Zatoczka moralności - Elżbieta Skwara - ebook

Zatoczka moralności ebook

Elżbieta Skwara

0,0

Opis

Zatoczka moralności” to współczesna powieść dla kobiet z nutką tajemniczości, o życiu, miłości i Hiszpanii. Bohaterką jest Zuzanna — pisarka. Zawiedziona swoim życiem, żyjąca w ciągłym stresie. postanawia zmienić je. Podejmuje decyzję o wyjeździe, gdzie odnajdzie siebie i w końcu napisze zaczętą już książkę w otoczeniu, o którym zawsze marzyła. Jednak życie napisało dla Zuzanny nowy, inny scenariusz od zamierzonego. To wymyślona historia, lecz mogłaby się przydarzyć każdej z nas.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 568

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Elżbieta Skwara

Zatoczka moralności

Dziennik Zuzanny Hiszpania 2019

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych jest całkowicie przypadkowe.

Miejsca, zabytki i opisy zawarte w powieści są prawdziwe, oparte na wspomnieniach autorki z pobytu w Andaluzji i zapisanych w pamięci słowach przewodników. Natomiast niektóre daty czy historie powstania zabytków i muzeów autorka zaczerpnęła z Wikipedii.

Zdjęcie na okładceZbigniew Skwara

Zdjęcie autorkiPhoto Fun, Gliwice

KorektaRenata Szynszecka

Projektant okładkiElżbieta Skwara

© Elżbieta Skwara, 2021

© Elżbieta Skwara, projekt okładki, 2021

„Zatoczka moralności” to współczesna powieść dla kobiet z nutką tajemniczości, o życiu, miłości i Hiszpanii. Bohaterką jest Zuzanna — pisarka. Zawiedziona swoim życiem, żyjąca w ciągłym stresie. postanawia zmienić je. Podejmuje decyzję o wyjeździe, gdzie odnajdzie siebie i w końcu napisze zaczętą już książkę w otoczeniu, o którym zawsze marzyła. Jednak życie napisało dla Zuzanny nowy, inny scenariusz od zamierzonego. To wymyślona historia, lecz mogłaby się przydarzyć każdej z nas.

ISBN 978-83-8245-408-6

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Czy wiecie, że w życiu zdarzają się cuda?

Ja wiem. Cudem jest spotkanie Zuzanny i Jasnego Duszka. Ten pojawia się i przenika myśli. Stworzony z wyobraźni, Jasny Duszek, otacza Zuzannę miłością i wdzięcznością.

Nie jest zauważany przez innych. Oni nie słyszą jego głosu i jego podpowiedzi. Widzi i słyszy je tylko Zuzanna. A on jest w każdym z nas, jest obok nas. Jest w naszych myślach.

To Jasny Duszek daje nam siłę i równoważy emocje. Wciela się w materię nieosiągalnego duszka, który ledwie da o sobie znać, pokaże się na chwilę i już go nie ma. Zostawia tęsknotę i przemyślenia.

Nagle rozpływa się i znika, nie zostawiając po sobie nawet cienia na fali spokojnego morza. Sztuką jest znaleźć miejsce i czas, kiedy pojawi się Jasny Duszek. Znaleźć tę chwilę i odkryć okno przenikania się równoległych światów. Zuzanna doświadczyła tego cudu, znalazła tę chwilę i odkryła okno przejścia.

Elżbieta Skwara

Zatoczka moralności.

Dziennik Zuzanny

— powieść z nutką tajemniczości, o życiu, miłości i Hiszpanii.

Dedykuję ją kobietom.

Wstęp

Marzenia? Czy macie marzenia? Ja mam. Moim marzeniem jest być szczęśliwą kobietą, kochać i ukończyć powieść. Ale czy jestem w pełni szczęśliwa? Chyba nie. Nie wiem.

Marzenia to moje pragnienia związane z tym, czego nie mam, a chciałabym mieć. Chciałabym odnaleźć siebie. Zagubiłam się, zapomniałam być sobą.

Moim celem jest napisanie książki i życie wśród miejsc ukochanych, tam gdzie będę czuła się cudownie sama ze sobą. To tam nauczę się być szczęśliwą.

Wszyscy mamy marzenia, ale nie wszyscy dążą do ich spełnienia. Nie mają odwagi, żyją w swojej strefie komfortu i nie zastanawiają się nad tym, że życie nie polega na stagnacji. Życie to żyć pełną piersią, życie to zmieniać je i dążyć do doskonałości. Postanowiłam spełniać swoje marzenia. Nie chcę godzić się na marazm, niezadowolenie z siebie, życie pod dyktando innych. Chcę nauczyć się być sobą. Oczekuję czegoś więcej od życia.

Chcę się realizować, bo życie mamy tylko jedno. Nie chcę go marnować i żyć tylko z dnia na dzień, narzekając.

Chcę wolności, chcę robić w końcu to, co sprawia mi radość. Chcę na wyciągnięcie ręki, tak blisko, mieć ukochane morze, żółty piasek i słońce prawie przez cały rok. Chcę być wolna w słowach, myślach i czynach. Chcę być szczęśliwa w każdej chwili i każdego dnia.

Zuzanna

„Życie każdego człowieka jest dziennikiem, w którym chciałoby się napisać jedną historię, a pisze się inną”

— James Matthew Barrie

Rozdział IPodjęłam decyzję: wyjeżdżam. Moim celem jest Hiszpania

Początek marca 2019 roku

Zawsze myślałam, że to takie łatwe zostawić wszystko za sobą. Zostawić dotychczasowe życie, uciec gdzieś daleko, uciec na koniec świata. Nie dlatego, że mam dość. Po prostu, żeby pobyć w samotności, przemyśleć swoje życie i odnaleźć siebie. Ale to nie jest takie łatwe i proste.

Napisałam kilka książek, ale chciałabym, żeby ta, którą zaczęłam pisać, powstała w miejscu bardzo mi bliskim, nad morzem. Morze jest dla mnie uniesieniem, odnowieniem i wyciszeniem.

Kilka lat temu, będąc w Hiszpanii, a konkretnie w Maladze, poczułam taki dziwny impuls, poczułam szczęście. To było dziwne uczucie, takie, jakby ktoś mi szeptał do ucha: „To jest twoje miejsce, to tu znajdziesz szczęście”. To było nierealne, ale to właśnie wtedy, spacerując brzegiem morza, poczułam, że chcę tu żyć. To jest moje miejsce na ziemi.

***

Pisanie kolejnej książki szło mi niemrawo. Ciągle coś się działo, nie miałam w sobie wewnętrznego spokoju. Wiktor zarzucał mi, że go zaniedbuję, wychodził z domu, a ja się zamartwiałam. Nie mogłam się skupić na tym, o czym piszę. Wydawca dzwonił, naciskał, pytał o termin ukończenia książki.

Nie wiedziałam, co mam zrobić ze sobą, byłam rozdrażniona i za wszystkie niepowodzenia winiłam siebie. Czym bardziej wydawca naciskał, tym bardziej czułam się osaczona. Nawet przychodziły mi do głowy myśli o zerwaniu umowy.

Termin umowy został dokładnie określony na koniec września. Teraz mamy już marzec, a moja książka ma dopiero kilka rozdziałów.

Ostatni czas był dla mnie zagubieniem. Znalazłam się w trudnej sytuacji i właśnie ten głos sprzed wielu lat podszepnął mi taką myśl.

Postanowiłam, że wyjadę tam, gdzie poczułam szczęście i radość z życia. Wiedziałam, że właśnie tam wszystko się odmieni.

Książka, którą piszę, jest dla mnie bardzo ważna. Potrzebuję materiałów do jej powstania, potrzebuję dużo czasu i wolności, a nie myślenia o przyziemnych sprawach.

To ma być powieść historyczna, oparta na faktach, lecz niektóre postacie i sytuacje będą miały charakter fikcyjny. Świadomie wprowadziłam wątek fikcyjny ze względu na tajemniczość i ciekawość fabuły, oraz — co tu dużo ukrywać — tym samym przyciągnięcie czytelnika.

Mentalnie długo przygotowywałam się do wyjazdu. Wiedziałam, że czekały mnie trudne rozmowy z bliskimi. Chciałam wyjechać przynajmniej na kilka miesięcy.

Po wielu dniach wahań i analiz za i przeciw, podjęłam ostateczną decyzję. Wyjeżdżam do Hiszpanii. Nikt i nic mnie nie powstrzyma.

— Zuza, czy ty uciekasz ode mnie? — To były pierwsze słowa Wiktora, kiedy obwieściłam mu swoje tajemnice i marzenia. — Jesteś o zdrowych zmysłach? — dodał mój mąż.

— Ależ skąd, jestem normalna, po prostu wyjeżdżam tylko na kilka miesięcy. Przecież nie zostawiam cię, będziemy cały czas w kontakcie. Wiesz, że świat jest mały i w każdej chwili możesz do mnie przyjechać. Poza tym uważam, że tobie i mnie przyda się rozłąka. Znowu zatęsknimy za sobą, jak za dawnych lat — przekonywałam.

— Nie lubię, jak jesteś daleko ode mnie, ale rozumiem. Jeśli ci to pomoże i napiszesz w końcu tę książkę, to przecież cię nie zatrzymam. Jak tak chcesz, tak zadecydowałaś, to jedź.

Rozmowy między nami trwały jeszcze długo, ale ja już postanowiłam i podjęłam ostateczną decyzję. Nikt i nic mnie nie odwiedzie od celu, jaki sobie postawiłam.

Kupiłam bilet do Malagi. Uznałam, że tam chcę jechać. Pamiętam słoneczną Hiszpanię. Jestem tym krajem, szczególnie Andaluzją, zauroczona. Nigdy nie czułam się tak dobrze jak wtedy. To były cudowne i niezapomniane, wakacyjne dni.

Zapakowałam tylko niezbędne ubrania, wzięłam paszport i wymieniłam złotówki na euro. Najważniejszy był laptop z tekstem powieści i telefon. Uznałam, że jak będę czegoś potrzebowała, to sobie kupię.

Bilet zarezerwowałam na szesnastego marca. Wiktor w końcu zrezygnował z przekonywania mnie, że ten mój wyjazd to zły pomysł. Wiedział, że zatrzymanie mnie na siłę, nic nie da.

Została mi jeszcze jedna ważna rozmowa. Rozmowa z moimi dziećmi. Musiałam im powiedzieć o podjętej przeze mnie decyzji. Byłam ciekawa, jaka będzie ich reakcja.

Zaprosiłam Natalię i Kamila na obiad. Byli zaskoczeni. Tak naprawdę to byłam bardziej zestresowana rozmową z nimi niż z Wiktorem. Nie wiedziałam, jak mam im o moim wyjeździe powiedzieć.

— Moje kochane dzieci, muszę wam powiedzieć o decyzji, jaką podjęłam. Zaprosiłam was dzisiaj po to, żeby poinformować was o moim wyjeździe. Natalko, Kamilku, wyjeżdżam do Malagi na trzy, cztery miesiące, no może na pół roku.

— Mamo, sama wyjeżdżasz — zapytała Natalia — czy razem z tatą?

— Wyjeżdżam sama, córeczko.

— A co na to tata? — zapytali jednogłośnie.

— Cóż, po wielu rozmowach zgodził się. Kochani, piszę książkę i chcę mieć spokój, a poza tym chcę pobyć sama ze sobą. Co wy na to? — zapytałam z niepokojem.

— Jedź, mamo, będziemy w kontakcie. Dobrze ci to zrobi, odpoczniesz, nic cię nie będzie rozpraszać, wyciszysz się. Widzę, jaka jesteś zestresowana — powiedziała Natalia.

— Dziękuję, wiedziałam, że tak będzie, że wy mnie zrozumiecie, bo tato trochę się buntował. Myślę, że jest niezadowolony, ale odwiedzajcie go i dzwońcie. — Spojrzałam na Wiktora, ale on nie odzywał się, tylko słuchał, o czym mówię.

Moje kochane dzieci. Zawsze mogę na nie liczyć, chcą tylko mojego dobra, szczególnie Kamil — chłopiec bardzo wrażliwy. Jestem z nim bardzo blisko. To taki synuś mamusi. Przystojny chłopiec, z wykształcenia informatyk. Jest na ostatnim roku studiów. Mieszka z dziewczyną, ma swoje piękne mieszkanie i zawsze o mnie pamięta. Dzwoni i często nas odwiedza. Wspaniały i kochający syn.

Natomiast Natalia — buntowniczka, mądra i piękna kobieta, z wykształcenia biolog. Zawsze uwielbiała biologię, kocha zwierzęta, jest pełną energii kobietą i również wspaniałą córką. Jestem dumna z moich dzieci. Natalia również ma swoje mieszkanie. Pięknie je urządziła, ale panuje w nim ciągle nieład, co spędza mi sen z powiek.

Dzieci dały mi pozwolenie, Wiktor z ciężkim sercem, ale nie miał innego wyjścia. A ja byłam zdeterminowana.

Te kilka dni do wyjazdu minęły bardzo szybko. Wreszcie nadszedł ten dzień. Jutro dzień wyjazdu.

16 marca 2019 roku, sobota

— Odwieziesz mnie na lotnisko? — zapytałam Wiktora rankiem tego dnia.

— Oczywiście, że tak. Muszę przyznać, że niepokoję się o ciebie. Gdzie będziesz mieszkała, czy o tym myślałaś? Jesteś nieobliczalna, jechać w ciemno do innego kraju, gdzie nikogo nie znasz… — jeszcze próbował mnie zniechęcić.

— Przestań mnie straszyć, dam sobie radę, mam pieniądze i telefon. Nie jadę na koniec świata ani na jakieś odludzie. Znam język angielski. Nic więcej nie potrzebuję.

Wzięłam walizkę i podręczną torbę, wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy na lotnisko.

Pożegnałam się z Wiktorem i przeszłam do kontroli.

Z daleka pomachałam Wiktorowi i zostałam sama. Nie czekałam długo, napiłam się tylko kawy, zjadłam croissanta i już wsiadałam do samolotu.

Będąc już na pokładzie, cały czas rozmyślałam. Dopiero wtedy dopadły mnie wątpliwości. Co ja robię, jak się odnajdę w innym kraju, znając tylko język angielski, a nie hiszpański? Pomyślałam, że jakoś się dogadam. Zawsze targają mną rozterki przy podejmowaniu jakichkolwiek decyzji. Lecz, muszę przyznać, że jestem ryzykantką.

Lot minął szybko, nikt na nikogo nie zwracał uwagi.

Po wyjściu z samolotu chwilę czekałam na bagaż i wyruszyłam w stronę wyjścia z lotniska.

Lotnisko w Maladze to największe lotnisko w Hiszpanii. Bardzo przyjazne i dobrze oznakowane, a przy tym piękne, z niezliczonymi sklepami, kawiarenkami i restauracjami. Z walizką i podręczną torbą w ręku udałam się na przystanek autobusowy. Znalazłam go bez problemu. Wsiadłam do autobusu, wcześniej pytając się pani, która również wychodziła z lotniska, który autobus jedzie do centrum Malagi.

Z lotniska do centrum Malagi było osiem kilometrów. Jechaliśmy około dwadzieścia pięć minut. Za bilet zapłaciłam trzy euro. Wysiadłam przy porcie. Poznałam to miejsce i z daleka poznałam również biuro turystyczne. Znałam to biuro, ponieważ poprzednim razem, kiedy tu byłam, pytałam w nim o drogę. Wtedy pytałam, jak dojść do kolejki, a dzisiaj chodziło mi o wynajęcie pokoju lub domku.

Zmęczona, głodna i przepocona dotarłam do biura. Było ciepło, a ja miałam na sobie zimowe ciuchy i buty. Na szczęście zdjęłam czapkę i rozpięłam kurtkę. Weszłam do środka.

— Dzień dobry, szukam pokoju lub domku na wynajem, może być na peryferiach Malagi, ale blisko morza — powiedziałam jednym tchem po angielsku.

— Dzień dobry, proszę usiąść, zaraz coś znajdziemy dla pani — odparła młoda, czarnowłosa kobieta. Szukała, przeglądała jakieś dokumenty, gdzieś dzwoniła, a ja cierpliwie czekałam, rozglądając się.

— A na jak długo chce pani wynająć domek czy pokój? — zapytała.

— Tak wstępnie chciałabym na kilka miesięcy, może nawet na pół roku — dodałam. — Jestem pisarką, chciałabym jakieś spokojne miejsce, gdzie mogłabym pisać.

— Mam coś dla pani, mały domek nad morzem, ale zaznaczam, że nie jest ogrzewany. Proszę spojrzeć. — Pokazała mi zdjęcie.

Od razu spodobał mi się ten mały domek nad morzem.

— Jest taki, o jakim myślałam. Czy mogę wiedzieć, ile wynosi miesięczna opłata za wynajem tego domku?

— Miesięcznie to pięćset euro — powiedziała.

— Dziękuję, jestem zdecydowana. A jak daleko to jest od Malagi?

— Około piętnastu, dwudziestu kilometrów, lecz autobus jeździ do La Cala del Moral co piętnaście minut. Miasteczko tak właśnie się nazywa. Z dojazdem do Malagi nie ma żadnego problemu. Proszę klucze do domku, najdalej jutro pojawi się właścicielka i omówicie resztę szczegółów.

Spisałyśmy umowę, pani podała mi adres i oryginał umowy. Wzięłam klucze, bagaże i poszłam w stronę wyjścia.

— Do widzenia, dziękuję pani. — Byłam zadowolona, że tak sprawnie wszystko poszło.

— Do widzenia, do zobaczenia i życzę pani przyjemnego pobytu w Hiszpanii.

Byłam bardzo zmęczona i głodna, więc pomyślałam, że najpierw muszę coś zjeść, napić się kawy i zrobić zakupy, zanim pojadę do mojego domku.

Zatrzymałam taksówkę. Na szczęście pan mówił po angielsku, więc poprosiłam go o zawiezienie mnie najpierw do restauracji.

— Proszę pana, mam prośbę, czy mogę u pana zostawić walizkę? Przyjechałam z Polski, jestem głodna, zjem coś w restauracji, zrobię zakupy i pojedziemy pod ten adres. — Podałam mu kartkę z adresem.

Taksówkarz był trochę zdziwiony, ale zgodził się. Zaproponował mi market, powiedział, że tam jest restauracja, więc coś zjem i zrobię zakupy, a potem pojedziemy pod wskazany adres.

Wkrótce zaparkowaliśmy na parkingu marketu.

— Dziękuję, jest pan bardzo miły. Zapraszam na kawę, nie będzie pan tak siedział sam w taksówce, a to przecież potrwa — zaproponowałam. — Jestem Zuzanna — przedstawiłam się.

— A ja jestem Antonio. — Podał mi rękę i uśmiechnął się.

— Bardzo mi miło. — Odwzajemniłam uśmiech. — Antonio, zapraszam na kawę.

Antonio, młody człowiek, podobnie jak ja około czterdziestki, miał śniadą cerę i czarne włosy. Typowy Hiszpan. Bardzo przystojny i spokojny. Na pierwszy rzut oka było widać, że to porządny człowiek.

— Antonio, jeżeli można wiedzieć, czy masz rodzinę? — zapytałam, w międzyczasie zaspakajając głód i popijając kawę.

— Tak, mam żonę i troje dzieci: syna i dwie córki. Syn już jest dorosły, córka również, tylko najmłodsza jest z nami.

— Antonio, teraz pójdę na zakupy a ty, jeżeli chcesz, zamów sobie jeszcze jedną kawę albo wodę, oczywiście na moje konto.

— Dziękuję, Zuzanno. — Uśmiechnął się. Zostawiłam Antonia w restauracji i poszłam na zakupy.

Kupiłam najpotrzebniejsze produkty do jedzenia i pojechaliśmy do mojego wynajętego domku nad morzem.

Rzeczywiście od Malagi do mojej miejscowości, w której miałam mieszkać, czyli La Cala del Moral, było osiemnaście kilometrów. Podjechaliśmy pod domek, zapłaciłam i podziękowałam Antoniowi.

— Antonio, podasz mi swój numer telefonu, gdybym chciała jeszcze skorzystać z twoich usług?

— Ależ oczywiście, proszę. — Antonio dał mi swoją wizytówkę.

— Bardzo mi miło, wiesz, że nikogo tutaj nie znam — zaznaczyłam.

— Do widzenia, Zuzanno, miłego pobytu w Hiszpanii.

— Dziękuję, do widzenia, Antonio.

Antonio wsiadł do swojej taksówki i odjechał, a ja najpierw rozejrzałam się wokoło. Sprawdziłam numer domu. Tak, to był ten.

Stałam przed furtką, a kilka metrów dalej stał mały domek, wokół którego było dużo zieleni. Inne domy oddalone były od mojego domku o około dwieście metrów. Była cisza i spokój.

Otworzyłam furtkę i ruszyłam w stronę domku. Szłam ścieżką, rozglądając się z ciekawością. Szukałam morza, ale go nie zobaczyłam. Otworzyłam kluczem drzwi i weszłam do środka mojej przystani na kilka miesięcy.

Znalazłam się w przedsionku, otworzyłam następne drzwi i weszłam do obszernej kuchni, wyposażonej we wszystko, co potrzebne do zrobienia posiłków. Taka normalna kuchnia. Otworzyłam następne drzwi i znalazłam się w salonie z telewizorem, biurkiem i szafą. Było tradycyjnie, bardzo czysto i podobało mi się. Otworzyłam kolejne drzwi, tu była sypialnia z dużym łóżkiem. W łazience była wanna i prysznic w jednym. Bardzo praktyczne, czasami lubię poleżeć w wannie, jednak preferuję prysznic.

Chociaż byłam zmęczona, koniecznie chciałam zobaczyć morze, wyszłam więc na zewnątrz, za domek. Wtedy w oddali ukazał mi się przepiękny widok błękitu morza z małą plażą.

Wróciłam do domku (tak nazwałam ten dom: „domek”). Był mały, a wśród tej pięknej zieleni wyglądał jak z bajki.

Wzięłam prysznic i bez chwili zastanowienia położyłam się do łóżka. Zmęczenie dało o sobie znać. Natychmiast zasnęłam.

Kiedy się obudziłam i otworzyłam oczy, było ciemno. Początkowo nie wiedziałam, gdzie jestem. Jak oprzytomniałam na dobre, uświadomiłam sobie, że jestem sama w tym małym domku i że jestem w Hiszpanii.

Nawet nie zadzwoniłam do Wiktora, że jestem już na miejscu. Zapaliłam światło, zrobiło się jeszcze przytulniej. Wzięłam do ręki telefon, a tam było kilka nieodebranych połączeń i esemesy. Telefony były od Wiktora. Pomyślałam, że jednak martwi się o mnie, chociaż ostatnio panował między nami chłód. Jesteśmy razem od dwudziestu pięciu lat. To kawał czasu. Zaraz do niego oddzwoniłam.

— Halo, Wiktor, to ja.

— Zuza, nie odbierasz telefonu, denerwuję się — powiedział z wyrzutem.

— Niepotrzebnie się denerwujesz. Wynajęłam domek blisko plaży. Jak tylko się wprowadziłam, poczułam się bardzo zmęczona i zasnęłam. Nie martw się, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jest przed sezonem, więc na razie będę płaciła mniej. Za marzec zapłaciłam dwieście pięćdziesiąt euro, to za pół miesiąca. Tutaj jest ładnie, zielono i trochę na odludziu, ale właśnie o to mi chodziło. Jak się na dobre zadomowię, wyślę ci zdjęcia — opisałam mu pokrótce, jak tutaj było. — A ty jak sobie radzisz?

— Zuza, to dopiero parę godzin, radzę sobie, ale dzwoń do mnie i odbieraj telefon. No to cześć, do usłyszenia.

— Do usłyszenia.

Odłożyłam telefon i z energią zabrałam się do rozpakowywania walizki. Poukładałam swoje rzeczy w szafie. Jedzenie, które kupiłam, włożyłam do lodówki. Laptop i telefon położyłam na biurku.

Lubię porządek. Rozejrzałam się z zadowoleniem. Otworzyłam okna, poczułam chłodne, świeże i wiosenne powietrze. Była cudowna cisza, tylko z daleka wśród tej ciszy słyszałam lekki szum morza.

Przypuszczałam, że o tej porze roku jeszcze nie ma żadnych turystów w tej małej miejscowości.

Włożyłam sweter i wyszłam na zewnątrz. Było ciemno, cicho i wiał lekki wiatr od morza. Tego dnia nic już nie mogłam zobaczyć, więc wróciłam do domku. Zrobiłam sobie kolację i wypiłam gorącą herbatę.

W domku było chłodno, ogrzewania w nim nie było, więc gorąca herbata trochę mnie rozgrzała.

Jak spotkam się z właścicielką czy właścicielem w najbliższym czasie, to poproszę o jakiś elektryczny piecyk.

Otworzyłam laptopa i trochę pisałam. Napisałam też plan dnia: o której będę pracowała nad książką, że będę zwiedzała, pływała w morzu i spacerowała jego brzegiem.

Czułam się świetnie. Lubię być sama, wejrzeć w głąb siebie, zastanowić się nad sobą. Bardzo mi było tego potrzeba.

La Cala del Moral, w której jestem, to małe miasteczko rybackie i turystyczne, leżące niedaleko Malagi i położone nad samym morzem.

Włączyłam telewizor i postanowiłam, że będę oglądała filmy i wiadomości tylko w języku hiszpańskim. Tym sposobem będę słuchała, uczyła się i oswajała się z językiem. Pomyślałam, że nie będę się nudziła. Jeszcze chwilę się rozglądałam, poznawałam nowe miejsce i odkrywałam nieznane mi zakamarki domku.

Było już późno. Dochodziła godzina jedenasta wieczorem, więc powoli zbierałam się do spania.

Moja pierwsza noc tutaj. Przypomniałam sobie nasze, polskie powiedzenie, że to, co się przyśni w pierwszą noc w nowym miejscu, to się spełni. Zobaczymy.

17 marca 2019 roku, niedziela

Rankiem obudziło mnie słońce wlewające się przez okna. Wczoraj nie zaciągnęłam rolet i nie zasłoniłam okien. Nie zapamiętałam snu, chyba nic mi się nie śniło. A szkoda.

Otworzyłam szeroko okna, wdychając czyste i świeże powietrze. Zrobiłam kilka ćwiczeń, wzięłam prysznic i ubrałam się. Przygotowując śniadanie, czułam w sobie radość i ciekawość tego uroczego miejsca.

Tak jak postanowiłam, usiadłam do pisania mojej powieści. Pisałam, dopóki nie poczułam bólu w plecach. Krzesło przy biurku było niewygodne. Na pewno nie do długiej pracy przy komputerze.

Skończyłam na dzisiaj, więc zapisałam tekst i wyłączyłam komputer. Spojrzałam na zegarek, dochodziło południe. I tak dosyć długo wytrzymałam.

Wypiłam kawę i wyszłam przed domek. Wszystko pięknie się zieleniło. Jedne kwiatki już kwitły, inne za chwilę miały zakwitnąć. Nie to, co u nas. W Polsce jeszcze trwała zima, a tutaj była wiosna w pełni.

Ogród przy domku był trochę zaniedbany, ale pewnie właściciele mieli się nim zająć wkrótce. A może ja popracuję w nim, tak po prostu, dla odstresowania? Lubię prace ogrodnicze.

Zaczęłam dalej zwiedzać moje nowe otoczenie. Poszłam za domek, a z daleka oślepił mnie przecudny widok. Przede mną było prawdziwe morze. Morze, które kocham. Przyglądając się dokładniej, widziałam również małą plażę. Nic mi nie zasłaniało tych pięknych widoków.

To jest to, czego chciałam. Spokój, zieleń, morze i cisza. Musiałam tylko zrobić obiad i zjeść, a potem chciałam zwiedzić okolice, ale przede wszystkim pójść nad morze.

Zjadłam makaron z sosem, który smakował mi jak nigdy. Popiłam gorącą herbatą i powoli zaczęłam zbierać się do wyjścia.

Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Od razu pomyślałam, że to pewnie właściciele.

— Dzień dobry — powiedziałam, otwierając drzwi. Przede mną stała kobieta w moim wieku, a może nawet młodsza.

— Hola, jestem właścicielką domku. Czy rozumie pani po hiszpańsku? Jeżeli nie, to mówię, ale tylko trochę, po angielsku.

— To dobrze, bo rozumiem tylko po angielsku. Witam panią, proszę wejść do środka, Mam na imię Zuzanna, jestem z Polski, miło mi panią poznać — przedstawiłam się.

— A ja jestem Blanca, również bardzo mi miło.

— Blanco, napijesz się kawy?

— Tak, poproszę. — Przyglądała mi się wnikliwie.

Robiłam kawę i rozmawiałyśmy bardzo prostym językiem i przy pomocy rąk. Nauczyła się języka angielskiego również ze względu na przyjmowanie turystów, szczególnie anglojęzycznych. Blanca zapytała mnie, czy jestem zadowolona i jak długo zamierzam tu zostać. Czynsz za wynajem będzie pobierała sama. Po prostu przyjdzie do mnie pod koniec każdego miesiąca.

Blanca była miłą i ładną kobietą o czarnych oczach i czarnych włosach.

Rozmawiałyśmy. Opowiadała mi o tym domku, że ma go po dziadkach i darzy go sentymentem. Dodała, że jej dziadkowie już nie żyją. Mówiła, że będzie do mnie zaglądała. Zapytałam ją o piecyk, może elektryczny, gdyż wieczorem w domku jest chłodno. Obiecała, że przyniesie mi elektryczny piecyk, ale za prąd muszę zapłacić dodatkowo. Zgodziłam się.

— Zuzanno, muszę się zbierać, do zobaczenia i dziękuję za kawę. Mieszkam niedaleko, więc będziemy się widywać. Bardzo się cieszę, że to ty będziesz mieszkała w moim domku. Zaraz przyniosę piecyk. Jeśli cię nie będzie, zostawię go przed drzwiami.

— Bardzo się cieszę i dziękuję, Blanco. Do zobaczenia.

Blanca wyszła, a ja, tak jak zamierzałam, zaczęłam się zbierać do wyjścia nad morze. Pogoda była piękna, świeciło słońce, a niebo było błękitne. Nie wiem, jaka była temperatura powietrza, nigdzie nie zauważyłam termometru. Muszę zapisać w kalendarzu, żeby kupić termometr, ale czułam, że jest bardzo ciepło. Zamknęłam domek na klucz i poszłam w stronę morza. Zaledwie parę minut zajęło mi dojście na plażę.

Zdjęłam tenisówki i stałam tak z gołymi stopami, zanurzonymi w piasku. Stałam jak urzeczona, patrząc na spokojne morze o zmiennych kolorach szmaragdu. Nikogo wokół nie było, tylko ja, słońce, piasek, cisza i morze.

Usiadłam na piasku wpatrzona w dal i zamyśliłam się.

Nagle ujrzałam przed sobą chłopca. Może miał szesnaście lat, a może więcej. Stał przede mną, wpatrywał się we mnie i nic nie mówił.

Chłopiec miał jasne włosy, jasną cerę i zielone oczy. Nie wydawało mi się, że jest stąd. Wyglądał jak anioł, a co ciekawe, nic nie mówił, nie poruszał ustami, a ja jego słyszałam i rozumiałam. Skąd on się wziął tutaj tak nagle? Czy z morza? Nie zauważyłam, kiedy do mnie podszedł.

— Skąd jesteś i jak masz na imię? — zapytałam.

— Jestem z morza i nie mam imienia.

— Jak to z morza?

— Nie jestem z twojego świata.

— Nie rozumiem, o czym ty mówisz. Zabierzesz mnie, chociaż na chwilkę, do twojego świata? — zapytałam z niedowierzaniem.

— Nie mogę, nigdy nie słyszałem, żeby jakiś żywy człowiek wszedł do naszego świata.

Pomyślałam: „Co się dzieje? Czy ja śnię?”.

— A jaki jest ten twój świat?

— Mój świat jest dobry, pełen miłości. W moim świecie nie ma miejsca na zło. Nikt z twojego świata nas nie widzi i nie słyszy.

— To dlaczego ja widzę ciebie i rozmawiam z tobą?

— Mój świat jest równoległym światem do waszego. My was widzimy i słyszymy, a wy nas nie. Jestem twój, jestem przy tobie na zawsze. Zasłużyłaś na to, żeby mnie widzieć. Jesteś dobra i przywołałaś mnie. Każdy człowiek z waszego świata ma swojego duszka w naszym świecie.

— No nie przesadzaj, mój Jasny Duszku, z tą moją dobrocią. Czy mogę cię zobaczyć w domku, w którym mieszkam?

— Nie, tylko tutaj jest czysta energia, której nic nie zakłóca. Woda to jest twój żywioł. Tylko tutaj jest okno przejścia. Tylko tutaj możesz mnie zobaczyć. Jestem przy tobie, pomagam ci, a ty tego nie widzisz. Każdy z was ma swojego anioła stróża, ale nie każdy o tym wie i nie każdy go spotka. Ty jesteś wyjątkiem — odpowiedział na moje pytanie Jasny Duszek. Jasny Duszek, bo tak nazwałam mojego anioła stróża.

Nagle tak jak się pojawił, tak zniknął. Wstałam, biegałam po plaży w tę i z powrotem. Wołałam go, ale była tylko cisza i spokój. Fale i piasek przyjemnie otulały moje stopy. Spojrzałam na zegarek, spędziłam na plaży cztery godziny. To zadziwiające, a zdawało mi się, że to była tylko chwila.

Zaczęłam się zastanawiać, co to było, a to było takie realistyczne. Mogłam go dotknąć, a zarazem nie mogłam się ruszyć z miejsca. Siedziałam na piasku jak zahipnotyzowana. „Kto to był?”, pytałam samą siebie.

Kiedyś, właśnie mi się przypomniało, moja mama mówiła mi, że jej siostra straciła dziecko. Widziałam zdjęcia i wydawało mi się, że ten chłopczyk miał takie same oczy i włosy. Niesamowite, nie wiem, co mam o tym myśleć. Czułam, że jest mi bliski. Nie chciałam, żeby odszedł, a właściwie rozpłynął się na moich oczach.

Cały wieczór miałam przed oczami tego chłopca. W końcu postanowiłam, że już nie będę się zastanawiała nad tym, co mi się przytrafiło.

Otworzyłam laptopa, odpowiedziałam na maile. Pisały do mnie moje dzieci. Pytały, jak jest tutaj, czy się już zadomowiłam i jak się czuję.

Nikomu z nich nie przyznałam się, co magicznego mnie dzisiaj spotkało. Nie będę o tym mówiła. Będzie to moja tajemnica. I tak tajemniczo minął drugi dzień mojego pobytu w Hiszpanii.

18 marca 2019 roku, poniedziałek

Obudziłam się i wstałam z myślą o spotkaniu z zielonookim chłopcem — Jasnym Duszkiem. Dlaczego ja? Co chce mi powiedzieć?

Wzięłam prysznic, zjadłam śniadanie i włączyłam komputer. Kontynuowałam pisanie mojej powieści. Skończyłam tak, jak zaplanowałam, około południa.

Pod koniec pisania poczułam znajomy ból pleców. Pomyślałam, że muszę wstać i rozprostować się, i że na moją dolegliwość najlepiej pomoże mi pływanie. Uwielbiam wodę, a pływanie sprawia mi ogromną przyjemność.

Wyszłam do ogrodu, spacerowałam, szukałam wiosny, która tutaj zagościła się na dobre. Nie to co w Polsce, tam jest jeszcze zimno, nie ma listków na drzewach ani nawet pąków i kwiatów.

Na razie nie tęskniłam za domem, nie tęskniłam za Wiktorem. Może dlatego że nie miałam czasu myśleć o nim. Dużo czasu poświęcałam na pisanie. Chciałam zrobić obiad i napić się kawy. Dzisiaj to już by była druga kawa. Zwykle pijam tylko jedną dziennie, ale uwielbiam ją.

Zadzwonił telefon, więc szybko wbiegłam do domku i wzięłam go do ręki.

— Halo, słucham.

— To ja, mamo, jak sobie radzisz? — Dzwoniła Natalia.

— Dobrze, córeczko, nie mam czasu nawet zatęsknić za wami. Dużo piszę, byłam nad morzem tylko raz, ale dzisiaj zaraz się tam wybieram. Idę popływać. Wiesz, dokucza mi znowu ten ból pleców, pewnie za dużo siedzę przed komputerem. — „To chyba prawda”, pomyślałam. — A co u ciebie, córeczko?

— Wszystko dobrze, tylko brak mi ciebie i naszych rozmów.

— A co u Kamila, jak jego miłość?

— Dobrze, chyba dobrze, nie widziałam się z nim od czasu twojego wyjazdu.

— Muszę do niego zadzwonić.

— Mamuś, to kończę, całuję cię mocno, kocham cię. Uważaj na siebie. Chciałam tylko usłyszeć twój głos.

— Do usłyszenia, córeczko, też cię kocham.

Zjadłam obiad, napiłam się wody, włożyłam kostium kąpielowy i poszłam nad morze. W tej zatoczce osłoniętej od wiatru było zacisznie i nie było ani żywej duszy. Rozebrałam się i wskoczyłam do morza. Pływałam tam i z powrotem od brzegu na około dziesięć metrów w głąb. Nie jestem doskonałą pływaczką i dlatego jestem ostrożna. Woda była trochę chłodna, ale mi to nie przeszkadzało. Kiedy się zmęczyłam, wyszłam z wody, okryłam ręcznikiem, usiadłam, zamknęłam oczy i zamyśliłam się.

Kiedy je otworzyłam (a może nie? Zresztą nie wiem), przede mną stał mój Jasny Duszek. Ten sam chłopiec co wczoraj.

— Jesteś, czekałem na ciebie. — Uśmiechał się.

— Nadal nie wiem, jak masz na imię. Powiesz mi? — zapytałam.

— To jest nieważne, w naszym świecie nie ma imion.

— Tak? Więc będę cię nazywała Jasnym Duszkiem. Powiedz mi, Jasny Duszku, czy mieszkasz tutaj?

— Mieszkam wszędzie, nie wiem, co to znaczy tutaj.

— No tu, w tym miasteczku.

— Jestem obok ciebie, jestem twoimi myślami. Świat nie jest taki, jak ty go oglądasz. Mój świat jest inny i dobry. Taki jak ty. Ty masz dobre myśli i lubisz ludzi. Jesteś empatyczna. A ja czuwam nad tobą, bo mnie potrzebujesz. W waszym świecie nikt nie widział mojej rozpaczy i tego, że jest mi źle. Wiem, że ty widziałabyś ten mój ból w moich oczach. Potrafisz wczuć się i zrozumieć drugiego człowieka. Napiszesz powieść i będziesz szczęśliwa. A dzisiaj widzę jeszcze w twoich oczach smutek. Twoja dusza też jest smutna. Jesteś taka jak ja. Ale to się zmieni. — Znał mnie, tyle o mnie wiedział.

— Masz rację, Jasny Duszku, jestem smutna. Uciekłam od smutku, od codzienności. Chcę się oderwać od tej rzeczywistości, w której tkwiłam. Chcę odnaleźć siebie. Chcę nauczyć się radości i bycia szczęśliwą. Jasny Duszku, czy mnie słuchasz, gdzie jesteś?

Rozejrzałam się i nigdzie go nie było. Nagle zniknął. Pomyślałam, że taki mały chłopiec, a taki dorosły w słowach. To dziwne. To prawdziwy chłopiec czy moje myśli, czy jakaś zjawa?

Spojrzałam na zegarek i znowu nie mogłam uwierzyć, że tyle czas upłynęło.

Spokojnie i powoli zebrałam się. Chwilę spacerowałam brzegiem morza. Rozglądałam się za chłopcem. Pomyślałam: „A może ktoś robi sobie żarty ze mnie?”. Nie, to nie były żarty, bo nagle Jasny Duszek rozpłynął się, a ja nie widziałam jego odejścia. Zawróciłam i szłam w stronę domku. Byłam głodna i poczułam przejmujący chłód od morza.

Po przyjściu do domku włączyłam piecyk i usiadłam znowu do komputera. Pisało mi się świetnie. Zadzwoniłam też do Wiktora. Opowiedziałam mu, jak mi jest tu dobrze i że wena twórcza mnie nie opuszcza.

— A ty jak sobie radzisz? — zapytałam.

— Nudzę się i tęsknię za tobą, chociaż to dopiero kilka dni.

— Wiktor, zajmij się czymś, zrób w końcu porządek w piwnicy i garażu. Zapomnisz o tęsknocie i nudzie.

— Dobrze ci się mówi. Nie jestem taki porządkowy jak ty.

— To naucz się, zaplanuj, zapisz, ile zrobisz każdego dnia — podpowiedziałam.

— Zuza, muszę kończyć, do następnego telefonu.

— To pa, kochanie, trzymaj się.

Rozłączyłam się, zrobiłam herbatę i wyszłam przed domek. Było już ciemno.

Planując jutro, postanowiłam, że zwiedzę miasteczko, ale dopiero po pracy nad moją powieścią. Jeszcze na chwilę włączyłam telewizor, posłuchałam hiszpańskiej mowy i poszłam spać. Wiedziałam, że również pójdę nad moje ukochane morze.

Jest mi tutaj bardzo dobrze. Jestem wyciszona i spokojna. Czuję w sobie dobrą zmianę, chociaż to dopiero dwa dni.

19 marca 2019 roku, wtorek

Od samego rana było słonecznie, słońce wciskało się poprzez rolety do sypialni. Wstałam z łóżka wypoczęta i radosna. Otworzyłam szeroko okna.

Wyszłam przed domek, a widoki, które oglądałam, zachwycały mnie. W oddali widziałam wzgórza i daleko, ale w zasięgu wzroku, domki, które stały pięknie uszeregowane. Wszystkie były podobne do tego, w którym teraz mieszkam.

Wykonałam kilka prostych ćwiczeń, potem wzięłam prysznic i zjadłam śniadanie. Jak co dzień o tej porze, od tych paru dni, usiadłam do komputera i pisałam.

W międzyczasie zrobiłam sobie małą przerwę na kawę.

Było prawie południe, kiedy skończyłam swoją pracę, i tak jak sobie wczoraj obiecałam, wybrałam się do miasteczka.

La Cala del Moral to małe miasteczko. O tej porze roku spokojne, bez żadnych turystów. Miałam mapę, więc kierowałam się w stronę jego centrum. Po drodze podziwiałam wspaniałe, niecodzienne dla mnie widoki.

Miasteczko nie ma wysokich budynków. To jest taka dawna typowa hiszpańska, rybacka „wioska” z niską zabudową. Te małe domki, jak się dowiedziałam, to przede wszystkim domki letniskowe malagijczyków. W podobnych domkach mieszka również tutejsza społeczność.

Któregoś dnia wybiorę się na zwiedzanie Malagi. Byłam w Maladze kilka lat temu. To piękne miasto, trochę je znam, lecz tylko jako turystka i właściwie to tylko centrum, port i plażę. Jestem tutaj i chcę je poznać dokładnie.

Po kilkunastu minutach dotarłam do centrum miasteczka. Od razu zauważyłam kawiarenkę i postanowiłam wejść do środka. Miejsce było bardzo ciekawe, przyjazne, ale puste. W środku nikogo nie było. Zamówiłam kawę i usiadłam na zewnątrz kawiarenki. Rozmyślałam i z ciekawością przyglądałam się tak nielicznie przechodzącym mieszkańcom. Kelner podał mi kawę i zaproponował do niej ciastko, czyli croissanta. Zdecydowałam się na nie. Piłam kawę i jadłam ciastko, a przy tym obserwowałam, co się dzieje dokoła mnie.

Z daleka zobaczyłam Blancę (właścicielkę mojego domku). Nie wiedziałam, jak się zachować. Czy zawołać ją, czy czekać, aż ona mnie pozna i podejdzie do mnie. Chciałam z kimś porozmawiać. W tym momencie Blanca również mnie zobaczyła i zdecydowanie szła w moją stronę.

— Hola, Zuzanno, jak miło cię widzieć.

— Cześć, Blanco, ciebie też miło widzieć. A może przysiądziesz się, zamówię ci kawę? — zaproponowałam.

— Dziękuję. Chętnie napiję się kawy, akurat mam wolną chwilę. A co u ciebie, jak ci się mieszka?

— Mieszka mi się super. Przede wszystkim dziękuję za piecyk. Bardzo mi się tu podoba. Oczywiście domek też. Jest taki, jak sobie wymyśliłam. Mogłabym tu zostać na stałe, jest taka cisza i spokój. To jest to, co lubię. Blanco, a ty pracujesz zawodowo czy jesteś w domu?

— Pracuję w przychodni, a dodatkowo w sezonie, czyli od wczesnej wiosny do późnej jesieni, zarabiam na wynajmie właśnie tego domku, w którym mieszkasz.

— Blanco, ale teraz jest pusto, nie ma turystów, a jest druga połowa marca i jest ciepło.

— Tak, teraz jest spokojnie, ale od kwietnia, maja będą przyjeżdżali turyści. Będzie gwarniej i tłumnie na ulicach i plaży. Zobaczysz sama, a w wakacje przyjadą jeszcze mieszkańcy Malagi, ci co mają tutaj domki letniskowe.

— Nie przeszkadzają mi ludzie i cieszę się, że mogę mieszkać w twoim domku — dodałam.

— Zuzanno, jeśli zamierzasz zostać u nas dłużej, a nie znasz hiszpańskiego, mam dla ciebie propozycję. Czy wiesz, że w naszym miasteczku jest szkoła języka hiszpańskiego? Jeśli chciałabyś nauczyć się mówić po hiszpańsku, to masz jedyną taką okazję.

— Ojej, to cudownie, na pewno skorzystam. A gdzie znajduje się szkoła i jak tam dojdę?

— Szkoła mieści się w hotelu z ogrodem, położonym blisko plaży. Właściwie to piętnaście minut od domku i bez problemu tam trafisz. Wszędzie są reklamy. Jeśli dobrze się przyjrzysz, od razu rzucą ci się w oczy.

— Dziękuję ci bardzo, wykorzystam pobyt tutaj i będę uczyła się języka. — „To dopiero okazja”, pomyślałam.

— Świetnie, przepraszam, ale już muszę iść, obowiązki na mnie czekają. Do następnego spotkania. — Blanca wstała i podziękowała za kawę.

— Do następnego — odpowiedziałam.

Zapłaciłam i jeszcze pospacerowałam wąskimi uliczkami, które mnie tak bardzo urzekły. Rozmyślałam o Blance, sympatycznej, miłej i otwartej. Oglądałam wystawy, wstąpiłam do sklepiku, zrobiłam zakupy i wróciłam do domku.

Nie wzięłam ze sobą telefonu, świadomie zostawiłam go w domku. Jednak po drodze zmieniłam zdanie i pomyślałam, że mogłam wziąć go ze sobą, a może ktoś będzie dzwonił do mnie. Ktoś, czyli Wiktor albo dzieci.

I rzeczywiście. Gdy tylko otworzyłam drzwi, zauważyłam, że pulsuje zielona lampka w telefonie. Rozpakowałam zakupy, ze spokojem usiadłam i wzięłam telefon do ręki.

Dzwonił Wiktor, dzwonił nawet kilka razy. Wybrałam jego numer.

— Cześć, Wiktor, co się dzieje, dzwoniłeś kilka razy?

— Cześć, dlaczego nie odbierasz telefonu? Gdzie jesteś? Denerwuję się — znowu zwracał się do mnie z wyrzutami.

— Byłam w miasteczku i nie wzięłam ze sobą telefonu. Nie martw się o mnie, radzę sobie. A co u ciebie, czy wszystko w porządku?

— Tak, nic się nie dzieje, tylko nudzę się bez ciebie, nic mi się nie chce. Najchętniej przyjechałbym do ciebie.

— Co ty opowiadasz, to ja specjalnie wyjechałam, żeby spokojnie pisać swoją powieść, a ty chcesz tu przyjechać? A co z twoją pracą? — zapytałam.

— Wziąłbym urlop — odpowiedział.

— Nie wygłupiaj się, wytrzymaj te pół roku, a może nawet krócej. Wiktor, muszę kończyć, bo nie jadłam obiadu, a muszę go jeszcze ugotować.

— Zuza, chcesz się mnie pozbyć? — zapytał zdenerwowany.

— To nie tak, zrozum, jestem głodna. Pa, kochanie, jeszcze zadzwonię do ciebie.

— No to pa. Ja nie gotuję, jem na uczelni. Zuza, chciałbym, żebyś już tu była.

— Ojej, jesteś dorosły. Przecież wiesz, że przyjechałam tutaj do pracy, a nie dla przyjemności, pa, pa, uważaj na siebie.

Odłożyłam telefon i zabrałam się za obiad. Zrobiłam zupę pomidorową i usmażyłam naleśniki. Zupa będzie na kilka dni. Po dzisiejszym dniu czułam się zmęczona. Planowałam chwilę odpocząć i potem pójść pobiegać na plażę. Może znowu spotkam Jasnego Duszka.

Było późne popołudnie, włożyłam kostium kąpielowy i poszłam nad morze. Kilka minut biegałam wzdłuż morza gołymi stopami po ciepłym piasku. Potem wskoczyłam do wody. Jak cudownie było, gdy tak przemieszczałam się otulona wodą. Pływałam kilka razy tam i z powrotem. W końcu trochę zmęczona wyszłam z wody, zdjęłam mokry kostium kąpielowy, włożyłam suchą bieliznę i usiadłam na piasku. Nie pamiętam, żebym tak biegała i pływała. Niestety, zauważyłam, że w ogóle nie mam kondycji. Nic dziwnego, nie uprawiałam żadnych sportów, nawet nie chodziłam na spacery. O bieganiu nie było mowy. Ale tutaj wszystko nadrobię.

Uwielbiam morze, mogę godzinami patrzeć jak fale dotykają moich stóp. Na plaży nikogo nie było. Pomyślałam o Jasnym Duszku, zaczęłam się za nim rozglądać, ale nigdzie go nie było. Nie pojawił się. Zrobiło mi się smutno. Może nie mogłam się wyciszyć, zamyślić się.

Natomiast z daleka ujrzałam postać mężczyzny, który biegł w moją stronę. Ogarnął mnie niepokój, szybko się zebrałam i zaczęłam odchodzić. W tym samym momencie mężczyzna przyśpieszył i już był przy mnie.

Zatrzymał się i spojrzał mi w oczy. Speszona nie wytrzymałam jego przenikliwego spojrzenia i odwróciłam wzrok. Zauważyłam jego zdziwienie i jakieś dziwne zaskoczenie. Może pomylił mnie z kimś innym. Nie wiem. Po chwili roześmiał się zawadiacko. Pomyślałam, że jest pewnym siebie facetem.

— Hola, witam piękną panią — przywitał mnie po hiszpańsku.

— Dzień dobry — odpowiedziałam po angielsku — nie mówię po hiszpańsku. Czy mówi pan po angielsku?

— OK, rozumiem, to w takim razie przejdę na angielski. — Cały czas był uśmiechnięty.

— Miło mi — odpowiedziałam pewna siebie, ale bez uśmiechu.

— Jestem Marcos, a pani jak ma na imię?

— Zuzanna — odpowiedziałam i naszły mnie wątpliwości, czy dobrze zrobiłam.

— Susana? Piękne imię. Cieszę się, że cię spotkałem (przeszedł na ty!). Nawet nie pomyślałem, że kogoś o tej porze spotkam, a staram się prawie codziennie biegać, no może nie codziennie, ale obowiązkowo w weekendy.

Podobało mi się to moje nowe imię, jakim nazwał mnie ten mężczyzna. Pewnie w Hiszpanii Zuzanna to Susana. To na pewno jest o wiele prostsze w wymowie, szczególnie dla cudzoziemca.

— Przepraszam, już muszę iść, zaraz będzie zmierzchać.

— Mogę cię odprowadzić?

— Nie, dziękuję, mieszkam blisko i sama trafię do domku. To ten, który widać w oddali. — Spojrzałam w stronę domku.

— Znam ten domek, to własność moich bliskich. A co tutaj robisz i jak długo zamierzasz zostać? — dopytywał się.

— Piszę powieść i nie wiem, jak długo tu zostanę. — „Ale z niego ciekawski”, pomyślałam.

— Może będziemy razem biegać?

Nie podobało mi się jego zachowanie, był taki zuchwały.

— Dziękuję, jestem już na miejscu. — Nie zareagowałam na to wspólne bieganie. — Dobranoc. — Otworzyłam furtkę i szybkim krokiem poszłam w stronę domku. Jednak na moment odwróciłam się.

— Dobranoc, Susano. — Uśmiechnął się, odsłaniając równe, białe zęby.

Weszłam do domku, zapaliłam światło, przyrządziłam sobie kolację, cały czas rozmyślając o tym mężczyźnie. Przystojny mężczyzna o ciemnej karnacji, Hiszpan z krwi i kości. Na pewno jest po czterdziestce, a może starszy, ale w podobnym wieku co ja. I te jego oczy — zalotne, czarne i przenikliwe. Kiedy patrzył na mnie, musiałam odwracać wzrok. Swoim spojrzeniem przenikał mnie na wskroś. Myślę, że jest żonaty, podobnie jak ja.

Usiadłam jeszcze na chwilę do komputera, przeglądnęłam maile. Pisały do mnie moje dzieci i Wiktor. Pisał również wydawca, pytając o książkę. Odpowiedziałam na wszystkie wiadomości. To był długi dzień. Jakże intensywny i nie spotkałam dzisiaj mojego Jasnego Duszka. Pewnie dlatego, że zakłócona została energia przez moje spotkanie z nieznajomym na plaży.

Włączyłam telewizor, ale tylko po to, żeby nie było tak cicho, a przy tym wsłuchiwałam się w to, co mówią. Takim sposobem uczyłam się hiszpańskiego. Podjęłam decyzję, że zapiszę się do szkoły językowej. Pójdę tam, może jutro, i zapiszę się na lekcje od pierwszego kwietnia. To już postanowione.

Telewizor mówił, a ja rozmyślałam. Jak to jest, co mnie ciągnęło, żeby właśnie tutaj przyjechać. Codziennie odkrywam coś nowego, nie czuję samotności, jest mi tutaj bardzo dobrze. Nie myślę o Polsce, nie myślę o Wiktorze i dzieciach.

Czy jestem złą żoną i matką? Chyba nie, całe życie poświęcałam się tylko dla nich, nie mogę przecież mieć wyrzutów sumienia właśnie teraz, kiedy jestem taka szczęśliwa. Nie jestem również egoistką. W końcu mogę pomyśleć o sobie i zadbać o siebie. To wcale nie świadczy o tym, że jestem złą matką i żoną.

Nawiasem mówiąc, muszę również wybrać się do fryzjera. Chcę zmian, a może zmienię również styl ubierania? Jedno wiem, chce mi się żyć.

No, ale dosyć tego myślenia o sobie. Wzięłam prysznic i wsunęłam się do czystej i pachnącej pościeli. Zaraz też zasnęłam. Już wiem, że jutro będzie nowy, piękny dzień.

20 marca 2019 roku, środa

Nowy dzień i nowe wyzwania. Wstałam wypoczęta i radosna, jak zwykle tutaj, odsłoniłam rolety, słońce wpływało do sypialni. Otworzyłam szeroko okno, posłałam łóżko, potem wzięłam prysznic, zjadłam śniadanie i zajęłam się pracą nad tekstem.

Powieść się tworzyła. Dzisiaj trochę wolniej, ponieważ szukałam materiałów w necie, ale i tak jestem zadowolona z tego, co napisałam. Moja powieść historyczna z wątkami fantazji musi być wiarygodna, szczególnie jeśli chodzi o daty i fakty historyczne.

I znowu odezwał się ten mój znajomy ból w plecach. Musiałam na dzisiaj skończyć to pisanie. Za długo siedziałam przed komputerem. Było prawie południe, więc zajęłam się przygotowywaniem obiadu. A wcześniej zrobiłam sobie drugą kawę, popijałam i gotowałam makaron. Zupę miałam z wczoraj. Uwielbiam dania z makaronem.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Zajęta przygotowaniem posiłku i zamyślona aż podskoczyłam. Wystraszyłam się. „Kto to jest?”, pomyślałam i otworzyłam. W drzwiach stała Blanca.

— Hola, Zuzanno.

— Witam cię, Blanco, jak miło cię widzieć, wejdź, właśnie kończę robić obiad. Może zjesz ze mną?

— A co gotujesz? Pachnie zachęcająco.

— Makaron z sosem, bardzo lubię takie dania. À propos gotowania. Moją maksymą jest: „Gotuję, bo muszę, a jem po to, żeby żyć, a nie żyję po to, żeby jeść”. — Roześmiałam się, właściwie to z samej siebie.

— Pięknie to powiedziałaś, Zuzanno. Przyszłam sprawdzić stan licznika prądu i zapytać, czy używałaś już piecyk elektryczny?

— Raz czy dwa włączyłam, ale na krótko. To dopiero marzec. Może być jeszcze chłodno i piecyk się przyda. Idź spisać licznik, a ja nałożę makaron na talerze. A może zjesz zupę, mam pomidorową z ryżem? Chcesz do picia kawę czy herbatę?

— Proszę o kawę i dziękuję za zupę, zjem tylko makaron.

Blanca spisała licznik, siadłyśmy do obiadu i gawędziłyśmy. Okazała się osobą szczerą, przyjazną, ciepłą i miłą. Rozmawiało się z nią cudownie, choć wprawdzie z problemami, ze względu na język. Jednak radziłyśmy sobie.

— Będę się zbierać, dziękuję za obiad. Danie było bardzo smaczne.

— Blanco, a czy mogę ci zadać jedno pytanie?

— Tak, słucham cię.

— Wczoraj na plaży spotkałam mężczyznę o imieniu Marcos. Mówił, że jest bliskim rodziny, która wynajmuje ten domek, czy znasz go?

— Oczywiście, że go znam, to jest mój starszy brat. Ale o co chodzi? — zapytała zdziwiona.

— O nic, Blanco, tak chciałam wiedzieć, ponieważ biegał po plaży i odezwał się do mnie. Przedstawił się i przywitał ze mną, a że było już szaro na dworze, zaproponował, że odprowadzi mnie do domu. Jaki to przystojny mężczyzna.

— Oj, tak, to prawda. Brat jest rozwiedziony, ale ma narzeczoną. Właściwie to mieszka w Maladze, ale też często tutaj przebywa i wtedy biega. Jest lekarzem.

— Dziękuję za szczegółowe informacje na jego temat. Ja tak tylko chciałam wiedzieć. Mieszkasz tutaj, to wszystkich znasz. Pytam ciebie, bo nie wiedziałam, kto to jest. Trochę bałam się obcego mężczyzny. Nawiasem mówiąc, jestem mężatką, mam dwoje dzieci. Wiesz, zmierzchało, ja i nieznany mężczyzna. Przyznam, że robiłam dobrą minę do złej gry. Tak to u nas się mówi. — Pomyślałam, że właściwie to jest mi obojętne, czy jest rozwiedziony i czy ma narzeczoną. Nie jestem zainteresowana.

— Zuzanno, bać się Marcosa? Rozśmieszyłaś mnie, a to, co o nim powiedziałam, o tej narzeczonej, nic złego nie miałam na myśli. Tylko tak powiedziałam, nie wiem czemu. Dziękuję za pyszny obiad, już uciekam, pa, kochana.

Czy mnie wyczuła i to, o czym myślę?

— No to cześć, Blanco, do następnego spotkania.

Blanca wyszła, a ja miałam sobie za złe, że ją zapytałam o biegacza. Mam nadzieję, że nie powie mu, że o niego pytałam. Dzisiaj w zasadzie nie miałam zamiaru nigdzie daleko wychodzić. Wyszłam na chwilę do ogródka. Nawet nie zapytałam Blanki, czy mogę trochę uporządkować go i powyrywać chwasty. Ale myślę, że nie będzie miała nic przeciwko temu.

Nad morze, obowiązkowo!, chciałam pójść. Popływać i pobiegać. Tak, postanowiłam, że będę biegała i pływała. W ten sposób też wykorzystam ten mój pobyt tutaj.

Powyrywałam chwasty, spulchniłam ziemię i od razu zrobiło się piękniej. Lubię, jak wszystko jest jak należy, nawet w ogródku, czyli wszystko uporządkowane.

Przebrałam się w kostium kąpielowy, wzięłam ręcznik i pobiegłam nad morze. Woda o tej porze roku była chłodna, ale do pływania jak najbardziej dobra. Zresztą lubię chłodniejszą wodę bardziej niż taką, jak to mówią, „ciepła woda jak zupa”.

Na plaży było pusto, wskoczyłam do morza i pływałam tam i z powrotem, chyba tak z dziesięć razy. Zmęczyłam się, wróciłam na brzeg i opatuliłam się ręcznikiem.

Osuszyłam się, włożyłam suchą bieliznę i biegałam wzdłuż plaży.

Wracając, z daleka zobaczyłam postać w miejscu, gdzie rzucony leżał mój ręcznik. To był Jasny Duszek, czekał na mnie i uśmiechał się z daleka. Widziałam go. To nie było moje urojenie.

— Czekałem na ciebie. Pamiętaj, zawsze bądź dla siebie dobra. Wszystko to, co robisz, to właśnie ty musisz chcieć. Bądź sobą, słuchaj siebie i tego, co podpowiada ci twoja intuicja.

— Jasny Duszku, ciągle się zamartwiałam o dzieci, chciałam zadowolić męża, chociaż się z nim nie zgadzałam. Zawsze inni byli ważniejsi ode mnie.

— Dlatego tu jestem, chcę ci pomóc. To ty jesteś dla siebie najważniejsza.

— Wiem o tym i czuję to, że następuje we mnie zmiana.

— Więc nie zastanawiaj się, czy to dobre, czy złe, rób to, co dyktuje ci serce. Nie słuchaj innych. Nieważne, jak cię oceniają. W twoich rękach jest twoje życie, zmieniaj je na dobre dla siebie i dla mnie.

— Powiedz mi, Jasny Duszku, dlaczego, ty to robisz?

— Jestem twoim aniołem. Żyjemy w równoległych światach. Jestem tobą, a ty jesteś mną. Co dobre jest dla ciebie, to dobre jest dla mnie.

Chciałam, jeszcze zadawać pytania, słuchać odpowiedzi, ale Jasny Duszek znowu rozpłynął się w morzu. To nie był chłopiec z krwi i kości. Nie odszedł, tylko na moich oczach nagle zniknął.

Wzięłam ręcznik i poszłam w stronę domku, rozmyślając o Jasnym Duszku. Zastanawiałam się, po co on to robi, po co mówi mi, jak mam żyć. Może trzeba mnie prowadzić za rękę, może jestem bezsilna i nieporadna wobec życia?

Po tych kilku dniach pobytu w Hiszpanii zaczęłam się zastanawiać nad sobą.

Czy to nie o to chodziło, kiedy zdecydowałam się tutaj przyjechać? I że przyjechałam tutaj nie tylko po to, żeby pisać książkę, ale żeby odnaleźć siebie? Bo co, jeśli się pogubiłam, a tego nie zauważyłam? A Jasny Duszek nauczy mnie, jak odnaleźć siebie?

Nawet nie wiem, kiedy dotarłam do domku. Na dworze zaczęło się ściemniać. Zapaliłam światło, włączyłam piecyk, bo zrobiło się chłodno, i zajęłam się kolacją.

Potem znowu usiadłam do komputera, popijając gorącą herbatę. Odpowiedziałam na maile. Pisał również Wiktor, pytając ciągle, co robię i dlaczego nie dzwonię.

Jest jak mały chłopiec, bezradny, ale i apodyktyczny. Jest pogubiony, kiedy nie ma przy sobie kogoś, komu może dyktować, co ma robić. Ciągle mi mówi, że wie, co dla mnie jest dobre, a co złe. Nie zdziwiłabym się, gdyby któregoś dnia zjawił się w drzwiach domku, ale myślę, że tak nie będzie, bo co wtedy z jego pracą.

Praca jest dla niego bardzo ważna. Musi pracować i zarabiać, a zarabia dobrze. Ja również zarabiam, chociaż ostatnio trochę mniej, ale myślę, że powieść, którą piszę, przyniesie mi duże zyski.

Było już późno, oczy mi się kleiły, więc poszłam do łóżka. Zasnęłam, gdy tylko przyłożyłam głowę do poduszki.

W tym domku zasypiam szybko i przesypiam całą noc. Przed wyjazdem budziłam się kilka razy w ciągu nocy ze względu na problemy z alergią, które powodowały trudności w oddychaniu. Wstawałam zmęczona, niewyspana i rozdrażniona.

I tak skończył się następny, piękny dzień. Za mną jest już kilka tych cudownych dni. A co przede mną? Wielka niewiadoma.

21 marca 2019 roku, czwartek

Obudziłam się wyspana i rześka, co w domu w Polsce zdarzało mi się bardzo rzadko. Tutaj wszystkie dolegliwości całkowicie ustąpiły. Śpię, jak to mówią, jak zabita, noc mija niepostrzeżenie. Moment i jest już ranek. Wstaję z radością, nadzieją i ciekawością, co przyniesie mi nadchodzący dzień.

Jeszcze leżąc w łóżku, układałam plan na najbliższe godziny. Wstałam, wzięłam prysznic i ubrałam się. Nawet zrobiłam sobie delikatny makijaż i postanowiłam, że dzisiaj popracuję krócej nad książką. Wybiorę się do fryzjera. Pospaceruję wąskimi uliczkami miasteczka. Będę podziwiać kamieniczki, a potem zjem obiad w restauracji.

Jak wrócę do domku zabiorę się za sprzątanie, odkurzę, a potem zobaczę. Na pewno pobiegnę nad morze.

Zrobiłam sobie kawę i pisałam. Bez pamięci zagłębiłam się w historię swojej powieści i dalej pisałam.

W międzyczasie zadzwonił Kamil.

— Cześć, mamo, jak się czujesz? Jak ci idzie pisanie?

— Synku, właśnie jestem w trakcie pisania. Jest mi tu tak dobrze, że nawet nie mam czasu zatęsknić za wami. Jestem bardzo zajęta, czas tutaj biegnie jakoś szybciej, a co u ciebie?

— Normalnie, nauka, praca i Julia. Myślimy, żeby się pobrać, ale jeszcze będziemy rozmawiali na ten temat. Zobaczymy. Mamo, tęsknię za tobą, brak mi rozmów między nami. Dzwonię do taty, ale on ciągle powtarza, że niepotrzebnie zgodził się na twój wyjazd. Nie może się pogodzić, że ciebie przy nim nie ma. Jakoś dziwnie się zachowuje.

— Da sobie radę, jest jak dziecko, niech dorośnie, synku. Dobrze, że do niego dzwonisz. A Natalka też dzwoni do ojca?

— Nie wiem, pewnie tak, ciągle jest zajęta, zabiegana, zaabsorbowana swoją pracą. Nic poza nią nie widzi. Rzadko ze sobą rozmawiamy. Jak ja do niej nie zadzwonię, to ona na pewno nie zadzwoni pierwsza.

— To nic, synku, kocha nas, ale praca dla niej jest na pierwszym miejscu i musimy to zrozumieć.

— Mamo, już kończę, Julia cię pozdrawia, do następnego telefonu, to pa, pa.

— Pa, synku, bardzo cię kocham, podziękuj Julce i również pozdrów ją ode mnie.

Oderwałam się od pisania książki i wypadłam z rytmu. Telefon od Kamila tak mnie rozkojarzył. Znowu weszłam w świat rodzinny i przez chwilę byłam w domu, w Polsce.

Zapisałam tekst, wyłączyłam komputer i przebrałam się w cieniutką kolorową sukienkę na ramiączkach. Wzięłam ze sobą sweter, zamknęłam domek i udałam się do fryzjera. Wprawdzie nie wiedziałam, gdzie znajduje się salon fryzjerski, ale pomyślałam, że znajdę go albo zapytam kogoś.

Doszłam do centrum miasteczka i od razu go zobaczyłam. Weszłam do środka.

— Dzień dobry — powiedziałam po angielsku do pań fryzjerek.

Tylko jedna z nich znała język angielski. Wszystkie trzy były młode, piękne i uśmiechnięte, a salon był urządzony nowocześnie.

— Hola, zapraszamy, w czym możemy pomóc, co pani sobie życzy?

— Chciałabym podkreślić mój jasny kolor włosów. Chcę, żeby pani podcięła mi włosy, ale tak, żebym mogła je związać.

— Wszystko rozumiem, proszę usiąść. Napije się pani kawy? A może wody mineralnej? — zaproponowała.

— Poproszę wodę. — Oddałam się w ręce fryzjerki.

Trochę rozmawiałyśmy, właściwie to fryzjerka pytała mnie, skąd jestem, gdzie mieszkam i na jak długo tu przyjechałam. Cały ten zabieg z włosami trwał ponad godzinę. Fryzjerka bardzo się starała, uczesała mnie pięknie, a kolor wyszedł taki, jak chciałam — jasny i naturalny.

— Dziękuję, bardzo mi się podoba — pochwaliłam ją, kiedy skończyła.

— Dziękuję, do zobaczenia następnym razem, zapraszamy.

— Do zobaczenia. — Zapłaciłam i wyszłam z salonu.

Czułam się świetnie. Idąc, przeglądałam się w oknach wystaw. Pomyślałam, że fajna babka ze mnie. Ruch na uliczkach się wzmógł, dochodziła czwarta po południu. Chwilę pospacerowałam i zaczęłam iść w stronę domku. Już miałam za jakieś sto metrów skręcać w moją uliczkę. Spojrzałam przed siebie i zauważyłam, że z jednego z podobnych domków jak mój wyszli mężczyzna i kobieta. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że mężczyzną jest mój znajomy biegacz z plaży. Pomyślałam, że kobieta jest pewnie jego narzeczoną. Była młoda, ładna, szczupła, o ciemnej cerze i czarnych włosach. Szli w stronę centrum miasteczka, z którego ja wracałam. Zauważyłam, że kiedy podeszli bliżej, Marcos również mnie poznał.

Nie zdążyłam uciec. Podeszli do mnie i przywitali się. Marcos przedstawił mnie swojej narzeczonej. W tym momencie nawet nie zapamiętałam jej imienia. Jakoś głupio się poczułam.

— Dzień dobry, Susano, ale niespodzianka, cieszę się, że cię widzę — powiedział do mnie.

— Witajcie. — Już chciałam odejść, zestresowana i speszona. Powiedziałam tylko, że się śpieszę.

— Pięknie wyglądasz — powiedział do mnie, cały czas patrząc prosto w moje oczy.

— Do widzenia. — Uśmiechnęłam się do nich obojga.

— Do widzenia, do zobaczenia — odpowiedzieli.

Szybkim krokiem odeszłam i skręciłam w moją uliczkę. Wydawało mi się, że jego dziewczyna nie zna dobrze angielskiego. Chyba nie wiedziała, co mi powiedział, bo zachowywała się swobodnie. Odwróciłam się. Kobieta trzymała Marcosa pod rękę, odwrócona w jego stronę coś mówiła do niego. Powoli szłam w stronę domku i w ogóle się nie śpieszyłam.

Myślałam o biegaczu, jaki on jest przystojny, i że ten typ mężczyzny podoba się wielu kobietom. Mnie również się bardzo podobał. Miał w sobie coś takiego, że cały czas o nim myślałam. Przyciągał kobiety do siebie. Ale ja go nie znam i nie wiem, czy jest tak naprawdę. A może to tylko mnie tak bardzo przyciągał?

Co ja mówię, przecież mam Wiktora i nie mogę tak myśleć. To głupie z mojej strony.

Wiktor też jest przystojny, ale na swój sposób. To pan trochę siwiejący, łysiejący i z brzuszkiem. I nie taki zadbany i wyprostowany jak Marcos. Tu widać, że ten Hiszpan dba o siebie. Jest szczupły i do tego dżentelmen. Jak wrócę do domu, wezmę się za Wiktora. Zapiszę go na siłownię.

Weszłam do domku i dopiero zdałam sobie sprawę, że nie poszłam na obiad, tak jak planowałam. Głód dał o sobie znać. Za bardzo zachwyciłam się sobą, swoim odbiciem w wystawach, a potem spotkaniem Marcosa. Pogubiłam się.

Pierwsze kroki skierowałam do kuchni. Ale najpierw zdjęłam moją piękną sukienkę i zabrałam się za smażenie naleśników. Zjadłam, popiłam herbatą, chwilę odpoczęłam, poczytałam książkę i wzięłam się za sprzątanie. Po półtorej godzinie wszystko lśniło z czystości. Uwielbiam chodzić po domu i podziwiać swoją pracę.

Wyszłam przed domek, zachwycałam się kwiatkami i krzewami, które miały również maleńkie, kolorowe kwiatki. Jaka piękna jest ta przyroda. Usiadłam na ławce przy stoliku i czułam się tak, jakby to było moje miejsce na ziemi. Mój domek, otoczenie, blisko plaża i morze. Popijając sok pomarańczowy, tak sobie marzyłam, że to wszystko jest moje. Och, jak cudownie jest tak pomarzyć. Ptaki fruwały i ćwierkały radośnie, a oprócz śpiewów natury była niczym niezmącona cisza.

Domek stał przy wąskiej uliczce, a domy jeden od drugiego oddalone od siebie o jakieś sto czy dwieście metrów.

Moją głowę znowu zaprzątały myśli o Marcosie. Odrzucałam je, a one wracały. Ciekawe, w którym domu mieszka. Czy w tym, z którego, jak mi się wydawało, wychodzili? Pewnie mieszka, czy mieszkają, na końcu tej uliczki, równoległej do mojej, chociaż nigdy jego ani jej wcześniej nie spotkałam.

Jutro już piątek. Minie tydzień, odkąd tu jestem. Tak szybko mija mi tutaj ten czas.

Ciekawe, czy jeszcze spotkam brata Blanki i jakiej specjalności jest lekarzem. Zadawałam sobie takie niedorzeczne pytania. Bo cóż mnie to obchodzi. Ale ciągle miałam jego uśmiech przed oczami.

Kiedy spotkam go ponownie, zapytam, co by mi poradził na ból pleców. Coraz częściej dokucza mi ten nieprzyjemny ból.

Na tym koniec moich rozmyślań i marzeń. Postanowiłam pójść na plażę. Włożyłam kostium kąpielowy, na to dres i pobiegłam nad morze. Z drżeniem wskoczyłam do chłodnej wody. Nie wiem, jaka była jej temperatura, ale może to było około dwudziestu stopni Celsjusza. To nic dla mnie nie znaczyło. Przepłynęłam kilka razy tam i z powrotem. Myślę, że jak zwykle z dziesięć metrów w głąb morza.

Wyszłam z wody, cała drżąc z zimna, zdjęłam mokry kostium, włożyłam suchą bieliznę i na to dres. Ręcznik zostawiłam na piasku i pobiegłam wzdłuż plaży. Nad morzem nie było żadnego człowieka, tylko ja, szumiące morze i słońce, które było wyjątkowo ciepłe.

Wróciłam na swoje ulubione miejsce. Wpatrywałam się w morze, wyczekując Jasnego Duszka. Ale Jasny Duszek nie pojawiał się.

Z daleka zobaczyłam natomiast biegnącego w moim kierunku mężczyznę. Tak jak myślałam, to był Marcos. Od razu go poznałam. Pewnie wiedział, że tu będę. Chwila i był już przy mnie.

— Hola, Susano, jak się masz?

— Cześć, mam się dobrze, pływałam, biegałam, a teraz idę do domku.

— Zostań, pobiegamy razem.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciałam już iść. Co się ze mną działo? Przy nim traciłam głowę.

— Dlaczego jesteś taka speszona i uciekasz wzrokiem? Jesteś taka nieśmiała? — Znowu spojrzał tym swoim przenikliwym spojrzeniem i uśmiechnął się.

— Oj tam, co ty mówisz? Nie jestem nieśmiała. Ale chcę już iść do domku. Do zobaczenia. A ty biegaj dalej. Przecież dopiero co przyszedłeś na plażę — dodałam.

— Nie mam już ochoty na bieganie, ale mam ochotę na rozmowę z tobą. Co ty na to, Susano? — Podszedł do mnie i objął mnie wpół. Wyzwoliłam się z jego objęć i odsunęłam się na rozsądną odległość.

— Nie mogę zostać, mam mokre włosy i nie chcę się przeziębić. Muszę wracać i napić się gorącej herbaty. Do widzenia. — Jeszcze raz się pożegnałam i już odchodziłam.

— Napiłbym się kawy. Może zaprosisz mnie do siebie? Proszę. — Wyczułam, że miał wielką ochotę pójść ze mną do domku.

— No cóż, dobrze, zapraszam cię na kawę. — Był zadowolony i cieszył się jak dziecko. — Chodźmy.

Nie bałam się, ufałam mu, ponieważ wiedziałam, że to jest brat Blanki.

Przez całą drogę mało się odzywaliśmy. Wymieniliśmy ze sobą tylko kilka słów. Zastanawiałam się, czy dobrze robię, zapraszając Marcosa do siebie. No cóż, porozmawiać zawsze można. Potrzebowałam towarzystwa. Cały tydzień byłam tylko sama ze sobą oprócz rozmów z właścicielką domku.

Nawet nie wiem kiedy i już byliśmy przed domem. Otworzyłam drzwi i zaprosiłam go do środka.

— Rozgość się, a ja wezmę szybki prysznic, wysuszę włosy, przebiorę się i już jestem. — Po piętnastu minutach byłam z powrotem.

— Czy wiesz, że ja znam ten dom? To jest dom mojej siostry. Czuję się w nim jak u siebie w domu — pochwalił się.

— Wiem, Blanca mi wspominała, że jesteś jej bratem.

— Rozmawiałyście o mnie? — Spojrzał mi w oczy.

— Tak, pytałam ją o ciebie po tym pierwszym naszym spotkaniu — powiedziałam zgodnie z prawdą. — Również prosiłam ją, żeby nic ci nie mówiła.

— No cóż, moja siostra jest tajemnicza, to dobrze.

— Głupio wyszło, przepraszam. Ojej, zrobiłeś mi herbatę? — Zaskoczył mnie, na stole stała herbata dla mnie i kawa dla niego.

— Tak i zapraszam, wypij taką gorącą, żeby się rozgrzać. Szukałem również czegoś słodkiego, ale nic nie znalazłem. Masz pusto wszędzie, co ty jesz, kobieto?

— Jakoś sobie radzę, rzeczywiście muszę jutro zrobić zakupy. — Zawstydził mnie.

Piłam gorącą herbatę, a Marcos kawę, i rozmawialiśmy.

Prawił mi komplementy, śmiał się i żartował. Czuł się bardzo swobodnie. Rzeczywiście, czuł się jak u siebie w domu. Nie zadawał mi żadnych pytań, ja również nie pytałam go o nic.

Właściwie rozmawialiśmy o przyrodzie, pogodzie i że tu takie trochę odludzie. Powiedziałam, że mi to bardzo odpowiada. Marcos mówił, że w tym okresie, czyli wczesną wiosną, przeważnie przyjeżdżają emeryci i starsi ludzie. Mówił, że tutaj nawet w wakacje jest spokojniej, no może nie całkiem. Ale jest mniej ludzi niż gdzie indziej. Przyjeżdża tu wielu turystów, między innymi rodziny z dziećmi i ci, którzy lubią ciszę i spokój.

Natomiast ja opowiadałam, że zauroczyła mnie Malaga. Dlatego wybrałam to miejsce na pisanie swojej powieści. Chciałam się tam wybrać któregoś dnia. Marcos od razu to podchwycił i zaproponował, że zawiezie mnie i pokaże mi piękno Malagi. To miasto zna bardzo dobrze. Delikatnie odmówiłam. Nie chcę wchodzić w jakieś zależności i wdzięczności.

— Mówiłaś, że piszesz powieści. Opowiedz mi o tym — poprosił z zaciekawieniem.

— Przeważnie piszę powieści historyczne, żeby było ciekawiej, dodaję wątki zmyślone. Przyjechałam tutaj, żeby mieć spokój i skończyć zaczętą powieść. Miałam z tym problemy u siebie. Nie mogłam się skupić, nie szło mi pisanie, a termin jej oddania nieubłagalnie się zbliża.

— To coś o tobie już wiem. Susano, dziękuję za miłą pogawędkę i kawę. Będę się zbierał. — Niechętnie wstał i podszedł do drzwi. Zatrzymał się, spojrzał na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem, który tak mnie rozbrajał. Wyczułam, że chciał mi coś powiedzieć. Nie dopytywałam. Pewnie myślał, że go zatrzymam.

— Dziękuję za miły wieczór i profesjonalnie zaparzoną herbatę — powiedziałam z uśmiechem. — Do zobaczenia.

Marcos wyszedł z mojego domku. Spojrzałam w okno. Stał na podwórku jeszcze kilka chwil. Potem, nie odwracając się, poszedł i zamknął za sobą furtkę.

Marcos — jakie piękne ma imię! Ale fajnie mi się z nim rozmawiało. Poukładany, inteligentny i mądry człowiek.

Od razu przyszedł mi na myśl Wiktor. Ach, te moje porównania.

Czy mam wyrzuty sumienia wobec mojego męża? Nie, nic się nie stało. Każdy może rozmawiać z kim chce. O niczym to nie świadczy, chyba że ktoś ma kosmate myśli, tak jak ja w tej chwili. Dobrze jest porozmawiać z drugim człowiekiem. Jesteśmy dorośli i mamy swój rozum. Wtedy, po raz pierwszy od wyjazdu z Polski, zatęskniłam za Wiktorem.

Resztę wieczoru pochłonęło mi odpowiadanie na maile. Potem zrobiłam sobie kanapki, jadłam i pisałam. Zrobiło się późno, więc nawet już się nie myłam, przecież, jak wróciłam z plaży, wzięłam prysznic. Poszłam spać. Pełna wrażeń z całego dnia, nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Tylko przyłożyłam głowę do poduszki i już wpadłam w ramiona Morfeusza.

22 marca 2019 roku, piątek

Obudziłam się dosyć wcześnie tego ranka. Po wczorajszych wrażeniach nie było ani śladu. W myślach już planowałam dzień. Popracuję, a potem pójdę na zakupy, ponieważ jest piątek. Nie wiem, czy w weekend będę gdzieś wychodziła. A tak na dobrą sprawę nie wiem, czy sklepy otwarte są w soboty i niedziele, oczywiście poza sezonem.

Kiedy tylko wstałam, przede wszystkim otworzyłam na oścież okna. Jeszcze w piżamie wyszłam do ogródka, porozciągałam się i zrobiłam kilka przysiadów.

Rześka i lekka wzięłam prysznic i zjadłam śniadanie. Z kawą na biurku dalej pisałam moją powieść. Zapomniałam o całym świecie, pisało mi się wspaniale, nie to co w domu, w Warszawie.

Tam ciągle ktoś mi przeszkadzał. To ciekawe, czy jakiś pisarz może pisać i nie tracić wątku, gdy po domu, za plecami, ciągle ktoś się kręci? Niestety, nie miałam gabinetu czy wolnego pokoju do pisania.

Ja tak nie mogę, muszę mieć spokój i ciszę. Jak to dobrze, że tu przyjechałam. Pisałam i pisałam. Świat dla mnie nie istniał. Byli tylko moi bohaterowie i czasy tak odległe od naszych. Kiedy znowu poczułam ból w plecach, to był znak, że muszę kończyć pisanie.

Wstałam od biurka, wyprostowałam się i zrobiłam kilka ćwiczeń. Usiadłam znowu, ale tylko po to, żeby zapisać tekst. Wszystkie dane przegrałam na pendrive’a, nigdy nie wiadomo, co może się zdarzyć, i wyłączyłam komputer.

Dochodziła pierwsza. Dzisiaj chciałam zjeść obiad w restauracji. Potem zrobić zakupy i miałam mieć czas na moje morze ukochane, na fale otulające i masujące moje stopy i mnie całą.

Włożyłam suknię z falbankami i krótkim rękawkiem. Okryłam się szalem, wzięłam torebkę i wyruszyłam do miasteczka.

Szłam powoli, zachwycając się tymi cudnymi uliczkami i domkami takimi jak mój. Wokół domków kwitły kwiaty i rosły kwitnące krzewy. Gdzieniegdzie przechodził jakiś człowiek. Im bliżej centrum, tym na ulicach było więcej ludzi. „Najpierw muszę się rozejrzeć za jakąś ciekawą restauracją”, pomyślałam. I rzeczywiście, wypatrzyłam taką elegancką, niewielką restaurację, ze stolikami na zewnątrz. Weszłam do środka.

— Hola, dzień dobry.

— Hola, zapraszam panią do stolika — przywitał mnie kelner, który od razu do mnie podszedł. To był przystojny, zresztą jak wszyscy Hiszpanie, młody człowiek.

— Gracias — odpowiedziałam po hiszpańsku i usiadłam przy stoliku.

Stolik nakryty był eleganckim obrusem. Zamówiłam moje wybrane danie. Czekając, rozglądałam się po sali. Tylko dwa stoliki były zajęte, cóż, nie ma się co dziwić. Pewnie tutejsi mieszkańcy gotują obiady w domu, a turystów jest niewielu. A może jada się tutaj obiady późnym popołudniem? O ile pamiętam, chyba tak jest.

Kelner przyniósł mi zamówioną paellę, którą uwielbiam, z ryżem i owocami morza.

Paella wywodzi się z Hiszpanii, a konkretnie z Walencji. Jej nazwa pochodzi od łacińskiego słowa patella, co oznacza naczynie służące Rzymianom do ofiarowania darów bogom.

Paella została wymyślona przez hiszpańskich robotników, którzy przygotowywali to danie w czasie przerw w pracy z uwagi na to, że ryż był tani i sycący. To było idealne danie dla każdego i na każdą kieszeń.

Tradycyjnie paella jedzona jest prosto z patelni, w której jest przygotowywana. W restauracjach nie praktykuje się przekładania tej potrawy na talerz. Patelnię stawia się po prostu na drewnianej desce lub na podgrzewaczu i wtedy sami nakładamy sobie na talerz tyle, ile zjemy.

Paella to danie lekkie i radosne. Cudownie aromatyczne i takie, które kojarzy mi się z morzem, słońcem i Hiszpanią.

Do tego zamówiłam kawę, sernik i lampkę białego, wytrawnego wina. Cóż to była za uczta. Delektowałam się pysznym jedzeniem i popijałam wino. Pod koniec posiłku, kiedy na talerzu miałam niewiele, kelner przyniósł mi kawę i deser.

Siedziałam zamyślona i szczęśliwa w tym pięknym miejscu. Było przytulnie i bardzo czysto. Nawet nie chciało mi się stąd wychodzić. Patrzyłam przez okno na uliczkę.

W pewnym momencie zobaczyłam Marcosa z narzeczoną. Przeraziłam się. Pomyślałam, żeby tylko nie weszli do tej restauracji. Byłoby mi głupio. Tak naprawdę czułam się czemuś winna. Nie wiem czemu, ale wpadłam w panikę,

Faktem jest, że Marcos działał na mnie jakoś tak dziwnie. Nie potrafię tego opisać. I te jego oczy, takie przenikliwe. Od razu opuszczałam wzrok, kiedy patrzył na mnie. Czułam się tak, jakbym była przez niego prześwietlana. Muszę nabrać dystansu, potraktować go jak znajomego. Niestety, nie mogłam z restauracji uciec.

Marcos z kobietą, nie pamiętałam jej imienia, weszli do restauracji. Oczywiście od razu mnie dostrzegł, powiedział coś do kobiety i podeszli do mnie.

— Ojej, jaka niespodzianka, ciągle wpadamy na siebie. Dzień dobry, Susano — przywitali się ze mną oboje. — Czy możemy się do ciebie przysiąść? — zapytał Marcos.

— Oczywiście, proszę, siadajcie, ja i tak już kończę i będę wychodziła.

— Nie śpiesz się, zostań z nami, wstąpiliśmy z Eleną tylko na kawę — powiedział.

Elena, właśnie tak miała na imię narzeczona Marcosa. Podszedł kelner i przyjął zamówienie. Marcos zamówił kawę dla siebie i narzeczonej oraz trzy lampki czerwonego wina, czyli dla mnie również.

— Susano, będę tłumaczył Elenie, o czym rozmawiamy. Elena tylko trochę rozumie po angielsku. Nie krępuj się i nie denerwuj, bo widzę, że jesteś zestresowana.

— Tak, przyznaję, jestem zestresowana — powiedziałam.

— Cieszę się, że się spotkaliśmy. Susano, rozluźnij się. — Spojrzał mi głęboko w oczy i uśmiechnął się. — Przyjechaliśmy na weekend do mojego domu. Elena również jest lekarką. Chyba Blanca ci mówiła, że jestem neurologiem. Elena jest internistką. — Tłumaczył się? Czy co?

— Bardzo dobrze, że macie wspólne zainteresowania zawodowe. — Spojrzałam na Elenę i znowu się do niej uśmiechnęłam, już bardziej rozluźniona niż na początku.

Elena była brunetką, bardzo ładną i młodą. Do tego zgrabną i szczupłą. Śmiałą i swobodną. Wsłuchiwała się w to, co mówię, chyba jednak znała, może nawet więcej niż trochę, język angielski i wydaje mi się, że rozumiała, o czym mówimy. Jestem przeciwieństwem Eleny. Jestem delikatną blondynką, również szczupłą jak ona, tyle że dużo starszą. Czy jestem ładna? Nie uważam się za ładną, ale myślę, że to kwestia gustu.

— Susano, o czym tak myślisz? Jesteś taka tajemnicza. Mówię do ciebie, a ty nic, jesteś gdzieś daleko. — Marcos dotknął mojej ręki.

— Przepraszam, rzeczywiście zamyśliłam się, nie wiem czemu. Miło mi być tu z wami, ale już was pożegnam. Muszę jeszcze zrobić zakupy, a potem chcę pobiegać nad morzem. — Chciałam jak najszybciej stamtąd wyjść.

— Również było nam miło, do zobaczenia. — Oboje wstali.

— Do zobaczenia, dziękuję za wino, nie powinnam pić tej drugiej lampki. Trochę mi to wino uderzyło do głowy, a nie jestem przyzwyczajona. — Roześmiałam się, właściwie z siebie.

— Do zobaczenia! — Marcos spojrzał na mnie i dotknął mojego ramienia, poczułam dreszcz na całym ciele, a Elena podała mi rękę.

Szybko wyszłam z restauracji i wstąpiłam do marketu w pobliżu. Zrobiłam zakupy. Kupiłam również czerwone wino, pomyślałam: „A co, przecież mi wolno”.

Kiedy wróciłam do domku, najpierw zadzwoniłam do Wiktora. Już nie był taki znudzony i nie mówił, że brak mu mnie. Jakoś sobie poukładał swój świat beze mnie. Myślę, że i ta tęsknota, o której tak mówił, już mu przeszła. Bardzo szybko przystosował się do tej nowej sytuacji. Był w bardzo dobrym nastroju.

U dzieci wszystko dobrze, dzwonią do niego, nawet Natalia go odwiedziła. Obiady jada w uczelnianej stołówce, tak że bez reszty poświęca się pracy.

Rozmyślałam, jak mi tu jest dobrze, czuję się jak u siebie w domu. Jednak to prawda, że i ja szybko dostosowuję się do nowych warunków.

Nawet przez chwilę pomyślałam, że mogłabym zostać tutaj na stałe. Ojej, co to by było?

Zostawić wszystko, całą przeszłość. O nie, nie dałabym rady się utrzymać. Z pisania trudno żyć na takim poziomie, jak żyję teraz. Gdyby nie Wiktor, nie mogłabym tu przyjechać. Może gdybym znalazła jakąś pracę?

Co mi przychodzi do głowy, jakieś niedorzeczne myśli zaprzątają mi ją. O czym ja myślę? Przecież nie rozstanę się z Wiktorem, tyle lat przeżyliśmy razem. Ale jak się zastanowię nad nami, to ostatnio oddaliliśmy się od siebie. Nie ma między nami takiego przyciągania jak jeszcze parę lat temu. Odkąd dzieci się wyprowadziły, każde z nas żyje swoim życiem. Życie nasze spowszedniało. Może po moim powrocie coś się zmieni, zobaczymy.

Włożyłam kostium kąpielowy i pobiegłam nad morze. Wskoczyłam do chłodnej wody i pływałam do momentu, aż się zmęczyłam. Potem, osuszyłam się miękkim ręcznikiem i przebrałam. Włożyłam dres i jeszcze biegałam po piasku, żeby się rozgrzać. Kiedy wróciłam na moje miejsce, zobaczyłam Jasnego Duszka, czekał na mnie.

— Jasny Duszku, jesteś! — Uśmiechał się do mnie, a ja czułam jego opiekę, jego troskę i miłość.

— Jestem przy tobie, nawet jak mnie nie widzisz. Pamiętaj, że decyzje, które teraz podejmujesz, zaważą na dalszym twoim życiu.

— Jasny Duszku, ja wiem, jestem ostrożna i rozważna. Co masz na myśli? — zaniepokoiłam się.

— Sama wiesz, o czym mówię. Cokolwiek zrobisz, to ty jesteś odpowiedzialna za swoje wybory. Kiedy jesteś szczęśliwa, to i ja jestem szczęśliwy. Gdy jesteś smutna i jest ci źle, ja czuję to samo. Nie oceniam cię. Jestem tobą, twoimi myślami. Wiem, o czym myślisz, i wiem, co będzie dalej.

— Jasny Duszku, czy znasz dalsze moje życie? Jak to jest?

— Znam całe twoje życie, ale ty możesz je zmieniać. Układaj je tak, jak chcesz, i tak, żebyś nigdy niczego nie żałowała. Twoje życie zmienia się pod wpływem twoich myśli, podejmowanych decyzji. Czuję twoje emocje i rozterki.

Jasny Duszku… ale gdzie jesteś? Co się stało? Dlaczego tak nagle znikasz?

Znikąd nie było odpowiedzi. Jasny Duszek rozpłynął się. Jak można tak nagle zniknąć? To nierealne. Działo się to na moich oczach, a ja nie rozumiałam tej sytuacji. Zostałam sama na plaży. Zrobiło mi się chłodno. Drżałam i nie tylko z zimna. Słowa Jasnego Duszka utkwiły mi w pamięci.

Wstałam i pobiegłam do domku. Najpierw zrobiłam sobie kąpiel w wannie. Woda była tak gorąca, że aż skóra na moim ciele zrobiła się cała czerwona.

Rozluźniona i rozgrzana, ale też bardzo głodna, zaczęłam przygotowywać kolację. Zjadłam ze smakiem kanapki z sałatką z pomidorem, serem i awokado. Wypiłam jeszcze gorącą herbatę i zasiadłam do komputera odpowiedzieć na maile.

Pisała Natalia i Kamil. Wydawca był ciekaw, jak daleko jestem z książką. Odpisałam wydawcy, że tak, jak mi się dobrze tutaj pisze, to podejrzewam, że szybko się z nią uporam. Wspomniałam, że ukończę ją nawet wcześniej niż opiewa termin umowy. Jeżeli chce, mogę mu przesyłać po kilka rozdziałów do redagowania i korekty.

Jeszcze chwilę przeczytałam materiały potrzebne mi do książki, skopiowałam tekst i wyłączyłam laptopa. Położyłam się do łóżka, zgasiłam światło i rozmyślałam o Marcosie i o Jasnym Duszku. Na nowo przeżywałam cały dzień. Mam tak zawsze, jak coś ważnego czy nieznanego dzieje się u mnie. Wieczorem moje myśli cały czas krążą wokół tych wydarzeń.

Dzisiaj, szczególnie zaprzątał mi głowę Marcos. Jaki on przystojny, aż dech zapiera mi w piersi, kiedy na niego patrzę. To dlatego czuję się przy nim zestresowana, onieśmielona i uciekam przed jego wzrokiem. Czy to normalne, że boję się go spotkać? Czy to normalne, że nie wiem, jak się przy nim zachować? Bardzo dobrze nam się rozmawiało, gdy był u mnie w domku. Wydawało mi się, że był naturalny. A może to przy Elenie tak się zmienia? Elena chyba jest dużo od niego młodsza. Może chce jej zaimponować. Dziwne to wszystko. Ale również nie rozumiem siebie.

23 marca 2019 roku, sobota

Obudził mnie świergot ptaków. Tak ćwierkały, tak cieszyły się, że byłam tym bardzo zaciekawiona. Co się dzieje? Wstałam z łóżka i otworzyłam okno. Wszystko stało się jasne. Było pochmurnie i padał lekki deszczyk. Powietrze pachniało ozonem. Było już tak sucho, że to dobrze, że zaczęło padać. Lubię deszcz, uspokaja mnie. Zostanę dzisiaj w domku i trochę więcej popracuję.

Wzięłam prysznic, ubrałam się, zrobiłam sobie makijaż, ale delikatny, taki jak lubię. Lubię być naturalna.

Włożyłam dres. Kupiłam go przed wyjazdem i zaszalałam, bo w kolorze różowo-czarnym. Na śniadanie zachciało mi się naleśników z dżemem. Trochę czasu mi to zajęło. Nasmażyłam całą stertę i ze smakiem zjadłam aż pięć sztuk. Zrobiłam sobie kawę i usiadłam przy biurku. Popijając kawę, pisałam moją powieść. Wiosenny deszcz tylko mi w tym pomagał.

Kiedy znowu zaczęłam odczuwać bóle pleców, przerwałam pisanie, wyprostowałam się i zrobiłam kilka ćwiczeń. W międzyczasie deszcz przestał padać, ale nadal było pochmurnie.

Wyszłam przed domek, biegałam wokoło i przyglądałam się roślinności błyszczącej od deszczu.

Wiosna to piękna pora roku, to odnowienie, to nowe życie.

Nie chcę o tym myśleć, że ten pobyt tutaj szybko minie i że będę musiała wrócić do codzienności i bylejakości w Warszawie. Jak ja się tam znowu odnajdę? W tej szarości, bez morza i bez domku.

W tym domku jest taka dobra energia, czuję się w nim, jakby to było moje miejsce na ziemi. Ciekawa jestem, czy Blanca sprzedałaby mi ten domek. Muszę ją o to zapytać. To domek po jej dziadkach. Dla Blanki ma walory sentymentalne oprócz tych finansowych. Tylko czy stać byłoby mnie na jego kupno? Coś mi się wydaje, że nie. To tylko niespełnione marzenia.

Mówię o nim „domek” tak zdrobniale, ponieważ to jest maleńki dom, bardzo przyjazny, skromnie urządzony, ale z sercem. Na każdym kroku widać minimalizm, a ja go uwielbiam. Jest tylko to, co niezbędne do życia. Nigdy nie lubiłam i nie lubię chomikować zbyt dużo rzeczy i mebli. Ma być tylko to, co jest najpotrzebniejsze.

Wróciłam z ogrodu i znowu usiadłam do pracy. Zerknęłam na zegarek, dochodziła już godzina druga. No, dosyć na dzisiaj, postawiłam kropkę i skończyłam pisanie. Zaraz zrobię obiad na dwa dni, a potem pobiegnę nad morze.

Muszę być codziennie nad morzem, morze to dla mnie Jasny Duszek, to oczyszczenie, to siła, to pokarm dla duszy.

Zajęłam się gotowaniem, ale ciągle wracały myśli o Marcosie. Odrzucałam je, a one wracały. Ciekawe, czy on też tak o mnie myśli. Na pewno nie. Co ja sobie wyobrażam. Nawet nie można mnie porównać z Eleną. Mając przy boku Elenę, piękną kobietę, który mężczyzna myślałby o innej?

Po obiedzie pozmywałam, zrobiłam sobie jeszcze kawę, którą wypiłam z przyjemnością, i wyszłam z domku. Byłam w dresie i wzięłam ze sobą płaszcz przeciwdeszczowy. To na wypadek, gdyby padało. Cały czas było pochmurnie.

Nie chciałam pływać, tylko przywitać się z morzem, pobiegać i pospacerować.

Ojej, jak cudownie. Zostawiłam płaszcz na piasku, zdjęłam tenisówki i biegałam wzdłuż plaży tam i z powrotem. Trochę zmęczyłam się, chwilkę odpoczęłam i zrobiłam kilka przysiadów.

Stanęłam twarzą w kierunku morza i patrzyłam, jak fale uderzały o piasek, zabierały plażę. Zmieniały kolory, przybliżały się i odpływały. Pomyślałam, że dzisiaj nie pojawi się Jasny Duszek. Jaka szkoda.

Już miałam wracać do domku, kiedy nagle usłyszałam swoje imię. Z daleka biegł w moją stronę Marcos.

— Susano, Susano, zaczekaj. — Szybko podbiegł do mnie.

— Co ty tutaj robisz? — zapytałam zaskoczona.

— A ty co tutaj robisz? Tobie też mogę zadać to pytanie — odpowiedział z uśmiechem pytaniem na moje pytanie.

— Przyszłam pobiegać, przywitać się z morzem — odpowiedziałam.

— Ja również chciałem pobiegać, ale przyszedłem nad morze dla ciebie. Chciałem cię zobaczyć. Wiedziałem, że cię tutaj spotkam.

To do mnie niepodobne, ale nie speszyły mnie jego słowa.

— Chyba żartujesz, czemu chciałeś mnie spotkać? — zdziwiłam się.

— Nie wiem czemu, ale wciąż o tobie myślę. Ciągnie mnie do ciebie. Lubię z tobą rozmawiać i lubię twoje towarzystwo. — Podszedł do mnie, objął mnie, stał tak blisko, że czułam jego oddech.

— Marcos!!! — Uwolniłam się z jego objęć.

— Nie miałem nic złego na myśli, nie bój się mnie. — Śmiał się.

— OK, będziesz jeszcze biegał? Bo ja już wracam do domu. — Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę domku.

— A mogę się wprosić na herbatę? — zapytał nieśmiało.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, wahałam się, ale pomyślałam: „Co mi zależy, przynajmniej z kimś porozmawiam”.

— Tak, zapraszam cię, ale mam pytanie. Co na to powie Elena? — Nie chciałam wchodzić między ich relacje.

— Zostałem sam, Elena pojechała na dyżur. A ty też jesteś sama, więc będzie nam we dwoje raźniej przy dzisiejszym, pochmurnym dniu. — Pomyślałam, że ma rację.

— No dobrze, robi się chłodno, więc już chodźmy. Włączę piecyk, napijemy się gorącej herbaty — powiedziałam.

— No to chodźmy. — Uśmiechnął się i wziął mnie pod rękę.

Weszliśmy do domku, włączyłam piecyk i poszłam do łazienki, żeby się odświeżyć. Kiedy wróciłam, Marcos jak poprzednio zrobił herbatę, ale tylko dla mnie.

Dobrze, że kupiłam wino. Postawiłam na stoliku wino i naleśniki, które zostały mi ze śniadania. Usiadłam obok niego na kanapie i rozmawialiśmy na poważne tematy, tak od serca.

Opowiadał mi o sobie, o swoim rozwodzie, samotności, o synu, który mieszka z matką. Mówił, że ma z nim dobry kontakt, właściwie to, niestety, tylko telefoniczny. Jego syn ma siedemnaście lat, a na imię Felipe. Jest uczniem średniej szkoły. Rzadko się z nim widuje, ponieważ mieszka w Barcelonie.

Ja opowiedziałam o Wiktorze i po co tu przyjechałam, że mam dwoje dorosłych dzieci.

— Musisz mieć wyjątkową wyobraźnię i fantazję, żeby pisać książki.

— Rzeczywiście, trzeba mieć wyobraźnię — odpowiedziałam, i dodałam, że uwielbiam pisać.

— A ja nie przepadam za pisaniem, ale lubię czytać i dużo czytam. Mam nadzieję, że dasz mi przeczytać swoją książkę?

— Oczywiście, jak tylko ją wydam. Wyślę ci na adres Blanki. Przepraszam, że pytam cię o takie intymne sprawy. Jesteście zaręczeni z Eleną? — Może nie powinnam być taka ciekawska i żałowałam, że zapytałam.

— No, nie powiedziałbym, że zaręczeni. Rozmawialiśmy o małżeństwie, ale tylko w żartach. Elena jest dużo młodsza ode mnie. Waham się, a tak naprawdę nie spieszy mi się do małżeństwa, a może nie trafiłem na tę jedyną.

— Mam nadzieję, że ona to rozumie i to, że nie myślisz o niej poważnie.

— Tak, ona to wie, kocha wolność. Myślę, że też nie traktuje mnie poważnie, chociaż jesteśmy ze sobą.

— Dziękuję ci za szczerość i przepraszam za te osobiste pytania — odpowiedziałam. — Jeszcze tylko jedno pytanie chcę ci zadać, czy mogę?

— Susano, możesz pytać mnie o wszystko. — Przysunął się do mnie bardzo blisko. Patrzył mi prosto w oczy. Odsunęłam się.

— Ile masz lat, Marcos?

— Mam czterdzieści pięć lat, a ty, mogę wiedzieć?

— Jestem od ciebie młodsza, mam czterdzieści cztery lata. Właściwie to będę miała dopiero jesienią.

— Więc jesteśmy prawie równolatkami i dlatego tak dobrze się rozumiemy. To świetnie, prawda? — Roześmiał się.

Rozmawialiśmy o sobie, o swoich zainteresowaniach, co lubimy. Było tak, jakbyśmy znali się od bardzo dawna. Przestałam się stresować, nie byłam już taka onieśmielona czy spięta przy nim. Może to po tym winie, które piliśmy.

Zrobiło się późno. Wypiliśmy całą butelkę wina. Zjedliśmy wszystkie naleśniki, a Marcos, ani myślał iść do domu.

— Jest mi tu dobrze z tobą. Jesteś taka śliczna i mądra. Takie kobiety lubię. Co ty masz w sobie, że nie chce mi się stąd wychodzić? Chciałbym zostać z tobą — zaczął od komplementów. Chciał mnie uwieść? Muszę uważać, bo jestem wrażliwa na słowa.

— Muszę cię przegonić, jest już bardzo późno, idź już. — Chciałam, żeby już poszedł, bo robiło się gorąco i niebezpiecznie.

— A mogę jeszcze zostać? — prosił i patrzył na mnie swoimi pięknymi, czarnymi i zalotnymi oczami. Wiedział, że tym jego oczom nie potrafię się oprzeć.

— Marcos, nie patrz tak na mnie — śmiałam się — dobranoc. Idź już. Jestem już śpiąca. — Oparłam się swoim myślom.

Marcos niechętnie, ociągając się, ale jednak wyszedł.

Byłam zadowolona, że jednak okazał się dżentelmenem. Nie naciskał. Zachował się przyzwoicie. Wiedziałam, że to wspaniały mężczyzna.

Nie wiem, czy dzisiaj zasnę. Tyle emocji na wieczór i Marcos, ten zalotnik, co zawrócił mi w głowie i te jego oczy, którym nie można się oprzeć.

Szybko wskoczyłam do łóżka, rzeczywiście, nie mogłam zasnąć. Rozmyślałam, o tym, co się wydarzyło w ciągu dnia. Przypomniały mi się młodzieńcze lata, zakochanie i randki. Dzisiaj poczułam się przy tym mężczyźnie, jakbym znowu miała osiemnaście lat.

24 marca 2019 roku, niedziela

Powoli otworzyłam oczy. Najpierw pomyślałam: „Ciekawe, jaka jest dzisiaj pogoda”. Wstałam i jak zwykle rozsunęłam zasłony i podniosłam rolety. Zasłony nie przepuszczały światła, ale również chroniły przed słońcem. Niecodziennie jednak zasłaniałam nimi okna. Przeważnie zasłaniałam okna roletami. Lubię, jak trochę widzę prześwitującą jasność dnia.

Zapowiadał się piękny dzień. Nie było ani śladu po deszczu. Niedziela powinna być dniem wolnym od pracy, ale nie dla mnie.

Po śniadaniu zaparzyłam kawę, postawiłam filiżankę na biurku i włączyłam komputer. Wcześniej pootwierałam szeroko okna, czułam to powietrze zalewające pokój. Było rześkie i pachnące. Miałam wrażenie, jakbym pisała w ogrodzie. Tego mi było trzeba. Z przyjemnością usiadłam do pracy.

Jeszcze raz i raz dziękowałam losowi, Jasnemu Duszkowi, że właśnie tutaj się znalazłam.

Pomyślałam, że wszystko jest po coś, że ktoś lub coś nami kieruje. Może to właśnie mój anioł — Jasny Duszek. Tylko do tej pory nigdy mi się nie pokazał. Zdarzyło się to po raz pierwszy tutaj. Dlaczego? Tego nie wiem, a może chodzi o zmianę w moim życiu?

Przestałam rozmyślać i skupiłam się na pisaniu. Kiedy piszę, zapominam o całym świecie. I tym razem też tak było.

Upłynęło dobrych kilka godzin, kiedy znowu dał o sobie znać mój znajomy ból w plecach. To świadczyło o tym, że na dzisiaj koniec pisania.

Wyszłam przed domek, kilka minut gimnastykowałam się. Pozachwycałam się kwiatami w ogródku. Wczorajszy deszcz był potrzebny, ponieważ wszystko jakby się rozweseliło. Wszystko odżyło i jeszcze bardziej się zazieleniło. „Jak tu pięknie”, pomyślałam. Nigdy nie czułam się tak cudownie.

Po chwili wróciłam do domku. Przyrządziłam obiad i zjadłam z apetytem.

Zastanawiałam się, czy iść na plażę, czy może pójść do miasteczka. Pomyślałam, że pewnie jest tam pusto, przecież była niedziela. I wtedy przypomniałam sobie o szkole językowej. Muszę się zapisać na lekcje, ale nie wiem, gdzie mieści się szkoła.

Szybko znalazłam stronę w necie na temat szkoły i lekcji języka hiszpańskiego w naszym miasteczku. Zapisałam w kalendarzu. Oto co przeczytałam na temat tej szkoły:

„La Playa to akredytowana przez Instytut Cervantesa szkoła położona tuż przy plaży w La Cala del Moral. Jest to spokojna dzielnica rybaków oddalona o piętnaście kilometrów od centrum Malagi, w zachodniej części Costa del Sol.

Wszystkie