Wiem, co czujesz - Gabriela Gargaś - ebook + audiobook + książka

Wiem, co czujesz ebook i audiobook

Gabriela Gargaś

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

18 osób interesuje się tą książką

Opis

„Są takie historie, które pozostają niedokończone”.

To był przypadek, że trafili na siebie. Ona – towarzyska i pełna witalności pisarka, która zawsze ma czas dla innych. On – małomówny egocentryk, skupiony na karierze w banku i starannie ukrywający swoje uczucia.

Trzy lata temu Iga rzuciła pracę w Warszawie i przeprowadziła się na wieś. W starej chacie urządziła swoją samotnię. Ale taką, w której pełno jest psów, kotów i ludzi. Przy malinowej herbacie i pachnącym drożdżowym cieście Iga słucha zwierzeń przyjaciół – Miry, Pawła, Elli i Mateusza. Każde z nich przechodzi trudne chwile, podobnie jak Iga, która stara się o tym nie mówić. Uśmiecha się do życia i pisze swoją trzecią książkę. Najważniejszą – ma być jak katharsis – o samotności, poranieniu, potrzebie bliskości. To historie bliskich jej osób.

Michał miał być tylko kolejnym rozmówcą. Ale życie jak zwykle napisało własny scenariusz.

Wiem, co czujesz to powieść o tym, jak pachnie wiosna, czym jest prawdziwe szczęście i gdzie szukać pocieszenia oraz nadziei, kiedy życie powali na ziemię. O bolesnych zakończeniach i nowych początkach. I wierze, że to wszystko ma sens.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 315

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 14 min

Lektor: Czyta: Kamilla Baar

Oceny
4,7 (330 ocen)
266
45
15
2
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
werciaaxx

Nie oderwiesz się od lektury

Dawno mnie tak żadna książka nie poruszyła. Polecam każdemu!!
40
mel_05

Nie oderwiesz się od lektury

Niesamowicie ciepła, pełna miłości i do tego porywająca. Porusza bardzo ważny temat samotności oraz potrzeby rozmawiania o swoich emocjach. W wielu momentach wzrusza do łez, naprawdę warta przeczytania.
30
gawmal

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna, wzruszająca... Polecam!
30
Ewucha1

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna polecam gorąco
30
Calineczka158

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna i wzruszająca powieść 🙂
30

Popularność




Opieka re­dak­cyjna: DO­ROTA WIERZ­BICKA
Re­dak­cja: DO­MI­NIKA WRE­SIŁO
Ko­rekta: JU­LITA CI­SOW­SKA, BIANKA DZIAD­KIE­WICZ, ANNA PO­INC-CHRA­BĄSZCZ
Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wych: PA­WEŁ PAN­CZA­KIE­WICZ
Re­dak­tor tech­niczny: RO­BERT GĘ­BUŚ
© Co­py­ri­ght by Ga­briela Gar­gaś © Co­py­ri­ght by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2023
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-08-07840-2
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kra­ków bez­płatna li­nia te­le­fo­niczna: 800 42 10 40 księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl tel. (+48 12) 619 27 70
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

ROZ­DZIAŁ 7

GPS za­pro­wa­dził Mi­chała do chaty pod la­sem. To nie był je­den z tych no­wo­cze­snych do­mów, które bu­dują so­bie no­wo­bo­gaccy, ale stara chata, którą ktoś po­ma­lo­wał na po­ma­rań­czowo. Do­okoła domu ro­sły drzewa owo­cowe i krzewy, a po­se­sja była oto­czona drew­nia­nym pło­tem. Wcho­dziło się do środka przez furtkę, która okrop­nie skrzy­piała, a do domu pro­wa­dziła wy­ło­żona du­żymi ka­mie­niami ścieżka. Po­my­ślał, że jest tu po pro­stu swoj­sko. Za­pu­kał do drzwi i ja­kież było jego zdzi­wie­nie, gdy nie otwo­rzyła mu żadna Ma­ryna ani Ja­gna z war­ko­czem do pasa. Bo tak so­bie Igę wy­obra­żał jak bo­ha­terkę ro­dem z filmu o Ja­no­siku albo ekra­ni­za­cji Chło­pów. Otwo­rzyła mu śliczna, ni­ska, tro­chę kor­pu­lentna blon­dynka o sze­ro­kim uśmie­chu.

– Cześć. Iga. – Ko­bieta wy­cią­gnęła do niego rękę.

– Mar­chlew­ski – rzu­cił może tro­chę zbyt ofi­cjal­nie.

Je­zuuu – jęk­nęła w du­chu Iga – co za sztywny, od­pi­co­wany gość. Sta­rała się nie oce­niać lu­dzi zbyt po­chop­nie, ale tu­taj ocena sama się na­su­wała. Fa­cet był wy­sty­li­zo­wany tak, jakby wy­szedł z ma­ga­zynu mo­do­wego.

– Wchodź. Przy­go­to­wa­łam śnia­da­nie.

– Zja­dłem po dro­dze tor­tillę i wy­pi­łem kawę.

– Co tam tor­tilla, mamy tu­taj wiej­ski se­rek z rzod­kiewką, szczy­pior­kiem i ba­zy­lią i chleb z pieca od Ziutka. Naj­lep­szy. Mam też kawę od zna­jo­mej z Hisz­pa­nii, ka­kao i ro­ga­liki od pani Ha­linki, która pie­cze dla swo­ja­ków.

– A pani jest swo­jaczką? – za­py­tał. Po­my­ślał, że jest ładna, ko­bieca, ma piękny duży biust... ale poza tym jest iry­tu­jąca.

– Na po­czątku nie by­łam. Ale po dwóch la­tach ju­żem swoja. – Ko­bieta uśmiech­nęła się sze­roko.

– Chcia­łem na po­czątku wy­ja­śnić, że przy­je­cha­łem tu­taj na prośbę pani babci i to jest je­dyny po­wód.

– Nie ro­zu­miem, dla­czego pan mi się tak bar­dzo tłu­ma­czy.

– Pro­szę pani...

– Czy mo­żemy przejść na ty? – prze­rwała mu. – Wtedy bę­dzie pro­ściej.

– Iga, tak? – do­py­tał zło­śli­wie, jakby nie pa­mię­tał jej imie­nia. Nie bez sa­tys­fak­cji spo­strzegł, że przez jej wiel­kie nie­bie­skie oczy prze­bie­gła wście­kłość.

– Tak, Mi­chale – od­po­wie­działa ura­żona.

– A więc je­stem tu, bo mam do spła­ce­nia dług wo­bec two­jej babci. I szcze­rze? Nie lu­bię pi­sa­rzy ani dzien­ni­ka­rzy.

– Żar­tu­jesz? – Wy­dęła za­baw­nie usta. – Ni­gdy bym nie zga­dła, że tak jest. Ja z ko­lei nie prze­pa­dam za aro­ganc­kimi fa­ce­tami, któ­rzy jeż­dżą audi TT.

– Za­tem pora od­je­chać moim audi – po­wie­dział ze zło­ścią. Jak ona go wku­rzała! Pi­sa­reczka jedna, która wy­my­ślała czy­ta­dła dla ko­biet! Za­mknęła się w ja­kiejś cha­cie, oto­czona przez dzi­wa­ków!

– Nie ma sensu kłó­cić się z rana. Może zjemy śnia­da­nie?

– To miłe z two­jej strony – spu­ścił z tonu. – Zjemy, opo­wiem ci, co tam chcesz. Twoja bab­cia zdia­gno­zo­wała u mnie chro­niczną sa­mot­ność.

– A ty nie czu­jesz się sa­motny?

– Nie zwra­cam na to uwagi.

– Nie­wia­ry­godne, że można nie zwra­cać uwagi na to, co się czuje i jak się żyje.

– Mam wy­godne miesz­ka­nie, do­brą pracę... – Za­wie­sił głos, bo nie wie­dział, co ma da­lej po­wie­dzieć.

Iga wy­czuła jego za­kło­po­ta­nie i się nie ode­zwała, za­miast tego za­pro­siła go do kuchni.

– Ładna ta twoja cha­łupa. To zna­czy dom – po­pra­wił się Mi­chał, chcąc za­trzeć nie­miłe wra­że­nie z po­czątku roz­mowy.

– Zbu­do­wana przed wojną, w trzy­dzie­stym pią­tym roku.

– Ale że masz piec ka­flowy? – Za­sko­czony, wska­zał głową w stronę pieca ob­ło­żo­nego du­żymi bia­łymi ka­flami w nie­bie­skie wzory.

– Moim ma­rze­niem było zna­le­zie­nie ta­kiej cha­łupy, w któ­rej za­cho­wał się ka­flowy piec. Wiesz, że w ka­mie­nicy, w któ­rej miesz­ka­cie z bab­cią, też były piece ka­flowe? W ta­kich kuch­niach to­czyło się kie­dyś ży­cie. I u mnie tu­taj to­czy się ży­cie. Jak­byś zo­stał do wie­czora, to przed­sta­wi­ła­bym ci są­sia­dów i pana Jó­zia, któ­rego po­zna­łam wczo­raj.

– Na pewno nie zo­stanę do wie­czora – uciął.

– Ro­zu­miem, masz swoje plany.

Mi­chał przy­tak­nął, cho­ciaż nie miał żad­nych pla­nów. Ma­rzył o tym, by po­ło­żyć się na swo­jej bia­łej skó­rza­nej so­fie i po­oglą­dać Net­fliksa. Poza tym przy tej ko­bie­cie czuł się ja­koś dziw­nie. Może tro­chę nie­pew­nie? Nie, po pro­stu dziw­nie.

– Szkoda, po­my­śla­łam, że do­ło­ży­ła­bym do pieca... – Spoj­rzała na niego i mru­gnęła, po czym za­śmiała się gło­śno.

Mi­chał wciąż był pod wra­że­niem jej wy­bu­chów ra­do­ści.

– Drewna bym do­ło­żyła. Zo­ba­czył­byś, jak robi się przy­jem­nie. Je­sie­nią na sznur­kach nad pie­cem su­szę grzyby, pla­stry po­ma­rań­czy, ja­błek, cy­tryn. Na cie­płym bla­cie za­zwy­czaj sta­wiam też mi­skę z droż­dżo­wym cia­stem, żeby wy­ro­sło. Nie je­stem spe­cja­listką od pie­cze­nia, ale moje cy­try­nowe cia­sto droż­dżowe jest wspa­niałe.

Mi­chał się uśmie­chał.

– To nie moja bajka – po­wie­dział, roz­glą­da­jąc się po kuchni.

– Mnie tak do­brze. Każdy ma inne stan­dardy.

– Miesz­kasz tu sama?

– Nie, z Ru­dym, Bu­rym i Pstro­ka­tym.

– To koty?

– Rudy i Bury tak, ale Pstro­katy jest psem.

– Aha... – Mi­chał nie wie­dział, co jesz­cze może po­wie­dzieć.

– Pij kawę, bo zimna nie bę­dzie do­bra. Mam jesz­cze ka­kao w garnku. Na­łóż so­bie, co chcesz i ile du­sza za­pra­gnie. – Iga nie prze­sta­wała się uśmie­chać i ga­dać. – Kiedy skoń­czy­łam trzy­dzie­ści lat, po­sta­no­wi­łam, że czas na zmiany. Raz na ja­kiś czas na­cho­dzą czło­wieka ta­kie my­śli i wtedy trzeba dzia­łać. Wiesz... żeby ochota nie prze­szła. – Po­ło­żyła dło­nie na stole i pal­cem za­częła ba­zgrać na bla­cie nie­wi­doczne esy-flo­resy.

Mi­chał jadł twa­ro­żek i ga­pił się na tę eks­cen­tryczną ko­bietę.

– Strasz­nie dużo ga­dasz.

– Trzeba cza­sami się wy­ga­dać, wtedy tak ja­koś lżej jest czło­wie­kowi na du­szy.

– I dla­tego za­miesz­ka­łaś na pust­ko­wiu? – za­py­tał. Chciał być miły. Na­prawdę.

– Do War­szawy mam ko­lejką dwa­dzie­ścia mi­nut. Wsia­dam i ru­szam do babci. Bab­cia ko­cha mia­sto i z niego nie zre­zy­gnuje. Mamy do sie­bie rzut be­re­tem, a jed­nak ja mam swoją chatę.

– I pi­szesz tu­taj książki. Je­steś pi­sarką.

– Au­torką ksią­żek. Na­pi­sa­łam Slow life po pol­sku i Od­na­leźć sie­bie, może ko­ja­rzysz, a te­raz pla­nuję na­pi­sać Wiem, co czu­jesz.

– Dla­czego Wiem, co czu­jesz?

– Bo ro­zu­miem, jak to jest być cza­sem sa­mot­nym, i wiem, jak czują się inni sa­mot­nicy. Każdy ma taką swoją sa­mot­nię, cza­sem do­bro­wolną, cza­sem taką, do któ­rej wpę­dza nas ży­cie. W ogóle je­ste­śmy po­ko­le­niem sa­mot­ni­ków. Świa­do­mie od­ci­namy się od in­nych lu­dzi. Ale też wiem, co czu­jesz, kiedy je­steś szczę­śliwy i za­ko­chany...

– To do­bry ty­tuł, ja chyba też wiem, co czu­jesz...

Iga wyj­rzała przez okno. Jed­no­ręki Ziu­tek ob­ma­cy­wał ma­skę sa­mo­chodu Mi­chała. Na szczę­ście ten sie­dział ty­łem do okna i nic nie wi­dział. Przez chwilę za­sta­na­wiała się, czyby się wku­rzył, że ktoś do­tyka jego cacka.

– Ale, ale, po­czę­stuj się szar­lotką! – po­wie­działa tro­chę zbyt gło­śno. – Uwiel­biam szar­lotkę z dużą ilo­ścią cy­na­monu. A ty?

– Nie wiem.

– Dużo rze­czy nie wiesz.

– Może po pro­stu nie za­sta­na­wiam się nad pier­do­łami.

Iga zmru­żyła oczy.

– Dziwne, ale niech ci bę­dzie. Cudny dzień mamy. – Unio­sła ręce. Z jej twa­rzy nie zni­kał uśmiech. – Je­śli chcesz, mo­żemy na­grać na­szą roz­mowę pod­czas spa­ceru. W po­bliżu są je­ziorko i las.

– Ko­bieto, co z tobą jest nie tak?

– Że co? – Iga zmarsz­czyła czoło.

– Za­cho­wu­jesz się, jak­byś się cze­goś na­wcią­gała! Świat jest piękny, ptaszki ćwier­kają, sło­neczko nam do­grzewa...

– A co w tym dziw­nego? Ko­cham ży­cie. I tyle.

– Okej, ko­chaj so­bie to swoje ży­cie, ale to do końca nor­malne nie jest.

– Każdy ina­czej de­fi­niuje swoją nor­mal­ność. Zresztą, czym ona jest?

– Do­bra, za­po­mnij, że py­ta­łem. Za­czy­namy. Tu­taj, okej? – Mi­chał spoj­rzał na nią zło­wrogo. Mi­nęło pół go­dziny, od­kąd tu był, a czuł się, jakby spę­dził z tą wa­riatką kilka dni.

– A więc je­steś dy­rek­to­rem w du­żej kor­po­ra­cji?

– Tak.

– Je­steś też wy­so­kim, przy­stoj­nym, do­brze zbu­do­wa­nym męż­czy­zną, który na pierw­szy rzut oka bu­dzi za­ufa­nie. Do wszyst­kiego do­sze­dłeś ciężką pracą. Wiem, że je­steś też sa­mot­ni­kiem.

– Je­stem sa­mot­ni­kiem – po­twier­dził po chwili za­sta­no­wie­nia.

Iga za­uwa­żyła, że był spięty.

– Do­brze ci z tą sa­mot­no­ścią?

– Nie za­sta­na­wiam się na tym. Są waż­niej­sze rze­czy, nad któ­rymi czło­wiek po­wi­nien się za­sta­no­wić.

– Na przy­kład?

– Praca, do­bra za­bawa. Głów­nie praca.

– Ucie­kasz przed pustką, jaką masz w so­bie, za­peł­nia­jąc ją pracą?

– Chyba je­steś pi­sarką, a nie psy­cho­lożką. Nie przy­sze­dłem do cie­bie, że­byś ro­biła mi psy­cho­ana­lizę. – Za­ci­snął szczęki.

– Znam się na lu­dziach. To czym jest dla cie­bie sa­mot­ność?

– Prze­kleń­stwem – wy­ce­dził przez za­ci­śnięte zęby. – Cho­ler­nym prze­kleń­stwem.

– Czyli pod tą ma­ską za­du­fa­nego ego­cen­tryka kryje się coś wię­cej?

– Wy­cho­dzę.

– Nie ob­ra­żaj się, Mi­chał. – Iga zła­pała go za rękę. – Nie chcia­łam.

– Nie mam ochoty z tobą roz­ma­wiać. – Był tak wście­kły, że aż po­czer­wie­niał na twa­rzy.

– Czym cię ura­zi­łam?

– Wszyst­kim. Pro­szę, zo­staw mnie w spo­koju – uniósł ręce.

Nie mógł uwie­rzyć, że przy­znał jej się do uczuć, które pró­bo­wał ukryć na­wet przed sa­mym sobą. Wy­szedł na ze­wnątrz, a Iga za­mknęła za nim drzwi.

Wie­działa, że cza­sem nie na­leży za kimś biec, że czło­wiek w ta­kich wy­pad­kach po­trze­buje za­szyć się w swo­jej sa­motni.

Usia­dła przy stole i za­częła sku­bać chałkę, kiedy usły­szała krzyk. Wy­bie­gła na po­dwórko i zo­ba­czyła dan­tej­ską scenę. Wi­told, znany wszyst­kim in­dor są­sia­dów, cały na­stro­szony, z prze­raź­li­wym sy­kiem ata­ko­wał Mi­chała, który biegł do­okoła sta­rej szopy, wy­ma­chu­jąc rę­kami i pro­sząc świat o po­moc.

Iga wie­działa, że Wi­tolda od­stra­sza widmo obe­rwa­nia ło­patą. Oprócz niej nie bał się ni­czego. Boso po­bie­gła w stronę szopy i chwy­ciła ło­patę. Za nią wy­le­cieli Rudy, Bury i Pstro­katy. Pstro­katy za­czął uja­dać, a Bury wście­kle miau­czeć.

– Wi­told! – krzyk­nęła Iga.

Pta­szy­sko za­trzy­mało się i spoj­rzało na nią. Ko­bieta trzy­mała w dło­niach wy­soko unie­sioną ło­patę. Oczy­wi­ście Iga ni­gdy nie skrzyw­dzi­łaby zwie­rzę­cia, ale Wi­tolda trzeba było tro­chę po­stra­szyć. Obłęd w jego oczach znik­nął. In­dyk za­gul­go­tał, od­wró­cił się do­stoj­nie i prze­szedł z po­wro­tem na po­dwórko są­sia­dów.

Mi­chał za­trzy­mał się zdy­szany. Za­czerp­nął po­wie­trza.

– Co to było? – za­py­tał prze­ra­żony.

– In­dyk.

– To nie in­dyk, to ja­kieś wiel­kie na­stro­szone mon­strum!

– Ura­to­wa­łam ci ty­łek przed po­dzio­ba­niem.

– Dzięki – rzu­cił Mi­chał, wy­cie­ra­jąc spo­cone dło­nie w no­gawki spodni.

– Prze­sta­niesz się na mnie ob­ra­żać?

– Iga... Je­steś zbyt eks­pre­syjna, sza­lona... To nie wyj­dzie.

– Nie pro­szę o to, byś zo­stał moim księ­ciem z bajki. Chcę tylko, że­byś ze mną szcze­rze po­ga­dał. Strasz­nie chcę na­pi­sać tę książkę. – Iga na­gle spo­waż­niała i Mi­chał mógłby przy­siąc, że jej oczy lekko się za­szkliły. Za­mru­gała szybko, a na jej twarz wró­cił uśmiech.

– Po­zwól mi to prze­my­śleć. I dzięki za ura­to­wa­nie tyłka. – Uśmiech­nął się i skie­ro­wał do sa­mo­chodu.

Iga we­szła do domu, a za nią Rudy, Bury i Pstro­katy. Wy­piła kawę. Otwo­rzyła ze­szyt i za­częła pi­sać.

Pstro­katy uło­żył się na jej sto­pach, Bury też, bo był strasz­nym za­zdro­śni­kiem. Iga uśmiech­nęła się sze­roko. Było jej do­brze. I pod­skór­nie czuła, że Mi­chał do niej wróci i opo­wie jej swoją hi­sto­rię.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki