Zapiski nieidealnej żony - Marianna Góralska - ebook

Zapiski nieidealnej żony ebook

Marianna Góralska

4,6

Opis

Dalsze losy Igi Nowickiej przyciągającej pecha jak magnes. Jak po ślubie zmieniło się życie głównej bohaterki? Czy Iga przestała przyciągać pecha? Jeśli myślicie, że tak to jesteście w błędzie. Na szczęście zawsze obok niej jest gotów nieść pomoc Daniel, jej mąż — uosobienie cierpliwości i wyrozumiałości. Na wsparcie Iga może również liczyć ze strony najlepszej przyjaciółki, Aśki, a także najbliższej rodziny — siostry i mamy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 219

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (7 ocen)
5
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Joanna-2695

Nie oderwiesz się od lektury

Iga i Daniel to wspaniałe młode stażem i duchem małżeństwo. W ich związku nie mam nudy. Iga zwariowana, roztrzepana, pełna energii kobieta, a On Daniel cichy, cierpiwy i przede wszystkim wyrozumiały. Niby dwa różne charaktery ale dzięki temu tworzą piękną spójność. Iga która ma przy sobie Aśke najlepsza przyjaciółkę postanawia zmienić swój image zostaje w dniu urodzin ,,porwana" przez Age (swoją siostrę) i oczywiście Aśke. Efekt był dla Daniela spektakularny!! Czy można zakochać się bardziej w kimś kogo się kocha? Jednak to nie koniec niespodzianek dla Daniala nie bawem w ich życiu pojawi się ktoś trzeci. I to nie będzie kolejne zwierzątko. Aby nie było kolorowo w życie tych dwojga zaczyna ingerować teściowa Igi a mama Daniala. Znacie dowcipy o teściowych ? Wierzcie ta teściowa jest z piekła rodem. Czy uda się idzie przetrwać ten trudny okres jakim jest ciąża i wredna teściowa? A może wspólnie z mężem wymyśli jakiś plan by się jej ,, pozbyć"? Jesteście ciekawi? Zapraszam Was na ko...
10
sylwiak801

Nie oderwiesz się od lektury

"... uświadomiłam sobie, że czasem wystarczy szczera rozmowa, chwila oddechu od codziennej gonitwy, by przypomnieć sobie ile ten ktoś, kto jest blisko, dla nas znaczy. Iga Nowicka Janiak od kilku miesięcy szczęśliwa żona Daniela. Roztrzepana i roztargniona, przez co popada kłopoty, a dodatkowo ma bujną wyobraźnię, przez co chwilę miewa szalone pomysły :) Można powiedzieć, że pech to jej drugie imię, ale uważam, że to jej zaleta. Daniel oraz najlepsza przyjaciółka Asia, trochę hamują jej zapędy. Może liczyć na ich pomoc i wyrozumiałość. Jej wytrzymałość najbardziej testuje teściowa, tak wiecie jaka? " z piekła rodem" Czy uda jej się to wytrzymać? Jak potoczyły się dalsze losy Igi z " Zapiski zwariowanej narzeczonej"? "...trzeba sobie okazywać miłość w drobnych codziennych sprawach,... Życie to nie bajka albo film i tylko od nas znaczy jak je przeżyjemy. Warto cieszyć się nim każdego dnia i doceniać to, co mamy i tych, którzy są blisko nas." "Zapiski nieidealnej żony" lekka ksią...
10
Czytelniczka2277

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka. Lekka, zabawna i z humorem. Dla kobiet i nie tylko. Z fajnym przesłaniem, że nie musimy być idealne. Iga, główna bohaterka mimo, że wciąż wpada w kłopoty nie poddaje się. Jest pogodna, wesoła, pozytywnie nastawiona do życia. Polecam.
10
palinka9191

Nie oderwiesz się od lektury

Iga jest już żoną Daniela (końcówka poprzedniego tomu). A tu niespodzianka... Iga zachodzi w ciążę. Jeśli sądzisz że pech przestał Ją prześladować to... Masz trochę racji. Iga w tej części ma o wiele mniej dziwnych i śmiesznych akcji. Za to wszyscy chcą Jej pomagać oprócz "ukochanej teściowej" która wie najlepiej co jest dobre dla jej syna i trochę krwi im napsuje. Jak myślicie czy aplikacja "Szczęście" miała by rację bytu? Czy dogada się z teściową? I czemu Aśka jest taka roztargniona? ❤️Gdzie można znaleźć tak kochanego i wyrozumiałego męża jak Daniel? ❤️ Książka daje spora dawkę dobrego humoru. Jest to dobra odskocznia od codzienności. (Zwłaszcza akcja z włamaniem do biura szefa Aśki.) Autorka bardzo obrazowo opisuje sytuacje tak że czytając czułam się jakbym była obok. Trochę brakowało mi "ciążowej mgły mózgowej" jaką sama miałam a która super by pasowała do Igi. 😋
10

Popularność




Marianna Góralska

Zapiski nieidealnej żony

Projektant okładkiKinga Listkowska

Zdjęcia na okładceKarley Saagi/Pexels

KorektorKatarzyna Bętlewska

RedaktorMarianna Góralska

© Marianna Góralska, 2022

© Kinga Listkowska, projekt okładki, 2022

Dalsze losy Igi Nowickiej przyciągającej pecha jak magnes. Jak po ślubie zmieniło się życie głównej bohaterki? Czy Iga przestała przyciągać pecha? Jeśli myślicie, że tak to jesteście w błędzie. Na szczęście zawsze obok niej jest gotów nieść pomoc Daniel, jej mąż — uosobienie cierpliwości i wyrozumiałości. Na wsparcie Iga może również liczyć ze strony najlepszej przyjaciółki, Aśki, a także najbliższej rodziny — siostry i mamy.

ISBN 978-83-8273-932-9

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

„Nie, nie byłam idealna. I nigdy nie miałam być. Ale co z tego? W życiu są ważniejsze rzeczy niż ganianie za urojoną perfekcją. Ideał to pojęcie względne. Każdy postrzega go inaczej.”

Alison G. Bailey — Present Perfect

„- Powiedz to jeszcze raz.

Pochyla głowę i szepcze.

— Nie musisz być idealna.”

Brenna Yovanoff — Wyśnione miejsca

Wstęp

Główne postacie w książce.

Iga Nowicka Janiak od blisko roku szczęśliwa żona, dwudziestodziewięcioletnia okularnica o bujnych włosach i kobiecej figurze. W dodatku roztrzepana i roztargniona, a przez to popadająca w mniejsze lub większe kłopoty. Na co dzień nauczycielka w podstawówce. Kocha książki, zwierzęta i seriale na Netflixie. Pewnie ktoś mógłby powiedzieć, że żaden z niej oryginał, ale gdyby wiedział o tym, co jej się przytrafia, na co dzień, szybko zmieniłby zdanie. Przez to, że często chodzi z głową w chmurach i jest obdarzona bujną wyobraźnią, do głowy wciąż wpadają jej różne szalone pomysły. Jest na szczęście osoba, która potrafi sprowadzić ją na ziemię, czyli jej mąż, Daniel.

Daniel Janiak, mąż Igi, trzydziestojednoletni, wysoki, przystojny brunet, miłość jej życia, z którym poznała się przez aplikację randkową. Co prawda łatwo nie było go znaleźć, ale najważniejsze, że się jej udało. Są szczęśliwym małżeństwem od prawie roku i chyba coraz bardziej Iga przekonuje się do życia we dwoje, choć wcześniej bardzo sobie chwaliła życie singielki. Daniel jest grafikiem i całe dnie spędza przy komputerze albo w pracy, dlatego żeby jakoś nie umrzeć z nudów Iga dużo czasu spędza z najlepszą kumpelą, Aśką.

Joanna Zajączkowska, jedyna i najlepsza przyjaciółka Igi, jeszcze z czasów licealnych. Znają się jak łyse konie i skoczyłyby za sobą w ogień, gdyby było trzeba. Aśka jest rówieśniczką Igi, jednak stanowi jej przeciwieństwo, zarówno, jeśli chodzi o charakter jak i wygląd. Aśka jest wysoką, szczupłą blondynką. Jest wesoła, roześmiana, taka dusza towarzystwa. Jednak, kiedy wymaga tego sytuacja potrafi być stanowcza, poważna i zasadnicza. Normalnie powiedziałby, że taki damski odpowiednik doktora Jekylla i pana Hyde’a. Generalnie przekochana osoba, bez której życie Igi z pewnością byłoby nudne i nijakie.

Są jeszcze dwie postacie drugoplanowe — zwierzaki Igi i Daniela. Pies o imieniu Tiger, mieszaniec, który uwielbia aportować i jest bardzo żywy i ciekawy świata. No może w momentach, gdy nie dopada do chandra, wtedy potrafi przeleżeć cały dzień na kanapie. Jest jeszcze kot, o imieniu Futrzak, którego przygarnęli ze schroniska. To on rządzi w domu, władzą absolutną. Ma charakterek i doskonale wie, czego chce, i zwykle to dostaje.

22 marca, poniedziałek

Pewnie zastanawiacie się czemu zapiski nieidealnej żony, a nie na przykład perfekcyjnej pani domu albo kury domowej? Nie pasuję ani do jednej ani do drugiej kategorii. Dlaczego? Możecie się zdziwić albo nie, ale z perfekcją mam tyle wspólnego, co Jan Matejko z fizyką kwantową. Natomiast miano kury domowej nie pasuje do mnie, bo spełniam się zawodowo jako nauczycielka. Nieszczególnie przepadam za swoją pracą. Ot jest, bo jest i tyle. Jedyny plus to chyba taki, że lubię dzieci, co w moim zawodzie znacznie ułatwia pracę. Chociaż jestem nauczycielką z powołania, to nie jest to praca moich marzeń. Jednak życie nie polega jedynie na robieniu tego, co sprawia nam przyjemność, ale składa się również z mnóstwa obowiązków i codziennych zajęć, na które czy tego chcemy, czy nie jesteśmy skazani. Dlatego, żeby jakoś nie zwariować i nie popaść w rutynę, znalazłam nowe hobby, jakim jest prowadzenie bloga, gdzie opisuję swoje zwariowane życie. Prowadzę go od kilku miesięcy i mam coraz większe grono czytelników. Strasznie się wciągnęłam w to zajęcie i niech ktoś mi powie, że życie po ślubie zmienia się na gorsze? W moim przypadku tak się nie stało. Mąż wciąż jest moją ostoją i zawsze potrafi sprowadzić mnie na ziemię. Mam bowiem szczególną zdolność do bujania w obłokach, przez co ciągle coś mi się przydarza. No wiecie wpadam na coś, potykam się albo czymś oblewam. Jestem chodzącą katastrofą, ale taka już jest moja natura. To nierozerwalna część mnie, bez której nie byłabym sobą. Zwykle jakoś tak się dzieje, że gdziekolwiek się nie pojawię skupiam na sobie uwagę otoczenia. I zawsze, ale to zawsze znajdę się w centrum każdego zamieszania! Kłopoty i zabawne sytuacje wręcz mnie kochają. Potrafię przyciągnąć pecha w najmniej spodziewanym momencie.

Nie mogę też nie wspomnieć o tym, że jestem szczęśliwą żoną. Myślałam, że małżeństwo zmieni nasz związek, ale jedyna zmiana jaka zaszła to, taka że mam teraz nowe nazwisko, bardzo ładne nazwisko. Iga Nowicka Janiak. Jak to ładnie brzmi, prawda? Co więcej? Mieszkaliśmy razem wcześniej, więc znam wszystkie wady i zalety męża, a on moje. Łączy nas wieka miłość, ale poza tym jesteśmy z dwóch różnych bajek i myślę, że te przeciwieństwa stanowią o wyjątkowości naszej relacji…

— Iga, nie widziałaś mojej szczoteczki do zębów? — niespodziewanie przerwał mi głos Daniela.

Odwróciłam się od komputera i zobaczyłam jak mąż, wychylił głowę zza drzwi łazienki. Na jego przystojnej twarzy pojawił się uroczy uśmiech, a ja z trudem stłumiłam westchnienie, choć domyślałam się, że i tak musiałam mieć maślane oczy, co pewnie Daniel zauważył, bo jego uśmiech stał się jeszcze szerszy, a ja widząc to oblałam się rumieńcem.

„Kurczę, jak ja mu mam powiedzieć, że niechcący strąciłam kubek z półki i jego szczoteczka wpadła do muszli klozetowej. On nie może się o tym dowiedzieć”, pomyślałam przygryzając dolną wargę.

— Eee… — poczerwieniałam, przełykając ślinę. — Może przepłucz usta płynem do płukania zębów, bo wiesz… tak jakoś niechcący twoja szczoteczka wpadła do… — Chrząknęłam, zakładając włosy za ucho, bo słowa jakoś nie chciały przejść mi przez usta.

— Dobra, nie chcę wiedzieć. — Daniel z rezygnacją machnął ręką. — Umyję zęby płynem do płukania jamy ustnej i uciekam do pracy. Co ja z tobą mam… — Pokręcił głową i śmiejąc się zniknął w łazience.

Mój mąż był taki wyrozumiały. Chyba naprawdę musiał mnie kochać. W końcu takie drobne wpadki to nasza codzienność.

25 marca, czwartek

To już chyba obłęd. A może jego początki? Nigdy nie uwierzycie, co  mi się dzisiaj przytrafiło!

Przez pół dnia szukałam kluczy do mieszkania, bo okazało się, że w roztargnieniu gdzieś je zapodziałam. Najpierw obszukałam wszystkie kieszenie kurtek i płaszczy, potem wyrzuciłam wszystko z torebki ze zdziwieniem widząc jak wypadają z niej przeróżne przedmioty, których bym się tam nie spodziewała — szczotka do czesania psa, śrubokręt, paczka plastrów na odciski, baterie do zegarka, niedziałające słuchawki, a nawet … klej do tapet.

„Po co mi ten klej?” pomyślałam, a po chwili przypomniałam sobie, że Aśka robiła remont sypialni i był jej potrzebny, bo kładła nową tapetę. Miałam jej ten klej dać, ale … zapomniałam.

Oprócz tego standard. Znalazłam cztery paczki chusteczek higienicznych, krem do rąk, portfel, tabletki przeciwbólowe, dwie pomadki, lakier do paznokci, długopisy, notatnik, ładowarkę, pilniczek do paznokci, cukierki owocowe, plastry opatrunkowe, śrubokręt, gumki do włosów, niezliczoną ilość paragonów, stare bilety i batony proteinowe. Aż dziwne, że kobieca torebka potrafi tyle pomieścić, jakby nie miała dna… Kluczy jednak nie było.

„Gdzie je wcięło?”, pomyślałam rozglądając się po salonie i tarmosząc włosy, które bujną falą opadały mi na ramiona. Były już bardzo długie i sięgały mi do łopatek. Od czasu pamiętnej wpadki u fryzjera unikałam nożyczek jak ognia, przez co moja fryzura przypominała tę, jaką miała Magda Gessler. Była mega bujna a loki wiły się wokół mojej twarzy we wszystkie strony, przez co wyglądałam jakbym ciągle była nieuczesana albo miała na głowie średnich rozmiarów ptasie gniazdo. Jednak wszelkie próby ich ugładzenia kończyły się fiaskiem.

„Chyba muszę zadzwonić do Agnieszki, żeby umówiła mnie ze swoją znajomą. Może kogoś mi poleci, kto nie zniszczy mi włosów i nie sprawi, że stanę się pośmiewiskiem…”, zdecydowałam.

Najpierw jednak musiałam znaleźć te przeklęte klucze!

— Może Daniel przez pomyłkę wziął je do pracy? — Sięgnęłam po telefon i wybrałam jego numer.

Mąż odebrał po trzech sygnałach.

— Cześć, nie masz może moich kluczy do mieszkania? — zapytałam, jednocześnie rozglądając się po katach, zaglądając za kanapę, a potem za fotel, bo może gdzieś upadły i sobie beztrosko leżą.

— Nie Iga, nie mam twoich kluczy. Nie mów, że znów je zgubiłaś? Dzięki nam miejscowy ślusarz niedługo stanie się krezusem — stwierdził głośno wzdychając, a w jego głosie dało się wyczuć rozbawienie. W wyobraźni widziałam, jak mąż przewraca oczami.

— To nie jest zabawne! — prychnęłam, udając obrażoną. — Serio nie mogę ich nigdzie znaleźć. Na pewno ich nie widziałeś?

— Nie, kochanie. Poszukaj może gdzieś leżą. Muszę kończyć. Pa, widzimy się wieczorem. — Daniel pożegnał się i po chwili rozłączył.

Westchnęłam ciężko i wybrałam numer Aśki. Może ona będzie w stanie mi pomóc zlokalizować zaginione klucze.

Kiedy przyjaciółka odebrała od razu przeszłam do rzeczy.

— Tylko się nie śmiej. Zgubiłam klucze do mieszkania. Pomożesz mi ich szukać? — zapytałam błagalnym tonem, pełna rozpaczy.

— Iga, nie mogę gadać, bo szef się tutaj kręci — odpowiedziała Aśka ściszając głos do szeptu. — Z tego co pamiętam ostatnio miałaś je przypięte do breloczka z owcą, może zostawiłaś je w kurtce?

— Nie, już sprawdzałam. — Pokręciłam przecząco głową. — Nie ma ich tam, na bank. Chyba będę musiała znów je dorobić. To już trzeci raz w tym miesiącu — westchnęłam, uświadamiając sobie własne roztargnienie.

— Trzymam kciuki, żeby jednak się znalazły. Widzimy się w weekend. Całuski! — rzuciła tylko i się rozłączyła.

Nie mając innego wyboru ubrałam się i zdecydowałam, że jednak wyjdę. Założyłam buty i z szafki zgarnęłam kluczyki od auta. Narzucając na siebie kurtkę zerknęłam jeszcze przelotnie do lustra upewniając się, że nie straszę wyglądem, po czym wyszłam z zamiarem poproszenia sąsiadki, żeby popilnowała mieszkania, kiedy mnie nie będzie.

Kiedy zamknęłam drzwi stojąc już na klatce schodowej zerknęłam przelotnie na zamek i wiecie, co się okazało? Że klucz tkwił w środku… I to by było na tyle jeśli chodzi o moje roztargnienie. Miałam nadzieję, że pozostanie to moją słodką tajemnicą. Gdyby Daniel albo Aśka dowiedzieli się o tym, śmiali by się ze mnie przez najbliższy tydzień. Tyle dobrego, że klucze się znalazły, a ja mogłam zaoszczędzić na dorabianiu nowych.

16 kwietnia, piątek

Jak już wspominałam wcześniej od jakiegoś czasu potrzebowałam zmiany, a wraz z nastaniem wiosny postanowiłam coś w sobie zmienić. Oczywiście, podzieliłam się tą informacją z Aśką i Agnieszką, które zgodnie stwierdziły, że to dobry pomysł, ale potem sprawa jakoś ucichła. Jakie było, więc moje zdziwienie, kiedy w dniu moich urodzin zostałam zabrana, a wręcz uprowadzona przez dwie wariatki — przyjaciółkę i siostrę.

— Zobaczysz, jaką mamy dla ciebie niespodziankę! Tylko zamknij oczy i nie podglądaj! — zażądała Aśka, kiedy próbowałam zerknąć, gdzie jedziemy.

Zaraz po pracy podjechały po mnie pod szkołę i zapakowały do auta, niemal jak worek ziemniaków. Kiedy próbowałam od nich wyciągnąć, gdzie mnie wiozą i, co wymyśliły, one udawały głuche lub szybko zmieniały temat.

— Nic nie mów Iga, wytrzymaj jeszcze trochę. Uwierz, warto! — zapewniła Aśka, głosem pełnym przekonania.

Niestety nie mogłam zobaczyć jej miny, bo zasłoniły mi oczy opaską, jak tylko ruszyłyśmy. Podróż nie trwała zbyt długo, po jakichś dziesięciu, może piętnastu minutach auto się zatrzymało i dziewczyny pomogły mi z niego wysiąść, a potem poprowadziły gdzieś w nieznane. Zauważyłam tylko, że wchodzimy do jakiegoś pomieszczenia, a potem zostałam posadzona na fotelu i usłyszałam, kobiecy głos mówiący, żebym się odprężyła. Tak też zrobiłam.

Po upływie godziny, a może półtorej? Nie wiem, ile czasu upłynęło, bo straciłam rachubę czasu, mogłam wreszcie odsłonić oczy. Kiedy to zrobiłam okazało się, że … siedzę na fotelu fryzjerskim, a z lustra patrzy na mnie całkiem obca osoba.

Normalnie nie poznałam samej siebie! Moje włosy miały teraz jasny kolor w odcieniu blondu z różowym poblaskiem i miękkimi, łagodnymi falami układały się na ramionach. W dodatku wyglądały na nawilżone i wygładzone, przez co wydawały się takie eleganckie, jakbym była jakąś gwiazdą albo inną celebrytką. I powiem wam, że tak też się poczułam. W oczach zalśniły mi łzy.

— Wow! Niesamowite! — zawołałam z ożywieniem, ponosząc się z fotela i rzucając się uściskać Aśkę i Agnieszkę, które z równym podekscytowaniem oglądały mój nowy odmieniony wygląd.

— To nie wszystko! Teraz zabieramy cię do kosmetyczki, a potem jeszcze masz umówioną wizytę u stylisty i okulisty. Jak szaleć to szaleć! — oznajmiła z przejęciem Aśka, a ja nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę.

— Zwariowałyście, prawda? Po, co to wszystko? Już sama nowa fryzura by wystarczyła — starałam się zaprotestować, ale szybko zostałam uciszona.

— Nie ma mowy, to twój prezent od nas, i nie chcę słyszeć żadnych protestów. — Agnieszka żartobliwie pogroziła mi palcem. — Twoja metamorfoza przejdzie do historii. Daniel jak cię zobaczy taką odmienioną z wrażenia starci głowę. — Zaśmiała się filuternie, puszczając do mnie oczko.

I jak tu jej nie kochać?

— Dziękuję, nie wiem, co powiedzieć. Zrobiłyście mi mega niespodziankę! — zawołałam z wdzięcznością, a potem znowu je uściskałam. One też miały w oczach łzy, ale były to łzy radości.

***

Kilka godzin później, kiedy już wróciłam do domu i patrzyłam na siebie w lustrze czułam się jak Ula Cieplak po metamorfozie w „Brzyduli”. Miałam nie tylko nową świetną fryzurę, ale również pozbyłam się okularów na rzecz szkieł kontaktowych, które dobrała mi okulistka. A moja garderoba została w pełni odświeżona. Teraz dominowały w niej pastele — blade róże, fiolety, błękity, a także szpilki w różnych jaskrawych kolorach, takich jak fuksja, turkus i pistacja. Miałam na sobie jasnoróżową sukienkę i dopasowaną kurtkę jeansową w kolorze pudrowego różu, a na nogach amarantowe szpilki i… czułam się doskonale. Byłam ciekawa jak zareaguje mąż na mój widok.

Kiedy Daniel wszedł do mieszkania i mnie zobaczył w pierwszej chwili mowę mu odebrało. Stał i się tylko na mnie patrzył. Z trudem udało mi się zachować powagę i nie roześmiać na widok jego miny. Wreszcie po upływie dobrych paru minut usłyszałam:

— Iga, to na pewno ty? Jakoś inaczej wyglądasz…

— Nie podobam ci się? — Mój głos zaczął przybierać niepokojące tony. Czułam, że jestem na skraju irytacji. Cała radość odpłynęła. Zmrużyłam oczy.

— Podobasz i to bardzo, ale … — zakłopotał się, uciekając wzrokiem. — Ale, co ci się stało? — Zmarszczył brwi.

Westchnęłam ciężko, a potem wyjaśniłam spokojnym głosem:

— Aśka i Aga zrobiły mi metamorfozę w prezencie urodzinowym. I oto jestem. Voila! — Ukłoniłam się z gracją, posyłając mu całusa. — Twoja nowa żona! Czyż nie jestem piękna? — Obróciłam się wokół własnej osi.

— Tak, kochanie. Oczywiście, jesteś urocza — przyświadczył, kiwając głową. — Muszę się chyba napić czegoś mocniejszego albo coś… — zaczął niepewnie, czerwieniąc się i drapiąc w zakłopotaniu po głowie, a wtedy nie wytrzymałam i podniosłam głos:

— Niby czemu? — Wzięłam się pod boki i rzuciłam mu spojrzenie magiery.

— To chyba z szoku. Wiesz, twój wygląd… — zaczął niepewnie, a po chwili, która wydawała mi się wiekiem, bo już zaczęłam myśleć o rozwodzie, wybuchnął śmiechem i zawołał: — Żartowałem. Iga, wyglądasz niesamowicie! — Podbiegł i mnie pocałował tak ogniście, że poczułam jak krew się we mnie burzy.

Po kilku nieskończenie długich minutach, oderwaliśmy się od siebie.

— Ale mnie nastraszyłeś? — Pacnęłam go dłonią w ramię. — Myślałam, że ci się nie podobam!

— No coś ty! Mam najpiękniejszą żonę na świecie. Bardzo cię kocham, Iga! Cudownie wyglądasz! — Daniel objął mnie i przytulił, aż dotarł do mnie zapach jego perfum. Pachniał tak bosko, że poczułam motyle w brzuchu.

— Ja ciebie też, mój mężu! — Pocałowałam go mocno w usta.

Parę chwil później, gdy już skończyliśmy się całować, Daniel odsunął się i oznajmił:

— A byłbym zapomniał. Ja też mam dla ciebie niespodziankę. Zamówiłem stolik w restauracji, zabieram cię na kolację, a potem pójdziemy na romantyczny spacer. — Puścił do mnie oko, posyłając mi swój seksowny uśmiech.

— Świetnie. Mogłabym mieć urodziny codziennie. Nikt mnie dawno tak nie rozpieszczał — westchnęłam, po czym oboje roześmialiśmy się, a wtedy do salonu wpadły nasze zwierzaki — Tiger i Futrzak i zaczęły się domagać swojej codziennej dawki czułości. Przytulaskom i głaskaniu nie było końca.

Kiedy późnym wieczorem położyłam się spać, długo nie mogłam zasnąć z tych wszystkich emocji. Dawno nie czułam takiej radości i podekscytowania. I niech mi ktoś powie, że życie po ślubie jest nudne! Moje z pewnością takie nie było! Zerknęłam w lewo — Daniel spał na boku, z ręką pod policzkiem, w nogach łóżka rozłożyły się i słodko spały zwierzaki. Patrzyłam na nich wszystkich z rozczuleniem i wiecie, co sobie uświadomiłam w tamtym momencie? Że jestem prawdziwą szczęściarą, bo wszystko, co kocham jest blisko mnie, na wyciągniecie ręki i niczego więcej do szczęścia mi nie potrzeba.

28 kwietnia, środa

Chociaż od naszego ślubu minęło już ponad pół roku dla mnie była to zaledwie chwila. Czas tak szybko mijał, że niemal straciłam rachubę. Kiedy wróciliśmy z miesiąca miodowego, który spędziliśmy na jednej z malowniczych plaż Malediwów, oboje zajęliśmy się codziennymi obowiązkami, które zaczęły nas pochłaniać do tego stopnia, że widywaliśmy się jedynie wieczorem, kiedy kładliśmy się spać. Daniel łapał więcej zleceń, bo chcieliśmy wyremontować mieszkanie, a mnie wciągnęły szkolne sprawy: spotkania z rodzicami, lekcje i wycieczki z dzieciakami. Tak upłynęła jesień, zima, a wraz z nadejściem nowego roku wszystko zaczęło się od nowa. W pewnym momencie złapałam się na tym, że zamiast cieszyć się małżeństwem, skupiliśmy się na pracy. Postanowiłam o tym porozmawiać z mężem, bo ten stan zaczął mnie męczyć i niepokoić jednocześnie.

Jak to ja musiałam działać! I to szybko! Wiadomo lepiej zapobiegać niż leczyć. Dlatego tego dnia zaraz po wyjątkowo udanej kolacji (zapiekanka z ziemniakami), kiedy usiedliśmy w salonie, aby obejrzeć kilka odcinków „Bez pożegnania” na Netflixie zagadnęłam męża:

— Czy nie uważasz, że coraz mniej czasu spędzamy razem?

Daniel odłożył pilota na stolik i spojrzał na mnie takim wzrokiem jakbym zapytała go czy kosmici istnieją.

— Nie, Iga, przecież teraz go spędzamy. Poza tym wydaje mi się, że tyle co wcześniej. Co jest? Martwisz się czymś? — Mąż przytulił mnie i pocałował w skroń.

Westchnęłam przeciągle i zrobiłam zniechęconą minę.

— Bo mam wrażenie, że zachowujemy się jak stare zgredy, które wszystko, co najlepsze mają już za sobą… — powiedziałam z rozżaleniem, tonem niezadowolonego dziecka.

— Co chcesz przez to powiedzieć, Iga? Że popadliśmy w rutynę? — Daniel nieznacznie podniósł głos, nerwowo przeczesując włosy.

Energicznie pokiwałam głową.

— Myślę, że tak. Oczywiście ja też nie jestem bez winy — powiedziałam szybko, widząc jego zaskoczoną minę. — Musimy coś zmienić, tak być nie może. Chcę cieszyć się z tobą życiem, wychodzić gdzieś, gdziekolwiek do kina czy do restauracji, może gdzieś wybrać się na wycieczkę. Tęsknię za czasami narzeczeństwa… — Pociągnęłam nosem, tłumiąc łzy.

Mąż przytulił mnie, a potem odsunął się i spojrzał mi prosto w oczy, tym swoim szczerym, kochanym spojrzeniem i oznajmił:

— Iga, jeśli chcesz możemy razem gdzieś wyskoczyć, czemu nie powiedziałaś mi o tym wcześniej, zrozumiałbym. Wiesz, ja nie jestem jasnowidzem. Mieliśmy mówić sobie o wszystkim. Jeśli chcesz, żebym zrezygnował z części zleceń to powiedz — zauważył łagodnie, gładząc dłonią mój policzek.

Odruchowo wtuliłam twarz w jego dłoń i przymknęłam oczy.

— Nie, chodzi o to, żebyśmy mieli codziennie chociaż godzinę dla siebie, żebym czuła, że nadal ci na mnie zależy. Wiesz, my kobiety potrzebujemy uwagi i zaangażowania, chcemy się czuć kochane… — wyjaśniłam, skubiąc kosmyk włosów.

— Nie miałem pojęcia, że tak to odbierasz… — zakłopotał się, pocierając ręką szczękę.

Widząc jego zmieszanie i niepewność, zebrałam się na odwagę i zapytałam:

— Ale nadal mnie kochasz, prawda? — Serce waliło mi w piersi chcąc niemal wyskoczyć, gdy w napięciu czekałam na jego odpowiedź.

Spojrzał na mnie zdziwiony, jakbym zapytała go o to, czy trawa jest zielona.

— Oczywiście, że tak. Kocham cię, jak możesz w to wątpić, Iga?

— Bo ostatnio rzadko mi to mówisz… — Naburmuszyłam się, robiąc minę dziecka, któremu zabrano cukierka.

— Jesteś wszystkim, czego potrzebuję do szczęścia — zapewnił z ogniem w głosie. — Bez ciebie nie byłbym w pełni sobą. Uzupełniasz mnie jak drugi kawałek pomarańczy. — Daniel puścił do mnie oko i roześmiał się. — Nie umiem mówić górnolotnie, ale lubię cię Iga, bardzo cię lubię… — Wymruczał całując mnie w szyję, a mi zrobiło się gorąco, tak na mnie podziałały jego słowa.

— To dobrze, wariacie, bo ja ciebie też. Nawet może bardziej… — Mówiąc to, przysunęłam się i pocałowałam go mocno w usta, wkładając w ten pocałunek całą swoją tęsknotę, niepewność i miłość, a wtedy Daniel objął mnie i odwzajemnił pocałunek.

Kiedy się od siebie odsunęliśmy oboje ciężko oddychaliśmy, a jego oczy lśniły.

— Nadal chcesz oglądać serial? Bo ja jakoś straciłem chęć… — rzekł mój mąż niskim, zmysłowym głosem, posyłając mi zawadiacki uśmiech.

— Nie, absolutnie nie! — oznajmiłam, również się uśmiechając.

A wtedy Daniel chwycił mnie za biodra i wziął na ręce, a potem zaniósł do sypialni, gdzie pokazał mi jak bardzo mnie lubi…

Po tamtej rozmowie (i gorącej nocy) uświadomiłam sobie, że czasem wystarczy szczera rozmowa, chwila oddechu od codziennej gonitwy, by przypomnieć sobie ile ten ktoś, kto jest blisko, dla nas znaczy. I, że trzeba sobie okazywać miłość w drobnych codziennych sprawach, a nie oczekiwać wyznań rodem z komedii romantycznych. Życie to nie bajka albo film i tylko od nas znaczy jak je przeżyjemy. Warto cieszyć się nim każdego dnia i doceniać to, co mamy i tych, którzy są blisko nas.

3 maja, poniedziałek

„Wiosna, wiosna ach to ty!” śpiewał Marek Grechuta. I wiecie, co jakoś ostatnio ta piosenka ciągle siedziała mi w głowie. Może to dlatego, że znowu grali ją w radiu? Albo przyroda na mnie tak działała, że czułam się lekka jak piórko i unosiłam nad ziemią, jakbym była balonikiem. Maj miał w sobie coś takiego, że człowiek chciałby przytulić się do każdego napotkanego drzewa i wciągnąć do płuc świeże wiosenne powietrze pachnące bzem i jeszcze czymś takim nieuchwytnym, jak obraz za mgłą. Może to majowe poranki miały w sobie tę magię? A może wieczory? Nie wiedziałam, jednak czułam całą sobą jak razem z rozkwitającą przyrodą budzę się do życia.

Dzisiaj nawet Aśka zauważyła, że coś się zmieniło.

— Jakoś inaczej wyglądasz Iga, promieniejesz i bije od ciebie takie jakieś wewnętrzne światło — powiedziała z ożywieniem, kiedy siedziałyśmy na ławce w parku i obserwowałyśmy łabędzie pływające po stawie.

— A wiesz, bo jakoś tak wiosna na mnie działa, że mam więcej energii do działania i te całe endorfiny też robią swoje. To się chyba nazywa szczęście… — Uśmiechnęłam się promiennie spoglądając na nią kątem oka.

Przyjaciółka poprawiła zsuwający się kapelusz i wygładziła czerwoną spódnicę. Jej blond włosy lśniły w słońcu. Moje były jaśniejsze z różowym poblaskiem. Tego dnia założyłam błękitną sukienkę i jasnożółty płaszczyk, a na nogach miałam szpilki w kolorze pudrowego różu. Przywykłam już do nowego wyglądu i czułam się doskonale w tym wcieleniu, aż żałowałam, że tak późno zdecydowałam się na zmiany.

— Może to nie wiosna, a może coś innego… — Aśka zrobiła tajemniczą minę, uśmiechając się jakby właśnie dzieliła się ze mną jakimś sekretem.

Nie wiedziałam co jej chodziło po głowie, aż nagle mnie olśniło. Jej uwaga sprawiła, że zaczęłam się zastanawiać, czy może nie mieć racji. Od trzech miesięcy staraliśmy się z Danielem o dziecko, czyżby to znaczyło, że… na samą myśl mocniej zabiło mi serce.

— Chcesz mi coś powiedzieć, Iga? — Przyjaciółka przysunęła się uważnie lustrując moją twarz i widząc jak lekko pobladłam.

— Jest taka możliwość, że mogę być w ciąży, ale pewności nie mam — wyznałam niepewnie. — Wiesz, staramy się już od jakiegoś czasu z Danielem o powiększenie rodziny… — urwałam gestykulując gwałtownie rękami i gorączkowo analizując ostatnie tygodnie, uświadamiając sobie, że okres mi się spóźnia już prawie miesiąc.

— Jeśli chcesz mieć pewność możemy iść do apteki, kupię testy i sprawdzisz. Nawet nie wiesz jakbym się ucieszyła, gdybym została ciocią! — Aśka aż klasnęła w dłonie z tych emocji, a w jej głosie nie dało się ukryć ekscytacji.

Pacnęłam ją żartobliwie ręką w ramię, zaśmiewając się do rozpuku. Kiedy się uspokoiłam, spytałam z nadzieją:

— A sama nie myślisz o dziecku? Nie masz wrażenia, że twój zegar biologiczny tyka, czy coś?

Aśka przecząco pokręciła głową. Od dawna nie kryła się ze swoimi poglądami, więc wiedziałam co myśli o macierzyństwie, ale czy nie można zmienić zdania? Podobno tylko krowa nie zmienia poglądów…

— Nie, kiedyś przez chwil myślałam o tym, ale z czasem uświadomiłam sobie, że nie widzę się w roli matki, a macierzyństwo nie jest dla mnie. Lubię dzieci, ale nie czuję potrzeby, żeby sama je mieć, rozumiesz? — Spojrzała na mnie znacząco, jakby chciała powiedzieć „Znasz mnie Iga, wiesz, co o tym sądzę. Dzieci to nie moja bajka”.

— Pewnie, jeśli tak czujesz, to nie powinnaś robić niczego wbrew sobie — rzekłam pocieszająco, dotykając jej ramienia.

— Chodźmy do tej apteki, bo nie wytrzymam tej niepewności. — Aśka szybko zmieniła temat, pociągając mnie za rękę, a ja bez wahania podniosłam się z ławki i ruszyłyśmy truchtem w stronę najbliższego pawilonu handlowego, gdzie znajdowała się osiedlowa apteka.

***

Po pół godzinie siedziałyśmy u Aśki w mieszkaniu i czekałyśmy na wynik testu ciążowego. W tej chwili czułam tysiąc uczuć jednocześnie — radość, podekscytowanie, strach, przerażenie. Z jednej strony cieszyłam się na myśl o ciąży, ale z drugiej obawiałam się jak to będzie i czy sobie poradzimy z Danielem.

Kiedy upłynęły odpowiednie minuty kazałam Aśce iść i sprawdzić wynik testu. Sama jakoś bałam się spojrzeć, czując jakby mi się żołądek wywracał na lewą stronę. Przyjaciółka poszła do łazienki, a ja siedziałam na kanapie niczym na szpilkach obgryzając paznokcie z nerwów. Gdy pojawiła się w drzwiach z uśmiechem na ustach i wilgotnymi oczami wiedziałam już co powie i nie myliłam się.

— Dwie kreski. Nie ma wątpliwości jesteś w ciąży. Dasz wiarę? — zawołała z ożywieniem, a jej oczy rozbłysły radością.

Podskoczyłam gwałtownie, a wtedy Aśka rzuciła się, żeby mnie uściskać.

— Będę matką! O kurczę, Daniel zwariuje ze szczęścia! — krzyknęłam z entuzjazmem, kiedy skończyłyśmy się przytulać i zaczęłam tańczyć po pokoju taniec radości, a wtedy Aśka podkręciła głośniej radio i razem zaczęłyśmy pląsać po salonie w rytmie „Paradise” zespołu Coldplay.

To było niesamowite. Poczułam wolność i szczęście. Niczym nie zmącone szczęście. Objęłyśmy się i na zmianę to płakałyśmy to się śmiałyśmy.

***

Po powrocie do domu, gdy wieczorem Daniel wrócił z pracy podzieliłam się z nim radosną nowiną. Mąż zareagował tak jak się tego spodziewałam, chwycił mnie w ramiona i obrócił wokół własnej osi, a potem zaczął całować po włosach i policzkach.

— To cudownie, Iga. Tak się cieszę! Zostanę ojcem! To najlepsza wiadomość jaką mogłem usłyszeć. Musimy to jakoś uczcić. Może kolacja w tej włoskiej restauracji? — Uśmiechnął się z czułością, gładząc mój jeszcze płaski brzuch.

— Czytasz mi w myślach. Nie wiem, czym sobie zasłużyłam na takiego męża? — powiedziałam z rozrzewnieniem, a wtedy poczułam jak coś się przypala. — Pieczeń, na śmierć o niej zapomniałam! — zawołałam łapiąc się za głowę i rzucając się w stronę kuchni.

Oczywiście nasza kolacja okazała się niezjadliwa. Ale nic nie mogło teraz zakłócić naszego szczęścia. Zjedliśmy kanapki z szynką i serem, i były przepyszne. Podejrzewałam, że w tej chwili nawet suchy chleb by mi smakował.

9 maja, niedziela

Kiedy nadszedł weekend moi rodzice zaprosili nas na niedzielny obiad i stwierdziłam, że nie będzie lepszej okazji, żeby przekazać im dobre wieści. Choć znając moją mamę podejrzewałam, że zacznie się zachowywać jak kwoka i będzie nade mną chuchać i dmuchać, żebym tylko sobie czegoś nie uszkodziła, no wiecie — nie złamała sobie nic, nie potknęła się, albo na coś nie wpadła. Niestety tak zwykle bywało, że w towarzystwie mojej mamy kłopoty pojawiały się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i chociaż Daniel pocieszał mnie mówiąc, żebym nie martwiła się na zapas i nie przejmowała czymś na co nie mam wpływu, to ja jakoś nie potrafiłam przestać o tym myśleć.

Podróż za miasto do domu rodziców minęła nam spokojnie. Tego dnia było bardzo ciepło. Słupki rtęci wskazywały ponad dwadzieścia stopni, założyłam więc lawendową bluzkę i miętowe spodnie, a do tego jeansową kurteczkę w kolorze fuksji i żółte pantofle.

Mąż śmiał się, że od tych kolorów dwoi się mu i troi w głowie, a ja widoczna jestem nawet z kosmosu, ale tylko wzruszyłam ramionami posyłając mu uśmiech pełen słodyczy. Ciąża sprawiała, że złagodniałam, choć od czasu do czasu potrafiłam bez powodu wybuchnąć płaczem lub śmiechem, ale lekarka powiedziała mi, że hormony ciążowe będą odpowiadały za mój rozchwiany stan emocjonalny aż do zakończenia ciąży, czekała mnie więc całkiem interesująca perspektywa. I nie tylko mnie ;) Póki co nie miałam żadnych zachcianek żywieniowych, więc Daniel mógł w spokoju odpoczywać i nie zrywać się w środku nocy, aby jechać na stację benzynową po czekoladę albo kiszone ogórki.

„Mój mąż z pewnością nie będzie się nudził przez najbliższe miesiące”, pomyślałam z przekąsem, patrząc na krajobraz przesuwający się za szybą samochodu.

Drzewa puszczały już liście, wszędzie rozpanoszyła się zieleń, a ptaki trelowały jak szalone, co zauważyłam, kiedy uchyliłam okno. Słońce i wiatr we włosach to było to coś, czego mi było potrzeba. Cieszyłam się jak dziecko na widok gwiazdkowego prezentu, a Daniel nie komentował mojego zachowania, patrzył się tylko na mnie jak na jakiś wyjątkowy okaz w muzeum. Pewnie myślał, że postradałam zmysły, ale znając moje humory postanowił to przemilczeć. Widziałam jak drga mu kącik ust, ale z uporem patrzył na drogę przed sobą.

Po pięciu minutach zjechał z szosy i wjechał na podjazd przed domem rodziców, a kiedy zatrzymał auto nie mogłam się powstrzymać i zatrąbiłam, a wtedy wróble siedzące na pobliskiej wierzbie poderwały się do lotu.

Drzwi otworzyły się i stanęła w nich mama ubrana w niebieską sukienkę, w ręku ściskała ścierkę. Na nasz widok pomachała nią, a jej twarz rozjaśnił przyjazny uśmiech.

Wysiadłam z auta i poszłam się z nią przywitać.

— Cześć! Mizernie wyglądasz. Byłaś u lekarza? — Mama odsunęła się i przyjrzała mi się uważnie zasypując mnie pytaniami. — Mąż chyba słabo o ciebie dba… — Puściła oko do Daniela, który właśnie wchodził na ganek, by się z nią przywitać.

Daniel słysząc uwagę mojej matki pod swoim adresem tylko pokręcił głową i lekko pogroził jej palcem.

— Też się cieszę, że cię widzę mamo. Dzień dobry! — powiedział ciepło, uśmiechając się i całując ją w szorstki policzek, na co ona zaczęła chichotać jak nastolatka.

Patrzyłam na nich z głupim uśmieszkiem, ale bardzo mi się podobał ten obrazek, nawet chyba pociągnęłam nosem, ale może to alergia, a nie wzruszenie? Musiałam jednak przyznać, że mój mąż miał świetny kontakt z moimi rodzicami. Ja niestety nie mogłam tego samego powiedzieć o jego mamusi. Tak jak przed ślubem tak i po ślubie traktowała mnie jak utrapienie i rzep, który się przyczepił do jej synka. Na samą myśl o tym, że ją też musimy odwiedzić poczułam nieprzyjemne łaskotanie w okolicach żołądka. Teść natomiast okazał się w porządku. Był miłym, spokojnym facetem, żyjącym pod pantoflem swojej żony. Do mnie jednak odnosił się życzliwie i z sympatią, lubiłam z nim rozmawiać i żartować, gdy teściowej nie było w pobliżu. Przy niej oczywiście musiałam zachowywać powagę, bo głośny śmiech i żarty uważała za obrazę i traktowała je jako naigrywanie się z niej. Już się niemal domyślałam, co mnie czeka na spotkaniu z nimi… Póki, co postanowiłam skierować myśli na inne tory.

„Ten problem zostawię sobie na później”, pomyślałam.

Moja mama też nie należała do łagodnych owieczek i byłam ciekawa w jakiej atmosferze upłynie nam dzisiejszy obiad.

— Nie stójcie w drzwiach, kochani. Wchodźcie, wchodźcie. — Mama ponagliła nas gestem dłoni, a my z Danielem weszliśmy do domu.

— Jak tata, lepiej z nim? — zapytałam zdejmując kurteczkę i wieszając ją na wieszaku w przedpokoju, w tym czasie Daniel zdjął buty i kurtkę i założył kapcie.

Tutaj każdy z gości otrzymywał własny zestaw kapci, które zakładał, bo jak uważała moja mama każda choroba zaczyna się od chodzenia na boso. A polemizować z nią nie należało, kończyło się to zwykle oschłym „no też coś, jak można chodzić bez kapci”, lub co gorsze groźnym spojrzeniem „to mój dom, ja ustalam zasady”. Niekiedy też dla lepszego efektu raczyła delikwenta, czyli gościa spojrzeniem zranionej łani, które sprawiało, że miękło mu serce. Dla świętego spokoju nosiliśmy więc kapcie i po pewnym czasie przywykliśmy do różnych szaleństw mojej mamy. Podejrzewałam, że to po niej odziedziczyłam swoją zdolność do pakowania się w kłopoty i przyciągania pecha.

Tato był spokojnym i opanowanym człowiekiem. Jego stoicki spokój sprawiał, że można było się przy nim wyciszyć i zrelaksować.

Za to moja mama uwielbiała być w centrum uwagi i zazwyczaj wtrącała swoje trzy grosze do każdej sprawy, nawet jeśli nie miała z nią nic wspólnego. I zwykle to ona miała rację, rzadko się myliła. Wiedziała wszystko o wszystkich, podejrzewałam, że marnuje się na prowincji. Mogłaby rozwijać się jako wzięta reporterka w plotkarskim czasopiśmie i doskonale by siebie radziła.

Moje rozmyślania przerwało chrząknięcie, spojrzałam więc w lewo. Tato właśnie wstawał z fotela odkładając gazetę na stolik kawowy.

— Cześć, córeczko. Dobrze cię widzieć — powiedział posyłając mi życzliwy uśmiech i wyciągając ramiona, a wtedy podeszłam i się do niego przytuliłam. Pachniał wodą kolońską i mydłem, a jego siwe włosy były gładko zaczesane do tyłu. Błękitne oczy otaczały kurze łapki, które dodawały mu powagi. Mimo swojego wieku mój ojciec nadal był przystojnym mężczyzną, wysokim i szczupłym. Gdyby nie choroba do tej pory zajmowałby się sprzedażą nieruchomości, ale kiedy stwierdzono u niego cukrzycę i coraz częściej tracił przytomność wspólnie z mamą zdecydowali, że przejdzie na rentę. Mieli oszczędności, więc widmo głodu nie zaglądało im w oczy. W razie czego obiecaliśmy z Danielem pomoc, ale póki co ograniczała się ona do prac w ogrodzie czy zakupów. Rodzice jakoś sobie radzili i wyglądali na szczęśliwych.

— Tak, podczas ostatniej wizyty lekarz powiedział, że duża zasługa to trzymanie diety i przyjmowanie insuliny o stałych porach. Nikt tak nie zadba o męża jak żona, prawda? — Mama położyła dłoń na moim ramieniu, a ja posłałam jej kwaśny uśmiech.

— Mamo, proszę… O co ci znów chodzi? — spytałam z wyrzutem, marszcząc nos. — Daniel nie narzeka, prawda mężu? — Zerknęłam uwodzicielsko na swoją drugą połówkę pomarańczy.

Mąż właśnie sadowił się za stołem, spojrzał na mnie i chrząknął chcąc stłumić uśmiech. Już chciałam otworzyć usta i coś odpowiedzieć, gdy usłyszałam jego spokojny głos:

— Myślę, że Iga jest wspaniałą żoną. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być lepiej. Mamy dla was wieści, ale o tym powiemy dopiero przy deserze — zaznaczył, a jego spojrzenie mówiło, że to będzie wielka niespodzianka.

Spojrzałam na niego z wdzięcznością, a moje serce fiknęło koziołka. Ten obiad zapowiadał się o wiele ciekawiej niż myślałam.

***

Ledwo dotrwałam do końca obiadu. Jak się możecie domyśleć, u moich rodziców niedzielny obiad nie składał się z jednego dania, tylko z trzech. Najpierw była przystawka, najczęściej zupa. Tutaj królował tradycyjnie rosół albo pomidorowa. Potem drugie danie, zwykle pieczeń lub kurczak i oczywiście nie mogło zabraknąć deseru. Jeśli chodzi o deser to najczęściej było to ciasto domowej roboty — sernik albo szarlotka. Wytrwałam jakoś próbując po kolei wszystkich dań, bo mama podtykała mi, co smakowitsze kąski, mówiąc, że mizernie wyglądam, a mi trudno było jej odmówić, przez co czułam jak pod koniec posiłku spodnie robią się za ciasne w pasie, a guzik ledwie trzyma.

Daniel wziął na siebie obowiązek prowadzenia konwersacji, opowiadał o swojej pracy, sypał anegdotami jak z rękawa, a ja tylko zerkałam na niego kątem oka, skubiąc szarlotkę i popijając zieloną herbatą. Siedziałam niemal już jak na szpilkach, gdy wreszcie mąż wziął mnie za rękę i powiedział z ożywieniem:

— Mamy z Igą wam coś do przekazania. Myślę, że się ucieszycie, nie mniej niż my. — Uśmiechnął się, a jego oczy błyszczały radością. Wyglądał doskonale i bardzo przystojnie w niebieskiej koszuli i jeansach. Lekko gładząc moją rękę, oznajmił wreszcie: — Będziemy mieli dziecko. Iga jest w ciąży.

A wtedy w jadalni zapadła cisza, po której nastąpiło coś co mogłabym określić mianem tsunami. Mama rzuciła się na nas z okrzykiem „To cudownie, kochani!” przy czym nie udało się jej powstrzymać energicznego wymachiwania rękami w efekcie czego strąciła łokciem filiżankę z kawą. Daniel rzucił się łagodzić kataklizm widząc jak brązowa ciesz ścieka po białym obrusie na dywan. Ja nie byłam w stanie się ruszyć, zwłaszcza gdy mama zapowiedziała, że teraz będzie nas codziennie odwiedzać, aby upewnić się, że niczego mi nie potrzeba. Gdy to usłyszałam o mało nie wyzionęłam ducha, wyobrażając sobie wtrącającą się do wszystkiego matkę i jej apodyktyczny ton. Myślałam, że zemdleję, ale jakoś udało mi się opanować, choć nie było to łatwe. Ręce trzęsły mi się jeszcze w aucie, gdy jechaliśmy do domu.

Szybko się pożegnaliśmy z rodzicami. Musiałam ochłonąć, bo emocje sprawiły, że chciało mi się śmiać i płakać jednocześnie. Czułam się jak rozchwiana emocjonalnie nastolatka. W tej chwili marzyłam tylko o świętym spokoju. Na szczęście Daniel zajął się wszystkim. Po powrocie do domu zrobił mi aromatyczną kąpiel a potem przebrana w piżamę wlazłam pod kołdrę i włączyłam Netflixa. Mąż zajmował się mną czule przez całe popołudnie i wieczór, a ja poczułam się szczęśliwa jak nigdy dotąd.

12 maja, środa

Co mnie podkusiło, aby wziąć się za pieczenie tych przeklętych ciasteczek? Nie mam pojęcia, ale tego dnia potwornie się nudziłam, bo miałam wolne w pracy i nie wiedząc jak mogłabym spożytkować ten czas pomyślałam, że dawno nic nie pichciłam a w naszej kuchni brakuje tego, co najważniejsze — zapachu piekących się ciasteczek albo innych wypieków.

Jak pewnie pamiętacie kucharka ze mnie marna, ale „cukierniczka” jeszcze gorsza. Podczas ostatniego podejścia do tematu ciast i tortów zaliczyłam kolejną spektakularną wpadkę (co było do przewidzenia). Tym razem miało być inaczej. Znalazłam prosty przepis na muffinki z czekoladą. Jak sugerowała autorka bloga kulinarnego, na którym znalazłam przepis, niejaka „Słodka babeczka”, nawet pięcioletnie dziecko upiecze pyszne babeczki posiłkując się jej niezawodną recepturą. A skoro ona tak zachwalała te muffinki i czytelniczki jej bloga w komentarzach wprost rozpływały się z zachwytu to uznałam, że mogą mieć rację i jest jeszcze dla mnie nadzieja :)

Po wyciągnięciu z szafki i lodówki wszystkich niezbędnych składników na babeczki zaczęłam od zerknięcia do przepisu i kolejno dodawałam to, co trzeba do miski, aby utrzeć masę, którą należało wypełnić kolorowe papilotki do muffinek.

Kiedy ciasto na babeczki było gotowe, wylałam brunatną masę z płatkami mlecznej czekolady do ustawionych na blasze papilotek, a potem włożyłam blachę do nagrzanego piekarnika i ustawiłam minutnik. W tym czasie, gdy miały się piec muffinki ja postanowiłam przygotować krem, a że byłam leniwa postanowiłam, że zamiast tego użyję bitej śmietany. Kiedy muffinki się upiekły wyjęłam je z piekarnika i postawiłam gorącą blachę na stole, a potem wyciągnęłam z lodówki bitą śmietanę, kolorowe dodatki do babeczek, które stały w dolnej szafce i owoce.

Pochłonięta dekorowaniem babeczek nie zauważyłam jak mąż wszedł do kuchni i podchodząc do mnie od tyłu zawołał:

— A tutaj, co się dzieje?

Podskoczyłam jak rażona piorunem upuszczając trzymaną w ręku miseczkę z kolorowymi ozdobami do ciasteczek. Oczywiście wszystko wysypało się na podłogę…

— Czemu mnie straszysz? — spytałam z wyrzutem, widząc jak Daniel uśmiecha się kącikiem ust, a jego spojrzenie jest figlarne jakby planował jakąś psotę.

— Widok żony w kuchni w dodatku piekącej ciasteczka to coś czego się nie spodziewałem. Zaskoczyłaś mnie Iga… — mruknął, a ja pacnęłam go ręką w ramię.

— Jeszcze nieraz cię zaskoczę, drogi mężu. — Uśmiechnęłam się słodko, podając mu jedną z muffinek, udekorowaną bitą śmietaną i owocami.

Daniel bez wahania wgryzł się w ciastko, by po chwili rzucić się w stronę zlewu i je wypluć.

— Co ty tam dodałaś Iga? — zerknął podejrzliwie na babeczki, a potem skupiając wzrok na mnie.

— To, co było w przepisie. A co? — zapytałam mrużąc oczy, a potem nie zastanawiając się nad tym co robię ugryzłam kawałek babeczki i … poczułam, że jest potwornie słona.

Krzywiąc się otworzyłam szafkę nad zlewem i okazało się, że pomyliłam pojemniki. Tam, gdzie była sól wsypałam cukier i odwrotnie… I to były właśnie ciasteczka z niespodzianką. Jak się okazuje mistrzem fartucha to ja raczej nie będę i nawet pięciolatek mógłby mnie pokonać w tak prozaicznej czynności jaką jest pieczenie. A już myślałam o tym, że pech mnie opuścił…