Wiersze wybrane - Sikora Tomasz - ebook + książka

Wiersze wybrane ebook

Sikora Tomasz

0,0
19,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Wiersze wybrane to w znakomitej większości utwory z lat młodzieńczych Autora. Wciąż zaskakująco aktualne dzięki uniwersalnym tematom, z którymi się zmierzył. Mamy tu człowieka i naturę. I naturę człowieka. Mamy miłość i przemijanie. I przemijanie miłości. A na deser kilka humoresek, żeby nie było aż tak poważnie... W tomiku znalazły się między innymi znane już wąskiej publiczności: „Klincz”, „Truskawki”, „Przyjechałem późnym wieczorem”, „Dyptyk” oraz „Cztery pory roku”. Jest również niezawodna damska „Torebka”, a także rzecz o myszy na gzymsie.

Tomasz Sikora (ur. 1973 w Warszawie) – ukończył studia magisterskie w Instytucie Rusycystyki na Wydziale Lingwistyki Stosowanej i Filologii Wschodniosłowiańskich Uniwersytetu Warszawskiego, a także podyplomowe studia z zakresu Public Relations – skuteczne kreowanie wizerunku oraz Executive Master of Business Administration w Instytucie Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk. Jego zainteresowania są tak zróżnicowane jak wykształcenie i rozciągają się od pogłębionej analizy dzieł Fiodora Dostojewskiego, poprzez sektor marketingu i reklamy BTL, aż po zarządzanie ryzykiem reputacji przedsiębiorstw. Prywatnie – szczęśliwy mąż i ojciec trójki dzieci. Od wielkomiejskiego zgiełku ucieka czasem na spacer po warmińsko-mazurskich lasach, nad pomorskie rzeki lub na bałtyckie plaże. Pisze, bo lubi.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 32

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Initium

Oddaję swe zamyślenia wyrazom prostym, zawiłym.

Staję niepewny przed papierowym konfesjonałem,

A strach z tęsknotą za szczerą spowiedzią się plecie.

 

I piszę, znikając w szumie atramentowych pejzaży.

Niech nikt nie próbuje dowodzić mi,

Że z dziełem zebranym usiadłem, z ostatnim pomysłem.

 

Podnieca świat ożywiany w kolejnych minutach.

Co się pod piórem pojawi? Już one moje, lubiane –

Choć wcześniej nie znałem tych słów, które zostały spisane.

* * *

– Wiersz piszę!

– Nowina… – kpisz sobie – tak wielu pisało i pisze.

– Napiszę o pięknie i blaskach. O wierze!

– I piękno, i lśnienia już były. I Bóg.

– Zostawię ślad na papierze o skrzydłach ptaków,

O deszczu, o lecie…

– Bo nikt nie opisał piór, skrzydeł i kropel?

I czterech pór roku?

– Zegar odmierza sekundy tworzenia –

To o nim napiszę! O dźwięku?

– Ach, zostaw w spokoju wskazówki, tonacje – to jest już

Spisane od wieków.

– Spróbowałbym choćby o tym, że…

– O! To najnudniejsze frazesy!

– A miłość?

– Miłość?!

– Serce, uczucie. Czy życiem jest?

– Tylko dla wierszy.

* * *

Spójrz! Piękne refleksy na parasolach –

Rozbite barwy tęczy w kropli nieba.

Upaja wiersz szczery w kolorach –

Ciepłem i siłą, której nam potrzeba.

* * *

Przyjechałem późnym wieczorem – zwyczajnym przecież…

 

Z drobnym deszczem, mokrym kołnierzem,

Lekkim wiaterkiem o zapachu skropionej trawy,

Służebnie nadobnej w nieśmiałym przebłysku księżyca.

Przebiegłem – może trochę niezdarnie, wstydliwie –

Pod nawisami z sopli chmur, a ponad dźwiękiem własnych kroków i kałużami.

 

Ogrzewało mnie źródło światła, które zlewało się w naszym oknie

Z ciemną przestrzenią jesiennej nocy.

Pieściło skronie stęsknione ciepło myśli twoich

I radość tchnęło, trosk zaćmienie, spokój.

Choć przyjechałem późnym wieczorem – zwyczajnym przecież.

 

Zdejmując płaszcz, usiadłem w fotelu,

Przymilnie pachnącym starym drzewem.

I zawładnęła mną rąk twoich jasność śpiewna,

Wpleciona w wilgocią okraszone włosy.

Poczułem blasku miłosny zachwyt spod rzęs bijący promieniem.

 

I czar srebrzysty utonął w sercu. Ukojenie.

Wonne marzenia w herbacianej mgiełce

Wykwitły jak malin spojrzenia,

By płynąć, myląc szklanych snów znaczenie

Z dotykiem, z jawą, z domem, z uniesieniem,

 

A przyjechałem późnym wieczorem – zwyczajnym przecież…

Przy wieczornej świecy

A kiedy nie śpię, to myślę, że jesteś,

Że jesteś tuż obok, oddychasz i szepczesz.

Nie mogąc zasnąć, marzę, że głaszczesz,

Że głaszczesz twarz moją, na którą się patrzysz.

 

Oczu nie zamykam, bo jesteś przede mną.

Wnikając w ciemność głuchą, widzę cień twój szklisty.

Nie mając cię u boku, wierzę, że na pewno

Pojawisz się, dogonisz sen nierzeczywisty.

 

Kiedy nie usypiam, gdy leżę bez ruchu,

Ty siedzisz i dotykasz palcami dłoń moją.

Pokoju woń przenika ciałem twym i duszą.

Gdy jesteś tu – to lubię zapach mego pokoju.

 

Patrzę, a przede mną świecy knot drży złoty,

Reszta wosku skapnie, gdy noc rankiem zaśnie.

Jeśli usnę – odejdziesz wśród widm sennych przeloty.

Gdy zaś czuwam – pozostań, póki światło nie zgaśnie.

* * *

Wczoraj twe serce ścichło w ciemności.

Przymknęłaś ciężkie od smutku oczy,

Gdzie gorzka kropla, krwawiąca, toczy

Wychudłych rzęs popróchniałe kości.

 

Obudzić nie chcesz dziś kręgu wspomnień.

Powrócić w objęć pachnące tęcze,

Zielonych altan słodkie poręcze

Winogron pełne. Miękkich, pstrych spojrzeń.

 

Odtwarzać nie chcesz tajemnych znaków:

Warg, które z jagód tkały modlitwy,

Czasem – z zazdrości – gromów gonitwy.

Zapachu kruchych w przysięgi płaczów.

 

Pamiętać nie chcesz ciepła oddechu,

Rumieńców drżących, miłosnych myśli,

Białych opłatków wiosennej wiśni,

Szmeru uniesień, szeptu uśmiechu.

 

Gdy twoje serce ścichło w ciemności,

Zniknął ostatni ślad namiętności.

* * *

Nigdy nie powiem ci

O chwilach, które mijając mnie,

Chichoczą i szepczą,

Wytykając palcami uczuć zamyślenia.

 

Nigdy nie wspomnę

O rumieńcach zawstydzenia,

Co z nogi na nogę przestępują