Wojownicy. Pierwsza bitwa, Wojownicy - Erin Hunter - ebook

Wojownicy. Pierwsza bitwa, Wojownicy ebook

Erin Hunter

4,9

Opis

Chcesz bitwy?

Będziesz miał wojnę!

 

Piorun odwrócił się od ojca, który okazał się tyranem nieuznającym słabości i współczucia. Jednak powrót do normalności na wrzosowisko nie jest tak prosty, jak mogłoby się wydawać. Gorycz i zawiść, które poróżniły Skrzydło Szare i Niebo Czyste, zmieniły spokojny las w nieprzyjazne, pełne napięcia miejsce, a braterski konflikt zmusił wszystkie dzikie koty do opowiedzenia się po jednej ze stron. I chociaż Skrzydło Szare i Piorun robią, co w ich mocy, aby znaleźć pokojowe rozwiązanie, wiedzą, że nie mogą powstrzymać narastających tarć. Na horyzoncie maluje się bowiem widmo bitwy, która pochłonie wiele ofiar…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 347

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,9 (11 ocen)
10
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
pjarosz

Nie oderwiesz się od lektury

Z utęsknieniem będę czekać na kolejną część po polsku z tej serii, Gorejącą Gwiazdę <3 Dobra kontynuacja, oraz kolejne bardzo fajne nawiązanie okładki do fabuły. Nie wiem czy tylko ja zawsze szukam w książce momentu fabularnego ukazanego na okładce. A na podsumowanie chce tylko powiedzieć: Skoro "Janowiec wrócił", to niedługo wrócą z nową książką z tej cudownej serii. Pozdrawiam i miłego czytania!
20
minbeat

Nie oderwiesz się od lektury

pierwsze klany a bardziej obozy! BARDZO POLECAM!!!👍🏻
00
wanda-jedrzycka

Nie oderwiesz się od lektury

❤️❤️❤️
00
czytelniknamedal13

Nie oderwiesz się od lektury

❤️😻❤️ czekam jak na Legimi pojawi się kolejny tom
00
1Ania9

Nie oderwiesz się od lektury

:-)
01

Popularność




Erin Hunter Pierwsza bitwa. Wojownicy. Świt Klanów tom 3 Tytuł oryginału The First Battle ISBN Copyright © 2014 by Working Partners Limited Series created by Working Partners Limited Tłumaczenie © Wydawnictwo Nowa Baśń 2023Wszystkie prawa zastrzeżone Redaktor prowadząca Izabela Troinska Redakcja Karolina Kaczorowska Konsultacja merytoryczna i koncepcja okładki Dominika Kuc Projekt typograficzny i łamanie Grzegorz Kalisiak | Pracownia Liternictwa i Grafiki Projekt graficzny okładki Johanna Tarkela Ilustracje i grafiki Marcin Kwaśny Wydanie 1 Wydawnictwo Nowa Baśń ul. Czechowska 10, 60-447 Poznań telefon 881 000 125www.nowabasn.com Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być kopiowana i wykorzystywana w jakiejkolwiek formie bez zgody wydawcy i/lub właściciela praw autorskich. Konwersję do wersji elektronicznej wykonał Jarosław Szumski.
Ze specjalnymi podziękowaniami dla Kate Cary Dla Josha, mojego syna (dziękuję za wszystkie filiżanki herbaty)

Obozy

OBÓZ NIEBA CZYSTEGO

PRZYWÓDCA

Niebo Czyste — jasnoszary kocur o niebieskich oczach

CZŁONKOWIE OBOZU

Pióro Lotne — młoda biała kotka

Liść — czarno-biały kocur

Płatek — drobna jasnoruda pręgowana kotka o zielonych oczach; przybrana matka Brzozy i Olchy

Woda Wartka — szaro-biała kotka

Szyszka — szylkretowy kocur

Pokrzywa — szary kocur

KOCIĘTA

Brzoza — rudy kocurek

Olcha — szara nakrapiana koteczka

OBÓZ CIENIA WYSOKIEGO

PRZYWÓDCZYNI

Cień Wysoki — czarna kocica o zielonych oczach i gęstej sierści

CZŁONKOWIE OBOZU

Skrzydło Szare — ciemnoszary kocur o gładkiej sierści i złocistych oczach

Szczyt Szczerbaty — mały szary pręgowany kocur o niebieskich oczach

Runo Łaciate — drobna szylkretowa kotka o złocistych oczach

Kwiat Słotny — brązowa pręgowana kotka o niebieskich oczach

Lód Trzaskający — szaro-biały kocur o zielonych oczach

Obłok Plamisty — czarny kocur o długiej sierści z białymi uszami, białą piersią i dwiema białymi łapami

Skrzek Kawki — młody czarny kocur o niebieskich oczach

Jastrząb Pikujący — ruda pręgowana kotka

Wietrzna Sprinterka — żylasta brązowa kocica o żółtych oczach

Janowcowe Futro — chudy szary pręgowany kocur

Ogon Żółwia — szylkretowa kotka o zielonych oczach

Ogon Błyskający — czarny kocur

Futro Żołędzie — kasztanowa kotka

Piorun — rudy kocur o bursztynowych oczach i dużych białych łapach

Szron — śnieżnobiały kocur o niebieskich oczach

KOCIĘTA

Ślepia Sowie — szary kocurek

Serce Łupane — ciemnoszary pręgowany kocurek o bursztynowych oczach

Futro Wróble — szylkretowa kotka

Włóczędzy

Wąż — drobny brązowy pręgowany kocur

Chyża — ruda pręgowana kotka

Rosa — kotka o krótkiej gęstej szarej sierści i błyszczących niebieskich oczach

Cierń — kocur o zmatowiałym nakrapianym futrze

Rzeka Falująca — srebrzysty długowłosy kocur

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Prolog

Przed wejściem do jaskini przelewała się woda. Szary kocur przyglądał się kaskadzie, której huk zagłuszał dźwięk wiatru i łagodził poszarpane szczyty leżące w oddali, po czym znikał daleko w dole wśród tęczowej mgły.

Z tyłu za kocurem poruszały się inne koty, cicho, jak cienie w pociętej plamami światła jaskini. Szary kocur z oczami zamglonymi tęsknotą przysłuchiwał się pomrukom pozostałych.

— Kamyki w moim legowisku! — zaskrzeczała starsza. — Wciąż mam kamyki na posłaniu.

— Ja je powybieram! — Po ziemi zatupały drobne łapki.

— Wracaj, Mrozie Sójczy! — zawołała matka. — Twoje łapki są za miękkie na ostre kamienie.

Szary kocur odwrócił się, czując dreszcz przebiegający po gładkiej sierści.

— Spróbuj, Wodo Zamglona. — Stary złocisty kocur popychał nosem chudą mysz w kierunku kocicy o zmatowiałej sierści.

Woda Zamglona zerknęła na zdobycz ze swojego posłania na nierównym podłożu jaskini.

— Daj to komuś młodszemu. — Wskazała Mróz Sójczy, który wybierał kamyki z posłania starszej.

— Musisz jeść — przekonywał Ryk Lwa.

— To ostatnie zwierzę — odparła kocica.

— Ale niedługo myśliwi wrócą z polowania. Może coś upolowali! — zawołał brązowy kocur, dzielący się językami z białą kotką przy ścianie jaskini.

Szary kot radośnie nadstawił uszu.

— Gałąź Skręcona! Zając Ośnieżony! — Poszedł w stronę dwojga kotów, ale zaskoczony przystanął i podniósł się na tylne łapy, gdyż drogę przecięła mu czwórka mło-dziaków.

— Bawcie się grzecznie! — zawołała matka, biegnąc za nimi.

Liść Zroszony! — rozpoznał karmicielkę szary kocur. — Urodziłaś szczęśliwie! Tak się cieszę. — Przez chwilę mruczał gardłowo, po czym zamilkł.

— Gdyby Cień Księżycowy został dla kociąt, może by jeszcze żył — miauknął.

— Skrzydło Szare!

Kocur odwrócił się na dźwięk skrzekliwego głosu. Z cieni w głębi jaskini szła ku niemu sędziwa kocica.

— Bardo! — Skrzydło Szare pospieszył do niej. — Widzisz mnie?

— Oczywiście. — Kocica wyciągnęła pysk na powitanie. — Dzielimy ten sam sen.

Zetknęli się nosami i kocur stwierdził z zaskoczeniem, że jej nos jest bardzo zimny. Od tylu księżyców już mieszkał na wrzosowisku, że zapomniał, iż w górach panuje przenikliwy ziąb, który tak naprawdę nigdy nie odpuszcza.

Rozejrzał się wokół, omiatając spojrzeniem dawnych współplemieńców.

— Czy oni nas widzą?

— My możemy sięgnąć spojrzeniem poza sen — wyjaśniła Barda — ale oni nie mogą tu zajrzeć.

Skrzydło Szare zamrugał.

— Czy jestem tutaj, czy śnię w moim gnieździe na wrzosowisku?

— Jedno i drugie. — Rozbawienie rozjaśniło oczy Bardy tak, że przez moment przypominały oczy kociaka. — W tej chwili jest tu wszystko, co ważne.

Skrzydło Szare zesztywniał przed obliczem nakrapianej szarej kocicy.

— Mżawka Głucha — powiedział; na widok matki skulonej w swojej sypialnej niszy poczuł ucisk w piersi. Łagodne oczy kocicy zamgliły się, kiedy jej spojrzenie powędrowało szlakiem migotliwych odblasków na ścianach jaskini.

— Dobrze się czuje? — zapytał Bardę.

— Dobrze — zapewniła.

— Chciałbym móc jej przekazać, że przetrwaliśmy podróż, że Niebo Czyste jest zdrowy, Szczyt Szczerbaty też… pomimo kontuzji. Tak się o nas martwiła przy pożegnaniu, chociaż twierdziła, że to słuszna decyzja.

— Przekażę jej — obiecała Barda.

Skrzydło Szare niemal jej nie słyszał. To, co powiedział, że Szczyt Szczerbaty i Niebo Czyste czują się dobrze, było tylko częścią prawdy — i ta świadomość przebiła mu serce lodowatym ostrzem. Czy powinien wyznać, że Szczyt Szczerbaty kuleje, gdyż po upadku z drzewa ma niesprawną łapę? Przysiągłem go chronić — wypomniał sobie.

A Niebo Czyste? Brat Skrzydła Szarego jest może i bezpieczny, ale tak się zmienił, że Mżawka Głucha z trudem rozpoznałaby swojego pierworodnego. Znaleźli ziemię bogatą w zwierzynę, na którą mieli nadzieję, lecz koty, które wyszły z gór jako jedna drużyna, na ciepłych polach i lasach nowego domu podzieliły się na dwie grupy. Niebo Czyste z kilkoma współplemieńcami wziął w posiadanie las. Skrzydło Szare z bólem przyznawał się do tego nawet przed sobą, lecz jego brat zaczął brutalnie strzec swojego udziału w bogatej zdobyczy.

Wstyd rozgrzał sierść Skrzydła Szarego. Zawiodłem ich… i zawiodłem matkę — pomyślał ze smutkiem.

Poczuł, że Barda próbuje spojrzeć mu w oczy, lecz nie potrafił podnieść na nią wzroku.

— To nie twoja wina, Skrzydło Szare. — Barda wskazała pyskiem wychudzonych członków plemienia. — Koty, które mają mało, uczą się dzielić. — Delikatnie dotknęła nosem jego ramienia. — Koty, które mają wiele, stają się chciwe.

Skrzydło Szare gwałtownie uniósł głowę. Czyżby Barda wiedziała, o czym myśli? Niebo Czyste był kiedyś jego najbliższym przyjacielem, teraz zaś stali się dla siebie rywalami.

— Długo żyję. — Barda przechyliła głowę. — Muszę cię ostrzec: chciwość to dopiero początek. — Jej oczy ściemniały. — Zbliża się wojna.

Skrzydło Szare przełknął ślinę.

— Z Niebem Czystym?

— Nie bój się — miauknęła uspokajająco Barda.

Skrzydło Szare uniósł głowę.

— Nie boję się! — powiedział, lecz serce zaczęło mu bić szybciej.

Jak mam walczyć z własnym bratem? — zapytał się w duchu.

— Pamiętaj o kotach, które cię kochają i ci ufają — zamruczała Barda. — Drogi twoje i Nieba Czystego się rozeszły, ale wciąż macie Szczyt Szczerbaty.

Skrzydło Szare poczuł ciepło w piersi na wspomnienie odwagi i lojalności młodszego brata.

— A Ogon Żółwia? — Oczy Bardy zaokrągliły się z ciekawości. — Co u niej?

— Jest szczęśliwa — odparł Skrzydło Szare głosem zdławionym z emocji.

— W końcu doceniłeś siłę jej uczucia. — Oczy Bardy rozbłysły. — Cieszę się.

Skrzydło Szare przestąpił z łapy na łapę. Wyobrażał sobie Ogon Żółwia, śpiącą obok niego, podczas gdy on chodził we śnie. Serce Łupane, Ślepia Sowie i Futro Wróble zapewne leżą skulone przy jej brzuchu — wciąż jeszcze kocięta, lecz z każdym dniem większe. Chociaż ich ojcem był pieszczoch, Skrzydło Szare kochał je jak własne, a one kochały jego, tak samo jak uwielbiała go Ogon Żółwia.

Poczuł w sercu ukłucie bólu. Tęsknił za wszystkimi, choć przecież wiedział, że styka się z nimi sierścią — tam daleko, na wrzosowisku. Jak to możliwe? — zastanowił się. W głowie zaczęło mu się mącić; skierował myśli z powrotem do jaskini. W tej chwili tylko to się liczy — uznał.

Rozrzewniony, odwrócił się do Bardy, jednak kocica wpatrywała się w wodospad; na jej pysku odbijało się światło księżyca.

Zamknęła oczy.

— Dlaczego tu przyszedłeś?

Czy naprawdę wybrałem ten sen? — Skrzydło Szare poczuł pod skórą dreszcz niepokoju. Coś wciągnęło go w głąb wspomnień. Ale co? Nagle poczuł w żołądku ukłucie winy. Od przybycia na wrzosowiska koty z plemienia tyle razy już widziały śmierć. Skrzydło Szare instynktownie spiął się na myśl o Lisie, włóczędze, który zginął z jego łap, zabity przypadkiem w potyczce o granicę.

— Przynieśliśmy ze sobą śmierć.

— Przynieśliście zmianę — powiedziała łagodząco Barda.

— Ale czy każda zmiana musi się rodzić we krwi?

Jedyne, czego pragnąłem, to bezpieczeństwo dla moich przyjaciół — pomyślał.

— Wszyscy rodzimy się we krwi — zamruczała Barda. — Ale to oznacza początek, nie koniec.

Początek? — powtórzył w myślach. Czy znów dojdzie do rozlewu krwi?

Wejście do jaskini zasnuła mgła, pochłonęła członków plemienia, otuliła Bardę, która po chwili zniknęła kocurowi z oczu.

— Bardo, proszę… — Gęsty tuman stłumił jego okrzyk.— Nie odchodź! — zawołał z gardłem ściśniętym z żalu. Nie chciał znów tracić starych przyjaciół.

— Wierzę w ciebie, Skrzydło Szare — w gęstniejącej mgle odezwało się echo głosu Bardy. — Zawsze.

Mgła przesłoniła mu oczy, zatkała gardło i weszła do płuc; zaczął walczyć o każdy oddech, czując, jak myśli mu się plączą i ogarnia go ciemność.

Rozdział 1

Niebo Czyste zmrużył oczy. Widział jaskraworudą sierść Pioruna idącego przez paprocie. Syn szedł pod górę, na wrzosowisko; wychodził z lasu ze Szronem.

Widocznie tak musi — pomyślał Niebo Czyste. Próbował nie zwracać uwagi na żal powodujący ucisk w brzuchu. W górze liście szeleściły na lekkim wietrze. Ciepłe promienie słońca tworzyły plamy na sierści. Za nim skrzypiały sękate pnie starych drzew. Lekki zapach wilgoci uniósł się spod łap kocura, z grubej warstwy liści na ziemi. To jego terytorium. Jeśli Piorun nie chce tu mieszkać, może odejść. Szron musiał to zrobić, ale Piorun sam podjął taką decyzję. Szron został ranny, a rana nie goiła się i jego stan może się pogorszyć. Dla kota z infekcją nie ma miejsca w obozie. Jego słabość stanowi obciążenie dla leśnego plemienia. Czy Piorun tego nie pojmuje? — rozmyślał Niebo Czyste, z gniewem wbijając pazury w ziemię. Dlaczego tak niewielu go rozumie? On chce tylko chronić koty leśne, to zawsze był jego cel, odkąd osiedli w tym miejscu. A jednak własny syn widział w nim potwora, ponieważ mu zależy. W takim razie musi odejść. Nie pozwolę nikomu podkopywać mojego autorytetu — stwierdził. Jeśli będzie to sobie powtarzał, może ból w brzuchu osłabnie…

Plemię! To słowo zabrzmiało w głowie Nieba Czystego przenikliwie jak krzyk kosa. Po raz pierwszy pomyślał o kotach leśnych jak o plemieniu. Nie! — z gniewem odsunął od siebie tę myśl. — Nie jesteśmy plemieniem! Po księżycach udanych polowań koty z lasu miały sierść gładszą i były lepiej odżywione niż ich biedni wychudzeni pobratymcy, którzy postanowili zostać w górach. Przy odpowiednim przewodnictwie w bujnym lesie rozkwitną. Staną się silniejsi od każdego kota z gór. Nigdy już nie zaznają zimna ani głodu.

Niebo Czyste strzepnął ogonem i skierował się między drzewa.

Na granicy wzroku mignęła mu biała sierść. Pióro Lotne przebiegała przez wysoką trawę porastającą skraj lasu.

Niebo Czyste z irytacją uniósł sierść na wspomnienie słów, jakimi Pióro Lotne pożegnała Pioruna. „Niemal żałuję, że nie idę z wami”. Piorun usiłował przekonać białą kotkę, by z nim odeszła. A ona zaczęła rozważać ten pomysł!

Niebo Czyste wysunął pazury.

— Pióro Lotne!

Kotka gwałtownie uniosła głowę.

— Tak, Niebo Czyste? — Wydawała się zaskoczona.

— Chcę z tobą porozmawiać.

Spojrzała na niego nad trawą.

— O czym?

Niebo Czyste zmrużył oczy. Nie zdaje sobie sprawy, że ją słyszał?

— Widziałem, jak żegnasz się z Piorunem i Szronem.

— Tak?

Starała się mówić niewinnym tonem, ale Niebo Czyste zauważył, że w poczuciu winy zmarszczyła sierść na karku.

— Chodź tutaj! — burknął. — No i?

— Życzyłam im powodzenia, to wszystko. — Ruszyła do niego przez wysoką trawę.

— Piorun zachęcał, żebyś z nim odeszła. — Obrzucił ją oskarżycielskim spojrzeniem.

Kotka wyskoczyła z trawy i wylądowała na pokrytej liśćmi ziemi o długość ogona dalej.

— Odmówiłam.

— Powiedziałaś, że niemal żałujesz, iż nie idziesz z nimi. — Niebo Czyste zataczał koła wokół niej, ogon drgał mu nerwowo. Zachowywała się, jakby nie miała nic na sumieniu.

— Postanowiłam zostać. — Spojrzenie kotki nabrało ostrości. — A co ci do tego? Mogę iść, dokąd zechcę.

Niebo Czyste odsłonił zęby. Głupia kocurzyca! Czy nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo potrzebuje jego ochrony i przewodnictwa?

— Teraz należysz do mojego plemienia. Jeśli nie mogę liczyć na twoją lojalność, to równie dobrze możesz sobie odejść.

— Plemienia? — Pióro Lotne zaskoczona wytrzeszczyła oczy. — Nie jesteśmy plemieniem. Połowa naszych została w górach. Połowa z tych, którzy przyszli tu z nami, mieszka na płaskowyżu. Nie mamy Bardy, która nas poprowadzi.

Niebo Czyste poczuł palący żar pod skórą. Słowo „plemię” wymknęło mu się niechcący; czy ona chciała go upokorzyć?

— No dobrze — warknął. — Nie jesteśmy plemieniem. Jesteśmy lepsi niż plemię. Komu potrzebna Barda? Macie mnie. — Strzepnął ogonem. — Ja was teraz prowadzę. To ja znalazłem nam obóz. Wytyczam nasze granice. Powinniście być mi wdzięczni, bo dzięki mnie już nigdy nie będziecie głodować ani marznąć.

— Dzięki tobie? — parsknęła Pióro Lotne. — Zachowujesz się tak, jak byś to ty nas tu przyprowadził! Zapomniałeś, że razem przyszliśmy tu z gór? Kto uratował Wodę Wartką, kiedy się topiła? Ja! Kto uratował Szczyt Szczerbaty przed orłem? Skrzydło Szare. Chroniliśmy się nawzajem. Nikt nie jest ważniejszy od reszty; nikt, oprócz Bardy. To ona rozmawia z przodkami. Jest mądrzejsza od ciebie, ty nigdy taki nie będziesz!

Niebo Czyste poczuł w brzuchu falę wściekłości.

— Rozejrzyj się! — Zatoczył ogonem po drzewach wokół. W gałęziach śpiewały ptaki, między korzeniami przemykała zwierzyna. — Skoro jest taka mądra, dlaczego została w górach i głoduje?

Pióro Lotne gwałtownie zbliżyła do niego pysk.

— Opiekuje się innymi kotami!

— To akurat ja robię! — zawołał Niebo Czyste z oburzeniem. Co za niewdzięcznica! — To dzięki mnie jesteście bezpieczni i dobrze odżywieni.

Pióro Lotne zmarszczyła pysk.

— Przecież las nas żywi.

— A kto pilnuje, by las był nasz, i nie dopuszcza do niego innych? — Niebo Czyste pyskiem wskazał granicę biegnącą skrajem lasu.

— Ciebie interesują tylko granice — powiedziała oskarżycielsko Pióro Lotne. — Przy każdej okazji przesuwasz je coraz dalej. Życie to nie tylko terytorium!

— Czyżby? — warknął Niebo Czyste. — Chcesz się dzielić zwierzyną z każdym włóczęgą, który tędy przejdzie?

— Zwierzyny w lesie wystarczy dla wszystkich!

— Ale teraz mamy kocięta! Zapomniałaś o Brzozie i Olsze? — Niebo Czyste nie wyobrażał sobie, jak można być tak krótkowzrocznym. — Pewnego dnia urodzą się nowe, potem jeszcze kolejne! Chcesz, żeby ginęły z głodu jak Ptaszyna Trzepocząca? — Z głębi wspomnień powrócił żal na myśl o młodszej siostrze, która zmarła w górach. Powróciło też poczucie winy. Czy przeżyłaby, gdybym lepiej polował? — Już nigdy nie chcę widzieć głodujących kociąt.

— Myślisz, że ja tego chcę? — syknęła Pióro Lotne. — Przestań udawać, że przesuwasz granice dla naszego dobra. Jesteś po prostu chciwy!

Wściekłość zaszumiała mu w uszach; ruchem szybkim jak wąż wysunął łapę i przejechał pazurami po pysku kotki.

Pióro Lotne odskoczyła, ślizgając się na liściach, i spojrzała na niego tak, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu.

Niebo Czyste pokazał zęby.

— Wszystko, co robię, robię dla nas — warknął.

Pióro Lotne cofała się; z jej nosa kapała krew.

— Dobrze — zamruczała ochryple.

— Przykro mi, że cię zraniłem — powiedział Niebo Czyste. — Ale kiedy nadejdzie pora zimna, a w obozie pojawią się nowe kocięta, zrozumiesz to, co ja już wiem: każdy, kto kwestionuje moją lojalność, naraża nas wszystkich na niebezpieczeństwo.

Machnął gwałtownie ogonem, odwrócił się i poszedł głębiej w las.

Chociaż od wielkiego pożaru minęło kilka księżyców, w lesie wciąż unosił się zapach spalenizny, kiedy cicho przez niego szedł. Po przyjściu do obozu Niebo Czyste wspiął się na strome zbocze otaczające obóz z jednej strony i przyglądał się, jak Pióro Lotne przemyka przez polanę w kierunku splątanych korzeni dębu. Tam przycupnęła samotnie, co chwilę przesuwając językiem po pysku, by polizać zadrapanie. Woda Wartka podeszła do niej szybko i obie kotki przysiadły tuż obok siebie, rozmawiając przyciszonymi głosami, z głowami jedna przy drugiej.

Niebo Czyste przestąpił z łapy na łapę. Czy plotkują o nim? Czy Pióro Lotne skarży się na to, że ją podrapał? Czy powinien im przerwać? Nie chciał, by koty ukradkiem o nim rozmawiały. Jednak jeśli poświęci jej skargom zbyt wiele uwagi, może pogorszyć sytuację. Mimo dreszczu niepokoju nie odzywał się.

Przesunął spojrzenie na Szyszkę i Pokrzywę. Te dwa młode kocury niedawno dołączyły do kotów z lasu, a ich lojalność wciąż była krucha jak suche liście. To oni przekonali Pioruna, by zakwestionował decyzję Nieba Czystego o powiększeniu granic. Kocur poczuł narastające w gardle warczenie. Musi wzmocnić ich zaangażowanie… i nauczyć odwagi! Odważne koty same stawiłyby mu czoła.

Wyprostował się, zeskoczył ze stoku i poszedł na środek polany.

Liść, czarno-biały kocur, wylizujący sobie brzuch u stóp gładkiego głazu znaczącego kraniec polany, uniósł na niego wzrok i poszukał jego spojrzenia.

— Czy Piorun naprawdę odchodzi?

— Już odszedł. — Niebo Czyste strzepnął ogonem. Nie chciał myśleć o przeszłości; liczyła się tylko przyszłość. — Zbierzecie się tutaj, chcę do was przemówić! — Potoczył wzrokiem po kotach leśnych.

Woda Wartka zbliżyła się tuż za nim; Pióro Lotne człapała zaraz obok. Pokrzywa i Szyszka obeszli go kołem i zatrzymali się o długość ogona dalej. Liść strzepnął sierść i dołączył do Pokrzywy, wymieniając spojrzenia z młodym włóczęgą.

Spod nisko zwisających gałęzi cisu wychynął jasnorudy pysk.

— Spotkanie?

Niebo Czyste przywołał kotkę gestem ogona.

— Tak, Płatku. Proszę, dołącz do nas.

Z ciemnozielonych gałęzi wynurzyła się złocista kotka; w ślad za nią wyjrzały pyszczki dwóch kociąt o błyszczących okrągłych oczach.

— Nie martw się, Brzozo. — Płatek odwróciła się do kociaka. Kiwnęła głową jego siostrze, skulonej obok. — Olcho, zostań tutaj i dopilnuj, żeby Brzoza był z tobą.

Delikatnym ruchem ogona popchnęła kocięta z powrotem w cień, po czym przeszła na polanę.

— Co się dzieje? — Przystanęła przy Piórze Lotnym.

Niebo Czyste niemal jej nie słyszał; spoglądał na Brzozę i Olchę, wyglądające spod cisu. To nie były kocięta Płatka; kotka przygarnęła je po śmierci ich matki.

Po tym, jak zabiłem ich matkę — pomyślał.

Te słowa nieproszone zabrzmiały mu w głowie. Pod skórą poczuł świerzbienie wyrzutów sumienia; w gardle rozległ się pomruk. Nie! To ona nas napadła! Ja tylko broniłem moich kotów — usprawiedliwiał się sam przed sobą.

A ona tylko broniła swoich kociąt.

Nie zwrócił uwagi na oskarżenie dzwoniące mu w uszach i skupił się na tym, by pewnie stanąć na nogach. Łapy pod nim drżały. Muszę być silny, jeśli mam przeprowadzić moje koty przez porę zimna — pomyślał. Las wciąż kwitł, ciepły sezon powoli ustępował gorącemu; lecz ciepło nigdy nie trwa długo. Już niebawem las ściśnie mróz. Zwierzyna skryje się pod ziemią, a koty zacznie prześladować głód, bezwzględny jak lis, tak jak to było w górach.

Z zamyślenia wyrwało go miauknięcie Płatka:

— Niebo Czyste!

Strzepnął ogonem i mijając Liścia, wskoczył na głaz.

Koty odwróciły do niego pyski.

— Piorun i Szron odeszli. Już nie wrócą.

Szyszka i Pokrzywa wymienili spojrzenia.

— W naszym lesie nie ma miejsca dla nielojalnych. — Niebo Czyste przeskoczył spojrzeniem na Pióro Lotne.

Kotka wyprężyła pierś.

— Jestem lojal…

— Pióro Lotne zastanawiała się, czy nie odejść z nimi — przerwał jej.

— Tylko przez chwilę! — zaprotestowała.

Z satysfakcją zauważył, że w niebieskich oczach odbiło się poczucie winy. Kotka niespokojnie rozejrzała się wokół. Niebo Czyste miał nadzieję, że pozostałe koty widzą to samo. Wtedy zrozumieją, dlaczego robi to, co ma zamiar zrobić.

— Nawet jedna chwila to za długo — warknął. — Jeśli mamy przetrwać porę zimna, musimy stworzyć silne więzi i zdobyć się na niezachwianą wierność. Teraz. — Podszedł do skraju głazu i rzucił kotce surowe spojrzenie. — W ciężkich czasach muszę być pewien waszejlojalności.

Woda Wartka uniosła pysk.

— Znasz Pióro Lotne od czasów, kiedy oboje byliście kociętami! — zawołała. — Oczywiście, że możesz jej ufać!

Liść przesunął wzrokiem po Piórze Lotnym.

— A co z resztą, tymi, którzy nie urodzili się w górach? — zapytał. — Czy my możemy jej ufać?

Niebo Czyste niecierpliwie przesunął spojrzeniem po pozostałych kotach. Czy ktoś jeszcze podziela obawy Liścia?

— No jasne! — zawołała Woda Wartka, wbijając gniewny wzrok w pytającego.

Płatek zmrużyła oczy.

— Niebo Czyste ma rację — zamruczała. — Musimy być w stanie liczyć na siebie nawzajem w trudnych chwilach. Gdybyśmy chcieli prowadzić życie włóczęgów, nie trafilibyśmy tutaj. Ale postanowiliśmy dołączyć do Nieba Czystego, bo uznaliśmy, że on proponuje nam lepszy byt.

— Właśnie! — Niebo Czyste triumfalnie uniósł ogon. — Cieszę się, że ty to rozumiesz, Płatku. Chcę tylko waszego dobra. Wierność daje nam siłę, sprawia, że ufamy sobie nawzajem. To gwarancja naszego bezpieczeństwa. — Rzucił szybkie spojrzenie na Pióro Lotne. — Dlatego trzeba ją ukarać.

Pióro Lotne nastroszyła śnieżnobiałe futro na grzbiecie.

— Ukarać? — miauknęła ledwo dosłyszalnie.

Niebo Czyste rozejrzał się po pozostałych.

— Jeśli zobaczycie w niej najlżejszą oznakę braku lojalności, musicie mi to zgłosić. Natychmiast! — odczekał, aż Płatek pokiwa głową, a Liść przymknie powieki na znak zgody.

Szyszka i Pokrzywa niespokojnie zaszurali łapami.

— Natychmiast! — Niebo Czyste odsłonił zęby.

Koty szybko pokiwały głowami.

— Wodo Wartka? — Niebo Czyste rzucił ostre spojrzenie na szaro-białą kotkę.

— Nie będę musiała na nią donosić — odparła kotka z równie ostrym łypnięciem. — Pióro Lotne nigdy nie okaże braku lojalności.

Przywódca zmrużył oczy.

— Każdy z was może wydawać jej rozkazy. Każdy może zabrać jej zdobycz, jeśli zechce. Teraz nie znaczy więcej od węża… dopóki znów nie zasłuży na nasze zaufanie.

W oczach Pióra Lotnego błysnęła uraza, lecz kotka nie oponowała. Woda Wartka przysunęła się bliżej przyjaciółki.

Niebo Czyste strzepnął ogonem.

— Mamy jednak ważniejsze sprawy do omówienia. — Spojrzał na Szyszkę i Pokrzywę. — Niektórzy kwestionują moją decyzję poszerzenia naszych granic. — Zobaczył, jak Pokrzywa obronnie wysuwa pazury. Jego ostrzeżenie zostało zauważone. — To dla waszego dobra. Nie widzicie tego? — Głową wskazał drzewa otaczające obóz. Niektóre spośród nich były poczerniałe. — Pożar zniszczył dużą część naszego terytorium, minie trochę czasu, zanim las się odrodzi, a zwierzyna do niego powróci. Na razie potrzebujemy więcej miejsca do polowania. Skoro Piorun i Szron odeszli, a mamy kocięta do wykarmienia… — Zerknął w stronę cisu. Z cienia wypełznął Brzoza i patrzył na zgromadzonych, podczas gdy Olcha zębami szarpała go za ogon, próbując wciągnąć z powrotem do schronienia. Niebo Czyste kontynuował: — Musimy zdobyć jak największe terytorium.

Liść zmarszczył brwi.

— Zdobycie terytorium to jedno — zawołał — ale jak je utrzymamy?

Niebo Czyste wysunął pazury.

— Będziemy patrolować granice i walczyć z każdym kotem, który je przekroczy.

— Nawet ze Skrzydłem Szarym? — Woda Wartka przechyliła głowę. — To twój brat!

Niebo Czyste poczuł falę wściekłości w brzuchu.

— Napadł na mnie! Oskarżył mnie o morderstwo Pszczółki, tej pieszczoszki! — W furii zjeżył sierść. — Ja miałbym zamordować pieszczocha? — Smagnął ogonem w kierunku Brzozy i Olchy. — Ja ratuję koty, a nie zabijam. — I zanim ktokolwiek zdążył przypomnieć mu, w jaki sposób kocięta straciły matkę, ciągnął: — Czasy są trudne, a pora zimna dopiero przed nami. Musimy razem budować mocny, bezpieczny dom!

— Razem! Razem! — podjęła Płatek żywo.

— Razem! — dołączył do niej Liść.

Do biało-czarnego kocura dołączył Szyszka.

— Razem!

Niebo Czyste poczuł dumę w piersi, kiedy kolejne koty okrzykami wyrażały swoje poparcie dla niego. Nawet Woda Wartka i Pióro Lotne dołączyły do okrzyków, chociaż ich oczy czujnie przyglądały się nowym członkom grupy. I co z tego? — zapytał się w duchu. Wiedział, że zbudowanie lojalności i zaufania zajmie kotom czas. Ale to działanie się opłaci. Kiedy nadejdzie kolejna pora ciepła, las będzie należał do nich, a oni będą najedzeni i bezpieczni. Musimy zebrać siły — pomyślał. Uniósł głowę.

— Trenujmy, żeby nikt z nami nie wygrał!

— Trenujmy? — odezwał się Liść z wielkimi oczami, a pozostałe koty zamilkły.

— Będziemy ćwiczyć walkę, aż staniemy się lepsi od wszystkich włóczęgów i kotów z wrzosowisk! — Niebo Czyste poczuł zalewającą go gwałtownie falę ekscytacji; w głowie zaroiło mu się od planów.

Jeśli zaczniemy się dzielić umiejętnościami i siłą, będziemy w stanie chronić nasze terytorium — myślał.

— Pokrzywo! — Zeskoczył z głazu i okrążył szarego kocura. — Chcę, żebyś stoczył walkę z Szyszką. — Podszedł do Szyszki i trącił go w cętkowany bark. — Walcz!

— Nie chcę zranić przyjaciela! — zaprotestował Po-krzywa.

— To nie wysuwaj pazurów — odparł Niebo Czyste. — Chcę tylko, żebyście nam pokazali waszą technikę walki. — Skinął głową Liściowi i Płatkowi. — My będziemy się przyglądać. — Gestem ogona przywołał Wodę Wartką i Pióro Lotne. — Nauczymy się waszych umiejętności, a potem pokażemy, jak my walczymy.

Liść kiwał głową.

— To świetny pomysł, Niebo Czyste. Na pewno oni znają chwyty, których my nie znamy.

Płatek wyciągnęła szyję.

— A ja znam chwyty, których oni mogą się nauczyć.

— Ty możesz być następna — obiecał Niebo Czyste, zachwycony tym, że koty tak bardzo chcą dzielić się swoimi umiejętnościami. Spojrzał na Szyszkę.

— Gotowy?

Szyszka kiwnął głową; bursztynowe oczy błyszczały mu entuzjazmem.

— Ja też. — Pokrzywa machnął ogonem i przypadł do ziemi.

Szyszka zmrużył oczy i stanął naprzeciw przyjaciela.

Niebo Czyste przeszedł przez polanę i trącając koty nosem, ustawił Liścia, Płatek, Pióro Lotne i Wodę Wartką w szerokim, równym kręgu wokół dwóch młodych kocurów.

— Możemy się przyglądać? — Brzoza wyrywał się z uścisku Olchy, która przytrzymywała go za ogon.

— Tak — odparł pobłażliwie Niebo Czyste. — Na naukę nigdy nie jest za wcześnie.

Woda Wartka rzuciła mu pełne dezaprobaty spojrzenie; zignorował je. Miał nadzieję, że kotka zmieni zdanie, kiedy kocięta wyrosną na nieustraszonych, zaprawionych w boju pobratymców.

Odsunął się, a Brzoza i Olcha podbiegły do reszty kotów i zatrzymały się przy Płatku.

Szyszka zamiatał ogonem ziemię za sobą i wbijał wzrok w Pokrzywę.

Ten zmrużył oczy i sprężył mięśnie pod skórą.

Przeciwnik skoczył.

Pokrzywa wspiął się na tylne łapy i spotkał się z nim w powietrzu, po czym oba kocury zderzyły się z łoskotem, który odbił się echem po obozie.

Spadli na ziemię. Pokrzywa wylądował na Szyszce, uniósł przednie łapy i przycisnął przyjaciela za barki do podłoża.

Szyszka wypuścił powietrze, przetoczył się, podkulił tylne łapy i kopnął w chwili, kiedy przeciwnik wspiął się na nogi, szykując do kolejnego ciosu.

Kopnięcie trafiło Pokrzywę w podbródek i odrzuciło do tyłu.

Płatek odskoczyła dalej.

Olcha i Brzoza stały jak wmurowane, spoglądając na potężnego kocura przewalającego się w ich kierunku.

— Uciekajcie! — poleciła Płatek.

Kocięta z piskiem rozbiegły się jak myszy; w tej chwili Pokrzywa zwalił się ciężko na ziemię tuż obok nich.

— Wykończ go, Szyszko! — judził Niebo Czyste.

Szyszka już skoczył na równe łapy, z furią w oczach. Najwidoczniej nie spodziewał się po sobie tak gwałtownego ataku. Sycząc bojowo, ruszył na przyjaciela.

Pokrzywa gramolił się, jednak zbyt wolno.

Szyszka uderzył go mocno i rozpłaszczył na ziemi.

Pokrzywa warknął, zwinął się jak gąsienica i chwycił tylne łapy napastnika, który stanął pionowo. Zacisnął zęby na nodze przyjaciela i szarpnął; Szyszka zatoczył się i upadł.

— Nie dam się wykończyć! — zasyczał Pokrzywa i z odsłoniętymi zębami zbliżył się do gardła leżącego.

— Dość! — Niebo Czyste skoczył do nich, złapał Pokrzywę za kark i pociągnął do tyłu. — Nie robimy sobie krzywdy!

— On chciał mi zrobić krzywdę! — Pokrzywa rzucił Szyszce oburzone spojrzenie.

— Ja się tylko broniłem! — odparł równie oburzony towarzysz.

— Obaj doskonale walczyliście — pochwalił ich Niebo Czyste. Ucieszyła go taka zajadłość. Skoro tak się zaangażowali w walkę z przyjacielem, to jak groźni będą dla wrogów! — Pokrzywo, pokazałeś nam świetny ruch. — Z aprobatą kiwnął głową szaremu kocurowi. — Szyszka nie spodziewał się, że chwycisz go za tylne łapy. — Odwrócił się do Szyszki. — A ty dobrze się ruszasz w powietrzu. Musisz nam pokazać, jak udało ci się takobrócić.

— Pomogłem sobie ogonem — wyjaśnił Szyszka.

Liść z zaciekawieniem przechylił głowę.

— Jak?

— Pokażę wam. — Szyszka przypadł do ziemi. — Kiedy się wybijasz, zaczynasz obrót od koniuszka ogona. Jeśli odpowiednio nim machniesz, zmienisz balans. — Skoczył, obrócił się cały w powietrzu i zgrabnie wylądował na czterech łapach.

Pokrzywa pochylił się do niego; gniew ustąpił miejsca zaciekawieniu.

— Nie wiedziałem, że umiesz coś takiego.

— Spróbuj — zachęcił go żywo Szyszka.

Niebo Czyste usiadł. Przyjaciele zapomnieli już o złości, teraz interesowało ich tylko to, jak nauczyć się lepiej walczyć. Przywódca poczuł ciepłe zadowolenie pod sierścią. To zdolne koty. A po odpowiednim szkoleniu staną się zabójczo groźne — pomyślał z satysfakcją.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki