Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Balladyna – dramat romantyczny w pięciu aktach, napisany przez Juliusza Słowackiego w Genewie w 1834 roku, a wydany w Paryżu w roku 1839. Balladyna i Alina to siostry, mieszkające wraz z matką w ubogiej chacie w lesie. Nimfa, królowa jeziora Gopła, Goplana, zakochana w kochanku Balladyny, Grabcu, przez swą zazdrość miesza się w ludzkie sprawy i gmatwa ich losy. Do chaty sióstr przyjeżdża bogaty hrabia Kirkor, wiedziony tam przez sługę Goplany, Skierkę. Goplana ma nadzieję, że Kirkor zakocha się w Balladynie, a wtedy Grabiec zostanie tylko dla niej. Jednak jej sługa, Skierka, sprawia, że hrabia zakochuje się w obu siostrach. Żeby zdobyć męża, dziewczęta współzawodniczą w zbieraniu malin. Ta z sióstr, która pierwsza zbierze pełny dzbanek, ma wziąć Kirkora za męża. Gdy okazuje się, że Alina wygrywa, Balladyna zabija ją nożem. Jedynym świadkiem tej zbrodni jest Grabiec przemieniony przez Goplanę w płaczącą wierzbę. W domu Balladyna tłumaczy nieobecność swej siostry tym, iż Alina uciekła z kochankiem. O zbrodni przypomina Balladynie krwawa plama na czole, niedająca się zmyć, oraz dręczące ją koszmary i wyrzuty sumienia. Ciało Aliny odnajduje pasterz Filon i zakochuje się w martwej dziewczynie. (za Wikipedią). A co było dalej, bo to zaledwie początek opowieści dowie się Czytelnik po przeczytaniu całego utworu. Polecamy!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 123
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Juliusz Słowacki
Balladyna
TRAGEDIA W PIĘCIU AKTACH
Armoryka
Sandomierz
Projekt okładki: Juliusz Susak
Na okładce: Wojciech Gerson (1831–1901), Balladyna (1900),
licencjapublic domain, źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Gerson_-_Balladyna_1900.jpg
Plik rozpoznano jako wolny od znanych ograniczeń praw autorskich,
włącznie z prawami zależnymi i pokrewnymi.
Tekst wg edycji z roku 1894.
Zachowano oryginalną pisownię.
© Wydawnictwo Armoryka
Wydawnictwo Armoryka
ul. Krucza
27-600 Sandomierz
http://www.armoryka.pl/
ISBN978-83-7639-454-1
Pozwól że pisząc do ciebie zacznę od Apologu, który mi opowiedziano nad Salaminy zatoką.
Stary i ślepy harfiarz z wyspy Scio przyszedł nad brzegi morza Egejskiego, a usłyszawszy z wielkim hukiem łamiące się fale, myślał że szum ów pochodził od zgiełku ludzi którzy się zbiegli pieśni rycerskich posłuchać — Oparł się więc na harfie i śpiewał pustemu morza brzegowi: a kiedy skończył, zadziwił się że żadnego ludzkiego głosu, żadnego westchnienia, żadnego pieśń nie zyskała oklasku. Rzucił więc harfę precz daleko od siebie, a te fale które śpiewak mniemał tłumem ludzkim, odniosły złote pieśni narzędzie, i położyły mu je przy stopach. I odszedł od harfy swojej smutny Greczyn, nie wiedząc że najpiękniejszy Rapsod nie w sercach ludzi, ale w głębi fal Egejskiego morza utonął.
Kochany Irydionie! ta powiastka o falach i harfiarzu zastąpi wszelką do Balladyny przemowę. Wychodzi na świat Balladyna z ariostycznym uśmiechem na twarzy, obdarzona wnętrzną siłą urągania się z tłumu ludzkiego, z porządku i z ładu jakim się wszystko dzieje na świecie, z nieprzewidzianych owoców które wydają drzewa ręką ludzi szczepione. Niech naprawiacz wszelkiego bezprawia Kirkor pada ofiarą swoich czystych zamiarów; niech Grabiec miłuje kuchnią Kirkora; niechaj powietrzna Goplana kocha się w rumianym chłopie, a sentymentalny Filon szuka umyślnie męczarni miłośnych i umarłéj kochanki; niechaj tysiące anachronizmów przerazi śpiących w grobie historyków i kronikarzy: a jeżeli to wszystko ma wnętrzną siłę żywota; jeżeli stworzyło się w głowie poety podług praw Boskich, jeżeli natchnienie nie było gorączką ale skutkiem tej dziwnej władzy która szepce do ucha nigdy wprzód nie słyszane wyrazy, a oczom pokazuje nigdy, we śnie nawet, nie widziane istoty; jeżeli instynkt poetyczny był lepszym od rozsądku który nieraz tę lub ową rzecz potępił: to Balladyna wbrew rozwadze i historyi zostanie królową Polską, a piorun który spadł na jéj chwilowe panowanie, błyśnie i roztworzy mgłę dziejów przeszłości.
Uśmiechnij się teraz Irydionie, bo oto naśladując Francuzkich poetów: powiem ci że Balladyna jest tylko epizodem wielkiego poematu, w rodzaju Ariosta, który ma się uwiązać z sześciu tragedyi czyli kronik dramatycznych. Cienie już różne ludzi nie byłych wyszły ze mgły przedstworzenia i otaczają mnie ciżbą gwarzącą: potrzeba tylko aby się zebrały w oddzielne tłumy, ażeby czyny ich ułożyły się w postacie piramidalne wypadków, a jedną po drugiej garstkę na świat wypychać będę; i sprawdzą się może sny mego dzieciństwa. Bo ileż to razy patrząc na stary zamek koronujący ruinami górę mego rodzinnego miasteczka, marzyłem że kiedyś w ten wieniec wyszczerbionych murów nasypię widm, duchów, rycerzy; że odbuduję upadłe sale i oświecę je przez okna ogniem piorunowych nocy, a sklepieniom każę powtarzać dawne co Sofoklesowskie niestety! A za to imie moje słyszane będzie w szumie płynącego pod góra potoku, a jakaś niby tęcza z myśli moich unosić się będzie nad ruinami zamku. — O! nie mów mi że dzwonków polnych większa ozdoba ruinom niż z tego wieńca myśli w który je ubierze poeta: bo choć róże rosnące na ruinach pałacu Nerona rozwidniły nam pięknie te gruzy: to jednak jaśniéj mi je oświecił ów duch Irydiona któregoś ty pod krzyżem w Kolloseum położył i nakrył złotemi skrzydłami anioła.
Tak więc kiedy ty, dawne posągowe Rzymian postacie, napełniasz wulkaniczną duszą wieku naszego; ja z Polski dawnéj tworzę fantastyczną legendę, z ciszy wiekowéj wydobywam chóry prorockie — i na spotkanie twojéj czarnéj, piorunowéj, Dantejskiéj chmury, prowadzę lekkie, tęczowe i Ariostyczne obłoki, pewny, że spotkanie się nasze w wyższej krainie, nie będzie walką ale tylko grą kolorów i cieni, z tym smutnym dla mnie końcem że twoja chmura większym wichrem gnana, i pełniejsza piorunowego ognia, moje wietrzne i różnobarwne obłoki roztrąci i pochłonie.
Doniosły mi Sylfy, żeś powędrował teraz odwiedzić Etnę czerwoną: posłałem natychmiast Skierkę aby ci na drodze wszystkie pootwierał kwiaty i wszystkie gwiazdy nad tobą zapalił; za to przez wdzięczność, stanąwszy na szczycie Wulkanu, spójrzyj na mórz rozległe błękity, i pomyśl że niedawnemi czasy przez te zwierciadła wędrował okręt mój jak łabędź żaglami nakryty. Powiedz czy nie dójrzysz jakiego rysu na fali, jakiego śladu po zniknionym okręcie? Xięża wtenczas śpiewali hymn do Najświętszéj Panny, a ja stałem z wlepionemi w ogień Etny oczyma, smutny że mnie fala znów tylko do Europy odnosiła. Słuchaj w ciszy powietrznéj, czy echo tego hymnu który mi serce uciszał, nie drga dotąd w kryształowéj atmosferze? Szukaj mojego śladu w powietrzu i na fali, a jeśli o mnie na fali i w powietrzu nie słychać, to znajdź mnie w sercu twojem, i niech ja będę jeszcze z tobą przez jednę godzinę. Wszak darem to jest Boga, że my umiémy myślą latać do siebie w odwiedziny.
Rozpisałem się długo, a zamierzyłem był tylko napisać
AUTOROWI IRYDIONA
NA PAMIĄTKĘ
BALLADYNĘ
POŚWIĘCA
JULIUSZ SŁOWACKI.
PUSTELNIK, Popiel III. wygnany.
KIRKOR, Pan zamku.
MATKA, wdowa.
BALLADYNAi ALINA jéj córki
FILON, pasterz.
GRABIEC, syn zakrystjana.
FON KOSTRYN, naczelnik straży w zamku Kirkora.
GRALON, rycerz Kirkora.
KANCLERZ.
WAWEL, dziejopis.
PAŹ.
POSEŁ ZE STOLICY GNIEZNA.
OSKARŻYCIEL SĄDOWY.
LEKARZ KORONNY.
Pany — rycerze — służba zamkowa - wieśniacy — dzieci.
OSOBY FANTASTYCZNE.
GOPLANA, Nimfa, Królowa Gopła.
CHOCHLIK.
SKIERKA.
Za czasów bajecznych koło jeziora Gopła.
Las blisko jeziora Gopła — chata pustelnika ustrojona kwiatami bluszczem. KIRKOR wchodzi w Saraceńskiej zbroi — bogato ubrany, z orlemi skrzydłami…
KIRKOR (sam.)
Rady zasięgnąć warto u człowieka
Który się kryje w téj zaciszy leśnéj;
Pobożny starzec — ma jednak w rozumie
Nieco szaleństwa: ilekroć mu prawisz
O zamkach, królach, o królewskich dworach,
To jak szalony od rozumu błądzi,
Miota przekleństwa, pieni się, narzeka;
Musiał od królów doznać wiele złego,
Więc teraz został przyjacielem gminu.
(stuka do celi.)
Puk! puk! puk!
GŁOS Z CELI.
Kto tam?
KIRKOR.
Kirkor.
PUSTELNIK (wychodząc z celi.)
Witaj synu...
Czego chcesz?
KIRKOR.
Rady.
PUSTELNIK.
Zostań pustelnikiem.
KIRKOR.
Gdybym podstarzał dziesiątym krzyżykiem,
Możebym w smutne schronił się dąbrowy;
Ale ja młody, pan czterowieżowy,
Przemyślam dzisiaj jakby się ożenić...
Poradź mi starcze?
PUSTELNIK.
Lat dwadzieścia z górą
Jak żyję w puszczy...
KIRKOR.
Cóż stąd?
PUSTELNIK.
Więc ocenić
Ludzi nie mogę — ani wskazać którą
Weźmiesz dziewicę.
KIRKOR.
Te co rozkwitały
Z dzieciństwa pączków, gdyś ty żył na świecie,
Są dziś pannami... czerwony li biały
Pączek na róży, taka będzie róża...
Przypomnij niegdyś najpiękniejsze dziecie,
Białą jak w ręku anielskiego stróża
Kwiat lilijowy — niech jéj słowik śpiewny
Zazdrości głosu, a synogarlica
Wiernością zrówna... gdzie taka dziewica
Wskaż mi o starcze? Mówią że królewny
Słyną wdziękami?
PUSTELNIK.
Nieba! to ród węża,
Żona zbrodniami podobna do męża,
Córki do ojca, a do matek syny;
Jak w jedném gnieździe skłębione gadziny.
O bogdaj piorun!...
KIRKOR.
Nieprzeklinaj.
PUSTELNIK.
Młody
Przeklinaj ze mną — oni klątwy warci.
Bogdaj doznali co pomor i głody!
Bogdaj piorunem napoły pożarci,
Padając w ziemi paszczą rozdziawioną
Proch mieli płaszczem, a węża koroną.
Bogdaj! — Klnąc zbójce potargałem siły,
Wściekłem się jako brytan uwiązany.
Bo też ja kiedyś byłem pan nad pany,
Statysięcznemu narodowi miły,
Żyłem w purpurze, dziś noszę łachmany;
Muszę przeklinać. Miałem dziatek troje,
Nocą do komnat weszli brata zboje,
Różyczki moje trzy z łodyki ścięto!
Dziecinki moje w kołyskach zarżnięto!
Aniołki moje!... wszystkie moje dzieci!
KIRKOR.
Któż jesteś starcze?
PUSTELNIK.
Ja... Król Popiel trzeci...
KIRKOR. (schyla kolano.)
Królu mój!
PUSTELNIK.
Któż mię z żebraki rozezna?...
KIRKOR.
Uzbrajam chamy, i lecę do Gniezna
Mścić się za ciebie...
PUSTELNIK.
Młodzieńcze, rozwagi!
KIRKOR.
Bezprawie gorzéj od Mojżesza plagi
Kala te ziemie i prędzej się szerzy;
Popiel skalany dzieci krwią niewinną,
Niegodny rządzić tłumowi rycerzy.
Niech więc się stanie co się stać powinno
Pod okiem Boga, na téj biednéj ziemi.
PUSTELNIK.
Czy ty skrzydłami anioła złotemi
Z nieba zleciałeś?
KIRKOR.
Na barkach orlicy
Para tych białych skrzydeł wyrastała;
Gdy na rycerskiéj są naramiennicy,
Będziesz li rycerz mniéj niż owa biała
Ptaszyna ludziom użyteczny? ma-li
Gadom przepuszczać rycerz uskrzydlony
Orła piórami?
PUSTELNIK.
O mężu ze stali!
Ty jesteś z owych którzy walą trony.
KIRKOR.
Ty wiesz jak nasza ziemia wszeteczeństwem
Króla skalana. Wiesz jak Popiel krwawy
Pastwi się coraz nowém okrócieństwem...
Zaczerwienione krwią widziałem stawy:
Król żywi karpie ciałem niewolników.
Nieraz wybiera dzięsiątego z szyków
I tnąc w kawały, ulubionym rybom
Na żer wyrzuca; resztę ciał wymiata
Na dworskie pola i czerwonym skibom
Ziarno powierza. Sąsiad ziemię kata
Na pośmiewisko zwie Rusią czerwoną.
Dotąd żyjącym pod Lecha koroną
Bóg dawał żniwo szczęścia nie zasiane,
Lud żył szczęśliwy; dzisiaj niesłychane
Pomory, głody sypie Boża ręka.
Ziemia upałem wysuszona pęka;
Wiosenne runa złocą się, nim ziarno
Czoła pochyli, a wieśniacy garną
Sierpami próżne tylko włosy żyta.
Ta sama Polska niegdyś tak obfita,
Staje się co rok szarańczy szpichlerzem;
Niegdyś tak bitna, dziś bladym rycerzem
Z głodami walczy i z widmem zarazy.
PUSTELNIK.
Ach jam przeklęty! przeklęty! trzy razy
Przeklęty! winien jestem nieszczęść ludu.
KIRKOR.
Jako, ty winien?...
PUSTELNIK.
Z rozlicznego cudu
Korona Lecha sławną niegdyś była,
W niéj szczęście ludu, w niej krainy siła
Cudem zamknięta... oto ja wygnany,
Lud pozbawiłem téj korony.
KIRKOR.
Starcze?...
PUSTELNIK.
Korona brata mego jak liczmany
Fałszywa... moja pod spruchniałe karcze
Lasu wkopana... miałem ją do grobu
Ponieść za sobą.
KIRKOR.
Skądże téj koronie
Cudowna władza?
PUSTELNIK.
Ku ojczystéj stronie,
Wracali niegdyś od Betleem żłobu,
Swięci królowie — dwóch Magów, i Scyta.
Ów król północny zaszedł w nasze żyta,
Zabłądził w zbożu jak w lesie bo zboże
Rosło wysokie jak las w kraju Lecha;
Więc zabłądziwszy rzekł... „wyprowadź Boże!“
Aż oto przed nim odkrywa się strzecha
Królewskiéj chaty — bo Lech mieszkał w chacie —
Wszedł do niéj Scyta i rzekł: „Królu! bracie!
Idę z Betleem, a gwiazda błękitna
Twoich bławatków ciągle szła przedemną,
Aż tu zawiodła.“ — Lech rzekł: „zostań ze mną.
Kraina moja szczęśliwa i bitna,
Jeśli chcesz to się tą ziemicą z tobą
Dzielę na poły“ — Scyta rzekł: „zostanę,
Lecz kraju nie chcę, bo ziemie złamane,
Rozgraniczają się krwią i żałobą
Dzieci i matek.“ Więc razem zostali,
Ale to długa powieść...
KIRKOR.
Mów! mów daléj!
PUSTELNIK.
Więc jako dawniéj czynili mocarze,
Z Lechem się mieniał Scyta na obrączki;
A pokochawszy mocniéj sercem, w darze
Dał mu koronę... stąd nasza korona.
Zbawiciel niegdyś wyciągając rączki,
Szedł do niéj z matki zadumanéj łona;
I ku rubinom podawał się cały
Jako różyczka z liści wychylona,
I wołał caca! i na brylant biały
Różannych ustek perełkami świecił.
KIRKOR.
O! biedny kwiatku! na tóż ty się kwiecił,
By cię na krzyżu ćwiekami przybito?
Czemuż nie było mnie tam na Golgocie,
Na czarnym koniu, z uzbrojoną świtą,
Zbawiłbym Zbawcę lub wyrąbał krocie
Zbójców na zemstę umarłemu.
PUSTELNIK.
Synu!
Bóg weźmie twoją pochopność do czynu
Za czyn spełniony. Wróćmy w nasze czasy.
Gdy mię brat wygnał, uniosłem w te lasy
Świętą koronę...
KIRKOR.
Wróci ona! wróci!
Przysięgam tobie... Lecz...
PUSTELNIK.
Co chcesz powiadać?
KIRKOR.
Nim Kirkor w przepaść okropną się rzuci.
Szukając zemsty — chcę chciałbym cię badać
Na jakim pieńku zaszczepić rodowe
Drzewo Kirkorów, aby kiedyś nowe
Plemię rycerzy tronu twego strzegło?
Kogo wprowadzić w podwoje zamkowe,
Z żony imieniem?
PUSTELNIK.
Tylu ludzi biegło
Z pierścionkiem ślubnym za marą wielkości,
A prawie wszyscy wzięli kość niezgody,
Zamiast straconéj z żebra swego kości.
Postąp inaczéj — ty szlachetny, młody:
Niechaj ci pierwsza jaskółka pokaże
Pod jaką belką gniazdo ulepiła;
Gdzie okienkami błysną dziewic twarze,
A dach słomiany, tam jest twoja miła.
Ani się wahaj, weź pannę ubogą,
Żeń się z prostotą, i niechaj ci błogo
I lepiéj będzie, niżbyś miał z królewną...
KIRKOR.
Tak radzisz starcze?
PUSTELNIK.
Idź synu na pewno
Do biednéj chaty — niechaj żona karna,
Miła, niwinna...
KIRKOR.
Jaskółeczko czarna!
Ptaszyno moja, gdzie mię zaprowadzisz?...
PUSTELNIK.
Słuchaj mię synu...
KIRKOR.
Starcze, dobrze radzisz...
Prowadź jaskółko!
(Odchodzi Kirkor.)
PUSTELNIK (sam.)
O! ci młodzi ludzie,
Odchodzą od nas i wołają głośno:
Idziemy szukać szczęścia. Więc my starce
Cośmy przebiegli po téj biednéj ziemi,
A nigdy szczęścia w życiu nie spotkali,
Możeśmy tylko szukać nie umieli...
Idź! idź! idź starcze do pustelnéj celi...
(chce wchodzić do celi — i zatrzymuje się na progu.)
(Wchodzi Filon, pasterz zamyślony — fantastycznie we wstążki i kwiaty ubrany.)
FILON (z exaltacyą.)
O złote słońce! drzewa ukochane!
O! ty strumieniu, który po kamykach
Z płaczącym szumem toczysz fale śklane!
Rozmiłowane w jęczących słowikach
Róże wiosenne! z wami Filon skona!
Bo Filon marzył los Endymijona,
Marzył, że kiedyś po blasku miesiąca
Biała Bogini, różami wieńczona,
Z niebios błękitnych przypłynie, i drżąca
Czoło pochyli, a koralowemi
Ustami usta moje rozpłomieni.
Ach! tak marzyłem! ale na téj ziemi
Nie ma Dyanny. Samotny uwiędnę,
Jako fijołek — albo kwiat jesieni.
PUSTELNIK.
Co znaczą owe narzekania zrzędne?
Młody szaleńcze, gdzie zimny rozsądek?
Wywracasz świata Boskiego porządek,
A że ty chciwy Akteona wanien,
Czekasz na ziemi anielskiego Bóstwa:
Dla tego tyle zestarzałych panien,
Dotąd się mężów swych nie doczekały;
Szukaj kochanki na ziemi.
FILON.
Świat cały
Napróżno zbiegłem, przeglądając mnóstwa
Dziewic śmiertelnych. Nieraz wzrok łakomy
Śledził z pod złotéj kapeluszów słomy
Żniwiarek twarze podobne czerwienią
Makom zbożowym. Nieraz poglądałem
Na białe płótna, łąk jasną zielenią
Słońcu podane; rojąc serca szałem
Że z bieli płócien, jako z morskiej piany,
Alabastrowa miłości Bogini
Wyjdzie na słońce. Ach! tak obłąkany,
Żyłem na świecie, jako na pustyni;
Nienasycony, dumający, rzewny.
Byłem na dworach, widziałem królewny,
Podobne gwiaździe Wenus co wynika
Wieczorem, z nieba różowego zorzą,
Zaczerwieniona ale bez promyka.
Serca nie mają, a sercem się drożą
Więcéj niż koron brylantami.
PUSTELNIK.
Głupcze!
Niedoścignionych gwiazd szalony kupcze!
Ty co na dworach szukałeś kochanki:
Precz! precz ode mnie kwiecie beznasienny,
Studniom niezdatny jak stłuczone dzbanki,
Światowi, jako słońca blask jesienny
Bezużyteczny. Skoro na tron wrócę,
Zamknę cię w szpital szalonych, lub rzucę
Na bakalarską ławę między dzieci.
FILON.
Mój dobry ojcze! niechaj ci Bóg świeci!
Musisz być chory, gadasz nieprzytomnie.
PUSTELNIK.
Wszyscy szaleńcy zlatują się do mnie,
A wszyscy marzą o królewskich dworach,
Myślą o królach, a kryją się w borach,
I jęczą, jęczą jak oślepłe sowy.
FILON.
Wsadź starcze głowę w strumień kryształowy,
Może ochłonie.
PUSTELNIK.
Woda nie obmyje
Na mojém czole czerwonego pasu.
Widzisz! czy widzisz jak korona ryje?
Dwudziestoletnie życie w głębi lasu
Nie zagoiło rany. Pas na czole,
A drugi taki pas mi serce płata;
Ten od korony
(pokazując na serce.)
Ten od mieczów kata.
O! moje dzieci! o! sieroctwa bole!
O! moja przeszłość!
FILON.
Nudzi mię ten stary,
W głowie ma jakieś bezcielesne mary;
Pewnie oszalał samotnością, postem.
PUSTELNIK.
Cierpienie myśli jest kolącym ostem,
Lecz rzeczywistość... O! ta jak żelazo
Rani, zabija...
FILON.
O tém inną razą
Mówić będziemy, a przekonam ciebie
Że smutek serca...
PUSTELNIK.
Niechaj cię pogrzebie
Mdława istoto. Nic niech nic zabije;
A twój grobowiec zamknie nic.
FILON.
O luba!
Nieznaleziony twój obraz
(pokazując na serce.)
tu żyje!
Nieznalezienie, gorsze niźli zguba;
Jam cię nie znalazł a widzę przed sobą!
Idę do lasu, gdzie będę sam... z tobą...
Błogosławiony wyobraźni cudzie
Ty mnie ocalasz!
(odchodzi w las.)
PUSTELNIK.
Jak szaleją ludzie!
(wchodzi do celi.)