Zamek kaniowski - Goszczyński Seweryn - ebook

Zamek kaniowski ebook

Goszczyński Seweryn

0,0

Opis

Bohaterowie powieści poetyckiej Seweryna Goszczyńskiego pt. Zamek kaniowski żyją na pograniczu dwóch światów — życia i śmierci.

Orlika, piękna Ukrainka, zostaje podstępem zmuszona do poślubienia władcy tytułowego zamku. To zajście łamie serce Nebaby, jej ukochanego, w którym narasta chęć zemsty na dziewczynie i jej mężu. Nebaba jednak posiada swojego demona przeszłości — dosłownie — prześladuje go bowiem Ksenia, wskrzeszona po tym, jak mężczyzna utopił ją w jeziorze. Demoniczna Ksenia jest nie tylko upiorem prześladującym Nebabę, lecz także wysłanniczką piekielnych sił, która ma przepowiedzieć straszne wydarzenia na Ukrainie, gdzie rozgrywa się akcja. Obie kobiety są również odbiciami dwu stron głównego bohatera: piękna Orlika tej dobrej i jasnej, a demoniczna Ksenia — złej, pożądliwej, ciemnej.

Zamek kaniowski po raz pierwszy został wydany w 1829 roku i uchodzi za najsłynniejsze dzieło tzw. czarnego romantyzmu w Polsce.

Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.

Seweryn Goszczyński
Zamek kaniowski
Epoka: Romantyzm Rodzaj: Liryka Gatunek: Powieść poetycka

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 110

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Seweryn Goszczyński

Zamek kaniowski

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

ISBN 978-83-288-3238-1

Zamek kaniowski

Książka, którą czytasz, pochodzi z Wolnych Lektur. Naszą misją jest wspieranie dzieciaków w dostępie do lektur szkolnych oraz zachęcanie ich do czytania. Miło Cię poznać!

Część pierwsza

1

Wspaniałe zamku kaniowskiego1 wieże 
Wznoszą się w chmury jak olbrzyma ramię; 
A dzielnej ziemi powiewa z nich znamię, 
A wielkich granic twarda ich pierś strzeże. 
Kaniów2, po jarach, górach rozpierzchnięty, 
Igra jak dzieci pod piastunki okiem; 
Dumne, że płyną pod olbrzyma bokiem, 
Poważnie kipią dnieprowych wód męty; 
A lasy, świeże jak powab nietknięty, 
Po górach, dzikich jak rozpaczy czoło, 
Rozległe brzegi obsiadły wokoło. 

2

Wietrzna jesienna zawyła noc z dala, 
Warzą się wiry w zamąconym łożu; 
Wre chmur kłębami i niebo jak fala; 
Złośliwy obłęd3 igra po rozdrożu. 
Podróżny z cichym szeptaniem pacierza 
Mija rozdoły świstające trzciną: 
W skrwawionych szponach zgłodniałego zwierza 
Dławione bydlę poryka doliną. 
Pod szturmem wiatru, co silnie dmie górą, 
Słychać skrzypanie głównej szubienicy: 
Trup się kołysze — pies wyje ponuro, 
Śmierć snu osiadła w zamku okolicy. 
Szablą czasami pobrzękując krzywą, 
Szyldwach4 wisielca wzdłuż płaskiego wzgórza, 
Zwijając wąsy, przechadza się żywo: 
To cisza nocy w myślach go ponurza, 
To szubienicy skrzypnienie ocuci, 
A on wzrok błędny to na trupa rzuci, 
Niby się jego zatrwożył wskrzeszenia — 
To jak po śmiałość kieruje spojrzenia, 
Gdzie baszt zamkowych opiekuńcza gwiazda, 
Strażniczy ogień, czuwa z wierzchu wieży. 
Szelest po krzakach. Czy ptak pierzchnął z gniazda? 
Coś majaczeje5, coś po drodze bieży. 
Tfu! W imię Ojca... To tumany diable. 
Po cieniach nocy wszystko się rozsiało. 
Kozak opatrzył janczarkę6 i szablę 
I dawną drogą chodził dalej śmiało. 

3

W świetle księżyca, co wyjrzy czasami, 
Mignął ktoś bielą i zagasł tam w krzaku: 
I śpiew dziewiczy przeleciał z wiatrami. 
Ten śpiew znajomy budzi dreszcz w Kozaku. 
Alboż to dziwno, że słowa dziewczyny 
(Poznać ją można po jej miłej nucie) 
W burzliwym sercu syna Ukrainy 
Ocknęły nagle burzliwe uczucie? 
Oho — już nie ma Kozaka u wzgórza. 
A księżyc znowu mgłami się zachmurza 
I noc mokrymi tumanami bije, 
I szubienica skrzypi, i pies wyje, 
I po rozdrożu igrają bałwany, 
I wicher z jękiem dmie w zamkowe ściany. 

4

Luba puszczyka siedzi naperzona. 
W szczelinie wieży dawno jęczy ona: 
Że miesiąc ściemniał, wiatry na nią wyły 
I na tak długo odleciał jej miły. 
Wszak to lot jego usłyszała w górze? 
Nie; to dziewczyna przychodzi pod wieżę, 
Błądzącą ręką za mury się bierze, 
Plątane nogi pośród nocy stawia. 
„Czyś tu, Nebabo?” — z cichutka przemawia. 
„Tu, tu, Orliko!” — szepnął głos przy murze. 
„O, jakżem rada, żem wreszcie przy tobie! — 
Głośniej i śmielej dziewczyna wyrzekła. — 
Jakże tu ciemno, jak straszno! Jak w grobie. 
Chętnie bym jednak za każdą zręcznością 
I do samego uciekała piekła 
Przed tego Lacha obrzydłą miłością. 
Jakże tu wietrzno i straszno, i ciemno! 
Ale mnie dobrze, skoro jesteś ze mną!” 
Kozak tymczasem uchylił swej burki 
I utuloną do boku przycisnął; 
Bo przykry wicher pośród murów świsnął 
I mgliste jęły podnosić się chmurki. 

5

Resztę rozmowy utaja milczenie. 
A i na wieży miłe posiedzenie, 
Gdy rozkochane zlecą się puszczyki.7

Puszczyk pierwszy

Skąd ci ten pośpiech i wesołe krzyki?  

Puszczyk drugi

Patrzaj no, patrzaj, miluchna, 
Oczkiem żywym jak blask próchna; 
Patrz no i śmiej się: bo twe śmiechy miłe, 
Jak tej matki wrzask przestrachu, 
Którą niedawno ostrzegałem z dachu, 
Że chory jej pieszczoszek zalegnie mogiłę! 
Jak diabli przy wisielcu snują się orszakiem, 
Co oni wyrabiają z tym biednym Kozakiem! 
Cha, cha, cha! 
Ten zmaczanym snopem trzciny 
Jak na wszystkie strony macha, 
Jakie grube mgły rozsiéwa! 
A ten obudza8 wiatry dębiny, 
Jak biega wkoło, gałęziami smaga; 
A ów mu pomaga, 
Jak skrzypi szubienicą! Aż prawie wyrywa. 

Puszczyk pierwszy

Cóż to znaczy?  

Puszczyk drugi

Czekaj! Widzisz, pod krzakiem coś białe majaczy. 
To kochanka Kozaka widzieć go przychodzi; 
I Kozak wie o niej, lecz go diabeł zwodzi; 
Co tu kobiecych snuje się postaci, 
Głosów podobnych co tu z każdej strony! 
Patrz! Posłyszał ją, ujrzał, bieży rozpędzony 
I z oka traci! 
Cha, cha, cha! 

Puszczyk pierwszy

Cóż to znaczy?  

Puszczyk drugi

A tam znowu, na górze, patrz! Jeździec majaczy: 
Podjeżdża ku szubienicy. 
Szyldwach do rusznicy: 
Krzemień klasnął, proch wybuchnął, 
Diabeł dmuchnął, 
Wszystko z wiatrem uleciało: 
A przed oczami szyldwacha 
Pożółciało, pociemniało 
I tysiąc jezdnych dokoła majaczy! 
Cha, cha, cha! 

Puszczyk pierwszy

Cóż to znaczy?  

Puszczyk drugi

Aha! Już Kozak znalazł dziewicę. 
Jeździec pod szubienicę. 
Patrz! Trup się urwał; patrz, wisi drugi; 
Diabeł skory do posługi. 
W jakiej się pysze 
Wesoły diabeł kołysze, 
Jak zabawia towarzysze! 
Jakie skoki, jakie śmiechy! 
Cha-cha! Chy-chy! 

Puszczyk pierwszy

Cóż to znaczy?  

Puszczyk drugi

Patrz: jeździec ukradł trupa i pędzi przez błonia, 
Aż mgła wstaje z konia; 
Już ledwie, ledwie majaczy! 

Puszczyk pierwszy

Cóż to znaczy?  

Puszczyk drugi

Otumanili9 Kozaka, 
Poziera spod krzaka: 
I szubienica stoi, i diabeł się chwieje; 
Kozak spokojny, a diabeł się śmieje! 

Puszczyk pierwszy

Cóż się stanie z wisielcem, jak kogut zapieje?  

Puszczyk drugi

Parą się rozwieje. 

Puszczyk pierwszy

A jak trupa nie znajdzie, co szyldwacha spotka?  

Puszczyk drugi

Zmienić diabła raczy. 

Puszczyk pierwszy

Cóż to wszystko znaczy?  

Puszczyk drugi

Szatańska pustotka! 
Cha, cha, cha! 
Szyldwach trupa nie ustrzegł, powieszą szyldwacha.  

6

A tam, u dołu, jakie słychać gwary? 
To słodkie słowa rozkochanej pary. 
„Cóż on ci prawił, moje ty kochanie. 
Kiedym was dzisiaj zeszedł niespodzianie?” — 
Pytał Nebaba. „Jego piosnka stara, 
Tak że już teraz i nie zważam na nią: 
Jaka szczęśliwa byłaby z nas para, 
Jak znakomitą zostałabym panią, 
Gdybym zechciała zostać rządcy żoną. 
Prawił jak dziecku. Szczególne gadanie! 
Jak by mię wkoło szanowano, czczono! 
Potem dwór jaki, a jakie ubranie! 
Że zresztą w szczęściu nie mogę być takiem, 
Choćby z najpierwszym złączona Kozakiem”. 
— „I ty go słuchasz, kochana Orliko? — 
Przerwał Nebaba, a nagłe przerwanie 
Dosyć odkrywa, że wzmianka o panie10
O serce jego odbija się dziko. — 
Lepiej byłoby nie słuchać, Orliko! 
Jednak ty kochasz tylko mnie samego?” 
Tak wrzące, nagłe były słowa jego, 
Że między nimi dosyć czasu minie, 
Nim na odpowiedź zbierze się dziewczynie: 
„Ach! Ty byś może mniej uwierzył mowie, 
Czy ciebie kocham, niechaj ci to powie!”. 
I pocałunek płonącej miłości 
Złożyła, w ogniu, na usta zazdrości. 
„Orliko, słuchaj: niech go niebo strzeże, 
Kogo postawi piekło między nami! 
Jutro, dziś jeszcze!... Widzisz, o! te wieże, 
Widzisz, Orliko, ten bór za wodami?... 
A czyliż darmo i ja noszę szablę? 
Jeśli podszepty uwiodą go diable, 
Orliko, słuchaj, i Bóg nie ustrzeże!” 
I dla uniesień dzikich przyświadczenia 
W dziewicze usta zionął takie żary, 
Jakimi drzewo wypala dłoń mary, 
Kiedy niewierny przeczy jej zjawienia. 
A chociaż ogniem grały jego żyły, 
Usta pałały i oczy iskrzyły, 
Pozór krwi zimnej w głosie swoim chowa 
I te do pierwszych dodał jeszcze słowa: 
„Takie, jak czujesz, nie zgasną upały! 
Niechże się teraz dotknie ich zuchwały! 
To pieczęć klątwy na skarbach twej twarzy! 
A kto je ruszy, piekło go oparzy!”. 
Nagle się dziwnie zaśmiały puszczyki: 
Pieszczone cieniem, stworzenia te rade 
Słyszeć wyroki, co niosą zagładę. 
A strach się w sercu obudził Orliki. 
I północ w dzwony zegaru11 uderzy, 
I kochankowie poszli, gdzie sen woła, 
I wszystko cicho u drzymiącej12 wieży, 
I wszystko cicho pod zamkiem dokoła; 
Chyba niekiedy puszczyk zachychocze, 
Że syny piekła, do pustot ochocze, 
To echo zamku drażnią swym tupotem, 
To znowu, zęby wyiskrzywszy smocze, 
Błądzące ognie udają nad błotem. 

7

Gwiazdo świetna, wesoła jak anioł młodości! 
Gdy na złotym promieniu wiedziesz z sobą lato, 
Jak jej nadzieja, wtedy spoczywasz w ciemności. 
Dzisiaj, mglistą jesieni osłoniona szatą, 
Jakże tęsknie opuszczasz niebo Ukrainy, 
Gdzie wszystko jest pięknością niewinnej dziewczyny, 
Gdzie powietrze, pogodne jak blask jej oblicza, 
Czaruje w swych powiewach urokiem jej tchnienia; 
Gdzie wody odbijają światło jej spojrzenia; 
Gdzie pagórki ponętne jak jej pierś dziewicza; 
Gdzie wietrzyk harmoniją pieśni jej powiewa, 
Gdzie kwiaty płeć13 jej mają, a jej świeżość drzewa! 
Czemuż, o smutna gwiazdo, w zachodzie jesieni 
Jak konające oko twój się okrąg mieni? 
Ponury jest twój zachód i wschód twój ponury, 
Kiedy się w chmurę kładziesz, kiedy wstajesz z chmury! 
Pod rosą, co się dzisiaj promieni tak świetnie, 
Jutro, przed ranem jeszcze, ten kwiatek zakrzepnie 
Jak śród zdrajczej pieszczoty piękność uwiedziona. 
Ten listek, taki świeży, żalu nie wyszepnie, 
Gdy z rodzinnej gałązki wiatr go raz odetnie, 
I na wywiędłej braci jeszcze dzisiaj skona! 
Żegnam cię więc, o gwiazdo, przed smutnym noclegiem: 
Jękiem listka, co głuchnie nad ogłuchłym brzegiem, 
Wielkim hymnem żurawi, co ciągną ku morzu, 
Rykiem trzody, co rzuca jałowe pastwiska, 
Głuchym szumem, co stęka w zmartwiałych wód łożu, 
Konającym promieniem, co z rosy połyska, 
Gdy raz ostatni drżącą zimny wicher ściska! 
Podoba Ci się to, co robimy? Jesteśmy organizacją pożytku publicznego. Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/

8

Otóż i księżyc spod światów posady, 
Jak cień zmarłego słońca, wyszedł blady: 
Żyjącym ogniem igra Dniepru fala; 
Urwistych brzegów zabielały piaski; 
Jak cienie chmurek majaczą w krąg laski. 
Lecz z przeciwnego dnieprowego brzega, 
Jak nawałnica, gdy się na świat zwala, 
Grożąca ciemność czarny bór zalega: 
A tylko czasem między jego cieniem, 
A tylko czasem nad jego sklepieniem, 
Jak płomyk błędny, światło jakieś błyska 
I jaśniej buchnie łuno14 od ogniska. 

9

Gdy ziemia uśnie, księżyc wartę trzyma 
I nocne wiatry oblatują ciszę, 
I sen ciemięzcy czujność ukołysze; 
Bezpieczna wtedy pod jego oczyma, 
Ochoczą młodzież radość przywoływa15, 
Gdzie na nią czeka swoboda szczęśliwa. 
Poniżej miasta, ponad brzegiem, dołem, 
Sędziwe lipy, Dniepru wód strażnice, 
Stoją poważnie z płowiejącym czołem: 
Tam się na huczne schodzą wieczornice 
Rześcy parobcy i hoże dziewice. 
A gdy nad jasnym sinych wód rozlewem 
I brzeg zasiędą, i uwieńczą wzgórki, 
I wiatry Dniepru poślą z cichym śpiewem, 
I wnet uderzą w piszczałki, bandurki16, 
Wierzysz natenczas, że to czarów siła 
Zaklętą ucztę w nocy wyprawiła. 

10

Lecz niech piszczałki i bandurki dzwonią, 
Niechaj się płocho rozkochani gonią, 
Niech ziemia tętni, gdy taniec zakręca 
Z lekszej młodzieży uplecione koło, 
Niech na ustroniu dziewczę, skryte połą, 
Bijącym łonem rozgrzewa młodzieńca: 
Tam, pod drzewami, posiedzenie cichsze, 
Tam skłonne serca i kielich godowy 
Kupią17 płci obie na ważne rozmowy: 
Tam nieszczęśliwy, znikły we złym wichrze18
Czerwony upiór, co północną chwilą 
Krew sennych dzieci wydaja z odźwiérka19; 
Widma20, oczami wartowana tylą21, 
Co rosę z kwiatów na śmietanę cyrka22; 
Jęcząca w górze nieochrzczona dusza; 
Latawiec, gwiazda, co kobiet wysusza, 
Litość i trwogę budzą na przemiany. 

11

Cyt! „Ho-hop! Ho-hop!” — odgłos smutny, znany, 
Smutny jak odgłos sowy pośród cienia, 
Coraz wyraźniej, coraz bliżej woła. 
„Topielec Ksenia!23 Ach, topielec Ksenia 
zbliża się do nas!” — wołano dokoła. 
Razem24 ustały i tańce, i śpiewy: 
Ciasnym okręgiem skupiły się dziewy, 
Wzrok niespokojny zwrócili parobcy 
W stronę, skąd słychać głos ten, ziemi obcy. 
„Ho-hop, Nebabo! Ho-hop, atamanie!” — 
Bliżej i bliżej, i bliżej hukanie. 
Aż oto razem i straszydło stanie! 
Jakby skrzydłami pijanych szatanów, 
Śród takich leci konwulsyjnych tanów. 
Postać szkieleta, dzikość ma w spojrzeniu; 
Łachmanów strzępy wiszą po odzieniu; 
W wywiędłe kwiaty, w wypłowiałe wstęgi 
Utkała gęsto warkocz skołtuniony; 
Gwizdnęła, klasła25 i z wietrznymi kręgi 
Nagle we wszystkie rzuciła się strony. 
„Ho-hop, Nebabo! Ho-hop, atamanie!” 
A jaki wkoło strach i pomieszanie! 
Gdzie tylko zwróci, gdzie się tylko zbliża, 
Jak przed szatanem robią znaki krzyża; 
Bo choć diablica ma postać człowieka, 
Jednak od krzyża ze wstrętem ucieka. 
I gnać ją trzeba, bo mu nie najlepiéj, 
Z kim ona blisko, przy kim się uczepi. 
„Ho-hop, Nebabo!” — dokoła huknęła 
I jak tu spadła, tak stąd i zniknęła. 

12

Już to zamkowi lękać się potrzeba, 
Gdy ją zesłało, ciężkiej kary nieba. 
Dziwna istota! co z pewnego czasu 
Ciągle przebiega miasto z końca w koniec 
Z hukiem26 wędrowca, gdy błądzi śród lasu. 
Kto wie, czyli27 to nie złej wróżby goniec? 
Bo cera u niej od śmiertelnej bledsza; 
Jak myśl rozpaczy, tak się zjawia, znika; 
Dziwna jej żywość, jak radość puszczyka; 
Głos jak psa wycie, kiedy trupy zwietrza. 
„Niech Bóg odwróci diablicę przebrzydłą! 
Niech Bóg ustrzeże od niej atamana!” — 
Przebąkiwała drużyna zmieszana,