41,99 zł
Jak rozmawiać z ludźmi, którzy zawsze mają rację?
Żyjemy w epoce, w której każdy ma coś do powiedzenia, ale niewielu potrafi naprawdę słuchać. Z jednej strony wiemy, że jesteśmy manipulowani i zamykani w bańkach, których granice wyznaczają algorytmy. Z drugiej – powoli przestaje nam to przeszkadzać.
Szymon Pękala, twórca kanałów Wojna idei oraz Szymon mówi, przekonuje, że nadal warto rozmawiać. Ale rozmowa to coś więcej niż „otwarcie się na dialog”. To sztuka, której można – a nawet trzeba – się nauczyć.
I tutaj z pomocą przychodzi Szymon. Wojna Idei 2.0. Jak przekonać przekonanych to obowiązkowy przewodnik dla każdego, kto ma dość mówienia do ściany. W krótkich, praktycznych rozdziałach autor udowadnia, że nadal możemy porozumieć się z ludźmi, których mamy wokół siebie. Z sąsiadami z klatki, kolegami z pracy czy panią z warzywniaka. Co więcej – możliwe jest poruszenie tematów podatków, wojny czy zmian klimatycznych bez rozpętywania awantury przy świątecznym stole.
Bo dopiero kiedy przestaniemy patrzeć na siebie jak na przeciwników na ringu, któreś z nas będzie mogło stwierdzić: „Cholera… w sumie racja”.
Chcesz się dowiedzieć, jak zamiast okopywać się w swoich przekonaniach, zbudować most do porozumienia? Ta książka jest dla ciebie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 208
Data ważności licencji: 4/9/2030
Projekt okładki
Marcin Słociński
Fotografia na okładce
George Marks / iStock
Opieka redakcyjna
Bartłomiej Nawrocki
Opieka promocyjna
Maciej Pietrzyk
Adiustacja
Witold Kowalczyk
Korekta
Marta Stochmiałek
Joanna Kłos
Opracowanie typograficzne
Dariusz Ziach
Copyright © by Szymon Pękala
© Copyright for this edition by SIW Znak Sp. z o. o., 2025
ISBN 978-83-8367-852-8
Znak Horyzont
www.znakhoryzont.pl
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]
Wydanie I, Kraków 2025
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk
Wstęp
Po co rozmawiać?
Pewnego wakacyjnego popołudnia w drodze do domu zostałem zagadnięty przez człowieka, którego po wyglądzie można by kolokwialnie określić jako dresa. Ogolony na łyso, w bluzie z jakąś sportową symboliką. Nie pamiętam już, czy pytał o ogień, czy o drogę, ale ostatecznie przeszedł ze mną kawałek i wyniknęła z tego dość uprzejma pogadanka, choć przeplatana kuchenną łaciną. Aż do momentu, w którym zakomunikowałem, że tutaj jest mój blok i do widzenia. Dres z wielkim uznaniem zwrócił uwagę na polską flagę wciąż przytwierdzoną do ściany bloku, co miało, jego zdaniem, być przejawem „promocji postaw patriotycznych” czy czymś takim. W istocie jednak flaga była brudna i zaczynała się już strzępić, bo wisiała tam od kilku lat bez przerwy. A to dlatego, że administracja budynku była wyjątkowo nieudolna i nie uznawała potrzeby wywieszania i zdejmowania flagi w odpowiednim momencie. Odpowiedziałem więc, że właściwie to należałoby już ją zdjąć. Wtedy w moim dotychczas bardzo uprzejmym rozmówcy zaszła nagła i bardzo widoczna zmiana. Cały się spiął, spojrzał na mnie i z wyraźnym wyrzutem zapytał, czy mam jakiś problem z polską flagą. Natychmiast przeszło mi przez myśl, że mogłem po prostu się nie odzywać. Jednak zamiast rzucić szybkie „do widzenia” i zniknąć za bramką, uznałem, że przecież mogę mu wytłumaczyć, o co mi chodzi. Powiedziałem mniej więcej, że flaga Polski jest czymś podniosłym i zasługującym na szczególne względy. A jej wyjątkowość wynika między innymi z tego, że wywieszamy ją tylko na ważne okazje. Jeśli wisi na bloku cały rok, to staje się czymś zwykłym, powszednim. Elementem szarej codzienności, a nie odświętnego, patriotycznego uniesienia. Nie mówiąc już o tym, że zwyczajnie się niszczy na deszczu i wietrze. I chyba lepiej byłoby ją eksponować na szczególne okazje.
Nastąpiła chwila ciszy, po czym – ku mojemu lekkiemu zaskoczeniu – dres, który zdążył się już rozluźnić, odpowiedział: „Kurwa, w sumie ma pan rację”.
***
Każdy, kto podejmował się próby przekonywania do czegoś innych ludzi, wie, że nie jest to zadanie proste. Zwłaszcza jeśli ktoś stara się być żywo zaangażowany w kontakty z osobami o odmiennych poglądach. Często towarzyszy temu rozczarowanie, gdy się zrozumie, że samo przedstawienie solidnej argumentacji to zdecydowanie za mało, żeby zmienić czyjeś zdanie. Łatwo zapomnieć, że poza argumentami ważne jest też to, jak zostaną one opakowane. I że argumentacja, która przekonała jedną osobę, wcale nie musi przekonywać kogoś o innych poglądach czy usposobieniu.
Szczery dialog, w którym rozmówcy otwierają się na siebie, czy to w warstwie osobistej, czy w warstwie poglądów lub przekonań, potrafi stać się okazją do głębszego zrozumienia drugiej osoby. A także, poprzez obserwowanie swoich reakcji w takiej wymianie zdań, do lepszego poznania samego siebie. Dyskusja z osobami o odmiennym światopoglądzie pozwala poszerzać horyzonty i rozważać nowe perspektywy, które same z siebie nie pojawiłyby się w naszej głowie. Wymiana myśli z drugim człowiekiem jest nie tylko jednym z najprostszych, ale też potencjalnie najgłębszych sposobów na rozwinięcie samego siebie. Sposobem na coraz szersze postrzeganie i głębsze rozumienie. I to zarówno na płaszczyźnie faktów oraz opinii, jak i doświadczeń drugiej osoby. Chyba da się zaryzykować stwierdzenie, że dzięki temu można stać się lepszym człowiekiem.
To jednak nie są jedyne powody wchodzenia w dyskusję. Jeśli ktoś czytał moją poprzednią książkę, to na pewno zna potencjalne korzyści płynące z otwartości na dialog. Zwłaszcza z ludźmi, z którymi się nie zgadzamy. Dlatego tutaj nie będziemy ich powielać. Zamiast tego zajmiemy się czymś znacznie bardziej przyziemnym i praktycznym.
***
Ciekawym zjawiskiem jest to, jak szybko spowszedniał termin „wychodzenie z bańki”. Nie tak dawno dostrzeganie tego, jak tkwimy we własnych bańkach, i zachęcanie do otwartości na ludzi z innych baniek było czymś niemal modnym. Jeszcze w 2019 roku krótki filmik wyjaśniający, czym są komory echa, był dla przeciętnego widza na tyle atrakcyjną ciekawostką, żeby znaleźć się na stronie głównej dużego portalu satyrycznego, jakim jest Joemonster.pl1. Nie był to punkt programu promowany przez odgórny, skostniały system, ale coś, o czym mówiło się oddolnie, co dostrzegali przeciętni ludzie pragnący zmiany. W kolejnych latach hasła te zwyczajnie zdążyły przeżyć swoje pięć minut i już spowszedniały. Wyrażanie chęci „niebycia zamkniętym w bańce” stało się w wielu kręgach czymś naturalnym i oczywistym. W 2023 roku hasła o otwartości na dialog niosło już na sztandarach wyborczych ugrupowanie polityczne Szymona Hołowni, przyszłego marszałka Sejmu. Ktoś mógłby stwierdzić, że jest to pożądany obrót spraw i szansa przebicia się tej idei do mainstreamu. Ale zauważmy, że nie pociągnęło to za sobą żadnej znaczącej zmiany w jakości dyskursu publicznego. A gdy już hasła te znalazły się na ustach polityków, zaczęły przyciągać skojarzenia z czymś dziaderskim, systemowym. Były przecież oficjalnie firmowane przez jedną z twarzy systemu. Temu wszystkiemu naturalnie mogło towarzyszyć pewne rozczarowanie. „OK, już wiemy, że powinniśmy ze sobą rozmawiać, ale w sumie niewiele z tego wynika”.
Samo uznanie, że warto być „otwartym na dialog”, niekoniecznie pomaga przebrnąć przez polityczną kłótnię przy wigilijnym stole. Chęć opowiedzenia o swoich racjach komuś o odmiennych poglądach i wywodzącemu się z zupełnie innego środowiska nie musi jeszcze oznaczać, że osoba ta nas zrozumie. Ponadto, co dla wielu może być szczególnie istotne, sama teoretyczna otwartość na porozumienie z członkiem rodziny czy znajomym przejawiającym fanatyczne, radykalne postawy, które szkodzą i jemu samemu, i jego bliskim, nie musi wcale prowadzić do rozwiązania tego namacalnego problemu.
Być może jednym z powodów trudności w skutecznym aplikowaniu „otwartego dialogu” jest względna abstrakcyjność tej idei. Zarówno w internecie, jak i w mediach tradycyjnych znajdziemy sporo treści zachęcających nas do rozmawiania z drugim człowiekiem. Jednak niewiele pozycji potrafi dać praktyczne porady, jak się do tego zabrać. A tym bardziej – jak podejść do rozmowy z kimś, kto na taki dialog otwarty nie jest.
Nie brakuje przecież przypadków, w których problemem jest nie tyle zamknięcie się na argumenty drugiej strony, ile umiejętność skutecznego zakomunikowania, dlaczego uważa się je za nietrafione. Jak więc zakomunikować komuś, że po rozważeniu jego stanowiska nadal uważamy, że nie ma racji, i zrobić to w sposób niekonfrontacyjny i bez wdawania się w kłótnię?
To właśnie między innymi znajdziesz w tej książce. Sugestie i przykłady tego, jak rozmawiać na tematy polityczne, światopoglądowe i inne fundamentalnie ważne kwestie, które zazwyczaj prowadzą tylko do awantury. A także jak przekonywać do swoich racji i jak rozpoznać, gdy wymagają one przemyślenia. Przecież nakłonienie samego siebie do zrobienia czegoś, co jest dobre lub słuszne, też nie zawsze okazuje się łatwe i może wymagać odpowiedniego podejścia.
W kolejnych rozdziałach dowiesz się, jak skutecznie komunikować swoje idee człowiekowi, który odgórnie zakłada, że jesteś jego wrogiem, i przekonać go, że mimo różnic w wyznawanych poglądach możecie wspólnie usiąść do stołu, jak przebić się do czyjejś bańki i uchylić tkwiącym w niej ludziom okno na zewnątrz. Poznasz też sposoby na to, jak zachęcić takie osoby do ponownego rozważenia swoich przekonań, a może nawet do zmiany zdania. Przekonasz się, że podejmowanie rozmowy z człowiekiem zabetonowanym w swoim światopoglądzie również może być użyteczne. A także o tym, że nawet fanatyków da się niekiedy wyciągnąć z dołu, w którym się zakopali.
Zachęcam do czytania tej książki od deski do deski, gdyż porady w poszczególnych rozdziałach przechodzą od tych bardziej ogólnych do bardziej szczegółowych. Jednocześnie książka napisana jest w taki sposób, że można w razie konieczności wybiórczo czytać podrozdziały omawiające przypadki rozmów z konkretnymi osobami lub na określone tematy.
Innymi słowy, jest to książka dla osób, które szukają sposobów na rozbrojenie konfliktów w najbliższym otoczeniu oraz na pokojowe poruszanie drażliwych kwestii. A także dla tych, którzy chcieliby poruszać te kwestie publicznie i mieć realny wpływ na konflikty kulturowe i polityczne. Wszystkich, którzy woleliby być aktywnymi uczestnikami trwającej wokół wojny idei.
Rozdział 1
Dlaczego się kłócimy?
Pytać, dlaczego walczymy, to jakby pytać, dlaczego liście opadają. Leży to w ich naturze.
Chen Stormstout, postać z gry komputerowej World of Warcraft
Stwierdzenie, że coraz trudniej znaleźć nić porozumienia z osobą o odmiennym światopoglądzie, nie jest już niczym nowym ani zaskakującym. Postępująca polaryzacja poglądów politycznych, zamykanie się w generowanych przez media społecznościowe bańkach, podkręcanie oburzenia społecznego i szczucie ludzi na siebie nawzajem przez polityków i dziennikarzy to tematy, które stały się już przedmiotem wielu głośnych analiz i reportaży. Wszystko to sprawia, że problemy na tym polu postępują. Coraz trudniej jest nam się dogadywać na tematy nas dzielące.
Jednak błędem byłoby zakładać, że są to jedyne źródła trudności i nieporozumień. Anegdotyczne kłótnie o politykę przy wigilijnym stole być może są dziś bardziej toksyczne niż jeszcze kilkanaście lat temu, ale przecież samo to zjawisko występowało praktycznie zawsze.
Gdy schodzimy na tematy wrażliwe, dotykające kwestii takich jak polityka czy religia, na których – świadomie lub nie – opieramy naszą tożsamość, to rozmowa potrafi w mgnieniu oka przerodzić się w przeorane emocjonalnymi szańcami pole bitwy. Problemem jest wtedy nie tylko to, że w emocjach mamy skłonność do wypowiadania się w sposób nieprzemyślany i wyolbrzymiający. Ale także to, że potrafimy zupełnie inaczej odbierać słowa drugiej osoby. Toksyczne media, polaryzacja i klimat społeczny mogą oczywiście problem ten pogłębiać, ale jest to jedynie podkręcanie naturalnie zakorzenionych w nas mechanizmów psychologicznych.
W roku 2017 uczestnicy amerykańskiego programu telewizyjnego Real Time with Bill Maher wdali się w dość ożywioną debatę na temat radykalnego islamu2. Pisarz i znany krytyk religii Sam Harris wygłosił wtedy następującą opinię: „Panuje wielkie zamieszanie wokół tematu islamofobii, w którego efekcie każda krytyka doktryny islamu jest odbierana jako niechęć wobec muzułmanów jako ludzi”. Prowadzący mu przytaknął. Siedzący po drugiej stronie stołu aktor Ben Affleck, lekko mówiąc, nie zniósł tej wypowiedzi zbyt dobrze, gdyż z widocznie wzbierającym wzburzeniem odparł: „Czyli uważasz, że islamofobia nie istnieje”. Później było już tylko gorzej. Na nic zdały się tłumaczenia Sama, że nie zaprzecza „istnieniu ludzi uprzedzonych wobec muzułmanów”. Dyskusja przerodziła się w serię okrzyków, oskarżeń i wyzwisk ze strony Bena zarzucającego Samowi „rasizm” oraz „wykorzystywanie kilku przypadków złych ludzi do oczerniania całej grupy”.
Sam Harris próbował jeszcze podejmować dyskusję, twierdząc, że „musimy umieć krytykować złe idee, a islam jest pełen złych idei”. Przytoczył przy tym statystyki odnoszące się do tego, że spora część społeczeństw muzułmańskich wyznaje poglądy antyliberalne i na przykład przyzwala na przemoc wobec członków rodziny, którzy odeszli od wiary. A nawet fakt, że istotny odsetek muzułmanów żyjących w krajach zachodnich chciałby karania za rysowanie karykatur Mahometa. Jednak Ben potrafił już tylko odwarkiwać, porównując Sama do antysemitów i ludzi uprzedzonych do czarnych. Przekształcił rozmowę w dość żenujący spektakl, którego poziom trudno oddać za pomocą słowa pisanego. Odcinek przyciągnął za to spore zainteresowanie internetowej widowni, gdyż został obejrzany już ponad jedenaście milionów razy. Zainteresowani znajdą go bez trudu na YouTubie.
Jest to też niezwykle ciekawe studium przypadku pokazujące, jak drażliwa tematyka potrafi zupełnie zakrzywić postrzeganie rzeczywistości rozmówcy. Ben oburzał się na twierdzenia, które zapewne zasługiwałyby na oburzenie, ale nikt takich twierdzeń w rozmowie nie wysunął. Zdawał się słyszeć coś zupełnie innego niż to, co wypływało z ust jego rozmówców.
Niezwykle ciekawej analizy tego wystąpienia dokonał Scott Adams, komentator polityczny analizujący używanie perswazji w mediach (oraz autor popularnych komiksów o Dilbercie). Komentując moment, w którym Ben Affleck zaczął oskarżać Sama Harrisa, napisał:
Zwróćmy uwagę na moment, w którym Ben ewidentnie przekształca opinię Sama, z rozsądnego stanowiska, że wielu muzułmanów na całym świecie ma nieliberalne poglądy, do halucynacji mówiącej, że „wszyscy muzułmanie są źli”. Sam i Bill wyjaśniają swój punkt widzenia za pomocą danych, ale Ben jest na to głuchy. Jedyne, co słyszy, to absurdalne, absolutne „oni wszyscy”. Ben ma dosłownie halucynacje3.
Affleck przeżywa w tym momencie niezwykle silny dysonans poznawczy. Cóż to za zjawisko? Otóż w przypadku konfrontacji z czymś, co jest sprzeczne z naszym obecnym pojmowaniem rzeczywistości, odczuwamy niespójność w naszym obrazie świata. A wraz z nią wewnętrzne napięcie, które musi zostać rozładowane. Zamiast dokonać trudnej i wymagającej zmiany w naszym myśleniu, mózg bardzo często „idzie na łatwiznę”, podsuwając nam zniekształcony obraz świata. Tak, aby nadal pasował on do naszych poglądów, żebyśmy nie czuli potrzeby ich zmiany.
We wspomnianej rozmowie Ben najprawdopodobniej nie jest motywowany żadnymi złowieszczymi pobudkami. Po prostu po skonfrontowaniu z danymi burzącymi jego obraz świata, zamiast ponownie rozważyć założenia, jego psychika reinterpretuje to, co się właśnie zdarzyło, tak aby nie musiał podejmować wysiłku ponownego układania swojego światopoglądu. Innymi słowy, Ben naprawdę jest przekonany, że Sam próbuje mu wmówić, że „wszyscy muzułmanie są źli”.
Co niezwykle ciekawe, wspomniany Scott Adams, który analizował to wystąpienie jako przykład dysonansu poznawczego przechodzącego niemal w halucynację, sam był później oskarżany o islamofobię i szczucie na muzułmanów. I to mimo że swój artykuł trafnie zakończył słowami: „Zwróćcie uwagę, że mój tekst w żadnym punkcie nie określał moich własnych poglądów na temat islamu. Jeśli mimo to wydaje się wam, że je tutaj przeczytaliście, to mam dla was złą wiadomość”.
Pamięć, nawet gdy sięgamy do czegoś sprzed kilku minut, nie jest obiektywnym zapisem informacji o przeszłości. Zamiast tego, jak ujmują to psychologowie Carol Tavris i Elliot Aronson, działa ona raczej jak „stronniczy historyk”4. Oznacza to, że nie odtwarzamy z pamięci zbioru faktów na temat naszej przeszłości, a raczej tworzymy o niej opowieść. Potrafimy dodawać do niej szczegóły, które w ogóle się nie wydarzyły. Często pomijamy też w niej niewygodne dla nas informacje, a zamiast tego podajemy takie, które stawiają nas w korzystnym świetle. Procesy pamięciowe potrafią zafałszowywać historię naszego życia, usprawiedliwiają błędy przeszłości, tłumaczą głupie decyzje. A to notabene wpasowuje się też w obserwację Friedricha Nietzschego, który twierdził, że „pamięć ostatecznie ulega pod naciskiem dumy”. Z naszej perspektywy istotne jest to, że – jak w przykładzie przytoczonym wcześniej – mechanizmy te mogą działać nawet w ramach pojedynczej dyskusji. Z mojego doświadczenia wynika, że zatrważająco spora część codziennych kłótni na tematy światopoglądowe jest efektem dopowiadania sobie do słów naszego rozmówcy czegoś, czego on wcale nie powiedział, ale po czym łatwo będzie go sklasyfikować jako „tego złego”.
Znajduje to zresztą potwierdzenie w amerykańskich badaniach i raportach5. Ukazują one, że ludzie mają tendencję do zawyżania częstotliwości występowania radykalnych poglądów wśród osób głosujących na inne partie polityczne. Zarówno republikanie, jak i demokraci uważają, że ekstremalne przekonania są po drugiej stronie znacznie bardziej powszechne niż w rzeczywistości. Przyczyną, dla której żywią oni negatywne uczucia wobec osób głosujących na inną partię, jest właśnie to rzekome podzielanie ekstremalnych przekonań. One też przesądzają o niechęci do rozmowy z takimi ludźmi. Tworzy to błędne koło. Nie rozmawiamy z „tymi drugimi”, bo jesteśmy mylnie przekonani, że wierzą oni w podłe rzeczy. A nie mamy okazji rozwiać tego mylnego przekonania, bo z nimi nie rozmawiamy.
Psychika potrafi zresztą płatać nam figle nie tylko odnośnie do samej treści rozmowy, lecz także do oceny i wrażenia, jakie sprawiło nasze własne zachowanie. Nawet gdy było ono całkowicie jednoznaczne. Ciekawym przykładem może być tutaj niezwykle popularny kilka lat temu wywiad z psychologiem Jordanem Petersonem w brytyjskim Channel 46. Powiedzieć, że prowadząca go dziennikarka Cathy Newman wypadła źle, to nic nie powiedzieć. Przyjęła postawę biegunowo odległą od dziennikarskiej rzetelności i wyraźnie przekręcała słowa rozmówcy tak, aby przypisać mu złe intencje. Wskutek tego stała się na kilka tygodni antybohaterką internetowych portali satyrycznych, na których w zawrotnym tempie mnożyły się prześmiewcze memy, takie jak na przykład ujęcia z wywiadu opatrzone podpisami:
Peterson: Na śniadanie zjadłem bekon i jajka.
Newman: A więc mówisz, że trzeba wymordować wszystkich wegan?
Śmieszne obrazki i kompilacje fragmentów z tego wywiadu miesiącami krążyły po portalach takich jak Reddit, 9GAG, Demotywatory, Kwejk czy Joemonster. Dla wszystkich było oczywiste, że dziennikarka zrobiła z siebie pośmiewisko. Nawet niemały zbiór antyfanów Jordana Petersona nie próbował bronić jej postawy, a zamiast tego skupił się na oskarżeniach, że „jego fani piszą o niej teraz brzydkie rzeczy w internecie”.
Co jednak istotne, bezpośrednio po wywiadzie Cathy Newman była przekonana, że wypadła świetnie. Że doskonale poprowadziła rozmowę i „wygrała dyskusję”7. Przekonana o swoim doskonałym warsztacie dziennikarskim, nawet nie dopuszczała do siebie myśli, że popełniła błędy, choć były one ewidentne. Wpasowując się przy tym w opinie wspomnianych już psychologów Tavris i Aronsona8: „Nasza potrzeba zgodności jest tak silna, że kiedy jesteśmy zmuszeni rozważyć dowody sprzeczne z tym, w co wierzymy, na ogół potrafimy znaleźć sposób, aby skrytykować, wypaczyć lub zignorować tę informację, a co za tym idzie – podtrzymać, a nawet umocnić swoje dotychczasowe przekonania”.
Rzeczywistość bywa jednak trudna do ignorowania, zwłaszcza gdy wszyscy wokół nam o niej przypominają. Kilka miesięcy później Cathy przyznała w wywiadzie dla „The Guardian”, że nie poprowadziła rozmowy z Petersonem najlepiej9: „Czy dziś rozegrałabym to inaczej? Czy to był mój najlepszy wywiad? Prawdopodobnie nie. Ale jeśli jesteś piłkarzem, nie zawsze zdołasz skierować piłkę do siatki. Czasem wygrywasz, czasem przegrywasz”.
Przykład ten ilustruje kolejną przyczynę utrudniającą komunikację. Wiele osób, nie tylko ze świata mediów, domyślnie podchodzi do rozmowy na tematy społeczno-polityczne jak do gry, w której ktoś musi wygrać, a ktoś przegrać. To z kolei naturalnie skutkuje niechęcią do przyjmowania argumentów drugiej osoby. Postrzegamy ją bowiem nie jako „rozmówcę”, ale jako przeciwnika. Osoba patrząca z takiej perspektywy nie tyle nie zostanie do niczego przekonana, ile będzie w ogóle niechętna do uznania jakiejkolwiek racji drugiej strony. Przecież w grze chodzi właśnie o to, aby nie dopuścić do uzyskania punktów przez drugą stronę. Nikt nie lubi przegrywać. Zdanie sobie sprawy z tego, że dyskusje, zwłaszcza długie i zażarte, mają tendencję do zamieniania się w swego rodzaju rozgrywki, jest bardzo ważne w zrozumieniu, jak do nich podchodzić, i potencjalnym odczarowaniu takiego do nich podejścia.
Nasza percepcja jest stronnicza. Potrafimy odbierać czyjeś słowa w zniekształcony sposób, żeby nie burzyć swojej wizji świata. Wyolbrzymiamy problemy wśród ludzi o innych poglądach. Nie rozmawiamy z „tymi drugimi”, bo jesteśmy mylnie przekonani, że wierzą oni w podłe rzeczy. A nie mamy okazji rozwiać tego mylnego przekonania, bo z nimi nie rozmawiamy.
Lata temu miałem okazję wdać się w dość żywą dyskusję z nowo poznaną osobą na temat przekazywania „kontrowersyjnych treści” w szkole. Wymiana zdań była bardzo uprzejma, choć wyraźnie konfrontacyjna. Rozmówczyni stała na stanowisku, że przestrzeń edukacyjna musi być przede wszystkim bezpieczna i otwarta, aby w ogóle można było mówić o jakimkolwiek rozwoju w jej ramach. Dlatego też uważała, że jeśli jakieś treści są dla kogoś obraźliwe lub w jakikolwiek sposób sprawiają, że nie czuje się tam komfortowo, to po prostu nie powinno być dla nich miejsca w przestrzeni szkoły. Punktem wyjścia do tych rozważań była zaś kwestia nauczania tego, „ile jest płci”. Wobec takiego postawienia sprawy bez znaczenia były też jakiekolwiek moje argumenty o tym, co na ten temat mówi nauka, gdyż „w szkole dzieci mają czuć się wygodnie i bezpiecznie, a jakakolwiek edukacja jest wtórna względem tego”.
Wymiana zdań ciągnęła się dłuższą chwilę i w końcu przytoczyłem, że istnieją przecież, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, osoby, które traktują nauczanie o ewolucji jako atak na święte idee. Chodzi o kreacjonistów przekonanych, że świat ma ledwie kilka mileniów. Informacje o doborze naturalnym zachodzącym przez miliony lat naprawdę mogą być dla nich kontrowersyjne, głęboko ich dotykać i naruszać podstawy ich tożsamości jako osób wierzących w dosłowną interpretację Księgi Rodzaju. Po czym zapytałem moją rozmówczynię, czy w takim razie o ewolucji też lepiej byłoby nie nauczać w szkole.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Rozdział 2
Od czego zacząć?
Uwznioślij swoje słowa, a nie swój głos. To deszcz sprawia, że kwiaty rosną, a nie grzmot.
Parvana, bohaterka filmu Żywiciel
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 3
Jak się nie kłócić przy świątecznym stole?
Słowa, moim niezbyt skromnym zdaniem, są bogatym, niewyczerpanym źródłem magii, zdolnym zarówno czynić zło, jak i je naprawiać.
Albus Dumbledore, bohater powieści Harry Potter i Insygnia Śmierci
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 4
Na każdego jest sposób
Musisz zobaczyć świat takim, jakim oni go widzą, jeśli chcesz przewidzieć ich działania.
Tyrion Lannister, bohater serialu Gra o tron
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 5
Jak rozmawiać z fanatykiem?
Jeśli szukasz światła, to często uda ci się je dostrzec. Ale jeśli szukasz ciemności, to widzieć będziesz tylko ją.
Iroh, bohater serialu Legenda Korry
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 6
Jak rozmawiać z aktywistą?
Szukaj pokoju, ale nieś narzędzia wojny.
Ashe, bohaterka gry League of Legends
Dostępne w wersji pełnej
Zakończenie
Czy to wszystko ma sens?
Możliwe jest nie popełnić żadnych błędów, a i tak przegrać. To nie jest słabość. Takie jest życie.
Jean-Luc Picard, bohater serialu Star Trek: Następne pokolenie
Dostępne w wersji pełnej
