Zasada jednej nocy - Kat Cantrell - ebook

Zasada jednej nocy ebook

Kat Cantrell

3,8

Opis

Hendrix był wierny zasadzie jednej nocy. Nigdy nie sypiał dwa razy z tą samą kobietą. Podobnie miała wyglądać randka z Roz, córką bogatego przedsiębiorcy, którą spotkał w Vegas. Niestety oboje zostali w intymnym momencie przyłapani przez parazzo. A ponieważ ich kompromitujące zdjęcie mogło zaszkodzić jego matce starającej się o fotel gubernatora, Hendrix zaproponował Roz małżeństwo. Oboje mieli na tym skorzystać, a po pewnym czasie po cichu się rozwieść. Po ślubie Hendrix uznał, że seks z żoną jest jeszcze lepszy niż z kochanką. Roz jednak postanawia dotrzymać umowy...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 161

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (96 ocen)
35
24
24
10
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Kat Cantrell

Zasada jednej nocy

Tłumaczenie:Katarzyna Ciążyńska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Wydział turystyki w Las Vegas pilnie potrzebował nowego sloganu reklamowego. Dotychczasowy bowiem zapewniał turystów, że ich przygody w Vegas pozostaną ich słodką tajemnicą. Tymczasem to, co przydarzyło się w tym mieście Hendrixowi Harrisowi, prześladowało go aż do jego domu w Karolinie Północnej i trafiło do wszystkich znanych człowiekowi mediów.

Hendrix nie wiedział, co by mu teraz najskuteczniej pomogło na ból głowy wywołany tym nieszczęsnym wydarzeniem – zwrot poniesionych kosztów, zaklęcie, które wymazałoby Vegas z jego pamięci, czy może tabletka aspiryny.

Musiał przyznać, że paparazzo idealnie uchwycił ich twarze, jego i Rosalind Carpenter. Zdjęcie było erotyczne, lecz nie pornograficzne – było oczywiste, że oboje są nadzy, a jednak jakimś cudem intymne części ciała pozostały zasłonięte. Dzięki temu zdjęcie mogło trafić do druku. Ujęcie było niepowtarzalne. Nie brakowało nawet unoszącej się nad wanną pary.

A przez to, że fotograf znalazł się w odpowiednim miejscu we właściwym czasie, Hendrixa opuściło szczęście.

Był przekonany, że matka dostanie zawału, kiedy zobaczy go nagiego w towarzystwie nagiej córki najbogatszego człowieka w Karolinie Północnej. Zwłaszcza że gdy rozpoczynała kampanię wyborczą, starając się o fotel gubernatora, prosiła go, by zachowywał się przyzwoicie.

Okazało się jednak, że nie było żadnego zawału. Matka była podekscytowana, że nawiązał tak bliskie stosunki z córką Paula Carpentera. W emocjach stwierdziła, że ślub z Rosalind wszystko naprawi i wymusiła na Hendriksie, by przyznał jej rację. Doprawdy, cały ten skandal to jego wina i na nim spoczywa obowiązek rozwiązania problemu. Takie właśnie słowa od niej usłyszał. Bardzo wpływowi Carpenterowie byli posiadaczami starej rodzinnej fortuny, co stanowiło miłą równowagę dla Harrisów, którzy wzbogacili się własną pracą.

Żaląc się w duchu, gdyż zbyt kochał i szanował matkę, by głośno dać wyraz swojemu niezadowoleniu, Hendrix zaczął się zastanawiać, jak skontaktować się z Roz. Ich igraszki w Vegas nie miały dalszego ciągu. Teraz będzie musiał ją przekonać, że plan jego matki budzi w niej szczery zachwyt.

Nie był przeciwny samej idei małżeństwa, zwłaszcza gdy załatwiało więcej niż jeden problem. A zatem jego celem było doprowadzenie do tego, by na pytanie: „Wyjdziesz za mnie?”, Roz bez wahania odpowiedziała: „Tak”.

Kłopot w tym, że nie rozmawiał z nią od tamtej nocy, a wówczas uzgodnili, że więcej się nie spotkają. Ale to drobny szczegół. Bo przecież do rzadkości należały przeszkody, których Hendrix nie pokonywał.

Na szczęście Roz nie zablokowała wszystkich programów, które przekazywały jej dane jednej ze stron pozwalających znaleźć poszukiwaną osobę za konkretną cenę. Hendrix skorzystał z płatnej strony bez skrupułów, skoro okazała się pomocna.

Podjechał pod budynek na Fayetteville Street, gdzie mieszkała Rosalind. Przyjazd z szoferem, fanfarami i prasą jeszcze przed załatwieniem sprawy nie wydawał mu się dobrym pomysłem, więc sam prowadził samochód. Kiedy Roz powie tak, pokaże się mnóstwo oficjalnych zdjęć szczęśliwej pary. Na których oboje będą ubrani.

Jego matka nie doceniła ciężkiej pracy, jaką włożył w to, by jego sześciopak nadawał się na rozkładówkę. Szkoda, że takie świetne zdjęcie nocy z najgorętszą kobietą, jaką znał, zaszkodziło kampanii matki, która kładła nacisk na wartości rodzinne.

Wobec pracowników ochrony budynku Hendrix użył swojego uroku osobistego, dzięki któremu nieodmiennie zyskiwał natychmiastową sympatię. Swoją drogą często z tego korzystał. Potem czekał cierpliwie, aż do windy wsiądzie ktoś, kto ma dostęp do piętra Roz i kto zechce wysłuchać opowieści o jego niedoli. Po kwadransie zapukał do drzwi Rosalind Carpenter. Trzeba jej przyznać, że kiedy otworzyła, nawet nie mrugnęła.

On przeciwnie.

Do diabła. Jak mógł zapomnieć, co z nim robiła?

Jej seksapil zaatakował go jak fala, która rozbija się na brzegu; nie wiedział, jak się spod niej wydostać, ale wcale się tym nie przejmował, bo uwolnienie się było ostatnią rzeczą, jaka chodziła mu po głowie. Był pod takim wrażeniem, że musiał wziąć głęboki oddech. Roz zaczesała ciemny lok za ucho, ściągnęła wargi i przyglądała mu się z chłodnym rozbawieniem.

– Jesteś nieposłuszny – oznajmiła seksownym głosem, opierając się o drzwi.

– Masz kiepską pamięć – odparł z uśmiechem. – Przypominam sobie, że spełniałem wszystkie twoje polecenia. Szybciej, mocniej, od tyłu. Nie przychodzi mi na myśl ani jedno, którego bym nie wykonał.

Uniosła brwi.

– Poza tym, że nie będziemy powtarzać naszego spotkania w Vegas? Bo istnieją powody, dla których nie powinniśmy się tu spotykać. Zgodziłeś się ze mną.

Hendrix zbył to uśmiechem.

– Cóż, skoro zamierzasz wchodzić w szczegóły. To prawda. Ale przecież na tamtym spotkaniu się skończyło.

– Wobec tego czemu zawdzięczam tę przyjemność? Może powinnam ująć to inaczej, bo odnoszę wrażenie, że to nie jest wizyta towarzyska.

Nie było sensu tego przeciągać, gdyż oboje mieli żywotny interes w tym, by wyciszyć skandal. Hendrix pozwolił sobie jednak przez chwilę podziwiać Roz.

Podniecał go umysł Roz. Widziała rzeczy, których inni nie dostrzegali. Wciąż nie rozumiał, dlaczego musieli wybrać się do Vegas, by poznać się bliżej.

– Widziałaś zdjęcie – stwierdził.

– Tak jak połowa wschodniego wybrzeża. Krąży od tygodnia. – Zlustrowała go z góry na dół, zatrzymując po drodze wzrok, jakby znalazła coś godnego uwagi. – Nie wiem, czemu z powodu zdjęcia miałbyś mnie nagle szukać.

Okolica, na której zatrzymała spojrzenie, obudziła się do życia, zelektryzowana wspomnieniem chwili, kiedy Hendrix poznawał ciało tej kobiety.

– Musimy coś zrobić z twoją kiepską pamięcią, skoro patrząc na to zdjęcie, nie chcesz tego natychmiast powtórzyć.

Skrzyżowała ramiona na piersi, na przezroczystym topie.

– Moja pamięć ma się dobrze. I nie mam problemu z tym, żeby przyznać, że twoja opinia jest zasłużona. Za to nie ma mowy o powtórce. Już to mówiłam.

Tak, mówiła. I to nieraz. Kiedy leżeli w łóżku i byli pod prysznicem. To były całonocne igraszki, przez które Hendrix omal nie spóźnił się następnego ranka na ślub Jonasa, swojego przyjaciela. A jednak zostawił rozkoszną towarzyszkę i zdążył na czas do kaplicy. Zakładając, że zgodnie z ustaleniami nigdy więcej nie zobaczy Roz.

Jego matka, Helene Harris, zapewne przyszła gubernator Karoliny Północnej, zmieniła jego myślenie. Tydzień zabrało mu rozważenie konsekwencji skandalu i mniej więcej tyle samo pogodzenie się z faktem, że ślub jest jedynym antidotum. W tym momencie był już o tym przeświadczony. I pragnął przekonać do ślubu Roz.

– Tego zdjęcia nie powinno być. Ale było, więc musimy naprawić szkody. Ludzie mojej matki uważają, że byłoby najlepiej, gdybyśmy się pobrali. Po wyborach możemy wziąć cichy rozwód.

Roz zaśmiała się.

– Ludzie twojej matki, Hendrix? To takie słodkie.

– Jakby twój ojciec nie miał swoich ludzi.

Carpenter Furniture była uznawana za jedną z najbogatszych firm na świecie. Ojciec Roz piastował stanowisko prezesa od trzydziestu lat, kiedy to firma została założona. Miał swoich ludzi.

Roz w jednej chwili spoważniała.

– Ludzie mojego ojca nie mają tak durnych pomysłów jak małżeństwo, które ma załatwić nieistniejący problem. Ta rozmowa mnie nudzi, jestem zajęta, więc wybacz.

– Nie tak szybko. – Hendrix wsunął nogę w drzwi, nim Roz je zatrzasnęła. Pora zmienić taktykę. – Pozwól, że zaproszę cię na drinka. Porozmawiamy jak rozsądni dorośli ludzie.

– Tak. Ty i alkohol to sam rozsądek.

Ironia w jej głosie była tak słodka, że nie mógł powstrzymać uśmiechu.

– Właściwie przyznałaś, że doprowadzam cię do szaleństwa.

– Mam dość. – Omal nie przytrzasnęła mu stopy, próbując zamknąć drzwi.

– Poczekaj, Roz – odezwał się głosem, który mówił: Nie możesz mi się oprzeć, nawet gdybyś chciała. – Daj mi pięć minut, proszę. Potem możesz mi uciąć wszystkie palce, jeśli zechcesz.

– Czy słowo małżeństwo padnie jeszcze raz?

Zawahał się. To był powód jego wizyty. Ale on potrzebował jej bardziej niż ona jego. Cała sztuka polega na tym, by się nie zorientowała.

– To naprawdę taki wysiłek zastanowić się nad połączeniem dwóch rodzin, które może przynieść korzyść wszystkim? Zwłaszcza w świetle tego zdjęcia.

Jej twarz nie złagodniała, ale widział, że zyskał jej uwagę. Czyli nie ma sensu podkreślać ich wzajemnego zainteresowania. Zapisał to w pamięci i sięgnął po logiczne argumenty.

– Możesz szczerze powiedzieć, że nie odczułaś negatywnego skutku naszego… romansu? Bo ja odczułem, inaczej bym tu nie stał. Wiem, umówiliśmy się, że nie będziemy się kontaktować, ale sytuacja się zmieniła.

Choć nie powody, dla których mieli się nie spotykać. Bo o tym zdecydował instynkt samozachowawczy.

On i Roz byli jak podpałka wrzucona do płonącego lasu. Jednej nocy Hendrix przeżył z Roz więcej niż z dziesięcioma innymi kobietami. Mimo to gdy wzeszło słońce, rozstali się. Hendrix trzymał się zasady jednej nocy nie tylko z powodu paktu, jaki zawarł na ostatnim roku uniwersytetu Duke’a. Przysiągł wówczas, że nigdy się nie zakocha, ponieważ dość razy w życiu został odtrącony, a najlepszym sposobem na uniknięcie odrzucenia jest unikanie bliskości.

Seks lubił. Seks mu służył. Bliskość nie wchodziła w rachubę. Tylko pod naciskiem matki przekalkulował złamanie tej zasady w przypadku Roz.

– Więc ślub miałby naprawić szkody? Z mojego punktu widzenia to przez ciebie ten cały skandal. Co ja bym z tego miała?

Jakby nie była tą, która do niego podeszła na parkiecie Calypso Room, rozbierając go spojrzeniem. Zakończenie wieczoru było z góry przesądzone w chwili, gdy się dotknęli. Przynajmniej nie zaprzeczyła, że paparazzi przysporzyli jej kłopotów. Gdyby to zrobiła, przypomniałby jej, że gdzieś koło drugiej nad ranem wyznała, że nie chce dłużej być postrzegana jako skandalistka. Zdjęcie w wannie nie mogło jej w tym pomóc. Małżeństwo przeciwnie.

Ten fakt stanowił element jego strategii.

– Zostaniesz synową przyszłej gubernator Karoliny Północnej. Nie rozumiem, dlaczego się zastanawiasz.

– Też byś się zastanawiał. – Potrząsnęła głową. – Jestem chorobliwie ciekawa. Co ty będziesz z tego miał?

Uznanie. Szacunek. Coś, co trudno zdobyć w jego świecie. Sieć sklepów tytoniowych jego rodziny to niezbyt szanowany biznes, a na dodatek Hendrix był synem człowieka, który nigdy go nie uznał.

Powiedział jednak:

– Seks.

Przewróciła oczami.

– Kłamiesz. Ostatnia rzecz, o jaką musiałbyś prosić, to naga kobieta w łóżku.

– To zabrzmiało jak komplement. – Uniósł brwi. Jak ona go przejrzała?

Najwyraźniej tak to jest z inteligentnymi kobietami.

– To nie był komplement. Uwodzenie nie jest prawdziwą sztuką, kiedy zaczynasz od oszustwa.

Musiał się zaśmiać, chociaż nie był pewien, czy powinien podziękować za dwuznaczny komplement.

– Nie odejdę bez odpowiedzi. Wyjdź za mnie, a skandal ucichnie.

Pokręciła głową, jej twarz przeciął szelmowski uśmiech.

– Po moim trupie.

Po tych słowach wypchnęła jego nogę i zamknęła drzwi z cichym kliknięciem. Oniemiały patrzył na drzwi z drewna o ładnych słojach. Rosalind Carpenter właśnie odrzuciła jego oświadczyny. Choć celowo nie angażował w to emocji, odrzucenie go zabolało.

Oparła się o zamknięte drzwi i zacisnęła powieki. Małżeństwo. Z Hendrixem Harrisem. Gdyby nie rozumiała, po co przyjechał z tak idiotycznym pomysłem, zadzwoniłaby na policję, by zabrali tego szaleńca sprzed jej drzwi. Ale on nie był szalony, tylko zdesperowany, by rozwiązać problem. Podobnie jak ona.

Różnica polegała na tym, że jej ojciec nie pracował ze „swoimi ludźmi”, by jej pomóc. Siedział w swojej wieży z kości słoniowej, w dalszym ciągu nią rozczarowany. Cóż, czasami zdarzał jej się jakiś wybryk. Las Vegas to ten przypadek. Naprawienie utraty wizerunku należało wyłącznie do niej i zamierzała to zrobić. Ale nie poprzez ślub z człowiekiem, który wywołał ten skandal.

Jakby małżeństwo mogło cokolwiek rozwiązać, zwłaszcza z Hendrixem, który cieszył się fatalną reputacją. Zainteresowała się nim tamtej szalonej nocy głównie po to, by sprawdzić, jak rzeczywistość ma się do legendy.

Powinna była wziąć nogi za pas w chwili, gdy go rozpoznała. A tymczasem postawiła mu drinka. Nie można jej odmówić talentu do pakowania się w kłopoty.

Hendrix należał do mężczyzn atrakcyjnych i niegrzecznych – takich, do jakich miała słabość. Prawdziwe pytanie brzmiało: Jak zdołała zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, zamiast zaprosić go na powtórkę z rozrywki.

To byłby fatalny pomysł. Vegas oznaczało dla niej koniec pewnej epoki. Poleciała tam z przyjaciółką Lorą, by zaszaleć w miejscu słynącym z tego, że umożliwia takie zachowanie bez konsekwencji. To jej ostatnie szaleństwo, poinformowała Hendrixa. Postaraj się, żebym je zapamiętała. Po powrocie do prawdziwego świata zamierzała zrobić wszystko, by ojciec był z niej dumny.

Tymczasem trafiła na problem.

Powinna go była rozwiązać, zanim pozwoliła Hendrixowi się pocałować. Na samo wspomnienie jego wyjątkowego talentu robiło jej się gorąco. Przeklinając swoją słabość do urodziwych złych chłopców, poszła się przebrać, by zrealizować swój plan zadowolenia ojca na własnych warunkach.

Małżeństwo. Rosalind Carpenter. Jedno z drugim nie pasuje do siebie pod żadnych względem, zwłaszcza jako sposób na to, by ojciec zaczął być z niej dumny.

Obserwowała, jak ojciec radził sobie z długą chorobą matki. „Aż śmierć nas nie rozłączy” to nie żart. Najlepszym sposobem uniknięcia testowania tej przysięgi jest jej nie składać.

Roz zdjęła sukienkę, którą miała na sobie podczas lunchu z Lorą, i włożyła czarną spódnicę oraz jasnoniebieską bluzkę z długim rękawem, w których wyglądała jak bankowiec. Ułożyła włosy w kok, walcząc z niesfornymi kosmykami. Popołudnie miała wypełnione zadaniami związanymi ze stworzoną przez siebie organizacją charytatywną.

Podjechała przed mały lokal z wejściem prosto z ulicy, który pomógł jej wynająć współpracownik ojca. Nie było jeszcze szyldu. To jeden z wielu szczegółów, którymi musi się zająć w tym tygodniu. „Uśmiech Klauna” powstał z potrzeby jej serca. Być może był też formą terapii.

Klauni wciąż ją przerażali, choć nie przyznałaby się, że nabawiła się tej fobii, siedząc długimi godzinami przy łóżku matki. A szczerze mówiąc, nie musiała się przed nikim tłumaczyć. Ciekawskim musi wystarczyć, że Rosalind Carperter stworzyła organizację charytatywną, która szkoli klaunów do pracy w szpitalach dziecięcych.

Wzięła przykład z ojca i sprawiła sobie największe biurko, jakie znalazła w magazynie firmy Carpenter w pobliżu lotniska. Ojciec zawsze mawiał, by inwestować w jakość i kupować meble odpowiednie do okoliczności, jakich oczekujemy, a nie takie, które nam się podobają. By przetrwały do chwili, kiedy urzeczywistnimy swoje marzenia. Ta filozofia służyła Carpenter Furniture, więc Roz kupiła biurko, dzięki któremu czuła się szefową odnoszącego sukces przedsięwzięcia.

Z werwą zabrała się za stos papierów, wypełniając formularze zamówień. Z prowadzeniem organizacji wiązał się ogrom kosztów ogólnych, a ponieważ miała na razie zerowy przychód, nie mogła jeszcze zatrudnić pracowników.

Ledwie zaczęła pracę, dostała telefon z pierwszego szpitala, z którym się kontaktowała.

– Pani Smith, tak się cieszę, że panią słyszę – zaczęła gładko Roz. – Chciałabym wiedzieć, jakie są pani wymagania, żeby „Uśmiech Klauna” znalazł się na liście organizacji, które mogą pracować z dziećmi w pani szpitalu.

– Mogłam pani zaoszczędzić czasu, pani Carpenter – odparła rozmówczyni chłodno. – Mamy już grupę klaunów, z którą współpracujemy. Nie potrzebujemy nikogo więcej.

Te słowa wprawiły Roz w zakłopotanie.

– Och, cóż, będziemy szczęśliwi, jeśli znajdziemy się na liście rezerwowej. Na wypadek, gdyby ta druga grupa odwołała spotkanie.

– To się w zasadzie nie zdarza – odparła kobieta. – Zresztą nie uzgadniamy szczegółowych terminów.

To nie była dobra rozmowa. Roz włoski stanęły na karku.

– Trudno mi uwierzyć, że nie przyda się pani dodatkowa rozrywka na pediatrii. Mówimy o chorych dzieciach, które nie chcą być w szpitalu. Może pani korzystać z moich klaunów na zmianę z tamtymi.

Długa cisza w słuchawce nie zapowiadała niczego dobrego.

– Mówiąc szczerze, rada szpitala nie chciałaby mieć do czynienia z organizacją, którą pani kieruje – stwierdziła wprost pani Smith. – Oczekuje się od nas ujawnienia wszystkich kontaktów pacjentów ze światem zewnętrznym, zwłaszcza kiedy pacjentami są dzieci. Klauni muszą być dokładnie sprawdzeni, żebyśmy mieli pewność, że nie narażamy pacjentów na… nieodpowiedni wpływ.

Roz zrobiło się gorąco, a potem zimno, kiedy słowa rozmówczyni do niej dotarły.

– Rozumiem, że to ja jestem tym nieodpowiednim wpływem. W takim razie czy mogę też być szczera i spytać, po co się pani fatygowała, żeby do mnie oddzwonić?

– Z szacunku dla pani ojca. Jeden z jego wiceprezesów zasiada w naszej radzie, jeśli nie jest pani tego świadoma – odparła cierpko. – Skoro osiągnęłyśmy porozumienie…

– Owszem. Dziękuję za szczerość. – Roz zakończyła rozmowę i rzuciła telefon na biurko. Ręce jej drżały.

A ponieważ nieszczęścia chodzą parami, drzwi, które zapomniała zamknąć na klucz, otworzyły się i do jej koszmaru wkroczył znów Hendrix Harris.

– Co tu robisz? – warknęła, zbyt wytrącona z równowagi, by myśleć o dobrych manierach, skoro już raz mu powiedziała, że nie chce go więcej widzieć. – To jest prywatny lokal. Jak mnie znalazłeś?

Hendrix nonszalancko wszedł do środka i rozejrzał się z nieskrywaną ciekawością.

– Jechałem za tobą, oczywiście. Ale nie chciałem ci przeszkadzać w rozmowie telefonicznej.

– Wielkie dzięki. – Sięgnęła po telefon, by zadzwonić na policję. – Masz dwie sekundy, żeby stąd wyjść, inaczej złożę skargę, że wtargnąłeś tu siłą.

Zamiast szybko wynieść się za drzwi, Hendrix okrążył biurko, naruszając jej prywatną przestrzeń, i wyjął jej z ręki telefon.

– Czemu miałabyś robić coś takiego? Jesteśmy przyjaciółmi.

Poczuła pod powiekami jakby łzy.

– Nie jesteśmy przyjaciółmi.

Łzy w obecności Hendrixa. To byłoby niewybaczalne.

– Możemy być przyjaciółmi – oznajmił obojętnie. Okazało się, że to odpowiedni ton, by powstrzymać łzy. – Przyjaciółmi, którzy sobie pomagają. Nie dałaś mi wcześniej szansy, żebym ci wyjaśnił, jak możemy sobie pomóc.

Pomoc. Tego właśnie potrzebowała. Ale on nie musi tego wiedzieć, ani tego, jaka była mu wdzięczna, że znalazł sposób, by pomóc jej odzyskać równowagę. Ani przez moment nie wierzyła, że nie dostrzegł jej przelotnej bezbronności.

Wciąż czuła dreszcze po rozmowie z kobietą ze szpitala. Ale już jej nie grozi, że się rozpadnie.

Wskazała głowę na podłogę obok jego stóp.

– Tam jest granica, którą przekroczyłeś o metr.

Problem w tym, że podobało jej się, iż był tak blisko, oparty biodrem o biurko, a wszystko, co miał najlepszego, znajdowało się na poziomie jej oczu. Mogłaby godzinami patrzeć na jego nagość i nigdy nie miałaby dość znajdowania nowych sposobów na jej docenienie.

Niestety chyba czytał jej w myślach. Nie ruszył się z miejsca. Za to temperatura w pokoju wzrosła. A może tylko jej zrobiło się gorąco w bliskim kontakcie z tą śmiertelną bronią?

Co takiego było w jego piwnych oczach, że tak ją przenikały? Wystarczyło, że na nią spojrzał, a już czuła motyle w brzuchu. Czemu nie jest odpychającym brzydalem z garbem i powykręcanymi stopami?

Co prawda głupio byłoby sobie tego życzyć, bo gdyby tak było, nie przespałaby się z nim w Vegas. Nagie igraszki z mężczyzną zbudowanym jak Hendrix przywracały jej światu równowagę – na jedną noc.

Teraz płaciła cenę za chwilę hedonizmu. Choć ostateczny koszt jeszcze nie został określony.

Hendrix odłożył jej telefon na biurko, słusznie zgadując, że zyskał jej uwagę i że groźba wyrzucenia go straciła aktualność. Na razie. W razie potrzeby bez trudu mogła go odprawić. Albo odsunąć się z krzesłem, by zajął lepszą pozycję. To solidne biurko. Szkoda byłoby nie przetestować jego wytrzymałości.

– Skoro już tu jestem – podjął z akcentem z Karoliny Północnej – powinnaś mnie wysłuchać. Nie wiem, jak postrzegasz moją propozycję, ale chyba do ciebie nie dotarło, że chodzi o umowę.

To akurat nie wpadło jej do głowy. Wyobrażała sobie przede wszystkim wiele seksu. A przecież postanowiła się bez niego obejść, ponieważ rozpoczęła nowy rozdział w życiu. Z drugiej strony taka umowa ma pewne interesujące możliwości.

Skrzyżowała ramiona na piersi. Głównie po to, by trzymać ręce przy sobie.

– Tylko mów szybko. Mogę ci poświęcić pięć minut.

Tytuł oryginału: One Night Stand Bride

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2017

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2017 by Kat Cantrell

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o. o., Warszawa 2018

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieł w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin (nazwa serii) są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 9788327640284

Konwersja do formatu EPUB:Legimi S.A.