Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Bonaparte był święcie przekonany, że kluczem do każdego podboju jest zniszczenie armii nieprzyjaciela. Państwo zaś pozbawione zorganizowanej siły militarnej powinno poddać się samo. „Jest wielu dobrych generałów w Europie – mówił – ale chcą oni widzieć za wiele rzeczy na raz: ja zaś widzę tylko jedno – masy (nieprzyjacielskie) i dążę do zniszczenia ich".
Zmierzając konsekwentnie do realizacji tego celu Napoleon we wszystkich okolicznościach stosował podstawową zasadę koncentracji w odpowiednim czasie i miejscu sił większych od tych, jakie w tym samym czasie i miejscu posiadał przeciwnik. Zdobycie wiadomości o ruchach i położeniu nieprzyjaciela, błyskawiczne kolejne uderzenie na zgrupowania jego wojsk, okrążenie ich i odcięcie od połączeń z krajem, a następnie pościg bez wytchnienia, aż do pełnego rozproszenia lub zniszczenia sił przeciwnika – oto system, jaki Napoleon uważał za najlepszy i jaki stosował z powodzeniem w większości swoich kampanii. Fragment przedmowy gen. Tadeusza Pióro.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 418
UWAGI O WSPÓŁCZESNEJ TEORII WOJNY I JEJ PRZYDATNOŚCI
Niniejszy przegląd analityczny poszczególnych kombinacji wojny, którego czwarte wydanie mam zaszczyt obecnie przedstawić, był opracowywany dla celów edukacji wojskowej pewnego dostojnego księcia. Śmiem sądzić, że dzięki moim licznym uzupełnieniom praca ta sprosta swemu przeznaczeniu. Wydaje mi się, że do lepszego sprecyzowania owego celu powinienem słów kilka powiedzieć o obecnym stanie teorii wojny. Będę przy tym zmuszony wspomnieć nieco o sobie i swoich pracach. Wyrażam nadzieję, że będzie mi to wybaczone, inaczej bowiem trudno by mi było przedstawić swój pogląd na teorię wojny i omówić rolę, jaka przypadła mi w jej opracowaniu, gdybym nie wspomniał, jak owa teoria kształtowała się w moim pojęciu.
Jak już pisałem w oddzielnej publikacji, wydanej w roku 1807, sztuka wojenna istniała zawsze, a zwłaszcza strategia była taka sama, zarówno za czasów Cezara jak i Napoleona. Sztuka ta istniała jednak tylko w umysłach wielkich wodzów i nie była ujęta w żadnej rozprawie pisemnej. Wszystkie prace podawały jedynie urywki systemów6, które powstały w wyobraźni autorów i zawierały często mało znaczące (aby nie powiedzieć całkowicie pozbawione treści) szczegóły dotyczące drugorzędnych zagadnień taktyki, jedynej chyba części składowej sztuki wojennej, której nie można podporządkować stałym zasadom.
Z liczby pisarzy współczesnych rozgłos zdobyli Feuguiéres7, Follard8 i Puisegur9. Pierwszy – dzięki swym wysoce interesującym krytycznym i dogmatycznym pracom; drugi – dzięki swym komentarzom do dzieł Polibiusza i rozprawie o kolumnie; trzeci z nich zasłynął opracowaniem, które, jak sądzę, stanowiło pierwszy szkic z dziedziny logistyki10 i jedną z pierwszych rozpraw omawiających skośny szyk bojowy stosowany w starożytności. Pisarze ci nie wniknęli jednak dostatecznie w zagadnienia, które zamierzali omówić i, aby mieć wierne wyobrażenie stanu sztuki wojennej z połowy XVIII wieku, należy przeczytać to, co napisał Marszałek Saski11 w przedmowie do swych Rozmyślań.
„Wojna jest dziedziną wiedzy pogrążoną w mroku, w którym nie można maszerować pewnym krokiem. Następstwem tego są przesądy oraz rutyna, będące konsekwencją niewiedzy. Wszystkie nauki mają swoje zasady, jedynie tylko wojna jeszcze ich nie ma. Wielcy wodzowie, którzy o niej pisali, nie podają nam żadnych reguł. Aby je zrozumieć, trzeba mieć duże doświadczenie.
Gustaw Adolf stworzył pewną metodę, ale ją wkrótce zarzucono, ponieważ przyswajano ją sobie w sposób rutyniarski. Pozostają więc jedynie nawyki, których zasad nie znamy”.
Zostało to napisane mniej więcej w czasie, kiedy Fryderyk Wielki12 rozpoczynał wojnę siedmioletnią zwycięstwami odnoszonymi pod Hohenfriedbergiem, Soor itd. Natomiast poczciwy Marszałek Saski, miast rozpraszać owe ciemności, na które się tak słusznie żalił, sam zabawiał się ustalaniem przepisów wyposażenia wojska w wełniane kurty, ustawianiem żołnierzy w cztery szeregi, z których dwa uzbrojone były w kopie, i wreszcie proponował skonstruowanie karabinów-armat, które zwał zabawkami (amusettes). Na tę nazwę zasługiwały całkowicie ze względu na pocieszne malowidła, które je zdobiły.
W wyniku wojny siedmioletniej ukazało się kilka wartościowych prac. Sam Fryderyk, nie zadowalając się tym, że był wielkim królem, wielkim wodzem, filozofem i wybitnym historykiem, stał się jeszcze pisarzem dydaktykiem dzięki instrukcji, którą opracował dla swych generałów. Guichard, Turpin, Maizeroy, Menil-Durand wiedli dyskusje nad dawną i współczesną taktyką i wydali na ten temat kilka interesujących rozpraw. Turpin komentował Montecuculego i Vegetiusa. Markiz de Silva w Piemoncie, a Santa-Cruz w Hiszpanii również poruszali z powodzeniem niektóre zagadnienia. D’Escremeville pobieżnie naszkicował zarys historii sztuki wojennej, który nie był pozbawiony wartości. Wszystko to jednak nie rozproszyło ciemności, na które uskarżał się zwycięzca spod Fontenoy.
Nieco później pojawili się Grimoard, Guibert i Lloyd. Pierwsi dwaj przyczynili się do rozwoju taktyki bitew i logistyki13. Trzeci z nich poruszył w swych interesujących pamiętnikach niektóre doniosłe zagadnienia strategii, niestety jednak zagrzebał je w masie drobnych szczegółów dotyczących szyków taktycznych i filozofii wojny. Chociaż autor ten nie rozwiązał żadnego z tych zagadnień w sposób umożliwiający budowę pewnego określonego systemu, to jednak należy mu oddać sprawiedliwość i przyznać, że jako pierwszy wskazał właściwą ku temu drogę. Jego opis wojny siedmioletniej, z której ukończył zaledwie dwie kampanie, był, przynajmniej dla mnie, bardziej pouczający niż całość napisanych przez niego dzieł teoretycznych.
W przerwie pomiędzy wojną siedmioletnią a wojnami rewolucji francuskiej ukazało się w Niemczech mnóstwo mniejszych lub większych prac, w których autorzy rozwodzili się nad przeróżnymi drugorzędnymi dziedzinami sztuki wojennej, dając jednak przy tym słabe wyjaśnienia. Thielke i Faesch wydali w Saksonii: pierwszy – fragmenty poruszające temat obozów, uderzenia na obozy i na pozycje, drugi – zbiór zasad dotyczących różnych drugorzędnych zagadnień z zakresu działań wojennych. Scharnhorst czynił to samo w Hanowerze. Warnery wydał w Prusach niezłą książkę o kawalerii, baron Holtzendorf – książkę o taktyce manewru. W Austrii hr. von Khevenhüller opublikował zbiór zasad z dziedziny wojny polowej i oblężniczej. Wszystko to jednak nie dawało dostatecznego wyobrażenia o wyższych dziedzinach nauki wojennej.
Następnie nic się nie działo aż do czasu, gdy Mirabeau, po powrocie do Berlina, opublikował olbrzymi tom o taktyce Prusaków. Było to suche powtórzenie regulaminu o ewolucjach plutonu i linii, czemu ze wzruszającą naiwnością przypisywano większość sukcesów Fryderyka. Jakkolwiek tego rodzaju prace mogły powodować szerzenie się owego fałszywego poglądu, to jednak należy przyznać, że przyczyniły się one do udoskonalenia wydanej w roku 1791 instrukcji o wykonywaniu manewru, co było jedyną korzyścią, jakiej się można było od nich spodziewać.
Taki był stan sztuki wojennej na początku XIX wieku, gdy Porbeck, Venturini i Bülow wydali kilka broszur, omawiających pierwsze kampanie rewolucji. Zwłaszcza ten ostatni wywołał w Europie pewnego rodzaju sensację swoją koncepcją systemu współczesnej wojny. Było to dzieło człowieka genialnego, stanowiące jednak tylko zarys, który niewiele rozszerzył pierwsze definicje podane przez Lloyda. W tym samym czasie ukazała się również w Niemczech wartościowa praca Laroche-Aymona, zatytułowana skromnie jako wstęp do sztuki wojennej – prawdziwa encyklopedia wszystkich dziedzin owej sztuki z wyjątkiem strategii, o której ledwo napomyka. Pomimo tej luki jest to jedno z klasycznych, najbardziej szczegółowych i godnych zalecenia dzieł.
Obu tych prac nie znałem jeszcze wtedy, kiedy po wystąpieniu ze służby wojskowej w Szwajcarii, gdzie byłem dowódcą batalionu, pragnąłem sam uzupełnić swe wykształcenie, pochłaniając wszystkie książki, które omawiały zagadnienia sporne, nurtujące w drugiej połowie XVIII wieku sfery wojskowe. Poczynając od Puiségura i kończąc na Menil-Durandzie i Guibercie, znajdowałem u wszystkich mniej lub bardziej kompletne systemy taktyki bitew, co nie mogło dać doskonałego wyobrażenia o wojnie, ponieważ wszystkie były ze sobą w godnej pożałowania sprzeczności.
Dlatego rozpocząłem studiowanie dzieł z zakresu historii wojen, aby w kombinacjach wielkich wodzów szukać rozwiązania, którego wcale mi nie dawały systemy owych pisarzy. Już relacje Fryderyka Wielkiego zaczęły mi ujawniać tajemnicę jego wspaniałego zwycięstwa pod Leuthen (Lissa). Stwierdziłem, że tajemnica ta polegała na bardzo prostym manewrze – na skierowaniu głównej masy wojsk przeciwko jednemu tylko skrzydłu wojsk nieprzyjaciela. W przekonaniu tym utwierdziły mnie wkrótce potem prace Lloyda. Przekonałem się mianowicie, że takie same przyczyny były również powodem pierwszych sukcesów Napoleona we Włoszech. Nasunęło mi to myśl, że klucz do całej nauki wojennej będzie można znaleźć wtedy, jeśli w strategii na szachownicy wojny zastosuje się tę samą zasadę, którą Fryderyk stosował na polach bitew. W prawdę tę nie mogłem już wątpić, czytając później opisy kampanii Turenne’a, Marlborougha i Eugeniusza Sabaudzkiego14 i porównując je z kampaniami Fryderyka, których opisy Tempelhoff właśnie wydał z bardzo ciekawymi, aczkolwiek napisanymi ciężkim stylem i z często powtarzającymi się szczegółami. Wówczas zrozumiałem, że Marszałek Saski miał wiele racji twierdząc, że w roku 1750 nie było wcale zasad sztuki wojennej i że wielu ludzi błędnie interpretowało jego wstęp, wyciągając wniosek, że jego zdaniem zasady takie nie istnieją w ogóle.
Przekonany, że znalazłem właściwy punkt widzenia, z którego należy rozpatrywać teorię wojny, aby odkryć jej rzeczywiste reguły i porzucić zawsze bardzo niepewne systemy osobiste, zabrałem się do pracy z żarliwym zapałem neofity.
W roku 1803 napisałem jeden tom, który przedstawiłem panu d’Oubrilowi, sekretarzowi poselstwa rosyjskiego w Paryżu, następnie też marszałkowi Neyowi. Jednak praca Bülowa o strategii i opis historyczny Lloyda tłumaczony przez Roux-Fazillaca, które wpadły mi wówczas w ręce, skłoniły mnie do trzymania się innego planu. Pierwszą moją próbą była dydaktyczna rozprawa na temat szyków bojowych, marszów strategicznych i linii operacyjnych. Siłą rzeczy było to opracowanie suche, przeładowane cytatami z historii, ujętymi według zagadnień, które miały tę wadę, że w jednym i tym samym rozdziale podawały wydarzenia odległe często od siebie o cały wiek. Zwłaszcza Lloyd utwierdził mnie w przekonaniu, że krytyczne, rzeczowe ujęcie całej wojny ma tę wyższość, że zachowując kolejność i jednolitość opisu oraz biegu wydarzeń, nie utrudnia sformułowania podstawowych tez. Wszak cykl dziesięciu kampanii w zupełności wystarczy do przedstawienia wszystkich możliwych do stosowania zasad sztuki wojennej. Dlatego spaliłem swą pierwszą pracę i rozpocząłem nową z zamiarem opracowania dalszego przebiegu wojny siedmioletniej, której Lloyd nie ukończył. Odpowiadało mi to tym bardziej, że mając dopiero 24 lata i małe doświadczenie, miałem przełamywać wiele na raz przesądów i ścierać się z ludźmi o dużej, czasem uzurpowanej sławie. Dlatego potrzebowałem silnego poparcia, a z pomocą mogłyby mi przyjść fakty, które przemawiałyby na mą korzyść. Obrałem więc ostatecznie ten właśnie sposób, który, moim zdaniem, wydawał się być najbardziej zrozumiały dla wszystkich czytelników.
Rozprawa dydaktyczna byłaby niewątpliwie odpowiedniejsza ze względu na możność prowadzenia wykładów i bardziej kompleksowe przedstawienie kombinacji nauki wojennej, cokolwiek rozproszonych w opisach poszczególnych kampanii. Jeśli chodzi o mnie, to muszę przyznać, że uważna lektura jednej rozsądnie prowadzonej kampanii przyniosła mi więcej korzyści, niż wszystkie istniejące opracowania naukowe. Moja książka z roku 1805 była przeznaczona dla oficerów starszych, a nie dla elewów szkół wojskowych.
Mniej więcej w tym samym czasie ukazała się niewielka broszura traktująca o strategii pióra majora Wagnera, pełniącego wówczas służbę w armii austriackiej. W owym szkicu, zawierającym wiele rozsądnych poglądów, autor zapowiadał, że opracuje z czasem coś bardziej kompletnego, co też istotnie ostatnio nastąpiło. W kilka lat potem arcyksiążę15 poprzedził swe znakomite dzieło książką in folio na temat wielkiej wojny, w której już wtedy dał się poznać geniusz mistrza. W Prusach zagadnienia te zaczął z powodzeniem badać generał Scharnhorst.
Wreszcie, w dziesięć lat po wydaniu mego pierwszego Traktatu o wielkich operacjach, ukazało się cenne dzieło arcyksięcia Karola, w którym połączone zostały obie metody opracowania – dydaktyczna i historyczna. Książę ujął najpierw w niewielkim tomie podstawy strategii, następnie zaś, w celu praktycznego rozwinięcia sposobu stosowania sztuki wojennej, opracował cztery tomy krytycznej historii kampanii z lat 1796 i 1799. Praca ta, przynosząca sławnemu księciu nie mniej chwały niż wygrane bitwy, uzupełniła podstawy strategii jako nauki, której pionierami byli Lloyd i Bülow, a której pierwsze zasady przedstawiłem w roku 1805 w rozdziale o liniach operacyjnych, później zaś w roku 1807 w rozdziale o podstawowych zasadach sztuki wojennej, drukowanych oddzielnie w Głogowie na Śląsku.
Upadek Napoleona i powrót wielu rozmiłowanych w pracy naukowej oficerów do pokojowego życia stał się jak gdyby sygnałem do pojawienia się mnóstwa wszelkiego rodzaju prac wojskowych. Generał Rogniat wywołał dyskusję, proponując restytucję systemu legionów bądź też dywizji republikańskich i zwalczając nieco awanturniczy system Napoleona. Szczególnie wiele prac dogmatycznych ukazało się w Niemczech: Xylander w Bawarii, Theobald i Müller w Wirtembergii, Wagner, Decker, Hoyer i Valentini w Prusach ogłaszali przeróżne dzieła, które w zasadzie nie zawierały nic nowego, będąc powtórzeniem zasad arcyksięcia oraz moich, z podaniem jedynie odmiennych sposobów stosowania.
Chociaż niektórzy autorzy w sposób raczej bardziej wyrafinowany niż skuteczny napadli na mój rozdział o centralnych liniach operacyjnych, to jednak ich pracom nie można odmówić zasłużonego uznania, bowiem wszyscy oni w mniejszym lub większym stopniu wyrażali genialne poglądy.
W Rosji generał Okuniew wyświadczył cenną przysługę młodym oficerom, opracowując poważny temat o połączonym bądź częściowym użyciu trzech rodzajów wojsk, co stanowi podstawę teorii walki.
Gay-Vernon, Jacguinot de Presie i Roquancourt wydali we Francji zasługujące na uznanie podręczniki.
Tymczasem doświadczenie przekonało mnie, że w mojej pierwszej pracy brak jest zbioru zasad, podobnego do tego, jaki figuruje na początku pracy arcyksięcia. Skłoniło mnie to do wydania w roku 1829 pierwszego szkicu niniejszego przeglądu analitycznego, do którego dołączyłem dwa artykuły na temat polityki wojennej państwa.
Skorzystałem z tej okazji, aby bronić podstawowych założeń swego artykułu o liniach operacyjnych, bowiem artykuł ten wielu pisarzy źle zrozumiało. Polemika ta doprowadziła przynajmniej do ustalenia bardziej słusznych definicji, potwierdzających zarazem istotne korzyści wynikające z operacji centralnych.
W rok po wydaniu tego analitycznego przeglądu zmarł pruski generał Clausewitz, obarczając żonę troską o pośmiertne wydanie jego dzieł, o których mówiono jako o nie dokończonych szkicach. Praca ta wywołała w Niemczech dużą sensację. Ja ze swej strony żałuję, że została napisana, zanim jeszcze jej autor mógł zapoznać się z moim analitycznym przeglądem, jestem bowiem przekonany, że oceniłby go w pewnym stopniu sprawiedliwie.
Generałowi Clausewitzowi nie można odmówić dużego wykształcenia oraz umiejętności władania piórem. Pióro to jednak zbytnio przeskakuje czasami z tematu na temat, a przede wszystkim jest zbyt pretensjonalne w dyskusjach dydaktycznych, których główną zaletą powinna być wszak prostota i jasność. Prócz tego, w odniesieniu do zagadnień nauki wojennej autor wykazuje trochę za dużo sceptycyzmu. Jego pierwszy tom stanowi perorowanie przeciwko wszelkiej teorii wojny, wówczas gdy dwa następne, przeładowane zasadami teoretycznymi, wykazują, że autor wierzy w skuteczność własnej doktryny, nie dowierza natomiast doktrynom innych pisarzy.
Jeśli chodzi o mnie, to przyznaję, że w tym mądrym labiryncie zdołałem znaleźć tylko niewiele jasnych myśli i godnych uwagi artykułów. Ponieważ wcale nie podzielałem sceptycyzmu autora, przeto żadna inna praca nie mogła wzbudzić we mnie większego przekonania o potrzebie posiadania i przydatności dobrych teorii, aczkolwiek w tę prawdę nigdy nie wątpiłem. Teraz chodziło tylko o dokładne porozumienie się co do granic, jakie należałoby wyznaczyć owym teoriom, aby nie wpaść w przesadną pedanterię, gorszą od ignorancji16. Przede wszystkim należy dobrze rozpoznawać różnicę zachodzącą między teorią zasad a teorią systemów.
W tym czasie, gdy Clausewitz usiłował w ten sposób podważyć zasady nauki wojennej, ukazała się we Francji praca o całkowicie odmiennym charakterze. Było to dzieło markiza de Ternaya, francuskiego emigranta pozostającego w służbie angielskiej. Książka ta jest bez wątpienia najbardziej wyczerpującym dotychczas dziełem z zakresu taktyki bitew. I chociaż przy formułowaniu doktryn odnoszących się do niewykonalnych często na wojnie szczegółów działania autor tej książki popada niekiedy w skrajną sprzeczność z wywodami pruskiego generała, to jednak nie można odmówić mu istotnie dużych zasług i nie przyznać jednego z pierwszych miejsc wśród grona taktyków.
W zarysie tym wspomniałem tylko o pracach mających charakter ogólny, pomijając opracowania odnoszące się do poszczególnych rodzajów wojsk. Dzieła Montalemberta, St. Paula, Bousmarda, Carnota, d’Astera i Blessona przyczyniły się do rozwoju sztuki oblężniczej i fortyfikacyjnej. Pisma Bismarcka, Laroche-Aymona i Müllera wyjaśniły również wiele zagadnień z dziedziny kawalerii. Od czasów Gribeauvala17 i Urtubiego artyleria miała już swój poradnik i wiele różnych prac specjalnych; wśród ich autorów należy wyróżnić Deckera, Paixhansa, Dedona, Hoyera, Ravichio i Rouvroya. Podejmowane przez niektórych z nich dyskusje, a przede wszystkim wystąpienia markiza de Chambraya i generała Okuniewa na temat ognia piechoty oraz rozprawy wielu oficerów drukowane w zajmujących czasopismach wojskowych, ukazujących się w Wiedniu, Berlinie, Monachium, Stuttgarcie i Paryżu, również przyczyniły się do stopniowego rozwoju dyskutowanych dziedzin.
Podjęto także kilka prób opracowania historii sztuki wojennej od czasów starożytnych aż po chwilę obecną. Tranchant Laverne zabrał się do tego w sposób umiejętny i wnikliwy, ale nie ogarnął całości. Carrion-Nisas, który zbyt dużo miejsca poświęcił historii starożytnej, a za mało czasom od odrodzenia do wojny siedmioletniej, nie zdołał w ogóle przedstawić systemu współczesnego. Lepsze na tym polu wyniki osiągnął Roguancourt, jak też neapolitański kapitan Blanchi, który dał interesującą analizę teorii i praktyki sztuki wojennej w poszczególnych okresach.
Sądząc z tak obszernej listy współczesnych pisarzy, można by pomyśleć, że gdyby Marszałek Saski stanął ponownie wśród nas, to byłby mocno zdziwiony bogactwem naszej obecnej literatury wojskowej i nie utyskiwałby już na mrok pokrywający tę dziedzinę wiedzy. Odtąd nie brak już książek dla tych, którzy zechcą je studiować. Ale większą wartość niż wszystkie książki ma okoliczność, że obecnie mamy już zasady, podczas gdy w XVIII wieku mieliśmy jedynie metody i systemy.
Należy jednak przyznać, że do maksymalnego rozwinięcia teorii brak jest nadal jakiejś poważnej pracy i że stan ten, według wszelkiego prawdopodobieństwa, potrwa jeszcze długo. Zadanie takiego dzieła polegałoby na gruntownym zbadaniu czterech odmiennych systemów, na których opierano się na przestrzeni stulecia. Chodziłoby tu o system wojny siedmioletniej, system pierwszych kampanii rewolucji, system wielkich wypraw Napoleona oraz wreszcie system stosowany przez księcia Wellingtona18. Na podstawie tego porównawczego badania należałoby opracować jakiś system mieszany, odpowiadający warunkom wojen regularnych i mający w sobie coś z metod Fryderyka i zarazem Napoleona. Ściślej mówiąc, należałoby stworzyć jakiś system podwójny: dla wojen zwykłych, prowadzonych pomiędzy mocarstwami oraz dla wielkich wypraw inwazyjnych. Zarys tej tak ważnej pracy podałem w artykule 8 rozdziału III. Ponieważ jednak temat ten objąłby wiele tomów, poprzestałem jedynie na zwróceniu uwagi na to zadanie tym, którzy czuć się będą na siłach i znajdą dość czasu, aby mu sprostać i którzy będą radzi znaleźć na tle nowych wydarzeń potwierdzenie słuszności owych mieszanych doktryn.
Na razie kończę ten krótki zarys podaniem swego poglądu na polemikę, której przedmiotem był mój niniejszy przegląd oraz moja pierwsza rozprawa. Rozpatrując wszystkie za i przeciw, i porównując sceptycyzm Clausewitza z olbrzymim postępem, jaki nauka wojenna poczyniła w ostatnim trzydziestoleciu, uważam, iż mam prawo stwierdzić, że całokształt moich zasad i wypływających stąd reguł został źle pojęty przez wielu pisarzy. Jedni stosowali owe reguły jak najbardziej błędnie, inni wyciągali z nich zbyt przesadne wnioski, jakie mi nigdy nie przychodziły do głowy. Generał, który brał udział w tuzinie kampanii, powinien wiedzieć, że wojna jest straszliwym dramatem, w którym tysiąc moralnych i fizycznych przyczyn działa z mniejszym lub większym skutkiem, i której nie da się nigdy skalkulować w sposób matematyczny.
Muszę również przyznać bez ogródek, że dwudziestoletnie doświadczenie mogło mnie jedynie umocnić w następujących przekonaniach:
„Istnieje niewiele podstawowych zasad wojny, od których nie można odstąpić bez narażenia się na niebezpieczeństwo, a także takich zasad, których stosowanie miałoby niemal zawsze gwarantować sukces.
Niewiele również istnieje praktycznych reguł, wypływających z owych zasad. Jeśli niekiedy, zależnie od istniejących okoliczności, reguły owe ulegają zmianom, to jednak mogą one być pomocne wodzowi jako kompas przy wykonywaniu w wirze i zgiełku walki zawsze ciężkiego i skomplikowanego zadania kierowania wielkimi operacjami.
Człowiek genialny w chwili natchnienia na pewno potrafi stosować owe zasady lepiej od tego, który opiera się na najstaranniej wyuczonej teorii. Niemniej jednak zwykła teoria, pozbawiona jakiejkolwiek pedanterii, sięgająca w sedno sprawy bez narzucania jakichkolwiek systemów absolutnych, jednym słowem teoria oparta na kilku podstawowych regułach, może w wielu wypadkach udzielić geniuszowi skutecznej pomocy, a nawet przyczynić się do jego rozwoju, budząc w nim większe zaufanie do własnych koncepcji.
Ze wszystkich teorii sztuki wojennej jedynie słuszna jest teoria oparta na studiowaniu historii wojen, uznająca pewną liczbę zasad regulujących i pozostawiająca wrodzonemu geniuszowi jak największą swobodę w prowadzeniu wojny, nie krępująca go ścisłymi regułami.
I przeciwnie, nic tak nie zdoła osłabić owego geniusza i doprowadzić do tryumfu błędu, jak teorie zajmujące się szczegółami i oparte na fałszywych poglądach głoszących, że wojna jest nauką pozytywną19, a wszelkie operacje można sprowadzać do bezbłędnych obliczeń.
Wreszcie metafizyczne i sceptyczne dzieła niektórych pisarzy również nikogo nie przekonają, że nie istnieją rzekomo żadne zasady dotyczące wojny. Prace ich bowiem nie zawierają absolutnie żadnych dowodów przeciwko regułom opartym na najwspanialszych czynach bojowych czasów współczesnych i nawet popartym rozumowaniem tych, którym wydaje się, że je zwalczają”.
Żywię nadzieję, że po tym wyznaniu nikt nie powinien obwiniać mnie o chęć uczynienia ze sztuki wojennej jakiegoś mechanizmu o określonym systemie kół, ani o twierdzenie, że odczytanie jednego tylko rozdziału zasad sztuki wojennej pozwoli pierwszemu lepszemu człowiekowi zdobyć umiejętność dowodzenia armią. W dziedzinie każdej sztuki, podobnie jak w każdej sytuacji życiowej, wiedza i umiejętność stanowią dwa całkiem różne pojęcia i chociaż w pewnych wypadkach wystarcza sama umiejętność, to jednak tylko połączenie tych obu cech stanowi o doskonałości człowieka i zapewnia całkowite powodzenie jego poczynaniom. Nie chcąc się jednak narazić na zarzut pedantyzmu, przyznaję natychmiast, że pod pojęciem wiedzy wcale nie rozumiem rozległej erudycji. Nie chodzi bowiem o to, aby dużo wiedzieć, lecz o to, by dobrze znać dane zagadnienie, a przede wszystkim, aby znać wszystko, co dotyczy otrzymanego zadania.
Pragnąłbym, aby przepojeni tymi prawdami czytelnicy życzliwie przyjęli niniejsze nowe wydanie mego przeglądu analitycznego, rozszerzonego o kilka doniosłej wagi artykułów. Sądzę, że obecnie pracę tę można polecić jako najbardziej pouczającą lekturę dla władców i mężów stanu.
Uważałem, że w powyższych uwagach nie należy wspominać o pracach wojskowo-historycznych, charakteryzujących naszą epokę, prace te bowiem nie wchodzą właściwie w zakres omawianego przeze mnie zagadnienia. Niemniej jednak, jeśli mi czas i miejsce na to pozwolą, zamierzam umieścić na ten temat na końcu niniejszego tomu odpowiedni dopisek. Tymczasem pozwolę sobie zauważyć, że w ostatnich latach dziedzina ta poczyniła wielkie postępy.
Ścisła historia wojen stanowi niewdzięczny i trudny rodzaj twórczości, ponieważ, aby przynieść korzyść ludziom zajmującym się sztuką wojenną, musi podawać szczegóły suche i zarazem drobne, ale niezbędne dla należytej oceny położenia bojowego i ruchów wojsk. Dlatego aż do Lloyda, który dał niezbyt doskonały zarys wojny siedmioletniej, żaden inny pisarz wojskowy nie zszedł z utartej drogi oficjalnych relacji albo mniej lub bardziej nużących panegiryków.
W pierwszym szeregu historyków wojskowych XVIII wieku znajdowali się: Dumont, Quincy, Bourcet, Pezay, Grimoard, Retzow i Tempelhoff. Ten ostatni stworzył pewnego rodzaju szkołę, mimo że jego praca została cokolwiek przeładowana szczegółami dotyczącymi marszów i obozów, bez wątpienia bardzo przydatnymi w dniach walki, lecz całkowicie bezużytecznymi dla historii całej wojny, ponieważ powtarzają się one niemal codziennie w tej samej formie.
Począwszy od roku 1792 ścisła historia wojen wzbogaciła się zarówno we Francji, jak i w Niemczech tak wielką liczbą prac, że samo wyliczenie ich tytułów zajęłoby całą broszurę. Spośród nich wymienię pierwsze kampanie rewolucji Grimoarda, jak również generała Graverta; pamiętniki Sucheta i Saint-Cyra; fragmenty pióra Gourgauda i Montholona; obszerną pracę o zwycięstwach i podbojach napisaną pod kierownictwem generała Beauvais, a także cenny zbiór opisów bitew pułkownika Wagnera i majora Kausslera. Należałoby również wymienić wojnę hiszpańską Nepiera, wojnę egipską Reyniera, kampanie Suworowa pióra Laverne’a oraz niekompletne relacje Stutterheima i Labaume’a20.
O wiele bardziej atrakcyjna jest historia polityczno-wojskowa. Opracowanie jej jest jednak dużo trudniejsze, niełatwo ją bowiem dostosować do wymagań stawianych utworom dydaktycznym, ponieważ, aby treść jej nie pozostała zbyt sucha, należy pomijać wszystkie szczegóły, które odnoszą się do dzieł o tematyce wojskowej.
Na przestrzeni wielu wieków, aż do upadku Napoleona, w dziale historii politycznej i wojskowej istniała tylko jedna wyśmienita praca – Historia moich czasów, której autorem był Fryderyk Wielki21. Ten rodzaj twórczości wymaga zarówno pięknego stylu, jak i wszechstronnych, głębokich wiadomości z zakresu historii i polityki, a także odpowiedniego talentu wojskowego, umożliwiającego wierną ocenę wydarzeń. Aby tworzyć tego rodzaju arcydzieła, należy stosunki i sprawy poszczególnych państw przedstawiać w taki sposób, jak to robił Ancillon, i opisywać bitwy z umiejętnością Napoleona i Fryderyka. Jeśli wciąż jeszcze oczekujemy podobnego arcydzieła, to jednak musimy przyznać, że w ciągu ostatnich 30 lat ukazało się kilka dobrych pozycji. Należy do nich zaliczyć Wojnę hiszpańską Foya, Zarys wydarzeń wojennych Mathieu-Dumasa oraz rękopisy Faina, mimo że w drugim z tych utworów brak wyraźnego punktu widzenia, ostatni zaś grzeszy zbytnią stronniczością. Dalej idą dzieła Segura – syna, pisarza pełnego werwy i światłych poglądów, które wykazał, pisząc Historię Karola VIII. Gdyby styl jego był nieco bardziej naturalny, wówczas autor ten mógłby odebrać swym poprzednikom palmę pierwszeństwa wśród grona historyków wielkiego stulecia, które wciąż jeszcze oczekuje swego Polibiusza. W trzeciej kolejności wymienimy prace historyczne Toulongeona i Servana22.
Istnieje wreszcie trzeci rodzaj dzieł historycznych – historia krytyczna, rozpatrująca zasady sztuki wojennej i zajmująca się szczególnie badaniem stosunków istniejących między wydarzeniami a owymi zasadami. Fequières i Lloyd wskazali drogę w tym kierunku, ale do czasów rewolucji nie mieli wielu naśladowców. Ten rodzaj twórczości, choć mniej błyskotliwy w swej formie, dać może lepsze wyniki, zwłaszcza jeśli krytyka nie przybierze zbyt ostrej formy, co często mogłoby ją uczynić fałszywą i niesprawiedliwą.
Od dwudziestu lat ów właśnie rodzaj twórczości historycznej, na wpół dydaktycznej, na wpół krytycznej, rozwinął się bardziej niż pozostałe, lub też uprawiany był z większym powodzeniem, dość na tym, że przyniósł bezsporne korzyści. Opisy kampanii wydane przez arcyksięcia Karola, podobne opisy wydane anonimowo przez generała Mufflinga, oderwane relacje generałów Peleta, Buturlina, Clausewitza, Okuniewa, Valentiniego, Ruhle’a, Laborde’a, Kocha, de Chambrai, Napiera i wreszcie fragmenty prac wydawane przez Wagnera i Scheela w czasopismach ukazujących się w Wiedniu i Berlinie – wszystkie owe prace, w większym lub mniejszym stopniu, przyczyniły się do rozwoju nauki wojennej. Sądzę, że i mnie wolno pretendować do niewielkiego udziału w tych osiągnięciach ze względu na mą obszerną wojskowo-krytyczną historię wojen rewolucji oraz inne wydane przeze mnie prace historyczne. Mówię o tym dlatego, że w pracach tych, napisanych specjalnie do udowodnienia nieustannego triumfu wypływającego ze stosowania pewnych zasad, nigdy nie omieszkałem podać wszystkich faktów potwierdzających ten zasadniczy punkt widzenia i przynajmniej pod tym względem prace te odniosły pewien sukces23. Dla potwierdzenia moich wypowiedzi powołam się na ostrą analizę krytyczną hiszpańskiej wojny sukcesyjnej, podaną przez kapitana Dumesnila.
Dzięki tym dziełom dydaktycznym i historyczno-krytycznym wykładanie nauki wojennej nie jest obecnie tak trudne. Dlatego słabymi wykładowcami będą ci profesorowie, którzy napotykają jeszcze trudności w przygotowywaniu wykładu, mając tysiące przykładów na poparcie odpowiednich wywodów. Nie należy jednak z tego wyciągać wniosku, że sztuka wojenna osiągnęła już szczyt doskonałości. Niczego doskonałego nie ma pod słońcem! Dlatego, gdybyśmy pod kierownictwem arcyksięcia Karola lub księcia Wellingtona utworzyli komitet złożony ze wszystkich najsławniejszych strategów i taktyków obecnego stulecia oraz najwybitniejszych generałów artylerii i inżynierii wojskowej, to i ten komitet nie zdołałby również opracować skończenie doskonałej i niezmiennej teorii obejmującej wszystkie dziedziny sztuki wojennej, a zwłaszcza teorii taktyki!
PRZEGLĄD ANALITYCZNY WIELKICH KOMBINACJI WOJNY
DEFINICJA SZTUKI WOJENNEJ
Ogólnie mówiąc, nauka wojenna dzieli się na cztery następujące, czysto wojskowe działy: strategię, wyższą taktykę, sztukę inżynieryjną i niższą taktykę. Istnieje ponadto jeszcze jedna doniosła dziedzina, którą dotychczas całkiem niesłusznie wyłączano z nauki wojennej, a mianowicie polityka wojny24. Chociaż tą ostatnią powinni się zajmować raczej mężowie stanu niż żołnierze, to jednak – od czasu, gdy zdecydowano oddzielić togę od miecza – nie można zaprzeczać, że o ile nauka ta może być niepotrzebna podkomendnemu generałowi, to jednak z całą pewnością jest ona niezbędna dla każdego głównodowodzącego. Oddziałuje ona na wszystkie kombinacje, które mogą decydować o wojnie, oraz na operacje, które można przedsięwziąć. Dlatego należy ona nieodwołalnie do omawianej przez nas dziedziny wiedzy.
Z powyższego wynika, że sztuka wojenna składa się w istocie z pięciu wyraźnie różnych działów:
– polityki wojny;
– strategii, czyli sztuki umiejętnego kierowania masami wojsk na teatrze wojny zarówno w celu wtargnięcia na terytorium innego państwa, jak i obrony własnego kraju;
– wyższej taktyki bitew i walk;
– sztuki inżynieryjnej oraz zdobywania i obrony twierdz;
– niższej taktyki.
Można by do tego jeszcze dodać filozofię, czyli moralną stronę wojny. Wydaje się jednak bardziej celowe połączenie tego zagadnienia w jednym rozdziale z polityką.
W pracy tej mamy zamiar omówić główne kombinacje trzech pierwszych działów sztuki wojennej, zadanie nasze bowiem nie polega wcale na rozpatrzeniu niższej taktyki ani sztuki inżynieryjnej, ponieważ stanowią one oddzielną naukę.
Pragnąc być dobrym oficerem piechoty, kawalerii i artylerii nie trzeba równie dobrze znać tych wszystkich działów sztuki wojennej. Aby jednak zostać generałem lub wyróżniającym się oficerem sztabu generalnego, należy dobrze je opanować. Szczęśliwi ci, którzy już zdobyli tę wiedzę, szczęśliwe są także te rządy, które mogą właściwych ludzi wyznaczyć na właściwe miejsca!
Rozdział I
O POLITYCE WOJNY
Polityką wojny nazywamy zespół kombinacji, na podstawie których mąż stanu powinien osądzić, czy wojna jest na czasie, czy jest celowa, czy też nawet konieczna, a także ustalić jakie należy przedsięwziąć działania, aby osiągnąć zamierzony cel. Państwo podejmuje wojnę, aby:
– dochodzić praw lub stanąć w ich obronie; – zabezpieczyć ważne interesy publiczne; – udzielić pomocy państwom sąsiednim, których istnienie jest konieczne dla bezpieczeństwa własnego państwa lub zachowania równowagi politycznej; – dotrzymać warunków przymierzy zaczepnych łub obronnych; – propagować pewne idee, obalać je lub bronić; – wzmóc swe wpływy lub potęgę dzięki zdobyczom niezbędnym dla dobra państwa; – ratować zagrożoną niepodległość narodową; – pomścić zniewagę honoru; – zaspokoić żądzę zdobyczy i podbojów. Istnieje opinia, że te różne rodzaje wojen wywierają pewien wpływ na charakter działań wojennych, zmierzających do osiągnięcia wytkniętego celu, oraz na wielkość wysiłków i zakres przedsięwzięć, które trzeba będzie podjąć.
Nie ulega wątpliwości, że każda z tych wojen może być wojną zaczepną lub obronną. Nawet strona, która sprowokowała konflikt zbrojny, może być wyprzedzona w działaniach i zmuszona do obrony, strona zaś zaatakowana, jeśli tylko zdoła się przygotować, potrafi od razu przechwycić inicjatywę. Mogą też powstać jeszcze inne komplikacje wynikające ze wzajemnego położenia stron.
1. Wojnę można prowadzić samotnie przeciwko innemu mocarstwu.
2. Można ją prowadzić samotnie przeciwko kilku państwom sprzymierzonym.
3. Można walczyć przeciwko jednemu przeciwnikowi, mając u boku potężnego sprzymierzeńca.
4. Można stanowić w wojnie siłę główną lub być tylko siłą pomocniczą.
5. W tym ostatnim wypadku można przystąpić do wojny na jej początku albo w czasie mniej lub bardziej zaawansowanych już walk.
6. Teatr wojny może znajdować się na terytorium nieprzyjaciela, sprzymierzeńca albo na obszarze własnego kraju.
7. Jeśli chodzi o wojnę inwazyjną, można ją prowadzić blisko lub daleko, rozważnie i z umiarem, albo w sposób szaleńczo-awanturniczy.
8. Wojna może mieć charakter narodowy, zarówno w odniesieniu do nas, jak i do nieprzyjaciela.
9. Wojny mogą być wreszcie domowe lub religijne, obie równie niebezpieczne i godne pożałowania.
Jeśli wojna została zdecydowana, należy ją oczywiście prowadzić według zasad sztuki wojennej. Trzeba jednak przyznać, że w zależności od różnych warunków istnieć będą znaczne różnice w sposobie prowadzenia działań wojennych. Tak np. 200 tysięcy Francuzów, pragnących ujarzmić powstałą przeciwko nim jak jeden mąż Hiszpanię, będzie działało inaczej, niż 200 tysięcy tychże Francuzów zamierzających posuwać się na Wiedeń lub jakąkolwiek inną stolicę, by podyktować tam pokój (1809). Partyzantom Miny25 nikt nie uczyni zaszczytu, by walczyć z nimi tak, jak walczono pod Borodino26. Jest zrozumiałe, że pułk powinien walczyć nieomal zawsze jednakowo, ale sprawa ta wygląda jednak inaczej, gdy chodzi o naczelnego wodza.
Do tych przeróżnych kombinacji, w większym lub mniejszym stopniu odnoszących się do zagadnień dyplomacji, dodać można jeszcze inne, ściśle odnoszące się do działań wojsk. Tym ostatnim kombinacjom nadamy miano polityki wojskowej, względnie filozofii wojny, ponieważ nie należą one wyłącznie ani do dyplomacji, ani do strategii, odgrywając jednak najdonioślejszą rolę w planach zarówno rządu, jak i dowódcy armii. Zacznijmy od rozpatrzenia kombinacji, które odnoszą się do dziedziny dyplomacji.
O WOJNACH ZACZEPNYCH PROWADZONYCH W CELU DOCHODZENIA PRAW
Jeśli pewne państwo rości jakieś prawa do sąsiedniego kraju, nie stanowi to zawsze racji, aby dochodzić swych roszczeń z bronią w ręku. Przed powzięciem podobnej decyzji należy wziąć pod uwagę dobro publiczne.
Najsprawiedliwsza będzie ta wojna, która, wynikając z niezaprzeczalnych praw danego państwa, przyniesie mu realne korzyści. W naszych czasach istnieje jednak niestety tak wiele spornych i kwestionowanych praw, że w większości wypadków decyzję o rozpoczęciu wojny podejmuje się właściwie wtedy, gdy nadarzy się do tego odpowiednia okazja. Tylko pozornie wydaje się, że podłożem wojny są spory wypływające z praw dziedzictwa, zapisów testamentów lub zawartych małżeństw.
Sprawa sukcesji hiszpańskiej za czasów Ludwika XIV była z punktu widzenia prawa całkiem jasna, ponieważ ustalał ją solenny testament, oparty na więzach rodzinnych i wyrażający powszechne życzenie narodu hiszpańskiego. Jednak prawo to w sposób stanowczy zakwestionowała cała Europa, co doprowadziło do zawarcia ogólnego przymierza zwróconego przeciwko prawowitemu spadkobiercy.
Wykorzystując wojnę Austrii z Francją i powołując się na dawne dokumenty, Fryderyk II wkroczył zbrojnie na Śląsk i opanował tę bogatą prowincję, podwajając siły monarchii pruskiej. Ów sukces i doniosłość samej decyzji były iście mistrzowskim posunięciem. Gdyby nawet nie udało się Fryderykowi zrealizować swego planu, nie należałoby mu, mimo wszystko, tego wytykać, bowiem wielkość i celowość tego przedsięwzięcia mogą usprawiedliwić tę napaść, jeśli w ogóle jakikolwiek napad może być usprawiedliwiony.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Między Francją a Prusami i Austrią. [wróć]
2. E. Tarle, Napoleon, Warszawa 1960, s. 472. [wróć]
3. E. Tarle, op. cit., s. 479. [wróć]
4. C. Clausewitz, O wojnie, Warszawa 1958, t. 2, s. 233. [wróć]
5. Tak wojowano jeszcze w 1870 roku! [wróć]
6. System – określony sposób, metoda postępowania lub wykonania jakiejś czynności (przyp. tłum.). [wróć]
7. Feuguiéres Antoni (1648–1711), generał francuski, autor Pamiętników o wojnie (przyp. tłum.). [wróć]
8. Follard Jan Karol (1669–1752), taktyk francuski, autor wielu dzieł (przyp. tłum.). [wróć]
9. Puisegur Jakub Franciszek (1656–1743), marszałek francuski (przyp. tłum.). [wróć]
10. W ówczesnym pojęciu logistyka obejmowała praktyczną sztukę dowodzenia wojskami (przyp. tłum.). [wróć]
11. Maurycy Saski (1696–1750), syn naturalny króla polskiego Augusta II; marszałek Francji, jeden z najwybitniejszych wodzów swego czasu. Między innymi zwycięzca spod Fontenoy, Raucoux, Lawfeld (przyp. tłum.). [wróć]
12. Fryderyk II (1712–1786), król pruski, autor Historii moich czasów i Głównych zasad wojny. [wróć]
13. W znakomitym rozdziale o marszach Guibert z lekka poruszył zagadnienie strategii, nie omówił jednak tego, co ów rozdział zapowiadał. [wróć]
14. Eugeniusz książę Sabaudzki (1663–1736), feldmarszałek austriacki. Walczył przeciwko Turkom, brał udział w wojnie o sukcesję hiszpańską i w wojnie sukcesyjnej polskiej. Zaliczany do największych wodzów świata (przyp. tłum.). [wróć]
15. Arcyksiążę Karol Austriacki (przyp. tłum.). [wróć]
16. Człowiek niemający odpowiednich wiadomości, ale obdarzony wrodzonymi zdolnościami, może tworzyć wielkie dzieła. Ten sam jednak człowiek, przepojony nabytymi w szkole fałszywymi doktrynami i przesiąknięty pedantycznymi metodami, nie stworzy niczego dobrego, przynajmniej do czasu, aż nie zapomni tego, czego się nauczył. [wróć]
17. Gribeauval Jean-Baptiste (1715–1789), generał francuski, wybitny artylerzysta i konstruktor dział, przebywający przejściowo w służbie austriackiej (przyp. tłum.). [wróć]
18. Książę Arthur Wellesley Wellington (1769–1852), konserwatywny polityk, wielokrotny premier i generał angielski. Dowódca wojsk angielskich w Hiszpanii i Portugalii, gdzie zwyciężył wojska francuskie. Wraz z Blücherem w roku 1815 pokonał pod Waterloo Napoleona (przyp. tłum.). [wróć]
19. Nauki pozytywne – nauki oparte na doświadczeniu (przyp. tłum.). [wróć]
20. Można by jeszcze wspomnieć o ciekawych relacjach Saintina, Mortonvala, de Lapenne’a, Lenoble’a i Lafaille’a oraz o pracach pruskiego majora Spatha o Katalonii, barona Voldendorfa na temat kampanii Bawarczyków i o wielu jeszcze innych tego rodzaju dziełach. [wróć]
21. Liczni badacze historii politycznej, jak Ancillon, Segur – ojciec, Karamzin, Guichardin, Archenholz, Schiller, Daru, Michaud, Salvandy, opisali również z dużym talentem wiele operacji wojennych, jednak nie można ich zaliczyć do grona pisarzy wojskowych. [wróć]
22. Nie wspominam o pracy omawiającej życie polityczne i wojskowe Napoleona, bowiem utrzymywano, że jestem jej autorem. Pomijam również prace Norvinsa i Thibeaudeau, ponieważ nie mają one wcale charakteru wojskowego. [wróć]
23. Można mi postawić zarzut, że niektóre z tych prac są zbyt rozwlekłe, jednak w dziełach o tematyce wojskowej trudno dogodzić wszystkim wymaganiom. Jedni pragną tu znaleźć, o ile możności, wszelkie szczegóły, inni natomiast wcale ich nie chcą. Przyznaję, że będąc zachwycony szkołą Tempelhoffa, skłaniałem się zbytnio ku tym pierwszym. Podawanie owych drobnych szczegółów wskazane jest przy opisie pojedynczych kampanii, ale nie wojny jako całości. Poprawiłem się pod tym względem w swych ostatnich pracach. [wróć]
24. Jak mi wiadomo, istnieje bardzo niewiele prac omawiających ów temat. Jedną, która nosi ten właśnie tytuł jest Polityka wojny Hay du Chateleta (1767). Znajdujemy tu stwierdzenie, że chcąc przejść przez kamienny most armia powinna nakazać cieślom i architektom, aby zbadali ów most, i czytamy zdanie, że Dariusz nie poniósłby klęski, gdyby zamiast rzucenia przeciwko Aleksandrowi całości swych sił, wprowadził do tej walki tylko połowę posiadanych wojsk. Zadziwiające zasady polityki wojskowej! Maizeroy również wysunął kilka podobnie mętnych myśli na temat tak zwanej przez niego dialektyki wojny. Najgłębiej wniknął w te zagadnienia Lloyd, ale jakże wiele praca jego pozostawia jeszcze do życzenia i w jak wielu wypadkach zadały jej kłam znamienne wydarzenia z lat 1792–1815. [wróć]
25. Francisco Mina (1784–1856), przywódca partyzantów hiszpańskich w okresie walk z Napoleonem (przyp. tłum.). [wróć]
26. Podaję to w odpowiedzi majorowi Proketschowi, który – mimo swej powszechnie znanej erudycji – uważał za stosowne utrzymywać, że polityka wojny nie może wpływać na działania wojenne i że wojnę należy prowadzić zawsze w jednakowy sposób. [wróć]