Among Us. Zdrajca między nami - Laura Rivière - ebook

Among Us. Zdrajca między nami ebook

Laura Rivière

4,9

Opis

CZERWONY JEST SUS!

Dziesięciu astronautów, a wśród nich jeden zdrajca, który chce ich wyeliminować...

Witamy na pokładzie najbardziej niebezpiecznego statku w kosmosie!

Praca młodego astronauty V. na statku patrolowym jest bardzo spokojna. Jego lista obowiązków podzielona jest na wspólne posiłki w mesie i rutynowe czynności: weryfikację instalacji elektrycznej, regulację teleskopów oraz czyszczenie filtrów tlenowych. Jednak gdy w tajemniczych okolicznościach w ambulatorium zostaje zamordowany jeden z astronautów, a kolejny – w polu siłowym, wtedy zaczyna się prawdziwy koszmar. Sytuacja staje się nieprzewidywalna, a szanse na przeżycie zmieniają się z sekundy na sekundę. Zdrajca wślizgnął się między członków załogi, dobrze się ukrywa, knuje intrygi i kłamstwa, atakuje w najmniej spodziewanych momentach, ostatecznie zamierzając ich zabić co do jednego!

Złap klimat i zanurz się w tej fascynującej, wywołującej nieustanne dreszcze emocji historii na podstawie niekwestionowanego światowego hitu Among Us!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 154

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,9 (14 ocen)
13
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
stasiuk10

Nie oderwiesz się od lektury

końcówka super
00
JagodaiKasia

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka na podstawie among us
00
adriankadziela

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajna. Pokazuje jaka jest historia trzech rozdziałów gry Among US w skrócie. Polecam.
00

Popularność




Tytuł oryginału: Among Us – Un traître dans l’espace

Copyright © 2021, 404 éditions, an imprint of Édi8, Paris, France „Among Us” is an InnerSloth LLC registered trademark

This book is a work of fiction and not an official „Among Us” product, nor an approved by or associated to InnerSloth LLC. The other names, characters, places and plots are either imagined by the author, either used fictitiously.

Tłumaczenie © Wydawnictwo Nowa Baśń 2021

Wszystkie prawa zastrzeżone

Redaktor prowadząca Izabela Troinska

Redakcja Marta Stołowska

Konsultacja merytoryczna Dominika Kuc

Opracowanie graficzne okładki Joanna Wasilewska

Ilustracje Théo Berthet

Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być kopiowana i wykorzystywana w jakiejkolwiek formie bez zgody wydawcy i/lub właściciela praw autorskich.

Wydanie I

ISBN 978-83-8203-119-5

Wydawnictwo Nowa Baśń

ul. Święty Marcin 77 lok. 8, 61-717 Poznań

telefon: 881 000 125

www.nowabasn.com

Najwyraźniej znów się zgubiłem. Otwieram panel, żeby wyświetlić mapę, która pojawia się na przyłbicy mojego hełmu w niecałą sekundę. Ten statek to prawdziwy labirynt! W dodatku bardzo źle zaprojektowany. Układ pomieszczeń jest dziwny i odbiega od norm ustalonych przez Mirę. Jakby wyciągnęli nie wiadomo skąd jakiś stary okręt i na szybko przywrócili go do stanu użytkowania, tak żeby wyglądał jako tako i można było nim poprawnie sterować. Poważnie, całość jest źle przemyślana. Łóżka, na przykład, są położone w rurach przyłączonych do ścian korytarza pomiędzy mesą a górnym silnikiem. No naprawdę, kto tak robi? Kto umieszcza łóżka blisko hałaśliwych urządzeń i zapachów ze stołówki? Poza tym nawet koje w ambulatorium wyglądają na bardziej wygodne niż kapsuły, w których się zamykamy na osiem godzin dziennie. Można by odnieść wrażenie, że projektant zapomniał o pokojach na planie i poupychał je, gdzie się dało. Mam nadzieję, że w końcu się przyzwyczaję.

Tymczasem jednak po raz enty muszę zawrócić. Powinienem być w ładowni, a wylądowałem w pomieszczeniu nawigacyjnym. Dziwnie pustym zresztą. Wydawało mi się, że Janelle miała tu coś robić przez część popołudnia. Ale właśnie gdy odwracam się do wyjścia, staję z nią twarzą w twarz. Jaskrawy róż jej skafandra mnie zaskakuje, jak zawsze, i nie jestem w stanie się powstrzymać od zrobienia kroku wstecz.

– Valdemar! Znów mnie przestraszyłeś! Co ty tu robisz? Myślałam, że jesteś w ładowni – wypala, wzdrygając się ze strachu.

– Ja też.

– Co? Jak to?

– Ja też myślałem, że jestem w ładowni. Znów się zgubiłem!

Wiem dobrze, że Janelle nie gustuje zbytnio w moim wątpliwym poczuciu humoru, mimo to wysila się na lekki uśmiech.

– V., to już trzy tygodnie, najwyższy czas, żebyś wreszcie zaczął na poważnie. Nie możesz się tym wiecznie tłumaczyć.

Po tych słowach Janelle puszcza oko i odsuwa się od przejścia, żeby mnie przepuścić. Skręcam w prawo. Jeśli wierzyć mapie, tak będzie szybciej, niż gdybym wracał po swoich śladach. Po zaledwie kilku metrach znów słyszę głos Janelle za moimi plecami.

– Ech, V., gdzie idziesz? – pyta nerwowo.

– Idę przez mesę, tak będzie łatwiej dojść do łado…

– Mesę? Nie, nie… Ech, muszę iść, hm, sprawdzić coś w łączności, to może pójdziemy razem?

Co ją napadło? Nigdy nie widziałem, żeby zachowywała się tak dziwnie. Gdyby nie to, że jest lesbijką, w stałym związku, przysiągłbym, że się do mnie przystawia. Mówi do mnie, nie patrząc w moją stronę, jej oczy ciąg­­le uciekają przed moimi. Chcąc nie chcąc, przystaję na jej propozycję. Straciłem już dość czasu w ten sposób, bez sensu tracić go jeszcze więcej na wahanie. Mimo to jestem zaintrygowany i podczas drogi wypytuję ją:

– Co masz do zrobienia w łączności?

– Muszę pobrać dane – odpowiada trochę zbyt szybko.

– Znowu? Nie miałaś tego zrobić dziś rano?

– Tak, jasne! Ale nie skończyłam. Ktoś mi, ehm, przeszkodził.

Jej historia ewidentnie nie trzyma się kupy.

– To Livia! – dorzuca, prawie krzycząc.

Ach! Nie chcę wiedzieć więcej, naprawdę. Cokolwiek to znaczy, mam nadzieję, że były na tyle dyskretne, żeby nie robić tego przed kamerami.

Kiedy docieramy do łączności, rozdzielamy się. Janelle wchodzi i staje przed ekranem, ale z zewnątrz nie widać, czy naprawdę coś przesyła. Kiedy się odwraca, żeby sprawdzić, gdzie jestem, szybko wracam do swoich spraw, by nie zauważyła, że ją obserwowałem. Chciałbym na nią zaczekać. Jestem pewny, że mnie okłamała i że wyjdzie zaraz, jak tylko zniknę za rogiem korytarza. Ale mam już zbyt duże opóźnienie w moich zadaniach na ten dzień, żeby zwlekać. Pewnie będę miał jeszcze możliwość wyjaśnić tę sprawę.

Po dotarciu do ładowni natykam się na Flaviusa, który stoi na środku pomieszczenia, poruszając ramionami. Jego żółty kombinezon jest tym razem zadziwiająco czysty, a hełm zdobi mu różowy kwiatek z plastiku. Kiedy mnie zauważa, podskakuje. Naprawdę jestem aż taki straszny? Zastanawiam się, co on kombinuje… Zwłaszcza że nic nie robi! Już trzeci raz go widzę, jak się ociąga w kącie. Wiem, że jest nowy. Dopiero co skończył trening Miry HQ i to jego pierwsza misja na pokładzie. Mimo to jego zachowanie wydaje mi się dziwaczne.

– Skończyłeś swoje zadania? – pytam niewinnie.

– No. Już prawie, nareszcie. Została mi jedna rzecz do zrobienia… w adminie. To… pójdę tam w takim razie. Tymczasem, Valdemar!

– Proszę cię, nazywaj mnie V., jak wszyscy.

– Ech, OK. No, to pa, V.!

I odchodzi ot tak, z rękami w kieszeniach, nie tknąwszy niczego w sali nawet małym palcem. Dlaczego wszyscy dziś są tacy dziwni? Najpierw Janelle, teraz Flavius… Z czym mają problem? Muszę o tym pogadać z Mądralą wieczorem po pracy. Ona lubi plotki, to jej się powinno spodobać.

Tymczasem próbuję się uspokoić i skupić na pracy. Prawie skończyłem robotę na dziś. Zadanie w ładowni zostawiłem na koniec, bo to jedno z tych, których nie cierpię. Po pierwsze dlatego, że jest długie, a po drugie, mało zabawne. Trzeba zatankować silniki do pełna, a tego nie znoszę. Kanistra, jak zwykle, nikt nie wyczyścił. Nawet przez kombinezon czuję, że nie tylko się klei, ale też jest śliski! Nasze skafandry są piękne, praktyczne przy większości ruchów, ale można by poprawić rękawiczki. Nie są w ogóle dostosowane do niektórych czynności, a zwłaszcza do tej. Jeśli ktoś ma duże ręce, jak ja, to nie daje rady zmieścić ręki w uchwycie kanistra! Trzeba wtedy chwytać jak się da, dwoma rękami, uważając, żeby kanister nie uciekł i nie zaczął się telepać bez ładu i składu nad jednym z silników – niższym w moim przypadku. Ale nawet jeśli się udało zrobić co trzeba, najtrudniejsze dopiero przed tobą: trzeba wytrzymać w tej pozycji, dopóki zawartość kanistra nie zostanie opróżniona, tak żeby lepki uchwyt nie wyślizgnął się z rąk. Naprawdę, według mnie tak właśnie może wyglądać piekło. No ale skoro trzeba tam iść… Chwytam kanister jedną ręką u dołu, drugą u góry, po przekątnej. Z doświadczenia wiem, że tak jest najbardziej stabilnie. Zbliżam się do zbiornika i… O nie! Zapomniałem go otworzyć. Odstawiam delikatnie kanister na podłogę, przykładam rękawicę do panelu identyfikacyjnego i klapa się otwiera. Biorę z powrotem kanister, podnoszę go i przechylam do szyjki, coraz wyżej, w miarę jak pojemnik się opróżnia. Muszę tak wytrzymać kilka minut, dopóki wskaźnik nie osiągnie odpowiedniej wysokości. Moje westchnienia na pewno słychać na drugim końcu korytarza.

Jestem w połowie zadania, gdy zaskakuje mnie przenikliwy, bardzo nieprzyjemny hałas. Wzdrygam się, kanister ląduje na ziemi i leży tam, w kałuży paliwa.

– Chol…

Co to za idiotyzmy? Alarm wciąż trwa, towarzyszy mu sygnał świetlny. Och. Już sobie przypominam. To wezwanie do pilnego spotkania. Tu nie ma żartów. Będę musiał przerwać teraz tankowanie, a później zacząć wszystko od nowa. Wypełniłem już kilka misji, ale pilne spotkania, jak sama nazwa wskazuje, szczerze powiedziawszy, nie są regularne. Więc panikuję. Co się dzieje? Statek się rozbija? Jestem o wiele za młody, żeby umierać, nie mam jeszcze dwudziestu lat! Serce mi wali jak młotem. Mniejsza o paliwo, zrobię z tym porządek później. Czym prędzej idę do mesy. To tam można nacisnąć przycisk awaryjny, a wtedy wszyscy muszą się zebrać. Dla mnie to jednak pierwszy raz. Ale nie jestem pewny, czy mi się to spodoba…

W korytarzu prowadzącym do mesy nie natykam się na nikogo, co mnie zaskakuje. Czy wszyscy tam już są? Przyspieszam kroku i zaczynam biec. Kiedy docieram przed mesę, drzwi są zamknięte. Zatrzymuję się tam na kilka sekund, żeby złapać oddech i otrząsnąć się z ogłupienia. Co na mnie czeka za tymi drzwiami?

Przede wszystkim nie dowiem się tego od razu: to w ogóle nie jest mesa. W pośpiechu znów pomyliłem korytarz i trafiłem do łączności. Oczywiście Janelle już tu nie ma – jeśli w ogóle została dłużej niż kilka sekund, bo podejrzewam, że mnie okłamała. Zaczynam się intensywnie pocić w moim fioletowym kombinezonie. Muszę się naprawdę streszczać, jeśli nie chcę tu wykorkować całkiem sam! Aktywuję dotykowe polecenia hełmu, żeby wyświetlić mapę na przyłbicy. Problem w tym, że mam maź na rękawicach: palce ślizgają mi się na szybce, wszędzie rozsmarowuję paliwo. Wszystkie pliki mi się wyświetlają przed oczami, oczywiście oprócz tego, którego potrzebuję. Kiedy pokazuje się mapa, wydaję z siebie westchnienie ulgi… niestety zbyt krótkie. Wiem już, w jakim kierunku muszę iść, ale przyłbicę mam tak brudną, że nie widzę dalej niż na trzydzieści centymetrów! Jak ja mam niby trafić do drzwi i odnaleźć drogę w korytarzach? Szykuję się do podniesienia szybki, żeby wreszcie lepiej widzieć, po czym rozmyślam się w ostatniej chwili. A jeśli ten alarm był spowodowany awarią tlenu na statku? Albo, co gorsza, obecnością toksycznej substancji w powietrzu? Naprawdę głupio byłoby umrzeć w ten sposób. To jedna z lekcji numer jeden, których uczymy się jako żółtodzioby: w razie zagrożenia albo alarmu nigdy nie zdejmujemy ani przyłbicy, ani hełmu, ani plecaka tlenowego. To podstawa. Czuję, jak serce mi łomocze w piersi. Jestem niemal pewny, że zaraz mi się wyrwie z ciała, tak mocno wali! Po ciemku, cały się trzęsąc, odnajduję wreszcie wyjście. Idę wzdłuż ściany po mojej lewej, a kiedy trafiam do ładowni, pozostaje mi już tylko iść prosto. Pestka! Mimo utraty widoczności decyduję się na bieg. Cudowny pomysł! Ledwie wpadam do ładowni, ląduję na ziemi po gwałtownym uderzeniu kolanem w wielką metalową skrzynię. Jeśli wyjdę z tego żywy, trzeba będzie to zgłosić do serwisu. To pomieszczenie bez wątpienia powinno zostać uporządkowane!

Podczas gdy próbuję się podnieść, dzwonek niemal rozrywa mi bębenki uszne, a sygnał świetlny, przenikający przez płyn ściekający po mojej przyłbicy, przyprawia mnie o zawrót głowy. Litości, zatrzymajcie to, sprawcie, żebym wyszedł z tego żywy! Udaje mi się jakoś dotrzeć do korytarza prowadzącego do mesy. Tu już zero przeszkód – mogę biec – w końcu MOJE ŻYCIE OD TEGO ZALEŻY! Jednocześnie krzyczę, zdzierając sobie gardło:

– Gdzie jesteście? Halo? Jest tu kto?

Mój głos rozbrzmiewa w pustce. Od kiedy zaczął się alarm, na nikogo się nie natknąłem. Gdzie oni mogą się podziewać? Czy wszyscy są już w bezpiecznym miejscu? Czy jest jakiś protokół, o którym zapomniałem? Czy umrę tutaj, całkiem sam, w kombinezonie upapranym paliwem? Przygotowuję się na moje ostatnie chwile… Cokolwiek się od teraz wydarzy, muszę przede wszystkim zachować godność.

Kiedy w końcu wchodzę do mesy, prawie wszyscy już tam są: Mądrala, Stark-Liusowie, Flavius, JC, Janelle ze swoją partnerką. Strzelają we mnie spojrzeniami, poważni. Co się mogło zdarzyć?