”88.

W tekstach Wdowińskiego i Halperina pojawiają się liczne i uderzające zbieżności. Świadczy to o pochodzeniu tych danych z jednego źródła lub też o wzajemnych zapożyczeniach. Nawet opierając się na pochodzących z późniejszego okresu wypowiedziach obu autorów, trudno wyciągnąć w tej materii ostateczne wnioski. Wydaje się pewne, że obaj nie mogli być bezpośrednimi uczestnikami wielu opisywanych wydarzeń. Można natomiast zaryzykować twierdzenie, że mamy do czynienia w wypadku powstałego we Włoszech tekstu Halperina z pierwszą próbą skodyfikowania dziejów organizacji bojowej rewizjonistów. Być może we Włoszech znajdowali się ludzie, którzy mieli za sobą pobyt w getcie warszawskim i kontakt z konspiracją rewizjonistów lub cokolwiek na ten temat wiedzieli. Nie udało nam się ustalić, kiedy Halperin i Wdowiński mogli spotkać się po raz pierwszy. Z pewnością musieli zetknąć się ze sobą we Włoszech, gdzie obaj piastowali ważne funkcje w powstających tam strukturach ruchu rewizjonistycznego. Korespondowali ze sobą89. Toteż dość zaskakująca i tajemnicza jest zupełna nieobecność Halperina na kartach wspomnień Wdowińskiego oraz brak wzajemnych kontaktów podczas kolejnych pobytów Wdowińskiego w Izraelu.

Dopiero w 1962 r. Halperin opublikował kolejny tekst dotyczący powstania w getcie warszawskim. Nie ma w nim jednak niczego nowego90. Mniej więcej w tym samym czasie Chaim Lazar przeprowadził z nim długi wywiad, którego fragmenty zostały opublikowane w jego książce91. Relacja ta przynosi nowe dane, w tym dość szeroko rozbudowany wątek autobiograficzny. Halperin przedstawia się jako komendant gniazda Betaru Warszawa-Północ. W Instytucie Żabotyńskiego jest też kolejna relacja Halperina, występującego pod hebrajskim nazwiskiem Hartan, spisana przez Lazara prawdopodobnie w latach siedemdziesiątych. Halperin miał być podkomendnym Jakowa (Icchaka) Binenkorna w północnym gnieździe Betaru. Miał dołączyć do istniejącego od 1941 r. ruchu zbrojnego oporu dopiero w styczniu 1943 r. z powodu konieczności opieki nad matką92. Od tego czasu z niewiadomych przyczyn urywa się niezwykle zresztą wątły kontakt Halperina z Instytutem Żabotyńskiego. Po wielu latach do relacji dołączony został jeszcze wypełniony przezeń 30 grudnia 1984 r. kwestionariusz.

Relacje Ryszarda Walewskiego

Trzecim kluczowym dla rekonstrukcji dziejów ŻZW świadectwem są zeznania Ryszarda Walewskiego. 21 sierpnia 1947 r. został on zgłoszony przez Centralną Żydowską Komisję Historyczną reprezentowaną przez Józefa Kermisza i Nachmana Blumentala jako świadek w sprawie Jürgena Stroopa. 1 września 1947 r. przedstawił krótkie oświadczenie o udziale w powstaniu. Rok później złożył obszerne zeznania przed Janiną Skoczyńską, sędzią Sądu Grodzkiego w Warszawie działającą z ramienia Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce93. Protokół zeznania liczy 33 strony maszynopisu i obejmuje cztery zasadnicze okresy: działalność autora przed włączeniem do ŻZW, okres przedpowstaniowy, pierwsze dni walk, wreszcie pobyt w ruinach getta do lipca 1943 r., kiedy to wyszedł kanałami na aryjską stronę. Zeznanie to przynosi odmienny obraz powstania niż ten przedstawiany w ówczesnej literaturze. Nie tylko dlatego, że była to pierwsza złożona w Polsce relacja, w której pojawił się Żydowski Związek Wojskowy. Ważniejsze, że ŻOB i ŻZW zostały w niej ukazane jako równorzędne pod każdym względem organizacje wojskowe. W przeciwieństwie do bezosobowej narracji Halperina zeznanie Walewskiego złożone przed Skoczyńską zbudowane jest wokół wątku autobiograficznego. Prezentuje się on jako znacząca postać konspiracji, mająca szerokie kontakty zarówno w getcie, jak i po stronie aryjskiej. W okresie przedpowstaniowym Walewski miał nawet pełnić funkcję łącznika między ŻZW i ŻOB. Nie wymienia on jednak żadnych nazwisk członków ŻZW. Jego zeznanie zawiera natomiast opis przygotowań obronnych i strategii rewizjonistów oraz wiele innych interesujących szczegółów. Zeznania Walewskiego złożone 20 lipca 1951 r. podczas rozprawy Jürgena Stroopa i Franza Konrada — dodajmy, że były one najobszerniejsze z wówczas składanych (na przykład zeznający dzień wcześniej Marek Edelman mówił o wiele krócej) — nie wnoszą żadnych nowych z naszego punktu widzenia informacji. I co ważniejsze, nazwa organizacji bojowej rewizjonistów już się w nich nie pojawia, choć w dalszym ciągu mowa jest o trzydniowych „bojach pozycyjnych” w okolicach placu Muranowskiego. Tym razem Walewski opowiedział wyłącznie o swoich kontaktach z ŻOB, wpisał się też w oficjalną wykładnię dziejów powstania, mówiąc o „kolosalnej” pomocy dla powstańców ze strony komunistycznej Gwardii Ludowej. Nie był zresztą o ŻZW pytany ani przez sędziów, ani przez prokuratorów94. Druga organizacja bojowa nie pojawiła się w żadnym ze złożonych w trakcie procesu zeznań świadków, z których wielu było co najmniej przypadkowych i niewiele miało na temat przebiegu walk w getcie do powiedzenia95. Sąd przyjął wykładnię zaprezentowaną przez biegłych i najbliższego współpracownika Ringelbluma Hersza Wassera, zgodnie z którą „w getcie działała ŻOB i luźne grupy bojowe”96. Niemniej oskarżeni Stroop i Konrad, składając wyjaśnienia w związku z epizodami walk na placu Muranowskim, bez wymieniania ŻZW udzielili interesujących informacji. Piszemy o tym w części naszej książki poświęconej rekonstrukcji wydarzeń.

Wracając jednak do Walewskiego — w Archiwum ŻIH przechowywane są dwie relacje jego autorstwa, czy raczej jedna w dwóch teczkach, teksty te jednak nie odnoszą się bezpośrednio do aspektów militarnych powstania, lecz tylko do końcowej fazy zagłady getta. Niewykluczone zresztą, że istotna część relacji zaginęła97. Po opuszczeniu PRL w 1957 r. Walewski pracował jako lekarz, najpierw w Beer Jaakow, a później w Ramat Awiw, zamieszkanym głównie przez emigrantów z Polski. Na początku lat sześćdziesiątych jego teksty wspomnieniowe zostały opublikowane na łamach lewicowego dziennika „Al ha-Miszamar” i organu prasowego Komunistycznej Partii Izraela „Walka”. Traktowały one w dużej części o starciach na placu Muranowskim98. Drugi ze wspomnianych tekstów cytowany był obszernie w książce Chaima Lazara. Nie odnaleźliśmy natomiast ani jego korespondencji z Walewskim, ani też żadnej nowej relacji sporządzonej specjalnie na użytek jego badań na temat ŻZW99. Nic zresztą dziwnego, że mający lewicowe przekonania Walewski trzymał się z dala od Instytutu Żabotyńskiego. Nie kontaktował się jednak również z instytutem Yad Vashem. W 1965 r. dziennik „Maariw” opublikował obszerny artykuł na temat Walewskiego, z informacją, że pracuje nad wspomnieniami z getta100. Pięć lat po jego śmierci ukazała się sygnowana jego nazwiskiem książka pt. Jurek, przeznaczona dla izraelskiego czytelnika101. Tytułowym bohaterem był podopieczny Walewskiego z warszawskiego getta Dawid Płoński „Jurek” (1926–2009). On też zainicjował wydanie tej książki, na którą złożyły się różne notatki z archiwum Walewskiego. Przed wyjazdem z Polski w 1948 r. Płoński, który mieszkał w Łodzi i był działaczem Ha-Szomer ha-Cair102, złożył relację ze swoich przeżyć w getcie. Ta jednak, podobnie jak część wspomnianej relacji Walewskiego, w bliżej nieznanych okolicznościach „wyparowała” z archiwum103. Jak można wnosić z odniesień do niej zawartych w pracy Bernarda Marka, zawierała ona ważkie szczegóły na temat walk na placu Muranowskim. Tym sposobem największy ciężar gatunkowy ma zeznanie Walewskiego złożone 25 listopada 1948 r. Zwłaszcza że jest to świadectwo całkowicie niezależne, gdyż prawdopodobieństwo, by znał on teksty Halperina i Wdowińskiego, jest bardzo niewielkie. Dlatego też sposób potraktowania tego materiału przez ówczesnych historyków pozostawia wiele do życzenia104. Na dobrą sprawę do obiegu naukowego relację Walewskiego wprowadził dopiero Chaim Lazar.

Nikt z dotychczasowych autorów piszących na temat ŻZW nie podjął trudu zweryfikowania biografii Walewskiego. A jest ona w wielu miejscach dość zagadkowa. Wątpliwości budzi już data urodzenia. W zeznaniu przed GKBZNwP podał, że urodził się 24 lutego 1902 r. jako syn Juliana i Franciszki z domu Lange. Dane te pochodziły, jak się okazuje, z jego fałszywej kenkarty na nazwisko Walewski. Naprawdę nazywał się Abram Lewi. Urodził się 17 sierpnia 1906 r. w Kaliszu, ojcem jego był Luizer Lewi, matką Róża z domu Jakubowicz. Po zniszczeniu Kalisza w pierwszych miesiącach pierwszej wojny światowej rodzina przeniosła się do Łodzi. Tam w 1926 r. Walewski ukończył Gimnazjum Męskie Towarzystwa Szerzenia Oświaty i Wiedzy Technicznej wśród Żydów. W tym samym roku złożył podanie o przyjęcie na medycynę. Gdy mu tego odmówiono, zapisał się na Wydział Filozoficzny i został studentem historii. Podania o przyjęcie na wymarzoną medycynę składał w każdym kolejnym roku akademickim. „Medycyna — pisał w jednym z nich — jest częścią mego życia, oczywiście nie ze względów materialnych, ale czysto naukowych”. W roku akademickim 1930/1931 odbył służbę wojskową. Dyplom magistra filozofii w zakresie historii otrzymał 30 czerwca 1932 r. po przedłożeniu rozprawy pt. „Bolesław Pobożny”, napisanej pod kierunkiem prof. Jana Kochanowskiego. I natychmiast zaczął uczęszczać na Studium Pedagogiczne UW. Wreszcie w 1933 r., za szóstym podejściem, został przyjęty na medycynę. Przed wybuchem wojny studiów nie ukończył. W 1936 r. — tak wynika z jego akt studenckich — mieszkał w Otwocku105. We wrześniu 1939 r. znalazł się w okupowanym przez Sowietów Lwowie i przez kilka miesięcy kształcił się w Lwowskim Instytucie Państwowym, gdzie uzyskał dyplom, tak samo jak kilku innych studentów ostatniego roku medycyny. Było to 21 marca 1940 r. Już 3 maja tego roku przedostał się do okupowanej przez Niemców Warszawy i wystąpił o przyjęcie do Izby Lekarskiej. Wrócił ze względu na konieczność pomagania zamieszkałej w Otwocku rodzinie. Matka i siostra zginęły w 1942 r. Treblince. Walewski nie tylko nie miał nic wspólnego z ruchem rewizjonistycznym, lecz był komunistą. Do Komunistycznej Partii Polski wstąpił już w 1925 r. w Łodzi. W getcie nie utrzymywał jednak żadnych kontaktów z PPR. W życiorysie spisanym w 1945 r. znalazł się enigmatyczny zapis: „biorę udział — pośrednio — w organizowaniu obrony getta”106. Po powstaniu ukrywał się po aryjskiej stronie, później uczestniczył w powstaniu warszawskim, a po kapitulacji schronił się w ruinach miasta. Po wyzwoleniu pracował w sanatorium w Otwocku. Dyplom lekarski potwierdził w 1946 r. w Krakowie107. Od połowy 1945 r., najpewniej za sprawą rodzinnych koneksji, znalazł zatrudnienie w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego, między innymi jako kierownik Wydziału Lekarsko-Sanitarnego Departamentu Więzień i Obozów. Zwolniono go stamtąd definitywnie rok później z powodu, jak to określono, „braku kwalifikacji fachowych”108.

Wydawać by się mogło, że Walewski, podobnie jak Halperin i Wdowiński, nie reagował na prace historyczne dotyczące ŻZW. W jego enuncjacjach z lat sześćdziesiątych nie znajdziemy nazbyt wielu odniesień do ŻZW, prawie nic o jego przywódcach i członkach (wyłączając osoby należące do jego grupy), z charakterystycznym wyjątkiem Leona Rodala (w tekście zamieszczonym w „Walce” pojawia się tylko inicjał: R.). Okazało się jednak, że Walewski przez kilkanaście lat pracował nad książką na temat powstania w getcie warszawskim, której jednak — przed pogrążeniem się w chorobie — nie zdążył ukończyć. O swoich zainteresowaniach i pracy zwierzył się Władysławowi Bartoszewskiemu, z którym spotkał się podczas jego pierwszego pobytu w Izraelu109. Materiały te znajdują się w prywatnym archiwum jego syna dr. Avi Walewskiego w Tel Awiwie. Korzystanie z nich jest utrudnione z uwagi na to, że nie istnieje pełna wersja wspomnień. Oryginalny maszynopis w języku polskim, na podstawie którego wydany został hebrajskojęzyczny Jurek,się nie zachował. Mamy do czynienia z nieuporządkowanym zbiorem spisanych na maszynie kart i rękopisów, pozbawionych informacji o dacie ich powstania, który czeka na opracowanie. My wykorzystaliśmy tę dokumentację wyłącznie pod kątem tematu tej książki.

Świadectwa Jakuba Smakowskiego

Jeszcze bardziej zagadkowa jest historia najobszerniejszego, a zarazem najmniej wykorzystywanego z wczesnych przekazów autobiograficznych odnoszących się do walk przy placu Muranowskim. Mowa o wspomnieniach Jakuba Smakowskiego „Czarnego Julka” (ur. 1924). Do wielkiej akcji w warszawskim getcie, podczas której stracił całą rodzinę, trudnił się szmuglem. Później grupa szmuglerów, do której należał, stała się częścią konspiracji i wzięła udział w walkach w getcie: na Miłej, Nalewkach i wreszcie na placu Muranowskim. Po wojnie Smakowski podyktował swoje wspomnienia Blumie Wasser (Życie i zmagania, datowane na listopad 1945 r.)110. Wkrótce znalazł się w obozie dla dipisów w Leipheim. Jesienią 1946 r. w jednym z pism dla uchodźców żydowskich w Niemczech ukazał się artykuł Borucha Gelbluma na motywach historii Smakowskiego. On to właśnie spisał drugą wersję jego wspomnień pt. Wspomnienia żydowskiego bojowca getta warszawskiego111. Analiza porównawcza obu tekstów prowadzi do zaskakujących wniosków. Nie tyle dziwią różnice między nimi, ile skala tych rozbieżności, a także fakt, iż wersja „warszawska” zawiera więcej fantastycznych szczegółów aniżeli wersja „niemiecka”. Nie ulega wątpliwości, że w wielu miejscach autor koloryzuje i wyolbrzymia odegraną przez siebie rolę. Smakowski przypisuje sobie udział w wydarzeniach, o których słyszał lub był ich świadkiem. O wiele łatwiej wychwycić te fałszerstwa we fragmentach dotyczących powstania warszawskiego w 1944 r. — opowieść Smakowskiego możemy skonfrontować z dziesiątkami innych relacji. W wypadku powstania w getcie takiej szansy nie mamy. Mimo tych mankamentów, z uwagi na wczesny okres powstania jest to źródło wyjątkowo cenne, choć autor nie należał do Betaru i był szeregowym członkiem organizacji bojowej. Niemniej wiele podawanych przez Smakowskiego informacji pokrywa się z relacją „Rudego Pawła”. Ślad „Czarnego Julka” urywa się w Niemczech112. Pozostawione przezeń świadectwa zostały zignorowane przez Bernarda Marka. Częściowo przypisać to należy obecnym w tekście przejaskrawieniom, częściowo również drastycznym opisom. Nie tłumaczy to jednak wszystkiego. Mark niejednokrotnie wykorzystywał przecież przekazy daleko bardziej niepewne i wewnętrznie sprzeczne. W pierwszej wersji swojej książki cytował zresztą parokrotnie tekst Smakowskiego, choć bez podania nazwiska autora, zamieszczając jedynie jego sygnaturę w archiwum. W kolejnych publikacjach pozostały tylko informacje, już nawet bez przywoływania sygnatury pamiętnika.

Relacje innych świadków

Również w Niemczech, jesienią 1948 r. w ukazującym się w Monachium rewizjonistycznym piśmie „Unzer Weg” opublikowano artykuł kolejnej postaci związanej z historią ŻZW — Mosze Zylberberga. Nosi ona znamienny tytuł Wer falszt di Geszichte (Kto fałszuje historię)113. Autor, przedwojenny rewizjonista z Lublina (1912–2005), podejmował polemikę z tekstami osób negujących rolę Betaru z pozycji lewicowych i komunistycznych. W ocenie Zylberberga zamiast prawdy serwują oni coś w rodzaju „opowieści z 1001 nocy”. Tego rodzaju sarkazmu jest zresztą więcej. Oprócz tezy, że rewizjoniści byli pionierami oporu zbrojnego w getcie, znajdziemy tu liczne szczegóły dotyczące działalności wojskowej, w której autor, jak twierdzi, uczestniczył. Mieszkając w Stanach Zjednoczonych, dokąd wyjechał w 1949 r., wypowiadał się na temat sytuacji w getcie jeszcze kilkakrotnie. W latach dziewięćdziesiątych zarejestrowano z nim czterogodzinny wywiad114. Zawiera on dużo informacji na temat konspiracji rewizjonistów, lecz bardzo niewiele odniesień do przebiegu samego powstania.

Do zabrania głosu skłoniła Zylberberga konieczność obrony autentyczności dziennika Hillela Seidmana (1905–1995), który ukazał się w 1946 r. w Argentynie. Te zapiski, opublikowane pierwotnie w języku hebrajskim, były jednym z pierwszych tekstów powstałych poza kręgiem rewizjonistów, w którym doceniono ich wkład w wysiłek zbrojny getta115. Seidman, członek Agudy, dziennikarz i współpracownik „Gazety Żydowskiej”, w czasie okupacji był zatrudniony w Judenracie, gdzie zajmował się archiwami, poświęcił rewizjonistom cały rozdział swych wspomnień („The Revisionist Army”). Do dziś wiarygodność relacji Seidmana pozostaje kwestią sporną. Nie mógł on być uczestnikiem wielu opisywanych wydarzeń, jako że wydostał się z getta jeszcze w czasie trwania wielkiej akcji lub krótko po jej zakończeniu. W wielu miejscach Seidman wyolbrzymia swoją rolę, natomiast działania, w których niewątpliwie uczestniczył — przemilcza116. Bernard Mark całkowicie odrzucił świadectwo Seidmana jako „pełne fantazji i nieprawdziwych faktów”117. My nie dyskwalifikujemy jednak całości tego tekstu — o niektórych sprawach mógł wszak dowiedzieć się z drugiej ręki, a w pewnych wydarzeniach mógł nawet uczestniczyć, z tym że w innym okresie, niż to opisuje.

O autentyczności zapisów Seidmana przekonany był również przedwojenny literat i związany z rewizjonistami Ruben Feldschuh, używający pseudonimu Ben Szem (1900–1980). O tej niezwykle barwnej postaci więcej powiemy w kolejnym rozdziale. Przebywał on w getcie warszawskim razem z żoną i córką, niedługo przed powstaniem zostali przemyceni na aryjską stronę i ukryli się na warszawskiej prowincji. Po wyzwoleniu Feldschuh znalazł się w Lublinie, gdzie uczestniczył w tworzeniu partii Ichud i sprawował funkcję naczelnego rabina, należał do współzałożycieli Centralnej Żydowskiej Komisji Historycznej. W 1946 r., będąc już w Palestynie, opublikował pierwsze teksty na temat getta, między innymi książeczkę dla dzieci (Bajn chomot ha-geto [Za murami getta]). Najważniejsze jednak, że udało mu się przywieźć ze sobą setki stron dziennika zawierającego informacje o życiu codziennym i kulturalnym, a także, co z naszego punktu widzenia najbardziej interesujące, zapisy o działalności rewizjonistów. W 1978 r. fragmenty dziennika, który trafił do Archiwum Yad Vashem, ukazały się drukiem bez redakcji naukowej na łamach wydawnictwa The Memorial Anielevich Holocaust Study and Research Center „Yalkut Moreshet”, a niedługo po śmierci autora na łamach rocznika „Massua”118. Józef Kermisz w komentarzu opublikowanym przez „Massua”, z jednej strony doceniając wagę tych zapisków, podał w wątpliwość fakt powstania ich w getcie. Jego zdaniem, przynajmniej część z nich musiała powstać już po opuszczeniu getta, w związku z czym należałoby je traktować raczej jako wspomnienia niż dziennik119. Tezy te nie zostały jednak poparte gruntowną analizą pozostającego w rękopisie, często trudnego do odczytania tekstu. Z naszego punktu widzenia dokładne datowanie tych zapisków ma znaczenie drugorzędne. Najważniejsza jest ich treść, na którą niewielu autorów piszących o dziejach warszawskiego getta zwróciło uwagę.

Zarówno Zylberberg, jak i Ben Szem byli wymieniani w zapiskach Seidmana. Ten pierwszy figuruje nawet jako jeden z jego informatorów. Relacje tych trzech autorów w ewidentny sposób łączą się ze sobą. Wszyscy utrzymywali ze sobą bliskie kontakty — po przybyciu do Argentyny w 1956 r. w charakterze attaché kulturalnego ambasady izraelskiej Feldschuh zatrzymał się u rodziny Seidmana. Wiarygodność Seidmana i Ben Szema kwestionuje natomiast Wdowiński, zarzucając im nieznajomość faktów i fałszerstwa. W liście do Lazara, który w swojej książce powoływał się na świadectwo Feldschuha, posuwa się nawet do stwierdzenia, że nigdy nie spotkał Feldschuha w getcie120