Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
„Wyliczanka” to pierwsza książka Tamty Melaszwili, której „Kos kos jeżyna” spotkała się w Polsce z entuzjastycznym przyjęciem. Tą opublikowaną w 2010 roku mikropowieścią Melaszwili weszła przebojem do świata literatury – zdobyła najważniejszą gruzińską nagrodę literacką SABA, dwa prestiżowe wyróżnienia w Niemczech oraz uznanie zarówno międzynarodowej publiczności, jak i krytyki. „Wyliczankę” przełożono na wiele europejskich języków oraz wystawiano w zagranicznych teatrach.
Podobnie jak „Drobny szczegół” Adanii Shibli „Wyliczanka” w kilku kameralnych obrazach w sposób niezwykle skondensowany oddaje poczucie grozy i beznadziei, jakiego doświadcza jednostka, gdy ślepym trafem zostaje wrzucona w rejon konfliktu zbrojnego. Melaszwili opisuje wojnę konkretną i uniwersalną zarazem, czyniąc bohaterkami swojej opowieści dwie nastoletnie dziewczyny, które szybko uczą się sztuki przetrwania w trudnych warunkach. Aby zdobyć pieniądze na jedzenie, podejmują się niebezpiecznego i nielegalnego zlecenia. Brutalną inicjację w świat dorosłych komplikuje budząca się w nich kobiecość. Czy będzie ich przekleństwem, czy okaże się ocaleniem?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 74
Matka powiedziała: nie mam mleka, dlatego płacze.
Nie ma mleka i dlatego płacze, powiedziałam do Ninco. I co teraz?, zapytała Ninco. Znowu Gwelesiani, nie ma innego wyjścia. Naciskała raz po raz klamkę od furtki. Wczoraj to aż dostał spazmów, mówię. Od płaczu, a ja znowu wsadzałam mu do ust palce umoczone w winie. Potem zasnął. Mówię ci, apteka Gwelesianich to jedyne wyjście. Musimy to zrobić. Matka mnie zamorduje, powiedziałam. Chciało mi się rzygać. Jak wam to dziecko umrze, to potem twoja matka powie, że Bóg zabiera do siebie aniołki, powiedziała Ninco, a głos się jej załamał. Nie bluźnij, mówię jej. Dlaczego wy obydwie jesteście takie głupie, i matka, i córka? Chwyciłam ją za rękę, którą naciskała klamkę od furtki. Przestań, mówię, działa mi to na nerwy. Dobra. Ninco puściła klamkę. Nie wiesz, jaka ona jest?, zapytałam ją. Przez godzinę przeklinała mnie na czym świat stoi o tę herbatę i makaron, które zwinęłam ze sklepu Manany. Ej, powiedziała Ninco i znów złapała za klamkę, a jak ona się domyśliła? Nie powiedziałaś jej, że dały ci kobiety z pomocy humanitarnej? Powiedziałam, ale zapomniałam zdrapać ceny z pudełek. Och, czemu wy jesteście takie głupie? Czemu? Weź puść tę klamkę. Ty też puść. Najpierw ty. Dobra! Przez moment nic nie mówiłyśmy, tylko przyglądałyśmy się sobie nawzajem. Wejdź na chwilę, razem pójdziemy, powiedziała Ninco, odwracając wzrok. Na podwórzu siedział Zaur. Patrzył w jeden punkt. Miał na sobie starą marynarkę i spodnie od garnituru, a w klapach wszystkie swoje odznaczenia. Patrz, zupełnie go pojebało, powiedziała Ninco, siedzi cały dzień obwieszony tymi medalami. Zobacz, jak ona wygląda, powiedział Zaur, mała dziwka. Ty przy niej też wyrośniesz na dziwkę. I jeszcze ta jej babka. Tam. Umiera w pokoju. Dziadku, powiedziała Ninco, wejdź do środka, przecież widzisz, że znów latają, jeszcze coś się stanie. Phi, powiedział Zaur, popatrzył w drugą stronę. Ninco miała tam wykopaną ziemię pod kwiatki, zaczęłam po niej deptać. Przebiorę się i wyjdę, powiedziała Ninco. Jej babka umiera, powtórzył Zaur. Nie odpowiedziałam. Co to za wojna, powiedział Zaur, to nie jest wojna. Tutaj ci, po drugiej stronie tamci, a pośrodku – nic. Otworzą korytarz, powiedziałam. Co? Kto tak powiedział? Gówno, nie korytarz. Tak mówili, odpowiedziałam mu, ojciec mojej koleżanki z klasy tak powiedział. Phi, powiedział Zaur, nie otworzą. Zobaczysz. Wystrzelają nas tu wszystkich. Otworzą, powiedziałam, tak mówił ojciec mojej koleżanki. Na dniach otworzą. Ojciec koleżanki, ojciec koleżanki, powiedział Zaur i skrzywił się. Zostaw tę ziemię w spokoju. A tamci tak latają, popatrzył w górę. Tak, czyli jak?, zapytałam. A tak. Wystrzelają nas. Ta, powiedziałam, już dawno by nas powystrzelali. Powiedz ty mi, dziewczyno, czy bardziej można wierzyć mnie, czy temu kalece, ojcu twojej koleżanki? Ojcu mojej koleżanki, opowiedziałam. Phi, powiedział Zaur i zamilkł. No, idziemy, powiedziała Ninco i zamknęła za plecami drzwi. Miała na sobie jakąś niebieską sukienkę. Podkrada mi tytoń, smarkata, rzucił za nami Zaur. Ninco udała, że nie słyszy, patrzyła na sukienkę. Dzidzia, popatrz, jaka fajna, tylko odprułam z niej te kieszenie, obróciła się w kółko. Dopiero teraz ją poznałam. Złodziejko, mówię, podła złodziejko! Oj tam, powiedziała Ninco, machnęła ręką. Prosiłam cię przecież, żebyś jej nie brała. Tyle razy cię prosiłam. Nie zaczynaj teraz, powiedziała Ninco, zabrać zmarłemu to nie kradzież, weź sobie to wreszcie uświadom. A skąd ty wiesz, że ona nie żyje? No skąd? Nie wiem, ale ten jej opuszczony dom to znam już tak dobrze, że mogę tam chodzić z zamkniętymi oczami. I przestań już, mam tego dosyć. Dobrze, mówię, dobrze. No dobrze, powiedziała Ninco po chwili, nic więcej już stamtąd nie zabiorę. Ta mi się bardzo spodobała, bo jest niebieska, moja mama miała taką. Dobrze, mówię jej, już dobrze. Mam dla ciebie niespodziankę. Wyszłyśmy na główną ulicę, zupełnie pustą. Niespodziankę?, powtórzyłam za nią głupio. Chodź szybko, zniecierpliwiła się Ninco, zróbmy, co mamy zrobić, i pokażę ci tę niespodziankę. Dobrze. Tylko pod jednym warunkiem. Dobrze, później mi powiesz ten warunek. Dlaczego idziesz w tę stronę?, zapytałam. Zobaczą nas. Tamtędy jest dalej. Ninco, zobaczą nas, powiedziałam. Dobrze, dobrze, Ninco popatrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, dobrze, powiedziała. Poszłyśmy z drugiej strony. Rozejrzyj się, czy ktoś nie idzie, powiedziałam. Nie, nikogo nie ma, powiedziała Ninco. Najpierw ja przeszłam, potem Ninco. Ja szybko, ona trochę wolniej. Ostrożnie otworzyłyśmy złamany zamek i weszłyśmy do środka. Minęła chwila, zanim oczy przywyczaiły się do mroku. W domu było całkiem ciemno. Nawet przez myśl nam nie przeszło odsuwać zasłony. Chodź tutaj, powiedziała Ninco, pokażę ci coś super ekstra! Kiedy ty tutaj byłaś?, zapytałam. Bo ja wiem, ze dwa dni temu, powiedziała Ninco, Kwernadze rozwalił zamek. Co za skurwiel z niego, powiedziałam. Dzidzia, Ninco się uśmiechnęła, nie używaj brzydkich słów, Bóg cię pokarze. No, dalej, powiedziałam i szturchnęłam ją łokciem. Weszłyśmy do sypialni. Ninco otworzyła szafę. No, o tym ci mówiłam. I co? Jak to co, to jest odtwarzacz z płytami! Czujesz to? Tamci go nie zauważyli! Działa, zobacz, powiedziała zachwycona Ninco. Ale super, płyty, dużo płyt. Tylko ścisz trochę, powiedziałam. Pewnie należał do Datuny. Pamiętasz jeszcze Datunę? Ninco rozjarzyły się oczy, Datuna! Co to był za koleś. Fantastyczny. Supergość. Ty go nie pamiętasz. Za mała jesteś, nie oglądasz się za chłopakami. Ninco zachichotała. Niezła kryjówka, nie? Tak, powiedziałam, ale ścisz trochę. Ninco wstała. Chodź, Dzidzia, potańczymy, weź, zrób mi przyjemność. Nie chcę, powiedziałam. Ej, no weź, ale jesteś, Ninco już nie czekała na mnie. Zaczęła tańczyć. Suuuper! Odchyliła do tyłu głowę, kiwała się. A gdzie ta niespodzianka?, zapytałam. Niespodzianka? Czekaj. To jest niespodzianka. Cud malina. Ninco podciągnęła sukienkę, zza stanika wyciągnęła paczkę papierosów. Skąd to masz?, zapytałam. Ej, co to jest, przesłuchanie? Ninco zatrzymała się, już nie tańczyła. Wyłączyła odtwarzacz. Dzidzia, co z tobą? Nie poznaję cię. Co się stało? To przez twojego brata, tak? Patrzyła mi w oczy. Powiedz, skąd masz te fajki, powiedziałam. Chciało mi się rzygać. Ten niebieskooki mi dał, powiedziała Ninco i odwróciła wzrok. Ninco!, krzyknęłam, Ninco! Oszalałaś? Byłaś u nich? Nie byłam, dziewczyno, szłam sobie drogą, niosłam liście babki dla Lamary, czemu się wściekasz? On stał przy posterunku. Zawołał mnie i podeszłam. Ninco!, powiedziałam. Co? Mówię do niego – masz papierosy? Myślałam, że wezmę ze dwie sztuki, a on dał mi całą paczkę. Dał mi, rozumiesz? Ninco, powiedziałam. Przecież wiesz, że oni są niebezpieczni! A co, jakby cię zobaczył któryś z naszych? Chciało mi się rzygać. Wisi mi to, powiedziała Ninco, jest zajebisty. Ma niebieskie oczy i wiesz, jakie ciało? Przysięgam, że mu się podobam. Wiesz, jak na mnie patrzył? Ej, a wiesz, co mi powiedział? Widuję cię często z tą małą – tak o tobie powiedział. Tak, mówię mu, to moja młodsza siostra. Otworzyła paczkę. Debilko, powiedziałam do niej, po co było kłamać? Powiedz! Naprawdę, to ty jesteś debilką, myślisz, że jakbym mu powiedziała, że jesteśmy w tym samym wieku, toby uwierzył? Ninco popatrzyła sobie na cycki. Okropna jesteś, powiedziałam. I co było dalej? Jak to – co było? Nic, dał mi papierosy, uśmiechnęłam się do niego i poszłam, Ninco zapaliła papierosa. On też się uśmiechnął, wypuściła dym w moją stronę. Okropna jesteś, rzygać mi się chce od tego wszystkiego, powiedziałam. Patrz, a jednak się z nim dogadałaś. Żebyś wiedziała, powiedziała Ninco. Jak to wszystko się skończy, to podziękujemy Walentynie, że tak cię nauczyła tego ich języka, może podwyższy ci ocenę. Ninco popatrzyła na mnie, popatrzyła tak, że zamilkłam. Ja też zapaliłam papierosa. Słuchaj, powiedziała po chwili Ninco, zgniotła niedopałek w pudełku po zapałkach, Kwernadze ma do nas interes. Kwernadze?, powtórzyłam głupio. Co cię tak dziwi? Jakbyś go nie znała. Jakąś sprawę ma, poważną. Ninco też była bardzo poważna. No, jeśli Kwernadze ma sprawę, powiedziałam. Ninco palnęła mnie w głowę. Tak trzymaj, powiedziała, bo ostatnio jesteś w jakimś strasznym nastroju, przysięgam na duszę mojej matki, że się o ciebie boję. Dobre te papierosy, fajnie smakują, nie? Nie to co nasze. Dobre, powiedziałam, nie drapie mnie od nich w gardle. Dobrze. Co za problem, jeszcze wezmę od niego, uśmiechnęła się. Ninco!, zakrzyknęłam. No dobrze, dobrze. Żartuję. Co teraz robimy?, zapytała Ninco. Rozejrzała się po pokoju. Chodź, tam na szafie leżą jakieś worki, pomóż mi je zdjąć. Nie, powiedziałam jej, przecież się umawiałyśmy. Na co się umawiałyśmy?, zapytała Ninco. Dobrze wiesz, na co, powiedziałam, nic stąd nie wyniesiesz. Poczekaj, powiedziała Ninco, najpierw zobaczmy, co tam jest, i wtedy zdecyduję. Ninco!, powiedziałam. Przystawiła krzesło do szafy, zaczęła po kolei zrzucać worki. Zobaczę tylko, co w nich jest, przecież nic nie biorę. Ninco!, powiedziałam. Ninco, Ninco, Ninco!, krzyknęła Ninco, już mam tego dosyć, zeskoczyła z krzesła, mam tego dosyć. Albo mi pomożesz, albo w ogóle! Po dziurki w nosie mam już tej twojej uczciwości. Oni stąd uciekli! Weź to sobie w końcu uświadom, wyjechali stąd na zawsze! A wiesz, dlaczego? Bo nie byli takimi biedakami jak my! Mieli kasę! Zapłacili i tamci ich przepuścili! A ja? Ty? My tu zdechniemy, bo nie mamy tłustego dupska jak oni! I oni sobie żyją, rozumiesz, żyją, a ja za chwilę mogę być martwa, i co, mam sobie nie wziąć tych ich szmat? Co? Co? Ninco na skroniach wyszły żyły. Zobacz! Wszystko wezmę! Wszystko! Cały dom wyniosę! Ninco kopnęła krzesło. Wyniosę! Syknęła z bólu. Dobrze, powiedziałam cicho. Dobrze. Jak chcesz. Dobrze. Wzięłam krzesło. Wejdź i mi to podaj. Ninco spojrzała na mnie. No, tak trzymaj, powiedziała. Mogłaś mi pomóc bez całej tej sceny, weszła na krzesło, podała mi worek, to są ubrania, stare, powiedziałam, i jakieś zasłony. Bardzo dobrze, krzyknęła do mnie z góry, te zasłony podrę na szmaty dla Lamary, a ubrania będę nosić! To są męskie ubrania, stare. To je też podrę na szmaty dla Lamary! Zobacz, popatrz na to, pokazała mi dłonie, jak sobie zniszczyłam ręce, piorąc prześcieradła Lamary! A to będę jej podkładać, a potem wyrzucę! Wybrałyśmy rzeczy. Wyszły nam dwa worki, resztę rzuciłyśmy obok prosto na podłogę. Wyniosę je w nocy, nie chcę, żeby mnie ktoś zobaczył, nigdy nie wiadomo. Ninco, powiedziałam po chwili. A co z twoją przysięgą? Jaką przysięgą? Ninco udała zdziwienie. Przysięgłaś mi, że nic stąd nie wyniesiesz, przysięgłaś na mnie. Och, weź przestań, Dzidzia, miałam skrzyżowane palce. Skrzyżowałaś palce?, zapytałam. Jasne, kiedy przysięgam na ciebie, zawsze krzyżuję palce. Są też kobiece ubrania, powiedziałam, chcesz? Pokaż, powiedziała Ninco. Jasne, że chcę. Hi, hi, hi, zachichotała, spójrz na to, z którego to jest wieku? Te też chcesz?, zapytałam. Podawałam jej rzeczy po kolei. Oczywiście, urządzę Lamarze i Zaurowi pokaz mody, roześmiała się Ninco, ty też przyjdź mnie obejrzeć, proszę. Dobrze, powiedziałam. Też się uśmiechnęłam. Ninco rzuciła rzeczy na podłogę, zeskoczyła z krzesła, chodźmy już, po te rzeczy przyjdę później. Chodź ze mną po liście babki, skończyły mi się. Dobrze, powiedziałam, tylko najpierw zajrzę do domu. To idź, a ja tu posiedzę i jeszcze trochę posłucham muzyki, Ninco sięgnęła po odtwarzacz, za godzinę bądź u mnie. Dobrze, powiedziałam, zamknęłam drzwi i zanim uszłam dwa kroki, usłyszałam jej głos. Śpiewała.
Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży.
Tytuł wydania oryginalnego: Gatwia (გათვლა)
Język oryginału: gruziński
Copyright © Tamta Melashvili, 2024
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Filtry, 2025
Copyright © for the Polish translation by Magdalena Nowakowska, 2025
Wydanie I, Warszawa 2025
Opieka redakcyjna: Dariusz Sośnicki
Redakcja: Dariusz Sośnicki
Korekty: Katarzyna Juszyńska / d2d.pl, Joanna Stocka / d2d.pl
Projekt okładki: Marta Konarzewska / konarzewska.pl
Projekt typograficzny, skład i redakcja techniczna: Robert Oleś
Przygotowanie e-booka: d2d.pl
Wydawnictwo Filtry sp. z o.o.
ul. Filtrowa 61 m. 13
02-056 Warszawa
www.wydawnictwofiltry.pl
ISBN 978-83-68180-56-5