Wołanie z Gerazy - OSPPE Piotr Łoza - ebook + audiobook

Wołanie z Gerazy ebook

Piotr Łoza

4,8

Opis

Czy obrazy z Biblii mogą być kluczem do zrozumienia dzisiejszej rzeczywistości, a także nas samych ? Autormedytując, co tak naprawdę wydarzyło się w Gerazie, skupia się nie tylko na osobie opętanego i okolicznościach uwolnienia go przez Jezusa, ale także na atmosferze panującej w krainie, w której przyszło mu żyć. Przestrzeń, bez granic, tylko pozornie jest miejscem wolności. Paradoksalnie, im większa swoboda życia, bez granic przykazań, tym większe zagrożenie zniewoleniem. Spojrzenie na świat oczami opętanego nie jest niczym przyjemnym, ale na pewno budzi ze snu bezmyślności i racjonalizowania wszystkich okoliczności życia.

***

Ojciec Piotr Łoza zwraca uwagę czytelnika na zdumiewający fakt zapisany w Ewangelii: Chrystus zostaje usunięty na prośbę zamieszkujących tę okolicę ludzi. W imię humanizmu, a może ekologii komuna gerazeńska poprosiła Jezusa, aby sobie poszedł gdzie indziej. Kim byli ci ludzie, którzy w Chrystusie widzieli większe zagrożenie niż w opętanym?”

Ojciec Augustyn Pelanowski

(z Wprowadzenia do książki)

o. Piotr Łoza – paulin, pełniący posługę wychowawcy w WSD oo. Paulinów na Skałce w Krakowie. Książka jest jego debiutem literackim.

Wprowadzenie do książki napisał ojciec Augustyn Pelanowski.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 176

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (4 oceny)
3
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Okładka

Strona tytułowa

Piotr Łoza OSPPE

Wołanie z Gerazy

Strona redakcyjna

Korekta:Barbara Gąsiorowska-Panek

Skład i łamanie, projekt okładki: Anna Smak-Drewniak

Rysunek na okładce: Augustyn Pelanowski OSPPE

Copyright © paganini Kraków 2018

Copyright © Piotr Łoza OSPPE

ISBN 978-83-89049-80-3 druk

ISBN 978-83-89049-81-0 pdf

ISBN 978-83-89049-82-7 epub

ISBN 978-83-89049-83-4 mobi

paganini

Wydawnictwo paganini

ul. Bosaków 11, 31-476 Kraków

www.wydawnictwopaganini.pl

www.paganini.com.pl

[email protected]

[email protected]

[email protected]

12 423 42 77, 577 134 277

OD AUTORA...

Świat, w którym żyjemy, to nie tylko materia i ciało, ale również dusza i nieustannie aktywna sfera duchowości. Jezus jest w tym świecie realnie obecny, ale również oddziałują na ten świat duchy, które mają swój cel i program. Niektóre ubogacają człowieka, inne niszczą go na wieczność.

Święty Paweł prosił Boga: „Niech da wam światłe oczy serca tak, byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych i czym przemożny ogrom Jego mocy względem nas wierzących – na podstawie działania Jego potęgi i siły” (Ef 1, 18-19).

Spojrzenie na świat oczami opętanego nie jest niczym przyjemnym, ale na pewno budzi ze snu bezmyślności i racjonalizowania wszystkich okoliczności życia. Może ujawnić potrzebę nawrócenia i przerazić konsekwencjami życia poza Sercem Boga.

Doświadczamy rożnego rodzaju obsesji, zniewoleń, udręk, krzywd, izolacji przez siły zła, które osaczają i niszczą ludzkie istoty. Zawarte w tej książce rozważania mają na celu lepsze zrozumienie zbawczej interwencji Jezusa. Bogu przecież o nic innego nie chodzi, jak o to, by nas przeprowadzić do szczęścia i uwolnić od legionu natrętnych myśli, złowrogich uczuć, kaleczących czynów i doświadczeń, popychających ku otchłani. Tak było w Gerazie. Tak może być i ze mną czy z tobą.

Piotr Łoza OSPPE

Maryjo Niepokalana, oddajemy Ci nas samych i świat, w którym żyjemy. Prosimy Cię, abyś nas poprowadziła w drodze do odnalezienia Jezusa. Oddaję Ci wszystkie słowa w tym tekście, aby w Tobie, Maryjo, dokonywała się wola Boga i objawiała Jego chwała.

Święty Michale Archaniele! Wspomagaj nas w walce, a przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź naszą obroną. Oby go Bóg pogromić raczył, pokornie o to prosimy, a Ty, Wodzu niebieskich zastępów, szatana i inne duchy złe, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, mocą Bożą strąć do piekła. Amen.

WPROWADZENIE Augustyn Pelanowski OSPPE

Jezus wytrzymał na tym świecie trzydzieści trzy lata i pękło Mu serce...

Czym są relacje ewangeliczne? Czy tylko zapisami wydarzeń z przeszłości? Wszyscy wiemy, że nie. Każda ze stronic, każda parsza, każda perykopa ma swoje znaczenie nie tylko faktograficzne, moralne, mistyczne, duchowe, alegoryczne czy jakiekolwiek inne, ale też prorocze, nadające przyszłości ramy znaczeniowe, podsuwające klucz do deszyfrowania enigmy epoki, w której przyszło nam się urodzić i żyć. Gdyby nie zapisy Ewangelii, nie moglibyśmy pojąć znaczenia tego, co się wokół nas dzieje, a co coraz bardziej nas wprawia w osłupienie. Zepsucie świata osiągnęło nadir, z którego żadna ludzka siła już nie wydobędzie ludzkiej populacji. Oczekujemy przesilenia w paruzji, ale zwlekanie nadejścia Chrystusa zapieczętowało jedynie nasze nadzieje, a nie złamało swych pieczęci w ich spełnieniu.

Ojciec Piotr Łoza zwraca uwagę czytelnika na zdumiewający fakt zapisany w ewangeliach: Chrystus zostaje usunięty z przestrzeni na prośbę zamieszkujących tę okolicę ludzi. W imię humanizmu, a może ekologii komuna gerazeńska poprosiła Jezusa, aby sobie poszedł gdzie indziej.

Czy jest coś proroczego w uwolnieniu tej okolicy od dręczenia przez opętanego demonicznym legionem i usunięciu Jezusa z okolic Gerazy? Tak, jeśli popatrzymy na to, co się wokół nas aktualnie dzieje. Trudno by było zdefiniować tamten przypadek opętania w kategoriach psychiatrycznych, jako osobowość wieloraką. Wyproszenie Chrystusa przez ludzi, którzy wreszcie przestali być napastowani przez legion, niepokojąco dziwi.

Kim byli ci ludzie, którzy w Chrystusie widzieli większe zagrożenie niż w opętanym? Antychrystem? Zbiorowym Antychrystem? Temat ten próbowali rozszyfrować Ojcowie Kościoła, z Hipolitem Rzymskim na czele. Powracali do niego liczni, między innymi Jan z Damaszku, Raban Maur i wreszcie Adso z X stulecia, zakonnik z opactwa w Montier-en-Der, który pozostawił po sobie wnikliwy traktat o Antychryście.

W czasach współczesnych sekret nadejścia Antychrysta badał Robert Hugon Benson (1871-1914), konwertyta, później kapłan katolicki, który w powieści Władca świata wieścił wręcz nadejście epoki Antychrysta na fali idei komunizmu i humanizmu. Trudno się dziwić, że w 1951 roku w Polsce jego książka była zakazana. Kiedy to jednak nastąpi oraz pod jaką postacią przyjdzie Antychryst? Benson przewidywał, że w ostatecznej rozgrywce Kościół katolicki stanie oko w oko, jak Dawid z Goliatem, z religią postchrześcijańskiego humanizmu, której credo będzie ubóstwienie człowieka. Zapewne i Sołowjow widział podobny scenariusz wydarzeń, skoro kardynał Giacomo Biffi, emerytowany arcybiskup Bolonii, odprawiając rekolekcje wielkopostne dla Benedykta XVI i Kurii Rzymskiej w 2007 roku, oparł je na lekturze Sołowjowa.

Nie bez powodu chyba kardynał Biffi odwoływał się raz po raz do książki Włodzimierza Sołowjowa, zatytułowanej Krótka opowieść o Antychryście. Sędziwy rekolekcjonista podkreślał, że dzieło Sołowjowa nabiera dziś charakteru proroczego. Sołowjow przewiduje, że w starciu z Antychrystem i jego antychrześcijaństwem czy też pseudochrześcijaństwem jedynie niewielka grupa katolików, ortodoksów i protestantów – pusillus grex – będzie sprzeciwiać się w przyszłości Antychrystowi.

Sygnałem jego pojawienia się w środowisku chrześcijan będzie usunięcie Chrystusa i Jego krzyża na margines, w cień. Miejsce Chrystusa zajmie człowiek. Chrystus zostanie wpierw pominięty, a potem wyproszony. Czy każda przestrzeń, z której Chrystus jest usuwany, staje się Gerazą? Frontmani nowej religii będą bez przerwy dyskutować, głosić i deklarować wspólne wartości humanizmu. Będą gościć w programach telewizyjnych i grupach dyskusyjnych, na wielkich sympozjach i zjazdach, ciągle jeszcze uważając się za chrześcijan, ale już się będą wstydzić mówić o krzyżu i zmartwychwstaniu Chrystusa.

Istotą bycia chrześcijaninem jest realnie osobiste spotkanie z Jezusem Chrystusem, komunia z Nim, i to z Chrystusem ukrzyżowanym i zmartwychwstałym, a nie osobiste spotkanie człowieka z samym sobą czy z innymi ludźmi, w imię poszanowania odmienności kulturowej. Tymczasem chrześcijaństwo już jest mile widziane jedynie w skurczeniu nauczania do humanizmu zatroskanego jedynie o własne kwiczące świńsko EGO. Gdy pokój, kolektywizm, tolerancja staną się ideałem, a Chrystus z krzyżem, śmiercią i zmartwychwstaniem zostanie wyproszony, jak ktoś bez biletu na gonitwę wieprzów w Berkshire, będziemy mieli Antychrysta w wymarzonej w piekle zbiorowej postaci.

Kościół katolicki, otwierając się na pogański świat i dyskutując tysiącami godzin na ekranach telewizyjnych ze wszystkimi i o wszystkim, usunie w kąt prawdę o możliwości zguby i konieczności zbawienia. Na tronie zaś uwielbienia zasiądzie Antychryst, który będzie uosobieniem chrześcijaństwa zdegradowanego do zlepku zapatrywań, a osobista komunia z Jezusem zostanie zaniechana z powodów higienicznych. Antychryst będzie prezentował się jako zaangażowany pacyfista, dbający o święty spokój na świecie bardziej niż o sumienia, czy też przejęty jednością ekumenista, zdeterminowany do pozyskiwania innych ucałowaniem rąk czy nóg, lub ekolog zatroskany o zdrowie świńskiej trzody, jak również o niedeptanie trawników w Gerazie. Zwoła on radę ekumeniczną wszystkich wyznań chrześcijańskich i na drodze kompromisu osiągnie wspólną płaszczyznę pozornie konsolidującą wszystkich w megapanchrześcijański Kościół. Miliony zostaną pociągnięte do tej sztucznej jedności, poza niewielkimi enklawami katolików, protestantów i prawosławnych. Tak możemy strawestować wizję Sołowjowa w relacji Biffiego, nie naruszając prawdy przesłania.

Gdzie wówczas będzie prawdziwy Chrystus? Poza zainteresowaniem nawet niszowych mediów, w kanałach industrialnych katakumb, na strychach opuszczonych wiejskich kościołów czy poza kołem podbiegunowym? Na pewno nie w Gerazie i nie w Brukseli.

W historii chrześcijaństwa temat Antychrysta raz po raz wracał z różnym natężeniem, nie tylko zapowiadając konkretną osobę, ale też precyzując ją jako populację antychrystusową – Antychrysta zbiorowego. Antychryst zbiorowy to społeczeństwo, dla którego Chrystus jest persona non grata, kimś, kogo się wyrzuca, usuwa, dymisjonuje. Być może dziś, gdy Agenda 2030 nakreśla jako cel ludzkości koncepcję zrównoważonego rozwoju, moglibyśmy się dopatrzeć Antychrysta zbiorowego właśnie w tych wszystkich bankierskich dyktatorach? To oni wmawiają nam, że wszystkie przejawy aktywności człowieka muszą być podporządkowane warunkom środowiska, by nie zaszkodzić planecie i nie kurczyć szans przyszłych generacji. Trzeba więc radykalnie przekształcić obecny porządek społeczny i polityczny, aby powstał nowy porządek ludzki. Ale za tymi pięknymi słowami ukrywa się konieczność zredukowania liczby ludzi, inaczej mówiąc, depopulacja, a drogą do tego jest zahamowanie narodzin dzieci, zarówno przez stosowanie antykoncepcji, jak i aborcji. Dla pewnej grupy ludzi wzrost populacji jest globalnym zagrożeniem, bowiem obciąża system ekologiczny, ekonomiczny i społeczny. Wniosek, który sobie obmyślił współczesny sanhedryn biznesu, jest jeden: zmniejszyć liczbę ludzi! Spodziewamy się więc hodowli ludzkiej rasy w chlewach depopulacyjnych, czyli w rezerwatach, które kiedyś były suwerennymi państwami. Bioetyk S. Matthew Liao proponuje ludzi ekologicznie poprawnych: dzieci mają być 15 centymetrów mniejsze i lżejsze, by zużywały mniej energii i produkowały mniej dwutlenku węgla, a ich nadmiar usuwany aborcyjnie. Tymczasem szczątki Neandertalczyków, znalezione w La Ferrassie – małżonkowie i troje dzieci w wieku od dwóch do trzech lat oraz noworodek – świadczą, że kilkadziesiąt tysięcy lat temu ludzie mieli szacunek do każdego ludzkiego istnienia, bez względu na to, czy jest ono w brzuchu matki czy już poza nim. Znalezione w La Ferrassie szczątki niedorozwiniętego płodu wydobytego z łona matki zostały pochowane z takim samym szacunkiem jak pozostali członkowie rodziny. Ludzie kilkadziesiąt tysięcy lat temu byli bardziej ludzcy niż dziś. Eugenika, in vitro, aborcja, antykoncepcja – czy to wszystko są dzieła naprawdę ludzkie? Dziękuję za taki humanizm. Czy może jest to pomysł kogoś, kto już jest postczłowiekiem? Kimś, kogo trzeba nazwać Antychrystem cywilizowanym? „Nienarodzeni stanowią upośledzoną, bezbronną klasę społeczeństwa, którą można eksterminować bez żadnych skrupułów” – jak dramatycznie to stwierdził Felipe Fernández-Armesto. Inżynieria genetyczna tworzy hybrydy, mysz z ludzkim uchem albo człowieka z ramionami goryla. Niebawem będziemy mogli zobaczyć na FB nową kolekcje osobników ze świńskimi ryjkami i ludzkimi pośladkami. Już teraz, jak twierdził Fukuyama, można lekami wyregulować człowieka, szczególnie tego mniej bezpiecznego dla systemu, na kogoś powolnego i zdezorientowanego płciowo. Może chemtrails dokończą w nas toksyczne modyfikacje myślenia? Brakuje tylko mody na Frankensteina i Draculę, chociaż festiwale gothic-rock coraz bardziej przypominają sabaty czarownic.

Okazuje się, że opowieść o egzorcyzmie z Gerazy jest tak naprawdę dekoderem cywilizacji, w której próbujemy się bezskutecznie odnaleźć, i chociaż autor pisze ją językiem spokojnym i medytacyjnym, to wybór tego akurat epizodu z Ewangelii jest podyktowany intuicją kapłana wyczulonego na tętno Biblii. Najbardziej nieproszonym gościem, nie tylko w Europie, ale na całym świecie, jest Ten, którego wszyscy oczekują: Chrystus. Uprzejmie nie tylko się Go wyprasza z ekranów, z FB, ze szkół, z sal sądowych, z publikacji mainstreamu, z hollywoodzkich filmów, z książek dla dzieci, ale nawet dochodzi do niszczenia świątyń albo zamiany ich na meczety lub restauracje czy nocne kluby. W XIX wieku Bóg został uśmiercony; w XX wieku pogrzebano Go pod nagrobną płytą popkultury i totalitaryzmów – Na chwilę można kogoś ukulturalnić, ale serce zmienia Bóg; a w XXI wieku jest On już nie do pomyślenia. Dlaczego? Autor dyskretnie wskazuje na przyczynę: świnie! Po prostu ludzie upodabniają się do stada Epikura, do wieprzów tuczonych konsumpcją zmysłów i apoteozą mięsa, żądzą namiętnego seksu wszelkiego perwersyjnego rodzaju i ambicjami knura. Tylko opętani jeszcze mają szanse na nawrócenie. Inni, którzy to, co nienormalne, uczynili normą kulturową, deportowali Boga do Kazachstanu jak w filmieZupełnie Nowy Testament, który nie wiadomo, czy jest bluźnierczą kpiną z Boga czy też rozpaczliwą krytyką korupcji współczesnego świata. Film, zrealizowany w 2015 roku, w samym centrum Unii Europejskiej, przez reżysera Jaco Van Dormaela w moim przekonaniu odsłania krajobraz współczesnej Gerazy. Po prostu chlew europejski z bałaganem kulturowych skojarzeń i chaosem dialogów bohaterów z dolegliwością borderline. Cóż innego pomyśleć, jeśli w pewnej chwili wstrząśniętemu widzowi ukazuje się podstarzała Catherine Deneuve, jako filmowa Martine, w łóżku, z gorylem, usatysfakcjonowana seksualnie i zakochana? A dlaczego nie z innym zwierzęciem? Dlaczego z gorylem, dlaczego nie z wieprzem? Bóg, stary złośliwy dziadek, zostaje deportowany jak kłopotliwy imigrant do Kazachstanu. Marzenie Europy wreszcie się spełniło!

Trudno było autorowi nie odwołać się do niezapomnianej lektury René Girarda, Kozioł ofiarny. Szukamy w niepohamowanym mimetyzmie winnego, by na niego przerzucić wszystkie śmieci swojego sumienia i unicestwić go na zawsze. W Gerazie był nim opętany, w świecie potrzebny jest Wcielony Bóg, by wreszcie z Nim skończyć i przestać się stresować Jego obecnością. Ktoś jest przecież winny tego, że nasze marzenia o szczęściu się nie spełniają. I choć tu i ówdzie słyszy się ciągle o tym, by realizować marzenia, one się nie spełniają, tylko pleśnieją. Nie tylko osłabiają wolę, ale powodują frustrację egzystencjalną prowadzącą do irytacji i rozpaczy. Życie marzeniami jest łudzeniem się. Mieszkańcy Gerazy marzyli, by ich świnie dawały im dobrobyt, ale tak się nie stało. Wszystko popsuł Chrystus – świnie pewnego dnia wpadły do otchłani. Rozpusta i obżarstwo mają swój koniec. Marzeniem głupiego jest uważać, że ziemskie życie będzie zawsze pełne wieprzowiny w lodówce i świństw różnego rodzaju, w równie zmarzniętym sercu. Kiedy więc słyszę kolejne: „Otwórz się i marz, marz, że świat może być z tobą inny, marz, że jeśli dasz z siebie to, co najlepsze, przyczynisz się, by ten świat był inny, nie zapominaj o tym, by marzyć” – wiem, że ktoś mnie zwodzi, bym nie widział rzeczywistości, prawdy, nieuchronności przemijania, niepomijalności rozliczenia. Świńskie marzenia się skończą, byleby tylko nie przegapić przyjścia Chrystusa.

A zatem co? Przede wszystkim marzyć czy przede wszystkim wierzyć, że Bóg mnie z tego świata, pełnego stad epikurejskich, wybawi? Cóż to za przyjemność spędzać kilkadziesiąt lat jak Martine z gorylem czy jak syn marnotrawny, jeśliby się nie nawrócił, w chlewie? A na pewno nie będzie przyjemnością utrwalić w sobie taki styl życia, który bynajmniej nie ma obietnicy życia wiecznego w obliczu Boga. Niedawno czytałem artykuł medyczny o ksenotransplantacji – czyli o przeszczepach organów zwierząt w ciało ludzkie. Badacze tego obszaru nauki stwierdzają, że świnie byłyby najlepszymi dawcami serca dla człowieka, ponieważ świnie mają serce podobne do ludzkiego i świńskie DNA jest w 94% takie samo jak ludzkie... nie mogłem dalej czytać... Trudno było, bo się przeraziłem. Co się stało z sercem człowieka? Czym ono może być i czym się stanie?

W czasie mszy świętej, za każdym razem kiedy kapłan rozpoczyna prefację, czyli modlitwę poprzedzającą konsekrację, mówi do wszystkich: w górę serca. Wszyscy odpowiadają, że wznoszą je do Boga. Bynajmniej nie chodzi o to, by wyjąć swoje bijące serce i podnieść wyrwane z piersi w dłoni do góry! Kapłan więc wzywa, by każdy był czujny w czasie tej modlitwy, która nastąpi, i śledził uderzenia słów modlitwy mszalnej jak bicie własnego serca. W rozumieniu starożytnym, biblijnym, serce to przede wszystkim centrum mojego jestestwa, moje myśli, pragnienia, motywacje, także uczucia, moja świadomość, moja duchowość, po prostu moje „JA”. Tak funkcjonowało ono w tekstach biblijnych oraz greckich filozofów stoików, a nawet w poematach Homera. Teraz serce świni może stać się moim, w razie medycznych kłopotów kardiologicznych, w jakie popadnę, oglądając relację telewizyjną ze spotkania z Randy Clarkiem.

Kiedy więc czytam, jak Jezus mówi do uczniów, iż z serca wychodzą złe myśli, rozpusta, kradzież, zabójstwa, cudzołóstwo, chciwość, zepsucie i podstęp, wyuzdanie, zawiść i zazdrość, bluźnierstwa i obelgi, pycha i głupota – tak, głupota – a wszystko to ma początek w tych złych myślach, to pomyślałem: doprawdy te 6% różnicy między świnią a człowiekiem w genach, w DNA, to może jeszcze jakiś relikt godny uwagi Boga? Co to jest, co różni moje serce od serca świni? DOBRE MYŚLI? Co to znaczy dobre myśli? Czym one są i kiedy się pojawiają?

Przez jakiś czas w filozofii utrzymywała się teoria, że wszyscy ludzie są z gruntu dobrzy i szczerzy, a całe zło to tak naprawdę efekt reakcji człowieka na nieszczęście, wypadki, choroby, nieporozumienia, na brak międzyludzkiej komunikacji. Nawet w Kościele można tu i ówdzie niekiedy usłyszeć, że wszyscy są dobrzy, a piekło nie istnieje. Zło istnieje według tej filozofii tylko jako reakcja na dramatyczne sytuacje, z którymi nie umiemy sobie poradzić. Na te sytuacje źle reagujmy i stąd bierze się zło. Nie dogadaliśmy się z kimś, zaistniała różnica zdań i ktoś kogoś uderzył, nie mając złego zamiaru, a ten znalazł się w szpitalu i ostatecznie umarł na zawał... serca. Winowajca mówi:

„Nie chciałem, tak naprawdę jestem dobrym człowiekiem – ateistą, co prawda, ale ateiści też będą zbawieni według nowej doktryny chrześcijańskiej – jestem człowiekiem z trudną przeszłością, miałem traumatyczne dzieciństwo, mój psychoanalityk twierdzi, że wszystko daje się wytłumaczyć!”.

Ale pomyślmy chwilkę, może jednak jest inaczej, może tak naprawdę to nie zabijamy się nawzajem dlatego, że boimy się kary więzienia, sądu czy utraty wolności? Ileż razy w ciągu dnia, patrząc na wroga, może człowiek go uśmiercić? Biblia, a właściwie Jezus, mówi: NIE! W sercu ludzkim kryją się świństwa, i my sami jesteśmy wynalazcami tego zła. Gdyby nie Chrystus, sam bym się nie usprawiedliwił, najwyżej okłamał. To nie sytuacja tworzy złe reakcje w człowieku, to nasze złe myśli z serca doprowadzają do tego, że stają się one faktami i powstaje fatalna sytuacja. Dlatego potrzeba dopuścić Boga do serca, do sumienia, do myśli skrytych i do planów, i intencji, i wyobraźni, i pamięci, uczuć i zamiarów, a nie tylko do czynów – to może się stać tylko w spowiedzi. W spowiedzi, która coraz bardziej usuwana jest w cień, w kąt muzealny, która staje się skandalicznym sakramentem, utrudniającym entuzjazm ekumenizmu. Konfesjonał jest niewygodny jak krzyż, bo jest krzyżowaniem starego człowieka.

W Pierwszym Liście świętego Jana Bóg objawia się jako Światłość. A skoro jest Światłością, to wchodząc w Jego bliskość, musimy wszystko wyjaśnić, rozjaśnić – i Jan mówi, że wtedy krew Chrystusa oczyszcza nas z każdego grzechu (1 J 1, 7). Prorok Jeremiasz zaś pisze: „Serce jest zdradliwsze niż wszystko inne i niepoprawne – któż je zgłębi?” (Jer 17, 9).

Serce jest więc zepsute, nasze myśli są więcej niż chore, to nie tylko niewydolność, która nie pozwala nam bez zadyszki wejść po schodach – to raczej niewydolność planów, projektów, zamiarów, życzeń i oczekiwań, marzeń i przekonań, które nie pozwalają nam wejść po stopniach miłości do Boga.

Wszak święty Paweł mówi ze szczerością: „... w moim ciele nie mieszka dobro; bo łatwo mi przychodzi chcieć dobra, ale wykonać nie. Nie czynię dobra, które chcę, ale zło, którego nie chcę” (Rz 7, 18-20).

I co uczynić ze złymi myślami, skoro prorok mówi: „Biada tym, którzy planują nieprawość i obmyślają zło na swych łożach”? (Mi 2, 1), a psalmista podpowiada: „Oto Ty masz upodobanie w ukrytej prawdzie, naucz mnie tajników mądrości” (Ps 51, 8).

Co to znaczy? Bóg ma upodobanie w ukrytej prawdzie? To znaczy w tej prawdzie, która jest w nas ukryta, którą my ukrywamy. To jest prawdą, co ukrywam nawet przed sobą! Dopiero kiedy dopuszczamy Boga do serca, On może je naprawić, jak zegarmistrz zepsuty zegarek, jak jubiler naprawia pierścień, który został złamany, jak kardiolog, który leczy serce. Ale czy Bóg nam wszczepi serce świni? O nie! Bóg więc na tę prośbę odpowiada: „I dam wam nowe serce (...) usunę serce kamienne, a dam wam serce z ciała” (Ez 11, 19).

Skoro Bóg składa taką obietnicę, to wraz z psalmistą powiedzmy: „... stwórz we mnie Boże serce czyste!” (Ps 51, 12). Bóg objawia i wymaga odczytania prawdy o nas samych. Czyste serce to efekt działania Bożego, nie mojego. Łucja dos Santos mówiła o doświadczeniu przeszywającym serce Obecnością Boga, po którym życie dzieci z Fatimy już nigdy nie było takie samo.

W błogosławieństwach nasz Pan mówi: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą” (Mt 5, 8). Czyste serce, czyste myśli może dać tylko Bóg. Nie są one wysiłkiem pucowania – serce to nie buty, nie daje się wyczyścić pastą. Tu trzeba duchowej operacji, chirurgii mistycznej. Wiemy, że we wszystkich cudach eucharystycznych pojawiła się w hostii tkanka serca Jezusa. Jeśli spożywasz komunię świętą, jest szansa, że po jakimś czasie twoje serce stanie się Sercem Jezusa. Oto właściwa transplantacja, a właściwie: kardiotheoplantacja. Przymiotnik „czysty” – KATHAROS, w języku greckim pierwotnie stosowany był na określenie zboża bez plew albo metalu bez domieszki żużlu i wreszcie słowa tego używało się kiedyś na określenie armii bohaterskich wojowników, z której uciekli tchórze. Czyste serce jest odważne jak armia bez dezerterów!

Kiedy Józef z Arymatei odebrał ciało Chrystusa z krzyża, to przecież owinął je w czyste płótno (zob. Mt 27, 59). Trzeba mieć czyste płótna, czyste sumienie, by przyjąć ciało Chrystusa, ale te czyste płótna Józefa z Arymatei to również z czystym sercem czytana Biblia, ponieważ czytanie Biblii oczyszcza nasze myśli myślami Boga, jak gąbka, która ściera z tablicy błędy.

Jezus rzekł przed śmiercią do apostołów: „Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was” (J 15, 3).

Biblia to kardiogram z serca Jezusa, tu widzisz, jak przebiega bicie Jego Serca. Święty Augustyn pisał: „Cor ipsius, Scriptura ipsius” – „Jego to właśnie Serce jest tymże Pismem Świętym”.

***

Ojciec i kilkuletnia córka idą lasem, wychodzą na ścieżkę, jest po deszczu, ścieżka jest niezarośnięta i czarnoziemna. Dziewczynka wybiega do przodu i krzyczy z radością:

– Tatusiu zobacz, jest odciśnięty ślad na ziemi! – Przygląda się i mówi: – To serce, ktoś odcisnął swoje serce na ziemi, takie małe, jakby pęknięte...

Ojciec podchodzi, pochyla się. Przygląda się tropom i mówi do dziecka:

– Córko, to nie serce, to trop dzikiej świni. Lepiej stąd odejdźmy.

Co ja pozostawię na tej ziemi po sobie? Co mówiły ślady świńskich racic mieszkańcom Gerazy?

Boże, zmiłuj się nad moim sercem i oczyść je, choćby dziś, ze złych myśli, byś patrząc na mnie, nie powiedział do aniołów: lepiej stąd odejdźmy!

Augustyn Pelanowski OSPPE

LECTIO

„Przybyli na drugą stronę jeziora do kraju Gerazeńczyków. Ledwie wysiadł z łodzi, zaraz wybiegł Mu naprzeciw z grobów człowiek opętany przez ducha nieczystego. Mieszkał on stale w grobach i nawet łańcuchem nie mógł go już nikt związać. Często bowiem wiązano go w pęta i łańcuchy; ale łańcuchy kruszył, a pęta rozrywał, i nikt nie zdołał go poskromić. Wciąż dniem i nocą krzyczał, tłukł się kamieniami w grobach i po górach. Skoro z daleka ujrzał Jezusa, przybiegł, oddał Mu pokłon i krzyczał wniebogłosy: Czego chcesz ode mnie, Jezusie, Synu Boga Najwyższego? Zaklinam Cię na Boga, nie dręcz mnie! Powiedział mu bowiem: Wyjdź, duchu nieczysty, z tego człowieka. I zapytał go: Jak ci na imię? Odpowiedział Mu: Na imię mi «Legion», bo nas jest wielu. I prosił Go na wszystko, żeby ich nie wyganiał z tej okolicy. A pasła się tam na górze wielka trzoda świń. Prosili Go więc: Poślij nas w świnie, żebyśmy w nie wejść mogli. I pozwolił im. Tak duchy nieczyste wyszły i weszły w świnie. A trzoda około dwutysięczna ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora. I potonęły w jeziorze. Pasterze zaś uciekli i rozpowiedzieli to w mieście i po zagrodach, a ludzie wyszli zobaczyć, co się stało. Gdy przyszli do Jezusa, ujrzeli opętanego, który miał w sobie «legion», jak siedział ubrany i przy zdrowych zmysłach. Strach ich ogarnął. A ci, którzy widzieli, opowiedzieli im, co się stało z opętanym, a także o świniach. Wtedy zaczęli Go prosić, żeby odszedł z ich granic.

Gdy wsiadł do łodzi, prosił Go opętany, żeby mógł zostać przy Nim. Ale nie zgodził się na to, tylko rzekł do niego: Wracaj do domu, do swoich, i opowiadaj im wszystko, co Pan ci uczynił i jak ulitował się nad tobą. Poszedł więc i zaczął rozgłaszać w Dekapolu wszystko, co Jezus z nim uczynił, a wszyscy się dziwili” (Mk 5, 1-20).

WYJŚCIE Z GRANIC ŁODZI

Jezus wyszedł z łodzi, aby wejść do krainy zniewolonych. Łódź jest miejscem schronienia od głębin otchłani, która jest pod nią. Zdarzyło się, że Jezus wszedł do łodzi, aby nabrać trochę dystansu, gdy tłum napierał. W Ewangelii Łukasza czytamy:

„Pewnego razu – gdy tłum cisnął się do Niego, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret – zobaczył dwie łodzie, stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy”(Łk 5, 1-3).

Dla Noego arka była również miejscem ratunku, w którym mógł przetrwać nawałnice potopu. Oczywiście łódź jest przestrzenią ograniczoną i zamkniętą, ale granice, które ją okalają, chronią całą konstrukcję przed utonięciem. Tak samo Kościół, który ma granice wyznaczane przez Słowo, prawdy dogmatyczne i nienaruszalne granice moralności, jest miejscem bezpiecznym. Zdarza się, że Kościół jest atakowany za to, że ma granice, za to, że nie na wszystko jest w nim miejsce – jak choćby na związki niesakramentalne, cudzołóstwo, homoseksualizm, otwarcie na różne duchowości, protestantyzację. Granice moralności chronią świątynię Ducha Świętego, jak mury twierdzy, która jest nie do zdobycia. Tak samo nasze życie musi mieć jasno zakreślone granice, wyznaczone murami i bramami nie do zdobycia, chroniącymi przed złem i otwartymi na dobro.

Jezus wychodzi z łodzi do kraju niebędącego bezpiecznym miejscem. Przestrzeń, bez granic przykazań, tylko pozornie jest miejscem wolności. W rzeczywistości daje ono wolność jedynie złym duchom, które bez ograniczeń mogą zniewalać istoty ludzkie. Paradoksalnie, im większa swoboda życia bez granic przykazań, tym większe zagrożenie zniewoleniem albo nawet opętaniem. W końcu Jezus również zstąpił do piekieł, aby zbawić tych, którzy czekali na Jego przyjście i zmartwychwstanie. Myślę, że ten mały szczegół dotyczący wyjścia z łodzi może dać siłę każdemu, kto doświadcza w swoim życiu przebywania w krainie zniewolenia, i może dać siłę do walki, by wyjść z każdego życiowego „grobu”, ponieważ Jezus już idzie w twoim kierunku, by cię uwolnić. Uwolnić z grzesznego sposobu życia, z sieci toksycznych zależności, demonicznych relacji i układów. Gdy Jezus wyszedł z łodzi, opętany natychmiast wyszedł Mu naprzeciw. Wyjście ku Jezusowi i ujawnienie przed Nim całej prawdy o sobie to już wejście na drogę uwolnienia. To, co jest ukryte, trzyma nas na uwięzi, natomiast Światło przyszło na świat, aby zbawić to, co zginęło.

Ujawnienie się w całej prawdzie, stanowi rękojmię uwolnienia siebie w miłości, którą daje Bóg przez Jezusa. Nie możemy sami nic dla siebie uczynić, ale możemy sami, albo z czyjąś pomocą, jak Łazarz wychodzący z grobu, ujawnić wszystko. Wszystko, co nas zniewala, co jest kajdanami, które kruszymy, a mimo to one ciągle krępują duchowo. Które łamiemy, a one znowu się pojawiają. Nawet samozbawienie okazuje się jeszcze większym zniewoleniem i żadna siła nie może w nas poskromić tej mocy, która nami miota i powoduje lęk, rozpacz, wściekłość, nienawiść – nawet do siebie samego.

KRUSZENIE ŁAŃCUCHÓW

„Często bowiem nakładano mu pęta i łańcuchy, ale łańcuchy kruszył, a pęta rozrywał, i nikt nie zdołał go poskromić” (Mk 5, 4)

Grecki czasownik określający kruszenie kajdan brzmi: SYNTRIBO – być nadłamanym, pokruszyć, być skruszonym, zetrzeć na proch, być załamanym, przygnębionym, ale w LXX [1] oznacza również skruszone serce.

Septuaginta używa tego określenia, przedstawiając fatalną kondycję Babilonu, który jest w przerażającym położeniu.

„Niespodziewanie upadł i załamał się Babilon: podnieście nad nim lament! Weźcie balsam na jego ranę, może odzyska zdrowie. Staraliśmy się Babilon uzdrowić, lecz się nie dał wyleczyć. Porzućmy go! Niech każdy idzie do swej ziemi! Albowiem sąd nad nim dosięga nieba i aż w obłoki się wznosi” (Jer 51, 8-9).

Jeremiasz, gdy patrzył na proroków, przeżywał również owo rozdarcie, widząc grzech i odstępstwo od Boga, mówił więc:

„O prorokach. Rozdziera się serce we mnie, wszystkie moje członki ogarnia drżenie, jestem jak człowiek pijany, jak człowiek przesycony winem – z powodu Pana i Jego świętych słów” (Jer 23, 9).

W Księdze Izajasza możemy odnaleźć również owo sformułowanie, które określa rozbicie Jaśniejącego, Syna Jutrzenki. Tajemniczym Jaśniejącym jest Lucyfer, rozbity przez swoją zdradę i nieposłuszeństwo.

„Jakże to spadłeś z niebios, Jaśniejący, Synu Jutrzenki? Jakże runąłeś na ziemię, ty, który podbijałeś narody?” (Iz 14, 12).

Zatem rozbicie towarzyszy zawsze odejściu od źródła życia, czyli od Boga. Sytuacja grzechu zawsze rozbija jedność wewnętrzną, a także kruszy zewnętrzne relacje i serca innych.

W Ewangelii według świętego Marka odnajdujemy słowo „kruszyć” użyte przy opisie wydarzenia, gdy do Jezusa przyszła kobieta z alabastrowym flakonikiem olejku, by namaścić Mu głowę. Rozbicie flakonika z olejkiem nardowym może symbolizować skruchę kobiety, którą wyraża wobec Jezusa. Jezus bierze ją w obronę, mówiąc, że namaściła Jego ciało na pogrzeb. Zatem skrucha i rozbicie swojego serca poprzez żal za grzechy jest namaszczaniem ciała Jezusa.

„A gdy Jezus był w Betanii, w domu Szymona Trędowatego, i siedział za stołem, przyszła kobieta z alabastrowym flakonikiem prawdziwego olejku nardowego, bardzo drogiego. Rozbiła flakonik i wylała Mu olejek na głowę” (Mk 14, 3).

Natomiast w kruszeniu łańcuchów opętanego możemy się doszukiwać symbolu skruchy, która nie jest ukierunkowana na Jezusa. Kobieta skruszyła swoje serce, krusząc flakonik przed Jezusem, by Go namaścić, natomiast opętany kruszył kajdany, nie otwierając serca przez Bogiem.

Kruszenie łańcuchów opętanego może również symbolizować ludzkie usiłowania wiodące ku wyzwoleniu z nałogów grzechowych, dręczenia demonicznego lub opętania. Ludzki wysiłek, nawet powodowany autentyczną skruchą, daje krótkotrwały efekt. Człowiek nie jest w stanie sam wyzwolić się z własnych zniewoleń.

Katechizm Kościoła Katolickiego stwierdza: „Już przygotowanie człowieka na przyjęcie łaski jest dziełem łaski. Jest ona konieczna, by pobudzać i podtrzymywać naszą współpracę w usprawiedliwianiu przez wiarę i w uświęcaniu przez miłość” [2].

Potrzeba interwencji potężnej łaski Chrystusa, która rozpoczyna swoje działanie w chwili spowiedzi. „Pierwszym dziełem łaski Ducha Świętego jest nawrócenie, które dokonuje usprawiedliwienia zgodnie z zapowiedzią Jezusa na początku Ewangelii:

«Nawracajcie się, albowiem bliskie jest Królestwo niebieskie» (Mt 4, 17).

Człowiek poruszony przez łaskę zwraca się do Boga i odwraca od grzechu, przyjmując w ten sposób przebaczenie i sprawiedliwość z wysoka” [3]. Darmowa koncepcja Boga oczekuje naszej odpowiedzi, dając nam wolność. „Wolna inicjatywa Boga domaga się wolnej odpowiedzi człowieka, gdyż Bóg stworzył człowieka na swój obraz, udzielając mu, wraz z wolnością, zdolności poznania Go i miłowania” [4]. Bóg przez swoją łaskę pragnie nas włączyć w swoje dzieło zbawienia, udzielając nam darów. „Tymi darami są łaski sakramentalne, czyli dary właściwe różnym sakramentom. Są to ponadto łaski szczególne, nazywane również charyzmatami, zgodnie z greckim pojęciem użytym przez świętego Pawła, które oznacza przychylność, darmowy dar, dobrodziejstwo” [5].

Zniewolony był w takim stanie, że żadnymi ograniczeniami i zewnętrznymi sposobami nie dało się zmienić jego zachowania. Próba zmiany drugiego człowieka bez Jezusa, zawsze ostatecznie staje się przegraną. Budowanie królestwa na tym świecie poprzez najlepiej utkane systemy filozoficzne staje się ruiną. Najlepsze chęci, by budować rajskie życie o własnych siłach, są jak budowanie wieży Babel, która w końcu runie. Szukanie sposobu na zmianę zachowania człowieka bez Jezusa, jest próbą dostosowania innych ludzi do siebie, dla własnej wygody i poczucia bezpieczeństwa. Na chwilę można kogoś ukulturalnić, ale serce zmienia Bóg. Tylko budowanie bliskości z Jezusem sprawia, że serce człowieka się zmienia, a co za tym idzie, również i zachowanie. Wychowanie człowieka bez Jezusa zawsze prowadzi do zawalenia się gmachu pedagogicznego. Gdy uczyłem w szkole średniej, młodzież chodząca do pierwszej klasy miała jeszcze niezniszczone, wrażliwe oblicza. Większość była wychowywana w domu tak, by być dobrym, ułożonym, grzecznym, kulturalnym. Najważniejszą wartość stanowiło bycie dobrym dla siebie. W centrum tego systemu stali rodzice, którzy chcieli mieć „swoje” dobre dzieci. Z każdym rokiem na obliczach uczniów było widać coraz większy niepokój i cierpienie spowodowane przez upadki i grzechy, które rzutowały na całe życie. Okazywało się, że narzucanie dobrych rad i fantastycznych zasad jest jak piasek, który przy niewielkim wietrze znika, jakby go w ogóle nie było. Wychowanie, w którym Jezus jest przygodną rzeczywistością, może konieczną do zbawienia, ale zbędną do budowania własnego życiowego szczęścia, staje się ostatecznie ruiną.

„A cóż mieszkańcy glinianych lepianek, których podstawy na piasku? – Łatwiej ich zgnieść niż mola”(Hi 4, 19).

„Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój buduje na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki” (Mt 7, 26-27).

Życie budowane na skale, którą jest Jezus, przetrwa wszelkie ostrzały wroga. Tylko Jezus wypełnia głęboko serce miłością i pokojem. „Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie – niech przyjdzie do Mnie i pije. Jak rzekło Pismo: Strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza”(J 7, 37-38).

Nawet jeżeli jesteś słaby i kruchy jak blaszany garaż, ale osadzony mocno na fundamencie Jezusa, wytrzymasz wszelkie nawałnice. Natomiast najpotężniejsze mury kultury, dobrego wychowania, złotych myśli na każdy dzień runą z ogromnym hukiem.

Gdy wnętrze nie jest wypełnione Duchem Jezusa, to życie dobrymi radami okazuje się trwaniem w więzieniu i skończy się zawaleniem. To tak, jak przy prostej zasadzie chemicznej, by zawsze wlewać kwas do wody, a nie odwrotnie. Pamiętam, jak mój ojciec, Tadeusz, uczył mnie w dzieciństwie o kolejności i zasadach mieszania kwasu z wodą. Jeżeli źle zacznie się procedurę, skończy się ona poparzeniem. Jeżeli zaczniesz życie od wlewania reguł i zasad kultury, a nie od Jezusa, wtedy nastąpi poparzenie i katastrofa. Jezus jest źródłem i celem naszego życia. Każde zaburzenie porządku kończy się tragedią.

Nie było mocy, by skruszyć opętanego człowieka. To on kruszył wszystko, kruszył innych. Bywa tak, że są osoby, do których boisz się podejść, bo masz doświadczenie, że potrafią jednym słowem wbić nóż w serce. Skruszyć i mieć z tego satysfakcję... Ludzkie siły nie wystarczą, by odmienić oblicze ziemi i ludzkiego serca. Czy cokolwiek oprócz Jezusa zdoła zmienić ludzkie serce? Czy cokolwiek jest w stanie wypełnić naczynie naszej duszy klejem krwi czyniącej z serca niezniszczalny puchar? Opętany kruszył łańcuchy i pęta – to nie tylko obraz autodestrukcji, ale i destrukcji wszystkiego wokół. To on łamał serca i sumienia.