Przyczynek do krytyki ekonomii politycznej - Karol Marks - ebook

Przyczynek do krytyki ekonomii politycznej ebook

Karol Marks

0,0

Opis

"Przyczynek do krytyki ekonomii politycznej" to dzieło Karola Marksa, niemieckiego filozofa pochodzenia żydowskiego, twórcy socjalizmu naukowego.
Jeśli interesujesz się ekonomią i chcesz poznać marksistowską krytykę ekonomii politycznej, powinieneś przeczytać "Przyczynek do krytyki ekonomii politycznej" autorstwa Karola Marksa. W tej pracy Marks krytykuje klasyczną ekonomię polityczną i pokazuje, jakie błędy popełniają jej przedstawiciele, tacy jak Adam Smith i David Ricardo. Marks argumentuje, że klasyczna ekonomia polityczna opiera się na fałszywej teorii wartości i błędnie pojmowanej pracy, co prowadzi do nierówności i wyzysku w społeczeństwie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 218

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Karol Marks

PRZYCZYNEK DO KRYTYKI EKONOMII POLITYCZNEJ

Wydawnictwo Avia Artis

2024

ISBN: 978-83-8226-964-2
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

Przedmowa

Kapitał wogóle

 Ja rozpatruję system burżuazyjnej ekonomii politycznej w następującym porządku: Kapitał, własność ziemska, praca najemna; państwo, handel zewnętrzny, rynek wszechświatowy. W pierwszych trzech rubrykach badam warunki ekonomicznego pożycia trzech wielkich klas, na które — mieszczańskie społeczeństwo się rozpada; wzajemna zależność trzech pozostałych rubryk sama się oczom narzuca. Pierwszy dział pierwszej księgi, traktującej o kapitale, składa się z następujących rozdziałów: 1) Towar; 2) Pieniądz czyli prosta cyrkulacyja; 3) Kapitał w ogólności. Pierwsze dwa rozdziały stanowią treść niniejszego kajetu. Ogólny materyjał leży przedemną w formie monografii, które pisane były w długich odstępach czasu nie dla druku, lecz dla własnego zrozumienia. Dalsze wspólne ich opracowanie podług wyżej podanego planu zależeć będzie od zewnętrznych okoliczności.  Ogólny wstęp, który naszkicowałem, opuszczam, gdyż po dłuższym namyśle każde wyprzedzenie rezultatów, mających dopiero być dowiedzionymi, wydaje mi się być szkodliwem, i czytelnik, jeżeli tylko chce za mną śledzić, musi się zrezygnować na to, by przechodzić od szczegółowego do ogólnego. Przeciwnie niektóre wskazówki co do postępu moich własnych polityko-ekonomicznych studyjów mogą się tu wydać na miejscu.  Fachowe moje studyja stanowiła jurisprudencyja; stanowiła wszakże tylko drugorzędną dyscyplinę obok filozofii i historyi. Dopiero w r. 1842—1843, będąc redaktorem Gazety Nadreńskiej, znalazłem się w potrzebie omawiania t. zw. materyjalnych interesów. Rozprawy nadreńskiego landtagu o kradzieżach leśnych i parcelacyi własności ziemskiej, urzędowa polemika, którą pan von Schaper, ówczesny oberprezydent prowincyi Nadreńskiej, wszczął z Gazetą Nadreńską w kwestyi położenia włościan mozelskich, nareszcie debaty o wolnym handlu i cłach, stanowiły pierwsze pobudki dla mojego zajęcia się ekonomicznemi kwestyjami. Z drugiej strony odbiło się wtenczas, gdy dobre chęci „postępowania naprzód“ wymagały wszechstronnej znajomości rzeczy, słabe echo francuskiego socyjalizmu i komunizmu w Gazecie Nadreńskiej. Oświadczyłem się przeciwko tej fuszerce, wprost wszakże się przyznałem zarazem w sporze z Augsburską Powszechną Gazetą, iż moje dotychczasowe studyja nie pozwalały mi wydawać jakikolwiekbądź sąd o francuskich kierunkach. Skorzystałem raczej pospiesznie z iluzyi kierowników Gazety Nadreńskiej, którzy sądzili, iż, zająwszy słabsze stanowisko, zdołają odchylić wyrok śmierci, zawieszony nad dziennikiem, by cofnąć się z areny publicznej do celi naukowej.  Pierwsza praca, którą przedsięwziąłem dla rozstrzygnięcia wątpliwości mnie oblegających, był krytyczny przegląd hegelowskiej filozofii prawa; wstęp do tej pracy pojawił się w Niemiecko-Francuskich Rocznikach, wydawanych w roku 1844 w Paryżu. Badania moje doprowadziły mnie do wniosku, iż stosunki prawne na równi z formami państwowemi nie mogą być zrozumiane ani same przez się, ani też z t. zw. ogólnego rozwoju ludzkiego ducha, że korzenią się one raczej w materyjalnych warunkach pożycia, których całość Hegel, podług przykładu anglików i francuzów z XVIII stulecia, ujął pod nazwą „społeczeństwa mieszczańskiego“, tak że anatomija tego społeczeństwa powinna być szukaną w politycznej ekonomii. Studyjowanie tej ostatniej, które w Paryżu rozpocząłem, kontynuowałem w Brukseli, dokąd się przeniosłem, dzięki rozporządzeniu pana Guizot, które mnie z Paryża wypędzało. Ogólny rezultat, do którego doszedłem i który, raz uzyskany, służył mi nitką przewodnią do dalszych studyjów, może być krótko formułowanym, jak następuje: w społecznem odtwarzaniu swego życia ludzie podlegają, pewnym określonym, koniecznym, od ich woli niezależnym stosunkom, stosunkom produkcyjnym, które odpowiadają określonemu stopniom rozwoju materyjalnych sił wytwórczych. Suma tych stosunków produkcyjnych tworzy ekonomiczną strukturę społeczeństwa, realny fundament, na którym wznosi się prawny i polityczny gmach i której odpowiadają określone społeczne formy świadomości. Sposób odtwarzania materyjalnego życia zawarunkowuje sobą socyjalny, polityczny i duchowy proces życia wogóle. To nie świadomość ludzi określa formy ich bytu, lecz przeciwnie to ich społeczny byt określa formy świadomości. Na pewnym szczeblu swego rozwoju materyjalne siły wytwórcze społeczeństwa wpadają w sprzeczność z istniejącymi stosunkami wytwórczymi, czyli, używając jurydycznego wyrażenia, ze stosunkami własnościowymi, pośród których siły te się obracają. Ze środków rozwoju tych ostatnich stosunki własnościowe stają się ich kajdanami. Następuje epoka społecznego przewrotu. Ze zmianą ekonomicznego gruntu cały olbrzymi gmach, na nim wybudowany, się zwala prędzej lub wolniej. Przy rozważaniu takich przewrotów trzeba wciąż mieć na uwadze różnicę, jaka zachodzi pomiędzy materyjalnym, przyrodniczo pewnym do skonstatowania przewrotem w ekonomicznych warunkach produkcyi i prawnemi, politycznemu religijnemi, artystycznemi i filozoficznemi, krótko mówiąc, idealnemi formami, za pomocą których ludzie uświadamiają sobie ten konflikt i za które walczą. Tak samo, jak nie można sądzić o człowieku, z tego, co on o sobie myśli, — nie można sądzić takiej epoki przewrotowej z jej świadomości, trzeba raczej świadomość tę wyprowadzić ze sprzeczności materyjalnego życia, z istniejącego konfliktu pomiędzy społecznemi siłami wytwarzania i stosunkami produkcyjnymi (własnościowymi). Żadna społeczna formacyja nigdy nie ginie, dopóki nie zostaną rozwinięte wszystkie siły wytwórcze, dla których ona jest dostatecznie rozległą, i nowe, wyższe stosunki produkcyjne nie wychodzą nigdy na świat, dopóki materyjalne warunki ich egzystencyi w łonie starego społeczeństwa się nie wylęgną. To też ludzkość stawia sobie zawsze tylko takie zadania, które ona może rozstrzygnąć, gdyż przy bliższem rozpatrzeniu zawsze odnajdziemy, iż samo zadanie tylko tam wychodzi na jaw, gdzie istnieją już materyjalne warunki, niezbędne dla jego rozstrzygnięcia, albo gdzie one przynajmniej znajdują się w fazie powstawania. W wielkich zarysach można oznaczyć następujące progresywne epoki społecznej formacyi: azyjatycka, starożytna, średniowieczna (feodalna) i nowożytna mieszczańska. Mieszczańskie stosunki produkcyjne stanowią ostatnią antagonistyczną formę społecznego procesu wytwarzania, antagonistyczną nie w sensie indywidualnego antagonizmu, lecz takiego, który wyrasta z warunków społecznego pożycia osobników: siły wszakże produkcyjne, rozwijające się w łonie mieszczańskiego społeczeństwa, wytwarzają zarazem materyjalne warunki, niezbędne dla rozstrzygnięcia tego antagonizmu. Wraz z tą społeczną formacyją kończy się przedhistoryczny peryjod ludzkiego społeczeństwa.  Fryderyk Engels, z którym ja od czasu pojawienia się jego genialnego szkicu krytyki ekonomicznych kategoryj (w Niemiecko-Francuskich Rocznikach) prowadziłem stałą listowną wymianę myśli, doszedł inną drogą do tegoż samego, co i ja rezultatu (porównaj jego dzieło o położeniu klas pracujących w Anglii) i gdy on w roku 1845 także osiadł w Brukseli, tośmy postanowili wspólnie opracować przeciwieństwo naszych poglądów względem ideologicznych teoryj niemieckiej filozofii, w celu skończenia wszelkich rachunków z naszem filozoficznem sumieniem z dawniejszych czasów. Plan ten został wykonanym w formie krytyki pohegelowskiej filozofii. Manuskrypt w formie, dwóch dużych oktawowych tomów od dawna wyszedł do miejsca, gdzie miał być wydanym, w Westfalii, gdyśmy otrzymali wiadomość, iż zmiana warunków uniemożebnia jego drukowanie. Pozostawiliśmy więc rękopis gryzącej krytyce myszy i to tem chętniej, iż dopięliśmy głównego celu — własnego zrozumienia. Z pomiędzy rozrzuconych prac, w których wówczas z jednej lub drugiej strony ogłaszaliśmy publice nasze poglądy, wspomnę tutaj tylko: „Manifest partyi komunistycznej“, ułożony wspólnemi siłami przeze mnie i Engelsa i opublikowany przeze mnie: Discours sur le libre échange. Decydujące punkty naszych poglądów zostały po raz pierwszy zaznaczone naukowo, jakkolwiek tylko polemicznie, w piśmie, wydanem przeze mnie w roku 1847 i skierowanem przeciwko Proudhonowi, p.t.: Misère de la Philosophie etc. Po niemiecku napisana rozprawka o „Pracy najemnej“, w której zebrałem odczyty, miane przeze mnie w brukselskim związku robotniczym niemieckim, została przerwaną podczas druku przez wybuch lutowej rewolucyi i gwałtowne wydalenie mnie z Belgii, które dzięki jej nastąpiło.  Wydawnictwo Nowej Nadreńskiej Gazety w latach 1848—1849 i wypadki, które potem nastąpiły, przerwały moje ekonomiczne studyja, tak, że mogłem je na nowo wszcząć dopiero w Londynie w 1850 r. Olbrzymi materyjał dla historyi i politycznej ekonomii, zebrany w Brytańskiem muzeum, dogodność punktu, jaką Londyn przedstawia dla badania mieszczańskiego społeczeństwa i wreszcie nowe stadyjum rozwoju, w które to ostatnie wydawało się wstępować wraz z wynalezieniem australijskiego i kalifornijskiego złota — wszystko to skłoniło mnie do rozpoczęcia wszystkiego od początku i do krytycznego opracowania nowego materyjału. Studyja te prowadziły same przez się do pobocznych kwestyj, pozornie odchodzących od przedmiotu, przy których musiałem mniej lub więcej zabawić. Ale głównie czas, który miałem do rozporządzenia, ucierpiał na tem, iż byłem zmuszony oddać się działalności, mającej na celu utrzymanie. Ośmioletnie moje współpracownictwo w New-York Tribune, pierwszem angielsko-amerykańskiem piśmie, spowodowało znaczne rozproszenie moich studyjów, gdyż właściwym korespondencyjom gazeciarskim tylko wyjątkowo się oddaję. Artykuły wszakże o ważniejszych ekonomicznych wypadkach w Anglii i na kontynencie stanowiły tak znaczną część moich zasiłków dla pisma, że byłem zmuszony zapoznać się bliżej z praktycznymi szczegółami, które znajdują się poza obrębem właściwej nauki politycznej ekonomii.  Ten szkic, malujący rozwój moich studyjów w zakresie politycznej ekonomii, ma tylko służyć za dowód, że moje poglądy, jakkolwiekbądź można byłoby je sądzić, i jakkolwiek nie zgadzają się z interesownymi przesądami klas panujących, stanowią rezultat sumiennych i długoletnich badań. Przy wstępie do nauki, jak i przy wejściu do piekła musi być postawione żądanie:

Qui si convien lasciare ogni sospettoOgni viltà convien che qui sia morta.

 Londyn, w styczniu 1859 r.

Karol Marx

Towar

 Na pierwszy rzut oka bogactwo burżuazyjnego społeczeństwa występuje jako olbrzymie nagromadzenie towarów; towar pojedynczy jest pierwotną jego postacią. Każdy towar można rozpatrywać dwojako: jako wartość użytkową i jako wartość zamienną.  Przedewszystkiem towar jest to — podług wyrażenia angielskich ekonomistów — „wszelka rzecz niezbędna, pożyteczna lub przyjemna dla życia“, przedmiot ludzkich potrzeb, środek życia w najrozleglejszem znaczeniu tego wyrazu. To istnienie towaru, jako wartości użytkowej i jego naturalna, dotykalna egzystencyja zbiegają się w jedno. Np. pszenica jest to specyjalna wartość użytkowa w odróżnieniu od wartości użytkowych: bawełny, szkła, papieru itd.  Wartość użytkowa ma wartość tylko w użyciu i urzeczywistnia się tylko w procesie spożycia. Każda wartość użytkowa może być użytą w sposób rozmaity. Suma wszakże wszystkich możliwych jej zastosowań, zbierając się w jedno, wydaje rzecz o określonych własnościach. Dalej jest ona określoną nietylko jakościowo, ale także i ilościowo. Zależnie od ich naturalnych właściwości, rozmaite wartości użytkowe posiadają rozmaite miary, np. szefel pszenicy, libra papieru, łokieć płótna i t. d.  Zupełnie niezależnie od społecznej formy bogactwa, wartości użytkowe posiadają zawsze własną swą, treść, zupełnie obojętną na tę formę. Nikt nie wącha pszenicy, by się dowiedzieć, kto ją uprawiał: rosyjski chłop pańszczyźniany, czy francuski drobny włościanin, czy też angielski kapitalista.  Jakkolwiek wartości użytkowe stanowią przedmiot potrzeb społecznych i znajdują się zatem w związku społecznym między sobą, nie wyrażają one jednak żadnych stosunków społecznego wytwarzania. Dany towar, jako wartość użytkowa, jest np. dyjamentem. Z dyamentu wszakże trudno poznać, czy on jest towarem. Tam, gdzie on służy, jako wartość użytkowa, estetycznie czy mechanicznie, na piersi loretki, czy w ręku szlifierza, jest on dyjamentem, a nie towarem. Być wartością użytkową jest niezbędnym warunkiem dla towaru, ale być towarem jest to zupełnie obojętne przeznaczenie dla wartości użytkowej. Wartość użytkowa w tej swej obojętności względem ekonomicznych form jej istnienia, t. j. wartość użytkowa, jako wartość użytkowa, znajduje się poza obrębem rozpatrywania politycznej ekonomii. Do sfery tej ostatniej należy ona o tyle tylko, o ile sama określa takie formy. Bezpośrednio jest ona materyjalną podstawą, na której występuje określony stosunek ekonomiczny, wartość zamienna.  Wartość zamienna występuje nasamprzód, jako stosunek ilościowy, w jakim różnorodne wartości użytkowe zamieniają się jedna na drugą. W tym stosunku twoizą one jednakowe wielkości wymienne. Np. jeden tom Propereyusza może posiadać tęż samą wartość zamienną, co i osiem uncyj tabaki, jakkolwiek wartości użytkowe tabaki i elegii są zupełnie różne. Jako wartość zamienna, jedna wartość użytkowa jest zupełnie tyleż warta, co i druga, jeżeli tylko znajdują się w odpowiedniej proporcyi. Wartość zamienna pałacu może być wyrażoną w określonej ilości paczek szuwaksu. I naodwrót londyńscy fabrykanci posiadają wartość swoich licznych paczek, wyrażonych w pałacach.  W zupełnej więc obojętności na przyrodzoną formę swego istnienia i niezależnie od specyficznej natury potrzeb, dla których są wartościami użytkowemi, towary pokrywają się wzajemnie w określonych ilościach, zamieszczają się wzajemnie przy wymianie, występują jako ekwiwalenty i wystawiają, pomimo powierzchownej swej pstrokacizny, wspólną jedność.  Wartości użytkowe są bezpośrednio środkami do życia. Ale naodwrót te ostatnie są znowu produktami społecznego życia, są rezultatem zatraconej pracy, są uprzedmiotowaną pracą. Jako zmateryjalizowanie pracy społecznej, wszystkie towary są to krystalizacyje wspólnej jednostki. Musimy się więc zastanowić nad właściwym charakterem tej jednostki, to jest pracy, która występuje w wartości zamiennej.  Jedna uncyja złota, jedna tonna żelaza, jeden kwarter pszenicy i dwadzieścia łokci jedwabiu posiadają, dajmy na to, jednakową wartość zamienna. Jako takie ekwiwalenty, w których jakościowe różnice wartości użytkowych przytłumione zostają, przedstawiają one równe objętości jednakowej pracy. Praca, która równomiernie się w nich uprzedmiotowala, musi sama także być jednoksztaltną, jednorodną, prostą pracą, której na tyleż jest obojętnem, czy ona występuje w złocie, w żelazie, pszenicy lub jedwabiu, jak obojętnem jest dla tlenu, czy on się zjawia w rdzy żelaza, w atmosferze, w soku winogron, czy też we krwi człowieka. Ale kopać złoto, wydobywać żelazo, uprawiać pszenicę i prząść jedwab są to prace jakościowo różne między sobą. W rzeczy samej, to, co przedmiotowo zjawia się, jako rozmaitość wartości użytkowych, występuje w procesie powstawania jako rozmaitość działalności, wytwarzającej takowe. Ale ponieważ praca, stanowiąca wartość zamienną, jest obojętną na specyjalny materyjał wartości użytkowych, to jest ona zarazem obojętną na specyjalne rodzaje pracy, które je wytwarzają. Dalej rozmaite wartości użytkowe są produktami działalności rozmaitych osobników, są więc rezultatem indywidualnie rozmaitej pracy. Jako wartości zamienne przedstawiają one wszakże jednakową, jednorodną pracę, t. j. pracę, w której indywidualność pracującego przytłumioną zostaje. Ztąd widzimy, iż praca — stanowiąca wartość wymienną — jest abstrakcyjnie powszechną pracą.  Jeżeli jedna uncyja złota, jedna tonna żelaza, jeden kwarter pszenicy i 20 łokci jedwabiu są to jednakowe wartości zamienne, czyli ekwiwalenty, to jedna uncyja złota, ½ tonny żelaza, 3 buszle pszenicy i 5 łokci jedwabiu są wartościami zamiennemi rozmaitej wielkości i ta ilościowa różnica jest zarazem jedyną, na którą one, jako wartości wymienne, są wygolę zdolne. Jako wartości wymienne, różnych rozmiarów przedstawiają one mniej lub więcej, mniejsze lub większe ilości prostej, jednorodnej, abstrakcyjnie powszechnej pracy, która stanowi treść wartości wymiennej. Zachodzi pytanie, jak mierzyć te ilości?.. A raczej, zachodzi pytanie, jaki jest ilościowy byt tej pracy, gdyż różnice w rozmiarach towarów, jako wartości zamiennych są tylko różnicami w rozmiarach pracy w nich uprzedmiotowanej. Jak ilościowy byt ruchu jest czasem, tak samo ilościowy byt pracy, jest czasem roboczym. Różnice jej trwania są jedynemi różnicami, na które ona jest zdolną, przypuściwszy, że jakościowo jest ona określoną. Jako czas roboczy, praca otrzymuje swój miernik w naturalnych miarach czasu: godzinie, dniu, tygodniu i t. d. Czas roboczy jest to ożywiony byt pracy, obojętny na jej formę, treść, indywidualność. Ożywionym jest on, jako ilościowy, na równi z przyrodzoną mu miarą. Czas roboczy uprzedmiotowany w wartości użytkowej towarów jest jednocześnie i substancyją, czyniącą je wartościami zamieunemi, a zatem towarami i miernikiem ich wartości zamiennej. Odnośne ąuanta rozmaitych wartości użytkowych, w których jest uprzedmiotowaną jednakowa ilość czasu roboczego są ekwiwalentami. czyli — inaczej mówiąc — wszystkie wartości użytkowe są ekwiwalentami w takich proporcyjach, w których zawierają one jednakowe ilości uprzedmiotowanej pracy. Jako wartości zamienne wszystkie towary są to tylko określone ilości skrzepłego czasu roboczego.  Dla zrozumienia, w jaki sposób wartość zamienna zostaje określoną przez czas roboczy, trzeba głównie zwrócić uwagę na następujące punkty: na sprowadzenie pracy do jednorodnej, bezjakościowej, że tak powiemy, pracy; na specyficzny sposób, za pomocą którego praca, stanowiąca wartość, to jest wytwarzająca towary, staje się pracą społeczną; nareszcie na różnicę pomiędzy pracą, której rezultatem są wartości użytkowe i pracą, jako źródłem wartości zamiennej.  By można było mierzyć wartości towarów podług czasu roboczego, który w nieb jest zawartym, trzeba wpierw zredukować rozmaite ich rodzaje pracy do pracy jednorodnej, nie przedstawiającej żadnych różnic, prostej, do pracy, która jakościowo jest tą samą, która zatem przedstawia tylko ilościowe różnice.  Redukeyja ta występuje jako abstrakcyja, jest to wszakże abstrakcyja, która w społecznym procesie wytwarzania codziennie wykonywaną zostaje. Przetwarzanie się wszystkich towarów na czas roboczy nie jest bynajmniej większą abstrakcyja, ani też mniej realną, niż przetwarzanie się wszystkich ciał organicznyzh w powietrze. Praca, która w ten sposób za pomocą czasu mierzoną zostaje, występuje w rzeczywistości nie jako praca rozmaitych osobników, lecz przeciwnie rozmaite pracujące osobniki występują raczej, jako zwykłe organy pracy. Czyli, inaczej mówiąc, praca o ile występuje w v’artościaeh zamiennych, mogłaby być przedstawioną jako powszechna ludzka praca. Ta abstrakcyja powszechnej ludzkiej pracy egzystuje w pracy przeciętnej, którą każde przeciętne indywiduum danego społeczeństwa jest w stanie wykonywać, jest to określona produkcyjna strata ludzkich mięśni, nerwów, mózgu i t. d. Jest to praca prosta, pospolita (einfach, unskilled), do której każde przeciętne indywiduum przyszykowanem być może i którą oni w tej lub owej formie wykonywać musi. Charakter tej przeciętnej pracy jest rozmaitym w różnych krajach i różnych epokach ludzkiej kultury, ale w każdem danem społeczeństwie występuje on, jako określony. Praca pospolita stanowi największą masę ogólnej pracy burżuazyjnego społeczeństwa, jak się można o tem przekonać z każdej statystyki. Czy A produkuje w ciągu 6 godzin płótno i w ciągu pozostałych sześciu godzin dnia żelazo, a B tak samo po 6 godzin poświęca dla płótna i żelaza, czy też A wytwarza w ciągu 12 godzin żelazo, a B w ciągu 12 godzin płótno — to już na pierwszy zaraz rzut oka występuje, jako rozmaite zastosowanie tego samego roboczego czasu. Ale jak postąpić z pracą skomplikowaną, która się wynosi ponad przeciętny poziom jako praca wyższej żywotności, większej specyficznej wagi? Tego rodzaju praca rozkłada się na pracę prostą, jest to prosta praca w wyższej potędze, tak np. jeden dzień skomplikowanej pracy jest równym trzem dniom pracy prostej, pospolitej. Prawa, kierujące tą redukcyja, w tem miejscu jeszcze rozpatrywane być nie mogą. Że wszakże redukcyja ta ma miejsce, jest zupełnie oczywistem: gdyż jako wartość zamienna każdy produkt najbardziej skomplikowanej pracy jest w określonym stosunku ekwiwalentem produktu prostej, przeciętnej pracy, jest więc postawionym na równi z pewną określoną ilością tej prostej pracy.  Określanie wartości wymiennej czasem roboczym pokazuje w dalszym ciągu, iż w pewnym danym towarze, np. w tonnie żelaza, znajduje się zawsze jednakowa ilość uprzedmiotowanej pracy, niezależnie od tego, czy ona jest pracą A lub B. czyli, że rozmaite os ibniki używają jednakową ilość czasu roboczego dla wytworzenia tej samej, ilościowo i jakościowo określonej, wartości użytkowej. Inaczej mówiąc, wypada, iż czas roboczy zawarty w pewnym towarze, jest czasem niezbędnym dla jego wytworzenia, t. j. czasem potrzebnym, by przy danych powszechnych warunkach produkcyjnych, wytworzyć nowy egzemplarz tegoż samego towaru.  Warunki pracy, stanowiącej wartość zamienną, o ile występują z analizy tej wartości, są społecznymi warunkami pracy, czyli warunkami społecznej pracy — ale to społecznej w sposób szczególny. Jest to specyficzny rodzaj społeczności. Nie przedstawiająca żadnej różnicy jednokształtność pracy jest naprzód równością prac rozmaitych osobników, wzajemną zależnością ich prac od siebie jako równych dzięki faktycznej redukcyi wszystkich prac do rówuokształtnej pracy. Praca każdego osobnika, o ile ona się wyraża w wartościach wymiennych, posiada ten społeczny charakter równości i wyraża się ona tylko w wartości zamiennej o ile staje w stosunku z pracą wszystkich innych osobników, jako równą.  Dalej występuje w wartości zamiennej czas roboczy pojedynczego indywiduum, bezpośrednio jako powszechny czas roboczy i ten powszechny charakter pojedynczej pracy — jako społeczny jej charakter. Czas roboczy, przedstawiony w wartości zamiennej, jest czasem roboczym oddzielnej osoby, ale przytem osoby niczem nie różniącej się od innych osób, jest czasem roboczym wszystkich oddzielnych osób, o ile one spełniają jednakową pracę, a zatem czas roboczy potrzebny dla jednego do wytworzenia pewnego towaru, jest czasem niezbędnym, czasem, który każdy inny użyłby dla wytworzenia tegoż samego towaru. Jest on czasem roboczym pojedynczej osoby, jej czasem roboczym, ale tylko jako wspólny wszystkim czas roboczy, dla którego jest zupełnie rzeczą obojętną, czyim specyjalnie czasem on jest. Jako powszechny czas roboczy, przedstawia się on w jednym powszechnym produkcie, w jednym powszechnym ekwiwalencie, — w pewnem określonem quantum uprzedmiotowanego czasu roboczego, które jest zupełnie obojętnem na określoną formę wartości użytkowej, służącej do jego wystąpienia jako produktu pojedynczej osoby i które dowolnie może się przenosić w każdą inną formę wartości użytkowej, by wystąpić jako wytwór kogokolwiek innego. Społeczną wielkością jest ono tylko jako taka powszechna wielkość. Praca pojedynczej osoby, by się zamienić w wartości zamienne, musi się zamienić w powszechny ekwiwalent, t. j. czas roboczy pojedynczej osoby, musi wystąpić jako powszechny czas roboczy lub naodwrót powszechny czas roboczy musi wystąpić, jako czas danej pojedynczej osoby. Wychodzi to na jedno, jak gdyby rozmaite osoby złożyły swój czas roboczy i jak gdyby przedstawiły różne ilości znajdującego się w ich wspólnem rozporządzeniu czasu roboczego w rozmaitych wartościach użytkowych. W taki sposób czas roboczy pojedynczej osoby jest w rzeczywistości czasem, którego społeczeństwo potrzebuje dla wytworzenia pewnej określonej wartości użytkowej, t. j. dla zaspokojenia pewnej określonej potrzeby. Chodzi tu wszakże tylko o specyficzną formę, w której praca otrzymuje społeczny charakter. Dajmy na to, że określona ilość czasu roboczego przędzarza wciela się w 100 funtach nici lnianych i że 100 łokci płótna, wytworu tkacza, przedstawiają takiż sam czas roboczy. O ile produkty te przedstawiają jednakową ilość powszechnego czasu roboczego i są zatem ekwiwalentami każdej wartości użytkowej, która zawiera tyleż czasu roboczego, o tyle są zarazem ekwiwalentami i pomiędzy sobą. Tylko dzięki temu, że czas roboczy przędzarza i czas roboczy tkacza występują jako powszechny czas roboczy, ich zaś wytwory, jako powszechne ekwiwalenty, istnieje tu praca tkacza dla przędzarza i praca przędzarza dla tkacza, praca jednego dla drugiego, t. j. urzeczywistnia się społeczny byt ich prac dla obydwu.  Inaczej było dawniej, w rolniczo — patryjalchalnym przemyśle, gdzie przędzarz i tkacz mieszkali pod wspólnym dachem, gdzie płeć żeńska przędła, a męzka tkała dla potrzeb własnej rodziny; nici i płótno stanowiły wytwory społeczne, przędzenie i tkanie były pracami społecznemi w granicach danej rodziny. Ich społeczny charakter nie polegał wszakże na tem, by nici, jako powszechny ekwiwalent, wymieniały się na płótno, jako takiż sam ekwiwalent, czyli, by obydwa zamieniały się na siebie, jako obojętne i równowartościowe wyrażenia wspólnego czasu roboczego. Raczej związek rodzinny z jego naturalnie wyrosłym podziałem pracy wyciskał swój właściwy, społeczny stempel na jej wytworach. Albo też weźmy służbę i daniny naturalne ze średnich wieków. Określone prace pojedynczych osób w ich formie naturalnej, charakter prywatny pracy, a bynajmniej nie powszechny, stanowiły tu społeczny związek. Albo weźmy nareszcie wspólną (komunistyczną) pracę w jej naturalnej formie, jak ją znajdujemy na progu historyi wszystkich kulturnych narodów. Tutaj społeczny charakter pracy z zupełną oczywistością występuje nie dlatego, by praca pojedynczej osoby przyjmowała abstrakcyjną formę pracy powszechnej i nie dlatego, by jej produkt przybierał postać powszechnego ekwiwalentu. Ta sama istota wspólnej produkcyi nie pozwala, by praca pojedynczej osoby była pracą prywatną lub by produkt jej był prywatnym wytworem, przeciwnie, wystawia ona raczej każdą pojedynczą pracę bezpośrednio jako funkcyję jednego członka społecznego organizmu. Praca, która występuje w wartości zamiennej, odrazu występuje jako praca prywatnej pojedynczej jednostki. Społeczną staje się ona tylko dlatego, iż przybiera ona bezpośrednio odwrotną swą formę abstrakcyjnej powszechności.  Nareszcie praca, stanowiąca wartość zamienną, charakteryzuje się jeszcze tem, iż społeczny stosunek osób przedstawia się naodwrót. jako społeczny stosunek rzeczy. Tylko o tyle, o ile jedna wartość użytkowa odnosi się do drugiej, jako wartość zamienna, to i praca rozmaitych osób przybiera charakter jednakowej, powszechnej pracy. Jeżeli więc słusznie można powiedzieć, iż wartość zamienna jest stosunkiem między osobami, to trzeba wszakże pamiętać, iż jest to stosunek przykryty zasłoną rzeczy. Jak funt żelazo i funt złota pomimo różnicy fizycznych i chemicznych własności posiadają jednakową ciężkość, tak samo dwie wartości użytkowe towarów, zawierających równy czas roboczy, posiadają jednakową wartość zamienną. Wartość zamienna występuje w ten sposób, jako społeczna własność natury danych wartości użytkowych, jako własność, która samej ich przyrodzie jest przynależną i dlatego zamieszczają się one w procesie wymiany w określonych stosunkach ilościowych, tworzą ekwiwalenty, tak samo, jak proste ciała chemiczne łączą się w określonych ilościowych stosunkach, tworzą chemiczne ekwiwalenty. I tylko przyzwyczajenie codziennego życia sprawia to, iż wydaje się być trywialnem, samo przez się zrozumiałem, by społeczny stosunek wytwarzania przyjmował formę rzeczy, tak by stosunek osób w ich pracy przedstawiał się raczej jak stosunek, który rzeczy przyjmują względem siebie i względem osób. W towarze mistyfikacyja ta jest jeszcze bardzo prostą. Siniej więcej każdy się domyśla, iż stosunki towarów, jako wartości zamiennych, są raczej stosunkami osób, oparte na ich wzajemnych produkcyjnych działalnościach. W wyższych stosunkach produkcyjnych ten pozór prostoty zanika. Wszystkie iluzyje monetarnego systemu w tem właśnie posiadają swe źródło, iż ze złota trudno poznać, że ono przedstawia społeczny stosunek wytwarzania, pojmują je zwykle w formie rzeczy naturalnej o określonych własnościach. U nowszych ekonomistów, którzy schodzą na iluzyje systemu monetarnego, zradza się taż sama iluzyja, ilekroć oni poruszają jakąś wyższą kategoryję ekonomiczną, np. kapitał. Iluzyja ta przebija się w naiwnem zadziwieniu, gdy to, co dopiero tylko namacywali jako rzecz, występuje przeu nimi, jako stosunek społeczny i gdy, nie zdoławszy ustanowić społecznego stosunku, znowu dają mu się skusić, jako rzeczy. Ponieważ wartość zamienna tow rów w rzeczywistości jest niczem innem, jak rzeezowem wyrażeniem specyficznie społecznej formy pracy, jest więc tautologiją twierdzenie, iż praca stanowi jedyne źródło wartości zamiennej, a zatem i bogactwa, o ile takowe składa się z wartości zamiennych. Jest to taż sama tantologija, co i twierdzenie, że materyja naturalna, jako taka, nie zawiera wartości, gdyż nie zawiera pracy, i naodwrót, że wartość zamienna, jako taka, nie zawiera materyi naturalnej.  Jeżeli wszakże William Petty nazywa „pracę ojcem bogactwa, a ziemię jego matką“, lub gdy biskup Berkeley zapytuje, „czy cztery elementy z zastosowaniem do nich pracy ludzkiej nie stanowią istotnego źródła bogactwa?“, lub nareszcie gdy amerykanin Th. Cooper w sposób popularny wyjaśnia, jak następuje: „Zabierz z chleba użytą nań pracę — rolnika, młynarza, piekarza etc. — to co zeń zostanie? Parę kłosów trawnych, dziko rosnących i nieużytecznych dla żadnej ludzkiej potrzeby“, to we wszystkich tych poglądach chodzi nie o abstrakcyjną pracę, która jest. źródłem wartości zamiennej, lecz o pracę konkretną, która jest źródłem materyjalnego bogactwa, krótko mówiąc, o pracę, która tworzy wartości użytkowe. Baz przyjąwszy wartość użytkową towaru, przyjmujemy zarazem i użyteczność pochłoniętej przezeń pracy, ale wraz z tem wyczerpanym zostaje z punktu widzenia towaru wszelki wzgląd na pracę, jako na pracę użyteczną. W chlebie, jako wartości użytkowej, interesują nas jego własności jako środka spożycia, ale bynajmniej nie prace fermera, młynarza, piekarza itd. Gdyby dzięki jakiemuś wynalazkowi odpadło 19/ 20 tych prac, to chleb oddawałby też same przysługi, co i poprzednio. Gdyby’ nawet z nieba spadał gotowym, to i wówczas nie straciłby on ani jednego atomu swej użyteczności. Podczas gdy praca, stanowiąca źródło wartości zamiennej, przebija się w równości wszystkich towarów, jako powszechnych ekwiwalentów, to praca, jako celowa działalność produkcyjna wciela się w nieskończoną rozmaitość ich wartości użytkowych. Podczas gdy praca, stanowiąca źródło wartości zamiennej, jest pracą abstrakcyjnie powszechną i jednakową, to praca, stanowiąca źródło wartości użytkowej, jest pracą konkretną i szczególną, która, odpowiednio do wymogów formy i materyi, się rozszczepia na nieskończenie rozmaite rodzaje pracy.  O pracy, o ile ona wytwarza wartości użytkowe, byłoby myliłem twierdzić, iż jest ona jedynem źródłem wytworzonego, a mianowicie materyjalnego bogactwa. Ponieważ jest ona działalnością przystosowującą materyję dla tego lub owego celu, to wymaga ona materyi jako niezbędnego warunku. W rozmaitych gałęziach przemysłu proporcyja pomiędzy pracą i materyją jest rozmaitą, ale zawsze wartość użytkowa otrzymuje naturalne podścielisko. Jako celowa działaluość, skierowana na przyswojenie naturalnych bogactw w tej lub innej formie, praca jest naturalnym warunkiem ludzkiej egzystencyi, jest niezależnym od wszelkich form społecznych warunkiem wymiany materyi pomiędzy człowiekiem, a przyrodą. Przeciwnie, praca, stanowiąca źródło wartości zamiennej, jest specyficznie społeczną formą pracy. Np. praca krawiecka w swej materyjalnej określoności, jako szczególna działalność produkcyjna, wytwarza surdut, ale nie jego wartość zamienną. Tę ostatnią wytwarza ona nie jako praca krawiecka, lecz jako abstrakcyjnie powszechna praca, a ta należy do społecznego ustroju, którego krawiec nie nawłóczył. Tak np. w starożytnej produkcyi domowej kobiety produkowały surduty, nie produkując wszakże wartości zamiennej takowych.  Praca, jako źródło materyjalnego bogactwa, była znaną prawodawcy Mojżeszowi, zarówno jak i urzędnikowi celnemu, Adamowi Smith.  Rozważmy obecnie bliżej kilka punktów, które występują ze sprowadzenia wartości zamiennej do czasu roboczego.  Jako wartość użytkowa, każdy towar wywiera swój wpływ bezpośrednio sam przez się. Pszenica np. służy za pokarm. Maszyna zamieszcza pracę w określonym stosunku. Ten wpływ towaru, dzięki któremu on jest tylko wartością użytkową, przedmiotem spożycia, możnaby nazwać jego usługą, którą on, jako cartość użytkowa, oddaje. Jako wartość zamienna wszakże, towar bywa zawsze rozpatrywany jedynie z punktu widzenia rezultatów. Chodzi tu nie o usługę, którą on oddaje, ale o usługę, która jemu oddaną zostaje podczas jego produkcyi. Tak np. wartość zamienna maszyny określa się nie ilością czasu roboczego, który ona zastępuje (zaoszczędza przyp. tłom.), lecz przez ilość czasu roboczego, która w niej samej jest zawartą, a zatem wymagalną, by nową maszynę tegoż samego gatunku wytworzyć.  Gdyby więc ilość pracy