Nędza filozofii - Karol Marks - ebook

Nędza filozofii ebook

Karol Marks

0,0

Opis

"Nędza filozofii" to dzieło Karola Marksa, niemieckiego filozofa pochodzenia żydowskiego, twórcy socjalizmu naukowego.
Jeśli interesujesz się filozofią i chcesz poszerzyć swoją wiedzę na temat marksizmu, powinieneś sięgnąć po książkę "Nędza filozofii" napisaną przez Karola Marksa. Ta pozycja to jedno z najważniejszych dzieł filozoficznych XIX wieku, w którym autor analizuje poglądy swojego poprzednika - Pierre'a-Josepha Proudhona. Książka ta pozwoli Ci zrozumieć krytykę, jaką Marks kierował wobec prądów myślowych swojego czasu, a także zrozumieć w jaki sposób marksizm próbuje rozwiązać problemy społeczne, gospodarcze i polityczne.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 163

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Karol Marks

NĘDZA FILOZOFII

odpowiedź na dzieło Proudhona „Filozofija nędzy“

Wydawnictwo Avia Artis

2024

ISBN: 978-83-8226-958-1
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

Przedmowa

Proudhon na tyle jest nieszczęśliwym, że nigdzie na nim poznać się nie mogą. We Francyi ma on prawo uchodzić za nietęgiego ekonomistę, gdyż widzą w nim potężnego filozofa niemieckiego. W Niemczech znowu może być uważanym za kiepskiego filozofa, albowiem uchodzi za jednego z wybitniejszych ekonomistów francuzkich. Z naszego dwoistego stanowiska, jako Niemca i ekonomisty, czujemy się w obowiązku zaprotestowania przeciw temu podwójnemu błędowi.  Czytelnik pojmie, że w tej niewdzięcznej pracy wielokrotnie zmuszeni będziemy zaprzestać krytyki Proudhona, aby zająć się krytyką filozofii niemieckiej, a nadto od czasu do czasu powiedzieć kilka słów o ekonomii politycznej.

Rozdział pierwszy. Odkrycia naukowe

Wartość zamienna a użytkowa

„Właściwość, wszystkim wspólna przedmiotom, czy to są wytwory przemysłu, czy też dary przyrody, a mianowicie, że wszystkie one jednako służą człowiekowi do utrzymania, zowie się wartością użytkową; własność znowu ta, że się nawzajem one wymieniają, — wartością zamienną. Jakim sposobem wartość użytkowa staje się zamienną? Powstania idei wartości [zamiennej] nie wyświetlili ekonomiści z należytą starannością, musimy się zatem nad tem pytaniem zatrzymać. Ponieważ z pośród rzeczy, których pożądam, wielka ilość istnieje na łonie przyrody jedynie w szczupłej liczbie, lub też zgoła tutaj się nie spotyka, muszę więc własnoręcznie wytwarzać to, czego mi braknie, a ponieważ nie mogę się wziąść do tylu rzeczy osobiście, zwracam się zatem ku innym ludziom, swym współpracownikom w innych gałęziach działalności, z propozycyją, aby pewną część swego wytworu wymieniali na moje produkty.“

 P. Proudhon zakłada sobie przedewszystkiem wyjaśnienie podwójnej istoty wartości, rozdwojenia wartości, powstania wartości zamiennej z użytkowej. Wraz z p. Proudhonem musimy zatrzymać się na tym akcie przekształcania. Obaczmy, jak odbywa się ten akt zdaniem naszego autora.  Nader znacznej ilości produktów nie spotykamy w naturze, a musi je dopiero wytworzyć przemysł. Skoro potrzeby przewyższają dobrowolną produkcyję ze strony przyrody, człowiek zmuszonym jest do zawezwania na pomoc produkcyi przemysłowej. Czem jest ta ostatnia w pojęciu p. Proudhona? Jakim jej początek? Oddzielny osobnik, łaknący ogromnej masy rzeczy, „nie jest w stanie tak wielu rzeczom podołać.“ Ile mamy zaspokoić potrzeb, tyleż musimy wytworzyć rzeczy. Nie masz bowiem wytworu bez produkcyi. Takie zaś mnóstwo rzeczy, jakie wytworzyć mamy, każe już z góry przypuszczać więcej nad jednego wytwórcę. Odkąd zaś przypuszczamy w produkcyi więcej niż jednego człowieka, od chwili tej założyliśmy już istnienie całej, opartej na podziale pracy produkcyi. A zatem potrzeba, jak ją pojmuje p. Proudhon, każe przypuszczać doskonały podział pracy. Przypuściwszy zaś podział pracy, tem samem mamy już do czynienia z wymianą, a więc i z wartością zamienną. Moglibyśmy przeto z taką samą racyją z góry już założyć istnienie wartości zamiennej.  Ale p. Proudhon woli obracać się w kółku; idźmy więc jego manowcami, które wciąż nas będą wracały do punktów wyjścia.  Aby wydobyć się z takiego stanu rzeczy, gdzie każdy jako odludek na się pracuje, i dosięgnąć wymiany, „zwracam się,“ powiada p. Proudhon, „do swych współpracowników w różnorodnych gałęziach działalności.“ A więc posiadam już współpracowników, z których każdy odmienną spełnia czynność, jakkolwiek — zawsze na zasadzie założeń proudhonowskich — ani ja ani inni nie wyzwoliliśmy się jeszcze z samotniczej i niezbyt społecznej sytuacyi Robinzona. Współpracownicy i różne gałęzie pracy, podział pracy i wymiana, wszystko to spadło z nieba,  Streszczam: posiadam potrzeby, oparte na podziale pracy i wymianie. P. Proudhon, przypuszczając te potrzeby, tem samem przypuścił już wymianę i wartość zamienną, „których atoli powstanie“ postanawia sobie „wyśledzić z większą, niż inni ekonomiści starannością.  P. Proudhon tak samo dobrze mógłby ten porządek rzeczy wywrocie zupełnie naopak i zgoła nie zaszkodziłby tem słuszności swych rozumowań. Dla wyjaśnienia wartości zamiennej trzeba mu wymiany. Dla wyjaśnienia znowu wymiany, potrzeba podziału pracy. Aby zaś wyjaśnić ten podział pracy, potrzebuje on potrzeb, czyniących z podziału pracy konieczność. Wreszcie, by wyjaśnić te potrzeby, należy je jedynie „przypuścić,“ co wszakże zgoła jeszcze nic jest ich negacyją, wbrew pierwszemu pewnikowi z proudhonowskiego prologu: „przypuścić Boga — jest to jego istnieniu zaprzeczyć“ (Prologue, str. 1).  Jak teraz postępuje p. Proudhon z podziałem pracy, który zakłada sobie wiadomym, by wyjaśnić zamienną wartość, te wciąż dlań niewiadomą rzecz? Oto, „pewien osobnik“ zwraca się ku innym ludziom, swym współpracownikom w różnych gałęziach działalności, z propozycyją rozpoczęcia wymiany i odróżniania wartości zamiennej a użytkowej. Przystawszy na to projektowane odróżnianie, współpracownicy uwolnili p. Proudhona od wielkich krom jednego „kłopotów“: przy tych warunkach potrzebował on jedynie zauważyć ten fakt, „zanotować i zaznaczyć powstanie idei wartości“ w swym traktacie ekonomii politycznej. Atoli powinien by nam wyjaśnić „źródło“ tej propozycyi, powiedzieć jakim sposobem ten samotnik, ten Robinzon nagle doszedł do tego, aby uczynić swym współpracownikom pewnego rodzaju propozycyą i czemuż ją ci współpracownicy bez wszelkiego wahania przyjęli.  Ale p. Proudhon nie wdaje się w te genealogiczne szczegóły. Czynowi wymiany nadaje on pewnego rodzaju historyczne piętno, wystawiając go jako umowę, zaproponowaną przez trzecią osobę, która dążyła do stworzenia wymiany.  Oto próbka „historyczno-opisowej metody“ p. Proudhona, który z dumną pogardą spogląda na „historyczno-opisową metodę“ A. Smith’a i Ricarda.  Wymiana swą własną posiada historyją. Przebyła ona różnorakie fazy.  Były takie czasy (np. wieki średnie), kiedy wymieniano jedynie przewyżkę produkcyi nad spożycie.  Następnie były też takie czasy, kiedy nietylko przewyżkę, lecz wszystkie produkty, całą istność przemysłową pochłaniał handel, kiedy więc produkcyja całkiem zależała od wymiany. Jak wyjaśnić tę wtórą fazę wymiany, tę wartość zamienną w swej drugiej potędze?  P. Proudhon ma odpowiedź na poczekaniu: dajmy na to, że pewien osobnik „innym ludziom, swym współpracownikom w innych gałęziach działalności zaproponował“ podnieść wartość zamienną do drugiej potęgi.  Wreszcie nastały czasy, kiedy wszystko, co ludzie uważali dotychczas za święte, stało się przedmiotem wymiany, szacherki. Są to czasy, kiedy przedmioty, które dotychczas udzielano, lecz nie sprzedawano: cnota, miłość, przekonanie, wiedza, summienność i in., kiedy jednem słowem wszystko stało się przedmiotem handlu. Są to czasy powszechnej przedajności, ogólnego frymarczenia, czyli — że użyjemy ekonomicznego sposobu mówienia — czasy, w których każdy przedmiot, fizycznej jak też moralnej natury, wędruje jako wartość zamienna na rynek, aby tu być oszacowanym stosownie do rzeczywistej swej wartości.  Jak teraz tę nową a zarazem ostatnią fazę wymiany wyjaśnić, tę wartość zamienną w trzeciej potędze?  P. Proudhon nie dałby czekać na odpowiedź: przypuśćmy, że pewna osoba „innym osobom, swym współpracownikom w innych gałęziach działalności zaproponowała“ z cnoty, miłości i in. uczynić wartość handlową, wartość zamienną do trzeciej podnieść potęgi.  Jak widzimy, „historyczno-opisowa metoda“ p. Proudhona godzi się do wszystkiego, na wszystko odpowiada i wszystko wyjaśnia. Trzeba np. historycznie wyjaśnić „powstanie pewnej ekonomicznej idei,“ natychmiast wyprowadza on na scenę niejakiego człowieka, który innym ludziom, „swym współpracownikom w innych gałęziach działalności“ proponuje uskutecznić ten akt stworzenia — i już po wszystkiem.  Odtąd też i my przyjmiemy „stworzenie“ wartości zamiennej za czyn dokonany; idzie więc teraz jedynie o wyjaśnienie stosunku wartości zamiennej do użytkowej. Posłuchajmy p. Proudhona.  „Ekonomiści bardzo dobrze uwydatnili dwoisty charakter wartości, lecz z takim samym stopniem ścisłości nie zanalizowali jego sprzecznej w samej sobie istoty — tu poczyna się nasza krytyka... Ale nie dość wskazać w wartości zamiennej a użytkowej na ten rażący kontrast, w którym wszelakoż ekonomiści przywykli widzieć rzecz nader prostą, lecz nadto należy dowieść, że ta pozorna prostota kryje głęboką tajemnicę, której przeniknięcie jest naszym obowiązkiem... Że wyrazimy się technicznie, wartość użytkowa a zamienna w odwrotnym do siebie mają się stosunku.“  Jeżeli trafnie pojęliśmy p. Proudhona, chce on wywieść następujące cztery punkty:  1) Wartość zamienna a użytkowa stanowią rażący kontrast, przeciwstawiają się sobie wzajemnie.  2) Wartość zamienna a użytkowa w odwrotnym do siebie mają się stosunku, przeczą sobie.  3) Ekonomiści nie zoczyli, nie pojęli ani tej sprzeczności, ani przeciwstawności.  4) Krytyka p. Proudhona zaczyna od końca.  Zacznijmy i my też od końca i, aby uwolnić ekonomistów od zarzutów Proudhona, posłuchajmy dwóch dość wybitnych ekonomistów. Sismondi powiada: „Handel wszystko sprowadził do przeciwstawności między zamienną a użytkową wartością“ [Etudes, 2 tom, str. 162. wyd. brukselskie]. Lauderdale: „W ogóle bogactwo narodowe (wartość użytkowa) zmniejsza są w miarę tego, jak prywatne majątki wzrastają wskutek podnoszenia się wartości zamiennej; z zmniejszaniem się tej ostatniej wzmaga się pierwsze“. (Recherches sur la nature et l’origine de la richesse publique, tłomaczenie Lazgentil-de-Laraise’a, Paryż 1808).  Na antagonizmie między zamienną a użytkową wartością oparł Sismondi swą główną teoryę, podług której dochód zmniejsza się w prostym do wzrostu produkcyi stosunku.  Lauderdale znowu zbudował swój systemat na podstawie odwrotnego do siebie stosunku tych obu rodzajów wartości, a jego teorya za czasów Rikarda tak była popularną, że ten ostatni mógł o niej wyrażać się jako o powszechnie znanej rzeczy.  „Skutkiem pomięszania wartości zamiennej a bogactwa (wartości użytkowej) zrodził się pogląd, jakoby można było powiększyć bogactwo zmniejszeniem ilości niezbędnych, pożytecznych lub przyjemnych w życiu rzeczy“ (Rikardo: Principes d’économie politique, tłomaczenie franc. Constancio, z notami J. B. Say’a Paryż 1835, t. 2. rozdział o bogactwie a wartości).  Widzimy, że już przed p. Proudhonem ekonomiści „wskazali“ na głęboką tajemnicę, zawartą w tej sprzeczności i przeciwstawności. Zobaczmy teraz jak po ekonomistach Proudhon ze swej strony tłumaczy ową tajemnicę.  Wartość zamienna pewnego produktu spadnie z wzrostem zaofiarowania, jeżeli zapotrzebowanie pozostaje bez zmiany; innemi słowy: im obfitszym jest wytwór w stosunku do zapotrzebowania, tem niższą jego wartość zamienna czyli cena. Na odwrót: im słabszem zaofiarowanie w porównaniu do zapotrzebowania, tem wyżej podnosi się wartość zamienna czyli cena produktu, innemi słowy: im bardziej rzadkimi w stosunku do zapotrzebowania są zaofiarowywane wytwory, tem większem ich podniesienie się w cenie. Wartość zamienna pewnego wytworu zależy od jego obfitości lub skąpości — lecz zawsze odnośnie do zapotrzebowania. Weźmy jakiś więcej niż rzadki przedmiot, a nawet jedyny w swym rodzaju produkt — będzie on znajdywał się w zbyt wielkiej obfitości, będzie niepotrzebnym, jeśli nań niemasz zapotrzebowania. Odwrotnie znowu bywa, kiedy weźmiemy w tysiącokrotnych okazach znajdujący się wytwór: będzie go mało, jeśli nie będzie zaspakajał zapotrzebowania, t. j. jeżeli zbyt znaczny będzie nań popyt.  Są to, możemy rzec, prawie powszechnie znane ogólniki, musieliśmy je wszakże wypowiedzieć, aby uprzystępnić zrozumienie proudhonowskich tajemnic.  „Chcąc zbadać tę zasadę aż do ostatecznych jej wyników, z konieczności dojdziemy do tego najbardziej logicznego wniosku, że rzeczy, które są niezbędnością a mnóstwo których nie ma granic, nie posiadają żadnej wartości; te zaś, których użyteczność równa się zeru a rzadkość nader znaczna, muszą niekoniecznie wysoką posiadać cenę.“  „Zamęt ten aż do ostateczności doprowadza ta okoliczność, że w gruncie rzeczy nie spotykamy się z temi obiedwiema krańcowościami: z jednej strony żaden produkt ludzki nie zdoła posiąść nieskończonych rozmiarów, z drugiej znowu najrzadsze nawet rzeczy muszą być choć w pewnym stopniu użytecznemi, gdyż inaczej żadnej nie miałyby wartości. Wartość użytkowa a zamienna są prze, to z konieczności z sobą spojone, lubo co do swej istoty dążą one do wzajemnego się wykluczenia.“ (t. I, str. 39)  Czemuż zamęt Proudhona aż do ostateczności dochodzi? Oto, że przeoczył zapotrzebowanie; że pewna rzecz może znajdywać się w obfitości lub też skąpo tylko w porównaniu do zapotrzebowania. Usunąwszy zapotrzebowanie, przypuszcza on tem samem, że wartość zamienna rzadkości, a użytkowa obfitości są równe. Zaiste, powiadając, że rzeczy, których użyteczność równa się zeru a rzadkość nader znaczna, nieskończenie wysoką posiadają cenę, mówi on poprostu, że wartość zamienną stanowi tylko rzadkość. „Nader znaczna rzadkość i równa zeru użyteczność“ — to tylko rzadkość. „Nieskończenie wysoka cena“ stanowi maximum wartości zamiennej, stanowi czystej wody taką wartość. Oba te wyrażenia przyrównywa on pomiędzy sobą. Wartość zamienna a rzadkość są tedy równoznacznemi określeniami. Doszedłszy do tych pozornie „ostatecznych wyników,“ Proudhon w samej rzeczy do ostateczności doprowadził słowa lecz nie treść, jaką one posiadają; bawi się raczej w retorykę niż w logikę. Kędy spodziewa się on znaleść nowe wnioski, tam znachodzi w całej nagości jedynie swe pierwiastkowe założenia. Wskutek takiego samego postępowania utożsamia on też wartość użytkową a prostą obfitość.  Przyrównawszy wartość zamienną rzadkości z użytkową obfitości, p. Proudhon z podziwem spogląda, czemuż wartości użytkowej w rzadkości i wartości zamiennej, a zamiennej w obfitości i wartości użytkowej nie napotyka; a widząc, że w życiu potocznem nie ma tych krańcowości, musi uwierzyć w jakąś tajemnicę. Istnieje dlań jakaś nieskończenie wysoka cena, ponieważ nie ma na nią nabywców — a tych nigdy nie znajdzie on, pokąd nie weźmie pod rachubę zapotrzebowania.  Z jednej strony zdaje się, jakoby obfitość proudhonowska powstała z samej siebie. Zapomina on, że ją wytwarzają ludzie i że w ich leży interesie rachowanie się z zapotrzebowaniem. W innym bowiem razie zkąd doszedłby p. Proudhon do twierdzenia, że rzeczy, posiadające nader wielką użyteczność, muszą być nader tanie lub nawet nic nie kosztować? Przeciwnie, powinien by zawnioskować, że, aby podnieść cenę bardzo użytecznych rzeczy, t. j. ich wartość zamienną, należy ograniczyć ich obfitość, ich produkcyją.  Kiedy dawni właściciele winnic francuzkich żądali prawa, zabraniającego sadzenia nowych winnic, kiedy holendrzy palili korzenie azyatyckie, a tępili krzak gwoździkowy, dążyli swem postępowaniem poprostu do zmniejszenia obfitości, a podniesienia wartości zamiennej. Całe wieki średnie tej samej trzymały się metody, ograniczając prawodawstwem ilość czeladników w warsztacie oddzielnego majstra, jako też liczbę narzędzi, jakiemi mógł on użytkować (ptrz. Andersona dzieje handlu).  Wystawiwszy obfitość jako użytkową, a rzadkość jako zamienną wartość — nic lżejszego nad dowiedzenie, że obfitość i rzadkość w odwrotnym mają się nawzajem stosunku — utożsamia Proudhon wartość użytkową z zaofiarowaniem, a zamienną z zapotrzebowaniem. Aby antytezę tę uczynić jeszcze jaskrawszą, wprowadza on nowe słowo, zastępując wartość zamienną przez „wartość z przeświadczenia.“ Arena walki uległa zmianie — na jednej stronie mamy użyteczność (wartość użytkową, zaofiarowanie), na drugiej przeświadczenie (wartość zamienną, zapotrzebowanie)  Jak pogodzić te sprzeczne wzajemnie czynniki? Jak je doprowadzić do porozumienia? Czyż da się wyszukać choćby jeden spólny im wszystkim punkt?  „Zaiste, powiada p. Proudhon, mamy taki punkt: cena, która powstaje na tle tej między zaofiarowaniem a zapotrzebowaniem, pożytkiem a przeświadczeniem walki, nie może być wiecznej sprawiedliwości wyrazem.“  Antytezę tę Proudhon snuje dalej:  „W swej postawie jako swobodnego nabywcy jestem swych potrzeb sędzią, sędzią celowości przedmiotu i ceny, jaką zań chcę dać.  Z drugiej znów strony ty, jako swobodny wytwórca, jesteś środków produkcyi panem i możesz zmniejszyć swe wydatki.“ (tom I, str. 42).  A ponieważ zapotrzebowanie czyli wartość zamienna tem samem jest co przeświadczenie, przeto p. Proudhon powiada:  „Dowiedzioną jest rzeczą, że wolna wola stwarza przeciwstawność między zamienną a użytkową wartością. Jak rozwiązać tę przeciwstawność, pokąd istnieje wolna wola? I jakżeż poświęcić wolną wolę, nie poświęcając zarazem człowieka?“ (t. I, str. 41)  Nie sposób zatem dojść do jakiegoś rezultatu. Mamy walkę między dwiema, że się tak wyrażę, niespółmiernemi wielkościami, pożytkiem a przeświadczeniem, wolnym nabywcą a wolnym wytwórcą.  Przyjrzyjmy się rzeczy nieco zbliska. Zaofiarowania nie stanowi wyłącznie pożytek, a przeświadczenie zapotrzebowania. Czyż ten, który nabywa, nie ofiaruje również pewnego wytworu, czyli raczej przedstawiciela wszelkiego wytworu: pieniędzy, i czyż zdaniem p. Proudhona nie przedstawia on jako zaofiarodawca pożytku czyli wartości użytkowej?  Czyż z drugiej znowu strony, zaofiarodawca nie pożąda jednocześnie pewnego wytworu czyli raczej przedstawiciela wszelkiego wytworu: pieniędzy? Czyż tem nie reprezentuje on przeświadczenia, wartości zamiennej czyli wartości z przeświadczenia?  Zapotrzebowanie jest zarazem zaofiarowaniem i naodwrót. A zatem antyteza Proudhona, utożsamiająca zaofiarowanie i zapotrzebowanie z pożytkiem i przeświadczeniem, spoczywa na czczej abstrakcyi.  Co Proudhon wartością zamienną, to samo inni ekonomiści z taką samą racyją zowią wartością z przeświadczenia. Niech wolno nam będzie zacytować jedynie Storcha (Cours d'économie politique, Paryż: 1823. str. 88 i 99).  Jego zdaniem rzeczy, których pożądamy, zowią się potrzebami: wartościami zaś te, którym wartość przypisujemy. Największa ilość rzeczy posiada jedynie wartość, albowiem zadawalniają one wytworzone drogą przeświadczenia potrzeby. Atoli przeświadczenie o naszych potrzebach może ulegać zmianom, a tem samem też użyteczność rzeczy, wyrażająca jedynie tych rzeczy stosunek do naszych potrzeb. Nawet przyrodzone potrzeby ciągłemu ulegają przeistaczaniu. W samej, rzeczy, jaka to rozmaitość np. panuje w przedmiotach, stanowiących wśród różnych ludów główne ich pożywienie!  Nie między pożytkiem a przeświadczeniem toczy się walka — wre ona między cena targową, jaką zamawia zaofiarodawca, a takąż sama ceną, ofiarowywaną przez potrzebującego. Wartość zamienna wytworu jest wciąż rezultatem tych przeciwnych sobie oszacowywań.  W ostatniej instancyi zaofiarowanie i zapotrzebowanie przedstawiają produkcyję i konsumcyję, lecz produkcyję i konsumcyję, oparte na wymianie miedzy oddzielnymi osobnikami.  Wytwór, który zaofiarowuje się, nie przedstawia sam w sobie nic użytecznego. Dopiero spożywca przyznaje mu użyteczność. A nawet gdy mu już przyznano własności użyteczne, nawet wtedy nie stanowi on jedynie użyteczności. Podczas produkcyi wymieniał się on na różne koszta produkcyi, jako to materyjał surowy płacę roboczą i t. d. — a wszystko to są rzeczy, targową posiadające wartość. W ten sposób dla wytwórcy produkt przedstawia pewną wartości targowych sumę. Ofiarowuje on nie tylko pewien użyteczny przedmiot, lecz nadto — i to głównie wartość zamienną.  Co się tyczy zapotrzebowania, jest ono na tyle czynnem, o ile posiada do swego rozporządzenia środki wymiany. A środki te są znowu wytworami, wartościami zamiennemi.  W zaofiarowaniu i zapotrzebowaniu znachodzimy z jednej strony wytwór kosztujący wartości zamiennych i chęć do sprzedaży, z drugiej środki, które też kosztowały wartości zamiennych, i pragnienie kupna.  P. Proudhon wolnemu wytwórcy przeciwstawia takiegoż nabywcę. Obydwom przypisuje metafizyczne własności. Może on też z tego powodu powiedzieć: „dowiedzioną jest rzeczą, że wolna to wola człowieka stwarza przeciwstawność między zamienną a użytkową wartością.“  Pokąd wytwórca wśród opartego — na podziale pracy i jednostkowej wymianie społeczeństwa produkuje — a takiem jest założenie p. Proudhona — musi on zbywać. Proudhon wytwórcę czyni środków produkcyi panem, ale zgodzi się on z nami, że posiadanie tych środków nie od wolnej zależy woli. Co więcej, te środki produkcyi po większej części są z zewnątrz nadchodzącymi wytworami, a nadto w obecnej produkcyi nie posiada on tej wolności, aby wytwarzać tyle, ile mu się spodoba — obecny rozwój sił wytwórczych, zmusza go w takich lub owakich określonych wytwarzać rozmiarach.  Nie więcej od wytwórcy wolnym jest spożywca. Jego przeświadczenie zależy od jego środków i potrzeb. A te i tamte są odbiciem jego społecznego stanowiska, zależącego znowu od całego społecznego ustroju. Robotnik, kupujący kartofle, i utrzymanka, kupująca koronki, jednakowo słuchają się tylko swego względnego przeświadczenia; ale niejednakowość ich przeświadczeń wynika z różnorodności stanowiska — a to ostatnie jest społecznego ustroju tworem.  Czyż systemat potrzeb w swym ogóle opiera się na przeświadczeniu, czy też na całości produkcyj? W większości wypadków potrzeby zradza produkcyja czyli oparta na produkcyi całość stosunków. Handel powszechny prawie wyłącznie obraca się około potrzeb — nie jednostkowej konsumpcyi, lecz produkcyi. Wybierzemy odmiennego rodzaju przykład: czyż zapotrzebowanie rejentów nie każe przypuszczać określonego prawa cywilnego, a to ostatnie znowu czyż nie jest wyrazem określonego stadyjum własności t. j. produkcyi?  Że ze stosunku zaofiarowania do zapotrzebowania wykluczył on omawiane przez nas czynniki — tego jeszcze p. Proudhonowi nie dość. Doprowadza on abstrakcyję do ostateczności, zlewając ogół wytwórców w jedną osobę, w jednego wytwórcę, a ogół spożywców w jednego spożywcę i twierdząc, że walka się toczy między temi dwiema chimerycznemi postaciami. Ale w realnym świecie rzeczy innym podążają torem. Konkurencyja wśród samych zaofiarodawców jako też wśród samych nabywców stanowi konieczny składnik walki między sprzedawcami a kupującymi, walki ustanawiającej wartość zamienną.  Wykluczywszy koszta produkcyi i konkurencyi, p. Proudhon mógł już dowolnie doprowadzić formułę zaofiarowania i zapotrzebowania do absurdu:  „Zaofiarowanie i zapotrzebowanie, powiada on, niczem innem nie są, jeno dwiema konwencyjonalnemi formami, służącemi do tego, aby przeciwstawić samym sobie wartość zamienną a użytkową i wywołać ich obieg. Są to dwa elektryczne bieguny, które, złączone, muszą dać życie objawowi powinowactwa, zwanemu wymianą“ (t. I, str. 47 i 50).  Z taką samą racyją można by powiedzieć, że wymiana jest jedynie „konwencyjonalną formą“, aby spożywcę sprowadzić do przedmiotu spożycia. Również można by powiedzieć, że wszystkie ekonomiczne stosunki są jedynie „konwencyjonalnemi formami“ w celu ułatwienia bezpośredniego spożycia. Zaofiarowanie i zapotrzebowanie są to stosunki właściwe pewnej określonej produkcyi — nie mniej i nie więcej nad jednostkową wymianę.  W czem więc zawiera się cała dyjalektyka p. Proudhona?  W podstawieniu wartości użytkowej i wartości zamiennej, zaofiarowaniu i zapotrzebowaniu — pojęć abstrakcyjnych i sprzecznych, takich jak: rzadkość i obfitość, użytek i opinija, jeden wytwórca i jeden konsument, obaj kawalerowie wolnej woli...  I do czego chciał z tem dojść?

 Do zachowania sobie możności wprowadzenia później jednego z elementów, dotąd pomijanego, kosztów produkcyi, jako syntezy wartości użytkowej i wartości zamiennej. W taki sposób w jego oczach koszta produkcyi tworzą wartość syntetyczną, czyli wartość ukonstytuowaną.