Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Drugie opowiadanie z serii Nie ma przypadków!
Jedna kobieta. Jeden rejs. Jedna noc, która wywróci wszystko do góry nogami.
Isabell to kobieta sukcesu – zorganizowana, ambitna i... kompletnie uzależniona od pracy. Gdy przyjaciółki fundują jej wakacje marzeń, nie podejrzewa podstępu. Trafia na rejs statkiem – i właśnie tam wszystko zaczyna wymykać się spod perfekcyjnie zaplanowanego życia.
Maski, muzyka, tajemniczy nieznajomy... i noc, która zostaje w pamięci dłużej, niż powinna.
Czy odnajdzie mężczyznę, zanim rejs dobiegnie końca? A może to on wcale nie powiedział jeszcze ostatniego słowa?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 51
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wywrócę twój świat do góry nogami
Marcelina Baranowska
Wywrócę Twój świat do góry nogami
Seria Nie ma przypadków Część 2
Copyright © Marcelina Baranowska
Copyright © Wydawnictwo Sabat
Wydanie I, Swarzędz 2025
ISBN 978-83-68488-09-8
Redakcja: Sandra Jabłońska-Hegmit
Korekta: Anna Łakuta
Skład i łamanie: Sandra Jabłońska-Hegmit
Projekt okładki: Patrycja Kubas
Zezwalamy na udostępnianie okładki w Internecie.
All right reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Niniejsze opowiadanie stanowi fikcję literacką. Wszelkie podobieństwa do prawdziwych osób, miejsc lub wydarzeń są całkowicie przypadkowe.
www.wydawnictwosabat.pl
instagram.com/wydawnictwosabat
tiktok.com/@wydawnictwosabat1
instagram.com/slonecznikowa.panna
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Podziękowania
Dla tych, którzy śnią, ale nigdy się nie budzą.
Taksówka sunie przez jeszcze uśpione miasto. Światła latarni odbijają się w mokrym asfalcie, tworząc długie, rozmazane smugi. Wczesna pora dnia owija ulice delikatną mgłą, a gdzieniegdzie widać pierwszych ludzi – sprzedawców otwierających kawiarnie, zmęczonych pracowników nocnej zmiany, wracających do domu.
Siedzę na tylnej kanapie, jedną nogę założyłam na drugą. Czarne, dopasowane spodnie podkreślają kształt moich bioder, a koszulka przyjemnie opina ciało. Szpilki, choć niewygodne na długie podróże, dodają pewności siebie. Wysoka kitka odsłania twarz – zmęczoną, ale jak zwykle perfekcyjnie umalowaną.
Nie chciałam jechać. Naprawdę.
Mój kalendarz jest zawsze pełen. Ważne spotkania, rozmowy, śledztwa, reportaże. Nie mam czasu na jakieś durne wakacje. A jednak – jestem tutaj. W taksówce, o świcie, jadąc w stronę portu, gdzie czeka luksusowy statek – prezent od przyjaciółek.
– Musisz odpocząć – powiedział szef, kiedy wezwał mnie do swojego biura. – Przymusowy urlop. Wracasz za dwa tygodnie. – Nawet nie dał mi szansy dojść do słowa.
Patrzę przez okno. Mijamy stare kamienice z obdrapanymi fasadami, z graffiti pokrywającym ceglane mury. Dalej neonowe szyldy barów i restauracji, które powoli zaczynają budzić się do życia. Miasto ma swój rytm, a ja zawsze byłam jego częścią. Pośpiech, adrenalina, pogoń za kolejną historią – to moje życie. Nie rejs, nie plaża, nie drinki z palemką.
Biorę głęboki wdech, opierając głowę o zagłówek. Może to nie będzie takie złe. Może przez te dwa tygodnie naprawdę uda mi się zapomnieć o pracy. Może…
Ale znam siebie. Przygoda zawsze mnie znajdzie. Nawet na środku oceanu.
Telefon wibruje w kieszeni. Sięgam po niego i zerkam na ekran. Lily. Odbieram, zanim zdąży pomyśleć o kolejnym nagabywaniu na relaks i dobrą zabawę.
– Już w drodze? – Jej radosny głos brzmi zbyt entuzjastycznie jak na tę porę dnia.
– Niestety tak – wzdycham, patrząc na zegar na desce rozdzielczej. – Jeszcze mogę zawrócić.
– Nawet nie żartuj! – Śmieje się. – Chcę, żebyś w końcu się wyluzowała. À propos, masz w walizce coś poza garsonkami i szpilkami?
– Oczywiście – mówię z udawaną powagą. – Wzięłam też eleganckie spodnie.
Lily wydaje z siebie teatralny jęk.
– Wiesz, że na Karaibach ludzie noszą rzeczy inne niż biurowe, prawda? Na przykład szorty? Sukienki? Może nawet strój kąpielowy?!
– Chyba gdzieś mam jedną parę dżinsów – mruczę, uśmiechając się pod nosem.
– Jesteś beznadziejna – kwituje z rozbawieniem.
Kręcę głową, ale nie mogę powstrzymać unoszących się kącików ust. Może faktycznie ten wyjazd nie będzie taki zły?
Port pachnie solą, rozgrzaną stalą i lekką nutą ropy. Tłum ludzi krząta się wokół statku – obsługa, pasażerowie. Schody, prowadzące na pokład, są szerokie, ale każdy krok w moich szpilkach wydaje się donośniejszy, niż powinien.
Podnoszę wzrok. Kilka pięter wyżej, na jednym z balkonów, ktoś stoi. Wyczuwam spojrzenie nieznajomej osoby – jest ciężkie, nieustępliwe. Przymrużam oczy, ale promienie słońca odbijające się od białych poręczy skutecznie uniemożliwiają dostrzeżenie szczegółów. Ktokolwiek to jest, bacznie obserwuje, co robię.
Zaciskam usta, po czym prycham w duchu. Przewrażliwienie. Ktoś po prostu patrzy w dół, może podziwia widok, może czeka na kogoś. Nie ma to znaczenia. Ruszam dalej.
Wewnątrz statku panuje chłód, powietrze pachnie mieszanką drewna, świeżo upranych zasłon i dyskretnej nuty luksusu. Ciche dźwięki muzyki sączą się z głośników, rozmowy pasażerów tworzą przyjemny szmer. Marmurowe podłogi odbijają światło lamp, a ściany w ciepłych beżach dodają tu elegancji.
Telefon w dłoni, numer kajuty na ekranie. Idę przed siebie, ignorując mijane dekoracje, a także ludzi oraz ich rozmowy. Jeden zakręt, potem kolejny.
Jestem przy drzwiach. Unoszę głowę i dopiero wtedy dociera do mnie, że nie pamiętam żadnej twarzy, żadnego detalu po drodze.
Zbyt pochłonęła mnie myśl o tajemniczej postaci na górnym pokładzie.
Kajuta jest większa, niż się spodziewałam. Przestronna, jasna, z małym balkonem wychodzącym na ocean. Na niewielkim stoliku czeka schłodzony szampan i misternie ułożone owoce – ananasy, truskawki, winogrona. Przyjaciółki się postarały, to trzeba im przyznać.
Rozpinam marynarkę i powoli zsuwam ją z ramion, a następnie przerzucam przez oparcie fotela. Torebkę rzucam na łóżko i od razu zabieram się za rozpakowywanie walizki. Perfekcjonistka we mnie nie pozwala mi zostawić rzeczy w nieładzie.
Otwieram torbę i metodycznie wyciągam ubrania. Sukienki, spodnie, koszulki – wszystko ląduje na wieszakach, starannie ułożone według kolorów. Bielizna trafia do najniższej szuflady, a buty ustawiam równo pod ścianą, tuż przy szafce. Kosmetyki układam w łazience – perfumy na blacie obok lustra, kremy i szczoteczka do zębów w ustawionych pojemniczkach.
Na koniec poprawiam rąbek pościeli, wygładzam powierzchnię poduszek, jakbym chciała doprowadzić wszystko do perfekcji. Dopiero gdy każdy element jest na swoim miejscu, opieram się o komodę i wypuszczam cicho powietrze.
Teraz mogę odpocząć.
A przynajmniej spróbować.