Wiersze żebrane - Marek K.E.Baczewski - ebook

Wiersze żebrane ebook

Marek K.E.Baczewski

0,0

Opis

Tom zaiwera wiersze: Zabawka, Dwa listy zamknięte, z zamkniętego miejsca, od hipotetycznego alberta camusa do simona wiesenthala (w sprawie doktryny), Ars poetica xxv: sława, Dzwon (albo o marności poezji), Tristia, Pustość, Pułapka, Spotkanie, Wspólny świat, Dupobranie, List z bezludnej wyspy (o tym, jak poeta złożył wizytę dawnej kochance, która urodziła dziecko innemu mężczyźnie), Ars poetica xviii: anioł, Przepraszam pana, panie baczewski, Tren, Na początku był odlot, Ars poetica ix: umysł, Krótki wiersz o seksie, Wszystko gotowe do nocy: michel foucault, Wołając przez ścianę mroku na drugi brzeg ciszy, Leżenie ma przyszłość, Ikonopisanie, O co mi chodzi kiedy tobie stoi, Red hot poetry, First we fuck katowice, Sonet o małpce voltaire’a i o śmiechu, Dziesięć dowodów na istnienie miłości.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 30

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



 

Marek Krystian Emanuel Baczewski

 

Wiersze żebrane

 

Zabawka

Gdyby ktoś, przebywający na zewnątrz zabawki, zapytał,

nie umiałbym mu w sposób przytłaczająco kompetentny

odpowiedzieć, że urodziłem się, żyję, sapię przez sen,

piszę wiersz o stopniu, w jakim oczywistość jest oczywista.

 

To tak, jakbyś zasady gry w szachy próbował objaśnić

laufrowi, który gania po czarnych przekątnych i zupełnie

nie wie o istnieniu białych pól. I jakby teraz laufer

powtarzał lekcję pionowi, który pojmuje tylko jedno

jego zdanie: „Rozumisz, ciulu?”, ale dzielnie kiwa

coraz cięższą głową, szepcząc: „Ech, poeta... ”

 

Głowa mi była zawsze ciężarem. Czapkę nosiłbym z chęcią

w torbie. A szczoteczką do zębów czyścił miejsce, gdzie krąg

szczytowy wystawałby guzem na płaskowyżu zaślepionego karku. Skoro

nie potrafię sobie odmówić, odpowiem. Jeśli nie potrafię wierzyć,

zejdę z wieży. Nie jest rzeczą piona być na poziomie.

Dwa listy zamknięte, z zamkniętego miejsca, od hipotetycznego Alberta Camusa do Simona Wiesenthala (w sprawie doktryny)

LIST I: POPOŁUDNIE

Pewien stary Żyd przywiózł ze sobą do Obozu dwóch synów. Przed bramą dowiedział się, że będzie mógł zabrać tylko jednego, drugi — pójdzie od razu do Komory Gazowej. Pozwolili mu zadecydować, który. „Wybrałem starszego — tłumaczył później w baraku — bo ma żonę i dziecko, a młodszy nie założył jeszcze rodziny”.

Ale i tak następnego dnia powiesił się, bo zabił młodszego.

Simon Wiesenthal

 

 

Potulny jak owieczka, którą wstrętny wdowiec

bierze w posiadanie kompetentnym ruchem bioder

albo tak potulny jak kęs plasteliny, plazma

rozciamkana w szczękach zbaraniałych z głodu

 

pionowy i kanciasty, z podłużną, zwykle hałasującą

a teraz jakby zabliźnioną raną w poprzek twarzy

podobny do tej urny, do której go prowadzą

dwa szczodrze umięśnione laufry z dwóch

przeciwległych stron szachownicy

 

w kokonie szarej wełny zmierzchu —

skazany na wybór.

 

A gdyby tak na moment przed zapaścią zapadni

ogłosił koncert ostatnich życzeń? I gdyby tak

zapytał, czy można wybierać? To co wtedy? Nic.

Odpowiedzą mu tak jakoś zgrabnie i wymijająco:

 

„Trzeba”.

 

Albo rozlepią w setkach egzemplarzy swe

monotonne hagiografie: nabożne praktyki, wizje,

wniebowstąpienia. Do kryształowych relikwiarzy

wskakują dymiące świeżością ochłapy.

Nie mówiąc o cudach — bo cud

zaczyna się tam, gdzie jesteś.

A popołudnie — tam, gdzie wieczór.

 

 

LIST II: WIECZÓR

Na fotografii znalezionej u pewnego esesmana widziałem więźnia powieszonego za jądra. Jest takie popularne powiedzenie...

Podczas przesłuchania rzuciłem się na tego esesmana i gdyby nie odciągnęli mnie amerykańscy żołnierze, byłbym go udusił własnymi rękami.

Simon Wiesenthal

 

 

„Robiliśmy to zawsze w jakimś gęstym lesie,

jednym strzałem w tył głowy. Mózg

wsiąkał pierwszy”.

Ars Poetica XXV: Sława

Prędzej czy później każde z nas, drogie dzieci,

trafia na swojego misia z okienka,

który ma nas głęboko w tłustej dupie.

 

Po kilku bezowocnych próbach regulacji kontrastu

okazuje się, że nie mniej głęboko mają nas w swych

dupach operatorzy kamer, kierownik produkcji,

baba, która przychodzi sprzątać studio, nawet

autor scenariusza w akcie empatii zobowiązuje się

dostarczyć zaświadczenie o odbyciu rektoskopii.

 

Z upływem czasu dowiadujemy się, drogie dzieci,

co z nami, co nas weźmie, co nas strzeli, co

na nas położą i, last but not least, co nam w co.

 

W tym naszym niehigienicznym położeniu

winniśmy zdać sobie — czy jednak sprawę?

że ktoś nas mimo wszystko potrzebuje.

 

Chcę powiedzieć przez to, że ktoś nie może

obyć się bez tego wielkiego czopka, jakim jestem.

 

Wystarczy wyjść z domu, a oni już na nas czekają:

kioskarka, która nie ma drobnych, kierowca

czarnego cherokee, policjant, którego usiłujecie

zainteresować nagłym — skądinąd skandalicznym —

zupełnym brakiem waszej lewej nogi; nawet gość

zapytany o drogę do wszystkich diabłów, rozpina

płaszcz, podnosi sweter i pokazuje receptor kałowy.

 

Życie ludzkie jest (niech mi wybaczy autor Elegii

z Duino) snem niczyim w nieskończenie wielu dupach.

 

Jak nasiona rzucone w glebę są bowiem kawałki nas,

tkwiące wewnątrz ludzi, którzy przebiegają obok, wskazując

na coraz wyższe partie jelit: kątnica, okrężnica, appendix.

 

A my wykrwawiamy się czując, że ze wszystkich stron otacza nas to,

czego nie mógł dać nam żaden wiersz: sława, sława, sława.

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej...

Strona redakcyjna

 

M.K.E Baczewski

Wiersze żebrane

Katowice 2015

 

Copyright © by M.K.E Baczewski, 2015

 

Okładka: Agata Nawrat

 

 

ISBN 978-83-60406-72-4

 

 

Wydawnictwo FA–art

Katowice 40-013, ul. Staromiejska 6 lok. 10d

 

 

Zamówienia

www.FA–art.pl

prenumerata@FA–art.pl