Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Autor, niczym detektyw, prześledził udział Stanisława Ignacego Witkiewicza w pierwszej wojnie światowej, w mundurze carskiej armii. Dotarł do archiwów, muzeów i prywatnych kolekcji, gdzie natrafił na nieznane wcześniej dokumenty i cymelia związane z tamtymi latami, a przy okazji losów Witkacego nakreślił niezwykle barwne tło historyczne Rosji sprzed, w czasie i po rewolucji.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 367
Opracowanie graficzne: Andrzej Barecki
Korekta: Bogusława Jędrasik
Na obwolucie wykorzystano reprodukcję rysunku Stanisława Ignacego Witkiewicza Autoportret z samowarem, 1917, ze zbiorów prywatnych
ISBN 978-832-440-426-1 (epub)
ISBN 978-832-440-426-1 (mobi)
Copyright © by Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2015
Copyright © by Krzysztof Dubiński
Wydawnictwo Iskry
al. Wyzwolenia 18, 00-570 Warszawa
tel. 22 827 94 15
[email protected], www.iskry.com.pl
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
W ostatnich czasach wiele dał mi do myślenia widok (inaczej nie mogę powiedzieć, bo niestety patrzyłem na to jak z loży, nie będąc w stanie przyjąć w tym żadnego udziału z powodu schizoidalnych zahamowań) Rewolucji Rosyjskiej, od lutego 1917 do czerwca 1918. Obserwowałem to niebywałe zdarzenie zupełnie z bliska, będąc oficerem Pawłowskiego Pułku Gwardii, który je rozpoczął. Do czwartej roty zapasowego batalionu tego pułku, która rewolucję naprawdę zaczęła, miałem być zaszczyt później wybranym przez moich rannych żołnierzy z frontu (byłem tylko w jednej bitwie pod Witonieżem nad Stochodem). Zawdzięczam ten zaszczyt słabym zasługom negatywnym: nie biłem w mordę, nie kląłem pa matuszkie, karałem słabo i byłem względnie grzeczny – nic ponadto; trzystu ludzi zamkniętych w ogromnej, pułkowej stajni przez kilka dni walczyło przeciwko całej carskiej Rosji. Rota ta miała przywilej, że na paradach szła przed pierwszą, a za nią pierwsza, druga i trzecia. Uważam wprost za nieszczęsnego kalekę tego, który tego ewenementu z bliska nie przeżył. Bliższe opisy i wyjaśnienia znajdą swe miejsce w pismach pośmiertnych.
Stanisław Ignacy Witkiewicz,
Niemyte dusze
Wielka Wojna – bo tak w europejskim piśmiennictwie nazywana jest I wojna światowa – przyniosła narodom Europy niewyobrażalne nigdy wcześniej straty i zamieniła ogromne przestrzenie naszego kontynentu w cmentarne pobojowiska zapełnione dziesiątkami tysięcy ciał zabitych umundurowanych ludzi.
Na biografię Stanisława Ignacego Witkiewicza Wielka Wojna wywarła zgoła odmienny wpływ. Można powiedzieć, że uratowała mu życie. Stworzyła go też na nowo jako Witkacego malarza, dramaturga, pisarza i filozofa, najoryginalniejszą i najwybitniejszą osobowość polskiej kultury i sztuki XX wieku. Gdyby szukać sygnałów startowych tej niebywałej transformacji, to dokonała się ona za sprawą dwóch pojedynczych pistoletowych wystrzałów, których echo pokierowało losami młodego artysty. 21 lutego 1914 roku pod Skałą Pisaną w Tatrach kulą z damskiego, kieszonkowego browninga odebrała sobie życie jego młodziutka narzeczona Jadwiga Janczewska. W cztery miesiące później, 28 czerwca, kula wystrzelona z dużego browninga o kalibrze 7,65 mm przez Gawrilo Principa w Sarajewie zabiła austriackiego następcę tronu arcyksięcia Franciszka Ferdynanda.
Samobójcza śmierć narzeczonej – tragiczna konsekwencja do dziś nie w pełni wyjaśnionych związków w niezwykłym trójkącie: Stanisław Ignacy Witkiewicz, Jadwiga Janczewska oraz Karol Szymanowski – wprawiła Witkiewicza w stan głębokiej depresji psychicznej. Kilkanaście dramatycznych tygodni zmagań jego samego oraz jego bliskich z powracającymi falowo momentami załamań, przypływami samooskarżeń, cierpieniem łamiącym wolę życia nie przezwyciężyło narastającej w nim obsesji samobójczej.
Zasługą Bronisława Malinowskiego pozostaje w głównej mierze to, że zakopiańska tragedia Janczewskiej nie zamknęła się kolejnym samobójczym dramatem. Staś i Bronio – bo tak do siebie mówili i pisali – byli przyjaciółmi od dziecka. To właśnie Bronio znalazł sposób, aby wyrwać Stasia z samobójczego obłędu. O śmierci Janczewskiej dowiedział się w Londynie. Tam rodziła się właśnie jego naukowa kariera, która miała go ostatecznie doprowadzić na badawcze i akademickie szczyty oraz uczynić klasykiem światowej antropologii. W 1913 roku Malinowski obronił tezę doktorską The family among the Australian aborigenes napisaną pod kierunkiem profesorów C.G. Seligmana i E. Westmarcka w London School of Economics. Napisał ją, opierając się na materiałach dostępnych w Anglii, ale dojrzewał w nim zamiar wyjazdu na wyprawę naukową w celu podjęcia badań terenowych nad plemionami Nowej Gwinei. Okazję do wyprawy na antypody stworzył kongres królewskiego towarzystwa naukowego (British Association for the Advancement of Sciences) organizowany w sierpniu 1914 roku w Australii. Dzięki pośrednictwu Marii Czaplickiej, wykładającej etnologię w Oksfordzie, został wpisany na listę uczestników kongresu.
Szykujący się do wyjazdu Bronio, zaniepokojony stanem psychicznym przyjaciela, podsunął mu pomysł wzięcia udziału w wyprawie w tropiki. Miał nadzieję, ze egzotyczna podróż wyrwie Stasia z głębokiej depresji i przywróci go do życia. Jego listowna odpowiedź świadczyła, ze był to impuls, w którym Witkiewicz dostrzegł szansę ucieczki przed dręczącymi go cierpieniami.
Dziś miałem znowu atak manii samobójczej. W nocy spać nie mogę, a w dzień (budzę się o szóstej-siódmej po krótkim śnie) staram się pracować, co wydaje mi się ohydną komedią i napawa tylko okropnym wstrętem do życia i dalszego ciągnięcia nie wiadomo po co tej strasznej egzystencji. Jedynie myśl o podróży z Tobą w jakiś kraj dziki coś przedstawia. Jakaś zmiana tak radykalna, żeby wszystko wywrócić do góry nogami[1].
Plany badawcze Malinowskiego popierał profesor Seligman i zapewne dzięki temu Witkiewicza przyłączono do ekipy udającej się na australijski kongres. Po jego zakończeniu miał być „rysownikiem i fotografem” samodzielnej już ekspedycji badawczej Malinowskiego.
Przyjaciele opuścili Anglię w początkach czerwca. Trasa parowego liniowca Królewskich Linii Wschodnich s/s „Orsova” wiodła przez Morze Śródziemne, Kanał Sueski, Morze Czerwone i Ocean Indyjski. 28 czerwca statek rzucił kotwicę w Colombo. W oczekiwaniu na połączenie do Australii spędzili dwa tygodnie na wyspie. Słynne Witkiewiczowskie opisy Cejlonu z listów do ojca, przetworzone później na artykuł do „Echa Tatrzańskiego”, stały się kanwą wielu rozważań nad wpływem tej podróży na osobowość twórczą Witkacego.
Malinowski i Witkiewicz dotarli do Australii na dwa tygodnie przed oficjalnym rozpoczęciem kongresu. Spędzili ten czas w Australii Zachodniej, instalując się wraz z innymi uczestnikami w Perth i poświęcając czas na turystyczne wypady w mniej lub bardziej odległe zakątki stanu. Władze australijskie zapewniły gościom bezpłatne przejazdy kolejowe na wszystkich trasach, stąd też drogi żelazne wyznaczały kierunki eksploracji.
Kongres rozpoczął się w Adelajdzie 8 sierpnia. Liczna, kilkusetosobowa gromada uczonych przybyłych z całego świata obradowała w kilkunastu sekcjach naukowych, przemieszczając się z Adelajdy do Melbourne, a następnie odwiedzając kolejne miasta. Witkiewicz nie uczestniczył w obradach naukowych gremiów, natomiast dzięki temu, że Malinowski zapisał go do BAAS, mógł korzystać z ulg finansowych i brać udział we wszystkich wycieczkach i w podróżach kongresowych. Nikomu to nie przeszkadzało, bo dostojni uczeni brytyjscy niemal w komplecie przybyli na kongres w towarzystwie swoich małżonek, a niektórzy także i dzieci, dla których podróżowanie po Australii było wyśmienitą atrakcją turystyczną. A Witkiewicz był przecież dokumentalistą wyprawy, na którą Malinowski miał wyruszyć zaraz po zakończeniu kongresu.
Autoportret w mundurze paradnym Pawłowskiego Pułku, datowany:
„19.IX.1917, kopia 9.I.1919” i opatrzony napisem:
„Orang Blanda lejb-gwardyi Pawłowski pułk”.
Tajemnicze określenie Orang Blanda (być może sygnalizujące jego stan wyobcowania w środowisku lejbgwardyjskich oficerów) Witkacy zaczerpnął najpewniej z powieści Josepha Conrada Szaleństwo Almayera.
[...]
