Zarys sztuki wojennej - Antoine-Henri Jomini - ebook + książka

Zarys sztuki wojennej ebook

Jomini Antoine-Henri

2,0
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Bonaparte był święcie przekonany, że kluczem do każdego podboju jest zniszczenie armii nieprzyjaciela. Państwo zaś pozbawione zorganizowanej siły militarnej powinno poddać się samo. „Jest wielu dobrych generałów w Europie – mówił – ale chcą oni widzieć za wiele rzeczy na raz: ja zaś widzę tylko jedno – masy (nieprzyjacielskie) i dążę do zniszczenia ich".

Zmierzając konsekwentnie do realizacji tego celu Napoleon we wszystkich okolicznościach stosował podstawową zasadę koncentracji w odpowiednim czasie i miejscu sił większych od tych, jakie w tym samym czasie i miejscu posiadał przeciwnik. Zdobycie wiadomości o ruchach i położeniu nieprzyjaciela, błyskawiczne kolejne uderzenie na zgrupowania jego wojsk, okrążenie ich i odcięcie od połączeń z krajem, a następnie pościg bez wytchnienia, aż do pełnego rozproszenia lub zniszczenia sił przeciwnika – oto system, jaki Napoleon uważał za najlepszy i jaki stosował z powodzeniem w większości swoich kampanii. Fragment przedmowy gen. Tadeusza Pióro.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 418

Oceny
2,0 (1 ocena)
0
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Uwagi o współczesnej teorii wojny i jej przydatności

UWAGI O WSPÓŁ­CZE­SNEJ TEO­RII WOJNY I JEJ PRZY­DAT­NO­ŚCI

Niniej­szy prze­gląd ana­li­tyczny poszcze­gól­nych kom­bi­na­cji wojny, któ­rego czwarte wyda­nie mam zaszczyt obec­nie przed­sta­wić, był opra­co­wy­wany dla celów edu­ka­cji woj­sko­wej pew­nego dostoj­nego księ­cia. Śmiem sądzić, że dzięki moim licz­nym uzu­peł­nie­niom praca ta spro­sta swemu prze­zna­cze­niu. Wydaje mi się, że do lep­szego spre­cy­zo­wa­nia owego celu powi­nie­nem słów kilka powie­dzieć o obec­nym sta­nie teo­rii wojny. Będę przy tym zmu­szony wspo­mnieć nieco o sobie i swo­ich pra­cach. Wyra­żam nadzieję, że będzie mi to wyba­czone, ina­czej bowiem trudno by mi było przed­sta­wić swój pogląd na teo­rię wojny i omó­wić rolę, jaka przy­pa­dła mi w jej opra­co­wa­niu, gdy­bym nie wspo­mniał, jak owa teo­ria kształ­to­wała się w moim poję­ciu.

Jak już pisa­łem w oddziel­nej publi­ka­cji, wyda­nej w roku 1807, sztuka wojenna ist­niała zawsze, a zwłasz­cza stra­te­gia była taka sama, zarówno za cza­sów Cezara jak i Napo­le­ona. Sztuka ta ist­niała jed­nak tylko w umy­słach wiel­kich wodzów i nie była ujęta w żad­nej roz­pra­wie pisem­nej. Wszyst­kie prace poda­wały jedy­nie urywki sys­te­mów6, które powstały w wyobraźni auto­rów i zawie­rały czę­sto mało zna­czące (aby nie powie­dzieć cał­ko­wi­cie pozba­wione tre­ści) szcze­góły doty­czące dru­go­rzęd­nych zagad­nień tak­tyki, jedy­nej chyba czę­ści skła­do­wej sztuki wojen­nej, któ­rej nie można pod­po­rząd­ko­wać sta­łym zasa­dom.

Z liczby pisa­rzy współ­cze­snych roz­głos zdo­byli Feuguiéres7, Fol­lard8 i Puise­gur9. Pierw­szy – dzięki swym wysoce inte­re­su­ją­cym kry­tycz­nym i dogma­tycz­nym pra­com; drugi – dzięki swym komen­ta­rzom do dzieł Poli­biu­sza i roz­pra­wie o kolum­nie; trzeci z nich zasły­nął opra­co­wa­niem, które, jak sądzę, sta­no­wiło pierw­szy szkic z dzie­dziny logi­styki10 i jedną z pierw­szych roz­praw oma­wia­ją­cych sko­śny szyk bojowy sto­so­wany w sta­ro­żyt­no­ści. Pisa­rze ci nie wnik­nęli jed­nak dosta­tecz­nie w zagad­nie­nia, które zamie­rzali omó­wić i, aby mieć wierne wyobra­że­nie stanu sztuki wojen­nej z połowy XVIII wieku, należy prze­czy­tać to, co napi­sał Mar­sza­łek Saski11 w przed­mo­wie do swych Roz­my­ślań.

„Wojna jest dzie­dziną wie­dzy pogrą­żoną w mroku, w któ­rym nie można masze­ro­wać pew­nym kro­kiem. Następ­stwem tego są prze­sądy oraz rutyna, będące kon­se­kwen­cją niewie­dzy. Wszyst­kie nauki mają swoje zasady, jedy­nie tylko wojna jesz­cze ich nie ma. Wielcy wodzo­wie, któ­rzy o niej pisali, nie podają nam żad­nych reguł. Aby je zro­zu­mieć, trzeba mieć duże doświad­cze­nie.

Gustaw Adolf stwo­rzył pewną metodę, ale ją wkrótce zarzu­cono, ponie­waż przy­swa­jano ją sobie w spo­sób ruty­niar­ski. Pozo­stają więc jedy­nie nawyki, któ­rych zasad nie znamy”.

Zostało to napi­sane mniej wię­cej w cza­sie, kiedy Fry­de­ryk Wielki12 roz­po­czy­nał wojnę sied­mio­let­nią zwy­cię­stwami odno­szo­nymi pod Hohen­fried­ber­giem, Soor itd. Nato­miast poczciwy Mar­sza­łek Saski, miast roz­pra­szać owe ciem­no­ści, na które się tak słusz­nie żalił, sam zaba­wiał się usta­la­niem prze­pi­sów wypo­sa­że­nia woj­ska w weł­niane kurty, usta­wia­niem żoł­nie­rzy w cztery sze­regi, z któ­rych dwa uzbro­jone były w kopie, i wresz­cie pro­po­no­wał skon­stru­owa­nie kara­bi­nów-armat, które zwał zabaw­kami (amu­set­tes). Na tę nazwę zasłu­gi­wały cał­ko­wi­cie ze względu na pocieszne malo­wi­dła, które je zdo­biły.

W wyniku wojny sied­mio­let­niej uka­zało się kilka war­to­ścio­wych prac. Sam Fry­de­ryk, nie zado­wa­la­jąc się tym, że był wiel­kim kró­lem, wiel­kim wodzem, filo­zo­fem i wybit­nym histo­ry­kiem, stał się jesz­cze pisa­rzem dydak­ty­kiem dzięki instruk­cji, którą opra­co­wał dla swych gene­ra­łów. Guichard, Tur­pin, Maize­roy, Menil-Durand wie­dli dys­ku­sje nad dawną i współ­cze­sną tak­tyką i wydali na ten temat kilka inte­re­su­ją­cych roz­praw. Tur­pin komen­to­wał Mon­te­cu­cu­lego i Vege­tiusa. Mar­kiz de Silva w Pie­mon­cie, a Santa-Cruz w Hisz­pa­nii rów­nież poru­szali z powo­dze­niem nie­które zagad­nie­nia. D’Escre­me­ville pobież­nie naszki­co­wał zarys histo­rii sztuki wojen­nej, który nie był pozba­wiony war­to­ści. Wszystko to jed­nak nie roz­pro­szyło ciem­no­ści, na które uskar­żał się zwy­cięzca spod Fon­te­noy.

Nieco póź­niej poja­wili się Gri­mo­ard, Guibert i Lloyd. Pierwsi dwaj przy­czy­nili się do roz­woju tak­tyki bitew i logi­styki13. Trzeci z nich poru­szył w swych inte­re­su­ją­cych pamięt­ni­kach nie­które donio­słe zagad­nie­nia stra­te­gii, nie­stety jed­nak zagrze­bał je w masie drob­nych szcze­gó­łów doty­czą­cych szy­ków tak­tycz­nych i filo­zo­fii wojny. Cho­ciaż autor ten nie roz­wią­zał żad­nego z tych zagad­nień w spo­sób umoż­li­wia­jący budowę pew­nego okre­ślo­nego sys­temu, to jed­nak należy mu oddać spra­wie­dli­wość i przy­znać, że jako pierw­szy wska­zał wła­ściwą ku temu drogę. Jego opis wojny sied­mio­let­niej, z któ­rej ukoń­czył zale­d­wie dwie kam­pa­nie, był, przy­naj­mniej dla mnie, bar­dziej poucza­jący niż całość napi­sa­nych przez niego dzieł teo­re­tycz­nych.

W prze­rwie pomię­dzy wojną sied­mio­let­nią a woj­nami rewo­lu­cji fran­cu­skiej uka­zało się w Niem­czech mnó­stwo mniej­szych lub więk­szych prac, w któ­rych auto­rzy roz­wo­dzili się nad prze­róż­nymi dru­go­rzęd­nymi dzie­dzi­nami sztuki wojen­nej, dając jed­nak przy tym słabe wyja­śnie­nia. Thielke i Faesch wydali w Sak­so­nii: pierw­szy – frag­menty poru­sza­jące temat obo­zów, ude­rze­nia na obozy i na pozy­cje, drugi – zbiór zasad doty­czą­cych róż­nych dru­go­rzęd­nych zagad­nień z zakresu dzia­łań wojen­nych. Scharn­horst czy­nił to samo w Hano­we­rze. War­nery wydał w Pru­sach nie­złą książkę o kawa­le­rii, baron Holt­zen­dorf – książkę o tak­tyce manewru. W Austrii hr. von Khevenhüller opu­bli­ko­wał zbiór zasad z dzie­dziny wojny polo­wej i oblęż­ni­czej. Wszystko to jed­nak nie dawało dosta­tecz­nego wyobra­że­nia o wyż­szych dzie­dzi­nach nauki wojen­nej.

Następ­nie nic się nie działo aż do czasu, gdy Mira­beau, po powro­cie do Ber­lina, opu­bli­ko­wał olbrzymi tom o tak­tyce Pru­sa­ków. Było to suche powtó­rze­nie regu­la­minu o ewo­lu­cjach plu­tonu i linii, czemu ze wzru­sza­jącą naiw­no­ścią przy­pi­sy­wano więk­szość suk­ce­sów Fry­de­ryka. Jak­kol­wiek tego rodzaju prace mogły powo­do­wać sze­rze­nie się owego fał­szy­wego poglądu, to jed­nak należy przy­znać, że przy­czy­niły się one do udo­sko­na­le­nia wyda­nej w roku 1791 instruk­cji o wyko­ny­wa­niu manewru, co było jedyną korzy­ścią, jakiej się można było od nich spo­dzie­wać.

Taki był stan sztuki wojen­nej na początku XIX wieku, gdy Porbeck, Ven­tu­rini i Bülow wydali kilka bro­szur, oma­wia­ją­cych pierw­sze kam­pa­nie rewo­lu­cji. Zwłasz­cza ten ostatni wywo­łał w Euro­pie pew­nego rodzaju sen­sa­cję swoją kon­cep­cją sys­temu współ­cze­snej wojny. Było to dzieło czło­wieka genial­nego, sta­no­wiące jed­nak tylko zarys, który nie­wiele roz­sze­rzył pierw­sze defi­ni­cje podane przez Lloyda. W tym samym cza­sie uka­zała się rów­nież w Niem­czech war­to­ściowa praca Laro­che-Aymona, zaty­tu­ło­wana skrom­nie jako wstęp do sztuki wojen­nej – praw­dziwa ency­klo­pe­dia wszyst­kich dzie­dzin owej sztuki z wyjąt­kiem stra­te­gii, o któ­rej ledwo napo­myka. Pomimo tej luki jest to jedno z kla­sycz­nych, naj­bar­dziej szcze­gó­ło­wych i god­nych zale­ce­nia dzieł.

Obu tych prac nie zna­łem jesz­cze wtedy, kiedy po wystą­pie­niu ze służby woj­sko­wej w Szwaj­ca­rii, gdzie byłem dowódcą bata­lionu, pra­gną­łem sam uzu­peł­nić swe wykształ­ce­nie, pochła­nia­jąc wszyst­kie książki, które oma­wiały zagad­nie­nia sporne, nur­tu­jące w dru­giej poło­wie XVIII wieku sfery woj­skowe. Poczy­na­jąc od Puiségura i koń­cząc na Menil-Duran­dzie i Guiber­cie, znaj­do­wa­łem u wszyst­kich mniej lub bar­dziej kom­pletne sys­temy tak­tyki bitew, co nie mogło dać dosko­na­łego wyobra­że­nia o woj­nie, ponie­waż wszyst­kie były ze sobą w god­nej poża­ło­wa­nia sprzecz­no­ści.

Dla­tego roz­po­czą­łem stu­dio­wa­nie dzieł z zakresu histo­rii wojen, aby w kom­bi­na­cjach wiel­kich wodzów szu­kać roz­wią­za­nia, któ­rego wcale mi nie dawały sys­temy owych pisa­rzy. Już rela­cje Fry­de­ryka Wiel­kiego zaczęły mi ujaw­niać tajem­nicę jego wspa­nia­łego zwy­cię­stwa pod Leu­then (Lissa). Stwier­dzi­łem, że tajem­nica ta pole­gała na bar­dzo pro­stym manew­rze – na skie­ro­wa­niu głów­nej masy wojsk prze­ciwko jed­nemu tylko skrzy­dłu wojsk nie­przy­ja­ciela. W prze­ko­na­niu tym utwier­dziły mnie wkrótce potem prace Lloyda. Prze­ko­na­łem się mia­no­wi­cie, że takie same przy­czyny były rów­nież powo­dem pierw­szych suk­ce­sów Napo­le­ona we Wło­szech. Nasu­nęło mi to myśl, że klucz do całej nauki wojen­nej będzie można zna­leźć wtedy, jeśli w stra­te­gii na sza­chow­nicy wojny zasto­suje się tę samą zasadę, którą Fry­de­ryk sto­so­wał na polach bitew. W prawdę tę nie mogłem już wąt­pić, czy­ta­jąc póź­niej opisy kam­pa­nii Turenne’a, Marl­bo­ro­ugha i Euge­niu­sza Sabaudz­kiego14 i porów­nu­jąc je z kam­pa­niami Fry­de­ryka, któ­rych opisy Tem­pel­hoff wła­śnie wydał z bar­dzo cie­ka­wymi, acz­kol­wiek napi­sa­nymi cięż­kim sty­lem i z czę­sto powta­rza­ją­cymi się szcze­gó­łami. Wów­czas zro­zu­mia­łem, że Mar­sza­łek Saski miał wiele racji twier­dząc, że w roku 1750 nie było wcale zasad sztuki wojen­nej i że wielu ludzi błęd­nie inter­pre­to­wało jego wstęp, wycią­ga­jąc wnio­sek, że jego zda­niem zasady takie nie ist­nieją w ogóle.

Prze­ko­nany, że zna­la­złem wła­ściwy punkt widze­nia, z któ­rego należy roz­pa­try­wać teo­rię wojny, aby odkryć jej rze­czy­wi­ste reguły i porzu­cić zawsze bar­dzo nie­pewne sys­temy oso­bi­ste, zabra­łem się do pracy z żar­li­wym zapa­łem neo­fity.

W roku 1803 napi­sa­łem jeden tom, który przed­sta­wi­łem panu d’Oubri­lowi, sekre­ta­rzowi posel­stwa rosyj­skiego w Paryżu, następ­nie też mar­szał­kowi Ney­owi. Jed­nak praca Bülowa o stra­te­gii i opis histo­ryczny Lloyda tłu­ma­czony przez Roux-Fazil­laca, które wpa­dły mi wów­czas w ręce, skło­niły mnie do trzy­ma­nia się innego planu. Pierw­szą moją próbą była dydak­tyczna roz­prawa na temat szy­ków bojo­wych, mar­szów stra­te­gicz­nych i linii ope­ra­cyj­nych. Siłą rze­czy było to opra­co­wa­nie suche, prze­ła­do­wane cyta­tami z histo­rii, uję­tymi według zagad­nień, które miały tę wadę, że w jed­nym i tym samym roz­dziale poda­wały wyda­rze­nia odle­głe czę­sto od sie­bie o cały wiek. Zwłasz­cza Lloyd utwier­dził mnie w prze­ko­na­niu, że kry­tyczne, rze­czowe uję­cie całej wojny ma tę wyż­szość, że zacho­wu­jąc kolej­ność i jed­no­li­tość opisu oraz biegu wyda­rzeń, nie utrud­nia sfor­mu­ło­wa­nia pod­sta­wo­wych tez. Wszak cykl dzie­się­ciu kam­pa­nii w zupeł­no­ści wystar­czy do przed­sta­wie­nia wszyst­kich moż­li­wych do sto­so­wa­nia zasad sztuki wojen­nej. Dla­tego spa­li­łem swą pierw­szą pracę i roz­po­czą­łem nową z zamia­rem opra­co­wa­nia dal­szego prze­biegu wojny sied­mio­let­niej, któ­rej Lloyd nie ukoń­czył. Odpo­wia­dało mi to tym bar­dziej, że mając dopiero 24 lata i małe doświad­cze­nie, mia­łem prze­ła­my­wać wiele na raz prze­są­dów i ście­rać się z ludźmi o dużej, cza­sem uzur­po­wa­nej sła­wie. Dla­tego potrze­bo­wa­łem sil­nego popar­cia, a z pomocą mogłyby mi przyjść fakty, które prze­ma­wia­łyby na mą korzyść. Obra­łem więc osta­tecz­nie ten wła­śnie spo­sób, który, moim zda­niem, wyda­wał się być najbar­dziej zro­zu­miały dla wszyst­kich czy­tel­ni­ków.

Roz­prawa dydak­tyczna byłaby nie­wąt­pli­wie odpo­wied­niej­sza ze względu na moż­ność pro­wa­dze­nia wykła­dów i bar­dziej kom­plek­sowe przed­sta­wie­nie kom­bi­na­cji nauki wojen­nej, cokol­wiek roz­pro­szo­nych w opi­sach poszcze­gól­nych kam­pa­nii. Jeśli cho­dzi o mnie, to muszę przy­znać, że uważna lek­tura jed­nej roz­sąd­nie pro­wa­dzo­nej kam­pa­nii przy­nio­sła mi wię­cej korzy­ści, niż wszyst­kie ist­nie­jące opra­co­wa­nia naukowe. Moja książka z roku 1805 była prze­zna­czona dla ofi­ce­rów star­szych, a nie dla ele­wów szkół woj­sko­wych.

Mniej wię­cej w tym samym cza­sie uka­zała się nie­wielka bro­szura trak­tu­jąca o stra­te­gii pióra majora Wagnera, peł­nią­cego wów­czas służbę w armii austriac­kiej. W owym szkicu, zawie­ra­ją­cym wiele roz­sąd­nych poglą­dów, autor zapo­wia­dał, że opra­cuje z cza­sem coś bar­dziej kom­plet­nego, co też istot­nie ostat­nio nastą­piło. W kilka lat potem arcy­książę15 poprze­dził swe zna­ko­mite dzieło książką in folio na temat wiel­kiej wojny, w któ­rej już wtedy dał się poznać geniusz mistrza. W Pru­sach zagad­nie­nia te zaczął z powo­dze­niem badać gene­rał Scharn­horst.

Wresz­cie, w dzie­sięć lat po wyda­niu mego pierw­szego Trak­tatu o wiel­kich ope­ra­cjach, uka­zało się cenne dzieło arcy­księ­cia Karola, w któ­rym połą­czone zostały obie metody opra­co­wa­nia – dydak­tyczna i histo­ryczna. Książę ujął naj­pierw w nie­wiel­kim tomie pod­stawy stra­te­gii, następ­nie zaś, w celu prak­tycz­nego roz­wi­nię­cia spo­sobu sto­so­wa­nia sztuki wojen­nej, opra­co­wał cztery tomy kry­tycz­nej histo­rii kam­pa­nii z lat 1796 i 1799. Praca ta, przy­no­sząca sław­nemu księ­ciu nie mniej chwały niż wygrane bitwy, uzu­peł­niła pod­stawy stra­te­gii jako nauki, któ­rej pio­nie­rami byli Lloyd i Bülow, a któ­rej pierw­sze zasady przed­sta­wi­łem w roku 1805 w roz­dziale o liniach ope­ra­cyj­nych, póź­niej zaś w roku 1807 w roz­dziale o pod­sta­wo­wych zasa­dach sztuki wojen­nej, dru­ko­wa­nych oddziel­nie w Gło­go­wie na Ślą­sku.

Upa­dek Napo­le­ona i powrót wielu roz­mi­ło­wa­nych w pracy nauko­wej ofi­ce­rów do poko­jo­wego życia stał się jak gdyby sygna­łem do poja­wie­nia się mnó­stwa wszel­kiego rodzaju prac woj­sko­wych. Gene­rał Rogniat wywo­łał dys­ku­sję, pro­po­nu­jąc resty­tu­cję sys­temu legio­nów bądź też dywi­zji repu­bli­kań­skich i zwal­cza­jąc nieco awan­tur­ni­czy sys­tem Napo­le­ona. Szcze­gól­nie wiele prac dogma­tycz­nych uka­zało się w Niem­czech: Xylan­der w Bawa­rii, The­obald i Müller w Wir­tem­ber­gii, Wagner, Dec­ker, Hoyer i Valen­tini w Pru­sach ogła­szali prze­różne dzieła, które w zasa­dzie nie zawie­rały nic nowego, będąc powtó­rze­niem zasad arcy­księ­cia oraz moich, z poda­niem jedy­nie odmien­nych spo­so­bów sto­so­wa­nia.

Cho­ciaż nie­któ­rzy auto­rzy w spo­sób raczej bar­dziej wyra­fi­no­wany niż sku­teczny napa­dli na mój roz­dział o cen­tral­nych liniach ope­ra­cyj­nych, to jed­nak ich pra­com nie można odmó­wić zasłu­żo­nego uzna­nia, bowiem wszy­scy oni w mniej­szym lub więk­szym stop­niu wyra­żali genialne poglądy.

W Rosji gene­rał Oku­niew wyświad­czył cenną przy­sługę mło­dym ofi­ce­rom, opra­co­wu­jąc poważny temat o połą­czo­nym bądź czę­ścio­wym uży­ciu trzech rodza­jów wojsk, co sta­nowi pod­stawę teo­rii walki.

Gay-Ver­non, Jac­gu­inot de Pre­sie i Roqu­an­co­urt wydali we Fran­cji zasłu­gu­jące na uzna­nie pod­ręcz­niki.

Tym­cza­sem doświad­cze­nie prze­ko­nało mnie, że w mojej pierw­szej pracy brak jest zbioru zasad, podob­nego do tego, jaki figu­ruje na początku pracy arcy­księ­cia. Skło­niło mnie to do wyda­nia w roku 1829 pierw­szego szkicu niniej­szego prze­glądu ana­li­tycz­nego, do któ­rego dołą­czy­łem dwa arty­kuły na temat poli­tyki wojen­nej pań­stwa.

Sko­rzy­sta­łem z tej oka­zji, aby bro­nić pod­sta­wo­wych zało­żeń swego arty­kułu o liniach ope­ra­cyj­nych, bowiem arty­kuł ten wielu pisa­rzy źle zro­zu­miało. Pole­mika ta dopro­wa­dziła przy­naj­mniej do usta­le­nia bar­dziej słusz­nych defi­ni­cji, potwier­dza­ją­cych zara­zem istotne korzy­ści wyni­ka­jące z ope­ra­cji cen­tral­nych.

W rok po wyda­niu tego ana­li­tycz­nego prze­glądu zmarł pru­ski gene­rał Clau­se­witz, obar­cza­jąc żonę tro­ską o pośmiertne wyda­nie jego dzieł, o któ­rych mówiono jako o nie dokoń­czo­nych szki­cach. Praca ta wywo­łała w Niem­czech dużą sen­sa­cję. Ja ze swej strony żałuję, że została napi­sana, zanim jesz­cze jej autor mógł zapo­znać się z moim ana­li­tycz­nym prze­glą­dem, jestem bowiem prze­ko­nany, że oce­niłby go w pew­nym stop­niu spra­wie­dli­wie.

Gene­ra­łowi Clau­se­wit­zowi nie można odmó­wić dużego wykształ­ce­nia oraz umie­jęt­no­ści wła­da­nia pió­rem. Pióro to jed­nak zbyt­nio prze­ska­kuje cza­sami z tematu na temat, a przede wszyst­kim jest zbyt pre­ten­sjo­nalne w dys­ku­sjach dydak­tycz­nych, któ­rych główną zaletą powinna być wszak pro­stota i jasność. Prócz tego, w odnie­sie­niu do zagad­nień nauki wojen­nej autor wyka­zuje tro­chę za dużo scep­ty­cy­zmu. Jego pierw­szy tom sta­nowi pero­ro­wa­nie prze­ciwko wszel­kiej teo­rii wojny, wów­czas gdy dwa następne, prze­ła­do­wane zasa­dami teo­re­tycz­nymi, wyka­zują, że autor wie­rzy w sku­tecz­ność wła­snej dok­tryny, nie dowie­rza nato­miast dok­try­nom innych pisa­rzy.

Jeśli cho­dzi o mnie, to przy­znaję, że w tym mądrym labi­ryn­cie zdo­ła­łem zna­leźć tylko nie­wiele jasnych myśli i god­nych uwagi arty­ku­łów. Ponie­waż wcale nie podzie­la­łem scep­ty­cy­zmu autora, przeto żadna inna praca nie mogła wzbu­dzić we mnie więk­szego prze­ko­na­nia o potrze­bie posia­da­nia i przy­dat­no­ści dobrych teo­rii, acz­kol­wiek w tę prawdę ni­gdy nie wąt­pi­łem. Teraz cho­dziło tylko o dokładne poro­zu­mie­nie się co do gra­nic, jakie nale­ża­łoby wyzna­czyć owym teo­riom, aby nie wpaść w prze­sadną pedan­te­rię, gor­szą od igno­ran­cji16. Przede wszyst­kim należy dobrze roz­po­zna­wać róż­nicę zacho­dzącą mię­dzy teo­rią zasad a teo­rią sys­te­mów.

W tym cza­sie, gdy Clau­se­witz usi­ło­wał w ten spo­sób pod­wa­żyć zasady nauki wojen­nej, uka­zała się we Fran­cji praca o cał­ko­wi­cie odmien­nym cha­rak­te­rze. Było to dzieło mar­kiza de Ter­naya, fran­cu­skiego emi­granta pozo­sta­ją­cego w służ­bie angiel­skiej. Książka ta jest bez wąt­pie­nia naj­bar­dziej wyczer­pu­ją­cym dotych­czas dzie­łem z zakresu tak­tyki bitew. I cho­ciaż przy for­mu­ło­wa­niu dok­tryn odno­szą­cych się do nie­wy­ko­nal­nych czę­sto na woj­nie szcze­gó­łów dzia­ła­nia autor tej książki popada nie­kiedy w skrajną sprzecz­ność z wywo­dami pru­skiego gene­rała, to jed­nak nie można odmó­wić mu istot­nie dużych zasług i nie przy­znać jed­nego z pierw­szych miejsc wśród grona tak­ty­ków.

W zary­sie tym wspo­mnia­łem tylko o pra­cach mają­cych cha­rak­ter ogólny, pomi­ja­jąc opra­co­wa­nia odno­szące się do poszcze­gól­nych rodza­jów wojsk. Dzieła Mon­ta­lem­berta, St. Paula, Bousmarda, Car­nota, d’Astera i Bles­sona przy­czy­niły się do roz­woju sztuki oblęż­ni­czej i for­ty­fi­ka­cyj­nej. Pisma Bismarcka, Laro­che-Aymona i Müllera wyja­śniły rów­nież wiele zagad­nień z dzie­dziny kawa­le­rii. Od cza­sów Gri­be­au­vala17 i Urtu­biego arty­le­ria miała już swój porad­nik i wiele róż­nych prac spe­cjal­nych; wśród ich auto­rów należy wyróż­nić Dec­kera, Paixhansa, Dedona, Hoy­era, Ravi­chio i Rouvroya. Podej­mo­wane przez nie­któ­rych z nich dys­ku­sje, a przede wszyst­kim wystą­pie­nia mar­kiza de Cham­braya i gene­rała Oku­niewa na temat ognia pie­choty oraz roz­prawy wielu ofi­ce­rów dru­ko­wane w zaj­mu­ją­cych cza­so­pi­smach woj­sko­wych, uka­zu­ją­cych się w Wied­niu, Ber­li­nie, Mona­chium, Stut­t­gar­cie i Paryżu, rów­nież przy­czy­niły się do stop­nio­wego roz­woju dys­ku­to­wa­nych dzie­dzin.

Pod­jęto także kilka prób opra­co­wa­nia histo­rii sztuki wojen­nej od cza­sów sta­ro­żyt­nych aż po chwilę obecną. Tran­chant Laverne zabrał się do tego w spo­sób umie­jętny i wni­kliwy, ale nie ogar­nął cało­ści. Car­rion-Nisas, który zbyt dużo miej­sca poświę­cił histo­rii sta­ro­żyt­nej, a za mało cza­som od odro­dze­nia do wojny sied­mio­let­niej, nie zdo­łał w ogóle przed­sta­wić sys­temu współ­cze­snego. Lep­sze na tym polu wyniki osią­gnął Rogu­an­co­urt, jak też neapo­li­tań­ski kapi­tan Blan­chi, który dał inte­re­su­jącą ana­lizę teo­rii i prak­tyki sztuki wojen­nej w poszcze­gól­nych okre­sach.

Sądząc z tak obszer­nej listy współ­cze­snych pisa­rzy, można by pomy­śleć, że gdyby Mar­sza­łek Saski sta­nął ponow­nie wśród nas, to byłby mocno zdzi­wiony bogac­twem naszej obec­nej lite­ra­tury woj­sko­wej i nie uty­ski­wałby już na mrok pokry­wa­jący tę dzie­dzinę wie­dzy. Odtąd nie brak już ksią­żek dla tych, któ­rzy zechcą je stu­dio­wać. Ale więk­szą war­tość niż wszyst­kie książki ma oko­licz­ność, że obec­nie mamy już zasady, pod­czas gdy w XVIII wieku mie­li­śmy jedy­nie metody i sys­temy.

Należy jed­nak przy­znać, że do mak­sy­mal­nego roz­wi­nię­cia teo­rii brak jest na­dal jakiejś poważ­nej pracy i że stan ten, według wszel­kiego praw­do­po­do­bień­stwa, potrwa jesz­cze długo. Zada­nie takiego dzieła pole­ga­łoby na grun­tow­nym zba­da­niu czte­rech odmien­nych sys­te­mów, na któ­rych opie­rano się na prze­strzeni stu­le­cia. Cho­dzi­łoby tu o sys­tem wojny sied­mio­let­niej, sys­tem pierw­szych kam­pa­nii rewo­lu­cji, sys­tem wiel­kich wypraw Napo­le­ona oraz wresz­cie sys­tem sto­so­wany przez księ­cia Wel­ling­tona18. Na pod­sta­wie tego porów­naw­czego bada­nia nale­ża­łoby opra­co­wać jakiś sys­tem mie­szany, odpo­wia­da­jący warun­kom wojen regu­lar­nych i mający w sobie coś z metod Fry­de­ryka i zara­zem Napo­le­ona. Ści­ślej mówiąc, nale­ża­łoby stwo­rzyć jakiś sys­tem podwójny: dla wojen zwy­kłych, pro­wa­dzo­nych pomię­dzy mocar­stwami oraz dla wiel­kich wypraw inwa­zyj­nych. Zarys tej tak waż­nej pracy poda­łem w arty­kule 8 roz­działu III. Ponie­waż jed­nak temat ten objąłby wiele tomów, poprze­sta­łem jedy­nie na zwró­ce­niu uwagi na to zada­nie tym, któ­rzy czuć się będą na siłach i znajdą dość czasu, aby mu spro­stać i któ­rzy będą radzi zna­leźć na tle nowych wyda­rzeń potwier­dze­nie słusz­no­ści owych mie­szanych dok­tryn.

Na razie koń­czę ten krótki zarys poda­niem swego poglądu na pole­mikę, któ­rej przed­mio­tem był mój niniej­szy prze­gląd oraz moja pierw­sza roz­prawa. Roz­pa­tru­jąc wszyst­kie za i prze­ciw, i porów­nu­jąc scep­ty­cyzm Clau­se­witza z olbrzy­mim postę­pem, jaki nauka wojenna poczy­niła w ostat­nim trzy­dzie­sto­le­ciu, uwa­żam, iż mam prawo stwier­dzić, że cało­kształt moich zasad i wypły­wa­ją­cych stąd reguł został źle pojęty przez wielu pisa­rzy. Jedni sto­so­wali owe reguły jak naj­bar­dziej błęd­nie, inni wycią­gali z nich zbyt prze­sadne wnio­ski, jakie mi ni­gdy nie przy­cho­dziły do głowy. Gene­rał, który brał udział w tuzi­nie kam­pa­nii, powi­nien wie­dzieć, że wojna jest strasz­li­wym dra­ma­tem, w któ­rym tysiąc moral­nych i fizycz­nych przy­czyn działa z mniej­szym lub więk­szym skut­kiem, i któ­rej nie da się ni­gdy skal­ku­lo­wać w spo­sób mate­ma­tyczny.

Muszę rów­nież przy­znać bez ogró­dek, że dwu­dzie­sto­let­nie doświad­cze­nie mogło mnie jedy­nie umoc­nić w nastę­pu­ją­cych prze­ko­na­niach:

„Ist­nieje nie­wiele pod­sta­wo­wych zasad wojny, od któ­rych nie można odstą­pić bez nara­że­nia się na nie­bez­pie­czeń­stwo, a także takich zasad, któ­rych sto­so­wa­nie mia­łoby nie­mal zawsze gwa­ran­to­wać suk­ces.

Nie­wiele rów­nież ist­nieje prak­tycz­nych reguł, wypły­wa­ją­cych z owych zasad. Jeśli nie­kiedy, zależ­nie od ist­nie­ją­cych oko­licz­no­ści, reguły owe ule­gają zmia­nom, to jed­nak mogą one być pomocne wodzowi jako kom­pas przy wyko­ny­wa­niu w wirze i zgiełku walki zawsze cięż­kiego i skom­pli­ko­wa­nego zada­nia kie­ro­wa­nia wiel­kimi ope­ra­cjami.

Czło­wiek genialny w chwili natchnie­nia na pewno potrafi sto­so­wać owe zasady lepiej od tego, który opiera się na naj­sta­ran­niej wyuczo­nej teo­rii. Nie­mniej jed­nak zwy­kła teo­ria, pozba­wiona jakiej­kol­wiek pedan­te­rii, się­ga­jąca w sedno sprawy bez narzu­ca­nia jakich­kol­wiek sys­te­mów abso­lut­nych, jed­nym sło­wem teo­ria oparta na kilku pod­sta­wo­wych regu­łach, może w wielu wypad­kach udzie­lić geniu­szowi sku­tecz­nej pomocy, a nawet przy­czy­nić się do jego roz­woju, budząc w nim więk­sze zaufa­nie do wła­snych kon­cep­cji.

Ze wszyst­kich teo­rii sztuki wojen­nej jedy­nie słuszna jest teo­ria oparta na stu­dio­wa­niu histo­rii wojen, uzna­jąca pewną liczbę zasad regu­lu­ją­cych i pozo­sta­wia­jąca wro­dzo­nemu geniu­szowi jak naj­więk­szą swo­bodę w pro­wa­dze­niu wojny, nie krę­pu­jąca go ści­słymi regu­łami.

I prze­ciw­nie, nic tak nie zdoła osła­bić owego geniu­sza i dopro­wa­dzić do try­umfu błędu, jak teo­rie zaj­mu­jące się szcze­gó­łami i oparte na fał­szy­wych poglą­dach gło­szą­cych, że wojna jest nauką pozy­tywną19, a wszel­kie ope­ra­cje można spro­wa­dzać do bez­błęd­nych obli­czeń.

Wresz­cie meta­fi­zyczne i scep­tyczne dzieła nie­któ­rych pisa­rzy rów­nież nikogo nie prze­ko­nają, że nie ist­nieją rze­komo żadne zasady doty­czące wojny. Prace ich bowiem nie zawie­rają abso­lut­nie żad­nych dowo­dów prze­ciwko regu­łom opar­tym na naj­wspa­nial­szych czy­nach bojo­wych cza­sów współ­cze­snych i nawet popar­tym rozu­mo­wa­niem tych, któ­rym wydaje się, że je zwal­czają”.

Żywię nadzieję, że po tym wyzna­niu nikt nie powi­nien obwi­niać mnie o chęć uczy­nie­nia ze sztuki wojen­nej jakie­goś mecha­ni­zmu o okre­ślo­nym sys­te­mie kół, ani o twier­dze­nie, że odczy­ta­nie jed­nego tylko roz­działu zasad sztuki wojen­nej pozwoli pierw­szemu lep­szemu czło­wie­kowi zdo­być umie­jęt­ność dowo­dze­nia armią. W dzie­dzi­nie każ­dej sztuki, podob­nie jak w każ­dej sytu­acji życio­wej, wie­dza i umie­jęt­ność sta­no­wią dwa cał­kiem różne poję­cia i cho­ciaż w pew­nych wypad­kach wystar­cza sama umie­jęt­ność, to jed­nak tylko połą­cze­nie tych obu cech sta­nowi o dosko­na­ło­ści czło­wieka i zapew­nia cał­ko­wite powo­dze­nie jego poczy­na­niom. Nie chcąc się jed­nak nara­zić na zarzut pedan­ty­zmu, przy­znaję natych­miast, że pod poję­ciem wie­dzy wcale nie rozu­miem roz­le­głej eru­dy­cji. Nie cho­dzi bowiem o to, aby dużo wie­dzieć, lecz o to, by dobrze znać dane zagad­nie­nie, a przede wszyst­kim, aby znać wszystko, co doty­czy otrzy­ma­nego zada­nia.

Pra­gnął­bym, aby prze­po­jeni tymi praw­dami czy­tel­nicy życz­li­wie przy­jęli niniej­sze nowe wyda­nie mego prze­glądu ana­li­tycz­nego, roz­sze­rzo­nego o kilka donio­słej wagi arty­ku­łów. Sądzę, że obec­nie pracę tę można pole­cić jako naj­bar­dziej poucza­jącą lek­turę dla wład­ców i mężów stanu.

Uwa­ża­łem, że w powyż­szych uwa­gach nie należy wspo­mi­nać o pra­cach woj­skowo-histo­rycz­nych, cha­rak­te­ry­zu­ją­cych naszą epokę, prace te bowiem nie wcho­dzą wła­ści­wie w zakres oma­wia­nego przeze mnie zagad­nie­nia. Nie­mniej jed­nak, jeśli mi czas i miej­sce na to pozwolą, zamie­rzam umie­ścić na ten temat na końcu niniej­szego tomu odpo­wiedni dopi­sek. Tym­cza­sem pozwolę sobie zauwa­żyć, że w ostat­nich latach dzie­dzina ta poczy­niła wiel­kie postępy.

Ści­sła histo­ria wojen sta­nowi nie­wdzięczny i trudny rodzaj twór­czo­ści, ponie­waż, aby przy­nieść korzyść ludziom zaj­mu­ją­cym się sztuką wojenną, musi poda­wać szcze­góły suche i zara­zem drobne, ale nie­zbędne dla nale­ży­tej oceny poło­że­nia bojo­wego i ruchów wojsk. Dla­tego aż do Lloyda, który dał nie­zbyt dosko­nały zarys wojny sied­mio­let­niej, żaden inny pisarz woj­skowy nie zszedł z utar­tej drogi ofi­cjal­nych rela­cji albo mniej lub bar­dziej nużą­cych pane­gi­ry­ków.

W pierw­szym sze­regu histo­ry­ków woj­sko­wych XVIII wieku znaj­do­wali się: Dumont, Quincy, Bour­cet, Pezay, Gri­mo­ard, Ret­zow i Tem­pel­hoff. Ten ostatni stwo­rzył pew­nego rodzaju szkołę, mimo że jego praca została cokol­wiek prze­ła­do­wana szcze­gó­łami doty­czą­cymi mar­szów i obo­zów, bez wąt­pie­nia bar­dzo przy­dat­nymi w dniach walki, lecz cał­ko­wi­cie bez­u­ży­tecz­nymi dla histo­rii całej wojny, ponie­waż powta­rzają się one nie­mal codzien­nie w tej samej for­mie.

Począw­szy od roku 1792 ści­sła histo­ria wojen wzbo­ga­ciła się zarówno we Fran­cji, jak i w Niem­czech tak wielką liczbą prac, że samo wyli­cze­nie ich tytu­łów zaję­łoby całą bro­szurę. Spo­śród nich wymie­nię pierw­sze kam­pa­nie rewo­lu­cji Gri­mo­arda, jak rów­nież gene­rała Gra­verta; pamięt­niki Sucheta i Saint-Cyra; frag­menty pióra Gou­r­gauda i Mon­tho­lona; obszerną pracę o zwy­cię­stwach i pod­bo­jach napi­saną pod kie­row­nic­twem gene­rała Beau­vais, a także cenny zbiór opi­sów bitew puł­kow­nika Wagnera i majora Kaus­slera. Nale­ża­łoby rów­nież wymie­nić wojnę hisz­pań­ską Nepiera, wojnę egip­ską Rey­niera, kam­pa­nie Suwo­rowa pióra Laverne’a oraz nie­kom­pletne rela­cje Stut­ter­he­ima i Labaume’a20.

O wiele bar­dziej atrak­cyjna jest histo­ria poli­tyczno-woj­skowa. Opra­co­wa­nie jej jest jed­nak dużo trud­niej­sze, nie­ła­two ją bowiem dosto­so­wać do wyma­gań sta­wia­nych utwo­rom dydak­tycz­nym, ponie­waż, aby treść jej nie pozo­stała zbyt sucha, należy pomi­jać wszyst­kie szcze­góły, które odno­szą się do dzieł o tema­tyce woj­sko­wej.

Na prze­strzeni wielu wie­ków, aż do upadku Napo­le­ona, w dziale histo­rii poli­tycz­nej i woj­sko­wej ist­niała tylko jedna wyśmie­nita praca – Histo­ria moich cza­sów, któ­rej auto­rem był Fry­de­ryk Wielki21. Ten rodzaj twór­czo­ści wymaga zarówno pięk­nego stylu, jak i wszech­stron­nych, głę­bo­kich wia­do­mo­ści z zakresu histo­rii i poli­tyki, a także odpo­wied­niego talentu woj­sko­wego, umoż­li­wia­ją­cego wierną ocenę wyda­rzeń. Aby two­rzyć tego rodzaju arcy­dzieła, należy sto­sunki i sprawy poszcze­gól­nych państw przed­sta­wiać w taki spo­sób, jak to robił Ancil­lon, i opi­sy­wać bitwy z umie­jęt­no­ścią Napo­le­ona i Fry­de­ryka. Jeśli wciąż jesz­cze ocze­ku­jemy podob­nego arcy­dzieła, to jed­nak musimy przy­znać, że w ciągu ostat­nich 30 lat uka­zało się kilka dobrych pozy­cji. Należy do nich zali­czyć Wojnę hisz­pań­ską Foya, Zarys wyda­rzeń wojen­nych Mathieu-Dumasa oraz ręko­pisy Faina, mimo że w dru­gim z tych utwo­rów brak wyraź­nego punktu widze­nia, ostatni zaś grze­szy zbyt­nią stron­ni­czo­ścią. Dalej idą dzieła Segura – syna, pisa­rza peł­nego werwy i świa­tłych poglą­dów, które wyka­zał, pisząc Histo­rię Karola VIII. Gdyby styl jego był nieco bar­dziej natu­ralny, wów­czas autor ten mógłby ode­brać swym poprzed­ni­kom palmę pierw­szeń­stwa wśród grona histo­ry­ków wiel­kiego stu­le­cia, które wciąż jesz­cze ocze­kuje swego Poli­biu­sza. W trze­ciej kolej­no­ści wymie­nimy prace histo­ryczne Toulon­ge­ona i Servana22.

Ist­nieje wresz­cie trzeci rodzaj dzieł histo­rycz­nych – histo­ria kry­tyczna, roz­pa­tru­jąca zasady sztuki wojen­nej i zaj­mu­jąca się szcze­gól­nie bada­niem sto­sun­ków ist­nie­ją­cych mię­dzy wyda­rze­niami a owymi zasa­dami. Fequières i Lloyd wska­zali drogę w tym kie­runku, ale do cza­sów rewo­lu­cji nie mieli wielu naśla­dow­ców. Ten rodzaj twór­czo­ści, choć mniej bły­sko­tliwy w swej for­mie, dać może lep­sze wyniki, zwłasz­cza jeśli kry­tyka nie przy­bie­rze zbyt ostrej formy, co czę­sto mogłoby ją uczy­nić fał­szywą i nie­spra­wie­dliwą.

Od dwu­dzie­stu lat ów wła­śnie rodzaj twór­czo­ści histo­rycz­nej, na wpół dydak­tycz­nej, na wpół kry­tycz­nej, roz­wi­nął się bar­dziej niż pozo­stałe, lub też upra­wiany był z więk­szym powo­dze­niem, dość na tym, że przy­niósł bez­sporne korzy­ści. Opisy kam­pa­nii wydane przez arcy­księ­cia Karola, podobne opisy wydane ano­ni­mowo przez gene­rała Muf­flinga, ode­rwane rela­cje gene­ra­łów Peleta, Butur­lina, Clau­se­witza, Oku­niewa, Valen­ti­niego, Ruhle’a, Laborde’a, Kocha, de Cham­brai, Napiera i wresz­cie frag­menty prac wyda­wane przez Wagnera i Sche­ela w cza­so­pi­smach uka­zu­ją­cych się w Wied­niu i Ber­li­nie – wszyst­kie owe prace, w więk­szym lub mniej­szym stop­niu, przy­czy­niły się do roz­woju nauki wojen­nej. Sądzę, że i mnie wolno pre­ten­do­wać do nie­wiel­kiego udziału w tych osią­gnię­ciach ze względu na mą obszerną woj­skowo-kry­tyczną histo­rię wojen rewo­lu­cji oraz inne wydane przeze mnie prace histo­ryczne. Mówię o tym dla­tego, że w pra­cach tych, napi­sa­nych spe­cjal­nie do udo­wod­nie­nia nie­ustan­nego triumfu wypły­wa­ją­cego ze sto­so­wa­nia pew­nych zasad, ni­gdy nie omiesz­ka­łem podać wszyst­kich fak­tów potwier­dza­ją­cych ten zasad­ni­czy punkt widze­nia i przy­naj­mniej pod tym wzglę­dem prace te odnio­sły pewien suk­ces23. Dla potwier­dze­nia moich wypo­wie­dzi powo­łam się na ostrą ana­lizę kry­tyczną hisz­pań­skiej wojny suk­ce­syj­nej, podaną przez kapi­tana Dume­snila.

Dzięki tym dzie­łom dydak­tycz­nym i histo­ryczno-kry­tycz­nym wykła­da­nie nauki wojen­nej nie jest obec­nie tak trudne. Dla­tego sła­bymi wykła­dow­cami będą ci pro­fe­so­ro­wie, któ­rzy napo­ty­kają jesz­cze trud­no­ści w przy­go­to­wy­wa­niu wykładu, mając tysiące przy­kła­dów na popar­cie odpo­wied­nich wywo­dów. Nie należy jed­nak z tego wycią­gać wnio­sku, że sztuka wojenna osią­gnęła już szczyt dosko­na­ło­ści. Niczego dosko­na­łego nie ma pod słoń­cem! Dla­tego, gdy­by­śmy pod kie­row­nic­twem arcy­księ­cia Karola lub księ­cia Wel­ling­tona utwo­rzyli komi­tet zło­żony ze wszyst­kich naj­sław­niej­szych stra­te­gów i tak­ty­ków obec­nego stu­le­cia oraz naj­wy­bit­niej­szych gene­ra­łów arty­le­rii i inży­nie­rii woj­sko­wej, to i ten komi­tet nie zdo­łałby rów­nież opra­co­wać skoń­cze­nie dosko­na­łej i nie­zmien­nej teo­rii obej­mu­ją­cej wszyst­kie dzie­dziny sztuki wojen­nej, a zwłasz­cza teo­rii tak­tyki!

Przegląd analityczny wielkich kombinacji wojny

PRZE­GLĄD ANA­LI­TYCZNY WIEL­KICH KOM­BI­NA­CJI WOJNY

Definicja sztuki wojennej

DEFI­NI­CJA SZTUKI WOJEN­NEJ

Ogól­nie mówiąc, nauka wojenna dzieli się na cztery nastę­pu­jące, czy­sto woj­skowe działy: stra­te­gię, wyż­szą tak­tykę, sztukę inży­nie­ryjną i niż­szą tak­tykę. Ist­nieje ponadto jesz­cze jedna donio­sła dzie­dzina, którą dotych­czas cał­kiem nie­słusz­nie wyłą­czano z nauki wojen­nej, a mia­no­wi­cie poli­tyka wojny24. Cho­ciaż tą ostat­nią powinni się zaj­mo­wać raczej mężo­wie stanu niż żoł­nie­rze, to jed­nak – od czasu, gdy zde­cy­do­wano oddzie­lić togę od mie­cza – nie można zaprze­czać, że o ile nauka ta może być nie­po­trzebna pod­ko­mend­nemu gene­ra­łowi, to jed­nak z całą pew­no­ścią jest ona nie­zbędna dla każ­dego głów­no­do­wo­dzą­cego. Oddzia­łuje ona na wszyst­kie kom­bi­na­cje, które mogą decy­do­wać o woj­nie, oraz na ope­ra­cje, które można przed­się­wziąć. Dla­tego należy ona nie­odwo­łal­nie do oma­wia­nej przez nas dzie­dziny wie­dzy.

Z powyż­szego wynika, że sztuka wojenna składa się w isto­cie z pię­ciu wyraź­nie róż­nych dzia­łów:

– poli­tyki wojny;

– stra­te­gii, czyli sztuki umie­jęt­nego kie­ro­wa­nia masami wojsk na teatrze wojny zarówno w celu wtar­gnię­cia na tery­to­rium innego pań­stwa, jak i obrony wła­snego kraju;

– wyż­szej tak­tyki bitew i walk;

– sztuki inży­nie­ryj­nej oraz zdo­by­wa­nia i obrony twierdz;

– niż­szej tak­tyki.

Można by do tego jesz­cze dodać filo­zo­fię, czyli moralną stronę wojny. Wydaje się jed­nak bar­dziej celowe połą­cze­nie tego zagad­nie­nia w jed­nym roz­dziale z poli­tyką.

W pracy tej mamy zamiar omó­wić główne kom­bi­na­cje trzech pierw­szych dzia­łów sztuki wojen­nej, zada­nie nasze bowiem nie polega wcale na roz­pa­trze­niu niż­szej tak­tyki ani sztuki inży­nie­ryj­nej, ponie­waż sta­no­wią one oddzielną naukę.

Pra­gnąc być dobrym ofi­ce­rem pie­choty, kawa­le­rii i arty­le­rii nie trzeba rów­nie dobrze znać tych wszyst­kich dzia­łów sztuki wojen­nej. Aby jed­nak zostać gene­ra­łem lub wyróż­nia­ją­cym się ofi­ce­rem sztabu gene­ral­nego, należy dobrze je opa­no­wać. Szczę­śliwi ci, któ­rzy już zdo­byli tę wie­dzę, szczę­śliwe są także te rządy, które mogą wła­ści­wych ludzi wyzna­czyć na wła­ściwe miej­sca!

Rozdział I. O polityce wojny

Roz­dział I

O POLI­TYCE WOJNY

Poli­tyką wojny nazy­wamy zespół kom­bi­na­cji, na pod­sta­wie któ­rych mąż stanu powi­nien osą­dzić, czy wojna jest na cza­sie, czy jest celowa, czy też nawet konieczna, a także usta­lić jakie należy przed­się­wziąć dzia­ła­nia, aby osią­gnąć zamie­rzony cel. Pań­stwo podej­muje wojnę, aby:

– docho­dzić praw lub sta­nąć w ich obro­nie; – zabez­pie­czyć ważne inte­resy publiczne; – udzie­lić pomocy pań­stwom sąsied­nim, któ­rych ist­nie­nie jest konieczne dla bez­pie­czeń­stwa wła­snego pań­stwa lub zacho­wa­nia rów­no­wagi poli­tycz­nej; – dotrzy­mać warun­ków przy­mie­rzy zaczep­nych łub obron­nych; – pro­pa­go­wać pewne idee, oba­lać je lub bro­nić; – wzmóc swe wpływy lub potęgę dzięki zdo­by­czom nie­zbęd­nym dla dobra pań­stwa; – rato­wać zagro­żoną nie­pod­le­głość naro­dową; – pomścić znie­wagę honoru; – zaspo­koić żądzę zdo­by­czy i pod­bo­jów. Ist­nieje opi­nia, że te różne rodzaje wojen wywie­rają pewien wpływ na cha­rak­ter dzia­łań wojen­nych, zmie­rza­ją­cych do osią­gnię­cia wytknię­tego celu, oraz na wiel­kość wysił­ków i zakres przed­się­wzięć, które trzeba będzie pod­jąć.

Nie ulega wąt­pli­wo­ści, że każda z tych wojen może być wojną zaczepną lub obronną. Nawet strona, która spro­wo­ko­wała kon­flikt zbrojny, może być wyprze­dzona w dzia­ła­niach i zmu­szona do obrony, strona zaś zaata­ko­wana, jeśli tylko zdoła się przy­go­to­wać, potrafi od razu prze­chwy­cić ini­cja­tywę. Mogą też powstać jesz­cze inne kom­pli­ka­cje wyni­ka­jące ze wza­jem­nego poło­że­nia stron.

1. Wojnę można pro­wa­dzić samot­nie prze­ciwko innemu mocar­stwu.

2. Można ją pro­wa­dzić samot­nie prze­ciwko kilku pań­stwom sprzy­mie­rzo­nym.

3. Można wal­czyć prze­ciwko jed­nemu prze­ciw­ni­kowi, mając u boku potęż­nego sprzy­mie­rzeńca.

4. Można sta­no­wić w woj­nie siłę główną lub być tylko siłą pomoc­ni­czą.

5. W tym ostat­nim wypadku można przy­stą­pić do wojny na jej początku albo w cza­sie mniej lub bar­dziej zaawan­so­wa­nych już walk.

6. Teatr wojny może znaj­do­wać się na tery­to­rium nie­przy­ja­ciela, sprzy­mie­rzeńca albo na obsza­rze wła­snego kraju.

7. Jeśli cho­dzi o wojnę inwa­zyjną, można ją pro­wa­dzić bli­sko lub daleko, roz­waż­nie i z umia­rem, albo w spo­sób sza­leń­czo-awan­tur­ni­czy.

8. Wojna może mieć cha­rak­ter naro­dowy, zarówno w odnie­sie­niu do nas, jak i do nie­przy­ja­ciela.

9. Wojny mogą być wresz­cie domowe lub reli­gijne, obie rów­nie nie­bez­pieczne i godne poża­ło­wa­nia.

Jeśli wojna została zde­cy­do­wana, należy ją oczy­wi­ście pro­wa­dzić według zasad sztuki wojen­nej. Trzeba jed­nak przy­znać, że w zależ­no­ści od róż­nych warun­ków ist­nieć będą znaczne róż­nice w spo­so­bie pro­wa­dze­nia dzia­łań wojen­nych. Tak np. 200 tysięcy Fran­cu­zów, pra­gną­cych ujarz­mić powstałą prze­ciwko nim jak jeden mąż Hisz­pa­nię, będzie dzia­łało ina­czej, niż 200 tysięcy tychże Fran­cu­zów zamie­rza­ją­cych posu­wać się na Wie­deń lub jaką­kol­wiek inną sto­licę, by podyk­to­wać tam pokój (1809). Par­ty­zan­tom Miny25 nikt nie uczyni zaszczytu, by wal­czyć z nimi tak, jak wal­czono pod Boro­dino26. Jest zro­zu­miałe, że pułk powi­nien wal­czyć nie­omal zawsze jed­na­kowo, ale sprawa ta wygląda jed­nak ina­czej, gdy cho­dzi o naczel­nego wodza.

Do tych prze­róż­nych kom­bi­na­cji, w więk­szym lub mniej­szym stop­niu odno­szą­cych się do zagad­nień dyplo­ma­cji, dodać można jesz­cze inne, ści­śle odno­szące się do dzia­łań wojsk. Tym ostat­nim kom­bi­na­cjom nadamy miano poli­tyki woj­sko­wej, względ­nie filo­zo­fii wojny, ponie­waż nie należą one wyłącz­nie ani do dyplo­ma­cji, ani do stra­te­gii, odgry­wa­jąc jed­nak naj­do­nio­ślej­szą rolę w pla­nach zarówno rządu, jak i dowódcy armii. Zacznijmy od roz­pa­trze­nia kom­bi­na­cji, które odno­szą się do dzie­dziny dyplo­ma­cji.

O wojnach zaczepnych prowadzonych w celu dochodzenia praw

O WOJ­NACH ZACZEP­NYCH PRO­WA­DZO­NYCH W CELU DOCHO­DZE­NIA PRAW

Jeśli pewne pań­stwo rości jakieś prawa do sąsied­niego kraju, nie sta­nowi to zawsze racji, aby docho­dzić swych rosz­czeń z bro­nią w ręku. Przed powzię­ciem podob­nej decy­zji należy wziąć pod uwagę dobro publiczne.

Naj­spra­wie­dliw­sza będzie ta wojna, która, wyni­ka­jąc z nie­za­prze­czal­nych praw danego pań­stwa, przy­nie­sie mu realne korzy­ści. W naszych cza­sach ist­nieje jed­nak nie­stety tak wiele spor­nych i kwe­stio­no­wa­nych praw, że w więk­szo­ści wypad­ków decy­zję o roz­po­czę­ciu wojny podej­muje się wła­ści­wie wtedy, gdy nada­rzy się do tego odpo­wied­nia oka­zja. Tylko pozor­nie wydaje się, że pod­ło­żem wojny są spory wypły­wa­jące z praw dzie­dzic­twa, zapi­sów testa­men­tów lub zawar­tych mał­żeństw.

Sprawa suk­ce­sji hisz­pań­skiej za cza­sów Ludwika XIV była z punktu widze­nia prawa cał­kiem jasna, ponie­waż usta­lał ją solenny testa­ment, oparty na wię­zach rodzin­nych i wyra­ża­jący powszechne życze­nie narodu hisz­pań­skiego. Jed­nak prawo to w spo­sób sta­now­czy zakwe­stio­no­wała cała Europa, co dopro­wa­dziło do zawar­cia ogól­nego przy­mie­rza zwró­co­nego prze­ciwko pra­wo­wi­temu spad­ko­biercy.

Wyko­rzy­stu­jąc wojnę Austrii z Fran­cją i powo­łu­jąc się na dawne doku­menty, Fry­de­ryk II wkro­czył zbroj­nie na Śląsk i opa­no­wał tę bogatą pro­win­cję, podwa­ja­jąc siły monar­chii pru­skiej. Ów suk­ces i donio­słość samej decy­zji były iście mistrzow­skim posu­nię­ciem. Gdyby nawet nie udało się Fry­de­rykowi zre­ali­zo­wać swego planu, nie nale­ża­łoby mu, mimo wszystko, tego wyty­kać, bowiem wiel­kość i celo­wość tego przed­się­wzię­cia mogą uspra­wie­dli­wić tę napaść, jeśli w ogóle jaki­kol­wiek napad może być uspra­wie­dli­wiony.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Mię­dzy Fran­cją a Pru­sami i Austrią. [wróć]

2. E. Tarle, Napo­leon, War­szawa 1960, s. 472. [wróć]

3. E. Tarle, op. cit., s. 479. [wróć]

4. C. Clau­se­witz, O woj­nie, War­szawa 1958, t. 2, s. 233. [wróć]

5. Tak wojo­wano jesz­cze w 1870 roku! [wróć]

6. Sys­tem – okre­ślony spo­sób, metoda postę­po­wa­nia lub wyko­na­nia jakiejś czyn­no­ści (przyp. tłum.). [wróć]

7. Feuguiéres Antoni (1648–1711), gene­rał fran­cu­ski, autor Pamięt­ni­ków o woj­nie (przyp. tłum.). [wróć]

8. Fol­lard Jan Karol (1669–1752), tak­tyk fran­cu­ski, autor wielu dzieł (przyp. tłum.). [wróć]

9. Puise­gur Jakub Fran­ci­szek (1656–1743), mar­sza­łek fran­cu­ski (przyp. tłum.). [wróć]

10. W ówcze­snym poję­ciu logi­styka obej­mo­wała prak­tyczną sztukę dowo­dze­nia woj­skami (przyp. tłum.). [wróć]

11. Mau­rycy Saski (1696–1750), syn natu­ralny króla pol­skiego Augu­sta II; mar­sza­łek Fran­cji, jeden z naj­wy­bit­niej­szych wodzów swego czasu. Mię­dzy innymi zwy­cięzca spod Fon­te­noy, Rau­coux, Law­feld (przyp. tłum.). [wróć]

12. Fry­de­ryk II (1712–1786), król pru­ski, autor Histo­rii moich cza­sów i Głów­nych zasad wojny. [wróć]

13. W zna­ko­mi­tym roz­dziale o mar­szach Guibert z lekka poru­szył zagad­nie­nie stra­te­gii, nie omó­wił jed­nak tego, co ów roz­dział zapo­wia­dał. [wróć]

14. Euge­niusz książę Sabaudzki (1663–1736), feld­mar­sza­łek austriacki. Wal­czył prze­ciwko Tur­kom, brał udział w woj­nie o suk­ce­sję hisz­pań­ską i w woj­nie suk­ce­syj­nej pol­skiej. Zali­czany do naj­więk­szych wodzów świata (przyp. tłum.). [wróć]

15. Arcy­książę Karol Austriacki (przyp. tłum.). [wróć]

16. Czło­wiek nie­ma­jący odpo­wied­nich wia­do­mo­ści, ale obda­rzony wro­dzo­nymi zdol­no­ściami, może two­rzyć wiel­kie dzieła. Ten sam jed­nak czło­wiek, prze­po­jony naby­tymi w szkole fał­szy­wymi dok­try­nami i prze­siąk­nięty pedan­tycz­nymi meto­dami, nie stwo­rzy niczego dobrego, przy­naj­mniej do czasu, aż nie zapo­mni tego, czego się nauczył. [wróć]

17. Gri­be­au­val Jean-Bap­ti­ste (1715–1789), gene­rał fran­cu­ski, wybitny arty­le­rzy­sta i kon­struk­tor dział, prze­by­wa­jący przej­ściowo w służ­bie austriac­kiej (przyp. tłum.). [wróć]

18. Książę Arthur Wel­le­sley Wel­ling­ton (1769–1852), kon­ser­wa­tywny poli­tyk, wie­lo­krotny pre­mier i gene­rał angiel­ski. Dowódca wojsk angiel­skich w Hisz­pa­nii i Por­tu­ga­lii, gdzie zwy­cię­żył woj­ska fran­cu­skie. Wraz z Blücherem w roku 1815 poko­nał pod Water­loo Napo­le­ona (przyp. tłum.). [wróć]

19. Nauki pozy­tywne – nauki oparte na doświad­cze­niu (przyp. tłum.). [wróć]

20. Można by jesz­cze wspo­mnieć o cie­ka­wych rela­cjach Sain­tina, Mor­to­nvala, de Lapenne’a, Leno­ble’a i Lafa­ille’a oraz o pra­cach pru­skiego majora Spa­tha o Kata­lo­nii, barona Vol­den­dorfa na temat kam­pa­nii Bawar­czy­ków i o wielu jesz­cze innych tego rodzaju dzie­łach. [wróć]

21. Liczni bada­cze histo­rii poli­tycz­nej, jak Ancil­lon, Segur – ojciec, Karam­zin, Guichar­din, Archen­holz, Schil­ler, Daru, Michaud, Salvandy, opi­sali rów­nież z dużym talen­tem wiele ope­ra­cji wojen­nych, jed­nak nie można ich zali­czyć do grona pisa­rzy woj­sko­wych. [wróć]

22. Nie wspo­mi­nam o pracy oma­wia­ją­cej życie poli­tyczne i woj­skowe Napo­le­ona, bowiem utrzy­my­wano, że jestem jej auto­rem. Pomi­jam rów­nież prace Norvinsa i Thi­be­au­deau, ponie­waż nie mają one wcale cha­rak­teru woj­skowego. [wróć]

23. Można mi posta­wić zarzut, że nie­które z tych prac są zbyt roz­wle­kłe, jed­nak w dzie­łach o tema­tyce woj­sko­wej trudno dogo­dzić wszyst­kim wyma­ga­niom. Jedni pra­gną tu zna­leźć, o ile moż­no­ści, wszel­kie szcze­góły, inni nato­miast wcale ich nie chcą. Przy­znaję, że będąc zachwy­cony szkołą Tem­pel­hoffa, skła­nia­łem się zbyt­nio ku tym pierw­szym. Poda­wa­nie owych drob­nych szcze­gó­łów wska­zane jest przy opi­sie poje­dyn­czych kam­pa­nii, ale nie wojny jako cało­ści. Popra­wi­łem się pod tym wzglę­dem w swych ostat­nich pra­cach. [wróć]

24. Jak mi wia­domo, ist­nieje bar­dzo nie­wiele prac oma­wia­ją­cych ów temat. Jedną, która nosi ten wła­śnie tytuł jest Poli­tyka wojny Hay du Cha­te­leta (1767). Znaj­du­jemy tu stwier­dze­nie, że chcąc przejść przez kamienny most armia powinna naka­zać cie­ślom i archi­tek­tom, aby zba­dali ów most, i czy­tamy zda­nie, że Dariusz nie poniósłby klę­ski, gdyby zamiast rzu­ce­nia prze­ciwko Alek­san­drowi cało­ści swych sił, wpro­wa­dził do tej walki tylko połowę posia­da­nych wojsk. Zadzi­wia­jące zasady poli­tyki woj­sko­wej! Maize­roy rów­nież wysu­nął kilka podob­nie męt­nych myśli na temat tak zwa­nej przez niego dia­lek­tyki wojny. Naj­głę­biej wnik­nął w te zagad­nie­nia Lloyd, ale jakże wiele praca jego pozo­sta­wia jesz­cze do życze­nia i w jak wielu wypad­kach zadały jej kłam zna­mienne wyda­rze­nia z lat 1792–1815. [wróć]

25. Fran­ci­sco Mina (1784–1856), przy­wódca par­ty­zan­tów hisz­pań­skich w okre­sie walk z Napo­le­onem (przyp. tłum.). [wróć]

26. Podaję to w odpo­wie­dzi majo­rowi Pro­ket­schowi, który – mimo swej powszech­nie zna­nej eru­dy­cji – uwa­żał za sto­sowne utrzy­my­wać, że poli­tyka wojny nie może wpły­wać na dzia­ła­nia wojenne i że wojnę należy pro­wa­dzić zawsze w jed­na­kowy spo­sób. [wróć]