Tylko Julia - Marianna Góralska - ebook

Tylko Julia ebook

Marianna Góralska

5,0

Opis

Julia Bednarek gra rolę Kopciuszka w przedstawieniu dla dzieci. Jej partnerem jest znany aktor Oskar Krynicki, który kiedyś złamał jej serce, i którego Julia nienawidzi. Podczas prób coraz częściej dochodzi między nimi do spięć, a dawne uczucia odżywają. Jednak, gdy Julia poznaje prawdziwy powód, dla którego Oskar się do niej zbliżył, nie chce go znać. Czy uda mu się ją odzyskać? A może romantyczna miłość rodem z „Kopciuszka” to tylko mit? Przekonajcie się sami.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 242

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (3 oceny)
3
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Czytelniczka2277

Nie oderwiesz się od lektury

super historia, polecam ♥️
00

Popularność




Marianna Góralska

Tylko Julia

Projektant okładkiKinga Listkowska

KorektorLena Borowska

RedaktorLena Borowska

© Marianna Góralska, 2024

© Kinga Listkowska, projekt okładki, 2024

Julia Bednarek gra rolę Kopciuszka w przedstawieniu dla dzieci. Jej partnerem jest znany aktor Oskar Krynicki, który kiedyś złamał jej serce, i którego Julia nienawidzi. Podczas prób coraz częściej dochodzi między nimi do spięć, a dawne uczucia odżywają. Jednak, gdy Julia poznaje prawdziwy powód, dla którego Oskar się do niej zbliżył, nie chce go znać. Czy uda mu się ją odzyskać? A może romantyczna miłość rodem z „Kopciuszka” to tylko mit? Przekonajcie się sami.

ISBN 978-83-8369-444-3

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Mojej rodzinie i narzeczonemu. Dziękuję, że zawsze mnie wspieracie!

„Życzyła jej takiego samego królewicza, jakiego miał Kopciuszek.”

Anna Ficner-Ogonowska, Alibi na szczęście

„Żaden dzień się nie powtórzy, nie ma dwóch podobnych nocy, dwóch tych samych pocałunków, dwóch jednakich spojrzeń w oczy.”

Wisława Szymborska, Nic dwa razy: Wybór wierszy — Nothing Twice: Selected Poems

Rozdział 1

Pewnie znacie bajkę o Kopciuszku? Przynajmniej raz w życiu każda z nas ją czytała. A potem zaczęła marzyć o zgubionym pantofelku, pięknym królewiczu i złotej karocy.

Nie byłam wyjątkiem.

I wiecie co?

Okazało się, że teraz miałam wcielić się w rolę Kopciuszka w przedstawieniu dla dzieci. Jestem animatorką i od pięciu lat pracuję w domu kultury. Lubię swoją pracę, a najbardziej lubię wcielać się w różne role. Od dziecka miałam szczególną zdolność, która była jednocześnie moim błogosławieństwem i przekleństwem. Jedni nazwaliby to wrodzonym urokiem osobistym, inni zdolnościami aktorskimi.

Ja uważałam, że jest to zasługa genów. Moja prababka była znaną aktorką i w latach pięćdziesiątych można ją było zobaczyć na szklanym ekranie w niemal każdej nowej produkcji filmowej. Olśniewała urodą, ale również talentem.

I jak się okazuje, odziedziczyłam po niej jedno i drugie. Miałam długie blond włosy, brązowe oczy wpadające w bursztyn i mały pieprzyk nad górną wargą. A jeśli chodzi o figurę — jej też niczego nie można było zarzucić.

I żyłabym sobie pewnie beztrosko, gdyby nie zmora, największa pomyłka i porażka w moim życiu, jak nazwałam tego, który mnie ośmieszył, złamał mi serce, a potem wyjechał.

A teraz patrzyłam jak siedzi naprzeciwko mnie na sali i wygląda jak młody bóg.

Oskar Krynicki.

Przystojny jak diabli. Arogancki do granic możliwości. Pewny siebie aż do przesady. I seksowny jak cholera. Gdyby tak zetrzeć z jego twarzy ten uśmieszek…

Korciło mnie. Bardzo. Jednak wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Minęło dziesięć lat. Byłam teraz dojrzalsza, mądrzejsza. I nawet to jego spojrzenie — głębokie, mroczne, pełne jakichś skrywanych obietnic, nie robiło na mnie wrażenia.

Stop.

Kłamstwo. Robiło wrażenie. Gdyby nie to, że akurat siedziałam, padłabym na podłogę jak ścięte drzewo.

Oskar Krynicki nadal mi się podobał i na samą myśl, że będę musiała go oglądać przez najbliższe dwa miesiące, aż wywracało mi się w żołądku.

Jednak uznałam, że będę profesjonalna i opanowana. I, że choćby nie wiem co nie dam się wyprowadzić z równowagi.

— Oskar będzie pracował z nami przy przedstawieniu. Jego doświadczenie i talent bardzo posłużą się naszej sztuce. Mam nadzieję, że ciepło go przyjmiecie — z zamyślenia wyrwały mnie słowa dyrektorki, Ewy Przybyszewskiej, która wpatrywała się w Krynickiego z uwielbieniem i nawet się z tym nie kryła.

Była zadbana i elegancka, ale charakter miała wyjątkowo nieprzyjemny. Nie znosiłam jej i to z wzajemnością. Ona, gdyby mogła, wyrzuciłby mnie przy pierwszej lepszej okazji. Od pięciu lat czekała na jakieś moje potknięcie, ale na razie udawało mi się wyjść z każdej zastawionej przez nią pułapki obronną ręką. I wydaje mi się, że to jeszcze bardziej ją wkurzało. Nie mogła mi dopiec, zwłaszcza że pozostali koledzy z pracy stali za mną murem.

W tym moja przyjaciółka Klara, która pracowała u nas jako sekretarka. Jednak na moją prośbę zgodziła się wystąpić w przedstawieniu w roli jednej z sióstr Kopciuszka. Wierzcie mi, łatwo nie było ją przekonać, ale gdy powiedziałam jej, że robi to dla dzieci zmiękła.

— Jeśli chodzi o pozostałe role, to ja zagram macochę — ciągnęła dyrektorka swoim wyniosłym głosem — siostry Kopciuszka zagrają Klara i Nela, a królewicza rzecz jasna Oskar. Zostaje rola matki chrzestnej, którą będzie nasza księgowa Edyta. Natomiast za scenografię i kostiumy będziecie odpowiadać wspólnie. Pomoże wam również nasz dźwiękowiec Wojtek, który będzie też narratorem. Każdy ma wyznaczoną rolę. Zapisałam wam wszystko na tablicy, wydruki macie przed sobą, zapoznajcie się z nimi. Scenariusz rzecz jasna też mamy gotowy. Próby będą odbywać się trzy razy w tygodniu po godzinach pracy. Obecność obowiązkowa, chyba nie muszę o tym przypominać — oznajmiła tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Niech to gęś kopnie! — wkurzyłam się w duchu.

Nie tylko będę musiała grać z nim w przedstawieniu, to jeszcze będę go spotykać niemal codziennie w pracy. To chyba jakiś koszmar — westchnęłam, zagryzając wargi.

I wtedy mój wzrok padł na Oskara.

Bałwan gapił się na moje usta!

Poczułam, jak robi mi się gorąco i jak rośnie we mnie złość na tego drania. Jeszcze miał czelność się na mnie patrzeć.

Poczekaj, już ja ci zatruję życie, gnido!

Z natury byłam łagodna, jednak Oskar był jednym z nielicznych, którzy wytrącali mnie z równowagi. I już nie chodzi nawet o to, co mi zrobił przed laty, ale o to, że w jego towarzystwie byłam napięta jak struna, a co gorsza zdarzały mi się wpadki, o których wolałabym zapomnieć.

Czułam upokorzenie, złość i gniew. A jednocześnie coś mnie do niego przyciągało. Kiedyś pozwoliłam sobie na chwilę słabości w jego towarzystwie i drogo mnie to kosztowało. On mnie ośmieszył, a potem wyjechał jak gdyby nigdy nic. Tym większa była moja niechęć, gdy teraz musiałam patrzeć na jego arogancką gębę i znosić jego towarzystwo.

Gdy spotkanie się skończyło, większość osób wyszła z sali. Oskar skinął mi głową i minął mnie bez słowa. Poczułam zapach jego perfum Acqua Di Gio i przez chwilę mój mózg zamienił się w papkę, a nogi w galaretę. Dobrze, że Klara mnie podtrzymała za łokieć, bo jak nic zaliczyłabym glebę.

Dopiero gdy zostałyśmy same, mogłam się jej wygadać.

— Co mam teraz zrobić? — zapytałam rozpaczliwie, patrząc na nią bezradnie. — Nie wytrzymam z nim w jednym pomieszczeniu dłużej niż pięć minut, a co mowa dwa miesiące. Błagam, dobij mnie, póki możesz — z trudem stłumiłam szloch. Zachowywałam się jak niezrównoważona wariatka, ale widok Krynickiego kompletnie wytrącił mnie z równowagi.

— Julka, nie panikuj, dobrze? Oddychaj! — Przyjaciółka złapała mnie za ramiona i uważnie spojrzała mi w twarz. — Ten dupek to przeszłość. Nie zmarnuje ci życia. Pamiętaj, że jesteś twardą laską i nie z takimi jak on sobie radziłaś — starała się dodać mi otuchy. Jednak bezskutecznie.

— Ta kanalia zmarnowała mi życie. Jak mam być spokojna? — odparłam z wyrzutem.

— To, co zamierzasz zrobić? — Klara spojrzała na mnie łagodnie.

— Jak wiesz, zemsta najlepiej smakuje na zimno. I już moja w tym głowa, żeby pokazać mu, gdzie raki zimują. Jeszcze mnie popamięta — rzuciłam z mściwą satysfakcją, wyobrażając sobie, jak rozjeżdżam go autem, a z Oskara Krynickiego zostaje tylko mokra plama na asfalcie.

Klara westchnęła ciężko i ruszyła w stronę drzwi.

— Obyś tylko nie wpakowała się przez to w kłopoty — zastrzegła.

Ruszyłam za nią, uśmiechając się do swoich myśli.

— Nic takiego się nie stanie. Masz moje słowo — zapewniłam z mocą, wyprzedzając ją. A potem otworzyłam drzwi i potknęłam się, upadając wprost pod nogi… Oskara Krynickiego.

Rozdział 2

I to tyle, jeśli chodzi o zemstę. Karma to suka, niby o tym wiedziałam, ale żeby aż tak?

— Nic ci nie jest? — usłyszałam zatroskany głos Oskara.

Walcząc z upokorzeniem, podniosłam wzrok i napotkałam jego spojrzenie. Zobaczyłam w nim lekki niepokój, ale i ledwo tłumione rozbawienie. W jednej chwili moje zakłopotanie przeszło w złość.

Dupek miał czelność się ze mnie śmiać!

W środku aż się we mnie zagotowało. Na próżno starałam się opanować. W jego obecności zachowywałam się jak kretynka.

— Wszystko w porządku — rzuciłam, zaciskając usta i podnosząc się z kolan. Klara stała obok i wyglądała, jakby odebrało jej mowę. Natomiast Oskar prezentował się wyśmienicie i aż brało mnie obrzydzenie na widok jego zadowolonej miny. — To nic takiego — odparłam, starając się zbagatelizować sprawę, a widząc, jak jego uśmiech staje się coraz szerszy, zmrużyłam oczy. — Co cię tak bawi? — zapytałam.

— Nic się nie zmieniłaś, Julia — odparł spiżowym głosem, od którego przeszył mnie dreszcz, a potem już normalnym tonem dodał: — Cieszę się, że będziemy się częściej widywać. — Pan Arogancki Dupek puścił mi oczko, odwrócił się i jak gdyby nigdy nic odszedł korytarzem.

Stałam jak świeca w lichtarzu, niezdolna wydobyć głosu.

— Co to było? — Klara pierwsza odzyskała głos, patrząc na mnie zdezorientowana.

Wzruszyłam ramionami.

— Nie wiem. Chyba zrobiłam z siebie idiotkę. Po raz kolejny. — Potarłam dłonią policzek, a potem schyliłam się, by sprawdzić, w jakim stanie znajdują się moje kolana. Skóra była zdarta i zaczerwieniona, ale na szczęście nie leciała mi krew. I dobrze, bo na sam jej widok robiło mi się słabo i zawsze mdlałam. — Pech jak zwykle. Przeklęty Krynicki ściąga na mnie pecha za każdym razem, gdy pojawia się w pobliżu. — Zmarszczyłam brwi, krzywiąc się na wspomnienie sceny, w której padłam przed nim na kolana jak ostatnia łamaga.

— Nie da się tego ukryć — roześmiała się Klara, zasłaniając usta dłonią. — On chyba nadal ci się podoba, co? — spytała, nie kryjąc zaciekawienia.

Pokręciłam przecząco głową ze świadomością, iż za te wszystkie kłamstwa jak nic spłonę w ogniu piekielnym.

— Nie. Nawet gdyby był ostatnim facetem na świecie i tak bym go nie chciała — wybuchnęłam.

— Jasne, wmawiaj to sobie Julka. Przecież mam oczy i widzę… — Klara uśmiechnęła się jednym kącikiem ust, a ja się zarumieniłam.

— No i co z tego? — odparłam ze złością. — Drań może i jest seksowny, ale i tak go nienawidzę! — Zacisnęłam dłoń w pięść.

Przyjaciółka roześmiała się rozbawiona, jakbym jej opowiedziała świetny dowcip. A ja miałam coraz większą chęć na krwawe morderstwo. Nie na niej oczywiście, ale na przeklętym Oskarze. Gdyby nie on wszystko byłoby jak dawniej.

To wina dyrektorki, pomyślałam z niechęcią. Ściągnęła go, żeby mnie całkiem zgnębić. Ta myśl sprawiła, że moje opanowanie diabli wzięli.

— To sprawka Ewy. Jestem o tym święcie przekonana — stwierdziłam na głos, idąc za Klarą do sekretariatu.

— Nie pierwszy i nie ostatni raz nasza pani dyrektor coś knuje. Nie martw się nią, jak zawsze poradzimy sobie — zapewniła, dotykając uspokajająco mojego ramienia, gdy weszłyśmy do sekretariatu.

— Wiem, ale ogarnia mnie złość za każdym razem, gdy widzę jej zadowoloną minę, albo gdy patrzy na mnie z wyższością — westchnęłam ciężko.

— Muszę dokończyć umowy, ale jutro będę na próbie. Możesz na mnie liczyć — zapewniła Klara, uśmiechając się pokrzepiająco i zajmując swoje miejsce za biurkiem.

Udzielił mi się jej nastrój i złość przeszła jak ręką odjął.

— Dzięki, kochana jesteś. Zajrzę jeszcze do Neli, a potem spadam do domu. Muszę odpocząć po tych wszystkich emocjach i naładować akumulatory na jutro. Lekko nie będzie, czuję to w kościach — powiedziałam bardziej do siebie niż do niej.

— Co by nie było damy radę. Kto jak nie my? — Klara puściła oczko i sięgnęła po teczkę z dokumentami.

Ruszyłam korytarzem w stronę sali plastycznej, gdzie było królestwo naszej rękodzielniczki Kornelii, która nie tylko miała zmysł artystyczny i zdolności manualne, ale również podejście do dzieci. To sprawiało, że na jej zajęcia waliły tłumy chętnych, a ona miała ręce pełne roboty.

Na szczęście przedstawienie wystawialiśmy dopiero pod koniec czerwca, więc powinniśmy się wyrobić ze scenografią i kostiumami. Z tą myślą otworzyłam drzwi i weszłam do sali, i zamarłam na widok Oskara całującego Nelę. Normalnie jakby mnie ktoś strzelił w splot słoneczny.

Oni oderwali się od siebie jak przyłapani na gorącym uczynku. Kornelia poprawiła nerwowo włosy, a Krynicki uśmiechnął się półgębkiem i nie widać było po nim skruchy. Co więcej, w jego oczach zobaczyłam wzywanie. Jakby chciał mi powiedzieć: „I co teraz? Twój ruch, kotku”.

Poczekaj, już ja cię urządzę! — pomyślałam mściwie.

— Nie przeszkadzajcie sobie — rzuciłam głosem ociekającym słodyczą i wypadłam na korytarz, słysząc za sobą szybkie kroki.

Kiedy się odwróciłam, na korytarzu przede mną stał Pan Arogancki Dupek i uśmiechał się jak sam diabeł.

I był piekielnie przystojny.

— Czemu się złościsz, Julia? — zapytał, przysuwając się nieznacznie, a ja podniosłam wzrok i napotkałam jego palące spojrzenie. Zachowywał się, jakby chciał wyprowadzić mnie z równowagi albo rzucał mi wyzwanie i czekał na to, aż połknę haczyk. Może wtedy byłam naiwną idiotką, ale nie teraz.

— Ja się złoszczę? Wydaje ci się — prychnęłam. — Chyba masz problemy ze wzrokiem. Może idź, się przebadaj, wiesz w twoim wieku… — urwałam znacząco, jakbym chciała mu zasugerować, że jest starym stetryczałym zgredem.

Parsknął śmiechem, a potem chwycił mnie za łokieć, przysunął się i wyszeptał mi do ucha:

— Lubię, jak się złościsz. Wtedy tak błyszczą ci oczy…

O królu złoty! Niech go wszyscy diabli!

Pan Arogancki Dupek wiedział jak zrobić na mnie wrażenie. W dodatku pachniał tak zniewalająco, że na chwilę mgła zasnuła mi oczy i wróciły wspomnienia tego, co wydarzyło się dziesięć lat temu. Gdy sobie przypomniałam, jak to się skończyło, wyszarpnęłam łokieć i odsunęłam się od niego.

— Jeśli jeszcze raz mnie dotkniesz, złamię ci rękę — zagroziłam.

Pokręcił głową rozbawiony, a potem minął mnie bez słowa i wyszedł z budynku.

A ja stałam ze skamieniałym sercem i czułam, napływające łzy. Minęło kilka minut, nim udało mi się uspokoić.

I już wiedziałam, że wojna między nami dopiero się zaczęła. I, że muszę zrobić wszystko, żeby ją wygrać.

Rozdział 3

Następnego dnia starałam się unikać zarówno Oskara, jak i Neli. Wiedziałam jednak, że zachowuję się dziecinnie i, że na próbie i tak się spotkamy. Zdecydowałam, że najpierw wyjaśnię wszystko z koleżanką, a potem zastanowię się jak zetrzeć uśmiech z twarzy Pana Aroganckiego Dupka.

Kiedy weszłam do sali plastycznej, Kornelia akurat rozkładała materiały na zajęcia, więc w pierwszej chwili mnie nie zauważyła. Była ładną dziewczyną, trochę młodszą ode mnie. Pogodna, wesoła i zawsze uśmiechnięta. Potrafiła zarażać entuzjazmem i dobrą energią. Trudno było mi uwierzyć, że dała się wplątać w gierki Krynickiego.

Coś się za tym kryło i już moja w tym głowa, żeby sprawdzić, co. Oskar coś knuł, a ja nie zamierzałam pozwolić, żeby skrzywdził jakąś dziewczynę tak jak kiedyś mnie.

Ta kanalia nikomu nie przepuści.

Tak, przyznaję.

Byłam zazdrosna o tego piekielnika i nic nie mogłam na to poradzić. Jednak nie zamierzałam się do tego przyznawać. Co nie znaczy, że miałam siedzieć z założonymi rękami. Oskar Krynicki był znanym i popularnym aktorem. W dodatku szalenie atrakcyjnym. Nie było więc kobiety odporniej na jego wdzięk. A on korzystał z tego, ile wlezie.

— Co tam, Julka? — zapytała Nela, przerywając swoje zajęcie i patrząc na mnie wyczekująco, lekko się przy tym rumieniąc.

— Chciałam pogadać o Oskarze. To drań i byłoby dobrze, gdybyś trzymała się od niego z daleka. Lubię cię i nie chcę, żeby ten zarozumiały padalec złamał ci serce — ostrzegłam ją, w duchu przeklinając swój niewyparzony język. Bo z chwilą, gdy te słowa padły z moich ust, zrozumiałam, jaki popełniam błąd.

— Jeśli o to chodzi, to nie masz się o co martwić. Nic mnie z nim nie łączy — odparła swobodnym tonem. — Pocałował mnie, a potem wyleciał za tobą, więc sprawa jest oczywista. Nie bawię się w trójkąty, więc możesz być spokojna. Nie odbiję ci go. — Uśmiechnęła się wesoło, a w jej policzku zrobił się uroczy dołeczek.

— Co? — zamrugałam gwałtownie. — On mnie nie interesuje. Chciałam tylko… — zaczęłam tłumaczyć, ale Nela mi przerwała.

— Julia, mam oczy i widzę. Oskar czy tego chcesz, czy nie podoba ci się i wydaje mi się, że z wzajemnością. On mnie nie interesuje, więc sprawa jest prosta… — Wzruszyła ramionami. — Co do przedstawienia, po próbie omówimy szczegóły scenografii i kostiumów, dobrze? Mam dzisiaj dwie grupy na zajęciach. — Wskazała leżące na stole kolorowe kartki papieru, nożyczki, kleje i inne materiały.

— Jasne, nie ma sprawy — odparłam odruchowo, a potem odwróciłam się na pięcie i wybiegłam z sali w takim tempie, jakby mnie goniły piekielne ogary.

A w następnej chwili wpadłam wprost w ramiona… Oskara Krynickiego.

— Gdzie tak się spieszysz, Julia? — zapytał rozbawiony, a w jego brązowych oczach dostrzegłam wesołe iskierki. Na moment straciłam łączność z mózgiem i gapiłam się na niego zszokowana. Wokół nas unosił się zapach Acqua Di Gio, co nie ułatwiało sytuacji.

— Możesz mnie puścić? — syknęłam, czując narastającą złość.

— A, co jeśli nie chcę? — spytał, zniżając głos do namiętnego szeptu, a ja przestałam na moment oddychać, gdy poczułam jego dłoń przesuwającą się z moich ramion na plecy.

— Nadal jesteś dupkiem. Nic się nie zmieniłeś — syknęłam ze złością, próbując wyswobodzić się z jego objęć i czując jego palący dotyk w miejscach, których nie miał prawa dotykać. — Puść mnie! — warknęłam.

— Lubię twój niewyparzony język. Ciekawe, czy nadal jest tak sprawny, jak kiedyś… — wymruczał, a ja miałam chęć uderzyć go w twarz. Czerwona mgła zasnuła mi oczy i wzbierała we mnie furia stulecia.

— Zamknij się i daj mi przejść! — Walnęłam go ręką w ramię, jednak napotkałam twarde mięśnie, co mnie lekko zbiło z tropu i na moment zapomniałam języka w gębie.

Pan Arogancki Dupek nachylił się i tuż przy moich ustach wyszeptał:

— Słodka i ostra. Nie mogę się doczekać tej próby…

A potem wypuścił mnie z ramion i wyminął, by zostawić kompletnie zaskoczoną na pustym korytarzu.

Jeśli nie wygadam się Klarze, to chyba zwariuję! — pomyślałam wzburzona zaistniałą sytuacją.

Nogi same poniosły mnie do sekretariatu.

— Ratuj! — zawołałam już od progu, wchodząc do jej królestwa i przerywając jej pracę. — Albo mnie dobij!

Klara odsunęła się od komputera i spojrzała na mnie rozbawiona. Ubrana była w zieloną sukienkę, która kontrastowała z jej długimi ciemnymi włosami i jasną cerą.

— Co się stało? Znów Oskar? — zapytała, zakładając ręce na piersi.

— To nie jest powód do żartów — zganiłam ją. — Oszaleję przez niego — jęknęłam.

— Wiesz, że jakoś musisz sobie z nim poradzić. Przynajmniej do czasu aż skończymy próby. Potem on wyjedzie i będziesz miała spokój. — Jej ton był łagodny i wyrozumiały. Starała się i doceniałam to, ale jednocześnie uświadomiłam sobie, że zachowuję się jak niezrównoważona wariatka, od kiedy Oskar Krynicki znów pojawił się w moim życiu.

Westchnęłam ciężko.

— Masz rację, pójdę ochłonąć i postaram się zachować zimną krew na próbie. Co by się nie działo, nie dam się wplątać w żadne jego gierki.

— Grzeczna dziewczynka. Widzisz? Dasz sobie radę. — Klara mnie uścisnęła. — Chcesz kawy? Idę do kuchni, mogę zrobić i dla ciebie — zaproponowała.

— Nie, dzięki. Pan Arogancki Dupek już wystarczająco podniósł mi ciśnienie. Pójdę przećwiczyć swoją rolę. — Spojrzałam na zegarek. Dochodziła druga. Do próby zostały dwie godziny. Miałam więc czas nie tylko, żeby ochłonąć, ale i nauczyć się scenariusza.

I zamierzałam pokazać mu, kto tutaj jest górą.

Na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone. A ja chciałam, żeby Oskar poczuł, chociaż raz smak porażki. Uśmiechnęłam się i żwawym krokiem ruszyłam w stronę sali widowiskowej.

Rozdział 4

Dwie godziny minęły, jak z bicza strzelił. Próba do przedstawienia zaczęła się z lekkim opóźnieniem, bo Ewa musiała odebrać pilny telefon. Wyszła z sali, w której zostaliśmy tylko ja i Oskar, bo dziewczyny jeszcze się nie pojawiły. Mieliśmy zacząć od sceny trzeciej drugiego aktu, w której Kopciuszek dociera na bal i tańczy z królewiczem. Scena z siostrami miała być przećwiczona po niej.

Stałam pod ścianą ze scenariuszem w dłoni i spod oka obserwowałam, jak Pan Arogancki Dupek pochyla się nad arkuszami papieru, by zapoznać się ze swoją kwestią. On wydawał się kompletnie mną niezainteresowany, gdy niespodziewanie podniósł wzrok i… przyłapał mnie na tym, jak się na niego gapię.

Jego spojrzenie pociemniało, a na usta wypłynął uśmiech pełen męskiej satysfakcji. Drapieżny, mroczny i uwodzicielski. Jak w zwolnionym tempie zobaczyłam, że idzie w moją stronę.

Nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu, gdy podszedł do mnie, nie spuszczając ze mnie palącego spojrzenia.

To, co się później wydarzyło, odtwarzałam wiele razy tego wieczora, nie mogąc uwierzyć, że dałam się tak łatwo podejść.

Pan Arogancki Dupek przycisnął mnie do ściany, chwycił za nadgarstki, żebym nie mogła się ruszyć. Spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział głębokim głosem:

— Nawet nie wiesz, jak tęskniłem, Julia…

I to by było tyle, jeśli chodzi o rozsądek.

A zemsta? Chrzanić ją.

I nie myśląc o konsekwencjach, wpiłam się w jego usta.

Pocałunek nie trwał długo, bo już w następnej sekundzie usłyszałam głośne chrząknięcie.

Oderwałam się od gorących ust Oskara Krynickiego i spojrzałam w stronę, z której dochodził głos.

Ewa stała w drzwiach z rękami na piersi i patrzyła na nas lodowatym wzrokiem.

— Co to ma znaczyć? Oskarze, czy Julia ci się narzuca? — spytała oschłym tonem.

— Nie, pani dyrektor. Wszystko w porządku — odparł Krynicki, nadal na mnie nie patrząc.

Ja również unikałam jego wzroku, domyślając się, jak muszę wyglądać. Wracał mi zdrowy rozsądek i już wiedziałam, że popełniłam koszmarny błąd.

Jednak nic więcej nie mogłam zrobić, bo do sali weszły Klara i Nela.

— Zacznijmy od razu, bo szkoda czasu — zarządziła dyrektorka. — Czy każdy zna swoją kwestię? Jeśli nie, będziecie czytać ze scenariusza. Nie muszę chyba mówić, że macie się tego nauczyć na pamięć. Im szybciej, tym lepiej — dodała tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Oskar skrzywił się, uśmiechając się ironicznie, podczas gdy ja nadal stałam jak słup soli, wciąż zamroczona pocałunkiem.

Klara zerkała na mnie zaciekawiona, natomiast Nela wydawała się zupełnie nieświadoma napięcia panującego w sali.

— Wszystko gra? — Przyjaciółka podeszła i chwyciła mnie za łokieć, odsuwając nas na bok i ściszając głos, zapytała: — Coś między wami zaszło?

Pokręciłam przecząco głową, nie patrząc jej w oczy.

— Nie, zdenerwował mnie i tyle — burknęłam.

Jak nic urośnie mi nos od tych wszystkich kłamstw, pomyślałam. Nie powinnam jej okłamywać, ale było mi wstyd, że pozwoliłam Panu Aroganckiemu Dupkowi na zbyt wiele.

Jak mogłam być tak głupia! — wyrzucałam sobie.

Spojrzałam w jego stronę i poczułam, jak rośnie we mnie chęć mordu.

Drań znów gapił się na moje usta!

I jakby tego było mało, przesunął sugestywnie językiem po swoich wargach.

Aż mnie ręka świerzbiła, żeby dać mu w twarz. Jednak Klara, widząc, co się dzieje, szepnęła mi na ucho:

— Julka, to nie jest dobry pomysł.

Wzięłam kilka głębokich oddechów i z kamienną twarzą przeszłam na środek sceny, by wypowiedzieć swoją kwestię.

Kontynuowaliśmy próbę już bez żadnych przeszkód i po godzinie mieliśmy przećwiczony cały drugi akt.

— Na dziś wystarczy — oznajmiła Ewa, uśmiechając się z zadowoleniem. — Nie jest źle, ale musicie bardziej się wczuć w swoje role. Julia grasz, jakbyś połknęła kij od szczotki, natomiast Oskar — zawiesiła znacząco głos — tutaj widać kunszt, talent i doświadczenie. Jeśli weźmiesz z niego przykład, może da się jeszcze uratować twoją rolę. Poćwicz, a reszta może iść do domu.

Aż się zagotowałam, słysząc jej słowa. Zacisnęłam dłonie w pięści, mnąc scenariusz. Musiałam wyglądać jak chmura gradowa.

Nie dość, że zniszczył mi życie, to jeszcze teraz przez niego wychodziłam najgorzej na próbach, pomyślałam z niechęcią.

Gdyby wzrok mógł zabijać, truchło Oskara leżałoby już na podłodze, a obok niego drugie truchło — Ewy.

Uśmiechając się złośliwie do swoich myśli, odparłam z pozoru lekki tonem:

— Oczywiście pani dyrektor. Zostanę i z przyjemnością poćwiczę.

Klara popatrzyła na mnie jakby wyrosły mi czułki. Pan Arogancki Dupek uśmiechnął się pod nosem, jakby świetnie się bawił, a Nela posłała mi pokrzepiające spojrzenie.

— To świetnie. Bardzo mnie to cieszy. — Ewa skinęła głową, a potem wyszła z sali, nie oglądając się za siebie.

Pozostali również opuścili salę. Została jedynie Klara.

— Czy teraz powiesz mi, co się dzieje? Gdy weszłam do sali ty i Oskar mieliście takie miny, jakbyście coś przeskrobali. Powiedz, że się mylę i, że nic takiego się nie stało… — Spojrzała na mnie uważnie, doskonale pamiętając o tym, jak przed laty potraktował mnie ten dupek i ile łez przez niego wylałam.

Westchnęłam, przymykając oczy i walcząc z narastającym bólem głowy. Chociaż przed nią musiałam być szczera. Sama już nie wiedziałam, co mam myśleć.

— Pocałowałam Oskara… — wyznałam, zagryzając wargi.

Klara zrobiła wielkie oczy i otworzyła usta ze zdziwienia. Gdybym jej powiedziała, że chcę zostać zakonnicą i wstępuję do zakonu, byłaby nie mniej zaskoczona.

— Jak to? Przecież go nienawidzisz. Co się stało?

— Sama nie wiem. — Wzruszyłam obojętnie ramionami. — To był moment, ale to był błąd i więcej się nie powtórzy — zapewniłam z głębokim przekonaniem.

— Jesteś pewna, że to wszystko, co było między wami to już przeszłość? — Klara chciała się upewnić, patrząc na mnie z troską i zaciekawieniem jednocześnie.

— Czy to ma jakieś znaczenie? — zapytałam z pozoru lekkim tonem.

— Jeśli go kochasz to tak — odparła spokojnie.

Przymknęłam oczy, starając się zapanować nad mętlikiem w głowie.

— Nienawidzę go. Czy to wyjaśnienie wystarczy?

— Skoro tak mówisz… Staraj się go unikać, jeśli tylko możesz. Pamiętaj, że na mnie zawsze możesz liczyć. Gdybyś chciała się wygadać albo wypłakać. Może w weekend zrobimy sobie babski wieczór z lodami i Netfliksem? — zaproponowała z uśmiechem.

— Jasne, chętnie — odwzajemniłam uśmiech i przytuliłam się do Klary z mocnym postanowieniem, że nie będę więcej myśleć o Oskarze Krynickim.

Rozdział 5

Minął tydzień. W tym czasie zrobiliśmy trzy próby, podczas których udało mi się zachować spokój, a Oskar nie wytrącił mnie z równowagi. Nadal nie mogłam sobie wybaczyć, że tak łatwo mu uległam.

A mimo to im częściej próbowałam go unikać, tym częściej na niego wpadałam. To było jak fatum. Bo przecież nie przeznaczenie. W takie bzdury nie wierzyłam.

Teraz też mieliśmy chwilę przerwy, bo Klara poszła po kawę, a Nela musiała wcześniej wyjść. Mieliśmy już przećwiczoną pierwszą scenę z macochą, siostrami i Kopciuszkiem. Dyrektorka zawołała Krynickiego do siebie, więc nie musiałam się martwić, że się na niego natknę.

Z błogą miną, machając nogami, siedziałam na scenie i powtarzałam swoją kwestię ze sceny drugiej, gdy niespodziewanie usłyszałam jakiś hałas dochodzący zza kotary. Było tam pomieszczenie techniczne i Wojtek trzymał tam swój sprzęt do nagłośnienia. Bardziej zaintrygowana niż wystraszona podniosłam się i najciszej jak mogłam, podeszłam i zajrzałam za kotarę. Niczego ani nikogo jednak nie zauważyłam. Z bijącym sercem uchyliłam drzwi do pomieszczenia technicznego i zajrzałam tam, a potem krzyknęłam.

Następne, co pamiętałam to, to jak upadam na podłogę i ogarnia mnie ciemność.

Gdy się ocknęłam, pochylały się nade mną zaniepokojone twarze. Rozpoznałam w nich Klarę, Oskara i Wojtka.

— Nic ci nie jest? — spytała przyjaciółka, lekko poklepując mnie po policzku.

Zamrugałam gwałtownie i próbowałam się podnieść, ale zakręciło mi się w głowie. Czułam się, jakbym miała całe ciało z ołowiu i wirowało mi w głowie jak na karuzeli.

— Tam był diabeł — wyjaśniłam, wskazując palcem uchylone drzwi do pomieszczenia technicznego.

— Kto? — Oskar parsknął śmiechem. — Jesteś pewna, że widziałaś tam diabła? — Jego spojrzenie na moment błysnęło rozbawieniem, a ja miałam chęć rozbić mu coś ciężkiego na głowie. Miał szczęście, że chwilowo byłam niedysponowana.

— Czerwony z rogami i widłami w jednej ręce — uściśliłam, czując się jak idiotka. Pewnie pomyślą, że kompletnie już oszalałam. — Zaatakował mnie.

— Możemy to sprawdzić. Nie martw się, zaraz tam pójdę — odparł spokojnym głosem Wojtek.

Nie było go kilka minut, słychać było tylko stamtąd jakieś stuki-puki i szuranie. Gdy się pojawił, uśmiechał się, a na jego twarzy pojawiło się zakłopotanie.

— To chyba moja wina… — Podrapał się po skroni. — W ubiegłym tygodniu zostawiłem tam kartonowego diabła, bo mieli go przewieźć do teatru. Kumpel miał go odebrać, ale coś mu wypadło… — tłumaczył skruszony. — Grają „Mistrza i Małgorzatę” i potrzebowali go do scenografii w jednej ze scen.

Zakryłam twarz dłonią, czując, jak się czerwienię i z trudem stłumiłam przekleństwo.

— W porządku, nic się nie stało — starałam się zbagatelizować sprawę, z pomocą Klary podnosząc się z podłogi i poprawiając włosy oraz ubranie.

Nie miałam odwagi spojrzeć w stronę Oskara. Mogłam się tylko domyśleć, co sobie o mnie pomyślał. Nie chciałam tego wiedzieć. Najlepiej jakby zniknął.

— Przyniosę ci wody, a ty usiądź i odpocznij — zaoferowała Klara, dotykając mojego ramienia.

Skinęłam głową i usiadłam na krześle, które mi podsunęła.

— Zaniosę go do auta. Najlepiej będzie, jak sam go zawiozę do teatru — oznajmił Wojtek i z kartonowym diabłem pod pachą wyszedł z sali.

Zostałam sam na sam z Panem Aroganckim Dupkiem, wymownie milcząc i całkowicie go ignorując.

— Dobrze, że nic ci nie jest — usłyszałam i odruchowo spojrzałam w jego stronę. Gdyby mi powiedział, że zamierza wstąpić do objazdowego cyrku jako klaun, nie zdziwiłabym się bardziej, niż teraz słysząc jego słowa.

On się o mnie martwił?! Czy świat oszalał, czy tylko ja?

A może to on uderzył się w głowę, a nie ja…

A potem powiedział coś jeszcze, co już kompletnie wytrąciło mnie z równowagi.

— Może to nie jest dobry moment, ale miałem dzisiaj sen z tobą… — Jego głos znów przybrał spiżowe tony. Oskar nachylił się, a ja poczułam zapach Acqua di Gio i wstrzymałam oddech.

— Jaki? — odważyłam się spytać, przełykając ślinę.

Uśmiechnął się seksownie i drapieżnie jednocześnie, a ja nie mogłam oderwać wzroku od jego ust. Były pełne, czerwone i lśniące.

Drań kusił mnie!

— Jesteś pewna, że chcesz wiedzieć? — spytał, przysuwając się jeszcze bliżej, tak że dzieliły nas teraz tylko centymetry.

Chyba straciłam rozum, bo odpowiedziałam miękko:

— Zaryzykuję…

Jego oczy pociemniały. Już miał coś powiedzieć, gdy do sali weszła Klara i czar prysł. Odsunęliśmy się od siebie gwałtownie. Potarłam ręką czoło, czując się jak przyłapana na gorącym uczynku.

— Na mnie już pora. Do jutra — rzucił Oskar i wypadł z sali, jakby się za nim paliło.

— Nawet na chwilę nie można was zostawić samych. — Przyjaciółka z niezadowoleniem pokiwała głową i podeszła, by podać mi szklankę wody.

Wzięłam ją od niej i upiłam spory łyk, chcąc mieć chwilę na zebranie myśli.

— Tylko rozmawialiśmy — wyjaśniłam, rumieniąc się lekko, co nie uszło jej uwadze.

— I w dodatku nie umiesz kłamać. Och, Julka! — Klara roześmiała się głośno. — Tylko ty potrafisz wpaść z deszczu pod rynnę.

— Sama widzisz, że co bym nie robiła prędzej, czy później na niego wpadam. To jakaś klątwa… — Machnęłam ręką z frustracją.

— Co zamierzasz? — Klara spojrzała na mnie uważnie.

Wzruszyłam obojętnie ramionami.

— A, co mogę? Przecież nie zamknę się w schowku na szczotki, żeby go nie widywać.

— To byłoby całkiem niezłe, bo mogłabyś go nastraszyć, wyskakując ze szczotką albo z mopem. Wiałby, aż by się za nim kurzyło. — Przyjaciółka zaczęła się śmiać do rozpuku.

Mnie też udzieliła się jej wesołość, gdy sobie wyobraziłam tę scenę. Jeszcze długo się z tego śmiałyśmy.

— To, co wpadnę do ciebie wieczorem z winem i pudełkiem lodów? — zaproponowała, patrząc na mnie wyczekująco, gdy wychodziłyśmy z domu kultury.

— Czytasz mi w myślach — odparłam z uśmiechem.

— Będę o dwudziestej — zapowiedziała, a potem pocałowała mnie w policzek i się pożegnałyśmy. Ona mieszkała po drugiej stronie miasta, ja niedaleko pracy. Stąd miałam tylko dziesięć minut piechotą. Ruszyłam raźnym krokiem w stronę najbliższej cukierni, by kupić coś słodkiego. Wino winem, ale bez kawałka ciasta czekoladowego nie wyobrażałam sobie naszego babskiego spotkania.

Rozdział 6

— Tego było mi potrzeba — westchnęłam z błogością, upijając z kieliszka łyk białego wina i opierając stopy na pufie.

Siedziałyśmy z Klarą u mnie w mieszkaniu i oglądałyśmy pierwszą część „Planety Singli” na Netfliksie. Co chwila wybuchałyśmy śmiechem, obserwując, jak Ania szuka tego jedynego i zalicza kolejne randkowe wpadki.

I oczywiście trafia na pacana, który się z niej wyśmiewa i w którym się zakochuje. Gdyby Oskar zachowywał się jak Tomek, też pewnie szlag jasny by mnie trafiał.

Ten typ faceta miał w sobie coś takiego, że jednocześnie lgnęłaś do niego i coś cię od niego odpychało. Było to nawet gorsze niż jazda kolejką górską.

A gdy jeszcze wyobraziłam sobie jak Pan Arogancki Dupek, jedzie na białym koniu przez miasto ubrany w zbroję, aż zaczęłam się śmiać.

— Myślisz, że Oskar poradziłby sobie w tej roli, tak świetnie, jak Maciek Stuhr? — zapytałam Klarę, która właśnie oblizywała łyżkę z lodów.

Spojrzała na mnie zdziwiona.

— A czemu pytasz?

Upiłam łyk wina, nim odpowiedziałam.

— Bo wydaje mi się, że tylko by się zbłaźnił. Tym bardziej że taki z niego romantyk jak ze mnie królowa Bona. — Parsknęłam śmiechem.

— A mimo to nadal nie możesz o nim zapomnieć. — Klara sprowadziła mnie na ziemię.

Miała rację. Mimo że minęło dziesięć lat i on złamał mi serce, ja nadal o nim nie zapomniałam.

Czy kiedyś to się stanie? — pomyślałam z westchnieniem.

— I tu mnie masz. — Uśmiechnęłam się blado. — Przy tobie mogę być szczera. Wkurza mnie jak diabli, ale nie potrafię wyrzucić go z serca. Czego bym nie robiła… — posmutniałam niespodziewanie.

— Julka, każdy popełnia błędy. Zakochałaś się. A on, co? To on powinien się wstydzić tego, jak się wtedy zachował, nie ty. — Klara objęła mnie ramieniem i przytuliła.

— Może i tak, ale wydawało mi się, że on też coś wtedy do mnie poczuł. Nie rozumiem, czemu później mnie zostawił i wyjechał. Nadal nie wiem, co takiego się stało. I dopóki się nie dowiem, nie przestanie mnie to dręczyć — powiedziałam. Było to jak zadra, która tkwi pod paznokciem i nie możesz jej wyjąć.

— Żeby zamknąć tę sprawę, musisz z nim pogadać. Tylko tak szczerze. A potem zaczniesz żyć od nowa — poradziła Klara.

— Masz rację. Co ja bym bez ciebie zrobiła…

I wtedy usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.

— Spodziewasz się kogoś? — Przyjaciółka spojrzała na zegarek. Dochodziła dziewiąta wieczorem. Rodzice pojechali do znajomych, więc nie było ich w mieście. Brat również wyjechał za miasto z dziewczyną.

— Nie. Zobaczę kto to. — Podniosłam się z kanapy i ruszyłam do drzwi. A gdy je otworzyłam, zamarłam.

Na progu stał mój były chłopak Robert z bukietem róż i uśmiechem, który kiedyś tak na mnie działał. Rozstaliśmy się rok temu i to głównie z jego winy. To był toksyczny związek, bo Robert był chorobliwie zazdrosny i ciągle robił mi awantury. Doszło nawet do tego, że zaczął mnie sprawdzać i śledzić.

— Cześć, Julka. Dobrze cię widzieć. Mogę wejść? — zapytał, robiąc słodkie oczy. Był bardzo przystojny. I dlatego na początku wybaczałam mu wszystko, bo wydawało mi się, że byłam w nim zakochana. Miał niebieskie oczy i blond włosy oraz wysportowaną sylwetkę, bo pracował fizycznie. Był mechanikiem i razem z bratem prowadził warsztat samochodowy.

— Wiesz, że nie powinieneś tutaj przychodzić — odparłam chłodnym tonem, czując, jak moje ciało napina się z nerwów.

— Zależy mi na tobie. Tęsknię. Przecież dobrze było nam razem… — Robert nachylił się, jakby chciał mnie objąć albo pocałować.

Cofnęłam się odruchowo, przybierając pozycję obronną.

— Na początku, a potem zacząłeś świrować. Nie Robert, nie chcę z tobą rozmawiać, a tym bardziej cię oglądać. Daj mi spokój.

Jego oczy rozbłysły niebezpiecznym blaskiem, w których kryło się jakieś szaleństwo.

— Nie odpuszczę, rozumiesz? — rzucił ze złością i wcisnął mi w ręce bukiet. — Pamiętaj, że tak łatwo się mnie nie pozbędziesz — dodał złowrogim tonem, a potem odwrócił się i sobie poszedł.

Dopiero wtedy odetchnęłam z ulgą.

— Kurczę, Julka… Już miałam dzwonić na policję. — Klara stanęła za mną, opiekuńczo obejmując mnie ramionami.

Oddałam uścisk, upuszczając kwiaty na podłogę. Chciałam je zdeptać i wyrzucić do śmieci. Nie mogłam na nie patrzeć.

— Nic mi nie jest. Tylko trochę się wystraszyłam — odparłam, walcząc z napływającymi łzami.

— Nie myśl o nim teraz. Ten czubek prędzej czy później odpuści — starała się mnie pocieszyć. Jednak z marnym skutkiem, bo wciąż nie mogłam zapomnieć wściekłego wzroku Roberta i jego zaciętej twarzy.

W porównaniu z nim Oskar Krynicki wydawał mi się łagodnym barankiem. Trochę poprawił mi się nastrój, gdy zjadłam pół pudełka ulubionych lodów o smaku słonego karmelu i doprawiłam się ciastem czekoladowym oraz winem. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam na kanapie.

Rozdział 7

Weekend minął mi na użalaniu się nad sobą i oglądaniu seriali. Jednak, gdy nadszedł poniedziałek, nastrój mi się trochę poprawił. Dzisiaj mieliśmy zacząć prace nad kostiumami. Od każdego należało pobrać wymiary, żeby dopasować kostium, więc jak tylko wypiłam kawę, poszłam do sali plastycznej, licząc na to, że Nela już jest i, że pobierze ode mnie miarę.

Gdy tam weszłam, w pierwszej chwili nikogo nie zauważyłam, ale gdy przeszłam głębiej do pomieszczenia, zza parawanu wyszedł Pan Arogancki Dupek ubrany jedynie w spodnie. Nie miał koszuli, więc przed samym nosem miałam jego gołą klatkę piersiową.

Musiałam przyznać, że bardzo apetyczną, bo opaloną, umięśnioną i wyrzeźbioną niczym spod dłuta Michała Anioła.

Gapiłam się na niego bezmyślnie, czując, jak zasycha mi w gardle.

— Ja… — zaczęłam, ale z tego wszystkiego zapomniałam, po co przyszłam.

Oskar, widząc moje spojrzenie, tylko się uśmiechnął, a potem rzucił zaczepnie: — Przyszłaś popatrzeć? — Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy, a mój puls przyspieszył, gdy Krynicki podszedł do mnie i stanął tak blisko, że niemal stykaliśmy się ciałami.

— Odsuń się — rzuciłam nerwowo, odruchowo kładąc dłoń na jego klatce piersiowej i zagryzając wargi, gdy poczułam bijący od niego żar. Chciałam ją zabrać, jednak nie pozwolił mi na to, zaciskając palce wokół mojego nadgarstka.

— Nie rób tak — zamruczał zmysłowo, a jego oczy zrobiły się niemal czarne. — Bo nie ręczę za siebie. — Krynicki oblizał się powoli, a potem powiódł spojrzeniem od moich oczu do ust, sprawiając, że oddech uwiązł mi w gardle. Jego dłoń przesunęła się z mojego policzka na szyję, a gdy zaczął ją niespiesznie gładzić, drgnęłam.

— Po co wróciłeś? — zapytałam i natychmiast pożałowałam, że nie ugryzłam się w język.

— Jeśli powiem, że dla ciebie i tak mi nie uwierzysz — szepnął, nachylając się tak, że nasze usta dzieliły tylko centymetry. Gdyby teraz Oskar mnie pocałował, długo bym się nie opierała. Jednak to byłoby głupie i nierozważne.

— Nie. Mam uwierzyć, że tak nagle sobie o mnie przypomniałeś? Po dziesięciu latach? — Nie potrafiłam ukryć urazy.

— Julia… — mruknął, czule gładząc mnie po włosach. Jego dotyk był elektryzujący. — Kiedyś ci to wyjaśnię, ale teraz nie jest dobry moment. — Uciekł wzrokiem gdzieś w bok i zapatrzył się w ścianę.

— To mnie puść i daj mi święty spokój! — warknęłam, czując narastającą złość.

— Jak zawsze zadziorna. — Oskar uśmiechnął się kącikiem ust, a ja na moment straciłam wątek, bo zapatrzyłam się na jego ponętne wargi. Chciałam się w nie wgryźć zębami i poczuć ich smak… — Znowu to robisz — rzekł rozbawiony.

— Co? — wciąż się w niego wpatrywałam jak zahipnotyzowana.

— Patrzysz na mnie tak, jakbyś chciała mnie pocałować — zauważył i niemal się uśmiechnął, nie spuszczając ze mnie rozpalonego wzroku.

Jego słowa otrzeźwiły mnie w jednej chwili.

Dupek znów sobie ze mnie żartował! Czy on cokolwiek brał na poważnie? Czy wszystko kojarzyło mu się wyłącznie z jednym? Choć w jego towarzystwie, ja również myślałam jedynie o tym, żeby zerwać z niego ubranie. Jednak nie było to ani rozsądne, ani mądre. Należało działać z rozwagą. Nie mogłam pozwolić, żeby Oskar się do mnie zbliżył, a jak wiadomo, najlepszą obroną jest atak…

— Nie, nie mam ochoty! Jeszcze mnie czymś zarazisz — rzuciłam, uderzając go pięścią w ramię.

Zaczął się śmiać, a potem bez słowa odsunął się ode mnie, dając mi więcej przestrzeni. Dopiero wtedy odważyłam się wziąć głębszy oddech. Nadal jednak czułam zapach jego perfum i ciepło jego ciała.

Krynicki odwrócił się do mnie plecami i sięgnął po koszulę. Nim założył ją założyć, ja wyszłam z sali plastycznej. A raczej wypadłam z niej, jakby się za mną paliło.

Rozdział 8

Po sprzeczce z Panem Aroganckim Dupkiem zaszyłam się w sali widowiskowej i nie wyściubiałam stamtąd nosa. Raz tylko wyszłam po kawę i do toalety. Zrobiłam sobie też dwie przerwy, żeby rozruszać kości.

Na chwilę zajrzała Klara, ale że miała kocioł w sekretariacie, nie mogła długo zostać. Dyrektorki nie było, bo miała jakieś spotkanie na mieście, więc nie musiałam się martwić, że na nią wpadnę. Oskar też gdzieś się zawieruszył. Miałam więc chwilę spokoju.

Od kwadransa siedziałam ze scenariuszem w ręku i powtarzałam swoją kwestię niczym mantrę. Dzięki pamięci wzrokowej nie musiałam zerkać na tekst, wystarczyło, że raz czy dwa go przeczytałam.

Minął ponad tydzień od pierwszej próby i znałam już swoje kwestie ze wszystkich trzech aktów. Tekstu nie było aż tak wiele, poza tym pisany był wierszem, więc łatwiej było go zapamiętać.

— To dla mnie zaszczyt nie lada, każda panna byłaby rada. Ale ja muszę wracać do miasta, bo już północ, bije dwunasta — powiedziałam na głos melodyjnym tonem. Czułam się w tej roli jak ryba w wodzie. Oczami wyobraźni widziałam już jak zgodnie ze scenariuszem, po tej kwestii uciekam ze sceny, gubiąc pantofelek. A królewicz powinien wybiec za mną, by mnie szukać.

— Nie uciekaj, zaczekaj, dworzanie zatrzymajcie ją! — usłyszałam nagle i spojrzałam w stronę, skąd dochodził głos.

W drzwiach stał Oskar i patrzył na mnie z błyskiem w oku. Gdy się zorientował, że to zauważyłam, szybko przybrał obojętny wyraz twarzy.

— Już miałem bić ci brawo, ale jeszcze trochę musisz poćwiczyć. Co prawda źle nie jest, ale do perfekcji też ci daleko — stwierdził, podchodząc i stając na wyciągnięcie ręki, a wtedy owionął mnie zapach jego perfum i na moment zapomniałam, jak się oddycha.

— Po co mi to mówisz? — zmrużyłam oczy i spojrzałam na niego groźnie, przybierając pozycję obronną.

— Żeby woda sodowa za bardzo nie uderzyła do tej twojej ślicznej główki — odparł, uśmiechając się jak sam diabeł. Brakowało mu tylko rogów. Ciemne włosy miał w nieładzie i aż prosiły się, by ich dotknąć. Musiały być miękkie w dotyku. Ciekawe jakby to było przesunąć po nich palcami…

Przygryzłam dolną wargę, tłumiąc złość i starając się opanować, choć w jego obecności nie było to łatwe. Jak nikt potrafił wyprowadzić mnie z równowagi.

— Wciśnij sobie te rady tam, gdzie światło nie dochodzi! — rzuciłam, uśmiechając się złośliwie.

— Wierz mi, przy mnie każda dochodzi — odgryzł się, szczerząc się jak wilk na widok Czerwonego Kapturka.

— Palant!

— Zołza!

— Narcyz!

Oskar przyciągnął mnie do siebie jednym ruchem i pocałował mocno i zdecydowanie.

A wtedy świat wokół przestał istnieć.

Może to i melodramatyczne, ale w istocie tak się poczułam.

W jednej chwili zapomniałam o tym, że go nienawidzę i oddałam pocałunek z takim samym ogniem.

Świetnie całował.

Co ja mówię.

Całował jak szatan.

Jakby za chwilę miał nastąpić koniec świata i już nigdy więcej mielibyśmy się nie zobaczyć.

Objęłam go za szyję i rozchyliłam wargi, a on natychmiast to wykorzystał, by pogłębić pocałunek. Nie mogłam się oprzeć i ugryzłam go w dolną wargę…

A wtedy on się odsunął i spojrzał na mnie zaskoczony.

— Nie dość, że zołza to jeszcze wampirka… — mruknął, a oczy mu pociemniały.

— Dupek! — syknęłam, odpychając go. — Nigdy więcej mnie nie dotykaj! — Walcząc z napływającymi łzami, wybiegłam z sali, jakby mnie goniło stado nietoperzy.

W jednej chwili wróciły wspomnienia sprzed dziesięciu lat. Znów poczułam wstyd i upokorzenie. Jeśli sądziłam, że przez ten czas się zmienił, to byłam w błędzie.

Nawina idiotka! Jak zawsze musiałam wszystko koncertowo schrzanić, pomyślałam.

— Och, Julia. Gdzie ty miałaś rozum? — wygarniałam sobie, gdy pięć minut później wypłakiwałam oczy do lustra w łazience. Nie chciałam, żeby ktoś był świadkiem mojego załamania nerwowego. Uchodziłam za twardzielkę, ale były momenty takie jak ten, gdy pozwalałam łzom swobodnie płynąć. Podobno miały oczyszczającą moc. Gdyby jeszcze leczyły złamane serce…

Wysmarkałam nos, przemyłam twarz i z mocnym postanowieniem unikania Oskara Krynickiego wyszłam z łazienki, a potem na paluszkach przemknęłam korytarzem w stronę drzwi.

Odetchnęłam, dopiero gdy wyszłam na ulicę. Już miałam napisać SMS-a do Klary, że musiałam pilnie wyjść, gdy rozdzwoniła się moja komórka.

— Gdzie jesteś Julka? — usłyszałam zaniepokojony głos przyjaciółki, gdy tylko odebrałam.

— Musiałam wyjść. Coś się stało? — odparłam z pozoru lekkim tonem.

— To ja chcę wiedzieć, co się dzieje. Podobno wybiegłaś z płaczem z sali prób. Nela mi powiedziała — wyjaśniła, a w jej głosie dało się wyczuć niepokój i troskę.

— Nic się tutaj nie ukryje — westchnęłam z irytacją. — Inwigilacja z każdej strony.

— Julia, nie miej jej tego za złe. Martwi się o ciebie, podobnie jak ja.

— Niepotrzebnie. Nic się nie stało — skłamałam, starając się, by mój głos brzmiał pewnie.

— A ja jestem Król Julian. — Klara roześmiała się głośno. — Czy to przez Oskara? — spytała poważnym tonem. — Zrobił ci coś? Jeśli tak już ja z nim sobie porozmawiam.

— Nic nie rób! Nie chcę o nim teraz mówić. — Przygryzłam wargi, walcząc z napływającymi łzami. Nie chciałam się znów rozkleić.

— Czyli jednak… Co tym razem wywinął ten dupek? — zdenerwowała się Klara.

— Pocałował mnie — wyznałam jednym tchem, chcąc mieć to już za sobą.

W słuchawce na moment zapadła martwa cisza. Przyjaciółka jednak szybko doszła do siebie. Podziwiałam jej opanowanie. Moje nerwy były w strzępach.

— Zachowujecie się jak dzieci. Czy mam mu przemówić do rozumu? — spytała cieplejszym tonem.

— Nie, sama to załatwię — zaprotestowałam, głośno wzdychając. — Jeśli już coś musisz zrobić, to przyjedź do mnie po pracy. I kup dwie butelki wina.

— Dobrze, będę koło siódmej. Trzymaj się i pamiętaj, że co nas nie zabije to nas wzmocni — powiedziała tonem mentorki.

Roześmiałam się, czując, jak znów wraca mi ochota do życia. Tylko Klara potrafiła w parę minut poprawić mój zły nastrój. Taka przyjaciółka to skarb. Byłam wdzięczna losowi za to, że ją miałam.

— Jasne, dzięki. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła — powiedziałam, nim się pożegnałyśmy. Gdy zakończyłam rozmowę, schowałam telefon do torebki i ruszyłam chodnikiem w stronę domu.