Zdrajcy. Polacy u boku Lenina - Mateusz Staroń - ebook

Zdrajcy. Polacy u boku Lenina ebook

Mateusz Staroń

3,4

Opis

TA KSIĄŻKA OPISUJE LOSY RENEGATÓW, KTORZY PODNIEŚLI RĘKĘ NA WŁASNĄ OJCZYZNĘ I NIE WAHALI SIĘ PRZEŚLADOWAĆ RODAKÓW W IMIĘ KOMUNISTYCZNEJ IDEOLOGII.

Książka dotyczy grupy rewolucjonistów polskiego pochodzenia, którzy zamiast bić się o niepodległość Polski wybrali walkę pod sztandarami rewolucji bolszewickiej w Rosji, a potem służbę w sowieckim wojsku czy aparacie władzy. Feliks Dzierżyński, Julian Marchlewski, Feliks Kon, Józef Unszlicht, Karol Radek i wielu innych byli współpracownikami przywódcy bolszewików Włodzimierza Lenina i współtwórcami zbrodniczego systemu komunistycznego w Rosji i ZSRR. Gdy w 1920 roku Polsce zagroziła bolszewicka nawała, utworzyli Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski, który zainstalował się w Białymstoku i zaprowadzał bolszewickie porządki na ziemiach zajętych przez Armię Czerwoną, Gdyby nie wielkie zwycięstwo Wojska Polskiego w bitwie warszawskiej, TRKP dotarłby do stolicy i przekształcił się w rząd Polskiej Republiki Rad. W Armii Czerwonej znajdowały się też oddziały złożone z Polaków.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 286

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,4 (9 ocen)
2
4
1
0
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
miruko

Nie polecam

Warto wspomnieć też o pewnej mniejszości w tamtej Polsce, która w trakcie wojny bolszewickiej strzelała polskim żołnierzom w plecy.
00

Popularność




Redaktor prowadzący Bogusław Kubisz

Korekta Bogusława Jędrasik

Skład i łamanie Marcin Czajkowski

Projekt okładki Radosław Krawczyk

Źródła ilustracji Archiwum Bellony, Biblioteka Narodowa ‒ CBN Polona, Laski Diffusion/East News, Muzeum Wojska Polskiego, Bundesarchiv, Wikimedia Commons

Copyright © by Bellona Spółka z o.o., Warszawa 2018 Copyright © by Mateusz Staroń 2018

Wydawca Bellona Sp. z o.o. ul. J. Bema 87 01-233 Warszawa

Zapraszamy na stronę Wydawnictwa:www.bellona.pl

Dołącz do nas na Facebooku:www.facebook.com/Wydawnictwo.Bellona

Księgarnia internetowa:www.swiatksiazki.pl

ISBN 978-83-11-15400-1

Koszmar

Gdyby w Polsce zwyciężyła rewolucja, zniszczone zostaną skarby kultury i sztuki, które są w naszym posiadaniu, lać się będzie krew i rozpasze się chamstwo biednego, stratowanego człowieka

– Stefan Żeromski, „Początek świata pracy”, 1919 r.

Piętnasty sierpnia 1920 r. był dniem największej tragedii w dotychczasowych dziejach Polski. Nad Warszawą rozbrzmiewał pogłos strzałów i krzyków. Po ulicach stolicy biegali przerażeni mieszkańcy, instynktownie szukając schronienia, a za nimi pstrokato umundurowani czerwonoarmiści jak myśliwi na polowaniu. Płonęły wszystkie kościoły – ściany ognia buchały z ich wnętrz, przysłaniając wszystko dookoła gęstym, czarnym dymem. Krzyki gwałconych na każdym rogu kobiet wywoływały u ich mężów i synów rozstrój nerwowy. Oficerowie nie mogąc znieść hańby porażki, masowo popełniali samobójstwa. Na ulicznych latarniach przy ulicy Świętojańskiej w długich rzędach kołysały się poruszane lekkim wiatrem ciała polskich generałów. Tylko najbliżsi mogli rozpoznać zwłoki generała Tadeusza Rozwadowskiego, które zmasakrowano już po jego śmierci. Przed Zamkiem Królewskim, na wieży którego zawisł czerwony sztandar, ustawiano szeregi oficerów, policjantów, urzędników, lekarzy, profesorów, adwokatów i przemysłowców, których czekiści zabijali strzałem w tył głowy. Operacją selekcjonowania i wyłapywania elity polskiego społeczeństwa kierował Polak, szef Czeki, Feliks Dzierżyński. Kolumnę Zygmunta zamieniono w stertę gruzu za pomocą niewielkiej ilości dynamitu. Gruz zamiatano i ładowano na furmanki, aby jak najszybciej przygotować miejsce pod pomnik męczenników walki polskiego proletariatu z „burżuazyjną” Polską – Bronisława Wesołowskiego i Zbigniewa Fabierkiewicza, zamordowanych przez polskich żandarmów w 1919 r.

Sceny z orgii mordów, grabieży i gwałtów, które rozegrały się po przegranej Wojska Polskiego na przedpolach Warszawy, obiegły cały świat. Szpalty radzieckiej prasy krzyczały nagłówkami: Zwycięstwo rewolucji w Polsce! Obalono burżuazyjny reżim Piłsudskiego! Warszawa wolna od ciemiężycieli ludu pracującego! Niech żyje Polska Republika Rad! Rzeź zakończył dopiero rozkaz wymarszu na Berlin, który wydał niekwestionowany architekt zwycięstwa w bitwie warszawskiej, Michaił Tuchaczewski.

Szesnastego sierpnia do miasta przybyli członkowie marionetkowego Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polski z Białegostoku. Pierwsze kroki skierowali do Belwederu, gdzie przywitał ich zawieszony na szczycie budynku, łopoczący na wietrze czerwony sztandar. Wspomniany wcześniej Feliks Dzierżyński oraz Julian Marchlewski, Feliks Kon, Edward Próchniak i Józef Unszlicht rozgościli się w przestronnych wnętrzach byłej siedziby Naczelnika Państwa, z zaciekawieniem przeglądając pokoje zajmowane przez Józefa Piłsudskiego. Nazajutrz na placu Zamkowym ogłosili manifest Polskiej Republiki Rad. Rządy w Polsce przejęła Rada Komisarzy Ludowych na czele z Julianem Marchlewskim. Ogłoszono upaństwowienie fabryk, majątków ziemskich i lasów, zagwarantowano nienaruszalność własności chłopów. Powołano Milicję Robotniczą, która miała strzec bezpieczeństwa w stolicy. Z Białegostoku przeniesiono również sztab Polskiej Armii Czerwonej.

„Potwór bolszewicki” – polski plakat propagandowy z sierpnia 1920 r.

W tej chwili największe marzenie Polaków – niepodległość ‒ stało się jedynie wspomnieniem. Nikt już nie myślał o zaciekłych sporach między piłsudczykami a endekami, które toczono w kontekście zmagań ze śmiertelnym wrogiem ‒ bolszewicką Rosją. Zakrawało to na dziecinadę. Lata ciężkiej pracy organicznej, walk „o wolność naszą i waszą”, wielu przegranych powstań, dyplomatycznych zabiegów, bohaterskiego wykuwania granic II Rzeczypospolitej, poświęcenia tysięcy Polaków, którym przyświecał cel odbudowy ojczyzny ze zgliszczy ‒ wszystko poszło na marne. Nie było już nadziei. Polska nie podźwignie się już z upadku. To koniec. Stery rządów w Polsce przejęli zdrajcy.

Ten mrożący krew w żyłach scenariusz mógł się ziścić, gdyby Wojsko Polskie przegrało bitwę warszawską z Armią Czerwoną. Bez zwycięstwa polskich żołnierzy nie świętowalibyśmy dzisiaj odzyskania niepodległości 11 listopada 1918 r. ani kolejnej rocznicy „cudu nad Wisłą”. Piętnasty sierpnia kojarzyłby się nam z „wyzwoleniem” stolicy przez bohaterską Armię Czerwoną i powstaniem 1. Polskiej Armii Czerwonej. II Rzeczypospolita, do której wzdycha dzisiaj z sentymentem wielu Polaków, szukając źródła inspiracji i ciągłości tradycji państwowej, byłaby jedynie sezonowym państewkiem, które nie odcisnęłoby żadnego piętna na losach kolejnych pokoleń Polaków. W nadmorskiej wsi Gdynia okoliczni rybacy dalej prowadziliby spokojne życie skupione na łowieniu ryb, a rolnicy z wiosek w pobliżu dzisiejszej Stalowej Woli zajmowaliby się uprawą roli, a nie pracą w zakładach przemysłowych Centralnego Okręgu Przemysłowego. Nie podziwialibyśmy na deskach polskich teatrów wspaniałego Eugeniusza Bodo i uwodzicielskiej Poli Negri. Nie bylibyśmy dumni z dokonań genialnej lwowskiej szkoły matematycznej Stefana Banacha. Nie pojechalibyśmy w sentymentalną podróż na polskie Kresy do Lwowa i nie zrobilibyśmy sobie pamiątkowego selfie przed odrestaurowanym Cmentarzem Obrońców Lwowa. Można tak wymieniać bez końca…

Stracilibyśmy bezcenną część naszego dziedzictwa i tożsamości narodowej, a podaliśmy powyżej zaledwie niewielki wycinek dorobku II Rzeczypospolitej. Polscy komuniści z całego serca nienawidzili niepodległej Polski, tego „pokracznego bękarta traktatu wersalskiego”, jak stwierdził w 1939 r. sowiecki komisarz spraw zagranicznych Mołotow. Robili wszystko, żeby ją zniszczyć. Czy Polska po 123 latach zaborów i klęsce pod Warszawą w 1920 r. dźwignęłaby się raz jeszcze z kolan? Jedno jest pewne ‒ gdyby polski żołnierz zawiódł w 1920 r., Polską rządziliby zdrajcy. To byłby koszmar.

Emigranci

Jest na świecie naród nieszczęśliwszy niż polski, to naród proletariuszy

– Ludwik Waryński

Pierwsze strzały

Czternasty lutego 1919 r., Bereza Kartuska. Słońce wschodziło leniwie, odsłaniając efekty nocnego starcia ‒ budynki oszpecone odpryskami od pocisków, porzucone na ulicach skrzynki po amunicji i wystrzelane łuski, wreszcie zalegające w rynsztokach trupy niejednolicie umundurowanych żołnierzy. Tej nocy oddział Wojska Polskiego kapitana Piotra Mienickiego w sile 58 żołnierzy zorganizował nocną zasadzkę z pobliskich Prużan na kwaterujących w Berezie czerwonoarmistów. Polacy całkowicie zaskoczyli bolszewików. Stawili oni krótki, lecz zacięty opór, ale nie byli w stanie odeprzeć naszych, którzy spuścili im srogi łomot. Zginęło 15 czerwonoarmistów, a 27 zostało rannych. Polscy żołnierze wzięli 80 jeńców, zdobyli 2 karabiny maszynowe, kuchnię polową, 120 karabinów i siedemnaście koni. Sami nie ponieśli żadnych strat.

Tego dnia padły pierwsze strzały w nigdy niewypowiedzianym konflikcie zbrojnym z bolszewicką Rosją. Szokujące jest to, że w tym pierwszym starciu po obu stronach prawdopodobnie walczyli Polacy… Przeciwnikiem żołnierzy kapitana Mienickiego była „polska” 4. kompania 4. Warszawskiego Pułku Strzelców z II Brygady Zachodniej Dywizji Strzelców. Pod tą nazwą kryje się specjalna formacja Armii Czerwonej, która miała zanieść na bagnetach rewolucję do Polski. W jej szeregach służyli w większości Polacy. Postawiono im cel wywołania bratobójczej wojny we własnym kraju. Mieli z zimną krwią strzelać do swoich rodaków.

Kto wpadł na tak zbrodniczy i zakrawający na wielki skandal pomysł? Narodził się w głowach polskich komunistów, którzy przedłożyli bolszewikom projekt utworzenia Zachodniej Dywizji Strzelców. Byli oni najgorętszymi zwolennikami wojny z młodziutkim państwem polskim. Ba, nawet bardziej zagorzałymi niż sami bolszewicy! To Polbiuro [część partii bolszewickiej złożona z polskich komunistów] właśnie […] miało popychać Lenina do konfrontacji z Warszawą. Polskim komunistom udało się latem 1920 r. przekonać RKP(b) o celowości „importu” rewolucji do Polski – twierdzi Konrad Zieliński w książce „O Polską Republikę Rad. Działalność polskich komunistów w Rosji Radzieckiej 1918‒1922”. Wszelkimi możliwymi sposobami polscy komuniści próbowali zniszczyć niepodległą Polskę i na gruzach ustanowić jej „atrapę”, czyli Polską Republikę Rad, którą przejmą we władanie. To była dla nich kwestia politycznego życia lub śmierci. Włodarze Moskwy przewidzieli dla nich rolę konia trojańskiego, za pomocą którego rozsadzą Polskę. Większość działaczy […] polskich […] godziła się świadomie odegrać rolę przysłowiowego konia trojańskiego – twierdzi wybitny znawca tej problematyki, historyk Adam Miodowski, w książce „Polityka wojskowa radykalnej lewicy polskiej 1917‒1921”. Polscy towarzysze, aby powołać Polską Republikę Rad nad Wisłą, przystali na przysłowiowy pakt z diabłem (z przywódcą bolszewików Włodzimierzem Leninem) i rzucili do walki przeciwko swej ojczyźnie Polaków, ramię w ramię z żołnierzami Armii Czerwonej.

Polscy komuniści mogliby tylko marzyć o rewolucji w Polsce, gdyby nie jedno wydarzenie, które diametralnie zmieniło sytuację. Dokładnie sto lat temu, w nocy z 6 na 7 listopada 1917 r., bolszewicy wspomagani m.in. przez polskich towarzyszy dokonali zbrojnego przewrotu i objęli rządy w Rosji. Rewolucja październikowa zmieniła losy ojczyzny Dostojewskiego, Puszkina i Tołstoja oraz całego świata. Bolszewicy pod przewodnictwem Włodzimierza Lenina rozpoczęli budowę pierwszego socjalistycznego państwa na świecie. Ich ambicje nie kończyły się na Rosji, ale sięgały aż po krańce globu. Marzyli o eksporcie rewolucji najpierw do Europy, a następnie na cały świat. Cele strategiczne bolszewików jasno wyartykułował wódz rewolucji Lenin: Berlin jest kluczem Europy. Kto posiada Berlin, ten posiada Europę. Kto posiada Europę, ten posiada świat. Swoją zbrodniczą politykę motywowali szlachetnymi pobudkami. Chcieli zbudować nowy, „lepszy” świat ‒ bez granic, wyzysku, narodowego ucisku i wojen. To utopijne marzenie przyczyniło się, niejako przy okazji, do śmierci milionów ludzi w Rosji i w innych państwach, gdzie za pomocą bagnetów przeszczepiano bolszewicki eksperyment społeczny. W budowie zrębów pierwszej Rosyjskiej Republiki Rad w latach 1917‒1921 brali udział nie tylko Rosjanie, ale również: Żydzi, Ukraińcy, Białorusini, Estończycy i przedstawiciele innych narodów zamieszkujących imperium Romanowów. Nie zabrakło w tym gronie również Polaków.

Włodzimierz Iljicz Lenin (Uljanow), przywódca rosyjskich bolszewików

Zdumiewa skala zaangażowania Polaków w budowę najbardziej zbrodniczego i niszczycielskiego systemu politycznego. Według szacunków w Rosji Radzieckiej przebywało w 1921 r. od 15 do 18 tys. polskich komunistów. Liczba ta w zestawieniu z ogółem ludności polskiej w Kraju Rad daje sporo do myślenia. Polscy komuniści stanowili 1 procent zamieszkałych tam Polaków, tymczasem odsetek wszystkich komunistów wśród ogółu ludności państwa radzieckiego wynosił tylko 0,29 procent. Pod względem liczebności grupa polskich komunistów plasowała się na czwartym miejscu po Rosjanach, Ukraińcach i Żydach. Polacy byli czternastą co do liczebności mniejszością w Rosji, ale już siódmą nacją pod względem liczby członków partii bolszewickiej (w 1917 r. liczyła 200 tys. ludzi). W 1922 r. w składzie partii bolszewickiej odnotowano ponad 5,5 tys. Polaków, a w tym czasie liczba członków KPRP w kraju wynosiła niewiele ponad 5 tys. Jak zauważa Nikołaj Iwanow w książce „Zapomniane ludobójstwo. Polacy w państwie Stalina”: Na początku lat dwudziestych Polaków komunistów uczestniczących w utrwalaniu ustroju komunistycznego w Związku Radzieckim było co najmniej dwa razy więcej niż Polaków – członków KPP walczących o obalenie rządów II RP.

Polscy komuniści na wiele lat przed rewolucją październikową w 1917 r. ściśle współpracowali z bolszewikami i po objęciu przez nich władzy zajęli eksponowane stanowiska w centralnych instytucjach nowego reżimu. To nagroda za ich wierność. W ten sposób wzięli bezpośredni udział i odpowiedzialność za budowę państwa bolszewickiego oraz jego zbrodnie.

Temat polskiego wkładu w budowę państwa radzieckiego nie cieszy się dzisiaj większym zainteresowaniem historyków. Może dlatego że dotyka on bardzo niewygodnego zagadnienia – zaangażowania Polaków w budowę najbardziej zbrodniczego systemu w historii u boku Lenina. Wielu Polaków przebywając w Rosji, uległo czarowi rosyjskiego bolszewizmu. Widział to na własne oczy działacz Polskiej Partii Socjalistycznej Bronisław Siwik: On idzie [polski robotnik], bo uważa […] bolszewizm za klasowy, za własny, za swój. Zapomina on dziś o programie własnym, o sprawie narodowej, idzie za bolszewizmem wbrew nakazom partyjnym i pomimo tych nakazów wizja władzy, wizja panowania, wizja dyktatury proletariatu upaja go i głuchy jest na wszelkie rozumowania, na wszelkie przestrogi. Jest w tym pewien urok, lecz i niebezpieczeństwo poważne. Efekt tej fascynacji był taki, że Polacy jako pionierzy rewolucji ‒ wspólnicy Lenina, Stalina i Trockiego ‒ dołączyli do grona największych ludobójców w historii. Ich historia nie może być dla nas powodem do dumy, lecz powodem do wstydu. A o tym nikt z nas nie lubi rozmawiać.

Fakt ten nie jest jednak powodem do samobiczowania się. Polscy komuniści tworzyli egzotyczną i marginalną grupę fanatyków, choć trzeba przyznać, że bardzo krzykliwą oraz rzucającą się w oczy. Dla większości polskiego społeczeństwa reprezentowali interesy obcego państwa. Wspominany wcześniej Konrad Zieliński stwierdza bez ogródek: Stosunek komunistów-Polaków do kraju był paranoidalny ‒ niezależnie od pobudek, działania i słowa wielu z nich nosiły znamiona zdrady narodowej. Idee, jakie głosili, zbywano co najwyżej wzruszeniem ramion lub ironiczną uwagą pod nosem. Ścisłe powiązanie z rosyjskimi bolszewikami alienowało działaczy komunistycznych z polskiego społeczeństwa, pomimo że wychowali się i wyrośli w polskiej kulturze. Ich wielka gorliwość, której nie powstydziliby się średniowieczni inkwizytorzy w tropieniu herezji, doprowadziła całe środowisko do błyskotliwych karier w państwie radzieckim, a później do niespotykanej w dziejach tragedii – wymordowania wielu polskich towarzyszy na rozkaz Józefa Stalina, z którym przez lata współpracowali. Zresztą bolszewicy nigdy do końca nie ufali polskim komunistom. Uważali ich za element niepewny, który przy pierwszej lepszej okazji ich zdradzi. Sytuacja polskich towarzyszy była więc nie do pozazdroszczenia – z jednej strony polskie społeczeństwo jawnie oskarżało ich o agenturalność, a z drugiej bolszewiccy towarzysze – choć nie komunikowali tego oficjalnie – nie ufali im w pełni. Prowadzili zatem bardzo niebezpieczną grę ‒ manewrowali między młotem a kowadłem (sierpem?) zdarzeń. Pomimo wielu ostrzeżeń, jasnych komunikatów obnażających prawdziwe intencje bolszewików polscy komuniści poszli do końca za swoimi mocodawcami niczym stado baranów na rzeź.

Faktów opisanych w tej książce przez wiele lat strzegły klauzule „ściśle tajne”. Komunistyczni, często „resortowi”, historycy opisywali te wydarzenia, pomijając niewygodne wątki lub interpretując je zgodnie z wytycznymi partii komunistycznej. Wiele spraw z burzliwego życia polskich komunistów już na zawsze pozostanie tajemnicą, którą zabrali do grobu. Wiele z nich kryją jeszcze archiwa tajnych służb na moskiewskiej Łubiance, w szczególności zaangażowania środowiska polskich komunistów w działania wywiadowcze przeciwko niepodległej Polsce. Odtajnienie tych akt mogłoby obalić utrwalone poglądy o początkach II Rzeczypospolitej.

Czytelniku ‒ książka, którą trzymasz w ręku, po raz pierwszy w popularny sposób przedstawia burzliwe losy polskich komunistów, którzy u boku Lenina i bolszewików chcieli zniszczyć niepodległą Polskę i ustanowić Polską Republikę Rad. To historia nienawiści, hipokryzji, kłamstw, kłótni, intryg, finansowych przekrętów, skrytobójczych morderstw oraz masowych zbrodni. Ukazuje smutne losy pokolenia wyrzuconego na śmietnik historii, które w dużej częśći zakończyło ziemską wędrówkę z kulą w głowie, pochowane w bezimiennych masowych grobach. Odsłania sensacyjne kulisy życia tych ludzi oraz odpowiada na pytanie: dlaczego dopuścili się narodowej zdrady?

Triumwirat

Okręt przycumował do brzegu. Z manatkami, z dziećmi kolejno wychodzili emigranci. Szum i zgiełk na przystani. Nikogo nie mogę zauważyć, nic nie mogę usłyszeć. Wreszcie ujrzałem Iljicza, rzuciłem się do niego. Ze wzruszenia brakło słów... Trzynastego kwietnia 1917 r. na redzie małego portu Trelleborg w Szwecji spotkali się po kilku latach rozłąki szef ze swoim podwładnym – Włodzimierz Iljicz Lenin z Jakubem Haneckim. Razem z wodzem bolszewików przybyły 32 osoby. Kilka dni wcześniej, 9 kwietnia, rozpoczęli swoją podróż ze Szwajcarii w zaplombowanym, eksterytorialnym pociągu. Helena Usijewicz, córka nestora polskich komunistów Feliksa Kona, tak wspominała tę jedyną w swoim rodzaju podróż: Jechaliśmy na zasadach pełnej eksterytorialności. Uważano nasz wagon jakby za kawałek szwajcarskiego terytorium. O ile sobie przypominam, nie było w wagonie nawet personelu obsługującego, nawet konduktora. Odbyli w nim bezpiecznie podróż przez Niemcy, a następnie przesiedli się na statek do Szwecji. Po drugiej stronie Bałtyku oczekiwał na nich z niecierpliwością Hanecki. Miał dla nich bilety kolejowe na dalszą podróż do stolicy Szwecji, które kupiła jego żona. Po krótkim przywitaniu w porcie wszyscy udali się w stronę dworca kolejowego. Hanecki zadzwonił do znajomego szwedzkiego towarzysza z prośbą o przygotowanie obiadu dla emigrantów. Po obiedzie w restauracji przy dworcu wsiedli do nocnego pociągu. Nazajutrz, 14 kwietnia, w Sztokholmie czekał na nich już Polak, Wacław Worowski. Lenin nakazał zorganizować zagraniczne przedstawicielstwo partii bolszewickiej w Sztokholmie. Stanął na jego czele triumwirat: Hanecki, Worowski i polski Żyd Karol Radek. Siedzibę przedstawicielstwa ulokowali przy Kaptensgatan, tuż za imperialnym poselstwem rosyjskim przy Strandvägen. Wieczorem grupa towarzyszy udała się w dalszą drogę przez Finlandię do stolicy Rosji. Szesnastego kwietnia na Dworcu Finlandzkim hucznie przywitali swego przywódcę bolszewicy z Piotrogrodu. Przed gmachem komitetu partii bolszewickiej Lenina witała delegacja polskich socjaldemokratów. Sztandar piotrogrodzkiej grupy Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy (SDKPiL) stał razem z innymi stołecznymi organizacjami bolszewickimi. Wyreżyserowane przywitanie organizował nie kto inny jak Hanecki.

Wacław Worowski, rosyjski rewolucjonista polskiego pochodzenia, członek Komitetu Zagranicznego SDPRR w Sztokholmie

Karol Radek, działacz komunistyczny, w 1917 r. łącznik pomiędzy Leninem a niemieckim Sztabem Generalnym

Jednym z organizatorów podróży Lenina ze Szwajcarii przez Niemcy do Rosji był właśnie Hanecki. Mieszkał wtedy na stałe w Sztokholmie. Wybitny działacz polskiej i rosyjskiej socjaldemokracji, wieloletni członek kierownictwa SDKPiL-u, Lenina znał od 1903 r. W 1917 r. zabezpieczał interesy wodza bolszewików w Szwecji. Brał udział w wielu ściśle tajnych przedsięwzięciach bolszewików. Od 1915 r. był partnerem biznesowym współpracownika wywiadu niemieckiego Aleksandra Helphanda, znanego szerzej jako Parvus, który pod przykrywką firmy importowej prowadził działalność wywiadowczą. W 1917 r. Hanecki był również wspólnikiem Olafa Aschberga, szwedzkiego bankiera pochodzącego z rodziny rosyjskich Żydów, założyciela Nya Banken (Nowy Bank).

Z kolei Worowski pochodził z polskiej rodziny szlacheckiej osiadłej w Moskwie. Jego dziadek był powstańcem styczniowym. Patriotyczne wychowanie szybko pchnęło go do sprzeciwu wobec caratu. Protest z biegiem czasu doprowadził go do środowiska inteligencji rewolucyjnej. Od 1894 r. członek rosyjskiej partii socjaldemokratycznej. Wkrótce za nielegalną działalność zesłany na Syberię. Po powrocie emigrant w Zurychu. Jeden z najbardziej wpływowych Polaków w partii bolszewickiej. Inżynier z wykształcenia, w 1917 r. pracował w sztokholmskiej firmie Lux. Oprócz polityki nęciły go pisarstwo, literatura i sztuka. Wybitny publicysta, krytyk literacki i teatralny, teoretyk sztuki. Poliglota znający sześć języków. Napisał ponad 500 artykułów, 10 książek i broszur. Popularyzował polską literaturę w Rosji. Pisał artykuły o Zygmuncie Krasińskim, Bolesławie Prusie, Ignacym Kraszewskim i Stanisławie Przybyszewskim.

Trzeci z nich, Karol Radek vel Sobelsohn, pochodził z Tarnowa. Syn urzędnika pocztowego i nauczycielki. Swoją działalność polityczną zaczął od organizacji młodzieży socjalistycznej „Promieniści”, z której rekrutowało się wielu działaczy piłsudczykowskich. Później trafił do Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej, konkretnie do redakcji „Naprzodu”. Przybrał pseudonim „Radek” od nazwiska głównego bohatera powieści Stefana Żeromskiego „Syzyfowe prace”. Od 1904 r. w SDKPiL-u. Działacz socjaldemokracji polskiej, niemieckiej i holenderskiej. Wielka osobistość, wybitny publicysta, nazywany najgenialniejszym agitatorem wszechczasów. Poliglota - znał kilkanaście języków. Wybitny znawca literatury, w tym polskiej. Sam mawiał, że stał się Polakiem od momentu samodzielnej lektury pierwszych książek. Obojętny w kwestiach moralnych. Jan Alfred Reguła (Josek Mitzenmacher, działacz Komunistycznej Partii Polski, który w latach 30. przeszedł na stronę polskiej policji) w demaskatorskiej pracy „Historia KPP w świetle faktów i dokumentów” wspominał, że Radek to: bezsumienny, chciwy karierowicz; w SDKPiL nazywano go po prostu „Kradek”. Oskarżany kilkukrotnie o kradzieże i malwersacje finansowe w partii. Bronił go Lenin, którego poznał jeszcze przed wojną. Zbliżył się do niego na emigracji w Zurychu. Był w grupie 32 osób, które Hanecki witał na redzie portu Trelleborg. Z polskich komunistów jechali z Leninem Mieczysław Broński, Aleksander Granas i córka Feliksa Kona – Helena Usijewicz.

Czym zajmowało się przedstawicielstwo i dlaczego ulokowano je w Szwecji? Oficjalnie miano się zająć utrzymywaniem kontaktu z zachodnimi sympatykami Lenina. Przykrywką była gazeta „Korespondenz Prawda”, popularyzująca wygładzony bolszewizm specjalnie z myślą o zwolennikach rewolucji na Zachodzie Europy. Zgodę na założenie pisma uzyskał Worowski od szwedzkich władz. Faktycznie jednak triumwirat miał przeprowadzić strategiczne zadanie, najbardziej tajną akcję bolszewików – transferować niemieckie pieniądze na sfinansowanie rewolucji w Rosji. Za centrum tej akcji obrano Sztokholm, ponieważ Lenin chciał uniknąć skojarzeń z Niemcami. Przejazd przez Rzeszę specjalnym pociągiem odbierano jednoznacznie – bolszewicy współpracują z Niemcami. Szwecja była również stolicą „północnego podziemia”, wykorzystywaną przez rosyjskich rewolucjonistów od lat 60. XIX w. Szlaki zatem zostały przetarte. Wkrótce przez przedstawicielstwo w Kopenhadze popłynęły niemieckie pieniądze, które sfinansowały rewolucję październikową w Rosji. Lenin starał się trzymać od tego tematu jak najdalej. Do brudnej roboty wyznaczył ludzi, których znał od wielu lat i którym musiał ufać.

Możemy się jedynie domyślać, jakim kluczem kierował się Lenin przy wyborze Haneckiego, Worowskiego i Radka do tego arcyważnego zadania. Ale jest jedna wspólna rzecz, która łączyła tych panów i zmusza do głębszej refleksji. Wszyscy z nich byli działaczami SDKPiL-u ‒ polskimi komunistami. Hanecki miał niemieckie pochodzenie, a Radek żydowskie, lecz wychowywali się w polskiej kulturze, natomiast Worowski był Polakiem. Rola, jaka im przypadła, była ogromna. Uczestniczyli w najpilniej strzeżonej akcji, bez której rewolucja w Rosji nie miałaby szans powodzenia. Na czoło tej akcji wybijał się Hanecki. Dlaczego Lenin wybrał właśnie jego? Spróbujmy odpowiedzieć na to pytanie i cofnijmy się kilka lat wstecz.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.