Amore Mio 2. Burza. - Jagna Rolska - ebook
NOWOŚĆ

Amore Mio 2. Burza. ebook

Jagna Rolska

0,0

62 osoby interesują się tą książką

Opis

 Co począć, gdy gwałtowne wiosenne burze rujnują spokój w pasterskiej osadzie?

 

 Monika już na dobre zadomowiła się w alpejskiej wiosce i liczy na to, że przy boku włoskiego ukochanego wreszcie zazna upragnionego spokoju. Z zapałem urządza górski pensjonat, jednocześnie zacieśniając więzy przyjaźni z sąsiadką, znaną kulinarną celebrytką. Idyllę przerywa sezon burz podtapiających osadę. Do tego z Polski nadchodzi niespodziewana wiadomość, która do góry nogami wywraca życie Moniki i jej córki. Za to w licznej kociej rodzinie wszystko zdaje toczyć się utartym, spokojnym rytmem…

Książka jest kontynuacją bestsellerowej powieści „Amore mio! – Lawina”.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 258

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copyright © Jagna Rolska, 2025

Projekt okładki:

Justyna Knapik

Redakcja:

Agnieszka Czapczyk

Korekta:

Maria Stanis, Barbara Sacka

Łamanie i skład:

Beata Kostrzewska/Grafika Słowa

Opracowanie wersji elektronicznej

Karol Bociek

ISBN 978-84-67834-90-2

Kraków 2025

Wydawnictwo BOOKEND

[email protected]

www.bookend.pl

Capital Village Sp. z o.o.

ul. Gęsia 8/202, 31-535 Kraków

Rozdział 1

Deszcz nie odpuszczał od tygodnia. Była już połowa kwietnia i choć wyżej w górach wciąż padał śnieg, oczywiście ku uciesze zwariowanych entuzjastów narciarstwa, to w dolinie i w wiosce pasterskiej na połowie stoku potoki wody podmywały fundamenty budynków. Strumienie występowały z brzegów, zalewając jedyną drogę łączącą osadę pasterską z Piumino. Woda pieniła się na tarasie Pasty Nonny, a Monika patrzyła przez okno tarasowe z prawdziwą zgrozą. Rudzielce, Carota i Salmone, zupełnie nieprzejęte szalejącym żywiołem, wylegiwały się wraz introwertyczną siostrą Papaliną przed kominkiem.

– Żeby nas nie zmyło. – Monika zawinęła pierożka raviolo z ruskim farszem i odłożyła go na stolnicę.

– Nic się nie stanie – zbagatelizowała Maria. – Lepiej zapisz proporcje tego farszu. Tego jeszcze nie grali na naszych mediach! Ta polsko-włoska fuzja zrobi nam miliony wyświetleń.

– Ty zawsze o popularności. – Monika zachichotała. – Zlituj się. Siedzimy w tej górskiej osadzie jak u pana Boga za piecem, a tobie ciągle mało!

– Nie wiem jak ciebie, ale mnie to stymuluje i pobudza do życia. A do tego moje przepisy rodzinne znajdują nowe domy.

– Po to to robisz?

– A ty po co? – Pasta Nonna odbiła piłeczkę, wykrawając radełkiem kolejne pierożki. – Swoją drogą, czy te ravioli nie powinny się dla poprawności politycznej nazywać w nowym filmie ukraińskimi?

– Była taka histeria po wybuchu wojny, ludzie żądali zmiany nazwy. – Monika się roześmiała. – Tylko wiesz. Ruskie to nie rosyjskie.

– Rozwiń, bo nie rozumiem. Carota!

– No nie, Mario, tu nie idzie o marchewkę, jak żyję, nie słyszałam, żeby ktoś wkładał je do ruskich – zaprotestowała Monika.

– Kota wołam! Nie żryj aloesu! Trujący jest! – Maria podbiegła do rudej kotki i wyrwała jej z pyszczka zielone strzępki.

– Oddaj te piękne doniczki Dagmarze. Zadba o nie z pewnością – poradziła Monika.

– Tak zrobię. Te koty mają coraz ciekawsze pomysły. – Pasta Nonna westchnęła. – A wracając do nazwy pierożków…

– Ruś to nie Rosja, tylko dawna nazwa księstwa położonego mniej więcej w miejscu dzisiejszej Ukrainy, zatem z Rosją nie ma nic wspólnego. Inaczej pierogi nazywałyby się rosyjskie, a nie ruskie. Słowem, po co zmieniać dobrą nazwę, mającą ogromnie długą tradycję, i to tylko dlatego, że ludzie są niedoinformowani?

– Nie takie rzeczy zmieniały na przestrzeni dziejów nazwy z powodów politycznych, ale co do zasady masz rację. Zresztą, pokłócą się w komentarzach o nazwę, to podbije dodatkowo film – skwitowała.

– Jesteś niemożliwa, Mario.

Piumino tonęło. Maria mogła robić dobrą minę do złej gry, ale takiej nawałnicy deszczu miasteczko nie pamiętało od lat. Skarpę, na której mieścił się lokalny parking, podmyło tak, że dwa samochody zwaliły się z łoskotem na krętą drogę poniżej. Na szczęście nie subaru Moniki, które na czas przeparkowała. Podmyta droga nie nadawała się do użytku. Służby natychmiast przystąpiły do naprawy, ale to nie zmieniało faktu, że przez jakiś czas nikt się nie dostanie do doliny. Znów były odcięte od cywilizacji.

– Mamy internet, zapasy żywności, więc damy radę – powiedziała pokrzepiająco Pasta Nonna.

– A co w klinice? – Monika martwiła się o zwierzęta, ale jeszcze bardziej o Elma.

– Mają wprawę. Nie przejmuj się. Różne kataklizmy nawiedzają nas co roku.

Monika spojrzała z uwagą na Marię. Dotarło do niej, że ludzie w Alpach mają inną mentalność. Są twardzi. Kochają się, rzecz jasna, ale wydają się surowsi. Lojalni, lecz gdy chodziło o ocalenie domu, nic innego się nie liczyło.

– Przynajmniej nie muszę się martwić o Marysię. Stoki zamknięte przez wiatr i śnieżycę, a ona przesiaduje u Marca, czyli jest bezpieczna. Swoją drogą, dlaczego ciągle odrzucasz Giovaniego? Przecież jest świetny. I pamiętam opowieść z waszej młodości. To nadawałoby się na niezły film romantyczny.

– Już ci wcześniej mówiłam. To kwestia dumy, Moniko. Nie zrozumiesz – zbyła ją.

Maria zerknęła w czeluść gara z wrzącą wodą, po czym zaczęła partiami wrzucać do niej wariację ruskich ravioli z farszem solidnie doprawionym tartym pecorino.

Monika westchnęła z rezygnacją, pogłaskała zdawkowo rudą Carotę, po czym przypomniała sobie o posiłku dla swoich własnych kotek, które mnie więcej pięć razy dziennie teatralnie umierały z głodu. Rosły jak na drożdżach, zatem apetyty im dopisywały.

– Pogadamy później, cara mia1 – krzyknęła z przedpokoju, jednocześnie podskakując na jednej nodze, a na drugą zakładając kalosz. – Ja też mam swoją dumę, której nie zrozumiesz – odgryzła się, nie bez satysfakcji, chociaż doskonale wiedziała, że Maria jej nie słyszy.

1 Moja droga (wł.).

Na podwórku stały wielkie kałuże przypominające rozmiarem bardziej stawy, lecz udało się jej dotrzeć do własnego domu, w którym czekały na nią Mania i Frania. Po kilku miesiącach prac budowlanych wymarzony pensjonat wyglądał świetnie. Fasada ze starych desek została odczyszczona i pomalowana, wstawiono nowe okna, choć w dawnym stylu. Pod daszkiem przy wejściu leżały polana poukładane w zgrabne stosy. Ku uciesze Moniki trzy małe jodły, które zasadziła przy brukowanym placyku, chyba się przyjęły. Jeśli choć trochę urosną, ozdobi się je na przyszłe święta. Oczywiście pod warunkiem, że deszcz nie zmyje ich razem ze stokiem.

Po wejściu do środka Monika pospiesznie zamknęła za sobą drzwi. Zgodnie z przewidywaniem kociaki spały na jej ulubionym fotelu przed wygaszonym kominkiem.

– No tak, trzeba od nowa rozpalać – mruknęła do siebie. – Pytanie, co w tym czasie robiły Marysia i Annika.

Jakby na zamówienie zza ściany eksplodowała z mocą austriacka muzyka metalowa, by po chwili przejść w polskie szlagiery z lat dziewięćdziesiątych. Koty nawet nie drgnęły, a Monika westchnęła z rezygnacją. Uniosła oczy do sufitu, po czym wyszła na korytarz i zapukała do sąsiedniego mieszkania. Oczywiście przez głośno puszczoną muzykę nie doczekała się zaproszenia, ale nie zamierzała się łatwo poddać. Pchnęła drzwi i weszła do środka. W powietrzu unosił się smród papierosów i piwa.

– Jest dopiero dwudziesta, więc serio? – jęknęła na widok córki i austriackiej podopiecznej, które stały objęte i na zmianę to zalewając się łzami, to wybuchając śmiechem, klepały się po plecach, a przy okazji wyśpiewywały po polsku oraz po niemiecku kolejne szlagiery.

– Przepraszam, mamo. – Marysia poderwała się do pionu, chociaż była już dorosłą kobietą. I to wreszcie spełnioną. Pracowała, zarabiała, a do tego jej znajomość z wnukiem Giovaniego chyba przedstawiała się obiecująco. A co za tym idzie, odżałowała narzeczonego z Polski i przeszła do porządku dziennego nad znajomymi, którzy ot, tak uwierzyli w jego oszczerstwa i się od niej odwrócili. – Ten dzień jest zły. I tak jakoś wyszło… – Dziewczyna bąknęła.

– Anniko, ty też masz zły dzień? – Monika uznała, że powinna skupić uwagę na swojej kłopotliwej podopiecznej, która wprawdzie mieszkała z nimi od kilku miesięcy, lecz nadal nie wyjaśniła, dlaczego uciekła z domu.

– Mój jest taki jak zwykle, ale powinnaś posłuchać Marysi – odparła po angielsku dziewczyna, wtrącając w wypowiedź polskie i włoskie słowa.

Monika ponad wszystko pragnęła wrócić do siebie i odpocząć po sesji kręcenia materiałów z Pastą Nonną na media społecznościowe, a potem wziąć gorący prysznic, skoro wciąż miała wodę, i położyć się do łóżka z kotami.

– No dobra. Marysia tego nie powie, bo nie chce cię denerwować na noc – odezwała się Annika.

– Zamknij się! – wyszeptała Marysia. – To moje zmartwienia. Mama ma swoje życie. Po co jej to? Mało przeżyła z ojcem?

– No dobrze. – Monika przycupnęła obok córki i pogłaskała ją po ramieniu. – Ojciec znów powiedział ci coś przykrego? To nie koniec świata. Jest, jaki jest, ale kocha cię.

– Nie rozumiesz! – Marysia upiła łyk piwa, po czym z pasją cisnęła puszkę na przepięknie odrestaurowany zabytkowy dywan wynaleziony przez Pastę Nonnę na poddaszu własnego domu.

– Nie rozumiem, bo nie mówicie jasno – odparła Monika, gotując się w duchu na wspomnienie kosztów, jakie poniosła przy renowacji dywanu. Nie zdążyła niczego powiedzieć, bowiem jej córka rzuciła się na ów dywan i zaniosła się płaczem.

– Dostała telefon z polskiej policji, że jej ojciec zginął w wypadku samochodowym. Wraz z drugą żoną. Dziecka z nimi na szczęście nie było – wyjaśniła Annika. – Marysi nic nie przygotowało na tę wiadomość. Zadzwonili, po czym powiedzieli prosto z mostu. Nie powinni zadzwonić w takiej sytuacji do ciebie? Rozumiesz coś z tego?

– Rozumiem. Aż za dobrze. W świetle prawa ja już nie mam… nie miałam z nimi nic wspólnego. Dlatego zadzwonili do najbliższej osoby, czyli do córki – wyjaśniła Monika, po czym skupiła spojrzenie na zapłakanej Marysi. – Dziecino moja! Tak mi przykro!

– Nie wiem, czy jest ci przykro, skoro się rozwiedliście. – Zasmarkana Marysia spojrzała z wyrzutem na matkę. Było jasne, że targają nią emocje podsycone alkoholem, więc nie kontroluje tego, co mówi.

– Dawno dzwonili? – Monika pogłaskała zdawkowo córkę po skołtunionych włosach.

– Jakieś dwie godziny temu. Od razu kazała mi wyciągnąć browary, które miałyśmy zabrać na imprezę u kumpli Marca. Najgorsze jest to, że śmierć ojca to nie wszystko. Sprawa komplikuje się bardziej, ale to twoja córka powinna ci to wyjaśnić.

– Ona jest tak pijana, że się nadaje wyłącznie do spania. – Monika przykryła kocem płaczącą Marysię i wyciszyła muzykę. – Zatem mów wszystko, co wiesz – dodała, odwracając się do podopiecznej.

– Jej ojciec poślubił tamtą sekretarę. Zginęli oboje, niemowlak był wtedy w domu pod opieką prababci. Został sam, bo sekretara miała jedynie właśnie tę babcię, która ją wychowała. Nie nadaje się na opiekunkę dziecka ze względu na wiek i stan zdrowia. Policja poinformowała Marysię, że jest najbliższą żyjącą krewną tego niemowlaka i że sąd pewnie zwróci się z pytaniem do Marysi, czy przyjmie dziecko. Jeśli nie, wówczas maleństwo trafi do adopcji.

– I co Marysia na to? – zapytała bez tchu Monika.

– No zaczęła pić piwo i wino. Chyba musiała odreagować. – Annika wzruszyła ramionami.

Do apartamentu Marysi i Anniki wkradła się Mania, wykorzystując fakt, że Monika zapomniała zamknąć drzwi. Tuż za nią pojawiła się Frania. Obie kotki wskoczyły na kanapę, na której usnęła Marysia, i ułożyły się po obu jej stronach. Pijana dziewczyna westchnęła, po czym odwróciła się na drugi bok.

– Biedne dziecko. Osierocone w tak wczesnym wieku. Nie można pozwolić, żeby spotkało je jeszcze coś gorszego – powiedziała cicho Monika.

– Jedyną osobą, która może dostać je pod opiekę, jest Marysia. Co, jeśli nie zechce? Uszanujesz jej wolę? – Annika wzięła Franię na kolana, a kotka przytuliła się do niej i zaczęła donośnie mruczeć.

– Uszanuję – odparła Monika. Ponad wszystko pragnęła wrócić do siebie i położyć się do własnego łóżka. Oczywiście, rozumiała sytuację, ale ona przecież też miała uczucia. Artur był jej mężem przez ponad dwadzieścia lat. Rozwiedli się, to fakt, lecz nadal większość szczęśliwych wspomnień łączyła się właśnie z nim. Na myśl, że już go nie ma i że dowiedziała się o tym w tak dziwacznych okolicznościach, poczuła, że zaciska jej się serce. – Porozmawiamy rano, Anniko. Dopilnuj, żeby Marysi nic się nie stało, dobrze? – dodała cicho.

– Oczywiście. Weź koty i idź do siebie.

Monika, jak pijana, zachwiała się, lecz po chwili odzyskała panowanie nad sobą. Chwyciła pod pachy kotki, zerknęła z troską na śpiącą córkę, po czym wyszła z pokoju.