Wyzwolona zmysłowość (Gorący Romans) - Kat Cantrell - ebook

Wyzwolona zmysłowość (Gorący Romans) ebook

Kat Cantrell

3,6

Opis

Patrzyła zafascynowana, jak Warren powoli zbliża rękę do jej szyi. Jego dotyk podziałał na nią elektryzująco. Przez moment tkwili bez ruchu, po czym drugą ręką objął ją w talii i przyciągnął do siebie. Każdą czynność wykonywał bez pośpiechu, niemal w zwolnionym tempie, tak jak tego potrzebowała. A później wszystko potoczyło się błyskawicznie. Dawno nie była tak podniecona...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 156

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (105 ocen)
35
21
28
18
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Kat Cantrell

Wyzwolona zmysłowość

Tłumaczenie: Julita Mirska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Warren Garinger był pewien, że istnieje poradnik „Jak rzucić faceta”, który kobiety przekazują jedna drugiej. To by tłumaczyło, dlaczego po raz czwarty z rzędu dostał esemesa o treści: Jesteś koszmarnym pracoholikiem. Mam nadzieję, że ty i twoja firma będziecie z sobą bardzo szczęśliwi.

Nie rozumiały, co to znaczy zarządzać wielomiliardowym konglomeratem.

Logo Flying Squirrel było widoczne na każdym kroku, gdzie tylko człowiek spojrzał. Garingerowie produkowali jeden z najlepiej sprzedających się napojów energetycznych na świecie.

– Masz chwilę? – Tilda zajrzała do gabinetu.

Ona jedna potrafiła docenić, ile wysiłku kosztuje go sukces. Skinął głową. Dla Tildy Barrett zawsze miał czas. Po części dlatego, że uwielbiał jej australijski akcent, ale głównie dlatego, że okazała się fenomenalną doradczynią marketingową. Napój Flying Squirrel nie był tak popularny w Australii jak w Stanach, ale dzięki staraniom Tildy to się powoli zmieniało.

– Widziałem wyniki nowej kampanii. Są obiecujące.

Z okien gabinetu rozciągał się widok na centrum Raleigh, lecz Warren rzadko spoglądał na zewnątrz. Dziś też skupił się na Tildzie.

Kilka razy zdarzyło mu się o niej fantazjować. Zawsze była zapięta na ostatni guzik, ale czuł, że pod garsonkami, które sobie upodobała, kryje się bardzo zmysłowe kobiece ciało. Włosy miała upięte, ani jeden kosmyk nie opadał na twarz. Była profesjonalistką w każdym calu; dlatego tak świetnie się dogadywali.

– Mogłyby być lepsze – oznajmiła.

Jak zwykle podczas ich narad usiadła na krześle po prawej stronie biurka.

Australijskim rynkiem rządził główny rywal Flying Squirrel, firma Down Under Thunder. Doświadczenie i fachowa pomoc Tildy były bezcenne.

– Ale nie dlatego tu przyszłam…

Zawahała się. Zazwyczaj rozumieli się w pół słowa; ona wiedziała, co on chce powiedzieć, zanim jeszcze skończył mówić, i odwrotnie.

Dziś jednak nic nie potrafił wyczytać z jej twarzy.

Pochyliwszy się, oparł ręce na biurku, na którym nic poza laptopem i komórką nie leżało. Dyrektor zarządzający koncentrował się na projektach i strategii. Robotą papierkową zajmowali się inni, choćby dyrektor do spraw operacyjnych. Był nim Thomas, jego młodszy brat, który w tej roli czuł się jak ryba w wodzie.

– Słucham, mów śmiało. – W relacjach służbowych Warren zawsze starał się zachowywać profesjonalny dystans, jedynie z Tildą nie musiał się pilnować.

Nie było powodu, bo nigdy nie próbowała się spoufalać.

– Dobrze. Chociaż nie jestem pewna, czy… Chodzi o to, że muszę wracać do swojej macierzystej firmy.

– Odchodzisz? – Poderwał się na nogi. Po chwili, biorąc głęboki oddech, usiadł ponownie w fotelu. – Podpisałem z twoją firmą umowę na rok, a minął zaledwie kwartał.

– Umowa nie precyzuje, kto będzie ci doradzał, a ja… Niestety jest pewien problem z moją wizą. Mój pracodawca nie chce sobie tym zaprzątać głowy. Zażądał, żebym wróciła do Melbourne, a on na moje miejsce przyśle kogoś stąd.

Warren z trudem nie zaklął. Po to zatrudnił najlepszą firmę konsultingową na świecie, by żadne „problemy” z wizami nie przeszkodziły w realizacji jego projektu.

– To niedotrzymanie warunków umowy! Potrzebuję eksperta z Australii, osobę, która spędziła tam całe życie i zna australijskie realia, a nie kogoś, kto poczytał o Australii w internecie.

– Obawiam się, że niewiele mogę zrobić – odrzekła ponurym tonem Tilda. – Moi szefowie najwyraźniej uznali, że mają prawo wymienić konsultanta. Muszę opuścić Stany.

Warren przeczesał włosy, nerwowo zastanawiając się nad planem awaryjnym.

– Kiedy?

– W piątek.

– Pojutrze?

Ładna historia! Chciał zatrzymać Tildę. Nie wyobrażał sobie pracy z innym doradcą marketingowym.

Z Tildą nadawali na jednej fali, rozumieli się bez słów. Czasem bywał szorstki, gburowaty, a ona nigdy się nie obrażała, nie strzelała focha.

Poza wszystkim innym lubił jej słuchać. Niekiedy pracowali do późna. Po paru godzinach schodziło z Tildy napięcie, wybuchała śmiechem, a on snuł fantazje o tym, jak by wyglądała z rozpuszczonymi włosami. Podejrzewał, że były lśniące, jedwabiste i sięgały do połowy pleców.

Był równie dobry w snuciu fantazji, co w kierowaniu Flying Squirrel.

Niewinne fantazje pomagały mu w życiu. Zresztą nie miałby kiedy wprowadzić ich w czyn. Po pierwsze ciągle pracował, a po drugie, za bardzo cenił fachowość Tildy, aby dodawać ją do listy kobiet, które później przysyłały mu esemesy, że z nim zrywają.

Tilda siedziała wyprostowana, z rękami skrzyżowanymi na piersi. Nigdy nic nie skubała, nie wykonywała zbędnych ruchów.

– Tak, w piątek. Mam cztery godziny na przygotowanie wszystkiego dla mojego zmiennika, który powinien zjawić się tu jutro rano.

– Nie zgadzam się – zaprotestował Warren.

Nikt nie mógłby zastąpić Tildy; to niewykonalne.

– Z kim mam rozmawiać w twojej firmie?

Tilda podała mu nazwisko i numer swojego szefa, po czym wróciła do siebie. Chciała uzupełnić informacje dotyczące projektu na wypadek, gdyby rozmowa z Australią nie przyniosła pożądanych efektów.

Nie przyniosła. Osoba na drugim końcu linii wyjaśniła, że zaszło nieporozumienie z przedłużeniem wizy Tildy, po czym, powołując się na różne paragrafy, oznajmiła, że Tilda musi opuścić Stany przed sobotą, inaczej nie będzie mogła tam wrócić, kiedy kwestia wizy zostanie rozwiązana.

Rozłączywszy się, Warren natychmiast porozumiał się ze specjalistą od prawa imigracyjnego.

Dowiedział się, że istnieje tylko jedno wyjście: dzięki małżeństwu z obywatelem amerykańskim Tilda może otrzymać zieloną kartę uprawniającą do legalnego pobytu w USA. Prawnik uczciwie ostrzegł go, co grozi za fikcyjne małżeństwo, ale dodał, że urzędnicy w departamencie imigracji są zawaleni pracą, więc nie analizują wniosków zbyt szczegółowo.

Warren, zdesperowany, postanowił przedstawić Tildzie swój pomysł. Podejrzewał, że go wyśmieje, ale…

Oczywiście małżeństwo byłoby całkowicie fikcyjne. Nie zamierzał się angażować. Całe życie harował jak wół, a wytężona praca pozwalała mu zapomnieć, że ponosi winę za śmierć przyjaciela. Po samobójstwie Marcusa jego trzej kumple zawarli pakt: obiecali, że nigdy się nie zakochają.

Jonas z Hendrixem złamali słowo i stanęli na ślubnym kobiercu. Do tej pory tylko Warren pozostał kawalerem.

Jeżeli Tilda przyjmie jego propozycję, ich małżeństwo będzie układem czysto biznesowym. Ale decyzja musi zapaść szybko; czas uciekał.

Warren chwilę się wahał, lecz innego rozwiązania nie widział. Chciał pokonać konkurencję, zdobyć australijski rynek.

Kiedy jakiś czas później wezwał ją z powrotem do gabinetu, z trudem powściągnęła emocje. Całe szczęście, że podczas porannej rozmowy nie wybuchnęła płaczem.

Byłoby to wielce niestosowne. Zawsze starała się być profesjonalna, zachowywać dystans, wystrzegać się poufałości.

Oczywiście drobne załamanie nerwowe we własnym gabinecie też było mało profesjonalne.

Powtarzała to sobie po tym, gdy jej szef, Craig, zadzwonił z Australii, aby przekazać jej wiadomość. Firma zdecydowała się nie występować o przedłużenie jej wizy. Przepraszamy, nie opłaca nam się. Na nią, Tildę, czeka praca w Melbourne.

Tylko że w Melbourne mieszkał jej eks, Bryan McDermott, który był ucieleśnieniem zła. Pracował w policji, znał wiele wpływowych osób i miał wredny charakter. Dlatego wyjechała. I dlatego nie może wrócić.

Mimo że rozstali się ponad rok temu, Bryan groził, że zabije ją własnymi rękami, jeżeli zobaczy ją z innym mężczyzną. Bała się, że tym razem spełni groźbę.

Spokojnie, weź się w garść, nakazała sobie.

Warren czekał na nią w gabinecie. Nie łudziła się, aby w ciągu dwóch godzin rozwiązał sprawę jej wizy, choć jeśli ktokolwiek potrafił dokonać rzeczy niemożliwej, to właśnie on.

Chyba trochę się w nim podkochiwała. Czy to dziwne? Był przystojny, nie próbował jej podrywać, a z Bryanem poradziłby sobie bez najmniejszych problemów.

Chryste, dlaczego podnieca ją myśl, że mógłby stłuc Bryana na kwaśne jabłko? Co z nią jest nie tak?

Wdech, wydech.

Wsunęła głowę za drzwi.

– Wzywałeś mnie?

Gestem dał jej znak, by weszła, po czym zamknął laptopa. Zawsze tyrał jak wół, pierwszy przychodził, ostatni wychodził. Umysł miał niesamowicie sprawny; potrafił myśleć o dziesiątkach rzeczy jednocześnie i dostrzegać szczegóły, na które nikt inny nie zwracał uwagi.

Tak, będzie jej go bardzo brakowało.

– Usiądź, proszę. Musimy porozmawiać.

Jak zwykle dzieliła ich szerokość biurka. Nigdy nie naruszał jej prywatnej przestrzeni, nigdy też nie wodził wzrokiem po żakiecie, który – specjalnie tak się ubierała – nie podkreślał żadnych jej walorów.

Za to również go ceniła. Inni mężczyźni nie byli w stanie zrozumieć, że przeszkadza jej wszelka fizyczna bliskość. Wszystko przez Bryana, który do tego stopnia pozbawił ją wiary w siebie, że kiedy pierwszy raz dostała od niego w twarz, była pewna, że na to zasłużyła.

Usiadła z tabletem w ręce.

– Zrobiłam szczegółowe notatki dla mojego następcy…

– Nie będzie następcy. Zostajesz.

Serce zabiło jej mocniej.

– Przekonałeś Craiga?

Warren potrafiłby mleczarzowi sprzedać mleko. Przekonanie Craiga o tym, że popełnił błąd, to dla niego mały pikuś.

– Nie, twój szef to dupek. Nie poradziłby sobie z kampanią reklamową Flying Squirrel, więc zrezygnowałem z jego usług. I postraszyłem moimi prawnikami.

Tilda uśmiechnęła się. Wiele by dała, żeby być świadkiem tej rozmowy.

– A co ze mną? Znalazłeś sposób, aby w ciągu dwóch dni przedłużono mi wizę?

Wówczas nie musiałaby wracać do Melbourne. Mogłaby zostać tu i dalej pracować…

Wyobraziła sobie, że Warren pędzi jej na ratunek, taki współczesny rycerz w lśniącym samochodzie i w garniturze od Toma Forda.

– Jak by ci to powiedzieć…

No tak, Warren nie jest rycerzem, a tym bardziej cudotwórcą.

Zawiedziona, starała się zachować neutralny wyraz twarzy. Ujawniając emocje, kobiety niepotrzebnie dostarczają mężczyznom broń.

– Rozmawiałem z prawnikiem, specjalistą od prawa imigracyjnego – kontynuował po chwili Warren. – Stwierdził, że najlepiej byłoby natychmiast wystąpić o przedłużenie wizy. Niestety to może potrwać kilka miesięcy, a ty musiałabyś jechać w tym celu do najbliższego konsulatu, czyli do Kanady lub Meksyku.

– Ale obecna wiza by wygasła i do czasu otrzymania nowej nie mogłabym tu wrócić.

– Właśnie. Nasz projekt byłby wstrzymany, a ty utknęłabyś za jakąś granicą. Równie dobrze mogłabyś czekać na wizę w Australii. A nie o to nam chodzi.

Domyśliła się, że Warren ma plan, ale nie umiała odgadnąć jaki.

Może mogłaby pogadać z Craigiem o przeniesieniu z Melbourne w stanie Wiktoria do Brisbane w Queenslandzie. Przynajmniej byłaby daleko od Bryana. Oczywiście gdyby tam również miał kumpli w policji, to żadne środki ostrożności by jej nie pomogły.

Tak jak poprzednio, założyłby jej podsłuch telefoniczny, kazałby śledzić jej mieszkanie, a ona byłaby zdana wyłącznie na siebie.

Wzdrygnęła się. Nie, nie chciała wracać do Australii. Tu, w Stanach, czuła się bezpieczna.

Warren napotkał jej spojrzenie.

– Prawnik zasugerował, że uchroniłaby cię zielona karta.

– Niełatwo ją otrzymać – zauważyła Tilda. – Zresztą tak szybko nigdy bym jej nie dostała.

– Chyba że poślubiłabyś obywatela amerykańskiego. W piątek rano moglibyśmy pójść do sądu i wszystko załatwić. Oczywiście byłoby to małżeństwo wyłącznie na papierze.

Tilda zmarszczyła czoło, usiłując zrozumieć, co Warren mówi. A on proponował, że się z nią ożeni.

Zostaliby mężem i żoną, lecz nie dzieliliby łoża. Ich związek byłby czysto platoniczny.

Coś było z nią wyraźnie nie tak, bo niczego bardziej nie pragnęła. To były najlepsze oświadczyny, jakie mogła sobie wymarzyć. Łzy zapiekły ją pod powiekami.

Jednak w przeszłości parę razy dała się nabrać i wzięła iluzję za prawdę. Nie chciała powtórzyć tego błędu. Dlatego tym razem postanowiła wszystko dokładnie omówić, nie zostawić niczego przypadkowi.

– Małżeństwo na papierze, czyli zero dotyku, zero intymności – powiedziała. – Trochę mi trudno uwierzyć, że taki mężczyzna jak ty gotów jest przystać na taki układ.

Warren uśmiechnął się, a ona poczuła dziwne ukłucie w sercu.

– Bez przesady. Wytrzymam kilka miesięcy bez seksu.

Zrobiło jej się gorąco. Psiakość, rozmawiali o tym, jak rozwiązać jej problemy z wizą. Powinna siedzieć spokojnie, słuchać go w skupieniu… Odchrząknęła.

– A kiedy otrzymam nową wizę, anulujemy małżeństwo?

Warren skinął głową.

– Moi prawnicy się tym zajmą. Opisałem im wszystko punkt po punkcie. Z wysłaniem mejla czekam tylko na twoją zgodę.

To się działo za szybko. Czuła, jak sytuacja wymyka się jej spod kontroli. Jeśli poślubi Warrena, jaką ma gwarancję, że on dotrzyma słowa? A jeżeli, nie zważając na jej sprzeciw, zechce skonsumować związek?

Gdyby wiedział, że pod nudnymi kostiumami ona nosi seksowną bieliznę, czy też by mówił o papierowym małżeństwie?

Odpędziła od siebie te myśli. Warren nie proponował jej małżeństwa, by się do niej dobrać.

Wielokrotnie pracowali razem do późna. Nigdy nie zachował się niestosownie. Słuchał, kiedy mówiła, cenił jej zdanie. W przeciwnym wypadku nie zależałoby mu na tym, aby została dłużej w Stanach.

Z jednej strony bała się, z drugiej…

Z drugiej nie miała wyboru. Nie może wrócić do Australii. Musi przyjąć propozycję Warrena.

Po plecach przebiegł jej dreszcz. Będą musieli zamieszkać razem, bo jak inaczej przekonają urząd imigracyjny, że są małżeństwem?

Ale mieszkając pod jednym dachem, trudniej jej będzie ukryć swą pogodną żywiołową naturę, a musiałaby to zrobić, by Warren broń Boże nie pomyślał, że…

To było strasznie zagmatwane.

– Powiedz coś, Tildo. – Jego głos przrwał ciszę. – Chcesz dalej pracować tu jako moja konsultantka czy wolisz wrócić do Australii? Jeśli skłaniasz się ku pierwszej opcji, musimy wszystko omówić, wyeliminować potencjalne zagrożenia.

Zawsze nadawali na tej samej fali, nie powinno więc jej dziwić, że Warren wyczuł jej wahania.

Czy dostrzegł również panikę w jej oczach? Oby nie.

Odkąd go poznała, starała się zachować pozory twardej profesjonalistki, której nikt i nic nie może tknąć.

A jednak Warrenowi udało się uchylić drzwi, za którymi się skrywała. Ponieważ zrobił to nieświadomie, skorzystała z okazji, aby ponowne przejąć kontrolę.

– Dobrze. – Wdech, wydech. – Chcę dalej tu pracować.

To oznaczało, że nie może tracić czasu i musi na serio rozważyć pomysł małżeństwa.

Zakręciło jej się w głowie.

Z propozycją Warrena wiązało się mnóstwo pułapek, ale była to jedyna droga ratunku.

– Świetnie, ja też tego chcę – odrzekł. – A teraz czy masz jakieś pytania, jakieś wątpliwości?

Czy ma pytania? Owszem, od groma.

– Nikt się nie przyczepi, że zatrudniasz żonę?

– To rodzinna firma. Żona Thomasa kieruje księgowością, a wszyscy udziałowcy noszą nazwisko Garinger. – Warren błysnął zębami w uśmiechu. – W prezencie ślubnym z przyjemnością podaruję ci pakiet akcji.

Poczuła ucisk w gardle. Chciał być szarmancki, pokazać jej, że może na nim polegać. Nikt nigdy jej czegoś takiego nie zaoferował; nie chodziło o akcje, lecz o przynależność do rodziny.

Wzruszona skinęła głową.

– Co jeszcze? – Na moment urwał. – Pokój, w którym sypiam, połączony jest łazienką z drugim pokojem. Możesz zamieszkać w nim lub, jeśli wolisz, w pokoju na parterze. Służba jest dyskretna, nie doniesie urzędowi imigracyjnemu, że śpimy oddzielnie. Oczywiście będziemy musieli zachować drobne pozory, że jednak się kochamy.

– Nie wiem, czy dam rade – wtrąciła Tilda, zanim zdążyła ugryźć się w język.

Jak ma wytłumaczyć Warrenowi, że na dotyk mężczyzny reaguje nerwowym podskokiem?

Na szczęście nie musiała. Wyczytał to z jej twarzy.

– Nie chodzi mi o publiczne okazywanie uczuć. Ci, co mnie znają, wiedzą, że to nie w moim stylu. Bardziej by ich zdziwiło, gdybym odłożył komórkę, żeby wziąć cię za rękę.

To ją przekonało. Ucisk zelżał i wreszcie mogła nabrać w płuca powietrza.

– Rozumiem. Niech myślą, że zakochaliśmy się w swoich umysłach.

Popatrzyli sobie w oczy, a im dłużej patrzyli, tym więcej w nich widzieli. Westchnęła cicho.

Warren Garinger to fascynujący, seksowny mężczyzna, który szanuje wyznaczone przez nią granice.

Hm, a gdyby kilka sama usunęła?

– Czasem będziemy musieli pokazać się razem na uroczystości rodzinnej, żeby nikt nie nabrał podejrzeń – oznajmił Warren, odrywając od niej wzrok. – Prawnik mówił, żeby na takie rzeczy zwracać uwagę.

– Słusznie.

– Dla twojej informacji, nie wiem, co to znaczy być zakochanym. Nie potrafię okazywać publicznie uczuć i nie zamierzam się tego uczyć.

– To mi odpowiada – oświadczyła Tilda.

Nawet bardzo jej odpowiadało. Ona też nie wiedziała, co to jest prawdziwa miłość, a udawanie zakochanej obudziłoby wspomnienia, o których wolałaby zapomnieć.

– W tej sytuacji chętnie przyjmę twoją propozycję.

– Doskonale. Przygotuję na jutro potrzebne formularze, dokumenty, standardową intercyzę. A w piątek udamy się do sędziego pokoju, który udzieli nam ślubu.

Warren wyciągnął rękę. Uściskiem dłoni przypieczętowali umowę.

Ten niewinny dotyk sprawił, że ciałem Tildy wstrząsnął dreszcz. Uświadomiła sobie, że pojutrze ten seksowny mężczyzna zostanie jej mężem.

Wiedziała, że powinna się wziąć w garść, przestać się nim zachwycać, lecz kiedy trzymał jej dłoń, o niczym innym nie była w stanie myśleć.

Tytuł oryginału: Contract Bride

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2018

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2018 by Kat Cantrell

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o. o., Warszawa 2019

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieł w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin (nazwa serii) są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela. Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24

www.harpercollins.pl

ISBN 9788327641304

Konwersja do formatu EPUB: Legimi S.A.