Wojna i nomos. Carl Schmitt o problemie porządku światowego - Arkadiusz Górnisiewicz - ebook

Wojna i nomos. Carl Schmitt o problemie porządku światowego ebook

Arkadiusz Górnisiewicz

4,0

Opis

Wojna, prawo międzynarodowe i porządek światowy ‒ w polskiej recepcji intelektualnego dorobku Carla Schmitta (1888‒1985) zbyt mało uwagi poświęcono dotychczas refleksji nad tymi zagadnieniami. Niezależnie bowiem od głębszej metafizycznej, teologicznej czy wręcz mitologicznej struktury myśli, kategorie Schmittowskie dają się pojąć jako pewien racjonalny sposób rozumowania o porządku światowym. Pojęcia te radzą sobie nawet wtedy, gdy pominiemy tło teologiczno-polityczne, a nawet więcej ‒ radzą sobie lepiej, jeśli nie zadamy sobie trudu rozwikłania prywatnej wiary Schmitta.

W książce Autor stara się zrozumieć niechęć Schmitta do: świata ujednoliconego, globalnej homogenizacji, doktryny wojny sprawiedliwej uzasadniającej wszelakie interwencje militarne i przemianę wojny w światową wojnę domową. Pokazuje, że Schmitt przejawia realistyczne podejście do świata ludzkiego oparte na pesymistycznej antropologii. Prawnik Schmitt walczy z teologiem w sobie i w pewnym sensie zwycięża: „świecka tradycja” ius publicum Europaeum okazuje się błogosławieństwem, umiarkowana deteologizacja przynosi historyczne korzyści.

Niezwykle interesujące i zbyt słabo zauważane przez badaczy jest to, jak bardzo Schmitt podkreśla napięcie między prawem a teologią i filozofią. Myśl Schmitta dostarcza niewątpliwie narzędzi, dzięki którym możliwa jest lepsza orientacja w problemach i wyzwaniach współczesnego świata.

 

Polski czytelnik otrzymuje w końcu koherentny, przejrzysty, drobiazgowy i erudycyjny tekst traktujący o myśli prawno-międzynarodowej Carla Schmitta.

Prof. Tomasz Tulejski, Uniwersytet Łódzki

 

 

 

Dr Arkadiusz Górnisiewicz – adiunkt w Katedrze Filozofii Polityki Instytutu Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego, politolog. Specjalizuje się w historii myśli politycznej, teoriach nowoczesności i nauce o państwie. Autor książki Nowoczesność, nihilizm, polityka. Wokół myśli Karla Löwitha (2014), współredaktor książek The Problem of Political Theology (2012), Modernity and What Has Been Lost. Considerations on the Legacy of Leo Strauss (2010).

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 281

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (2 oceny)
0
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Lecz błędne

Są ścieżki. Jako że nierówno

Jak konie idą spętane

Żywioły i stare prawa

Ziemi.

Friedrich Hölderlin

(Dojrzałe są, zanurzone w ogniu, ugotowane, tł. M. Jastrun)

Lecz cicho krwawi w mroku jaskini ludzkość oniemiała

Z twardych metali wykuwa głowę zbawiciela.

Georg Trakl

(Do oniemiałych, tł. A. Lam)

Wprowadzenie

Książka ta jest pokłosiem odczucia niedosytu związanego z polską recepcją istotnej części intelektualnego dorobku Carla Schmitta. I choć światowa fala zainteresowania tym budzącym często skrajnie odmienne reakcje niemieckim prawnikiem dosięgła także nas, wciąż niedostatecznie rozpoznane pozostają zagadnienia związane z prawem międzynarodowym, wojną czy porządkiem światowym. W pracach poświęconych Schmittowi w ostatnich dwóch dekadach dominuje perspektywa teologii politycznej. Od razu pragnę zastrzec, iż nie zamierzam polemizować z wieloma dobrymi racjami stojącymi za tego rodzaju poszukiwaniami. Jednak drugą stroną dociekania sensu teologii politycznej Schmitta okazuje się niejednokrotnie niedostrzeganie refleksji na temat historii, teraźniejszości i przyszłości porządku światowego. Tam, gdziew przestrzeni znaczeń pojawiają figury Antychrysta czy katechona, trudno konkurować mniej poruszającym wyobraźnię pojęciom w rodzaju „nieróżnicującego pojęcia wojny” czy „nomosu Ziemi”.

Historia recepcji Schmitta może więc zaskakiwać, zwłaszcza w świetle jego własnego twierdzenia, iż czuje się on ekspertem w dwóch obszarach prawoznawstwa – prawie międzynarodowym i prawie konstytucyjnym1. Jedną z przyczyn może być odium, jakie zdaje się otaczać pisma Schmitta z okresu Trzeciej Rzeszy, w tym szczególnie z czasu jego zaangażowania w rewolucję narodowo-socjalistyczną. Temat może budzić opór apologetycznie nastawionych badaczy.

Twierdzę w tej książce, że konieczność uwzględnienia politycznych uwikłań z okresu Trzeciej Rzeszy nie znosi poznawczej wartości Schmittowskiego myślenia o porządku międzynarodowym. Jak wspominał Nicolaus Sombart, „okazało się, że koncepcja Schmitta może stanowić jedyną trwałą opokę dla przyszłego policentrycznego porządku światowego. Niestety zapomniano, że to on stworzył podwaliny pod tę ideę. Odkrywa się dzisiaj fałszywego Carla Schmitta, plądruje arsenał konstruktora maszyny kawalerskiej o nazwie «państwo», zamiast podążać za pionierem rewolucji przestrzennej w planetarnym porządku światowym”2.

***

Teksty Carla Schmitta zbyt mocno związane są z konkretnymi historycznymi wydarzeniami, z którymi krzyżują się jego linie życia i myśli, aby można było traktować je z pełną obojętnością dla biograficznych odniesień, jako coś w rodzajuphilosophiaperennis. Sam Schmitt zwykł mawiać, że każda prawda historyczna jest prawdziwa tylko raz. Naturalnie myśl i duch, by zaistnieć, muszą się „ucieleśnić”, wykrystalizować w tym, co historycznie konkretne, stając się tym samym mieszaniną trudną do analizy. W rozważaniach nad myślą Schmitta staram się odnaleźć równowagę między dwiema skrajnościami: redukcją biografii do myśli, i odwrotnie, sprowadzeniem myśli do samego życia. Bliższe jest mi w czytaniui interpretowaniu Schmitta uniwersalizowanie jego myśli, pokazywanie, że choć nieuchronnie wyrasta z poruszeń (i niejednokrotnie tragicznych błędów) swej epoki, to jak każda myśl głęboka, nie cała umiera wraz z nią. Z myślą Schmitta wydaje się być tak, jak ze znaną filozoficzną przypowieścią o popsutym zegarze: potraktowanie myśli Schmitta podług schematu reductio ad Hitlerum przypominałoby wówczas sytuację, w której wiedząc, iż zegarna ratuszowej wieży nie działa, nie mając jednak pod ręką innego czasomierza, o rzeczywistej godzinie dwunastej patrzymy na układ wskazówek oznajmiający południe i stwierdzamy, że godzina musi być jednak inna. Genealogiczna skaza nie zawsze oznacza, że wiedza musi być fałszywa czy moralnie wątpliwa. Należy bowiem zawsze pamiętać o tym, iż nawet popsuty zegar dwa razy na dobę wskazuje poprawną godzinę.

W książce tej podążam za wskazówką Raymonda Arona, który widział możliwość podziwiania myśli i jednoczesnego zachowywania dystansu wobec osoby3. I choć Mircea Eliade mylił się co do nonkonformizmu Schmitta, to nie sposób odmówić temu niemieckiemu myślicielowi pozostałych przypisanych mu cech: „metafizycznej odwagi i rozmachu spojrzenia”4.

Podejmowane tutaj zagadnienia muszą budzić pokorę ze względu na potężne intelektualnei etyczne wymagania, jakie z nimi się wiążą. Próbuję coś zrozumieć z katastrofy XX wieku, wychodząc od rozważań myśliciela należącego do „pokonanych” w wielkiej wojnie, który nie poddał się powojennej „reedukacji”, nie był też jednak zawoalowanym apologetą narodowego socjalizmu. Niepokój, jaki wywołują myśli Schmitta o prawie międzynarodowym, wojnie i wojnie sprawiedliwej, potwierdza, że nie mamy tutaj do czynienia wyłącznie z opisem przeszłych doświadczeń, które szczęśliwie pozostawiamy za sobą. Szczególna cecha Schmitta polega na jego zdolności myślenia do samego końca – do punktu, w którym pojęcia zmieniają się w swe przeciwieństwo: sprawiedliwość w niesprawiedliwość, wojnaw akcję policyjną, prawowity wróg w kryminalistę, humanitaryzmw bestialstwo. Schmitt jest szczególnie przydatny w pokazywaniu nam dialektyki ludzkiej sprawiedliwości, ludzkiego posiadania słuszności – gry słów, oznaczającej zarazem coś w rodzaju „bycia w prawie”, rozporządzalności prawem, bycia jego dzierżycielem. Myśl Schmitta wciąż dostarcza narzędzi, dzięki którym możliwa jest lepsza orientacja w problemachi wyzwaniach współczesnego świata.

1 C. Schmitt, Ex Captivitate Salus. Erfahrungen der Zeit 1945/47, Vierte, erweiterte Auflage, Berlin 2015, s. 55.

2 N. Sombart, Spacery ze Schmittem, tł. Ł. Musiał, „Przegląd Polityczny” 2014, nr 127/128, s.154; tytuł oryginału: Jugend in Berlin 1933‒1943. Ein Bericht, Frankfurt am Main 1993.

3 Odmawiając udziału w Festschrift poświęconemu Schmittowi, Raymond Aron pisał do swojego ucznia Juliena Freunda: „Znasz moją postawę w tych sprawach. Nie osądzam nikogo, pozostawiając innym prawo do wygłaszania kategorycznych potępień. Tak czy inaczej, byłem świadkiem lat 30. i nie mogę zapomnieć o roli, jaką odegrał Carl Schmitt, dobrowolnie czy niedobrowolnie, świadomie czy nieświadomie. Żywię wielki podziw dla niego i od czasu wojny utrzymuję okazjonalne kontakty, ale współpraca nad tego rodzaju tomem byłaby hołdem dla osobowości; hołdem, którego mimo wszystko nie mogę złożyć” (R. Aron do J. Freunda, Listz 17 kwietnia 1967 r., cyt. za: D. Steinmetz-Jenkins, Why Did Raymond Aron Write that Carl Schmitt Was Not a Nazi?An Alternative Genealogy of French Liberalism, „Modern Intellectual History” 2014, vol. 11, iss. 3, s. 560).

4 M. Eliade, The Portugal Journal, tr. M.L. Ricketts, Albany, NY 2010, s. 32.

Część I

Carl Schmitt w Norymberdze

Przed forum ducha nasza praca naukowa niczego się nie obawia, niczego nie ukrywa i niczego nie żałuje. Rozważanie jej błędów będzie wszak pouczające.

Carl Schmitt

Proces Niemców

We wspomnieniach zatytułowanych Jugend in Berlin Nicolaus Sombart przywołuje rozmowę odbytą w latach czterdziestych, w której Carl Schmitt miał przewidywać konsekwencje II wojny światowej dla Niemiec:

Wciąż stawiał sobie (i mnie) to samo pytanie: co to za wojna, w którą jesteśmy uwikłani? Wojna, która była tak dziwnie daleka i obojętna! Czy po pokonaniu Polski i Francji miała w ogóle jeszcze jakiś sens? Historycznym osiągnięciem Hitlera była rewizja traktatu wersalskiego. To były wojny konwencjonalne. Ale teraz? Co należy na ten temat sądzić? Na Wschodzie prowadzimy ideologiczną wojnę wyniszczającą, na Zachodzie wojnę morską o zasięgu globalnym. W ogóle do tego nie dorośliśmy. Z punktu widzenia anglosaskiego panowania na morzu jesteśmy piratami – hostes generi humani, wrogami ludzkości. Pirat, to już wiesz, to nie pojedynczy rozbójnik morski, lecz okręt wraz z całą załogą, od kapitana po ostatniego chłopca do posługi. Jeśli okręt zostanie zdobyty, wszystkich się wiesza, z wyjątkiem więźniów zakutych w łańcuchy. Wtedy nie ma zmiłuj… Lecz i na Wschodzie złamaliśmy reguły wojny lądowej. Nie chcemy uznać wartości przeciwnika, tylko wytępić „niższą rasę”. Bez wątpienia musi się to obrócić przeciwko nam. Ius publicum Europaeum już nie obowiązuje!1

Schmitt nie pomylił się; sprawy przybrały przewidywany przezeń obrót. Pokonanych Niemców czekał trybunał, który miał być czymś więcej niż tylko sądzeniem zbrodni wojennych. Miał także potwierdzić nowy porządek międzynarodowy wyłaniający się z pobojowisk II wojny światowej. Zwycięscy alianci nie byli jednak zgodni nie tylko w kwestii formy, jaką powinny przybrać te procesy, ale także w swych motywach. Początkowo nawet sam pomysł powołania specjalnego trybunału wywoływał odmienne reakcje. Według historycznych relacji na pewnym etapie dyskusji wobec czołowych przedstawicieli władz Trzeciej Rzeszy Winston Churchill (z czym zgadzał się choćby amerykański sekretarz skarbu Henry Morgenthau) proponował rozstrzelanie bez nadawania mu formy prawnej2. Rosjanie kładli nacisk na pokazowy aspekt procesu, który miał jedynie potwierdzić winę, o której już politycznie rozstrzygnięto. Z kolei dla Amerykanów, w tym zwłaszcza prezydenta Franklina Delano Roosevelta, istotne było wysłanie za pośrednictwem procesu sygnału do światowej opinii publicznej. Lista nazwisk potencjalnie oskarżonych, którą Stalin pokazał przywódcom Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii w Poczdamie, nie wywołała większych oporów3.

Sama kwestia zorganizowania tego rodzaju procesów budziła sporo kontrowersji, nawet wśród osób, które nie miały wątpliwości co do zbrodniczego charakteru działań Trzeciej Rzeszy podejmowanych na terytoriach państw okupowanej Europy. Konstrukcja prawna, na której oparto procesy norymberskie, budziła ‒ i nie przestaje budzić ‒ prawne, polityczne i moralne kontrowersje. Bez wątpienia w jej tle znajdowała się idea wojny sprawiedliwej, toczonej przez cywilizowany świat w obronie jego zasad.

Jeszcze w trakcie trwania wojny pojawiły się zapowiedzi i deklaracje sugerujące, że po zwycięskiej kampanii podjęte zostaną działania mające na celu ukaranie nazistowskich zbrodni. W tym kontekście należy wspomnieć o wspólnym oświadczeniu Churchilla i Roosevelta z 25 października 1941 roku, w którym jest mowa o „retribution for these crimes”, a także o „Deklaracji z St. James” z 13 stycznia 1942 roku, podpisanej w londyńskim Pałacu Świętego Jakuba przez przedstawicieli wielkich mocarstw oraz reprezentantów dziewięciu rządów emigracyjnych4. Decydujące dla kształtu procesów norymberskich było porozumienie zawarte 8 sierpnia 1945 roku w Londynie pomiędzy Wielką Brytanią, Stanami Zjednoczonymi, ZSRR i Francją, działającymi w imieniu Narodów Zjednoczonych, ustanawiające Międzynarodowy Trybunał Wojskowy i zasady jego funkcjonowania. W przyjętej podczas tej konferencji Karcie Trybunału zapowiedziano ukaranie głównych „przestępców wojennych” krajów Osi, czyny zaś podlegające jurysdykcji Trybunału i pociągające odpowiedzialność osobistą podzielono na trzy główne kategorie:

A) zbrodnie przeciw pokojowi, mianowicie: planowanie, przygotowywanie, początkowanie lub prowadzenie wojny napastniczej albo wojny będącej pogwałceniem traktatów, porozumień lub gwarancji międzynarodowych, albo współudział w planie lub zmowie w celu dokonania jednego z wyżej wymienionych czynów;

B) zbrodnie wojenne, mianowicie: pogwałcenie praw i zwyczajów wojennych. Takie pogwałcenie będzie obejmowało, ale nie będzie ograniczone do morderstw, złego obchodzenia się lub deportacji na roboty przymusowe albo w innym celu ludności cywilnej na okupowanym obszarze lub z tego obszaru, do mordowania lub złego obchodzenia się z jeńcami wojennymi lub osobami na morzu; do zabijania zakładników; do rabunku własności publicznej lub prywatnej; do bezmyślnego burzenia osiedli, miast lub wsi albo do spustoszeń nie usprawiedliwionych koniecznością wojenną;

C) zbrodnie przeciw ludzkości, mianowicie: morderstwa, wytępianie, obracanie ludzi w niewolników, deportacja i inne czyny nieludzkie, których dopuszczono się przeciwko jakiejkolwiek ludności cywilnej, przed wojną lub podczas niej, albo prześladowania ze względów politycznych, rasowych lub religijnych przy popełnianiu jakiejkolwiek zbrodni wchodzącej w zakres kompetencji Trybunału lub w związku z nią, niezależnie od tego, czy było to zgodne, czy też stało w sprzeczności z prawem kraju, w którym zbrodni dokonano5.

Z powodu braku wystarczająco dużego budynku w zniszczonym Berlinie, na miejsce procesu wybrano Pałac Sprawiedliwości w Norymberdze, co również miało swój wydźwięk symboliczny. To właśnie w tym mieście odbywały się od 1927 roku zjazdy partii nazistowskiej (Reichsparteitag), utrwalone w powszechnej świadomości za sprawą filmu Triumf woli Leni Riefenstahl. W skład Międzynarodowego Trybunału Wojskowego wchodziło czterech członków podstawowych i czterech zastępców z każdego z alianckich mocarstw. Podczas konferencji rozstrzygnięto, że aktem oskarżenia objęci zostaną nie tylko czołowi przywódcy, ale także wybrane organizacje, które uznano za przestępcze. Ostatecznie za takie w procesie uznano kierownictwo NSDAP, Gestapo, SD i SS6.

Interesujące są argumenty, jakie przywoływano w obliczu zastrzeżeń związanych ze stosowaniem tak zwanej odpowiedzialności zbiorowej. Amerykański oskarżyciel Robert Houghwout Jackson, uznający kryminalizację wojny za rezultat paktu Brianda-Kelloga, przywoływał stosowanie odpowiedzialności zbiorowej w kontekście amerykańskim na przykładzie Ku Klux Klanu; z kolei Brytyjczycy przytaczali przykłady zwalczania bractwa Thugów w Indiach i traktowanie załogi statku pirackiego, spośród której „nawet kucharza uznawano za winnego udziału w przestępstwach popełnionych przez bardziej czynnych piratów”7.

Akt oskarżenia I procesu norymberskiego, który skierowany był przeciwko dwudziestu czterem osobom, oskarżonym „o dokonanie największych zbrodni w świecie”, obejmował kategorie przestępstw wymienione już w porozumieniu londyńskim: „przestępstwa przeciwko pokojowi, przestępstwa wojenne, przestępstwa przeciwko ludzkości oraz przestępstwo tworzenia planu i zorganizowania sprzysiężenia, mającego na celu dokonanie wyżej wskazanych przestępstw”8.

Posłużenie się pojęciem „sprzysiężenia” (spisku, zmowy) dokonało się za sprawą nacisku Amerykanów, dla których pojęcie to miało specyficzny charakter prawny. Za zawiązanie sprzysiężenia uznano koniec 1937 roku, co również rodzi daleko idące konsekwencje. Posługiwanie się kwalifikacją prawną w rodzaju „spisku” wobec uznanego podmiotu stosunków międzynarodowych otwiera wiele nowych problemów. Można zapytać choćby, w jakim świetle stawia to państwa zawierające układy międzynarodowe ze „spiskowcami” ‒ w tym układ monachijski, zawarty przecież już po zawiązaniu owego spisku?9

Wtym miejscu nie zajmuję się bliżej zbrodniami, których dopuścił się reżim narodowosocjalistyczny. Ich ogrom i natura, doskonale opisane w obszernej literaturze, są wstrząsające10. Z punktu widzenia ewolucji prawa międzynarodowego interesujące jest zwłaszcza wprowadzenie pojęcia zbrodni przeciwko pokojowi (sformułowanie wypracowane przez Rosjan i przejęte przez Anglosasów), oznaczającego w istocie kryminalizację wojny napastniczej. A ta „jeszcze tak niedawno wydawała się społeczności międzynarodowej czymś oczywistym i posiadała milczącą sankcję prawa”11. To, czy w 1939 roku wojna napastnicza była zakazana w świetle prawa międzynarodowego, stanowić będzie przedmiot intensywnego sporu, w tym omawianej dalej analizy prawnej Carla Schmitta. Z pewnością idea sądzenia zbrodni wojennych na podstawie reguł prowadzenia wojny (jus in bello) była najmocniej ugruntowanym elementem prawa międzynarodowego, rezultatem wielowiekowego dążenia do ucywilizowania wojny i nadania jej pewnej formy. O tym traktowały rozmaite konwencje zawierane od lat sześćdziesiątych XIX wieku (genewskie i haskie). Zasadniczo sądzenie tego rodzaju zbrodni było domeną sądownictwa poszczególnych państw, nie zaś specjalnych trybunałów międzynarodowych. Nowość procesów norymberskich poległa na tym, że pod sąd mieli pójść najważniejsi przedstawiciele władz pokonanych państw Osi (ostatecznie przed trybunałem stanęli tylko Niemcy i Austriacy, nie sądzono żadnego Włocha). Historycznego precedensu można dopatrywać się w postanowieniach Traktatu Wersalskiego z 1919 roku, w którym zwycięzcy zapowiadali postawienie przed sądem – jako zbrodniarza wojennego – głowę niemieckiego państwa, cesarza Wilhelma II. Do procesu ostatecznie nie doszło, wskutek odmowy wydania monarchy przez Holandię, w której Wilhelm II znalazł się na uchodźstwie.

Niezależnie od podstawowego zastrzeżenia, jakim była tożsamość oskarżycieli i sędziów w postaci zwycięskich mocarstw, obecność Związku Sowieckiego po stronie „sprawiedliwości” miała na tę ostatnią mocno destrukcyjny wpływ. Sowieci nie tylko wyparli się istnienia tajnego protokołu odnośnie do podziału terytorium Polski w ramach paktu Ribbentrop-Mołotow (pakt o nieagresji z 23 sierpnia 1939 roku), ale również sprawili, że w akcie oskarżenia przeciwko Niemcom znalazła się sowiecka zbrodnia na polskich oficerach w Katyniu12.

Carl Schmitt w Berlinie

Klęska Trzeciej Rzeszy zastała Carla Schmitta w Berlinie. Po okresie ciężkich bombardowań i straceńczych wysiłkach obronnych, miasto pod koniec kwietnia 1945 zostało otoczone przez wojska sowieckie i skapitulowało 2 maja. W dniu samobójstwa Hitlera, 30 kwietnia, przebywający w swym berlińskim domu Schmitt został tymczasowo aresztowany i poddany przesłuchaniu przez sowiecki oddział13. Okoliczności zwolnienia wydają się niemal fantastyczne, bardzo jednak Schmittowskie, biorąc po uwagę jego zamiłowanie do symboli, alegorii i mitów. Schmitt miał powiedzieć Rosjanom, iż jego stosunek do nazizmu najlepiej można zrozumieć, przywołując przypadek eksperymentów naukowych Maxa von Pettenkofera:

Schmitt wyjaśnił zbitym z tropu przesłuchującym, iż na początku tego wieku Pettenkofer utrzymywał, iż dla wywołania infekcji podatność na chorobę jest istotniejsza od samej bakterii. By tego dowieść, Pettenkofer na oczach swych studentów wypił szklankę wody skażoną bakteriami cholery; nie zachorował. „Widzicie”, brzmiała konkluzja Schmitta, „zrobiłem dokładnie to samo: połknąłem nazistowską bakterię, ale nie zostałem zarażony”14.

I choć można przyznać, że nazistowska ideologia nie zawładnęła myśleniem Schmitta, mimo czynionych na jej rzecz rozmaitych koncesji, to jednak sam kontakt z „nazistowską bakterią” nie przebiegł wcale tak bezobjawowo, jak zdaje się sugerować ta anegdota.

W wypadku Carla Schmitta droga do Norymbergi – w sensie znalezienia się w kręgu podejrzanych, ostatecznie nie został o nic oskarżony – wiodła przez Berlin, a mówiąc bardziej precyzyjnie – przez „korytarze władzy”. Dlaczego Schmitt nie pozostał na prowincji, jak zalecał swego czasu inny, także uwikłany we współpracę z nazizmem, niemiecki uczony Martin Heidegger?

Poproszony o przygotowanie notki biograficznej do Festschriftu dla Ernsta Jüngera, Schmitt nadesłał następujące wersy:

C.S., urodzony w 1888 r. w Plettenbergu (Westfalia). Studiował w Berlinie, Monachium i Strasburgu. Habilitował się w 1916 r. na uniwersytecie w Strasburgu. Utracił stanowisko wykładowcy w wyniku Wielkiej Wojny. W latach 1921‒1945 profesor prawa publicznego na uniwersytetach w Greifswald, Bonn, Kolonii i Berlinie. W 1933 r. został członkiem Pruskiej Rady Państwa. Utracił katedrę wskutek wyniku II wojny światowej, od 1947 r. zamieszkały w Plettenbergu (Westfalia). Trzy główne prace: Dyktatura (1921), Nauka o konstytucji (1928; wznowienie 1954), Nomos Ziemi (1950)15.

Schmitt wspominał po II wojnie światowej, że Berlin okazał się w jego życiu wielką siłą przyciągającą, nawet jeśli wbrew „skłonnościom i instynktom”16. Podobna rzecz przydarzyła się wielu Niemcom z tego samego czasu i z tej samej warstwy społecznej. Schmitt sugestywnie odmalowuje magnetyzm Berlina:

Ogromna turbina zassała nas do środka. Malstrom wyrzucił nas w tym miejscu. Berlin stał się naszym losem, podczas gdy my – jego ofiary – zgotowaliśmy los Berlinowi. Dla nas to problematyczna, ruchliwa stolica była bardziej pasażem niż rzeczywistym miastem czy domicylem. Dla wielu swych mieszkańców faktycznie był tylko bezsennym miejscem pracy z dobrymi teatrami i nocnymi lokalami, znośnym dzięki częstym wyprawom nad jeziora lub w góry, kolonią termitów z obsesją innowacji, prometejską kuźnią, a na końcu krematorium17.

W jaki jednak sposób Schmitt znalazł się w kręgu przesłuchiwanych w Norymberdze? Za sprawą swej współpracy z narodowym socjalizmem, na którą zdecydował się w 1933 roku, już po przejęciu władzy przez nazistów. W niniejszej pracy nie zamierzam przedstawiać bliżej biografii intelektualnej Schmitta, którą czytelnik odnajdzie w innych pracach, także napisanych w języku polskim18. Nie sposób jednak pominąć kilku węzłowych jej punktów, które należy uwzględnić, starając się zrozumieć zręby myślenia Schmitta o wojnie i porządku międzynarodowym. Nieco więcej uwagi poświęcę owemu uwikłaniu w historię polityczną Trzeciej Rzeszy, ponieważ ma ono znaczenie dla oceny nie tylko postawy Schmitta jako prawnika, profesora czy intelektualisty, ale także kontekstualizuje pisma z tego okresu.

Na pytanie, czy myśl Schmitta z okresu Republiki Weimarskiej zawiera w sobie elementy, które czynią ją immanentnie nazistowską, odpowiedź brzmi: nie. Jednakże myśl Schmitta, mocno krytyczna wobec rozmaitych aspektów współczesności, w tym szczególnie liberalnej formy państwa, dominacji myślenia w kategoriach ekonomicznych nad polityką i niezadowolenia z porządku ustanowionego Traktatem Wersalskim, sprzyjała intelektualnym i politycznym poszukiwaniom nowych form ładu i jego legitymizacji. Nie przeoczmy tego aspektu myślenia i postępowania Schmitta, który wszelkie próby zdefiniowania jego dorobku w kategoriach tradycyjnie pojmowanego konserwatyzmu czyni problematycznymi, mianowicie – skłonności do intelektualnej przygody, jak sam zwykł to ujmować.

Dociekanie powodów, które przesądziły o podjęciu współpracy z nazistami, pozostawmy biografom, psychologom czy historykom. O karkołomności tego zadania niech świadczy już tylko to, że nawet tak skrupulatny i wręcz pedantyczny biograf Schmitta jak Reinhard Mehring wymienia aż czterdzieści dwa możliwe motywy i racje stojące za jego opowiedzeniem się po stronie nazizmu19.

Zarzut padający z ust Eduarda Sprangera, który mocno zabolał Schmitta, o nieprzejrzystości jego osoby i istoty20, na pewnym poziomie jest prawdziwy nie tylko w stosunku do autora Pojęcia polityczności,lecz ‒ każdego człowieka. W kłębowisku duszy plączą się motywy, nadzieje, lęki i kompleksy. „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”, mądrze powiada poetka.

Trudno o bardziej trafną ocenę sytuacji Schmitta od tej wypowiedzianej przez Ernsta Jüngera. W dzienniku zapisał on, iż Schmitt, „będąc klasycznym przedstawicielem myśli prawniczej, został przypisany do elity rządzącej i siłą rzeczy znajduje się w trudnej sytuacji, kiedy jeden garnitur demosu zastępuje drugi. Wraz z pojawieniem się nieprawowitych sił, na miejscu nadwornego jurysty pozostaje próżnia, a próba jej wypełnienia odbywa się kosztem reputacji. Takie bywają niedogodności tego zawodu”21.

Koronny jurysta?

Opublikowany przez Schmitta w 1939 roku zbiór tekstów nosił tytuł Positionen und Begriffe im Kampf mit Weimar ‒ Genf ‒ Versailles. Wbrew sygnalizowanej w samym tytule orientacji, warto jednak pamiętać, że w wypadku Schmitta na pewnym etapie chodziło nie tyle o walkę z Weimarem, ile ‒ walkę o Weimar.

Schmitta stosunek do ustrojowych rozwiązań konstytucji weimarskiej daje się lepiej zrozumieć, jeśli uwzględnimy konsekwencje procesu demokratyzacji skutkującego narodzinami polityki masowej. Dominująca w XIX wieku nauka o państwie naznaczona jest fundamentalnym dualizmem: państwa i społeczeństwa. Państwo nie jest po prostu ekspozyturą społeczeństwa, lecz znajduje się ponad społeczeństwem. To obiektywny duch, przeciwstawiany przez Hegla systemowi potrzeb, jakim jest społeczeństwo obywatelskie. Dziewiętnastowieczna nauka o państwie konstytucję pojmowała jako kontrakt między społeczeństwem a uosabiającym państwo monarchą22. Wszystko to zmienia się wraz z ostatecznym triumfem zasady demokratycznej, w ramach której nie ma już możliwości ścisłego rozróżniania państwa i społeczeństwa. Można powiedzieć, że społeczeństwo „przejęło” państwo, czego konsekwencją było natychmiastowe upolitycznienie tych obszarów, które pozostawały w relatywnej niezależności od państwa (zatem ekonomii, religii, moralności itd.). Skoro państwo jest wyrazem społeczeństwa, formą jego samoorganizacji, wówczas każda społecznie doniosła kwestia staje się sprawą wagi państwowej. Proces ten Schmitt określa mianem przejścia do państwa totalnego ‒ a to jawi się nie tyle jako przeciwieństwo, ile skutek demokracji. Schmitt wprawdzie przyznaje, że państwo jako societas perfecta zawsze niesie ze sobą pewną totalność. Zawiera się ona już choćby w samej zdolności desygnowania wrogów i przyjaciół, a także w żywym zainteresowaniu wszelkimi nowymi możliwościami technicznymi, które podtrzymują czy wzmacniają władzę państwową23. Schmitt ma jednak na myśli inne znaczenie państwa totalnego, które staje się widoczne we współczesnych przemianach relacji państwa i społeczeństwa. Pluralistyczne państwo partyjne to państwo totalne w sensie ilościowym, w którym totalność oznacza wzrost nie tyle jedności czy energii państwa, ile zakresu ingerencji we wszelkie możliwe obszary ludzkiego życia, „od kołyski aż po grób”. Jest ono totalne ze swej słabości, będąc narzędziem partii i zorganizowanych grup interesu24.

Jeśli posłużyć się typologią rozwiniętą bardziej szczegółowo w książce z 1932 roku Legalność i legitymacja25, dzieje europejskiego państwa wyznacza rytm przejścia od państwa absolutystycznego, zwanego państwem zwierzchniczym czy rządowym, przez dziewiętnastowieczne państwo neutralne, będące połączeniem państwa rządowego i ustawodawczego, do państwa totalnego, znoszącego dziewiętnastowieczny dualizm26 (terminu tego nie należy wszak utożsamiać z późniejszym pojęciem totalitaryzmu).

Aktywność Schmitta – zarówno naukowa, jak i polityczna – z ostatnich lat Republiki Weimarskiej sytuuje go na pozycji obrony „ducha” weimarskiej konstytucji. Carl Schmitt zaangażowany był w spór o strażnika konstytucji i poszukiwanie ścieżek prawnej obrony państwa przed radykalnymi ruchami, w tym przed narodowym socjalizmem.

Dyskusja na temat tego, kto stoi na straży konstytucji w ostatnim okresie istnienia Republiki Weimarskiej, nie ograniczała się do akademii, lecz zyskała konkretnie polityczne znaczenie. Szczególnie argumentacja Schmitta spotkała się z żywym zainteresowaniem grona opowiadającego się za wprowadzeniem systemu prezydenckiego, sam Schmitt także udoskonalał i rozwijał swą argumentację w celu wsparcia obozu politycznego, w którego kręgu znalazł się po przenosinach z Bonn do Berlina w 1928 roku. Sam fakt objęcia przez niego katedry imienia Preuβa (jednego z ojców konstytucji) w berlińskiej Handelshochschule wskazuje, że nie był on uznawany za wroga republiki27. Zaprzyjaźniając się z sekretarzem stanu w pruskim ministerstwie finansów Johannesem Popitzem oraz bliskim Hindenburgowi generałem Kurtem von Schleicherem, Schmitt zyskał dostęp do „antyszambrów władzy”. Obóz konserwatywny odnalazł z kolei w Schmitcie jednego z największych i najbardziej pomysłowych orędowników ugruntowania rządów prezydenckich z pominięciem coraz bardziej podzielonego Reichstagu, podpierając się jego szeroką interpretacją prezydenckich uprawnień nadzwyczajnych na podstawie artykułu 48 konstytucji oraz koncepcji prezydenta-strażnika konstytucji. Warto pamiętać, że rozszerzającej interpretacji tego artykułu sprzyjał fakt nieuchwalenia przez Reichstag zapowiedzianych w konstytucji ustaw wykonawczych28.

Kilka lat relatywnej stabilizacji systemu politycznego zostało zakończonych Wielkim Kryzysem ‒ w obliczu pogarszającej się sytuacji ekonomicznej szerokich mas społecznych jego wynikiem był dodatkowy mechanizm polaryzacji sceny politycznej, przysparzając głosów dwóm największym antysystemowym partiom – nazistowskiej i komunistycznej. Po wyborach z września 1930 roku parlament stał się właściwie niezdolny do działania29. Końcowy okres kryzysu politycznego Niemiec weimarskich rozpoczyna się od tak zwanego „uderzenia w Prusy” (Preuβenschlag). Powołując się na sytuację nadzwyczajną (art. 48) w największym państwie związkowym, jakim były Prusy (rządzone przez socjaldemokratów), które znalazły się niemal w stanie wojny domowej między bojówkami nazistowskimi a komunistycznymi, rząd federalny ustanowił zarząd komisaryczny i odsunął od władzy socjaldemokratyczny rząd pruski. Rząd pruski odwołał się od tej decyzji do Trybunału Państwowego (Staatsgerichtshoff), przed którym w imieniu rządu federalnego występował między innymi Carl Schmitt30. Wyrok trybunału z 25 października nie zadowolił żadnej ze stron i dowodził braku ostatecznego rozstrzygnięcia, skoro z jednej strony przywrócono zawieszony rząd pruski, z drugiej natomiast zezwolono na urzędowanie komisarzy Rzeszy31. Jak odnotował David Dyzenhaus, gdyby Trybunał uznał „uderzenie w Prusy” za niekonstytucyjne, oznaczałoby to „rozdarcie płaszcza legalności, pod którego osłoną von Papen i von Schleicher planowali wprowadzenie rządów przy pomocy dekretów [prezydenckich] (…). W konsekwencji legalność przejęcia władzy przez Hitlera wydałaby się jeszcze bardziej wątpliwa”32.W tym kontekście politolog Karl Loewenstein pisał o „samobójczym legalizmie” i rozwijał wizję „uzbrojonej demokracji” (militant democracy), zdolnej dać odpór wrogom czyniącym użytek z prawa w celu obalenia ustroju33.

Można odnieść wrażenie, że także pragnienie zachowania legalności i opór prezydenta Hindenburga przed konsekwentnymi rządami za pomocą dekretów i zupełnym pominięciem parlamentu, a także niewątpliwie błędy i złudzenia obozu konserwatywnego (Franza von Papena i Kurta von Schleichera), ułatwiły Hitlerowi dojście do władzy. Wrogowie republiki zrobili po prostu użytek z legalności i demokracji tam, gdzie im to odpowiadało. Po wyborach w listopadzie 1932 roku NSDAP pozostała największą partią, zaś Hitler domagał się powierzenia mu urzędu kanclerza – zgodnie z konstytucją. Ostatecznie dopiął swego, jak wszyscy wiemy, 30 stycznia 1933 roku. Wkrótce zaczął dyskontować to, co w swej pracy Legalität und Legitimität Schmitt nazwał „ponadlegalną premią za legalne posiadanie władzy”, która w sytuacji nienormalnej – a taką okazały się wkrótce rządy Hitlera – staje się zupełnie niepoliczalna34.

W styczniu 1933 roku – komentuje Reinhard Mehring – krajobraz polityczny przypominał już jednak pobojowisko:

«Mit Hindenburga» jest skończony, pisał Schmitt. Także Schleicher go rozczarował. Hitler nie wydawał się typem «charyzmatycznego» przywódcy, podczas gdy Partia Centrum dążyła do włączenia Hitlera do rządu koalicyjnego. Schmitt został publicznie zaatakowany przez parlamentarnego lidera Partii Centrum, prałata Kaasa, za prawnicze wsparcie dla rządów przy pomocy prezydenckich dekretów. 30 stycznia Schmitt odpowiedział otwartym listem, w którym deklarował dalszą lojalność wobec «ducha» konstytucji; twierdził, iż nie tylko «nie zrelatywizował prawa, lecz zwalczał nadużycia niszczące państwo i konstytucję” (…) Schmitt w tych dniach był mocno przygnębiony. Przyczyniła się do tego zarówno jego osobista porażka, jak i niepowodzenie Schleiechera. Walka z Hitlerem nie powiodła się. Jakiego rodzaju przyszłość czekała go pod rządami Hitlera?35

Jak się wkrótce okazało, depresyjny nastrój ustąpił nadziei na odegranie pewnej roli w dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości politycznej. Po porażce projektu autorytarnego wyostrzenia istniejącego ustroju, Schmitt najprawdopodobniej zaczął dostrzegać w ruchu narodowosocjalistycznym szansę na rozwiązanie kryzysu legitymizacji postliberalnego państwa nie poprzez powstrzymywanie mas, lecz raczej ich plebiscytową integrację w homogeniczną narodową demokrację36. Nie bez znaczenia jest też stopniowe otwieranie się Schmitta na możliwości i wyzwania nowoczesnej polityki. Jak podkreśla Balakrishnan, zwłaszcza włoski faszyzm wywierał duże wrażenie na Schmitcie, poprzez swą zdolność łączenia mitu, awangardy i klasycyzmu, a zarazem zachowywanie pewnych form mieszczańskiego społeczeństwa37.

Dla rozpoczęcia współpracy z nową władzą nie bez znaczenia była postawa części konserwatystów, w rodzaju wicekanclerza Franza von Papena czy pruskiego ministra finansów Johannesa Popitza, którzy zachęcali Schmitta do włączenia się w prace nad reformami ustrojowymi. Pod koniec marca 1933 roku Schmitt został powołany na członka komisji mającej wypracować nowe relacje między krajami związkowymi a rządem Rzeszy (Reichsstatthaltergesetz) w ramach nazistowskiej polityki koordynacji (Gleichschaltung).

Odtąd sprawy przybrały większą dynamikę. W lipcu 1933 roku Schmitt został mianowany przez Göringa (za namową Popitza) do nowo powołanej Pruskiej Rady Państwa, niemającej wiele wspólnego ze swą instytucjonalną poprzedniczką. Schmitt łudził się, że to ciało doradcze stanowić będzie preludium do powołania Rady Führera, umożliwiając tym samym jej członkom zbliżenie się do „ucha władcy”. Nie był to odosobniony przypadek intelektualisty, który fantazjował na temat możliwości wpływania na wierzchołek władzy. To tylko kolejna wariacja na odwieczny temat relacji między tyranem a mędrcem (filozofem). W tym wypadku wyjątkowo jednostronna, bowiem – w przeciwieństwie do wielu tyranów z przeszłości – Hitler żywił awersję, czy wręcz pogardę wobec intelektualistów i nie był zainteresowany tego rodzaju współpracą.

Twórczość Schmitta w pierwszych latach zaangażowania politycznego miała niejednolity charakter. Z jednej strony mamy teksty wpisujące się w retorykę nazizmu i uzasadniające jego polityczne ekscesy (na przykład Hitler strzeże prawa czy Die deutschen Intellektuellen), z drugiej ‒ zachowujące zdecydowanie bardziej naukowy charakter analizy przemian ustrojowych państwa niemieckiego (Staat, Bewegung, Volk). We wznawianych publikacjach Schmittowi zdarzało się usuwać niewygodne nazwisko bądź dodawać jakieś antysemickie wstawki.

Schmitt określony został mianem „koronnego jurysty” Trzeciej Rzeszy przez Waldemara Guriana. Niemiecki prawnik właściwie odegrał swą rolę z punktu widzenia reżimu już przed końcem 1933 roku, z czego najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy38. Według Mehringa „w żadnym momencie Schmitt nie uległ charyzmie Hitlera”39. Ale pytania nasuwały się, zwłaszcza znajomym i przyjaciołom, którzy wybrali inną drogę. W portrecie Schmitta z 1940 roku Franz Blei stawia wiele pytań, nie kryjąc zdumienia wyborami autora Teologii politycznej:

W jaki sposób było możliwe, aby tak rzymski, nadreński, zupełnie nieromantyczny katolicki autor klasycznego tekstu Rzymski katolicyzm i polityczna forma, uległ Lewiatanowi zwanemu państwem? Jak ten przeciwnik romantyzmu politycznego ustąpił sensacyjnej opowieści petit bourgeois? Jak ten cichy, kontemplacyjny człowiek, sączący swe wino i dostrzegający urzeczywistnienie humanizmu w rzymskiej i chrześcijańskiej tradycji swej nadreńskiej ojczyzny, mógł poddać się hałaśliwemu pieniactwu niemieckich berserków [Berserker-Deutschtum]40.

Schmitt znalazł się w paradoksalnej sytuacji, w której krytyka formułowana było zarówno z zagranicy ‒ zwłaszcza z kręgu dawnych studentów, znajomych czy przyjaciół, przypominając wszystkie te kwestie, które musiały budzić wątpliwości co do szczerości jego ideologicznego dostosowania ‒ jak i z pewnych kręgów partyjnych, mających wątpliwości z dokładnie tych samych powodów. Im bardziej Schmitt chciał uchodzić za ideologicznie poprawnego, posuwając się coraz dalej w „zabiegach adaptacyjnych”, tym bardziej narażał się na ostre ataki z zagranicy, odsłaniające skalę jego oportunizmu czy wręcz nihilizmu. Teksty te docierały do pewnych nieżyczliwych mu kręgów i przygotowywały grunt pod przyszłą publiczną krytykę. Ta nadeszła w 1936 roku, kiedy stał się obiektem ataku w prasie ‒ ataku przeprowadzonego przez SS.

Przeniesienie punktu zainteresowania na kwestie prawa międzynarodowego nie wynika jedynie z politycznych rozstrzygnięć i obawy przed zabieraniem głosu w sprawach ustrojowych. Zagadnienia te stanowiły przedmiot zainteresowania Schmitta już od lat dwudziestych; w późniejszych tekstach uwidocznia się ciągłość myślenia o szeregu podstawowych problemów prawno-międzynarodowych.

Porządek wielkoobszarowyw prawie międzynarodowym

Biedny Schmitt: naziści prawili o krwi i ziemi – on miał na myśli ziemię. Naziści – krew.

Hannah Arendt

Tekstem, którym Schmitt ponownie ściągnął zainteresowanie wielkiej polityki, okazał się Porządek wielkoobszarowy w prawie międzynarodowym z zakazem interwencji dla sił obcych w danym obszarze. Przyczynek do pojęcia Rzeszy w prawie międzynarodowym; był to zarazem tekst, który szczególnie zainteresował amerykańskich śledczych rozpatrujących zasadność postawienia Schmitta w stan oskarżenia.

Referat, który stał się podstawą publikacji, Schmitt zaprezentował na sesji naukowej odbywającej się w Instytucie Nauk Politycznych i Prawa Międzynarodowego na Uniwersytecie w Kilonii na przełomie marca i kwietnia 1939 roku. Do 1941 roku doczekał się trzech wydań, zawierających pewne modyfikacje (między innymi nowy końcowy rozdział o pojęciu przestrzeni w prawoznawstwie).

Jedną z cech myśli Schmitta jest jej sytuacyjność, zajmowanie pozycji i potrzeba konceptualizacji rzeczywistości przeprowadzana w samym środku wydarzeń. Niesie to ze sobą także ryzyko, z którego sam autor dobrze zdawał sobie sprawę. W sformułowaniach autora pobrzmiewa coś w rodzaju fatalistycznego historyzmu: „Mam nadzieję, że czytelnik właściwie zrozumie motto, jakie chciałbym dać tej pracy: «Jesteśmy jak ludzie morza w nieprzerwanej podróży i każda książka może być tylko dziennikiem okrętowym»„41. Schmitt nie omieszkał we wstępie zastrzec także, że praca ma przede wszystkim wartość dokumentu i badania, nie powinna „ścigać się z wydarzeniami”42. Ponieważ uwaga wstępna do trzeciego wydania nosi datę 28 lipca 1941, tym wspomnianym wydarzeniem jest, rzecz jasna, agresja Niemiec na Związek Sowiecki.

Schmitt postuluje potrzebę przemyślenia doktryny prawa międzynarodowego. To zaś pojmuje wnastępujący sposób:

Prawo międzynarodowe jest jako jus gentium, jako prawo narodów, w pierwszej kolejności pewnym prywatnym [personal], tzn. określonym od strony przynależności narodowej i państwowej, konkretnym porządkiem. Przypisaną pojęciu narodu zasadą porządku prawa międzynarodowego jest prawo narodów do samostanowienia. Uznaje się je dziś za regułę43.

Jednakże taki porządek osiadłych i współistniejących narodów nie jest określony tylko „prywatnie”, lecz stanowi dla Schmitta „pewien konkretny terytorialnie porządek przestrzenny”44. Centralnym pojęciem, które organizowało ten porządek przez znaczną część nowożytnej historii, jest państwo. Jednakże osiemnastowieczne i dziewiętnastowieczne pojęcie państwa zaznało „wstrząsu” za sprawą wspomnianego „prywatnego” (personal) aspektu pojęcia narodu. Stąd też postulat, że prawo międzynarodowe potrzebuje weryfikacji nie tylko z powodu wzrostu znaczenia pojęcia narodu, ale także z perspektywy porządku przestrzennego. Akcent zostaje położony na tym drugim uzasadnieniu potrzeby przemyślenia porządku międzynarodowego:

Uważam przy tym za niezbędne, by wykraczając poza abstrakcyjne, zawarte w ogólnym pojęciu „państwa” wyobrażenia obszaru, wprowadzić do nauki o prawie międzynarodowym pojęcie konkretnego wielkiego obszaru [Begriff des konkreten Groβraums] i przyporządkowane mu pojęcie należącej do dziedziny tego prawa zasady wielkiego obszaru [Groβraumprinzip]45.

Przejście do myślenia wielkoobszarowego wiąże się u Schmitta ze rozpoznaniem fundamentalnych zmian, jakie zachodzą w pojmowaniu przestrzeni i w możliwościach jej opanowania. Niewątpliwie znaczenie ma tutaj rozwój nauki i technologii, które czynią dawne ujęcie przestrzeni przestarzałym46. Według Schmitta w pierwszych dekadach XX wieku mamy do czynienia z fundamentalną zmianą obrazu przestrzeni i jej wyobrażeń, porównywalną z rozpadem średniowiecznego obrazu świata wraz z nowożytnymi (XVI i XVII wiek) odkryciami geograficznymi i astronomicznymi47. Drugą przesłanką jest historyczna przestarzałość „koncepcji liberalnej wolności w zachodniej demokracji”, która służy zachodnim demokracjom do podtrzymywania status quo. Mówiąc inaczej, zachodnie demokracje odgrywają dziś, według Schmitta, rolę Świętego Przymierza, przy czym ustroju nie legitymizuje już zasada dynastyczna, lecz zasada demokracji liberalnej i kapitalizmu. Jak dodaje, „już wojna światowa 1914‒1918 była wojną interwencyjną tej liberalnodemokratycznej prawomocności”48.

Warto podkreślić, że Schmitt wprost wskazuje na historyczny precedens w postaci amerykańskiej doktryny Monroe jako punkt wyjścia rozważań wielkoprzestrzennych. Nie są nimi ani teoria „naturalnych granic”, ani też teorie prawa do ziemi odwołujące się do argumentacji demograficznej49; koncepcja rozwijana przez Schmitta nie nawiązuje zatem do idei przestrzeni życiowej (Lebensraum). Celem, który stawia sobie Schmitt, nie jest po prostu przeniesienie amerykańskiej doktryny Monroe na inne czasy i przestrzenie, lecz wydobycie zawartej w niej obiecującej dla przyszłości prawa międzynarodowego samej „wielkoobszarowej zasady”50. Schmitta nie interesuje też odpowiedź na pytanie, czy doktryna Monroe jest zasadą prawa międzynarodowego, czy tylko pewną maksymą polityczną, ponieważ odrzuca tak proste przeciwstawianie sobie prawa i polityki, szczególnie w obszarze prawa międzynarodowego51.

Zaprezentowana 2 grudnia 1823 roku przez prezydenta Jamesa Monroe’a doktryna, sformułowana przez amerykańskiego sekretarza stanu Johna Quincy’ego Adamsa, postulowała zakaz interwencji potęg europejskich w sprawy obu kontynentów amerykańskich, w tym dalszej kolonizacji i próby restauracji niedemokratycznych systemów politycznych, przy jednoczesnym poszanowaniu już istniejących europejskich kolonii w Ameryce i rezygnacji Stanów Zjednoczonych z mieszania się w wewnętrzne sprawy państw europejskich. Dla Schmitta jest to „pierwsza w historii współczesnego prawa międzynarodowego deklaracja mówiąca o wielkim obszarze i ustanawiająca dla niego zasadę nieingerencji obcych mu sił”52. Jej nowoczesność polega na myśleniu w kategoriach przestrzeni globalnej (wyraźne powołanie się na „zachodnią półkulę”, Western Hemisphere), nie zaś tylko w kategoriach systemu państwowych stosunków władzy (w rodzaju przywódców europejskich, w tym rządów Świętego Przymierza). Tym jądrem doktryny, „prostym i wspaniałym”, które Schmitt chce wydobyć i uczynić podstawą swego myślenia wielkoobszarowego, jest idea wielkoobszarowego porządku w sensie prawa międzynarodowego53. To, że z czasem, w miarę wzrostu amerykańskiej potęgi, doktryna Monroe została poddana reinterpretacji w duchu „uniwersalistyczno-imperialistycznej zasady ekspansji”, nie przeczy, że u swego zarania wyraziła „konkretną, określoną geograficznie i historycznie” ideę wielkiego obszaru54.

Wyłania się tutaj wizja porządku globalnego opartego na współistnieniu potęg w ramach wielkich przestrzeni, nieingerujących w swe obszary wyłączności. „Gdy Ziemia – konstatuje Schmitt – znajdzie już pewny i sprawiedliwy podział wielkoobszarowy i różne wielkie obszary staną przed nami w swym wewnętrznym i zewnętrznym porządku jako ustalone wielkości i kształty, z pewnością znajdą się i dojdą do głosu inne, piękniejsze określenia tej nowej rzeczy”55. Aby właściwie zrozumieć sens rozważań Schmitta, musimy zdawać sobie sprawę z fundamentalnego przeciwstawiania myślenia w kategoriach wielkich przestrzeni (czy wielkich obszarów)56i myślenia w kategoriach uniwersalistycznych, a także o konsekwencjach tego rozróżnienia dla zasad prawa międzynarodowego i ładu globalnego. W terminologii Schmitta przeciwieństwo to zostaje dobitnie wypowiedziane w tytule jednego z artykułów z 1939 roku: Groβraum gegen Universalismus. Zaprzeczeniem konkretnej przestrzeni i panującej w niej zasady jest „obejmująca całą ziemię i ludzkość uniwersalistyczna zasada globalna”57.

Jak zaznacza Schmitt, w dotychczasowej historii prawa międzynarodowego, które w istocie jest historią rzesz/imperiów (Reichs), każde imperium posiadało swą wielką przestrzeń, z zachowaniem świadomości wszelkich różnic, jakie występowały na przestrzeni dziejów58. Rzesza nie jest po prostu powiększonym państwem, podobnie wielki obszar nie powinien być pojmowany jako powiększony mały obszar. Jak wyjaśnia Schmitt, chodzi o coś więcej:

Zmiana pola znaczeniowego, jaką termin „wielki obszar” wywołuje w odniesieniu do słowa „obszar”, polega przede wszystkim na tym, że porzucone zostaje dane dotąd z pojęciem „przestrzeni” matematyczno-przyrodnicze, neutralne pole znaczeniowe. Zamiast pustego wymiaru płaszczyzny czy trzeciego wymiaru, w których poruszają się przedmioty fizyczne, pojawia się spójna przestrzeń dokonań należąca do wypełnionej historią i miarodajnej historycznie Rzeszy, która niesie z sobą i w sobie własną przestrzeń, swe wewnętrzne miary i granice59.

W myśleniu Schmitta przestrzeń i idea polityczna są nierozdzielne, „nie ma dla nas ani nieprzestrzennych idei politycznych, ani na odwrót, bezideowych przestrzeni lub zasad przestrzennych. Każdą z kolei pozwalającą się określić ideę polityczną niesie określony lud i wyobrażenie określonego przeciwnika, wskutek czego uzyskuje ona jakość tworu politycznego”60.

Do pojęcia rzeszy należy zatem, według Schmitta, porządek wielkoobszarowy. Rzesza pojmowana jest jako przewodnia siła, której idea polityczna „promieniuje” na wielki obszar. Wyklucza się obce interwencje w tym obszarze, przy czy autor Porządku wielkoobszarowego zaznacza, że nie istnieje terytorialna tożsamość rzeszy i wielkiej przestrzeni chronionej przed obcą ingerencją. Widzimy tutaj, że wielki obszar w ujęciu Schmitta nie oznacza nieuchronnej polityki aneksji czy podboju sąsiednich państw, podobnie jak „nikt uznający doktrynę Monroe nie będzie myślał o zaliczeniu Brazylii czy Argentyny do USA”61.

Na temat tego, na